- W empik go
Ograbiony Naród - ebook
Ograbiony Naród - ebook
Przez lata kazano Białorusinom zapominać narodowe traumy, fałszowano ich historie i izolowano od świata. Nie mogli posługiwać się swoim językiem, propaganda radziecka chciała by stali się sowieckimi ludźmi, by o białoruskości zapomnieli. Nauczyli się więc uciekać i wieść życie w podziemi, dlatego nazywa się ich narodem partyzantów.
Cykl wywiadów z 13 białoruskimi intelektualistami jest wycieczką do ich podziemnego świata. Pokazuje zmagania Białorusinów w odkrywaniu własnej historii, kultury, języka. Walkę garstki społeczeństwa z systemem i zgodę sporej części na łukaszyzm. Przez pokazanie Białorusi różnorakiej - poważnej, cierpiącej, groteskowej - pomaga zrozumieć i poznać naszego wschodniego sąsiada, o którym najczęściej niestety myślimy stereotypowo.
Spis treści
Wstęp
Historia bez bohaterów
ROZMOWA Z UŁADZIMIREM ARŁOUEM
I zobaczyli Białoruś
ROZMOWA Z LAWONEM BARSZCZEUSKIM
Broniłem sowieckiej Białorusi
ROZMOWA Z WALANCINEM TARASEM
Byliśmy pokorni. Niestety
ROZMOWA Z HIENADZIEM BURAUKINEM
Przypadki Pawła Izotowicza
ROZMOWA Z PAWŁEM JAKUBOWICZEM
Partyzant−antybohater
ROZMOWA Z ALESIEM ANCIPIENKĄ
Białoruś będzie krajem kilkujęzycznym
ROZMOWA Z ALEHIEM TRUSAUEM
Posiadamy dwie dusze
ROZMOWA Z ADAMEM HLOBUSEM
Bóg nic dobrego dla nich nie zrobił
ROZMOWA Z PAWŁEM SIEWIARYŃCEM
Jesteśmy już zmęczeni
ROZMOWA Z WALANCINEM AKUDOWICZEM
Za Białoruś
ROZMOWA Z ANDREJEM LACHOWICZEM
Spis treści
Do Europy – tak, ale z naszym rosyjskim dziedzictwem
ROZMOWA Z PIOTREM MARCAUEM
Białorusini nie rozumieli,
w imię jakich wartości musieli cierpieć
ROZMOWA Z ALEHIEM MANAJEUEM
Noty biograficzne
Indeks nazwisk
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7893-024-2 |
Rozmiar pliku: | 840 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jaka jest Białoruś? Według powszechnej w Polsce opinii to kraj nieprzyjazny ludziom, być może jeszcze ostoja komunizmu, zamieszkany przez złego Aleksandra Łukaszenkę, garstkę dzielnych opozycjonistów i uciemiężone społeczeństwo. W jakieś mierze tak jest, ale Białoruś jest znacznie bardziej skomplikowana niż mogą to pokazać telewizyjne migawki czy okazjonalne relacje prasowe.
Jest pełna paradoksów – o nich mówią nasi rozmówcy. Choćby takich, że elektorat Łukaszenki to nie tylko tęskniący za socjalizmem kołchoźnicy, ale też prężni biznesmeni czy wykształceni urzędnicy; że nie tylko białoruska opozycja, ale też najbardziej zacofana część zwolenników obecnej władzy posługuje się językiem białoruskim; że Łukaszenka – jakby to dziwnie nie brzmiało – także umacnia państwowość Białorusi i tożsamość jej obywateli.
Do rozmów zaprosiliśmy kilkanaście wybitnych postaci białoruskiego życia publicznego, mieszkających na stałe w swojej ojczyźnie, w tym także Pawła Jakubowicza – redaktora naczelnego największej białoruskiej gazety, reprezentanta władzy. Poprosiliśmy ich, aby podzielili się subiektywnymi opiniami na temat swojego kraju, by postarali się wyjaśnić polskiemu czytelnikowi, dlaczego historia Białorusi potoczyła się w taki, a nie inny sposób, dlaczego Białorusinom w XX wieku aż do 1991 roku nie udało się stworzyć własnego państwa, dlaczego tak pokornie przyjmowali komunizm i dlaczego po rozpadzie ZSRR ich losy potoczyły się inaczej niż sąsiednich Litwinów czy nawet Ukraińców, a także dlaczego tak łatwo zrezygnowali z demokracji.
Bohaterowie naszych rozmów nie mówią jednym głosem. Mamy nadzieję, że dzięki temu udało nam się pokazać obraz inny od stereotypów. Czasem z ust rozmówców padały słowa dla Polaków trudne – jak te o naszej złej dominacji na Białorusi czy o tym, że inne narody też roszczą sobie prawo do spuścizny, wydawałoby się, tylko polskiej. Dziwić może też, że niektórzy Białorusini z pewną dumą mówią o swojej komunistycznej przeszłości. Z drugiej strony nawet taka postawa miała istotne przyczyny. Białorusinom odmawiano prawa do własnego języka, historii, a nawet nazwy. Gdy wreszcie pozwolono im na własne państwo, my, Polacy, bez oporów wybrzydzamy, że nie jest to kraj, jaki chcielibyśmy mieć za sąsiada. Ale jeśli mamy być wierni idei Jerzego Giedroycia, na którą wielu lubi się – czasem bezrefleksyjnie – powoływać, to musimy być gotowi najpierw wysłuchać racji wschodnich sąsiadów bez protekcjonalnej postawy czy poczucia wyższości.
Los sprawił, że między Białorusinami a Polakami nie dochodziło do tak ostrych konfliktów jak między Polakami a Ukraińcami czy Litwinami. Z jednej strony o dialog więc łatwiej, z drugiej – z trójki ULB (Ukraina, Litwa, Białoruś) ta ostatnia budzi najmniejsze emocje, a co za tym idzie, także najmniejsze zaciekawienie, choć sympatia dla białoruskiej opozycji jest tu pewnym novum.
Leżąca tak blisko Białoruś jest dla wielu Polaków krajem dość egzotycznym… Zachód zastanawia się, dlaczego w ostatnich latach na Białorusi nie doszło jeszcze do demokratycznej rewolucji. Bierność białoruskiego narodu tłumaczymy w wywiadzie na temat fenomenu Białorusina-partyzanta (niech to słowo nas nie zmyli!), który z ukrycia, przyczajony, obserwuje ważne wydarzenia zachodzące w jego kraju. Dystansuje się od świata, lubi być nieobecny, nie brać za nic odpowiedzialności i czekać, aż nadejdą lepsze czasy. W innej rozmowie poruszamy temat podwójnego życia białoruskiego narodu. Jeden z naszych rozmówców stwierdza, że Białorusini zawsze muszą „mieć coś na zapas”. Ciężko doświadczeni przez historię, nie lubią ryzykować. Dlatego Polak, przekonany, że nasz wschodni sąsiad to kraj bojowników o demokrację, może się rozczarować, bo Białorusini w swej masie nie interesują się polityką, a ich codzienne życie wypełniają merkantylne i pragmatyczne wybory.
W innej rozmowie przedstawiamy życie politycznego więźnia-zesłańca; opowiada on, jak wygląda życie wsi, w której przyszło mu odbywać karę. Po tym jak upadł miejscowy kołchoz, nawet Aleksander Łukaszenka zapomniał o tej wiosce. Ludzie pogrążyli się w rozpaczy, piją alkohol własnej produkcji i… tęsknią za Europą. Mówią, że drewno, które tną w tartaku, pojedzie do Europy, czyli do lepszego świata. A sami gdzie mieszkają? W dziwnym świecie zawieszonym pomiędzy Rosją a Zachodem. Egzotyka Białorusi polega właśnie na jej niezdefiniowaniu. To ostatni autorytarny reżim w Europie, ale inny od reżimów, jakie znamy z historii Polski. Białorusini w dużej części akceptują go, bo wiedzą, że jest to ich własny reżim, a Łukaszenka jest ich najwybitniejszym przedstawicielem. Dlaczego tak jest? Mamy nadzieję, że ta książka pomoże w znalezieniu odpowiedzi.
Wywiad z Uładzimirem Arłouem w skróconej wersji był wcześniej publikowany w „Tygodniku Powszechnym”, zaś wywiad z Walancinem Akudowiczem w czeskim dwumiesięczniku „Listy”. Przy sporządzaniu niektórych przypisów korzystaliśmy z książki Eugeniusza Mironowicza Białoruś (Wydawnictwo Trio, Warszawa 2007). Za pomoc przy opracowywaniu wywiadów dziękujemy Janowi Maksymiukowi. Dyrekcji zamku Kliczków składamy podziękowania za stworzenie komfortowych warunków do pracy.
Małgorzata Nocuń
Andrzej Brzeziecki
październik 2007W powszechnej opinii Białorusini są narodem nieznającym własnej przeszłości i łatwo politykom nimi manipulować, odwołując się do mitów historycznych.
Są dwie Białorusie i każda z nich ma inny stosunek do historii. Jedna Białoruś czuje się spadkobierczynią Związku Radzieckiego. Dla wielu moich rodaków historia ich kraju sięga czasów, kiedy piwo kosztowało 37 kopiejek, a wódka 3 ruble. Historyczna świadomość radzieckich Białorusinów jest żadna. Jest też druga Białoruś, której mieszkańcy znają przeszłość tych ziem, mają swoich bohaterów. Dotarcie do tej wiedzy było zadaniem trudnym i często bolesnym. Kiedy w latach 70. studiowałem historię, ani ja, ani moi koledzy nie mieliśmy pojęcia o wielu ważnych momentach z przeszłości Białorusinów – byliśmy produktami radzieckiej edukacji, w której przemilczano na przykład istnienie niepodległej Białoruskiej Republiki Ludowej w 1918 roku, nikt też nawet szeptem nie mówił o masowych represjach w latach 30. Nasi profesorowie nie odkryli przed nami tej zakazanej historii. Dziś datę 25 marca – czyli powstania Białoruskiej Republiki Ludowej – znają już praktycznie wszyscy. Oczywiście większość tego dnia nie świętuje, ale data wróciła do narodowej pamięci, więc jakiś postęp jest.
W jaki sposób uczono historii w radzieckich szkołach na Białorusi?
Jeśli chodzi o postrzeganie Białorusi, sowiecka historiografia jest dziedziczką historiografii carskiej. Na białoruską historię zawsze patrzono z perspektywy mitów: Białorusini są młodszymi braćmi Rosjan, nie mają prawa do państwowości, do języka. Nie było w tej historii miejsca dla bohaterów, którzy walczyli o europejskie wartości. Wyrosłem w Połocku, a nie wiedziałem o tym, że car Iwan Groźny napadł na nasze miasto¹, wymordował katolików i Żydów, a 50 tysięcy prawosławnych wypędził w głąb Rosji. Na lekcjach mówiono nam, że Iwan Groźny uwolnił Połock od Polaków i Litwinów. Przemilczano, że historia stosunków Rosji i Białorusi to dzieje ustawicznych wojen, które rozpoczęły się w 1492 roku i trwały aż do końca XVIII wieku, kiedy rosyjskie marzenie o wchłonięciu Białorusi się zrealizowało. W szkole nie uczyliśmy się o wojnie inflanckiej, o walkach z Iwanem Groźnym, nie uczyliśmy się też o najstraszniejszej wojnie w naszych dziejach, która toczyła się w latach 1654–67². Białoruś straciła wtedy połowę ludności, swoje elity, szlachtę, mieszczaństwo. Była to katastrofa kulturowa, demograficzna i gospodarcza, z której Białoruś nie podniosła się do dziś i w której upatrywałbym korzeni współczesnej tragedii mojego kraju. Dwie godziny drogi od Połocka jest wieś Michajłowskoje, gdzie tworzył Puszkin, który przyjeżdżał tam z Petersburga. W szkole co rok wożono nas do tej wsi na wycieczki. Wszystko już tam znałem na pamięć, sam mógłbym być przewodnikiem, natomiast nigdy nie wzięto nas na wycieczkę po Połocku. Nikt nie mówił nam o Soborze Sofijskim.
Przypomnienie o istnieniu średniowiecznego Księstwa Połockiego przeczyłoby teorii jednej Rusi – praojczyźnie wszystkich Słowian Wschodnich?
W czasach carskiej Rosji i w czasach radzieckich lansowano tezę, że nigdy nie posiadaliśmy własnej państwowości. Tymczasem Księstwo Połockie zajmowało większą część współczesnej Białorusi i spełniało wszystkie warunki, by określać je mianem państwa. Mieliśmy własną dynastię książęcą Rogwołodowiczów³, a także związki dynastyczne z Bizancjum.
Księstwo Połockie przeciwstawiało się dominacji Kijowa i do dziś fakt jego istnienia jest solą nie tylko w oku historyków rosyjskich, ale również ukraińskich. Historiografia radziecka starała się wymazać wszelkie ważne postaci tamtego okresu. Na przykład św. Eufrozyna Połocka⁴ w XII wieku należała do najbardziej wykształconych kobiet w Europie. W naszym podręczniku szkolnym nie wspomniano o niej ani słowem, podobnie było w podręcznikach uniwersyteckich. Historia Białorusi, z której ja korzystałem na studiach w latach 70., liczyła pięć tomów, ale o Eufrozynie milczała. Nasz wykładowca powiedział tylko, że była ona cerkiewną obskurantką, a jej działalność była opium dla ludu. I tak mieliśmy szczęście, że usłyszeliśmy jej imię i mogliśmy sprawdzić, kim była w rzeczywistości. Notowaliśmy wszystko, co dyktował profesor, a potem szukaliśmy w innych książkach, by dokopać się choć do części prawdy. Kiedy mam zły nastrój, wyciągam te konspekty, czytam i pękam ze śmiechu, „dowiadując” się różnych rzeczy. Z drugiej strony z optymizmem myślę o tym, jak długą drogę przeszliśmy, ponieważ dziś prawie każdy uczeń słyszał o Eufrozynie Połockiej, a w Mińsku i Połocku stoją nawet jej pomniki.
Jak bardzo niebezpieczny dla Białorusi jest mit jednej Rusi?
Wielu Białorusinów padło jego ofiarą. Jest on naszym największym nieszczęściem, choć istnienia pradawnego narodu ruskiego nie mogą wykazać ani badania archeologiczne, ani antropologiczne. Ale stereotypy zakorzenione w głowach Białorusinów są wykorzystywane przez zwolenników przyłączenia naszego kraju do Rosji. Politycy rosyjscy, zarówno na prawicy, jak i na lewicy, twierdzą, że niezależna Ukraina i Białoruś są błędem historycznym i należy go szybko naprawić. Zatem mit o jednej Rusi ma uzasadniać rosyjskie roszczenia do ziem Ukrainy i Białorusi. Tymczasem u zarania dziejów państw słowiańskich istniały trzy osobne centra: Połock, Kijów i Nowogród. Symboliczną wymowę nadawały im trzy Sobory Sofijskie wybudowane w tych miastach, wzorowane na świątyni w Konstantynopolu – nie tyle pod względem architektonicznym, co pewnych idei. Tragedią tych trzech ośrodków było powstanie czwartego: Moskwy. W Nowogrodzie rozwijał się samodzielny etnos, który Moskwa zawłaszczyła. Podobny los czekał inne centra. Po tym jak pod koniec XVIII wieku Białorusini znaleźli się w granicach rosyjskiego imperium, nie mieli prawa nazywać się samodzielnym narodem. Zmieniano nam nawet imiona, Tomasz stawał się Fomą. Wielkomocarstwowe tendencje, jakie przejawiała najpierw Rosja carska, a potem ZSRR, zostały wpisane w historię Białorusi. Rosjanie tworzyli nowe mity o Białorusinach. Jednak ten, że Białorusini już w czasach Rusi Kijowskiej byli częścią narodu rosyjskiego, jest najważniejszy i nadal się go eksploatuje.
Do tego stopnia, że część Białorusinów jest przekonana, że w XIII wieku także ziemie białoruskie znalazły się pod jarzmem mongolskim?
Tak, nawet jeszcze dziś poważni ludzie potrafią powiedzieć, że bez pomocy Rosji Białorusini nie wyzwoliliby się od tatarskiego jarzma, choć nigdy z jego powodu nie cierpieliśmy. To, że nasze ziemie nie były najechane przez Mongołów, jest jednym z ważniejszych faktów w naszej historii. Mongolskie jarzmo było tragedią dla rosyjskich ziem, które straciły przez nie szansę na przynależność do kultury zachodniej. Przed XIII wiekiem w ruskich księstwach istniały tradycje demokratyczne, ale przez 250 lat panowania Mongołów w rosyjskiej mentalności zaszły poważne zmiany i po tym doświadczeniu Moskwa sformułowała system władzy w oparciu o wzory azjatyckie. Społeczeństwo straciło szansę na rozwój, praktycznie przestało się liczyć. Białorusini formowali się w zupełnie innych warunkach.
Jakich jeszcze sztuczek używała rosyjska i radziecka historiografia, by uzasadniać teorię o jednym narodzie?
Karmiono nas bajką, że Rosja nie miała kolonii. A to przecież było kolonialne imperium, tylko kolonie leżały nie za morzem, jak w przypadku Wielkiej Brytanii, ale tuż przy granicy. Fakt, że zamieszkiwały je narody słowiańskie, ułatwiał niszczenie ich pamięci. Podkreślano więc, że Białorusini od wieków marzyli, aby połączyć się ze starszym bratnim narodem w jedno państwo. Moje pokolenie wyrastało w takiej świadomości. Aby ten mit mógł funkcjonować, należało przemilczeć całe wieki historii, kiedy Białoruś znajdowała się pod wpływem cywilizacji zachodniej. Manipulowano nawet życiorysem Franciszka Skaryny⁵. Jego Biblia została wydrukowana w latach 1517–19 w języku białoruskim i była czwartą Biblią narodową wydaną na świecie. W szkole słyszeliśmy o Skarynie, ale mówiono o nim w taki sposób, żebyśmy nie rozumieli skali jego działalności. W naszym podręczniku pisano, że Skaryna kontynuował dzieło rosyjskiego drukarza Iwana Fiodorowa. Kłopot w tym, że pierwszy starobiałoruski druk Skaryny wyszedł w roku 1517, natomiast Fiodorow pierwszą rosyjską książkę wydał w roku 1564, ale nasz drukarz nie mógł być pierwszy, do tego miał prawo tylko Rosjanin. Taka polityka była popierana przez pierwszych sekretarzy białoruskiej partii komunistycznej. Na przykład Piotr Maszerau⁶ – postać zdecydowanie zmitologizowana, bo mitologizacji poddawano też postaci z najnowszej historii – niszczył historyczną pamięć Białorusinów. Burzył zabytki architektury, a wysiłki historyków uważał za próby idealizacji przeszłości sprzed 1917 roku. Jego zdaniem przed tą datą Białorusini byli ciemnym, niepiśmiennym narodem.
W jaki sposób prawosławie służyło jako narzędzie rusyfikacji?
Stworzono mit mówiący, że Białorusini zawsze byli narodem prawosławnym. Tymczasem do upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów zdecydowana większość Białorusinów zaliczała się do grekokatolików, czyli unitów. Pieśni religijne śpiewano po białorusku, w tym języku wygłaszano też kazania i uczono. Grekokatolicy mieli świadomość, że nie są ani Polakami, ani Rosjanami. Z wyznaniem greckokatolickim walczyli i Rosjanie, i Polacy. Propaganda rosyjska mówiła, że język białoruski i religia greckokatolicka były Białorusinom narzucane i tak naprawdę są oni prawosławni, a prawosławnego Białorusina nauczano w cerkwi, że jest Rosjaninem. Przyjaźń i związki z Rosją miały uwolnić Białorusinów od religijnych i językowych prześladowań.
Mówi Pan, że większość Białorusinów była grekokatolikami, ale przed unią z Kościołem katolickim wyznawali oni chyba jednak prawosławie?
W momencie zawarcia w 1596 r. Unii Brzeskiej, łączącej część hierarchii prawosławnej z katolikami, wielu Białorusinów było już rzymskimi katolikami, spora część była też członkami wspólnot protestanckich, przede wszystkim kalwińskich. Oczywiście większość Białorusinów była wtedy prawosławna, ale już pod koniec XVIII wieku trzy czwarte mieszkańców ziem Białorusi należało do kościoła unickiego. Liczba ta wśród etnicznych Białorusinów była jeszcze większa. Unia stała się religią Białorusinów – tak pisał Konstanty Kalinowski⁷, a także Fryderyk Engels, który znakomicie znał dzieje Rzeczpospolitej.
Opozycyjnie i prozachodnio nastawieni Białorusini dużą wagę przywiązują do daty bitwy pod Orszą (1514 r.), nie ukrywając, że przypominanie o rozbiciu wojsk moskiewskich ma służyć białoruskiej idei narodowej, według której wróg zawsze był na wschodzie.
Świętowanie rocznicy tej bitwy pomaga w dekonstrukcji mitu mówiącego, że na rosyjskich ziemiach żyli nasi bracia, którzy nieśli nam pokój i nas wyzwalali. Po drugie, potrzebujemy momentów narodotwórczych. Nasze społeczeństwo łatwiej przyswaja mity, które wytwarzają w nas kompleks niższości. W świadomości Polaków bitwa pod Orszą funkcjonuje jako starcie z udziałem polskich wojsk, tymczasem nie walczyły tam wojska Korony, lecz jedynie Polacy, którzy służyli w wojskach najemnych. To wojska Wielkiego Księstwa Litewskiego pokonały Rosjan.
Czyli nie tylko rosyjscy historycy są odpowiedzialni za wypieranie Białorusinów z kart historii? Swój wkład mają także autorzy polscy oraz ojcowie litewskiego odrodzenia?
Jednym z mitów kreowanych wspólnie przez te trzy narody jest pozycja Białorusinów w Wielkim Księstwie Litewskim. Nam do głów wbijano w szkołach i na uniwersytetach, że Księstwo powstało na drodze podboju ziem słowiańskich przez Litwinów. Tymczasem Księstwo Litewskie powstawało na naszych ziemiach. Jego pierwszą stolicą był Nowogródek – leżący w samym centrum dzisiejszej Białorusi. Tam koronował się książę Mendog. Oczywiście w powstaniu Wielkiego Księstwa mieli udział Bałtowie, ale nie na zasadzie podboju. Był to raczej pokojowy proces.
Białoruski historyk Hienadź Sahanowicz pisał, że w okresie względnej niezależności w latach 1991–94 białoruscy historycy dopuścili się wielu uproszczeń odnośnie Wielkiego Księstwa Litewskiego, przeceniając jego znaczenie.
Jest to prawdopodobne, ale po latach milczenia i niemożności wypowiadania się na te tematy – chyba też zrozumiałe. Nie jestem zwolennikiem tezy, że tylko Białorusini mają prawo do spuścizny po Wielkim Księstwie Litewskim, ale podkreślam, że to nasi przodkowie byli najliczniejszą narodowością zamieszkującą te ziemie, która od X wieku miała swoje miasta, piśmiennictwo i religię chrześcijańską. Bałtowie w czasach Witolda, które uważają za szczyt swej potęgi, stanowili zaledwie 5 procent społeczeństwa Księstwa. Nie mieli swoich miast, nie byli chrześcijanami, nie posiadali piśmiennictwa. We współczesnej historiografii jest taka tendencja, by pisać, że Litwa istniała już od X wieku, a Białorusini pojawiają się w wieku XVI. Jest to „zasługa” litewskiej historiografii. Ale przykład litewski dowodzi, że silny mit narodowy może pomóc w formułowaniu narodu. Kiedy po 1918 roku pojawiło się niezależne państwo litewskie, mity stworzone przez ideologów litewskiego odrodzenia trafiły do podręczników. Pokolenia wychowywały się na nich i dziś są nimi przesiąknięte. Publikuje się więc książki pt. „Litewskie zamki”, a tam Kijów, Połock…
Panu też można zarzucić, że ahistorycznie rozciąga Pan hasła „Białoruś” i „Białorusini” w czasie i przestrzeni.
Uważam to za uprawnione, bo Litwinami zwali się wtedy wszyscy mieszkańcy tych ziem, także mieszkańcy dzisiejszej Białorusi. Obecnie nazwa „Litwa” odnosi się do współczesnego państwa, którego nie należy w pełni utożsamiać z Wielkim Księstwem Litewskim, natomiast nazwa „Białoruś” utrwaliła się na początku XX wieku. Oczywiście można prowadzić spory na temat Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale Białorusini też mają prawo podkreślać swój wkład w to państwo. Musimy przebijać się z wiedzą, np. o tym, jaki język był wtedy językiem państwowym, w jakim języku były spisane statuty Wielkiego Księstwa. Gdy pytamy o to litewskich historyków, odpowiadają, że w którymś z języków słowiańskich… Nie da się jednak zaprzeczyć, że kancelarie pracowały w języku starobiałoruskim, nie po litewsku. Prawo było pisane po starobiałorusku i sejmiki obradowały w tym języku. Kiedy Rosja radziecka podpisała w 1920 roku umowę z niezależną Litwą, Litwini zażądali zwrotu Metryki Wielkiego Księstwa Litewskiego (archiwa kancelarii WKL). Białoruski historyk Mitrafan Dounar-Zapolski⁸ zaproponował, aby zwrócić Litwinom wszystkie dokumenty w języku litewskim. Nie było takich. W archiwach były akta po białorusku, po łacinie, po polsku i po niemiecku. Timothy Snyder w książce Rekonstrukcja narodów⁹ opisuje wejście Litwinów do Wilna w 1939 roku. Miasto to bynajmniej na nich nie czekało.
Białoruska kultura w czasach I Rzeczpospolitej, ale również po zaborach, kształtowała się w cieniu polskiej. To chyba także wpływało na wizję przeszłości tych ziem – wszystko, co miało związek z wyższą kulturą, uważane było za polskie.
To kolejny mit, wedle którego Białorusini byli jedynie chłopskim narodem, pozbawionym arystokracji. Ale kim w takim razie była Magdalena Radziwiłł¹⁰, która wspierała białoruskie odrodzenie narodowe? Albo Roman Skirmunt¹¹ czy Edward Wojniłłowicz¹², fundator czerwonego kościoła w Mińsku? Ich istnienie jest przez historię przemilczane. Do tego dochodzi mit o jakiejś przedziwnej senności tego narodu, który jakoby nie umiał nigdy zdobyć się na aktywny sprzeciw, a wszystkie antyrosyjskie powstania były polskimi czynami narodowymi. A przecież Białorusini razem z Polakami i Litwinami trzy razy zrywali się do powstań. W 1794 roku i w powstaniu listopadowym walka toczyła się jeszcze o odrodzenie Rzeczpospolitej w starym kształcie, ale w 1863 roku w oddziałach powstańczych walczyli ludzie, którzy myśleli już o odrębności. Konstanty Kalinowski wydawał w języku białoruskim gazetę „Mużyckaja Prauda”. Okres powstania był bardzo ważny dla białoruskiego odrodzenia narodowego, które rozpoczęło się wraz z XX wiekiem.
Kalinowski jest dziś traktowany jako główny niepodległościowy bohater białoruski. W jakim stopniu jego nacjonalizm był świadomy?
Mnie uczono na uniwersytecie, że Kalinowski był Polakiem, który bawił się białoruskością dla swoich interesów. Teraz niektórzy twierdzą, że postać Kalinowskiego jest mitologizowana i na siłę robi się z niego białoruskiego nacjonalistę. Jednak Kalinowski wydawał gazetę po białorusku, a zanim go stracono, zostawił Zapiski spod szubienicy, też po białorusku.
Kalinowski wydawał też gazety po polsku, a Michaił Murawiow¹³ kazał go powiesić jako Polaka i katolika, którym był.
Bo w interesie Rosjan było głoszenie, że Kalinowski to Polak. Józef Stalin cynicznie mawiał: „Jest człowiek, jest problem; nie ma człowieka, nie ma problemu”. Analogicznie można powiedzieć o narodzie. Nie jestem zwolennikiem marksizmu, ale to właśnie jego ideolodzy powiedzieli o rosyjskim imperium, że jest więzieniem narodów. W carskiej Rosji język białoruski był nazywany językiem rosyjskim zepsutym przez polskie naleciałości. Nie pozwolono otworzyć ani jednej białoruskiej szkoły. Pierwsze szkoły białoruskie zostały otwarte dzięki niemieckim okupantom podczas I wojny światowej. To Niemcy przyznali, że Białorusini są samodzielnym narodem.
Kalinowski stał się wzorem dla młodzieży demonstrującej przeciw Aleksandrowi Łukaszence, ale chyba nie ma szans stać się bohaterem ogólnonarodowym?
Może miałby. Nigdy nie doczekał się w Mińsku pomnika, ale w czasach radzieckich była chociaż ulica Kalinowskiego. W latach 90. wprowadzono order Kastusia Kalinowskiego – była to jedna z największych nagród państwowych. Dziś już jej nie ma. Pod koniec lat 90. włączyłem radio i dowiedziałem się, że Kalinowski był terrorystą, a jego ręce są splamione krwią chłopów. Natychmiast rozdzwoniły się telefony, ewidentnie zorganizowane, i dzwoniący mówili, że Kalinowski wbija klin w przyjaźń z bratnim narodem rosyjskim, że trzeba go usunąć z podręczników. Odezwali się słuchacze mieszkający przy ul. Kalinowskiego i twierdzili, że właśnie dowiedzieli się o jego terrorystycznej przeszłości i chcą koniecznie zmienić nazwę ulicy.
Symbolem, do którego odwołuje się demokratyczna część Białorusinów, jest Białoruska Republika Ludowa. Koniec I wojny światowej to dla narodów Europy Środkowo-Wschodniej szczęśliwy moment odzyskania niepodległości. Białorusinom się nie udało. Jednak ta próba ustanowienia państwa, które przetrwało raptem kilka miesięcy, jest przez demokratycznie nastawionych Białorusinów gloryfikowana niczym 11 listopada przez Polaków. Czy nie mamy tu do czynienia z próbą mitologizacji BRL?
25 marca 1918 roku to najważniejsza data w historii XX-wiecznej Białorusi. Nie można było nad nią przejść do porządku dziennego. Bez ogłoszenia niepodległości w 1918 roku bolszewicy nie daliby pozwolenia na stworzenie Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Oczywiście jej niezależność była fikcją, ale przynajmniej należeliśmy do ONZ, mieliśmy w swojej nazwie słowo „Białoruś”. W 1991 roku to bardzo pomogło w uzyskaniu niepodległości. Być może gdyby nie BRL, nie byłoby nas dziś na politycznej mapie świata.
Polacy nie bardzo chcą pamiętać o sytuacji, w jakiej żyła mniejszość białoruska w II Rzeczpospolitej.
Polacy naszą historię uważali za fragment swojej i też przyczynili się do wymazania z głów Białorusinów ich historycznej pamięci. W XX wieku, gdy Polska odzyskała niepodległość, zaczęła walczyć z białoruskim odrodzeniem narodowym. Zamykano białoruskie szkoły, ostało się tylko jedno gimnazjum w Wilnie. Za narodowe przekonania trafiało się do więzienia. Polacy wprowadzili też brutalne rozwiązania jak Bereza Kartuska. Tysiące Białorusinów przez to przeszło. Ale w Polsce i tak było lepiej niż w BSRR, bo tam rozstrzeliwali.
Okres sowiecki, mimo chwilowej białorutenizacji w latach 20. XX wieku, przyniósł kolejne uderzenia w białoruską kulturę. Zlikwidowano niemal całą białoruską inteligencję. Czy wpisywało się to w ogólną politykę terroru Stalina, czy kryło się za tym coś więcej?
Moskwa najpierw chciała pozyskać Białorusinów, ale kiedy zobaczyła, że w wyniku liberalnej polityki narodowej zachodzą tu procesy, które mogą doprowadzić do narodowego przebudzenia, podjęła drastyczne kroki. To było ludobójstwo. W pewnym momencie z kilkuset członków Związku Pisarzy Białoruskich zostało około dziesięciu. W Związku Pisarzy Rosyjskich represje dotknęły 20 proc. członków, tu ponad 90 proc. Po tym, jak odebrano nam język, historię i jej bohaterów, symbole narodowe i szansę na państwo, zniszczono niemal całą elitę. Niszczono ludzi, którzy walczyli o białoruską pisownię. Pojawiły się hasła, że znaki odróżniające naszą cyrylicę od rosyjskiej to znaki faszystowskie.
Skala tamtych zbrodni do dziś podlega manipulacjom. W jaki sposób?
W 1995 roku w jednym z leksykonów znalazła się notka o Kuropatach, która mówiła, że w latach 30. NKWD rozstrzeliwało niewinnych obywateli Białorusi. Liczba ofiar według danych jeszcze radzieckiej komisji badającej zbrodnię miała wynosić od 30 do 100 tysięcy. Zianon Paźniak¹⁴ mówił o 250 tysiącach. Po dziesięciu latach wydano encyklopedię. Otwieram ją i czytam, że rozstrzeliwań dokonywali może faszyści, a może NKWD. Ani słowa o szacowanej liczbie ofiar. W tym samym leksykonie z 1995 roku jest informacja o powstaniu słuckim w 1920 roku i cytat z odezwy powstańców, którzy opowiadali się w niej za niezależnością Białorusi i zapowiadali walkę zbrojną. W encyklopedii o dekadę późniejszej informacja brzmi, że tak, Zjazd Słucczyzny miał miejsce, ale przyjął deklarację, w której mówi się o demokracji. Wszystko, co dotyczyło Białoruskiej Republiki Ludowej i walki, usunięto.
Współczesna Białoruś też ma problem z bohaterami historycznymi. Na białoruskich banknotach nie ma postaci ważnych dla narodu. Na początku lat 90. były tam zające, rysie i inne zwierzęta, teraz są budynki. Nie można znaleźć kilku postaci, z którymi identyfikowałoby się społeczeństwo i władza?
Były przedstawiciel Banku Narodowego Stanisław Bahdankiewicz¹⁵ twierdzi, że waluta z naszymi narodowymi bohaterami była wydrukowana. Były na niej wizerunki Eufrozyny Połockiej i innych wielkich. Te pieniądze spoczywają gdzieś w magazynach i czekają na lepsze czasy. Owszem, na dzisiejszych banknotach można zobaczyć wizerunek zamku w Nieświeżu, jest to jednak lepsze niż „zajczyki”.
Próbuje Pan popularyzować wśród Białorusinów historię, wydaje Pan książki przypominające dawne czasy. Jaka jest reakcja władz?
Kilka lat temu wyszedł podręcznik dla studentów kulturoznawstwa, potem gdzieś przepadł i znów się pojawił. Okazało się, że wymieniono w nim kilka stron. W pierwszym wariancie napisano, że w latach 90. nastąpił przełom w dziejach białoruskiej literatury historycznej, wielkie dzieła wydali m.in. Olga Ipatowa, Kastuś Tarasow, Uładzimir Arłou i inni utalentowani białoruscy pisarze. W nowej wersji tego podręcznika jest napisane, że w latach 90. nastąpił przełom w dziejach białoruskiej literatury historycznej, wielkie dzieła wydali m.in. Nikołaj Czerginiec¹⁶ itd. Hasła zostały te same, zmieniły się nazwiska. I położono akcent na to, że ten przełom miał szansę nastąpić dzięki Aleksandrowi Łukaszence. W 1997 roku zostałem zwolniony z pracy w wydawnictwie „Mastackaja Litaratura” za – jak to napisano w uzasadnieniu – „wydawanie historycznej i innej wątpliwej literatury”. Od tej pory moje książki drukowane są poza granicami Białorusi. Na Litwie, Słowacji, w Polsce. Kiedyś do jednej z księgarń, gdy moje książki jeszcze tam leżały, wpadli ludzie z Administracji Prezydenta i spytali o którąś z nich. Sprzedawcy wystraszyli się, że będą kłopoty. Tamci jednak wzięli pięćdziesiąt sztuk bogato ilustrowanej książki o historii Białorusi. Okazało się, że były potrzebne na jakieś nagrody, które prezydent wręczał uczniom. To oczywiście nie była inicjatywa Łukaszenki, ale to dość ciekawe, że ktoś z jego otoczenia zdecydował, by prezydent przekazał uczniom książki o narodowej przecież wymowie. Mam też nadzieję, że prezydent jeden egzemplarz sobie zostawił. I jeśli nie przeczytał, to chociaż przejrzał obrazki.Przypisy
1 W 1563 r., w czasie wojny inflanckiej.
2 Mowa o wojnach toczonych przez Rzeczpospolitą z Moskwą, zakończonych rozejmem w Andruszowie: Rzeczpospolita czasowo zrzekła się lewobrzeżnej Ukrainy z Kijowem, Smoleńszczyzny i Czernihowszczyzny.
3 Nazwa dynastii pochodzi od księcia Rogwołoda panującego w Połocku w II poł. X w. Pochodził on ze Skandynawii, był sojusznikiem kijowskiego księcia Jaropełka. Odmówił Włodzimierzowi Wielkiemu ręki córki Rognedy, w wyniku czego Włodzimierz napadł na Połock.
4 Eufrozyna Połocka (ok. 1101–67) – ruska księżniczka, mniszka, prawosławna święta. Przyczyniła się do rozwoju piśmiennictwa, sama tworzyła księgozbiory, a nawet przepisywała księgi. Zmarła w Jerozolimie w trakcie pielgrzymki do Ziemi Świętej.
5 Franciszek Skaryna (ok. 1490 – ok. 1551) – białoruski drukarz; jako pierwszy wydrukował książkę w języku starobiałoruskim (Psałterz, Praga 1517); absolwent Akademii Krakowskiej oraz Uniwersytetu w Padwie (doktorat z medycyny).
6 Piotr Maszerau (1918–80) – w latach 1965–80 I sekretarz KC Komunistycznej Partii Białorusi, budowniczy komunizmu, otaczany na Białorusi podobną estymą jak Edward Gierek w Polsce, mimo że jego rządy spowodowały wyniszczenie białoruskiej kultury i edukacji.
7 Konstanty „Kastuś” Kalinowski (1838–64) – rewolucjonista, uczestnik powstania styczniowego; z zawodu dziennikarz i prawnik, jeden z przedstawicieli XIX-wiecznego białoruskiego odrodzenia narodowego, autor Zapisków spod szubienicy. Opowiadał się za uniezależnieniem Litwy od Rosji, powrotem do federacji polsko-litewskiej, ochroną języka białoruskiego. Stracony przez Rosjan.
8 Mitrafan Dounar-Zapolski (1867–1934) – wybitny białoruski historyk i etnograf. Skrytykowany przez władze za „nacjonalistyczny demokratyzm” w swojej Historii Białorusi (książce wydrukowanej, ale nie rozpowszechnianej), w 1926 r. wyjechał z Białorusi do Moskwy i do ojczystego kraju już nie powrócił.
9 T. Snyder, Rekonstrukcja narodów: Polska, Ukraina, Litwa i Białoruś 1569–1999, Sejny 2007.
10 Magdalena Radziwiłł (z.d. Zawisza, 1861–1945) – księżna, filantropka i działaczka na rzecz białoruskiego odrodzenia narodowego, związana z pismem „Biełaruś”, które systematycznie wspierała finansowo. W 1912 r. zadeklarowała: „Uważam siebie za Białorusinkę pochodzenia litewskiego, za Polkę zaś nie mam siebie zupełnie”.
11 Roman Skirmunt (1868–1939) – ziemianin zaangażowany w działalność na rzecz Białorusi; wspierał tygodnik „Nasza Niwa”; członek wielu białoruskich towarzystw społecznych. W 1918 r. był drugim premierem Białoruskiej Republiki Ludowej. W latach 30. XX w. senator RP. Zamordowany po wejściu Armii Czerwonej do Polski.
12 Edward Wojniłłowicz (1847–1925) – ziemianin, jeden z najbogatszych ludzi guberni mińskiej. Zmuszony do opuszczenia Mińska, zmarł w Bydgoszczy. Czerwony kościół pw. św. św. Szymona i Heleny, zbudowany na początku XX w. po śmierci jego dzieci, był przez lata magazynem. Obecnie odrestaurowany, staje się centrum odnowy duchowej mieszkańców Białorusi.
13 Michaił Murawiow (1796–1866) – rosyjski działacz państwowy, generał-gubernator wileński odpowiedzialny za tłumienie powstania styczniowego; ze względu na swoje okrucieństwo zwany Wieszatielem.
14 Zianon Paźniak (ur. 1944) – z wykształcenia archeolog i historyk sztuki. W latach 80. XX w. organizował akcje protestacyjne przeciw wyburzaniu zabytkowych budynków w Mińsku. Mentor i duchowy ojciec narodowo nastawionej młodzieży skupionej w organizacji Tałaka (zob. przyp. 3, s. 184). W 1988 r. był współautorem tekstu „Kuropaty. Droga śmierci”, odkrywającego prawdę o masowych mordach stalinowskich w podmińskim lasku. Artykuł stał się katalizatorem społecznego niezadowolenia, pod jego wpływem doszło na Białorusi do demonstracji i odrodzenia narodowego. Paźniak stanął wkrótce na czele Białoruskiego Frontu Narodowego, który w 1990 r. wszedł do Rady Najwyższej. BFN, będąc w opozycji do rządów nomenklatury, zdołał przeforsować szereg uchwał, z których najważniejsze okazały się te o suwerenności i niepodległości. W 1994 r. Paźniak bez powodzenia ubiegał się o fotel prezydenta kraju. W 1996 r. w obawie o życie wyjechał z kraju.
15 Stanisław Bahdankiewicz (ur. 1937) – ekonomista, w latach 1991–95 prezes Narodowego Banku Republiki Białoruś, pierwszy przewodniczący Zjednoczonej Partii Obywatelskiej. Obecnie działa w opozycji.
16 Nikołaj Czerginiec (ur. 1937) – prołukaszenkowski pisarz i polityk, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych w izbie wyższej białoruskiego parlamentu. Zgodnie z decyzją Rady Unii Europejskiej z 23 października 2006 r. uznany przez UE za osobę odpowiedzialną za prześladowanie demokracji na Białorusi.