Oduczmy się wstydu - ebook
Oduczmy się wstydu - ebook
Jak uwolnić się od wstydu, który narzuca społeczeństwo?
W książce "Oduczmy się wstydu" psycholog społeczny Devon Price obnaża mechanizmy wstydu systemowego – przekonania, że to jednostka jest winna swojej biedy, wykluczenia czy porażek. To systemowe kłamstwo każe nam wierzyć, że sukces zależy wyłącznie od naszej ciężkiej pracy, a globalne kryzysy rozwiążemy sami poprzez indywidualne działania.
Devon Price, czerpiąc z własnych doświadczeń i wiedzy psychologicznej, pokazuje, jak wyrwać się z pułapki samopotępienia i budować solidarność społeczną. Proponuje także zestaw ćwiczeń i wskazówek, które pomogą wam odbudować zaufanie do siebie samych i innych ludzi, a także przekształcić wstyd w wolę życia i energię do działania.
"Oduczmy się wstydu" to przewodnik po emocjonalnym uzdrawianiu i krok ku bardziej empatycznemu, wspólnotowemu światu. Nie dajcie się samotności – znajdźcie nadzieję i poczucie sprawczości we wspólnym działaniu.
Rozpocznijcie własną drogę ku wolności od toksycznego wstydu!
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
Spis treści
Wprowadzenie Moja osobowość oparta na wstydzie
CZĘŚĆ PIERWSZA
Cierpienie spowodowane wstydem systemowym
ROZDZIAŁ 1 Zrozumieć wstyd systemowy
ROZDZIAŁ 2 Geneza wstydu systemowego
ROZDZIAŁ 3 Wartości związane ze wstydem systemowym
ROZDZIAŁ 4 Dlaczego wstyd nie działa
CZĘŚĆ DRUGA
Ekspansywne uznanie
ROZDZIAŁ 5 Zrozumieć ekspansywne uznanie
ROZDZIAŁ 6 Radykalna samoakceptacja
ROZDZIAŁ 7 Wrażliwa więź
ROZDZIAŁ 8 Nadzieja dla ludzkości
Podsumowanie Twoje miejsce w świecie
Przypisy
Podziękowania
| Kategoria: | Popularnonaukowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-66667-58-7 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MOJA OSOBOWOŚĆ OPARTA NA WSTYDZIE
Za każdym razem, gdy przytrafia mi się coś dobrego lub proszę o coś, czego potrzebuję, natychmiast ogarnia mnie panika i wstyd.
Po ukończeniu doktoratu w 2014 roku pojechałem na weekend do Austin w Teksasie z moim ówczesnym chłopakiem, Nickiem. To miało być święto pełne picia, zwiedzania i muzyki. Nick zarezerwował nam stolik w eleganckiej restauracji z menu _prix fixe_, na którą normalnie nie byłoby go stać. Ale nie cieszyłem się ani przez chwilę. Ilekroć z dumą mówił komuś o tym, że jestem doktorem, starałem się minimalizować to osiągnięcie. Robiłem wszystko, by odwrócić od siebie uwagę i czym prędzej zakończyć rozmowę na ten temat. Podczas kolacji płakałem nad każdym daniem, przerażony wizją trzycyfrowego rachunku, i wlewałem w siebie drinki z nadzieją, że mnie to uspokoi. Później, gdy byłem już mocno podpity i wciąż pochłonięty poczuciem winy, włóczyłem się po centrum miasta, szlochając gwałtownie, a Nick podążał za mną, całkowicie zdezorientowany. Nie byłem w stanie wytłumaczyć, o co mi chodzi, ani w ogóle cokolwiek powiedzieć. Chciałem tylko zwinąć się gdzieś w kłębek i umrzeć.
Co się stało? Co było ze mną nie tak? Dlaczego nie byłem dumny z tego, co właśnie osiągnąłem? Czułem, że nie zasłużyłem na żadną z dobrych rzeczy, które mi się przytrafiły. Chciałem zrobić doktorat, odkąd byłem nastolatkiem. Wierzyłem, że sukces na uczelni zapewni mi bezpieczeństwo i akceptację społeczną. Większość studiów spędziłem w izolacji, pragnąc znaleźć miejsce na świecie, w którym byłbym kochany i akceptowany, ale wątpiłem, że kiedykolwiek to osiągnę. Pomimo ukończenia studiów, zdobycia pracy i znalezienia wspierającego związku, który przetrwał wiele lat, odkryłem, że w głębi duszy wciąż jestem sobą – niezręcznym, nieszczęśliwym nieborakiem, wciąż bez własnego miejsca na świecie. Przez całe życie goniłem za osiągnięciami i akceptacją, wierząc, że zapewnią mi samoakceptację. Teraz, gdy moje wszystkie zewnętrzne cele zostały osiągnięte, czułem się jeszcze bardziej pusty.
Wciąż siebie nienawidziłem. W rzeczywistości, teraz, gdy zabrakło mi jakiegoś obiecującego życiowego celu, do którego mógłbym dążyć, egzystencja wydawała się jeszcze bardziej bezsensowna. Nie mogłem sobie wyobrazić mojej przyszłej kariery ani tego, jak mogłaby wyglądać starość z Nickiem. Przyszłość jawiła się jako długa, pusta przestrzeń. Czułem się tak, jakby nic, co dotychczas robiłem, nigdy nie miało i nigdy nie mogło mieć znaczenia – ponieważ nie pomogło mi przestać być sobą.
Ta pochłaniająca nienawiść do samego siebie i beznadzieja pojawiły się ponownie dwa lata później, kiedy w końcu przyznałem się przed samym sobą, że jestem transpłciowy. Kiedy wyznałem swoją tożsamość transpłciowej przyjaciółce, Sarze, poczułem się skąpany w ciepłej, błogiej samoakceptacji. Czułem się podekscytowany możliwością pójścia naprzód. Mogłem wreszcie wyobrazić sobie, kim chcę być. Ale te pozytywne emocje zniknęły, gdy tylko pomyślałem o tym, co będzie dalej. Będę musiał zacząć prosić ludzi o używanie nowego imienia i nowych zaimków. Kiedy się pomylą, będę musiał popełnić niewybaczalny grzech społeczny – stanąć w swojej obronie i sprawić, że sytuacja stanie się niezręczna. Chciałem zmienić włosy i całą garderobę, może poddać się operacji, ale wszystko to wydawało mi się niewybaczalną ekstrawagancją. Na hormonach maskulinizujących, których desperacko pragnąłem, moje ciało stałoby się bardziej owłosione, masywne, trądzikowe i niezrozumiałe dla innych. Profesjonalna osobowość, którą kultywowałem przez lata, rozpadłaby się, a moja okropna natura bez wątpienia stałaby się widoczna.
Co gorsza, nie było możliwości, by mój heteroseksualny partner nadal był mną zainteresowany, gdybym został facetem. Nie byłbym już inteligentną, wyluzowaną i ładną dziewczyną, którą rodziny partnerów zawsze lubiły. Moja tożsamość stałaby się dla nich przeszkodą. Moje zmieniające się ciało rzucałoby się w oczy nawet zupełnie obcym osobom. A i moi bliscy mogliby być zakłopotani w mojej obecności. Przyzwoite życie, które zbudowałem, rozpadłoby się na kawałki.
Czułem się, jakbym zabił osobę, którą kochał mój chłopak i rodzina, a wszystko dlatego, że miałem chore urojenia w sprawie tego, kim jestem. Nienawidziłem siebie za to, że potrzebuję czegoś tak dziwnego i kłopotliwego jak zmiana płci. Próbowałem więc zaspokoić swoje potrzeby w tajemnicy. Poszedłem do sądu i zmieniłem swoje imię i marker płci, nie mówiąc o tym nikomu przez wiele miesięcy. Wiedziałem, że muszę zmusić się do tej zmiany, zanim zwrócę się o akceptację do kogokolwiek innego, bo inaczej nigdy do niej nie dojdzie. Zacząłem przyjmować testosteron, dosłownie chowając się do szafy w naszej, mojej i Nicka, wspólnej sypialni. W środowe wieczory wymykałem się do grupy wsparcia genderqueer w lokalnym centrum LGBT, drżąc za każdym razem z obawy, że zobaczy mnie ktoś znajomy. Kiedy w końcu spróbowałem ujawnić się Nickowi i rodzinie, nie mogłem przestać się wahać, przepraszać i płakać. Musiałem wysłać im te słowa SMS-em. Nie byłem w stanie wypowiedzieć ich na głos. Marzyłem o pozbyciu się dziwnych pragnień, które zmuszały mnie do robienia takich rzeczy.
Kilka lat po mojej tranzycji próbowałem nawet na jakiś czas wycofać się z tego procesu, w nadziei, że znów stanę się słodką, łatwą w kontakcie, heteroseksualną dziewczyną, za jaką uważali mnie ludzie¹. Był to emocjonalny dołek pandemii, a ja zostałem odcięty od wszystkich moich trans-przyjaciół i poczucia wspólnoty. Pozostał tylko Nick, mój partner od prawie dziesięciu lat, który robił się tym bardziej zimny i zdystansowany, im dalej postępowała moja przemiana. Miałem nadzieję, że jeśli moje ciało stanie się bardziej kobiece, Nick mnie znów pokocha, a konserwatywna matka przestanie traktować mnie z podejrzliwością. Wmawiałem sobie, że wszystkie moje problemy to moja wina i że muszę zrezygnować z prób bycia kimś, kim nie jestem.
Ale to nie działało. Wstręt do samego siebie i skrytość blokowały mój potencjał rozwoju i szczęścia. I choć wydawało mi się, że moje cierpienie jako osoby transpłciowej było spowodowane tym, co robię, wszystko to było wynikiem pracy potężnych systemów – takich jak cisseksizm, kapitalizm i heteronormatywność – których byłem ofiarą i którym nie mogłem się przeciwstawić.
Zawsze uważałem, że moje pragnienia i marzenia są zbyt wygórowane i że muszę nadrobić to, kim jestem, będąc osobą tak pracowitą, cnotliwą i nienachalną, jak to tylko możliwe. Ilekroć coś mi się udaje lub otrzymuję pozytywną ocenę, nie mogę przestać myśleć o wszystkich ludziach, których znam i kocham, zasługujących na to bardziej niż ja. Tak wielu moich przyjaciół cierpi na zespół stresu pourazowego z powodu ubóstwa, rasizmu, homofobii, seksizmu i wielu innych. Wszędzie wokół widzę problemy społeczne, z którymi nie radzę sobie wystarczająco dobrze. I bez względu na to, jak bardzo staram się dbać o innych i dawać światu coś dobrego, albo uczynić siebie kimś lepszym lub bardziej godnym miłości, czuję się, jakbym wiecznie wpłacał skromne raty na poczet długu, który wciąż rośnie.
Jest wiele powodów, dla których tak się czuję. Jako skryte queerowe dziecko lat dziewięćdziesiątych byłem świadkiem tego, jak chorzy na AIDS byli piętnowani jako ohydni rozpustnicy i obwiniani za swoją chorobę. Dowiadywałem się, że osoby uzależnione i osadzone w więzieniach zasłużyły na swój los, ponieważ nie miały siły woli, by „po prostu powiedzieć nie”. Komunikaty służb publicznych i podręczniki szkolne nauczyły mnie, że środowisko niszczą ludzie, którzy śmiecą i marnują wodę. Kiedy w moich nastoletnich latach przetoczyły się przez kraj zakazy małżeństw homoseksualnych, a moje własne liceum próbowało uniemożliwić mi protestowanie przeciw temu, zrozumiałem, że nie mogę liczyć na ochronę ze strony jakichkolwiek instytucji publicznych. Byłem załamany, ponieważ moja konserwatywna rodzina była niewzruszona moją troską o prawa osób queer. Wiedziałem, że nie mogę na nikogo liczyć i zawsze będę zdany na samego siebie.
Wielokrotnie uczono mnie, że jedynym sposobem na prowadzenie wartościowego i konstruktywnego życia jest siła woli, perfekcjonizm i osobista odpowiedzialność. Jednak żaden wysiłek nie wystarczał, bym poczuł się lepiej. Księgi rachunkowe nigdy nie sumowały się na moją korzyść, ponieważ osobista odpowiedzialność nie mogła zniwelować destrukcyjnego systemu.
Podobnie jak wielu innych ludzi, cierpię z powodu wstydu systemowego, czyli potężnego przekonania o własnej winie za sytuację, w której żyję, oraz poglądu, że jedynym sposobem na przezwyciężenie moich problemów jest indywidualna siła i wytrwałość. Wstyd sam w sobie jest całkowicie normalną, choć nieprzyjemną emocją. Filozofowie zawsze się nim interesowali, dlatego możemy znaleźć jego szczegółowe opisy w różnych kulturach i epokach. Najprościej rzecz ujmując, wstyd to poczucie, że nie tylko zrobiliśmy coś złego, ale że jesteśmy źli i że jakaś podstawowa część nas jest tak okropna, że należy ją ukryć. Zawstydzeni ludzie zazwyczaj czują się zdemotywowani, wycofani z relacji i bezsilni. Zwykle mają niski poziom energii i słabą zdolność koncentracji, podobnie jak osoby cierpiące na depresję lub wypalone, co sprawia, że do odbudowania poczucia własnej wartości mogą wymagać więcej odpoczynku i wsparcia społecznego.
Wstyd sam w sobie może być bardzo szkodliwy, ale wstyd systemowy sięga głębiej niż wyrzuty sumienia, które możemy odczuwać, gdy przypomnimy sobie, że zrobiliśmy coś złego. Dzieje się tak, ponieważ wstyd systemowy to nie tylko emocja – to także system przekonań o tym, kto zasługuje na pomoc, a kto powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności za własne cierpienie. Wstyd mówi nam, że jesteśmy źli, co samo w sobie jest bardzo nieprzyjemnym uczuciem, ale wstyd systemowy uczy, że całe grupy ludzi są złe i że poprzez nasze wybory oraz tożsamość nieustannie sygnalizujemy innym, czy należymy do grupy, którą można usprawiedliwić, czy też do grupy z natury złej. Kiedy doświadczamy zwykłego wstydu, możemy go niwelować, analizując nasze działania, naprawiając je lub pracując nad własnym rozwojem. Natomiast wstyd systemowy jest raną odnawiającą się dzień po dniu bez względu na to, co robimy lub czego nie robimy, i bez względu na to, jak bardzo pragniemy pokochać osobę, którą jesteśmy. Bez względu na to, jak ciężko pracujemy lub jak bardzo staramy się postępować przyzwoicie, wmawia nam on, że jesteśmy leniwi, samolubni, obrzydliwi i niegodni zaufania, a wszystkie problemy, z którymi borykamy się w życiu, są wyłącznie naszą winą.
Kiedy osoba dyskryminowana obarcza się odpowiedzialnością za własne krzywdy, pojawia się wstyd systemowy – uczucie przytłoczenia i beznadziei. Kiedy obwiniamy siebie za to, że nie zrobiliśmy „wystarczająco dużo”, aby zwalczyć zło, takie jak transfobia, rasizm, wyzysk pracowników, globalne zmiany klimatyczne lub epidemie, wstyd systemowy zbiera wśród nas ogromne emocjonalne żniwo. Kiedy wierzymy, że musimy sami zaradzić nierównościom, wyrażać nasze wartości tym, co kupujemy i konsumujemy, gdy nie przyjmujemy żadnej pomocy – również cierpimy z powodu wstydu systemowego. Jest on wszędzie. Zatruwa rozmowy o tym, co jesteśmy sobie nawzajem winni i jak może wyglądać tworzenie lepszego, bardziej sprawiedliwego świata.
Wstyd systemowy to niegojąca się rana emocjonalna. Ale to także ideologia opisująca sposób, w jaki działa świat – głęboko szkodliwa, utrzymująca nas w stanie niepokoju i nieszczęścia. Jest ściśle związana z purytańskim przekonaniem, że moralność jest prosta i absolutna, a także z odwiecznymi amerykańskimi ideałami, zgodnie z którymi każda osoba powinna być w pełni niezależna. Ponieważ wstyd systemowy jest tak głęboko zakorzeniony w naszej kulturze i historii, pojawia się w debatach politycznych, komunikatach rządowych, reklamach, podręcznikach, na warsztatach i szkoleniach, w filmach, które lubimy, i w rozmowach, które o nich prowadzimy, a nawet w tym, jak oceniamy działania własne i naszych przyjaciół.
Wstyd systemowy zakłada, że jedynym sposobem na znaczącą zmianę jest wysiłek pojedynczych osób oraz podejmowanie przez nie „właściwych” decyzji. Mówi nam, że osoby niepełnosprawne nigdy nie mogą pozwolić, aby ich stan był „wymówką” dla „pozostawania w tyle”, a ubóstwu można będzie zaradzić, gdy biedni ludzie „wezmą się za siebie”. Wstyd systemowy mówi kobietom, że mogą przezwyciężyć seksizm w miejscu pracy, jeśli nauczą się mówić z większą pewnością siebie i zaangażują się w „autopromocję”, osobom Czarnym* tłumaczy, że mogą przezwyciężyć rasizm w życiu zawodowym, uważając na swój sposób mówienia. Kiedy Czarna kobieta ma trudności z zastosowaniem się do tych dwóch sprzecznych rad, wstyd systemowy mówi, że to jej wina, ponieważ nie jest wystarczająco silna lub, paradoksalnie, jest zbyt „drażliwa”².
Wstyd systemowy przekonuje nas, że globalne pandemie są spowodowane przez samolubnych ludzi, a nie przez korporacyjne okrucieństwo i zaniedbania rządu. Głosi, że akty masowej przemocy z użyciem broni palnej są przypadkowymi aktami powodowanymi przez złych i chorych psychicznie ludzi, a nie przez tych, którzy głoszą nienawiść. Mówi nam również, że musimy obsesyjnie kontrolować osobiste nawyki, wybory i zakupy, ponieważ każde nasze działanie ma ogromny ciężar moralny – los świata zależy od każdej naszej decyzji. Bez względu na to, jak bardzo dbamy o sprawiedliwość i innych ludzi, wstyd systemowy zawsze będzie nas przekonywał, że nie żyjemy zgodnie z tymi wartościami – że nie angażujemy odpowiednich środków, nie robimy dość dużo dla innych lub nie pracujemy dość ciężko.
Systemowy wstyd trzyma wielu z nas w potrzasku, tak jak mnie. Ja też często czułem się uwięziony, nienawidziłem siebie za to, kim jestem, desperacko pracowałem, by zasłużyć na prawo do życia, i nigdy nie wierzyłem, że ktokolwiek mógłby mnie naprawdę wspierać lub troszczyć się o mnie. I wiem, że nie jestem jedyny. Ten sposób myślenia całkowicie spustoszył nasz dyskurs polityczny, uniemożliwiając prowadzenie produktywnych rozmów o tym, jak może wyglądać prawdziwa zmiana na poziomie systemowym, i o tym, co jest potrzebne, abyśmy mogli wspólnie walczyć o taką zmianę.
Oto kilka oznak, że możesz cierpieć z powodu wstydu systemowego:
1. Nieustannie patrzysz na siebie oczami ludzi, którzy cię nie akceptują.
2. Spędzasz dużo czasu na rozmyślaniu o przeszłych decyzjach, nawet tych stosunkowo drobnych, martwiąc się, że sprawy potoczyłyby się inaczej, gdybyś zrobiła to „dobrze”.
3. Czujesz, że możesz się zrelaksować i naprawdę być sobą tylko wtedy, gdy jesteś sam – ale nawet wówczas są myśli i uczucia, na które sobie nie pozwalasz.
4. Masz głęboką świadomość negatywnych stereotypów, jakie ludzie mogą odnosić do ciebie z powodu twojej tożsamości, wyglądu, a nawet doświadczeń z przeszłości, i uważnie kontrolujesz swoje zachowanie, aby nie potwierdzać tych stereotypów.
5. Kompulsywnie pochłaniasz wiadomości o niepokojących wydarzeniach na świecie, ale zamiast korzystać z tej wiedzy, masz poczucie winy a nawet czujesz panikę.
6. Trudno ci wyobrazić sobie przyszłość, w której poczujesz satysfakcję lub uznasz, że twoje życie jest cokolwiek warte.
7. Masz wrażenie, że dźwigasz ogromny ciężar obowiązków i że nic, co robisz w życiu, nie ma znaczenia.
8. Trudno ci uwierzyć, że ktokolwiek może naprawdę docenić i zadbać o ciebie.
9. Twoją domyślną postawą wobec siebie jest nieufność i obrzydzenie.
10. Starasz się robić wszystko samodzielnie – a zwolnienie tempa lub potrzebę pomocy postrzegasz jako porażkę.
Wstyd systemowy jest problemem niezwykle rozpowszechnionym. Nie ma prawie żadnej kwestii społecznej – od zmian klimatycznych po seksizm, od fatfobii po pandemie – której by nie dotknął. Im bardziej ktoś cierpi, tym bardziej system gospodarczy i instytucje publiczne są gotowe przekonywać społeczeństwo, że to wszystko jego wina. Mogę zagwarantować, że ten wstyd pojawi się w twoim życiu, nawet jeśli nie uważasz się za osobę szczególnie uciskaną, ponieważ każde ludzkie istnienie jest podatne na szkody wyrządzone przez takie siły jak kapitalizm i degradacja środowiska. To właśnie wstyd systemowy uniemożliwia nam zaakceptowanie, że dzielimy te zmagania z większością istot żyjących na tej planecie. Zamiast zjednoczyć nas, byśmy mogli wspólnie zażądać naprawy istniejących systemów lub pracować nad budowaniem alternatywnych, wstyd ten naznacza nas strachem i wstrętem, oddalając nas od siebie.
------------------------------------------------------------------------
Kilka lat temu wybrałem się na zakupy spożywcze z moim przyjacielem Garym, głęboko skrupulatną i przepełnioną niepokojem duszą. Organizowaliśmy zaopatrzenie na imprezę w domu Gary’ego, a on przez cały czas zadręczał się przeprosinami i tłumaczeniem, na wszelki wypadek, swych działań. Zaproponował, byśmy poszliśmy do Whole Foods, ponieważ jest to najbliższy sklep spożywczy i lepiej by było dla środowiska, gdybyśmy tam zrobili zakupy, niż jechali do Aldiego dwa kilometry dalej. Dodał, że czuje się winny, robiąc zakupy w sieci spożywczej tak silnie kojarzonej z gentryfikacją miasta – zwłaszcza że Whole Foods jest własnością Amazona, firmy znanej ze złego traktowania pracowników.
Gary przyniósł ze sobą do sklepu plecak wypełniony torbami wielokrotnego użytku. Martwił się jednak, że być może będziemy musieli kupić też kilka plastikowych. W dziale z produktami sięgnął po opakowanie z pokrojonym arbuzem i wyjaśnił mi, że z powodu artretyzmu nie może zabrać do domu całego arbuza, nie mówiąc już o jego krojeniu. Następnie chwycił paczkę biodegradowalnych jednorazowych widelców, wyjaśniając, że potrzebuje ich, gdy nasilają się jego dolegliwości i szorowanie naczyń staje się bolesne. Chciałem zaoferować mu pomoc w pracach domowych, ale wiedziałem, że nie mogę zobowiązać się do regularnego jeżdżenia do mieszkania oddalonego o trzy mile od mojego. Nie miałem samochodu, a transport publiczny przyprawiał mnie o chorobę lokomocyjną. Poza tym mój tygodniowy harmonogram zawsze sprawiał, że czułem się strasznie zajęty. Wydawało się, że żaden z nas nie może nic zrobić. Chodząc od alejki do alejki, dźwigaliśmy wciąż ciężar odpowiedzialności.
Byłem zły, bo moja obecność sprawiała, że Gary czuł się nadzorowany, jakbym oceniał go za jego wybory. Jednocześnie irytował mnie tym krępującym przedstawieniem. Czułem się źle z powodu własnych decyzji i ograniczeń. Czy Gary osądzał mnie za przybycie do jego domu z dużą kawą Starbucks w jednorazowym kubku? Czy uważał, że zawiodłem jako przyjaciel, ponieważ nie mogłem mu pomóc? Gdy w milczeniu porównywał dwie w zasadzie identyczne wody gazowane, próbując dowiedzieć się, która z nich nie jest butelkowana przez Coca-Colę, chciałem na niego krzyknąć: „W tej grze nie ma wygranej, Gary! Żaden z naszych wyborów nie ma znaczenia!”. Czułem się niepewnie w obliczu jego moralnej skrupulatności i pomyślałem, że stanowcze zadeklarowanie mojej obojętności może oszczędzić nam obu niepotrzebnych kłopotów.
Gary usiłował radzić sobie z groźbą zmian klimatycznych, koncentrując się na każdej swojej decyzji. Podobnie jak postać Chidi Anagonye, neurotycznego, moralnie skonfliktowanego filozofa w serialu NBC _The Good Place_, Gary rozważał dalekosiężne konsekwencje społeczne każdego zakupu i działania. Ale kiedy uważna i oczytana osoba, taka jak Gary, próbuje realizować swoje przekonania w sklepie spożywczym, często okazuje się, że żadna z dostępnych opcji nie jest szczególnie moralna. W _The Good Place_ Chidi, będąc osobą niezdecydowaną, nigdy nie jest w stanie podjąć decyzji, którą uważa za etycznie uzasadnioną. Nie potrafi nawet wybrać rodzaju mleka, bez popadania w panikę. Mleko migdałowe może być lepsze od mleka krowiego z punktu widzenia praw zwierząt, ale nadal szkodzi środowisku ze względu na to, ile wody potrzebują drzewa migdałowe do wzrostu. Mleko ryżowe zużywa mniej wody niż mleko migdałowe, ale generuje znacznie więcej gazów cieplarnianych. Nie ma spójnej odpowiedzi, co jest „właściwym” zakupem – każda opcja jest szkodliwa, ponieważ wszystkie są produkowane przez amoralne korporacje, które nie przejmują się środowiskiem.
Od fikcyjnych „grzeszników”, których spotyka w piekle, Chidi dowiaduje się, że został potępiony, ponieważ jego niezdecydowanie dręczyło wszystkich wokół i nie miało żadnego celu. Nie udaje mu się nawet odwiedzić matki w szpitalu, bo nie może zdecydować, czy pojawić się u niej w dniu operacji, czy dotrzymać wcześniejszej obietnicy, że pomoże siostrzeńcowi swojego gospodarza zaprogramować telefon. Zadręcza się różnymi rzeczami, nie mając jasnej koncepcji ich skali – i dlatego traci energię na bezsensowne wysiłki.
Fikcyjny Chidi i mój prawdziwy przyjaciel Gary radzą sobie ze wstydem systemowym, skrupulatnie oceniając etyczną wagę każdej swojej decyzji. Ja z kolei, by się przed nim chronić, wycofuję się i staram się zobojętnieć. Ponad dziesięć lat temu natknąłem się na platformie Tumblr na zdanie: „Nie ma etycznej konsumpcji w kapitalizmie”, które szybko stało się okrzykiem bojowym dla osób pogrążonych w poczuciu winy i przygnębienia. Czasami korzystałem z tego powiedzenia oraz z beznadziei, którą ono wyraża, by chronić się przed wstydem z powodu wytwarzanych przeze mnie odpadów lub przed koniecznością martwienia się o to, jak wydaję swoje pieniądze. Jasne, Whole Foods wytwarza mnóstwo odpadów i wyzyskuje pracowników, powtarzałem sobie, ale kierownik sklepu spożywczego na rogu również znęca się nad swoimi pracownikami. W kapitalizmie nie ma etycznej konsumpcji. Nie ma dobrych opcji, więc równie dobrze mogę się poddać. Ale tak naprawdę to nie było rozwiązanie. Oznaczało to po prostu, że nie zwracałem uwagi na dyskomfort, który we mnie narastał.
Wewnętrzny konflikt Gary’ego w sklepie spożywczym zmusił mnie do powrotu do rzeczywistości. Pomógł mi przypomnieć sobie, że każdy przedmiot leżący przed nami został wyhodowany, zebrany, zapakowany, wysłany i umieszczony na półkach przez dziesiątki realnych istot ludzkich, z których wszystkie utknęły w systemie, na który miały praktycznie zerowy wpływ. Oczywiście już o tym wiedziałem, ale frazesy takie jak „W kapitalizmie nie ma etycznej konsumpcji” sprawiały, że o tym zapominałem. Wokół nas byli klienci sklepów próbujący prowadzić życie sensowne i dobre dla świata. A konsumpcja wszystkich tych kupujących była możliwa dzięki wysiłkom pracowników niemających kontroli nad działaniami swoich pracodawców i ich traktowaniem środowiska. Wszędzie, gdzie spojrzałem, byli ludzie pracujący tak ciężko, jak to tylko możliwe, ale żaden wysiłek nie zmieniał systemów, w których tkwili. To było zbyt wiele ludzkiego cierpienia jak na mój umysł.
Niedługo przed moją wyprawą na zakupy z Garym, w sieci pojawił się tweet krytykujący Whole Foods za sprzedaż obranych pomarańczy w plastikowych pojemnikach³. Ludzie pytali, po co usuwać naturalne, biodegradowalne opakowanie owocu, a potem przykrywać go jednorazowym plastikiem? Jak ktoś może być tak leniwy i marnotrawny, by kupować coś takiego? To przez takich klientów Pacyfik zapełnił się wyspami śmieci.
Firmy takie jak Whole Foods i Amazon istotnie marnują ogromne ilości papieru i plastiku na niepotrzebne opakowania⁴ i krytykowanie tego ma znaczenie⁵. Ale obwinianie indywidualnych konsumentów za kupowanie sprzedawanych w nich produktów jest przeoczeniem prawdziwego winowajcy. Niestety, wstyd systemowy zbyt często nas do tego prowadzi – konfrontuje nas z drobnymi dowodami na istnienie wielkiego problemu i prowokuje do obwiniania okropnych, leniwych jednostek, które uważamy za jego sprawców.
Istnieje wiele powodów, dla których ktoś może kupić obraną pomarańczę w plastikowym opakowaniu. Osoby z niepełnosprawnością fizyczną (takie jak Gary) często polegają na gotowej, indywidualnie pakowanej żywności, ponieważ nie mają w pobliżu nikogo, kto mógłby pomóc w przygotowaniu posiłków. Zapracowani rodzice pozbawieni pomocy w opiece nad dziećmi często potrzebują szybkich i łatwych sposobów na transport żywności, które nie spowodują bałaganu i nie zapaskudzą toreb z pieluchami. Pakowanie żywności może również usprawnić proces przygotowywania posiłków dla dużych rodzin.
W lepszym świecie Gary mógłby ufać, że znajdą się ludzie, którzy pomogą mu pokroić arbuza lub umyć naczynia, a rodzice nie musieliby sami przygotowywać wszystkich posiłków. Ale zazwyczaj tego rodzaju pomoc jest niedostępna. Wszyscy są przecież tak zajęci i odizolowani, a do tego większość z nas jest spłukana. Nikt nie ma dość energii ani zasobów, aby zadbać o ludzi, których kochamy tak, jak na to zasługują. Z tego powodu wielu musi wybierać między wkładaniem ogromnego wysiłku w robienie rzeczy, które wydają się słuszne, a po prostu przetrwaniem trudnego dnia.
Whole Foods może tylko czerpać zyski z tej trudnej sytuacji. Produkty, które czynią życie osób niepełnosprawnych wygodniejszym, zwykle są sprzedawane z ekstremalnymi marżami, co aktywiści na rzecz osób niepełnosprawnych czasami nazywają „podatkiem od niepełnosprawności”⁶. Produkty sprzedawane jako etyczne i pochodzące ze zrównoważonych źródeł są również często znacznie droższe i rzadko spełniają wymogi swojej marki. To my, indywidualni konsumenci, musimy płacić za to, że nie wspieramy społeczności naszą własną konsumpcją – i ostatecznie to my czujemy się zażenowani tym, że musimy tak dużo konsumować.
Wszędzie, gdzie się obrócimy, pojawiają się komunikaty zachęcające nas do odpowiedzialnego zachowania i zajęcia się kwestiami systemowymi poprzez dokonywanie właściwych wyborów osobistych. Reklamy zachęcają nas do robienia zakupów w sposób zrównoważony, jednocześnie oferując słabo wykonane produkty, których wcale nie potrzebujemy. Aplikacje Rideshare proszą nas o wydanie kilku dodatkowych dolarów na przejazdy energooszczędnymi pojazdami, ukrywając ogromne szkody wyrządzane środowisku przez firmę⁷. Miasta, takie jak San Francisco, Chicago i Los Angeles, opodatkowują osoby fizyczne za używanie plastikowych toreb na zakupy, a następnie proponują ogromne obniżki podatków firmom zanieczyszczającym środowisko, takim jak Amazon⁸. Kiedy zastanawiamy się nad naszym indywidualnym wpływem na świat, wielu z nas odczuwa ogromny wstyd. I nie chodzi tylko o środowisko. Kiedy nie przekażę „wystarczającej” sumy pieniędzy na mój lokalny fundusz pomocy wzajemnej, czuję się skąpy i samolubny, zapominając, że fundusze rządowe przeznaczone na pomoc społeczną są ograniczane od dziesięcioleci⁹. Kiedy moje owłosione ciało o szerokich biodrach spotyka się z dziwnymi spojrzeniami na ulicy, odczuwam wstyd, że przeszedłem do formy, która jest tak „dziwaczna”, mimo że moim prawdziwym problemem są stulecia cisseksistowskich norm płciowych. Kiedy słyszę opowieści o moich przyjaciołach dyskryminowanych w pracy lub ją tracących, ponieważ byli trochę niezręczni lub wyraźnie neuroróżnorodni, czuję wstyd, że nie robię wystarczająco dużo, aby ich bronić. Wbrew sobie wciąż chcę wierzyć, że zachowując się we „właściwy” sposób, mógłbym naprawić niesprawiedliwość, uciec od ucisku, a nawet uratować świat. Ale oczywiście nierówność i niesprawiedliwość nie działają w ten sposób.
Za sprawą wstydu systemowego za bardzo skupiam się na drobnych niepowodzeniach ludzi wokół mnie, zamiast koncentrować się na regulacjach prawnych i mechanizmach gospodarczych, które w rzeczywistości tworzą niesprawiedliwość. Mój jezuicki pracodawca odmawia płacenia za opiekę zdrowotną związaną z tranzycją, a hormonalna terapia zastępcza jest zakazywana osobom transpłciowym w całym kraju – mimo to spędzam więcej czasu na użalaniu się nad jednym z moich zmęczonych współpracowników, który nigdy nie potrafi poprawnie wymówić moich zaimków. Mieszkam w okolicy, gdzie nie ma publicznych koszy na śmieci na przestrzeni kilku przecznic, ale to mojego sąsiada wyśmiewam za wyrzucenie puszki po piwie na ziemię. Kiedy moje ruminacje są najgorsze, trudno mi poczuć nadzieję lub współczucie dla ludzkości.
Wstyd systemowy dotyka życia każdej marginalizowanej i wrażliwej osoby. A kiedy używam wyrażenia „osoba marginalizowana lub wrażliwa”, mam na myśli bardzo szeroką grupę. Jeśli czytasz tę książkę, prawie na pewno znajdujesz się pod presją czynników ekonomicznych i środowiskowych, na które nie masz wpływu. Siły takie jak wyzysk pracowników, rosnące koszty życia, pandemie i konsekwencje zmian klimatycznych dotykają twojego życia i prawdopodobnie czujesz, że niewiele możesz zrobić, aby im zapobiec. Kiedy z trudem opłacasz rachunki, a mimo to przez większość nocy zamawiasz jedzenie z dowozem, bo nie masz siły na gotowanie, możesz usłyszeć z tyłu głowy głos poczucia winy, mówiący, że jesteś spłukany i głodny tylko dlatego, że jesteś tak nieodpowiedzialny. Możesz myśleć, że wyzwania, przed którymi stoisz, nie są tak ważne, jak wyzwania innych. Ale to właśnie poczucie izolacji i bezradności łączy cię z większością ludzi żyjących na tej planecie.
Choć wielu z nas marzy o życiu w sprawiedliwym świecie, w którym dobrze prosperujące społeczności troszczą się o siebie nawzajem i planetę, systemowy wstyd sprawia, że łatwo tracimy kierunek. Fiksujemy się na moralności chwilowych wyborów, drobnych zakupów i codziennych nawyków. Czy oglądanie tego filmu na pewno jest feministyczne? Czy kupowanie wołowiny z wolnego wybiegu jest dobre dla środowiska? Czy powinienem wymienić moje zaimki w mojej biografii? Czy robię wystarczająco dużo? Czy moi znajomi też? Systemowy wstyd przekonuje nas, że musimy pozostać tacy zatroskani. I podczas gdy my się martwimy, potężne instytucje, które są faktycznie odpowiedzialne za nasze problemy, wychodzą z tego bez szwanku.
------------------------------------------------------------------------
Amerykańskie prawa i narodowe mity opierają się na założeniu, że jednostki mogą i muszą same decydować o swoim losie. Kiedy wrażliwe grupy społeczne cierpią lub gdy kradnie się im wolność i zasoby, raz po raz słyszymy, że to one są odpowiedzialne za to, co się stało – i że mogłyby temu zapobiec, gdyby tylko bardziej się postarały.
Po zniesieniu niewolnictwa polityczne rysunki satyryczne przedstawiały nowo wyzwolonych Czarnych Amerykanów jako „leniwych” oszustów, którzy chcieli reparacji tylko dlatego, że szukali jałmużny¹⁰. Nie miało znaczenia, że zniewoleni Afrykanie zostali wyrwani ze swoich ojczyzn, okradzeni ze swojej wolności, nazwisk i historii rodzinnych, ani że ich dzieci były przez wieki zmuszane do pracy na polach bez wynagrodzenia. Dla przeciwników reparacji liczyło się tylko to, że niedawno uwolnieni ludzie nie pracowali „wystarczająco” ciężko, by finansowo i edukacyjnie dorównać białym.
Ponad sto lat później administracja Reagana przedstawiła samotne matki, które polegały na zasiłkach socjalnych lub kartkach żywnościowych, jako nieodpowiedzialne „królowe opieki społecznej” – po raz kolejny uznając ludzi w potrzebie za oportunistów szukających jałmużny. Te zubożałe kobiety rzekomo nie zasługiwały na wsparcie, ponieważ niektóre z nich mogły uprawiać seks bez zabezpieczenia, zażywać narkotyki lub nie starały się znaleźć dobrze płatnej pracy¹¹.
Do dziś każdy, kto występuje o świadczenia dla niepełnosprawnych, naraża się na oskarżenia o udawanie choroby w celu skorzystania z pomocy systemu. W mediach społecznościowych pojawiają się filmy przedstawiające osoby na wózkach inwalidzkich, choćby nieznacznie poruszające nogami lub zmieniające ułożenie ciała – a tysiące ludzi oskarżają ich, że tak naprawdę nie „potrzebują” pomocy lub nie cierpią wystarczająco mocno¹². Mit fałszywej osoby niepełnosprawnej jest niewiarygodnie zużytym motywem medialnym. Pojawił się w setkach programów telewizyjnych i filmów, od _Prawa i porządku_ po _Detektywa Pikachu_¹³. Gdy osoba niepełnosprawna pojawia się na ekranie, najprawdopodobniej zostanie przedstawiona jako ktoś, kto udaje, a nie jako pokrzywdzona przez los złożona istota ludzka.
Jako osoby marginalizowane uczymy się dość wcześnie, że nasze działania będą analizowane, by dowieść, że nie staramy się dość mocno lub że nie można nam ufać. Badania pokazują, że wiele osób niepełnosprawnych zaczyna wierzyć, że bez względu na to, jak wyniszczająca jest ich choroba (lub jak bardzo są wykluczone społecznie), „nie starają się dość mocno”, aby zadbać o własne zdrowie lub spojrzeć pozytywnie na swoją ułomność. Stwierdzono również, że kiedy osoby niepełnosprawne obwiniają się za swoje problemy, jest mniej prawdopodobne, że zainteresują się spotkaniem z innymi takimi osobami lub utworzeniem z nimi społeczności¹⁴. Społecznie narzucona nienawiść do siebie rodzi izolację pogłębiającą nasz wstyd.
Jakie rozwiązania oferuje nasza kultura osobom cierpiącym z powodu wstydu systemowego? Ciężką pracę, poświęcenie i indywidualne osiągnięcia. To właściwie wszystko. W artykułach prasowych można przeczytać, jakie to „inspirujące”, gdy człowiek, którego nie stać na samochód, wykazuje się niesamowitą dyscypliną, aby codziennie chodzić dwadzieścia jeden mil do pracy¹⁵, lub gdy sparaliżowany sportowiec „pokonuje” swoją niepełnosprawność, wygrywając trudny wyścig¹⁶. Celebrowanie tych rzadkich, ekstremalnych osiągnięć służy jedynie podniesieniu poprzeczki dla wszystkich innych cierpiących¹⁷. Zamiast pytać, dlaczego biedna lub niepełnosprawna osoba musi być wyjątkowa, aby po prostu przeżyć, autorzy tych tekstów głoszą, że wszystko jest możliwe, jeśli jednostka wystarczająco się postara. Ale nie każdy może się aż tak starać.
Oczywiście nie tylko osoby niepełnosprawne internalizują wstyd, który społecznie wiąże się z ich tożsamością. Setki badań z ostatnich dziesięcioleci wykazały, że Czarni Amerykanie często cierpią z powodu zinternalizowanego rasizmu¹⁸. Przez stulecia byli bombardowani wiadomościami przedstawiającymi ich jako leniwych i winnych nierówności, których doświadczają. Niestety jest prawie niemożliwe, aby ktoś zniósł ten poziom społecznej nienawiści bez przyswojenia jej części. Kiedy Czarni zaczynają wierzyć w negatywne wzorce, jakie widzą w mediach, są bardziej narażeni na depresję, stany lękowe, nadużywanie alkoholu i narkotyków, izolację społeczną, niską samoocenę, nadciśnienie, choroby układu krążenia, a nawet insulinoodporność. Absorbowanie wstydu związanego z rasizmem jest nie tylko bolesne – może obniżyć jakość życia danej osoby, a nawet znacznie je skrócić.
Niedawne badanie postaw osadzonych w więzieniach Czarnych nastolatków wykazało, że podczas gdy większość z nich uznała, iż biała supremacja negatywnie wpłynęła na ich życie, świadomość rasizmu nie uwolniła ich od reakcji, którą naukowcy nazwali „samopotępieniem”¹⁹. Czarnoskórzy więźniowie czuli się bezsilni w obliczu strukturalnego rasizmu, ale jednocześnie obwiniali siebie za to, jak sobie z nim radzili. Tak działa na ludzi wstyd systemowy. Przytłacza ich i pozbawia siły, jednocześnie przekonując, że są w takiej sytuacji tylko dlatego, że nie starali się dokonać właściwych wyborów.
Z badań wynika, że gdy negatywny stereotyp jest stosowany wobec osoby lub grupy, ma to poważne skutki psychologiczne, nawet jeśli ktoś zdaje sobie sprawę, że jest on niesprawiedliwy²⁰. Badacze stygmatyzacji HIV, Phil Hutchinson i Rageshri Dhairyawan, zauważają, że nawet gdy osoba HIV-pozytywna wie, że ta stygmatyzacja jest niesprawiedliwa, uprzedzenia innych nadal obniżają jej samoocenę. Jeśli ludzie odmawiają podania ci ręki i niewiele osób w twojej społeczności chce się z tobą umówić, nie ma znaczenia wiedza, że twój wynik serologiczny nie może być przenoszony przez skórę lub ślinę lub że twój poziom wiremii jest niewykrywalny. Nadal jesteś naznaczony w oczach innych jako skażony, jako wadliwy – jako ten, który nie zdołał się ochronić i dlatego zasłużył na karę. Hutchinson i Dhairyawan opisują wstyd jako „przyjmowanie cudzych osądów (lub moralnych ocen) samego siebie”²¹. Ogromny ból bycia postrzeganym przez innych jako osoba „nieczysta” lub „niebezpieczna” trwa, nawet jeśli ktoś wie, że na to nie zasługuje.
Kiedy dyskutujemy o wadze stereotypów i systemowego wstydu, trudno nie porównywać życia osób zmarginalizowanych, które są niemal nieustannie atakowane, z życiem osób bardziej uprzywilejowanych, u których piętno wstydu systemowego jest znacznie mniej widoczne. Dla grup bezpośrednio dotkniętych systemami opresji, takimi jak rasizm czy homofobia, siła i stawka wstydu systemowego są niezaprzeczalnie ekstremalne. Jednak prawdą jest również, że izolacja, poczucie winy i społeczne potępienie, których doświadczamy w ramach systemowego wstydu – mimo różnego nasilenia – są takie same i że tę ogromną społeczną chorobę będzie można leczyć dopiero wtedy, gdy zdamy sobie sprawę, że wszyscy na nią cierpimy.
W optyce wstydu systemowego, bez względu na to, jak wiele przywilejów lub dyskryminacji odczuwa dana osoba (a każde z nas doświadcza kombinacji obu), jesteśmy postrzegani jako ludzie, którzy niewystarczająco starają się przezwyciężyć własne trudności i zachowywać się odpowiedzialnie. Skargi osób niepełnosprawnych dotyczące utrudnień w dostępie są często traktowane przez osoby pełnosprawne jako narzekanie lub żądanie nadmiernej uwagi. Postulaty osób transpłciowych dotyczące opieki zdrowotnej są traktowane przez osoby „krytyczne wobec płci” jako niepoważna ekstrawagancja, której tak naprawdę wcale nie potrzebujemy. W rozmowach na temat wstydu systemowego należy skupić się na potrzebach wielu marginalizowanych osób – takie skupienie może pomóc w lepszym zrozumieniu naszej wspólnej wrażliwości. Nie oznacza to, że kłopoty innych nie mają znaczenia. Dopiero gdy uznamy, że przyczyny naszych cierpień są takie same, będziemy mogli razem rozwiązać nasze wspólne problemy.
Jeśli biała kobieta z przedmieść z przykładu podanego wyżej zda sobie sprawę, że jej życie jest trudne nie dlatego, że jest „złą matką” lub „złą pracownicą”, ale raczej z powodu historycznej spuścizny przeciążenia pracą i seksizmu, zacznie dostrzegać związek między tym, czego ona sama pragnie, a potrzebami opiekunki, którą zatrudnia. Może zacząć kwestionować tempo, w jakim żyje, i zrozumieć, że ambicja, by być jednocześnie idealną matką i nieskończenie niezawodną profesjonalistką, szkodzi zarówno jej dziecku, jak i zatrudnionej kobiecie, nad którą ma władzę ekonomiczną. Obie są wyczerpane, przepracowane i prawdopodobnie niedostatecznie opłacane, choć w bardzo różnym stopniu. Obie są zmuszone doświadczać izolującego społecznie życia i obie wiedzą, jak trudno jest istnieć w sferze publicznej, opiekując się dzieckiem²².
Rzecz jasna samo uświadomienie sobie tej sytuacji nie zawsze prowadzi do głębszych wniosków. Współczucie dla najbogatszej, najpotężniejszej osoby w pokoju nie może być punktem, w którym zaczynają się nasze rozmowy lub w którym się one kończą. Ważne jest jednak zrozumienie, że obie kobiety są członkami uciskanej klasy i mają wspólne obawy. Jak pisze Jessica Friedman, autorka książki _Things That Helped: On Postpartum Depression_: „Macierzyństwo jest kwestią polityczną”²³. Szczególnie narażone i uciskane grupy ludzi zaczynają domagać się sprawiedliwości dopiero wtedy, gdy zdadzą sobie sprawę, że należą do jednej kategorii politycznej.
Gdy uciskani ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że są atakowani na poziomie systemowym, więc patrzą na swoje życie i dokonywane wybory jedynie poprzez pryzmat osobisty, znalezienie przynależności i domaganie się reformy społecznej jest niemożliwe. W większości wyborów w Stanach Zjednoczonych białe, dobrze sytuowane kobiety głosują często na konserwatywnych polityków – a wielu z nich wprowadza politykę szkodzącą wszystkim kobietom (a także mniejszościom płciowym). Kobiety głosujące w ten sposób, myślą o swoich decyzjach jako o ochronie własnego bogactwa i przywilejów – tak jak wczesne białe sufrażystki bardziej dbały o własne prawo do głosowania i posiadania własności niż o wyzwolenie kolorowych kobiet czy kobiet żyjących w ubóstwie. Sprawy mogłyby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby postrzegały one seksizm jako siłę, przed którą nie można uciec dzięki pieniądzom i osobistej odpowiedzialności – że trzeba stworzyć świat, w którym wszystkie mniejszości płciowe cieszą się autonomią, reprezentacją polityczną i sprawiedliwym dostępem do zasobów.
------------------------------------------------------------------------
Zdecydowałem się napisać tę książkę, ponieważ rozpaczliwie pragnąłem znaleźć sposób na życie z systemowym wstydem, a niekończąca się pogoń za doskonałością nigdy mi nie pomogła. Postrzeganie moich problemów jako osobistych niepowodzeń pozostawiało mnie żałośnie samotnym. Wszystkie desperackie próby zdobycia prawa do życia sprawiały, że czułem się jeszcze bardziej pusty, ponieważ oddzielały mnie one od ludzi i różnobarwnej sieci otaczającego mnie życia. Mimo że poczyniłem spore postępy w akceptowaniu siebie, wydaje mi się, że wciąż odkrywam źródła wstydu, które przeoczyłem i zauważam, jak bardzo moje zachowanie jest nadal ograniczone przez negatywne przekonania o tym, kim „powinienem” być, i obawy o to, jak wypadam w oczach innych. Chcę wyjść z tego błędnego koła. Chcę przestać obsesyjnie wpatrywać się w siebie z nienawiścią, a zacząć patrzeć na zewnątrz z zainteresowaniem i zaufaniem.
Aby lepiej zrozumieć wstyd systemowy i sposób, w jaki wszyscy możemy się z niego wyleczyć, przejrzałem literaturę psychologiczną, zbadałem historię kulturową wstydu i rozmawiałem z wieloma terapeutami, trenerami oraz trenerami zawodowymi. Prowadziłem wywiady z osobami spychanymi na margines, które pracują nad wyleczeniem się z systemowego wstydu i czytałem o ruchach społecznych, które zmagały się z tymi kwestiami i znalazły sensowne rozwiązania. Na podstawie tych wszystkich danych opracowałem ramy pozwalające zrozumieć, jak działa systemowy wstyd, skąd się bierze i dlaczego tak wielu z nas uważa wymóg obwiniania siebie i innych za tak cholernie przekonujący. Niezależnie od tego, jak bardzo wstyd nas kusi, istnieje wiele dowodów na to, że nie przynosi on oczekiwanych rezultatów. Z różnych powodów psychologicznych, kulturowych, a nawet fizjologicznych wstyd nie jest skutecznym motywem do zmian w zachowaniu. Mimo to społeczeństwa wciąż po niego sięgają i wykorzystują jako narzędzie społecznej separacji oraz kontroli. Jednak wcale nie musi tak być.
Okazuje się, że choć wstyd systemowy jest powszechny, obwinianie siebie za kwestie strukturalne nie jest nieuniknione. Nie musimy czuć się przytłoczeni i przygnębieni w obliczu zmian klimatycznych, nierówności dochodów, systemowego rasizmu, brutalnej transfobii i globalnych pandemii. Można wierzyć, że nasze życie ma sens i budować bogate, wzajemnie połączone społeczności, które będą o nas dbać i pomagać nam w realizacji naszych wartości i ulepszaniu świata. Na podstawie moich badań i wywiadów opracowałem narzędzia mające pokazać ludziom, jak może wyglądać świat oparty na wzajemnych powiązaniach i mający sens. W drugiej połowie książki skupię się na procesie uzdrawiania z systemowego wstydu na poziomie osobistym, interpersonalnym, a nawet globalnym.
Zanim jednak zajmiemy się tym, jak możemy przezwyciężyć wstyd systemowy, musimy najpierw zrozumieć, jak on funkcjonuje i skąd w naszej kulturze wzięła się obsesja na jego punkcie. Dlaczego tak upieramy się przy obarczaniu jednostek odpowiedzialnością za strukturalną niesprawiedliwość? Dlaczego tak wiele osób czuje się winne i bezradne? Zacznijmy od przyjrzenia się temu, jak systemowy wstyd zdołał omotać tak wielu z nas.
1.
* Jeśli chodzi o sposób nazywania osób różnych ras, przyjmujemy tu konwencję stosowaną przez autora, który używa wyrażeń: _Black person_ albo _Black and brown persons_, a także _colored people_. Tłumaczymy je więc jako: „Czarna osoba”, „Czarne i kolorowe osoby” oraz „kolorowi ludzie” (przyp. red.).