Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Ognisty przypływ - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
24 września 2025
3360 pkt
punktów Virtualo

Ognisty przypływ - ebook

Zagłada przyjdzie z morza…

Trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, zabójcze fale tsunami – najlepszy film katastroficzny zamknięty w okładkach powieści!

Emocjonująca powieść o zagrożeniu czającym się w głębinach oceanów i dramatycznej walce ludzkości o przetrwanie w obliczu niosących śmierć klęsk żywiołowych.

„Projekt Titan” – międzynarodowa stacja badawcza u wybrzeży Australii – odkrywa kwitnącą strefę życia pod powierzchnią martwej wody. Obszar ten obfituje w dziwny bioluminescencyjny koralowiec, który na razie wymyka się znanym kategoriom naukowym, ale uczeni nie wątpią, że jego właściwości okażą się w przyszłości bezcenne. Rozpoczęcie dalszych badań zostaje jednak udaremnione przez niespodziewany atak zamaskowanych napastników. Ich wtargnięcie uruchamia niszczycielski łańcuch zdarzeń i katastrofę geologiczną, która destabilizuje cały region. Potężne trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów i śmiercionośne tsunami zwiastują nadejście jeszcze większego kataklizmu, wywołanego przez zagrożenie ukryte przez tysiąclecia głęboko pod oceanicznym dnem.

Czy grupa agentów Sigma Force zdoła powstrzymać to, co uwolnili tajemniczy napastnicy? Wokół nich morza wypełnią się toksynami, linie brzegowe zapłoną, a ich dawny przeciwnik powróci i nie zawaha się przed niczym, by udaremnić każdy ich ruch… Aby mieć jakąkolwiek nadzieję na sukces, komandor Gray Pierce musi zanurkować głęboko w przeszłość, a kluczem do ocalenia ludzkości może okazać się mitologia Aborygenów. Jednak to, co odkryje drużyna Sigmy, może okazać się tak nieprzewidywalne i  przerażające, że wstrząśnie fundamentami ludzkości.

Rollins łączy rozległą wiedzę naukową ze starożytnymi mitami, spekulacjami i nieposkromioną wyobraźnią... W tej podmorskiej opowieści jest mnóstwo wartkiej akcji i solidna porcja mrożącej krew w żyłach przygody, co z pewnością ucieszy fanów thrillerów.

Kirkus Reviews

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8361-947-7
Rozmiar pliku: 5,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZAGŁADA PRZYJDZIE Z MORZA...

TRZĘSIENIA ZIEMI, WYBUCHY WULKANÓW, ZABÓJCZE FALE TSUNAMI...

CZY TAKI BĘDZIE KONIEC LUDZKOŚCI?

Projekt Tytan

W pobliżu stacji badawczej Tytan, założonej na Morzu Koralowym przez australijskiego miliardera, amerykańska biolożka morska odkrywa nieznany gatunek koralowca. Ale to nie jedyna tajemnica, którą skrywają tamte wody. Na dnie znajduje się wrak okrętu podwodnego, prawdopodobnie chińskiego.

Beztroskie wakacje?

Grey, Seichan, Monk, jego żona Kat i Kowalski, którzy prywatnie wybrali się do Hongkongu - jakby agenci Sigmy mieli coś takiego jak prywatność! – muszą ratować życie przed trzęsieniem ziemi i całym oddziałem najemników.

Azja Południowo-Wschodnia w ogniu

Nie tylko ich upatrzyli jako cel napastnicy, którzy najwyraźniej są powiązani z chińską armią. Wkrótce zostaje też zaatakowana stacja Tytan, co zwłaszcza wobec nasilającej się z każdą godziną aktywności tektonicznej w tamtym rejonie może się okazać katastrofalne.

Ubłagać bogów

Coraz więcej znaków wskazuje na to, że na skutek działań Chińczyków skorupa ziemska się zbuntowała. Zginęły już setki tysięcy ludzi i zginą miliony, jeśli nie sięgnie się po pradawną metodę Aborygenów i nie udobrucha się ich bóstwa, Tęczowego Węża. I jeśli agenci Sigmy nie dogadają się z Chińczykami, przynajmniej z tymi, z którymi rozmowa w ogóle jest możliwa.JAMES ROLLINS

Amerykański pisarz, z zawodu weterynarz, z zamiłowania płetwonurek i grotołaz. Absolwent University of Missouri, karierę literacką rozpoczął w 1999 r. powieścią o wyprawie do wnętrza Ziemi, Podziemny labirynt. Kolejne m.in. Ekspedycja, Amazonia oraz książki z cyklu SIGMA FORCE zapoczątkowanego w 2004 r. Burzą piaskową – których akcja toczy się często w niedostępnych rejonach świata, dżunglach, głębinach oceanów, podziemnych grotach oraz na pustyniach i lodowcach – odniosły międzynarodowe sukcesy.

jamesrollins.com

Tego autora

LODOWA PUŁAPKA

AMAZONIA

OŁTARZ EDENU

EKSPEDYCJA

PODZIEMNY LABIRYNT

Cykl SIGMA FORCE

BURZA PIASKOWA

MAPA TRZECH MĘDRCÓW

CZARNY ZAKON

WIRUS JUDASZA

OSTATNIA WYROCZNIA

KLUCZ ZAGŁADY

KOLONIA DIABŁA

LINIA KRWI

OKO BOGA

SZÓSTA APOKALIPSA

LABIRYNT KOŚCI

SIÓDMA PLAGA

DIABELSKA KORONA

TYGIEL ZŁA

OSTATNIA ODYSEJA

KRÓLESTWO KOŚCI

OGNISTY PRZYPŁYW

James Rollins, Grant Blackwood

Cykl z Tuckerem Wayne’em

WYŁĄCZNIK AWARYJNY

James Rollins, Rebecca Cantrell

Cykl ZAKON SANGWINISTÓW

EWANGELIA KRWI

NIEWINNA KREW

DIABELSKA KREWPodziękowania

Podczas pracy nad książką dotarcie do mety zawsze zajmuje dużo czasu. Jak każdy maratończyk, ja także cieszę się, że mog­łem liczyć na ekipę przyjaciół, którzy kibicowali mi po drodze, wspierali mnie, gdy upadałem, i po każdym kilometrze zachęcali do dalszego wysiłku. Na specjalne podziękowania zasłużyły następujące cudowne osoby: Chris Crowe, Lee Garrett, Matt Bishop, Matt Orr, Judy Prey, Caroline Williams, Sadie Davenport, Igor Poshelyuznyy, Vanessa Bedford i Lisa Goldkuhl. Dziękuję również Steve’owi Preyowi za konstruktywną krytykę i stworzenie mapy do książki. Pragnę też wyróżnić Davida Sylviana za jego ciężką pracę i poświęcenie, jeśli chodzi o rozstrzyganie kwestii dotyczących sfery cyfrowej, oraz Cherei McCarter za to, że podzieliła się ze mną intrygującymi pomysłami i ciekawostkami, z których wiele trafiło do tej książki. Oczywiście nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby nie niezrównany zespół zawsze stojących po mojej stronie profesjonalistów z William Morrow, do którego należą: Liate Stehlik, Kaitlin Harri, Josh Marwell, Richard Aquan i Caitlin Garing. Na moją wdzięczność zasłużyły również osoby odpowiedzialne za wszystkie etapy produkcji książki: moja znakomita redaktorka Lyssa Keusch i jej pracowita koleżanka Mireya Chiriboga oraz moi agenci Russ Galen i Danny Baror (a także jego córka Heather Baror). Jak zawsze czuję się w obowiązku zaznaczyć, że ponoszę pełną odpowiedzialność za wszelkie błędy i nieścisłości, których – mam nadzieję – nie ma zbyt wiele.

Postacie

Holenderskie Indie Wschodnie

Leland Macklin – brytyjski kapitan statku Tenebrae

Pułkownik Hemple – zastępca dowódcy na Tenebrae

Matthew – Aborygen, chłopiec pokładowy na Tenebrae

Doktor Johannes Stoepker – lekarz i przyrodnik, członek Królewskiego Towarzystwa Batawskiego

Sir Thomas Stamford Raffles – wicegubernator Holenderskich Indii Wschodnich i prezes Królewskiego Towarzystwa Batawskiego

Kapitan Haas – holenderski dowódca krążownika Apollon

Doktor Swann – chirurg pokładowy na Apollonie

Thomas Otho Travers – adiutant wicegubernatora Rafflesa

Doktor John Crawfurd – lekarz i członek Królewskiego Towarzystwa Batawskiego

William Farquhar – przyrodnik i gubernator Singapuru

Załoga stacji Tytan

Doktor Phoebe Reed – biolożka morska

Jasleen (Jazz) Patel – doktorantka pracująca z doktor Reed

William Byrd – australijski prezes ESKY i główny inwestor projektu Tytan

Jarrah – szef ochrony stacji

Adam Kaneko – geolog, członek Tako no Ude

Haru Kaneko – wulkanolog, wuj Adama Kaneko

Datuk Lee – biochemik z Universiti Sains Malaysia

Bryan Finch – pilot batyskafu

Kim Jong Suk – biolog, wykładowca Koreańskiego Instytutu Nauki i Technologii

Henry Stemm – kapitan Tytana X

Sigma Force

Grayson Pierce – obecny dowódca działań w terenie

Seichan – była terrorystka i zabójczyni, obecnie współpracowniczka Sigmy

Monk Kokkalis – specjalista od medycyny i bioinżynierii

Kathryn Bryant – specjalistka od działań wywiadowczych

Joseph Kowalski – specjalista od amunicji i materiałów wybuchowych

Painter Crowe – dyrektor Sigma Force

Jason Carter – technik w dowództwie Sigmy

Triada Duàn Zhı¯

Guan-yin – przywódczyni triady, matka Seichan

Zhuang – prawa ręka Guan-yin

Bolin Chén – uczeń (Niebieska Latarnia) w triadzie

Yeung – zastępca Guan-yin

Chiński kontyngent

Kapitan Tse Daiyu – dowódczyni bazy badawczej chińskiej armii w Kambodży

Luo Heng – bioinżynier i lekarz w bazie

Zhào Min – biolog molekularny i pomocnik doktora Luo

Porucznik Junjie – pracownik bazy

Mat Wong – pacjent w bazie

Choi Aigua – były generał broni w siłach wsparcia strategicznego chińskiej armii, obecnie konsultant w Chińskiej Akademii Technologii Kosmicznej

Choi Xue – major w siłach wsparcia strategicznego, syn Aigui

Kapitan Wen – dowódca jednostki Falcon

Yang Háo – kapitan chińskiej marynarki wojennej

Inni

Aiko Higashi – dyrektorka Tako no Ude

Darren Kwong – dyrektor Muzeum Historii Naturalnej Lee Kong Chian

Kadir Numberi – dyrektor Muzeum Historycznego w Dżakarcie

Wala Michaiłowa – terrorystka i przywódczyni Nowej Gildii

Jack Pierce – syn Graya i Seichan

Penny i Harriet – córki Monka i KatZapiski naukowe

Czy jesteśmy sami we wszechświecie?

To pytanie nie daje ludzkości spokoju od chwili, gdy po raz pierwszy spojrzeliśmy w gwiazdy i zaczęliśmy się zastanawiać, czy ktoś tam żyje, a jeśli tak, to kto.

W październiku 2021 roku grupa naukowców z NASA zaproponowała model umożliwiający zmierzenie się z tym pytaniem, składający się z siedmiu ściśle określonych kroków, które pozwalają potwierdzić obecność biosygnatur mogących wskazywać na obecność życia pozaziemskiego*. Nazwali tę listę skalą „Pewności wykrywania życia”*.

Są to – w wielkim skrócie – następujące kroki:

1. Wykrycie sygnatury biologicznego życia

2. Wykluczenie skażenia

3. Wykluczenie źródeł niebiologicznych

4. Udowodnienie, że sygnatura może pochodzić z danego środowiska

5. Przeprowadzenie dodatkowych obserwacji

6. Wyeliminowanie wszystkich alternatywnych hipotez

7. Niezależne obserwacje uzupełniające

NASA najwyraźniej już przygotowuje się na chwilę odkrycia życia pozaziemskiego między gwiazdami lub gdzieś indziej.

W styczniu 2021 roku CIA odtajniła niemal trzy tysiące stron dokumentów znanych jako Czarny Skarbiec, dotyczących obserwacji UFO oraz UAP (niezidentyfikowanych zjawisk powietrznych). W lipcu tego samego roku Pentagon ujawnił raport dotyczący stu czterdziestu czterech przypadków obserwacji UAP przez pilotów wojskowych w latach 2004–2021. Z tych obserwacji tylko jedna znalazła wyjaśnienie (sflaczały balon). Być może właśnie z tego powodu Pentagon w listopadzie 2021 roku założył nową grupę, której celem jest wykrywanie i identyfikowanie nieznanych anomalii w zastrzeżonej przestrzeni powietrznej. Nazwał ją Grupą Synchronizacyjną ds. Identyfikacji i Zarządzania Obiektami Powietrznymi.

Biorąc pod uwagę niedawne przypadki odtajnienia dokumentów, bezustanny powolny wyciek danych oraz przesłuchania pracowników Pentagonu przed Kongresem w 2022 roku – dotyczące możliwości istnienia życia pozaziemskiego – rodzi się pytanie:

Co rząd już wie?

A w kontekście wzrostu liczby ujawnianych dokumentów drugie:

Na co próbują nas przygotować?

Zaraz się dowiecie.

* Kompendium biosygnatur: Cellular and extracellular morphologies, biogenic fabrics in rocks, bio-organic molecular structures, chirality, biogenic minerals, biogenic stable isotope patterns in minerals and organic compounds, atmospheric gases, remotely detectable features on planetary surfaces, and temporal changes in global planetary properties, National Academies of Sciences, Engineering, and Medicine, 2019. An Astrobiology Strategy for the Search for Life in the Universe, The National Academies Press, Waszyngton 2019.

* J. Green, T. Hoehler, M. Neveu, Call for a framework for reporting evidence for life beyond Earth, „Nature”, 28 października 2021.Zapiski historyczne

Żyjemy na niestabilnej planecie. Na geologicznej beczce prochu, która stale zagraża istnieniu życia.

Ponad dwieście pięćdziesiąt milionów lat temu doszło do masowego wymierania gatunków – tak zwanego wymierania permskiego – które doprowadziło do zniknięcia 70% żywych istot na lądzie i 90% w oceanach. Co do niego doprowadziło? Potężne erupcje wulkaniczne na Syberii spowodowały wypłynięcie na powierzchnię magmy i podpaliły złoża gazu oraz ropy naftowej. Aktywność wulkaniczna dotknęła obszaru równego połowie powierzchni Stanów Zjednoczonych. Uwolnione obłoki gazów podniosły temperaturę na powierzchni do poziomu o 18 stopni wyższego od obecnej średniej. Doszło do zakwaszenia oceanów, rozpadu raf koralowych i rozpuszczenia muszli istot zamieszkujących oceany*. Zwierzęta lądowe i morskie zaczęły masowo wymierać.

I nie było to ostatnie wydarzenie geologiczne, które zagroziło życiu na Ziemi.

Siedemdziesiąt cztery tysiące lat temu w Indonezji wybuchł superwulkan Toba, wyrzucając na powierzchnię dwa tysiące megaton dwutlenku siarki; powstały w wyniku tego wybuchu krater miał rozmiary sto na trzydzieści kilometrów. Skutkiem erupcji była trwająca kilka lat wulkaniczna zima. Wywołała ona potężną dziurę ozonową, przez którą promieniowanie ultrafioletowe usmażyło żywe istoty*. Przeżyło zaledwie od dziesięciu do trzydziestu tysięcy ludzi, co niemal doprowadziło nasz gatunek do zagłady.

Ale to też nie był ostatni wypadek, gdy Ziemia usiłowała się nas pozbyć. Później miało miejsce jeszcze niemal siedemdziesiąt apokaliptycznych erupcji wulkanicznych; jedną z ostatnich był wybuch wulkanu Tambora w Indonezji w 1815 roku. Była to największa erupcja w spisanych dziejach. Widziały ją na własne oczy setki tysięcy osób, a załogi brytyjskich statków przemierzających południowy Ocean Spokojny opowiedziały o niej światu. Wybuch słyszano z odległości prawie tysiąca trzystu kilometrów i początkowo uznano go za odgłos armat. Górne dziewięćset metrów wulkanu przestało istnieć, a obłok popiołu wzniósł się na wysokość dwudziestu siedmiu kilometrów. W wyniku samej erupcji i klęski głodu, która po niej nastąpiła, w Indonezji umarło sto tysięcy osób, ale łącznie było kilka milionów ofiar, bo w ciągu niecałych dwóch tygodni chmura popiołu okrążyła równik, obniżając temperatury na niektórych obszarach o nawet dwadzieścia stopni. Skutkiem był niesławny „rok bez lata”*.

Ta chmura dymu pogrzebała jeszcze jedno – wiarę w stabilność geologiczną naszej planety i naszą przyszłość – i podała w wątpliwość wszystko, co wiemy o naszym miejscu na świecie.

Czytajcie dalej, a poznacie prawdę, którą ukrywano przed nami wszystkimi.

Aż do tej chwili.

* J. Berardelli i K. Niemczyk, The Great Dying: Earth’s largest-ever mass extinction is a warning for humanity, CBS News, 4 marca 2021.

* I. Schultz, An Ancient Supervolcano May Have Zapped the Ozone Layer, Exposing Early Humans to Intense Sunburns, Gizmodo, 2 czerwca 2021.

* W.K. Kingaman i N.P. Klingaman, The Year Without Summer: 1816 and the Volcano that Darkened the World and Changed History, St. Martin’s Press, 2013.U wybrzeży wyspy Sumbawa w Holenderskich Indiach Wschodnich

11 kwietnia 1815

Z dziobu statku Tenebrae kapitan Leland Macklin wpatrywał się w ognistą paszczę piekła.

Było po południu, ale słońce nie świeciło. Niska warstwa popiołu i dymu całkowicie zasnuwała niebo. Od smrodu siarki piekły oczy i paliło w płucach. Jedynym źródłem światła była ognista wyspa Sumbawa. Wybrzeże było oddalone o pół mili, ale pozostawało niemal niewidoczne, nie licząc rzek lawy, które spływały z rozerwanych stoków wulkanu Tambora.

Nad okolicznymi wodami, które z trudem można było dostrzec, wisiała grobowa cisza. Na falach wokół statku unosiła się kilkudziesięciocentymetrowa warstwa gorącego popiołu i kawałków pumeksu. Ale nie mogła ukryć martwych ciał. Ławic wzdętych ryb oraz niezliczonych zwłok. Setek ludzi. Większość była tak spalona i osmalona, że nie sposób było ich odróżnić od ciemnej wody.

– Lepiej się wycofajmy, kapitanie – powiedział z niepokojem porucznik Hemple.

Był o siedem lat młodszy od Macklina i od ponad dziesięciu lat pełnił funkcję jego zastępcy. Był raptownym i surowym brodatym mężczyzną o ciemnych blond włosach, który rzadko dramatyzował. Z powodu duszącego upału zdjął bluzę od munduru i miał na sobie tylko kamizelkę, białą koszulę i niebieskie spodnie. Jak wszyscy członkowie załogi zakrywał nos i usta wilgotną szmatą.

– Na pokład opadło już mnóstwo popiołu – ostrzegł. – Część z niego mocno się rozgrzała.

– To prawda – przyznał Macklin, ocierając gorące czoło wilgotną chustką. Był ubrany podobnie do porucznika, ale nie zdjął niebieskiej góry od munduru z prostymi, złotymi lamówkami i pozłacanymi miedzianymi guzikami. Strzepnął popiół z czarnego kapelusza i założył go na przyprószoną siwizną głowę.

Obejrzał się, by ocenić stan Tenebrae. Wydawało się, że statek jest równie skamieniały jak morze, przypominał ciemny pagórek sterczący z przeklętych wód. Popiół pokrywał wszystkie pokłady i takielunek; barwił na czarno żagle na wszystkich trzech masztach. Członkowie załogi z twarzami osłoniętymi chustami krzątali się, ścierając, zamiatając i zgarniając gorący popiół, ale kolejne warstwy pyłu i pierzastych płatków wciąż opadały na ich oszołomione głowy.

– Kapitanie? – odezwał się Hemple.

– Zawracaj – rozkazał Macklin. – Płyniemy z powrotem na Jawę. Wicegubernator Raffles niecierpliwie czeka na naszą relację. Ale podnieś żagle tylko do połowy, bo te wody są wyjątkowo zdradzieckie.

– Tak jest.

Hemple odszedł, by przekazać rozkazy ludziom na mostku. Po kilku minutach statek zaczął powoli oddalać się od ognistej wyspy. Szorstki pumeks ocierał się o kadłub i brzmiało to tak, jakby umarli próbowali wdrapać się na pokład. Słychać było także dobiegający z miejsca, w którym lawa wpływała do wody, cichy niepokojący syk.

Macklin ucieszył się, widząc, że Tambora powoli znika za rufą. Pierwszy wybuch miał miejsce sześć dni wcześniej. Gdy fala uderzeniowa dotarła do oddalonej o osiemset mil Jawy, brzmiała jak odległa salwa z armat. Wielu sądziło, że to odgłos wściekłego ataku piratów na jakąś jednostkę handlową, ale kiedy przez wyspę przetoczyły się chmury czarnego popiołu, a następnie zalały ją fale, wszyscy zrozumieli, z czym mają do czynienia: z gigantyczną erupcją wulkaniczną.

Tenebrae cumował wtedy w Batawii, stolicy Holenderskich Indii Wschodnich na wyspie Jawa. Dwa dni po erupcji wicegubernator nakazał załodze wypłynąć na morze i ustalić źródło wybuchu oraz skalę zniszczeń.

Statek doskonale nadawał się do takiej misji. Był to węglowiec używany do transportowania towarów. Miał wytrzymały szeroki dziób i płaskie dno, idealne do żeglugi po płyciznach. Szeroki główny pokład ciągnący się od dziobówki aż do rufy miał trzydzieści metrów długości i dziewięć szerokości. A jako że na okolicznych wodach panoszyli się piraci, Tenebrae wyposażono w sześć dwudziestoczterofuntowych dział na pokładzie i dwa sześciofuntowe działa na dziobówce.

Teraz Macklin oparł dłoń na jednym z nich, doceniając siłę chłodnego żelaza. Cieszył się, że wracają do portu, ponieważ ogarniała go groza, którą dodatkowo potęgowały spokój morza i bezustanne szorowanie pumeksu o kadłub.

Usłyszał kroki, obejrzał się i zobaczył zbliżającą się postać, chudą jak szkielet. Chociaż mężczyzna miał twarz zasłoniętą wilgotną chustą, kapitan bez trudu rozpoznał Johannesa Stoepkera, przyrodnika z Towarzystwa Batawskiego. Stoepker zdjął surdut i kamizelkę, tak że miał na sobie tylko czarne spodnie i białą koszulę, która stała się niemal równie ciemna. Do załogi przydzielił go wicegubernator Raffles, również członek Towarzystwa Batawskiego, którego celem było badanie oraz pielęgnowanie historycznej i naukowej spuścizny Indii Wschodnich. Towarzystwo uznało, że jeden z ich członków powinien wziąć udział w tak istotnej wyprawie badawczej.

W ślad za Stoepkerem podążał chłopiec pokładowy Matthew, dwunastoletni Aborygen o ciemnych włosach i skórze oraz godnej podziwu odwadze. Był przydzielony do obsługi działa pokładowego, ale w ostatnich dniach skupiał się na pomocy przyrodnikowi. Wyraźnie zadowolony z tej roli, Matthew z uśmiechem dźwigał na ramieniu ciężką skórzaną torbę wyładowaną pumeksem, który załoga wyłowiła z morza.

– O co chodzi, panie Stoepker? – spytał Macklin.

Przyrodnik opuścił chustę na brodę.

– Skoro zawracamy, to czy nie moglibyśmy wydobyć z morza jednego z ciał? Na Jawie przebywają patolog i chirurg z Towarzystwa, których na pewno zainteresowałby stan zwłok.

Kapitan się skrzywił.

– Nie chcę trupa na pokładzie swojego statku – oświadczył. – To przynosi pecha i może podburzyć załogę do buntu.

Stoepker zmarszczył czoło. Z nieobecnym wzrokiem, pogrążony w myślach, obracał na palcu złoty sygnet z granatem, w którym wyryto TB, pierwsze litery Towarzystwa Batawskiego.

Wyrwał się z zamyślenia i odchrząknął.

– Kapitanie, Tenebrae jest wyposażony w szalupę o żelaznym kadłubie, wykorzystywaną do pokonywania skał i raf. Czy nie mog­libyśmy spuścić jej na wodę, załadować do niej ciała i odholować go na Jawę?

Macklin przez chwilę się zastanawiał, wyraźnie doceniając spryt przyrodnika.

– To rozsądna propozycja – przyznał w końcu. – Jestem w stanie ją zaakceptować. – Zwrócił się do Matthew: – Znajdź, chłopcze, tego szczura lądowego Perry’ego i opuśćcie szalupę.

Młody Aborygen pokiwał głową, odłożył torbę i odbiegł.

Stoepker dołączył do kapitana przy relingu i patrzył na słabnący blask wyspy za rufą.

– Nigdy bym nie podejrzewał o coś takiego Tambory. Może Merapi albo Keluda. Gdybym miał skłonności do hazardu, prędzej obstawiałbym Bromo. Jego szczyt regularnie dymi.

Macklin pokiwał głową z ponurą miną.

– Wszyscy uważali, że Tambora jest uśpiona.

– Wygasła – poprawił go Stoepker. – Aż do teraz panował co do tego konsensus. Ale słyszałem plotki, że rdzenna ludność z Sumbawy czasami odczuwała wstrząsy i słyszała dudnienie pod ziemią. Może nie powinniśmy byli lekceważyć tych relacji.

– Na to wygląda.

– A zeszłej nocy… Mam wrażenie, że druga erupcja była jeszcze gwałtowniejsza. Albo tylko tak nam się wydawało, ponieważ znajdowaliśmy się znacznie bliżej.

– Nie, na pewno była silniejsza – odparł Macklin. – Huknęło tak, jakby ziemia pękła na pół.

– Prawda. A fale, które się podniosły, naprawdę były potworne. Na pewno zalały kolejne tereny wzdłuż wybrzeży wysp.

Kapitan przypomniał sobie falę, która uderzyła w Jawę po pierwszym wybuchu wulkanu. Tenebrae cumował na głębokiej wodzie, więc nie został uszkodzony, ale nagły przypływ zmiażdżył nabrzeże i wepchnął statki oraz szczątki daleko w głąb lądu.

– Miejmy tylko nadzieję, że wciąż istnieje port, do którego możemy wrócić – mruknął Macklin.

Porucznik Hemple już wrócił na dziobówkę. Szedł szybkim krokiem w ich stronę.

– Z bocianiego gniazda widać kolejne pożary przed nami – oznajmił.

– Na którejś z dalszych wysp?

– Nie, na morzu. Od sterburty. Pół mili stąd. – Hemple podniósł mosiężną lunetę. – Też je widziałem.

Macklin wyciągnął rękę.

– Proszę pokazać.

Porucznik podał mu lunetę. Kapitan przeszedł na sterburtę. Po drodze zauważył słaby blask przebijający się przez obłok. Uniósł lunetę do oka i kilkakrotnie odetchnął, stabilizując ją i ustawiając ostrość. Patrzył przez pełną minutę. W miarę jak statek zbliżał się do źródła blasku, widok stawał się coraz wyraźniejszy.

– To chyba statek – powiedział. – Płonie i mocno się pochyla.

– To jednostka z naszej floty? – spytał Hemple. – Czy brytyjski?

Macklin opuścił lunetę i pokręcił głową.

– Za daleko, żeby zauważyć barwy albo banderę. Ale i tak do niego podpłyniemy.

Porucznik energicznie pokiwał głową i oddalił się, by powiadomić sternika.

– Wszędzie jest pełno żaru – ostrzegł Stoepker. – Nietrudno sobie wyobrazić, że płonący popiół może podpalić drewniany statek.

– Tenebrae to nie grozi. Moi ludzie wiedzą, na co mają uważać. Nie damy się zaskoczyć.

– Może załoga tamtego statku nie była tak czujna.

– Przekonamy się.

Mimo żagli opuszczonych do połowy nie potrzebowali dużo czasu, by dotrzeć do tonącej jednostki. Macklin i Stoepker dołączyli do porucznika Hemple’a na pokładzie rufowym. Za sterem stał kapitan Welch. Nikt nie zamierzał ryzykować, zwłaszcza gdy okazało się, że jednostką w opałach jest piracki statek Bugisów, którzy nękali Holendrów w tym regionie. Jego maszty zmieniły się w pochodnie i sterczały krzywo z wody. Kłęby dymu bijące z kadłuba prawie przesłaniały płomienie.

Od wraku oddalało się kilka łodzi wiosłowych, płynących pośród gęstego popiołu. Większość z nich też już się tliła albo płonęła. Dwie zawróciły i skierowały się w stronę Tenebrae; rozbitkowie rozpaczliwie wiosłowali.

Macklina zdziwiło, że piraci postanowili szukać pomocy na pokładzie statku pod królewską banderą. Z pewnością wiedzieli, że jeśli na niego dotrą, czeka ich stryczek. Mimo to obie szalupy uparcie kierowały się w stronę Tenebrae.

Jedna z nich stanęła w płomieniach. Stało się to tak nagle, że Stoep­ker aż wstrzymał oddech. Piraci zgromadzili się na środku łodzi, jakby bali się wody bardziej niż ognia. Ale nie mogli uciec przed jednym ani drugim. Ich ubrania szybko zaczęły się palić, a szalupa pękła pod ich nogami. Mężczyźni wpadli do morza i zniknęli pod warstwą popiołu. Czyjaś płonąca ręka jeszcze przebiła się na powierzchnię, lecz zaraz zatonęła.

– Co się dzieje? – spytał Hemple, wytrzeszczając oczy.

Stoepker cofnął się od relingu.

– Musimy opuścić te wody. Dzieje się tutaj coś piekielnie niedobrego.

Jakby na potwierdzenie słów przyrodnika rozległ się donośny huk, który wstrząsnął wodami. Mrok rozbłysnął ogniem. Tambora wybuch­ła po raz kolejny.

Macklin skrzywił się, bo uświadomił sobie, że łacińska nazwa statku, którym dowodził, pasuje do tego dnia. Pierwszy właściciel wykorzystywał tę jednostkę do przewożenia skazańców i nazwał ją ku czci katolickiej uroczystości, która przypadała na ostatnie trzy dni Wielkiego Tygodnia. Podczas ceremonii Tenebrae gasi się kolejno piętnaście świec odpowiadających cierpieniom Chrystusa w drodze na krzyż, aż zapada całkowita ciemność. Uroczystość kończy donośny huk mający symbolizować zatrzaśnięcie się grobowca z ciałem Jezusa.

Kapitan wpatrywał się w pozbawione słońca niebo, słuchając echa grzmotu.

Czy my także zostaniemy zamknięci w grobowcu? – przemknęło mu przez głowę.

Po jakimś czasie woda za rufą się podniosła, jakby wynurzała się z niej jakaś potężna bestia.

– Trzymajcie się! – wrzasnął Hemple do załogi.

Fala podniosła rufę, a następnie gwałtownie ją opuściła, tak że statek ciężko opadł na wodę. Zachwiał się, kołysząc masztami i łopocząc żaglami.

Macklin skupił uwagę na ostatniej z uciekających łodzi, która dopiero teraz zaczęła się od nich oddalać, jakby piraci wreszcie dostrzegli banderę powiewającą wysoko na maszcie Tenebrae.

Ale nie to było powodem ich ucieczki.

Przybiegł Hemple i zameldował:

– Dym, kapitanie. Wznosi się wszędzie wokół nas.

Macklin zauważył gęstniejący całun, ale uznał go za skutek pożaru pirackiego statku.

– Pożar w zęzie! – krzyknęli bosman i mat, którzy pojawili się na pokładzie rufowym.

Hemple zaczął wydawać polecenia członkom załogi.

– Wiadra z piaskiem i wodą! Szybko!

Kapitan zmarszczył czoło, patrząc na płonący piracki statek.

– Co to jest? – spytał Stoepker, wychylając się za reling i patrząc w dół.

Macklin podążył za jego wzrokiem. Do kadłuba przywarły czarne skamieniałe gałęzie. W miarę jak Tenebrae się kołysał, pojawiały się kolejne. Wokół nich kłębił się dym, jakby gałęzie były prętami rozpalonego żelaza znakującymi drewniany statek.

Przez dziury w warstwie popiołu dostrzegał migotanie i błyskanie w ciemnych głębinach, jakby pod statkiem i wokół niego przesuwały się strumienie świateł. Zadrżał na ten piekielny widok.

– Podnieść pełne żagle! – rozkazał. – Odpływamy stąd! – Wykrzykując te słowa, nie odrywał wzroku od wody.

Płonące gałęzie pięły się coraz wyżej, niczym ogniste pazury morskiego potwora, który pochwycił Tenebrae.

Kapitan już rozumiał, co tak wystraszyło piratów.

Zanim statek zdążył nabrać prędkości, płomienie buchnęły wzdłuż kadłuba i rozprzestrzeniły się po gałęziach, okrążając go. Nawet fala wymieszanej z popiołem wody nie zdołała zdusić ognia.

Hemple wrzeszczał i przekazywał rozkazy kapitana. Wszędzie rozbrzmiewały krzyki i przekleństwa zdesperowanej i przerażonej załogi.

Macklin popatrzył przez gęstniejący dym w stronę pirackiego statku, który powoli tonął w pokrytym popiołem morzu. Wiedział, że taki sam los czeka Tenebrae. Zauważył, że Stoepker i chłopiec pokładowy zniknęli, ale nie miał czasu zastanawiać się, gdzie się podziali.

Serce podeszło mu do gardła, gdy dym spowił statek, a płomienie wzniosły się aż do relingu. Przypomniał sobie ostatnią mszę, w której uczestniczył podczas Wielkiego Tygodnia w kościele w Batawii. Śpiewano wtedy pieśń skomponowaną przed dwoma wiekami przez Gregoria Allegriego, opowiadającą o ostatnich trzech dniach cierpienia Chrystusa.

Wyrecytował jej tytuł.

– Miserere mei, Deus.

Był on równie na miejscu jak nazwa statku.

Boże, bądź mi miłościw.

Batawia, Jawa

23 kwietnia 1815

Stamford Raffles, wicegubernator Holenderskich Indii Wschodnich, podążał za kapitanem krążownika Apollon przez zrujnowany miejski port. Kapitanowi Haasowi towarzyszył okrętowy chirurg Swann.

Obaj pojawili się w pałacu wicegubernatora z pilnym listem od człowieka, któremu Stamford ufał. Dlatego mimo późnej godziny – słońce już wisiało nisko nad horyzontem – Raffles pojechał z nimi powozem do portu. Teraz szybkim krokiem szli po długim kamiennym molo, jednym z nielicznych, które pozostały nienaruszone po wydarzeniach ostatnich tygodni.

W porcie rozbrzmiewały odgłosy młotków i pił, a także echa okrzyków. Na szczęście z nieba przestał już opadać popiół, chociaż w powietrzu wciąż unosiła się gęsta mgiełka, która zmieniała słońce we wściekle czerwoną kulę i pogrążała świat w nieprzerwanym półmroku. Gorąca wieczorna bryza nadal niosła smród siarki.

Raffles trzymał przy nosie perfumowaną chustkę. Upał dodatkowo pogarszał mu nastrój. Opuścił pałac w czarnym surducie i sztywnej kamizelce, ponieważ później wybierał się na kolację z dygnitarzami z Malajów, którzy przyjechali zbadać skalę zniszczeń po erupcji Tambory.

Kapitan Haas zrównał się z wicegubernatorem. Holender o piaskowych włosach miał na sobie mniej elegancki szary surdut, ale wyglądał schludnie.

Wskazał swój statek zacumowany w zatoce.

– Apollon żeglował z Nowej Gwinei i płynął przez Morze Jawajskie, gdy napotkaliśmy tonącą łódź. Pomyśleliśmy, że zerwała się z cum i dryfowała.

Swann pokiwał głową. Był drobnym starszym mężczyzną o surowej twarzy i ciemnych oczach.

– A potem zauważyliśmy, co znajduje się na pokładzie, i zaleciłem kapitanowi Haasowi, żebyśmy ją przyholowali – oznajmił.

– Niczego nie dotykaliśmy – dodał Haas, na chwilę unosząc do ust srebrny krzyż. – Nikt z nas by się nie odważył.

Kapitan i chirurg doprowadzili Stamforda do końca pomostu, gdzie przywiązano niewielką szalupę okrytą płótnem żaglowym. Przed nią stał mężczyzna, który wysłał przez kapitana list. Był to adiutant i zaufany przyjaciel wicegubernatora, Thomas Otho Travers – ciemnowłosy Irlandczyk, były żołnierz o szczupłej sylwetce, którą podkreślały obcisły surdut i świeżo wyprasowane spodnie. Obok niego stał Szkot, jego rówieśnik, którego Raffles również znał – szanowany lekarz związany z Towarzystwem Batawskim, doktor John Crawfurd.

Obaj mieli ponure miny.

Stamford minął Haasa i do nich podszedł.

– Co się stało? Co jest aż tak pilne?

Travers zwrócił się w stronę łodzi, której żelazny kadłub był powgniatany.

– To szalupa z Tenebrae – oznajmił.

– Co takiego?! Skąd może pan mieć pewność?

Wicegubernator szesnaście dni wcześniej wyprawił statek towarowy Tenebrae w morze i od tamtej pory załoga się nie odzywała. Wszyscy podejrzewali, że na jednostkę napadli piraci, ponieważ od czasu wybuchu wulkanu Bugisi śmielej grasowali po tych wodach, jak sępy krążące nad padliną.

– Jesteśmy pewni – odparł Travers i zwrócił się do lekarza: – Może najlepiej będzie to pokazać, doktorze. Pomogę panu.

Młody lekarz miał na sobie czarne ubranie z białym kołnierzykiem, przez co przypominał księdza. Podeszli z Traversem do łodzi i razem ściągnęli płótno żaglowe, ujawniając upiorny widok.

Stamford miał ochotę się cofnąć i wyprzeć to, co zobaczył, ale Haas i chirurg stali za nim.

Na dnie łodzi leżały dwa ciała, jedno dwa razy większe od drugiego. Oba tak poczerniały, że nie było widać rysów twarzy. Ale powierzchnia zwłok niepokojąco lśniła, jakby wyrzeźbiono je z ciemnego marmuru, a skóra delikatnie migotała. Mniejsze z ciał, najwyraźniej należące do młodego chłopca, leżało pod ręką drugiego. Wygięte szyja i kręgosłup wskazywały na bolesną śmierć. Chłopak nie znalazł ukojenia w objęciach towarzysza, ale mężczyzna najwyraźniej próbował go pocieszyć, mimo że sam konał w podobnych męczarniach.

Co jeszcze dziwniejsze, większe z ciał nie w pełni uległo zmianom. Jedna czwarta zwłok – ta bardziej oddalona od chłopca – nosiła tylko lekkie ślady poparzeń, a niektóre fragmenty były niemal nietknięte. Ucho i policzek wciąż były blade i sine. Część spalonej białej koszuli okrywała górną część tułowia, a jedna noga, osłonięta ciemnymi spodniami i butem sięgającym do połowy łydki, sprawiała wrażenie nienaruszonej.

To nie miało żadnego sensu.

Raffles zadał podstawowe pytanie:

– Kto to jest?

Doktor ostrożnie wszedł do łodzi i zbliżył się do większego z ciał. Wskazał rękę obejmującą chłopca i poczerniałą dłoń, na której wciąż tkwił sygnet.

– Na kamieniu widnieją litery TB.

Stamford mocniej zacisnął palce na perfumowanej chustce, ponieważ wiedział, kto wchodził w skład załogi Tenebrae.

– Johannes Stoepker – rzucił. – Przyrodnik.

– Tak sądzimy – powiedział Travers. – Przypuszczamy, że ten drugi to chłopiec pokładowy.

– Co się z nimi stało? Ogień nie działa tak na ciało człowieka. Wyglądają, jakby zmienili się w kamień.

Doktor Crawfurd wyprostował się i zakołysał łodzią, tak że adiu­tant wicegubernatora musiał się czegoś przytrzymać, by nie stracić równowagi.

– Nie wiemy – przyznał lekarz. – Ale przeprowadziłem pobieżne badanie. Cokolwiek spotkało tych dwóch, ich ciała rzeczywiście skamieniały. Stały się twarde jak skała. Nie mam pojęcia, w jaki sposób do tego doszło. Będę musiał przenieść zwłoki do swojej kwatery za miejską apteką, żeby dokładniej je zbadać.

– Jest jeszcze coś, co musi pan zobaczyć – oznajmił Travers. Dołączył do lekarza na pokładzie szalupy i uklęknął obok drugiej ręki Stoepkera, którą ten kurczowo przyciskał do piersi. Kamienne palce trzymały małą stalową kasetkę. – Najwyraźniej chronił nie tylko chłopca – powiedział Travers. – Nie chcieliśmy niczego naruszać przed pana przybyciem.

– Może pan wydobyć tę kasetkę? – spytał Stamford. – I jej zawartość?

– Mogę spróbować. – Jego adiutant owinął dłoń chustką i chwycił stalowy przedmiot, wyraźnie unikając kontaktu ze skamieniałą skórą. Starał się uwolnić kasetkę, ale bezskutecznie. Stoepker nawet po śmierci nie chciał zdradzić swojej tajemnicy.

– Niech pan włoży w to więcej siły, panie Travers – zażądał wicegubernator.

– Tak jest. – Travers stanął szerzej na nogach, po czym zaczął mocno poruszać kasetką i ją ciągnąć.

W końcu rozległ się głośny trzask i adiutant przewrócił się na nadburcie. Łódź prawie się wywróciła, ale Crawfurd, który stał po jej przeciwnej stronie, zdołał zrównoważyć ciężar Traversa.

Plusk, który rozległ się obok rufy łodzi, przyciągnął wzrok Stamforda.

Wicegubernator się skrzywił.

– Wpadła do wody?

– Nie. – Travers pokazał stalową kasetkę. – Wciąż ją mam.

Stamford nie spuszczał wzroku z wody. Na powierzchnię wypłynęła poczerniała dłoń bez dwóch palców. Mimo że wyglądała jak kamień, unosiła się na wodzie.

Co to za diabelstwo?

Travers wyszedł z łodzi i wyciągnął kasetkę w jego stronę.

Wicegubernator skrzyżował ręce na piersi; nie miał zamiaru dotykać tego przeklętego przedmiotu.

– Proszę ją otworzyć – rozkazał.

Jego adiutant zwolnił zatrzask i uchylił skrzypiące wieczko. Na molo wypadła złożona karteczka. Najwyraźniej ostatnia wiadomość od Johannesa Stoepkera.

Stamford zignorował ją i nachylił się nad kasetką. Znajdował się w niej tylko jeden przedmiot: rozgałęziona kamienna łodyga, która wyglądała jak czarny koralowiec.

– Co pan o tym myśli? – wyszeptał Travers.

Wicegubernator pokręcił głową, całkowicie zbity z tropu.

Dlaczego Stoepker miałby zadawać sobie tyle trudu, by zachować coś takiego? – zastanawiał się.

Zauważył, że przedmiot w pudełku ma taki sam kolor i połysk jak poczerniałe trupy w łodzi. Przypomniał sobie, że odłamane i wyschnięte kawałki koralowców często unoszą się na wodzie.

Wpatrując się we fragment dłoni Stoepkera, poczuł dreszcz pewności.

Te ciała nie skamieniały.

Zamieniły się w koral.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij