Ogień w twoich oczach - ebook
Ogień w twoich oczach - ebook
Maya Flynn zostaje porwana przez króla Nika, ojca jej dziecka. Niko zabiera ją do swojego pałacu i oświadcza się. Chce być ojcem i zapewnić córce należne jej dziedzictwo. Maya jednak – dziewczyna bez arystokratycznego pochodzenia i majątku – nie wyobraża sobie życia w królewskiej rodzinie. Ani małżeństwa bez miłości. Mówi „nie”, lecz coraz trudniej jej zachować dystans do przystojnego króla, w którego oczach płonie coraz większy ogień…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8342-828-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Jak mogło dojść do czegoś takiego? – zapytał ze złością Niko Ture, król północnoatlantyckiego narodu Piri-nu. Patrzył groźnie na kapitana Paxtona, swojego najbardziej zaufanego żołnierza, czekając na wyjaśnienie. – Poziom niekompetencji w tym przypadku jest nie do pojęcia!
– Zgadzam się – przytaknął zwięźle kapitan.
– Czy to był wypadek, czy celowe działanie?
– Śledztwo jest w toku. Ja sam dowiedziałem się o wszystkim przez zupełny przypadek.
– Musimy natychmiast znaleźć tę kobietę! – wykrzyknął Niko. – Gdzie ona teraz jest?
– Znamy współrzędne statku, na którym się znajduje – powiedział Pax. – Za twoim pozwoleniem, chciałbym poprowadzić oddział operacyjny o czwartej rano. Dziewczyna znajdzie się w pałacu przed świtem.
Niko, wciąż w szoku, przyglądał się zdjęciu młodej kobiety. W luźnych czarnych ubraniach wyglądała zupełnie przeciętnie, żeby nie powiedzieć pospolicie. W normalnych warunkach ledwo by ją zauważył. Ale sytuacja była daleka od normalności. Jakimś cudem, co było kompletnie niedorzeczne, ta kobieta mogła być matką jego nienarodzonego dziecka.
– Jadę z wami – oznajmił swojemu kapitanowi.
– Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość – powiedział, pochylając głowę.
Patrząc na twarz młodej kobiety na zdjęciu, Niko nie mógł pojąć, jak to się stało, że została wplątana w dworską intrygę epickich rozmiarów. Czy miała coś na sumieniu, czy była tylko ofiarą?
Istniał tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić.ROZDZIAŁ DRUGI
Żałowała, że dowiedziała się, jakim człowiekiem był jej idol. Robił fatalne wrażenie. Dlaczego chirurdzy są tacy zadufani? Walter zachowywał się podobnie. A mimo to dała się omamić. Charyzma i szelmowski uśmiech przyćmiły jego arogancję.
Nie chciałaby się taka stać. Doktor Spike to też zwykły dupek. Zaśmiała się. Jej ojciec, profesor literatury angielskiej, byłby przerażony tą obelgą. „Penny, jesteś przecież wykształcona… Miej trochę klasy”, usłyszałaby.
Próbował z niej zrobić damę, co było hipokryzją z jego strony. Patrząc na to, jak potraktował jej matkę, daleko mu było do dżentelmena. Nie chciała o nim myśleć. Zwłaszcza nie pierwszego dnia pracy w Fort Little Buffalo. Życie prywatne wpłynęło już na jej pracę w Calgary. Nie pozwoli, by to się powtórzyło. Musi pracować z doktorem Spikiem, to wszystko. Ich relacja będzie czysto zawodowa, jak z innymi. Dostała już nauczkę. Może ufać tylko sobie i matce.
Usłyszała brzęk telefonu. Wiadomość od Waltera.
_Hej! Patrzyłaś na dokumenty, które przesłałem?_
Westchnęła.
_Nie. Mam dużo pracy._
_Ja też. Proszę, sprawdź pocztę._
_Z_abolało ją serce. Te esemesy były takie chłodne. Kiedyś myślała, że Walter ją kocha.
_Właśnie zaczęłam zmianę. Siądę do tego, obiecuję._
_Dziękuję. Jesteś wspaniała._
Wcale nie czuła się wspaniale. Jak się od niego odciąć, jeśli on cały czas do niej pisze?
Wzięła do ręki następną kartę. Fort nie był wielkim szpitalem, ale przyjeżdżało tu sporo pacjentów z okolicznych miejscowości. Jest co robić. To dobrze, bo chce skupić się na pracy. Nie lubiła, kiedy dzieci chorują. Pomaganie im sprawiało jej niezwykłą radość.
– Cześć, Marcus – przywitała się z pacjentem, odsuwając zasłonkę wokół dużego łóżka.
Leżący na nim chłopiec wydawał się bardzo mały. Jak na pięciolatka zachowywał się niezwykle spokojnie. Był zlany potem i miał lekki kaszel. Wykluczyła krztusiec.
Nie gorączkował. Po teście antygenowym wiadomo było, że to nie wirus, dlatego mogła go badać bez maseczki. Osłabiony Marcus uśmiechnął się do niej, po czym schował głowę w ramieniu mamy.
– Jestem doktor Burman – powiedziała, przysuwając krzesło do łóżka. – Co was tu sprowadza?
– Astma. Tak mi się wydaje. Parę lat temu przyjechał do nas rejonowy lekarz i wspominał, że to może być astma. Miał wrócić, ale już go nie spotkałam.
– Skąd taka diagnoza? – Penny zaczęła notować.
– Myślałam, że to zapalenie płuc. Już je przechodził jako noworodek. Mamy inhalator. Ostatnio coraz częściej go potrzebuje.
Penny wzięła urządzenie do rąk i zapisała nazwę leku.
– Dostaje maksymalną dawkę i dalej ma problemy z oddychaniem? Zrobimy badania układu oddechowego. Wiem, że mieszkacie daleko, więc zatrzymamy Marcusa w szpitalu. Zlecę też testy alergologiczne.
– Będzie bolało? – zapytał Marcus świszczącym głosem.
– Nie. Teraz są nowe testy i nie bolą. Możesz mieć potem trochę swędzących plam na ramieniu, najwyżej coś ci na to przepiszemy. Czy mogłabym cię osłuchać?
Marcus kiwnął głową i usiadł. Penny założyła stetoskop. Z klatki piersiowej dziecka wydobywał się świst. Nie mogła zdiagnozować astmy bez badań, ale rzeczywiście było tam coś, co utrudniało oddychanie.
– Zlecę prześwietlenie klatki piersiowej. Chciałabym się upewnić, że nic tam nie ma.
– Dziękuję, pani doktor – powiedziała matka.
– Zatrzymamy go na obserwacji. Zobaczymy, ile czasu zajmie zrobienie badań. Może pani z nim zostać.
Kobieta odetchnęła z ulgą.
– Dziękuję. Podróż samolotem zajęła nam pięć godzin…
– Rozumiem. Dowiemy się, co mu dolega – obiecała Penny, uśmiechając się.
Zasunęła zasłonkę i wyszła, po czym spisała instrukcje i przekazała je pielęgniarce. W Calgary nie mogłaby go zatrzymać, ale tu nie było wyboru. Poza tym w karcie Marcusa odnotowano niski poziom tlenu.
– Testy alergologiczne? – usłyszała głos zza pleców.
– Tak.
– Kto je przeprowadzi? Nie mamy tu alergologa.
– Ja. Pracowałam z alergologami w Calgary. Jeśli mamy odpowiedni sprzęt…
– Nie mamy – przerwał jej z żalem.
– I nie ma na to żadnego sposobu? – zdziwiła się.
– Szpitale w Yellowknife i Hay River mają sprzęt. Jeśli to pilne, możemy sprowadzić go samolotem.
Posmutniała i wręczyła mu kartę chłopca.
– Pacjent i jego matka przylecieli z odległej wioski. Chłopiec od dawna ma problemy z oddychaniem. Rejonowy lekarz zdiagnozował astmę, ale nikt z tym nic nie zrobił.
Atticus spojrzał na kartę i zmarszczył brwi.
– To pilne – oznajmił.
– Też tak uważam.
Penny po raz pierwszy zobaczyła na jego twarzy uśmiech. Może Pan Dupek nie jest jednak tak bezduszny?
– Okej, dobrze. Zadzwonimy do Hay River i Yellowknife, ale nie wiem, czy będą mogli zająć się wysyłką. Lubi pani latać?
– Jestem przyzwyczajona. Czemu pan pyta?
– Mogę panią tam zabrać.
– Jak to? – spytała podejrzliwie.
– Mam samolot i licencję pilota. Wzięła go pani na obserwację do szpitala, prawda?
– Tak. – Była w szoku. Atticus Spike jest pilotem?
– Dobrze. Po dużurze polecimy do Hay River albo Yellowknife i weźmiemy to, co potrzebne, żeby jutro przeprowadzić testy.
– Okej.
Ruszył z powrotem do pacjentów, a Penny stała jak wryta. Jeszcze parę godzin temu był dziwakiem z fajnym psem. Potem stał się gburowatym lekarzem. A teraz zachowywał się jak pomocny i wspierający kolega?
Zakręciło jej się w głowie. Wysyłał sprzeczne sygnały, a ona nie wiedziała, jak je interpretować. Telefon znów zabrzęczał, ale go zignorowała. Nie ma teraz czasu na Waltera, zaczynał ją irytować. Pomaga mu ze względu na pacjenta i zarząd szpitala, ale nie będzie z nim rozmawiać.
– Doktor Burman, wszystko w porządku? – spytała pielęgniarka Rachel z dyżurki.
– Chyba tak – odparła, kiwając głową, po czym się wyprostowała. – Czy mogłaby pani mnie skontaktować z immunologią w Hay River i Yellowknife? Proszę powiedzieć, że to pilne.
– Oczywiście. Przekieruję połączenie, jak tylko uda mi się do nich dodzwonić. – Rachel uśmiechnęła się do niej.
– Dziękuję. – Poszła do następnego pacjenta. Przywykła, że w Calgary wszystko miała na wyciągnięcie ręki, a kiedy potrzebowała czegoś z innego szpitala, można to było wysłać kurierem. Tutaj zdobycie podstawowych rzeczy wymagało podróży samolotem.
Sam lot nie był dla niej problemem. Gorzej, że musi go odbyć z Atticusem. Pozostawało mieć nadzieję, że nie wkurzy jej na tyle, by chciała go udusić. Przynajmniej nie podważa jej decyzji. Doceniała to. Była zwykłą lekarką, a on zaufał, że wie co robi. W Calgary zdarzało się, że główny chirurg i zarząd nie traktowali jej słów poważnie.
Nie była zbyt pewna siebie, choć nie dawała tego po sobie poznać. Całe życie pracowała, by wyleczyć się z kompleksów. Bezskutecznie próbowała zaimponować ojcu. Zachowała się jak idiotka, zakochując się w Walterze. Nie chciała o tym myśleć. Ma zadanie do wykonania i wykona je najlepiej, jak się da. Nawet jeśli oznacza to podróż awionetką z facetem, który ją irytuje.
Nie mógł uwierzyć, że zaproponował Penny podróż swoim samolotem. Do tej pory leciał nim tylko z siostrą, jej mężem, siostrzenicami i Horacym. Tymczasem właśnie zaproponował wspólny lot do Hay River albo Yellowknife kobiecie, od której miał trzymać się z daleka.
To dla pacjenta, pamiętaj. Jak długo chodzi o pracę, wszystko będzie w porządku. Jest jego współpracownicą. Przepiękną, to fakt. Obserwował ją przez całą zmianę. Nie mógł odwrócić od niej wzroku, co go denerwowało.
Czy naprawdę nie dostał nauczki? Na Sashę też nie mógł przestać patrzeć. Różnica polegała na tym, że Penny nie zwracała na niego uwagi. Nie kokietowała go jak Sasha, kiedy się poznali. Penny z nim nie flirtuje, co za ulga. Skupiała się na pracy i na telefonie. Wyglądało na to, że komórka ją rozprasza i frustruje. To nie jego sprawa.
Podszedł do dyżurki, w której Penny przeglądała notatki. Była sama. Chyba go nie zauważyła.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Tak – odparła, nie odrywając oczu od notesu. – Siostra Rachel mówi, że Hay River ma wszystko, czego potrzebuję.
– Fantastycznie. – Wziął głęboki oddech. Nie mógł zakazać jej korzystania z telefonu, bo wtedy wydałoby się, że ją obserwuje. Czemu tak go to interesuje?
– Coś jeszcze? – Spojrzała na niego. Była na tyle blisko, że dostrzegł złote przebłyski w jej brązowych oczach oraz idealnie podkręcone grube rzęsy.
– Wydaje się pani… rozkojarzona.
– Chodzi o telefon? Przepraszam, rozmawiam z chirurgiem z Calgary – westchnęła.
– Tak?
– Pomagam mu przy kilku pacjentach, ale jestem skupiona na mojej pracy tutaj, doktorze.
Miała pomóc w jednym przypadku, ale okazało się, że było ich więcej. Coś mu mówiło, że to uciążliwa współpraca. Wcześniej sprawdził jej CV. Była świetnie wykształcona. Nie musi udowadniać, ile jest warta.
– Wieczorem polecimy do Hay River. – Miał ochotę jej powiedzieć, że wie, jak to jest w nowym miejscu, ale tego nie zrobił. Gdy zaczął pracę w Bostonie, czuł się trochę zagubiony, ale znał swój cel. Chciał być najlepszy. Tak się na tym skupił, że po drodze zapomniał, kim jest i komu może ufać.
Unikał Penny przez resztę dyżuru. Kiedy przyszła następna zmiana, znalazł ją i dał wskazówki, jak dojechać do hangaru, w którym stał samolot. Mieli spotkać się godzinę później.
Kończył przygotowywać samolot. Lecą do Hay River, a nie do Yellowknife. To tylko czterdzieści minut.
Mniej czasu sam na sam.
– Co to za model?
Odwrócił się i zobaczył Penny; trzymała kubki z kawą. Miała na sobie dżinsy i piękny liliowy sweter, który zsuwał się z ramienia. Zrobiło mu się gorąco.
– Zna się pani na samolotach?
– Trochę. Dorastałam w Calgary, ale moi dziadkowie mieli ziemię w górach. Widywałam tam różne awionetki.
– Zdarzyło się pani taką lecieć?
– Dawno temu. – Była trochę zdenerwowana.
– Jestem dobrym pilotem.
– Zobaczymy. Na razie mało o panu wiem. – Jej oczy zaiskrzyły, a on nie zdołał powstrzymać uśmiechu.
– Fakt. Zna pani tylko moją reputację.
– To panu przeszkadza?
– Poza nazwiskiem jestem człowiekiem. Poza tym… – Zatrzymał się, bo nie chciał myśleć o wszystkich tych tak zwanych przyjaciołach z Bostonu.
– Poza tym co?
– Nieważne. – Nie podobało mu się, że jest wobec niej szorstki, zwłaszcza że sam zaproponował pomoc, ale tak będzie najlepiej. Nie przyjechała tu na stałe, a on nie szuka przyjaciół. Nie na darmo ma opinię nieprzystępnego.
– Nie wiedziałam, jaką pan lubi, więc wzięłam zwykłą, czarną. – Wręczyła mu kubek.
– Dzięki. Taka jest najlepsza.
– Ja wolę herbatę. Czy mogę jakoś pomóc?
– W zasadzie nie. Teraz czekamy na czas startu, który wpisałem w planie lotu. Mój kumpel w Hay River pożyczy nam samochód, którym pojedziemy do szpitala.
– To może odpowie mi pan, co to za samolot?
– Dlaczego pani pyta?
– Żeby zacząć rozmowę. Nie lubię niezręcznej ciszy. A tak w ogóle to przepraszam, ale nie podoba mi się zabawa w ciepło-zimno.
– Tak? – spytał z lekkim rozbawieniem.
– Tak. Podziwiam pana dorobek, ale jeśli pan myśli, że próbuję tu coś ugrać, to się pan myli. Przyjechałam do pracy.
– Dlaczego tutaj?
– Nie pana sprawa. Powinno pana interesować tylko to, że traktuję pracę poważnie i jestem świetną specjalistką.
Znowu się uśmiechnął. Nie wątpił w jej kwalifikacje. Miała silny charakter, co mu się podobało, ale dalej był ciekaw, dlaczego ją tu przysłano. Musiał być przecież jakiś powód. Nie wyglądała na osobę, która ot, tak odeszłaby z wielkomiejskiego szpitala. Zależało jej na karierze i wciąż jest związana z Calgary. Poza tym była niezwykle tajemnicza. Kiedyś lubił zagadki, ale teraz nie podobało mu się, że tak bardzo go zaintrygowała.
Wyrzuciła kubek do kosza. Atticus pomógł jej wsiąść do samolotu. Poczuł mrowienie w ciele. Miło było dotknąć jej ręki, ale musiał ją puścić. Robiło się niebezpiecznie.
– Dziękuję. ‒ Zarumieniła się.
Nie odpowiedział, tylko skinął głową i zamknął drzwi.
Usiadł w fotelu pilota i sięgnął po słuchawki.
– Są też jedne dla pani.
Uruchomił silnik i poprosił wieżę o pozwolenie na start. Na szczęście Penny nie wyglądała na zdenerwowaną.
– Rebel One, masz zgodę na start – usłyszeli.
– Przyjąłem. – Atticus zwiększył prędkość. To było piękne popołudnie. Zanim wrócą, zrobi się wieczór.
Pomyślał, że pewnie szybko się ze wszystkim uwiną.
– Rebel One? To brzmi jak z filmu science fiction.
Uśmiechnął się zadowolony, że zrozumiała nazwę.
Była trochę zdenerwowana koniecznością spędzenia czterdziestu minut z Atticusem. Naprawdę nie wiedziała, czy wytrzyma jego humory: raz był słodki i miły, raz gburowaty. Musiała sobie powtarzać, że chodzi przecież o pacjenta. Jej zadaniem jest zbadanie chłopca i sprawdzenie, co wywołuje reakcję alergiczną.
Atmosfera w kabinie była dość niezręczna. Jedyny dźwięk, jaki im towarzyszył, to szum silnika.
– Murphy rebel – powiedział Atticus ni stąd, ni zowąd.
– Słucham?
– Pytała pani, co to za samolot. To murphy rebel.
– Aha.
– Tylko tyle pani powie?
– A co mam powiedzieć?
– Cóż, spodziewałem się bardziej zdecydowanej reakcji.
– Nie znam tego modelu.
– A jakie pani zna?
– Latałam na de havillandach i cessnach.
– A jak się pani podoba ten?
– Całkiem fajny, ale wyrobię sobie zdanie o nim dopiero po wylądowaniu.
Zaśmiał się pod nosem. Może jednak Atticus ma poczucie humoru, w przeciwieństwie do jej ojca i Waltera.
– Powinien się pan częściej śmiać albo uśmiechać. Wygląda pan wtedy bardziej ludzko, nie jak robot.
– Już to gdzieś słyszałem – mruknął.
Wymienili życzliwe spojrzenia. Podobało jej się, kiedy się uśmiechał. Wyjrzała przez okno. Piękny widok.
– Jesteśmy nad rezerwatem Wood Buffalo. Gdybyśmy mieli więcej czasu, polecielibyśmy nad wodospadem Alexandria.
– W porządku. – Korciło ją, by powiedzieć „może następnym razem”, ale powstrzymała się. Żadnego następnego razu nie będzie. Nie przyjechała tu poznawać ludzi. Wspólny lot nad wodospadem to coś, co robią przyjaciele. Albo kochankowie.
Zalała ją fala gorąca. Atticus jest jej szefem, sławnym i doświadczonym chirurgiem, zupełnie jak Walter. To by się źle skończyło. Lepiej go trzymać na dystans. Nic o nim nie wie i tak powinno zostać.
Zmienił trajektorię lotu. Po chwili znaleźli się nad dużą polaną pokrytą białymi plamami.
– To śnieg? – spytała ze zdziwieniem.
– Miewamy dużo śniegu, ale akurat to jest sól.
– Sól?
– To solniska. Niektóre z nich to leje krasowe.
– Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
– Trochę bardziej na południe, w Albercie, jest ich mnóstwo. Zwłaszcza Pine Lake jest przepiękne. Jeśli będzie pani miała kiedyś okazję, polecam się tam wybrać, zanim zima zablokuje drogi. Latem można nawet pływać w jeziorach. Rzeka jest zbyt niebezpieczna, ma silne prądy.
– Obawiam się, że do tego czasu wrócę do Calgary.
Nastała kolejna niezręczna cisza. Szpitalowi w Fort Little Buffalo zależało na tym, by została i zastąpiła lekarkę, która poszła na macierzyński. Brakowało im wykwalifikowanego personelu. Od razu zaproponowali jej stałą posadę, ale ją odrzuciła. Zaczynała rozumieć, jak trudno jest zatrzymać lekarzy na Północy. Jednak ona pragnęła wrócić do Calgary. I zamierzała to zrobić z podniesioną głową.
Do końca lotu już ani razu się nie odezwała. To było najdłuższe czterdzieści minut w jej życiu.
Ucieszyła się, kiedy na horyzoncie wyłoniło się Hay River, a Atticus poprosił wieżę o pozwolenie na lądowanie.
Chciała jak najszybciej dostać się do szpitala, wziąć testy alergiczne i wrócić do Buffalo, by zabrać się do roboty i mieć już te nieszczęsne pół roku za sobą.