Ognista sukienka - ebook
Ognista sukienka - ebook
Wznowienie bestsellera w nowej odsłonie!
Znasz bajkę o Kopciuszku? To dobrze, bo to całkowicie inna historia. Amanda Holt to twardo stąpająca po ziemi studentka literatury. Dziewczyna o wyglądzie anioła z osobliwym charakterem. Jest cyniczna, wybuchowa i ma ognisty temperament. Romantyczne gesty i czułe słówka powodują u niej reakcje alergiczne. Pewnego dnia na jej drodze staje on – nieziemsko przystojny i wpływowy milioner Blake Monroe. Playboy i najbardziej pożądany kawaler w Stanach, który traktuje kobiety jak rozrywkę. Jak w bajce: jeden wieczór, jeden bal i całe życie dziewczyny wywraca się do góry nogami. Tylko dlaczego Kopciuszek przeklina, a książę przy pierwszym spotkaniu każe jej się rozbierać? Zapraszam do przeczytania mojej niegrzecznej komedii romantycznej. Tutaj Kopciuszek rzuca mięchem i nokautuje w razie potrzeby. Piękny i bogaty książę nie potrafi flirtować, a podwójna liczba złych macoch powoduje wesołe komplikacje. Nie zaleca się spożywania posiłków w trakcie czytania tej historii. Może to zagrażać Twojemu życiu lub zdrowiu.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-527-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Epilog
PODZIĘKOWANIARozdział 1
Co ja tu, do cholery, robię? – pomyślałam i przewróciłam oczami.
Biała, przyciasna koszula właśnie dusiła mi krtań. Do tego jeszcze ta wstrętna mucha.
Chwyciłam ją wolną ręką i stanowczo odciągnęłam, by móc swobodniej oddychać.
Kto normalny każe kobiecie zakładać coś takiego? Dziękowałam w myślach, że nie miałam na sobie spódnicy i szpilek, bo tego byłoby zdecydowanie za wiele jak na jeden wieczór.
Duża patera, którą trzymałam w ręku, wypełniona po brzegi kryształowymi kieliszkami ze złocistym napojem, zakołysała się, gdy mocowałam się z tym cholerstwem na szyi.
Tylko tego jeszcze brakowało, bym zrobiła tu rozpierduchę – pomyślałam, przestając się szarpać i delikatnym, stanowczym ruchem ustabilizowałam cholerny atrybut kelnera. Zabiję tę małą diablicę, gdy tylko wrócę do domu – pomyślałam i wyprostowałam się, gdy do tacy podchodzili kolejni goście.
Uśmiechałam się sztucznie w stronę tych napuszonych, obrzydliwie bogatych bubków oraz ich botoksowych towarzyszek. Stałam w kącie olbrzymiej sali i starałam się nie rzucać w oczy. Pierwszy raz robiłam za kelnerkę i okropnie się denerwowałam.
– Nie stój tak, tylko przejdź się po sali – syknął mi do ucha mój dzisiejszy szef, niejaki Fabio.
Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy, gdy poczułam jego oddech na szyi. Ten facet obrzydzał mnie samą swoją obecnością. Czterdziestoletni wąsaty koleś, nie był jakoś szczególnie brzydki, ale jego małe i rozbiegane oczka za często spoczywały na kobiecych piersiach lub pupie.
Och, Vivian, zapłacisz mi za to! Zanim cię ukatrupię, najpierw będę bardzo długo torturować – pomyślałam znowu o mojej przyjaciółce i współlokatorce, po czym ruszyłam przez środek sali.
To, że dzisiaj tu byłam, jej sprawka.
Akurat musiała się rozchorować! – znowu zaklęłam w myślach. Gdyby nie to, byłabym teraz w naszym pokoju w akademiku i spokojnie uczyłabym się do ostatniego egzaminu z literatury europejskiej. A tak tkwię tutaj! W jakiejś ogromnej, nadętej rezydencji za miastem, na jakimś cholernym balu charytatywnym i roznoszę cholernego szampana. Zajebiście!
W krótkim czasie taca opustoszała i ruszyłam w stronę baru po kolejną porcję trunku. Sama bym z chęcią wypiła kilka głębszych, ale cóż, służba nie drużba.
Gdy stanęłam w kącie i odłożyłam tacę przy barze, nadal nokautując w myślach moją koleżankę, usłyszałam za sobą męski głos:
– Whiskey poproszę.
Obejrzałam się przez ramię i mój wzrok spoczął na przystojnym, barczystym facecie siedzącym na jednym z hokerów. Rozejrzałam się dookoła. Oczywiście akurat nikogo innego z obsługi w tej chwili nie było. Pięknie! A jeszcze przed chwilą były tu tłumy barmanów, to znaczy trzech, ale zawsze. I co teraz? – pomyślałam.
Przystojniak oparł dłonie na ladzie i gapił się na mnie, czekając na drinka.
– Przepraszam, ja tu nie pracuję. – Uśmiechnęłam się z pogardą.
Wyprostował się i zlustrował mnie od góry na dół.
Zmarszczył ciemne brwi.
– Naprawdę? A wyglądasz, jakbyś tu pracowała, księżniczko – dodał, uśmiechając się i przekrzywił głowę.
– No tak, ale jestem kelnerką, a nie barmanką – odpowiedziałam szybko i znowu poprawiłam duszącą mnie muszkę.
Facet zmrużył oczy. Musiałam przyznać, że był przystojny jak jasna cholera. Może dlatego język plątał mi się w gębie. Szerokie ramiona, ciemna karnacja i pofalowane czarne włosy. Wyglądał jak gość z magazynu modowego, i do tego te niesamowite niebieskie oczy. Pewnie gej – przeszło mi przez myśl. Był zbyt idealny jak na faceta. Stałam i gapiłam się na niego, nim zorientowałam się, że trwa to o wiele za długo.
– To znaczy, że nie podajesz alkoholu na tym balu? – Rozbawiony poprawił mankiety białej koszuli wystającej spod marynarki.
– Podaję, ale… – zaczęłam i zrezygnowałam z dalszych tłumaczeń, nie było sensu polemizować z pieprzonym Jamesem Bondem.
Odwróciłam się w stronę ściany alkoholu, szukając wzrokiem whiskey. Odnalazłam ją po chwili. Wzięłam butelkę z bursztynową cieczą.
– Z lodem? – zapytałam przez ramię.
– Bez loda! – odpowiedział poważnie, ale kąciki jego ust poszybowały delikatnie do góry.
Zacisnęłam zęby. Odwróciłam się i postawiłam przed nim szklankę, wypełniając ją do połowy alkoholem. Za kogo on się miał? Bogaty dupek. Musiał być niewiele starszy ode mnie. Przez chwilę rozważałam, czy aby nie wylać mu drinka na spodnie. Na pewno by go to trochę ostudziło, ale zaniechałam tego pomysłu, licząc na kasę z fuchy. Byłam teraz spłukana i te parę dolców bardzo mi się przyda.
– A słomkę podać czy wielmożny pan sam sobie z butów wyjmie? – zapytałam słodkim głosem, uśmiechając się ślicznie w stronę kolesia.
Chyba to, co powiedziałam, zrobiło na nim wrażenie, bo podniósł wzrok znad szkła i przyglądał mi się w skupieniu. Nie czekałam na dalszą polemikę z tym nadętym pajacem, tylko wyszłam zza baru i skierowałam swe kroki w stronę kuchni.
– Chodź ze mną!
Poczułam szarpnięcie za rękę. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się ten sam pieprzony James Bond.
No to pięknie! – pomyślałam. Miałam dorobić parę dolców, a tu już wywalają mnie z roboty. Sama sobie jesteś winna – wyrzucałam sobie w myślach – za twój niewyparzony jęzor! Brawo, Amando!
– Co do licha? – Próbowałam wyrwać się z silnego męskiego uścisku, gdy zauważyłam, że facet ciągnie mnie za sobą na górę po dużych błyszczących schodach z dala od całej imprezy. Nagle zaczęłam się go obawiać. Dopiero teraz zauważyłam, jaki był wysoki, gdy górował nade mną, i silny, gdy ciągnął mnie mocno za ramię.
– Cicho – powiedział, oglądając się za siebie.
– Na pewno nie będę cicho i jeśli mnie pan nie puści, to zaraz zacznę krzyczeć. – Szarpałam się z przystojniakiem.
Nim zdążyłam zareagować, wepchnął mnie przez najbliższe drzwi i zasłonił je swoim ciałem.
Szybko cofnęłam się o kilka kroków od niego i rozejrzałam po pomieszczeniu, szukając drogi ucieczki. Ramię pulsowało niemiłosiernie, więc potarłam je szybko. Na bank będę miała siniaka – pomyślałam.
Byłam w sporym salonie, gustownie urządzonym, a może bibliotece – zastanawiałam się, zerkając na ścianę z książek.
– No dobrze, jestem zwolniona, a teraz proszę mnie wypuścić! – krzyknęłam, zaciskając pięści.
Facet nic nie powiedział, tylko wyciągnął komórkę i przyłożył do ucha.
– No tak, poskarż się Fabio, ty nadęty dupku. Powiedz, że napyskowała ci kelnereczka – burknęłam i zmrużyłam ze złości oczy.
Zamiast tego podniósł rękę, bym się uciszyła, i rzucił w słuchawkę:
– Mark, sprowadź mi teraz do biblioteki Olivię, natychmiast! – Rozłączył się i schował telefon do kieszeni, wciąż opierając się o drzwi.
– A ty rozbieraj się! – rozkazał władczym głosem.
Teraz dopiero się wystraszyłam. Nie żebym nie chciała przespać się z takim ciachem, ale tego było już za wiele. Pieprzony palant.
– O nie, kochany – powiedziałam, łapiąc się pod boki – najpierw randka, potem seks. A trójkąty wcale nie wchodzą w rachubę – oznajmiłam, siląc się na pewność siebie, która teraz ulatywała ze mnie jak powietrze z balonika.