- W empik go
Odważ się być NIEgrzeczną! - ebook
Odważ się być NIEgrzeczną! - ebook
Jeden list, który wywraca życie do góry nogami!
Jagoda, zwana Jeżyną, przez całe życie robiła to, co robią grzeczne dziewczynki. Nie wspinała się na drzewa, unikała kłótni i spełniała oczekiwania innych. Teraz, mając prawie 30 lat pracuje w biurze rachunkowym, ma jedną parę butów na wysokim obcasie i szafę pełną klasycznych ubrań, które upina pod samą szyję. Nie potrafi zerwać z łatką „grzecznej dziewczynki”.
Wszystko zmienia list od Gabi, jej zmarłej babci, znaleziony w albumie z rodzinnymi zdjęciami. Od tej pory życiem Jeżyny zaczyna rządzić totalny… chaos! Zalanie mieszkania sąsiadki to dopiero początek. Nieoczekiwanie do codzienności Jeżyny wkrada się nowo poznany mężczyzna (a nawet dwóch!) i wielki, kudłaty pies, który ma słabość do jej ciemnozielonej kanapy. Czy z tego może wyniknąć coś dobrego?
„Odważ się być NIEgrzeczną!” to książka o odwadze oraz sile, które drzemią w każdym z nas i pozwalają zmienić życie na lepsze. Jest tu humor, namiętność i nieoczekiwane zwroty akcji, czyli wszystko, co sprawia, że z każdą stroną ma się ochotę na więcej!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-386-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wielki facet spaceruje z ogromnym, kudłatym psem. Ktoś biegnie, ktoś rozmawia przez telefon, a inny ktoś… Oderwałam wzrok od okna i rozejrzałam się po pokoju, jakbym była tu pierwszy raz. Na półkach, ułożone na baczność, stały książki o ekonomii i prawie podatkowym. W każdej chwili gotowe służyć swoją wiedzą. Było też kilka rodzinnych zdjęć, oprawionych w ramki. W prawym rogu pokoju stała duża komoda. Pośrodku stół i krzesła. Wszystko w odcieniach jasnego brązu. Prawie wszystko. W lewym rogu pokoju stała ciemnozielona kanapa. Mój kaprys, moje ciemnozielone szaleństwo. Poza tym wystrój 2-pokojowego mieszkania był taki jak ja, grzeczny i przewidywalny. Bez rozrzuconej bielizny i zapachu męskich perfum w powietrzu. Na ścianie wisiał obraz. Ktoś wprawną ręką namalował łąkę pełną stokrotek. Ulubione kwiaty babci Gabi. Delikatne i wrażliwe, tak jak ona.
Wypiłam kolejny łyk czerwonego wina i wzięłam głęboki wdech i wydech. Dzisiaj widziałam Ją po raz ostatni. Wyprasowałam dłońmi niewidzialne fałdki materiału na spódnicy, jakby ten ruch mógł zmienić przeszłość. Nie zmienił. Pogrzeb odbył się o godzinie 10:30. Pożegnała Ją rodzina, przyjaciele i sąsiedzi. Jedni przyszli po to, by się z Nią pożegnać, inni węszyli sensację. Nos ich zawiódł. Obyło się bez zbędnych scen. Każdy przeżywał żałobę w sposób społecznie akceptowany. Czarne okulary, pociąganie cicho nosem, ukradkowe wycieranie łez… Ja nie płakałam, chociaż bardzo chciałam. Podobno chcieć to móc. Nie tym razem. Generalnie, pogrzeb jakich wiele. Tyle że Gabi nie była jakich wiele. Dla mnie była wyjątkowa. Była… Czas przeszły, choć oddałabym wszystko, by zmieniło się w Jest. Dotknęłam dłońmi oczu i odetchnęłam z ulgą. Pojawiły się łzy. Wino zaczynało działać. Gdy umiera bliska nam osoba, świat powinien się zatrzymać i uczcić jej odejście chwilą ciszy albo salwą z armaty. Albo grubo, albo wcale, jak mawia mój brat, Filip. Nic takiego się nie stało. Świat wybrał wcale. Łzy (mówi się jedna za drugą, a przecież potem jest trzecia za czwartą i piąta za szóstą…) spływały na moją czarną koszulę, upiętą po samą szyję.
Z pudełka wyciągnęłam chusteczkę jednorazową. Wytarłam oczy i wydmuchałam nos. Kolejność prawidłowa, choć w tej chwili było mi to obojętne. Nie wiem, czy zauważyłabym różnicę.
Na mojej ciemnozielonej kanapie leżał duży album ze zdjęciami. Na okładce były narysowane stokrotki, właściwie całe pole stokrotek. Są tak piękne i delikatne, że aby nacieszyć się nimi, potrzeba więcej niż jednej. Gdy zabraknie człowieka, którego kochałeś, przytulasz do serca rzecz, która była dla niego ważna. Gabi lubiła zdjęcia. Mówiła, że zapamiętują chwilę, którą człowiek zapomina.
Usiadłam na kanapie i podciągnęłam nogi pod brodę. Nie pamiętam, kiedy tak siedziałam. Grzeczne dziewczynki siedzą prosto, nie garbią się i nie zakładają nóg… nigdzie! Otworzyłam album. Na pierwszej stronie było zdjęcie Gabi z jej ślubu. Ona z rozmarzonymi oczami, cała w falbanach i z bukietem stokrotek. On w ciemnym garniturze i z uśmiechem na ustach, od którego podobno miękły damskie serca. Gabi często powtarzała z figlarnym uśmiechem, że to nie jej serce zareagowało jako pierwsze.
Dziadek Ignacy odszedł, gdy miałam 15 lat. Mówił do mnie Jeżynka, choć w metryce mam Jagoda. I tak już zostało. Dziadek miał niezwykły dar przekonywania. Powtarzał, że gdyby nie to, jego Gabi wyszłaby za Tomka. Małżeństwo moich dziadków było jak ogień, aż zgasła ostatnia iskra.
– Mój Ignacy rozgrzewał lepiej niż kaloryfer. A jaka to była oszczędność na ogrzewaniu – wspominała Gabi z uśmiechem.
Szukałam tego żaru w związkach z innymi mężczyznami, ale nie znalazłam. Jeszcze – dodałaby Gabi. Mówiła, że _jeszcze_jest jak obietnica, o której się myśli, choć czasem nie wypowiada na głos.
Marek, mój ostatni chłopak, zdradził mnie z Gośką, z którą pracuję. Powiedział mi o tym przy lampce wina, które kupiłam, i kolacji, którą dla niego przygotowałam. Grzeczne kobiety przygotowują kolacje dla swoich niegrzecznych facetów, nie oczekując niczego w zamian.
– Słuchaj… Całkiem nieźle ci to wyszło – powiedział, wsuwając ostatni kawałek spaghetti. – Odkąd się spotykamy, przytyłem ze dwa kilo! – Poklepał się po brzuchu, który według niego był większy niż sześć miesięcy temu. – Fajna z ciebie koleżanka, ale…
Koleżanka?! Z koleżanką, po pierwsze, się nie sypia! Po drugie, nie rozrzuca się w jej mieszkaniu skarpetek i bokserek! Powinnam coś powiedzieć, a raczej wykrzyczeć! Powinnam coś zrobić! Powinnam, ale nie powiedziałam i nie zrobiłam NIC.
– Sama rozumiesz, czasem tak bywa. Gośka wpadła mi w oko, a ja jej. A jaki ma temperament! – dodał jeszcze.
Głośno odsunęłam krzesło, na którym siedziałam, i wstałam. Moje ciało zareagowało szybciej niż język. Niesforny lok wysunął się z misternie ułożonego koka i opadł mi na twarz. Nigdy nie miałam kontroli nad włosami. Okazało się, że nad innymi sprawami również.
– Od kiedy to trwa? – zapytałam cicho, głośno przełykając ślinę i wciskając dłonie w drewniany blat stołu. Wzrok miałam wbity w resztę spaghetti na moim talerzu. Podobno można jeść oczami. Jeśli zwymiotować również, to byłam bardzo blisko.
– Tak dokładnie to od urodzin szefa. – Marek rozsiadł się wygodnie na krześle i wyciągnął przed siebie nogi. – Gosia miała na sobie taką krótką, złotą sukienkę w cekiny. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Ma dziewczynę figurę.
– A w co ja byłam ubrana? – zapytałam tak cicho, że ledwo słyszałam swój głos.
– Ty pewnie miałaś coś pod samą szyję, bo nie pamiętam.
Mój ojciec powtarza, żeby skupić się na faktach. Skupiam się. Fakt jest taki, że od 3 miesięcy mój facet sypia z inną!
– Ty świnio, odrażający padalcu! Wynoś się stąd! – krzyczę na całe gardło. Resztki makaronu lądują na jego białej, starannie wyprasowanej koszuli i zadowolonej gębie. Właśnie tak! Gęby mają faceci, którzy spokojnie mówią o zdradzie przy kolacji, którą przygotowała im zdradzana kobieta! Otwieram szeroko drzwi i żegnam go najgrzeczniej, jak tylko potrafię.
– Ty gnido! Przychodzisz do mnie tylko po to, żeby się najeść i powiedzieć, że na boku sypiasz z inną?! Mam nadzieję, że zaszkodzi ci kolacyjka, bo mięso kupiłam na promocji, a data ważności była do wczoraj. Ja nie jadam mięsa, więc… SAM ROZUMIESZ. CZASEM TAK BYWA – słowa wypowiadałam bardzo powoli.
Marek najpierw zrobił się blady, a potem czerwony, jakby nie mógł się zdecydować. Zawsze uważałam, że lepiej mu w jasnych kolorach. Piętro niżej skrzypnęły drzwi i zaszurały kapcie. Sąsiadom też należy się trochę rozrywki. Nie każdego przecież stać na opłacanie dodatkowych kanałów.
Tak powinnam to zakończyć i tak to powinno wyglądać, ale… Nie wyglądało.
– Rozumiem – powiedziałam, ledwo słysząc swój głos. Grzeczna i wyrozumiała, jak zawsze! Kurwa mać! Krzyczało moje ciało, ale usta milczały.
– Wiedziałem, że zrozumiesz. – Marek przeciągnął się powoli i ziewnął. Możemy się przecież rozstać jak cywilizowani ludzie, bez scen i krzyków. Po co zapewniać sąsiadom tanią rozrywkę. Jest już po 21, trzeba dać ludziom spokojnie odpocząć po pracy. Jeśli będziesz chciała kiedyś pogadać, to… Nie dzwoń do mnie. Najlepiej wykasuj mój numer, bo moja Gosia jest strasznie zazdrosna. A jaka drapieżna w łóżku! Widzisz? – Odpiął kilka guzików od koszuli i odsłonił kawałek lewego ramienia, na którym zobaczyłam ślady wbitych paznokci.
Gdy pytałam go wcześniej o zadrapania, mówił, że ma w domu kociaka. Dopiero teraz jednak poznałam imię tej kotki. Naiwna idiotka!
– Wiesz co? Najlepiej podaj mi twój telefon. Od razu wykasuję swój numer.
Powinnam wcisnąć mu go w gardło. Niech martwi się laryngolog, jak go stamtąd usunąć. Powinnam! Zamiast tego bez sprzeciwu podałam mu telefon.
– Grzeczna dziewczynka – usłyszałam. To cała ja!
– Jak mnie zapisałaś? Misiulek? Tygrysek? – zapytał, przeszukując listę kontaktów.
– Marek – odpowiedziałam cicho. Mój głos nie był w stanie osiągnąć wyższego poziomu głośności.
– To w twoim stylu. Gosia mówi na mnie Lampart. Gotowe! – dodał po chwili i odłożył telefon na stół. – A gdybyś znalazła u siebie coś mojego, to wyrzuć albo zachowaj na pamiątkę. – Mrugnął porozumiewawczo. Nie przyjmuję zwrotów. Gosia jest bardzo wrażliwa na obce zapachy. Po pracy od razu biorę prysznic. Nie chcę, żeby moja kotka, niepotrzebnie się denerwowała.
– Żeby niepotrzebnie się denerwowała… – powtórzyłam.
Ona!
– Jeżyna, dobrze, że to rozumiesz i że to sobie wreszcie wyjaśniliśmy. Dzięki za kolację. Pa.
Zamknął za sobą drzwi i wyszedł.
Zostałam sama. Całe napięcie puściło i opadłam na krzesło. Ukryłam głowę w dłoniach. Nie płakałam. Byłam wściekła, bezsilna i upokorzona! Grzeczna idiotka! – krzyknęłam na cały głos. Na tyle było mnie stać. Na krzyk przy zamkniętych drzwiach.
_Jeżynka, gdy nadejdzie ta chwila, będziesz wiedziała, że to On._Tak mówiła moja Gabi.
Marka poznałam podczas imprezy firmowej. Pracował dopiero miesiąc. Ja zostałam przedstawiona jako doświadczony pracownik. Nie było wow, ziemia się nie zatrzęsła, ale pomyślałam, że może ta chwila nadejdzie. Przez 6 miesięcy nie nadeszła i już nie będzie miała okazji.
Przewracałam kolejne strony albumu. Dwie dziewczynki o jasnych włosach związanych w kucyki trzymały się za ręce. Jedna miała na sobie różową sukienkę w kwiaty i uśmiechała się szeroko, pokazując braki w uzębieniu. Druga była ubrana w niebieską sukienkę z kokardą i miała poważny wzrok. Siostra mojej matki, Marysia, nadal ma słabość do koloru różowego i wciąż nie przejmuje się tym, że czegoś nie ma albo coś ma w nadmiarze. Moja matka za to przejmuje się zarówno wtedy, jak jest dobrze (nie może przecież być dobrze przez cały czas), jak i wtedy, gdy jest niedobrze (wiadomo, bo jest niedobrze). Mimo upływu lat pewne rzeczy się nie zmieniają.
Na jednym ze zdjęć jestem ubrana w białą bluzkę z kołnierzykiem i granatową spódniczkę. Włosy sterczą mi na boki, mimo tuzina spinek (zaryzykowałabym, że nawet dwóch tuzinów!). Moje kolana i łokcie są idealnie gładkie, bez zadrapań czy strupów. Grzeczne dziewczynki nie wspinają się przecież na drzewa i nie biegają za kotem sąsiada. Słuchają innych, zamiast siebie. W efekcie dorosłe, grzeczne kobiety płaczą samotnie przy butelce wina, bo przy innych nie potrafią. Fakt, pewne rzeczy się nie zmieniają.
Zamknęłam album. Była 23:05. O tej godzinie zazwyczaj już spałam. Zazwyczaj nie znaczy dzisiaj. Podkuliłam nogi pod brodę i naciągnęłam na siebie szary koc. Przytuliłam album jak największy skarb. Wiem, że jutro będzie bolała mnie głowa i szyja. Wiem, że spędzę długi czas przed lustrem, zmywając resztki dzisiejszego makijażu i rozmazanego tuszu. Ale to dopiero jutro! Teraz chcę po prostu zasnąć. Zamknęłam oczy…
W tle grała cicho muzyka. Jezioro delikatnie szumiało. Poczułam chłodny piasek pod stopami. On wyciągnął w moją stronę dłoń i… Usiadłam gwałtownie na łóżku. Miałam przyspieszony oddech i dygotałam. Dotknęłam czoła i policzków. Były chłodne, ale moje ciało było rozpalone! Na zegarze była godzina 11:00. Nie pamiętam, kiedy wstałam tak późno i to w piątek. Na dziś wypisałam urlop okolicznościowy. Nie sądziłam, że będę go potrzebowała aż tak bardzo. W moim gardle panowała nieprzyjemna susza. To, co wczoraj pomagało, dzisiaj szkodzi. Gdzie jest album?! Rozejrzałam się i zobaczyłam go na dywanie. Obok niego leżała fioletowa koperta. Musiała z niego wypaść, gdy album spadł na podłogę. Wstałam z kanapy i podniosłam kopertę. Na niej drobnym, kształtnym pismem było wypisane moje imię i nazwisko: _Jeżynka Laskowska_.
Drżącymi rękami otworzyłam zaklejoną kopertę.
*
Ze środka wyjęłam list od mojej Gabi! Widzę ją, jak siedzi na swoim ulubionym wiklinowym krześle i pisze, pochylona nad drewnianym stołem. Zaczęłam czytać…
Kochana Jeżynko!
Wiem, że jeśli mnie zabraknie, będziesz mnie szukała właśnie Tutaj. W tym albumie jest życie naszej rodziny, a więc i Twoje.
Miała rację, jak zawsze!
Nie płacz za mną, bo ja nie mam żalu, że odchodzę. Miałam wspaniałe życie i niczego w nim nie żałuję! Przeżyłam cudowne chwile z moim Ignacym. Patrzyłam, jak moje córki dorastają i układają sobie życie. Jak Ty i Filip z małych urwisów zmieniacie się w dorosłych. Z jednym wyjątkiem! Ty nigdy nie byłaś urwisem. Zawsze grzeczna i uprzejma robiłaś to, co trzeba. A wiesz, co cieszyło mnie najbardziej? Gdy razem z Filipem podłożyliście waszej matce żabę do torebki. Albo wtedy, gdy podarłaś rajstopy, uciekając przed psem sąsiada. Wprawdzie to nie ty ukradłaś jabłka z sadu (wiadomo, Filip!), ale stałaś na czatach (to już coś!). Czemu o tym piszę? Bo ja swoje najlepsze momenty w życiu zawdzięczam byciu niegrzeczną!
Babcia Gabrysia niegrzeczna?!
Gdybym była grzeczna, wyszłabym za mąż za Tomka, który podobał się moim rodzicom. Nie wierzę, że mogłabym być tak szczęśliwa jak z moim Ignacym. Taka miłość zdarza się raz w życiu! Kąpałam się nago w jeziorze o wschodzie słońca i tańczyłam na jego brzegu (też nago!). Nie żeby mi ktoś ukradł ubranie. Chciałam poczuć się wolna i poczułam tę wolność, jak nigdy wcześniej i nigdy później! Gdy wyjechałam z moim Ignacym do Zakopanego, przez 7 dni osiągałam szczyty, ale z górami miały tyle wspólnego, że widzieliśmy je za oknem. Nie mówię, że masz robić to samo, choć nie powiem, polecam! Jeżynka, otwórz się na nowe rzeczy i nie bój się! A świat Cię zadziwi i przygotuje Ci coś niesamowitego. A gdy na Twojej drodze pojawi się On, będziesz wiedziała. Czasem wystarczy spojrzenie, dotyk, a czasem chwila, która zmieni wszystko. Gdy zobaczyłam iskry w oczach Ignacego, wiedziałam, że to właśnie Ten On. Jego płomienie rozpalały mnie od środka do końca Jego dni. Na samą myśl nawet teraz robi mi się gorąco! Jeżynka, nic nie rozgrzewa tak mocno jak namiętność i spojrzenie kochających oczu. Nie wierzę, żeby ten wymuskany Marek miał być tym właściwym. Częściej patrzył w telefon niż na Ciebie. Ten właściwy On nie spuści Cię z oka ani na chwilę!
Skąd wiedziała?!
Jeżynko, masz tylko jedno życie! Żyj za siebie, za mnie i odważ się być niegrzeczną! Nie taką, jaką powinnaś być według innych. Chrzanić POWINNAŚ, Chrzanić NALEŻY, Chrzanić TRZEBA! Jedno życie, Jeżynko, i ani minuty dłużej. Ba! Ani sekundy dłużej. Przeżyłam 68 lat, a teraz zawalczyłabym jeszcze o te kilka chwil, by znowu zatańczyć na brzegu jeziora. W moim wieku to już tylko w ubraniu. Albo upleść wianek ze stokrotek, albo zdmuchiwać dmuchawce, albo… Zawalcz o każdą minutę swojego życia, żebyś mogła wspominać każde ALBO, gdy nie będziesz miała już sił. Rozpuść swoje włosy, moja Jeżynko, a życie może Cię zaskoczyć.
Twoja na zawsze babcia Gabi
Przeczytałam list drugi raz i trzeci. Przeczytałabym i czwarty, gdyby nie telefon.
– Halo?
– Miałem nadzieję, że już nie śpisz – usłyszałam głos Filipa. – Chciałem upewnić się, że wino pomogło.
– Na pewno namieszało – odpowiedziałam.
– To znaczy?
– Babcia zostawiła mi list.
– To jest nas dwoje – powiedział.
– Tobie też?!
– Myślałaś, że tylko ty byłaś jej oczkiem w głowie? Pamiętaj, że człowiek ma dwoje oczu, więc to drugie należało do mnie.
– OK. – Uśmiechnęłam się. Filip zawsze potrafił mnie rozbawić. – I co ci napisała?
– Żebym się tobą zaopiekował, bo możesz przewalić swoje życie. Teraz masz jeszcze szansę, póki nie jesteś stara. Potrzebujesz tylko zachęty. Mniej więcej o to chodziło. A! I żebym spotkał kogoś, kto ze mną wytrzyma! – dodał ze śmiechem. – A co nasza Gabi napisała grzecznej wnuczce?
– No właśnie, żebym była niegrzeczna!
– Wreszcie! Wiesz, że musisz spełnić wolę zmarłej? Inaczej jej dusza nie zazna spokoju.
– Nawet tak nie mów!
– Ja serio podchodzę do jej zaleceń. Chciałbym nadal sypiać spokojnie, dlatego albo ruszysz tyłek i przyjedziesz do Lublina, albo ja przyjeżdżam do ciebie. Razem będzie fajnie, zobaczysz!
– Fajnie w twoim języku oznacza prawie zawsze kłopoty!
– No właśnie, siostra, prawie! Może poznasz wreszcie kogoś sensownego, a nie samych pajaców. Skąd ty ich bierzesz?
– Rozumiem, że Marek, ale…
– Akurat on był najbardziej normalny. Fakt, świnia, ale przynajmniej było go widać i słychać. Ten przedostatni…
– Jacek – mruknęłam.
– No właśnie. Nawet nie słyszałem, o czym on gada. Coś tam mamrotał pod nosem, zupełnie jak ty teraz. Nie wiedziałem, czy chciał wyjść na piwo, czy pytał o łazienkę.
– Fakt, miał cichy głos i niewyraźnie mówił – przyznałam niechętnie.
– A jak nazywał się ten, który bał się pająków?
– Robert – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
– Z piwnicy miał przynieść ogórki kiszone do schabowego, a nie pająki w majonezie.
– Niepotrzebnie zgasiłeś mu światło!
– Trochę pokrzyczał, ale przynajmniej oszczędziłaś sobie czasu. Właściwie to nigdy mi nie podziękowałaś…
– Za to że wystraszyłeś mi faceta? – zapytałam zirytowana.
– Przeprosiny przyjęte! Siostra, zasługujesz na normalnego gościa, który nie będzie krzyczał na widok pająka i będzie mówił na tyle wyraźnie, że zorientujesz się, kiedy wyzna ci miłość. Szkoda twojego czasu na zdrajców i padalców – dodał cicho.
Filip był młodszy ode mnie o 2 lata, ale troszczył się o mnie tak, jakbym to ja była jego młodszą siostrą, którą trzeba ratować z tarapatów. Tyle że ja nigdy nie wpadałam w tarapaty! Mimo to w wieku prawie 30 lat czułam się przy nim nadal jak mała dziewczynka.
– Jaka decyzja? Ty do mnie, czy ja do ciebie? – zapytał ponownie.
Spojrzałam na moje uporządkowane mieszkanie. Skoro Gabi namieszała z listem, to może ja też zaryzykuję?
– Zapraszam do mnie! – powiedziałam.
– Będę dzisiaj wieczorem.
– Dzisiaj?!
– Hej, obudź się! Jest piątek i zaczynasz weekend. Nie mów, że masz bałagan i pustą lodówkę, bo nie uwierzę. Dużo pracujesz, więc nie masz kiedy nabrudzić. Jesteś zorganizowana, więc na pewno w lodówce masz wszystko, co potrzeba, aby przyjąć niewymagającego gościa, czyli wypisz, wymaluj, a nawet wyrzeźbij mnie! Wystarczy, że się ogarniesz i weźmiesz prysznic.
– Zdążysz się spakować? – Argument, który opóźniłby mój wyjazd, ale nie jego.
– Siostra, bez problemu. 2 pary gaci, 2 pary skarpetek, 2 koszulki, bluza na plecach, a spodnie na tyłku. Poza tym, jeśli będę potrzebował czegoś więcej, mogę przecież pożyczyć albo kupić.
– Ja noszę rozmiar S, a ty L, więc moje dresy nie będą na ciebie pasowały – wytoczyłam mocny argument.
– Jeżyna, w dżungli nie mieszkasz. Pozostaje sklep albo uprzejmy sąsiad.
– Ja nie znam swoich sąsiadów!
– To tym bardziej! – usłyszałam w słuchawce głośny śmiech Filipa. Widzimy się wieczorem, dam znać.
Głęboki wdech i wydech. Otwórz się na nowe i nie bój się!
Babciu Gabrysiu, co ty narobiłaś?!
*
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji