Ogród wewnętrzny - ebook
Martyna Babecka to początkująca młoda autorka wierszy. Jej utwory skupiają się na obserwacji współczesnego społeczeństwa oraz samego siebie. Wiersze przepełnione są emocjami, jak również dygresjami. Zapraszamy do analizy.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8189-795-2 |
| Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Segregacja
Naprawianie świata rozpoczeliśmy od koszy
do których wrzucaliśmy ten cały bajzel
zbierany od najdalszej pory
Śmieci z tych wszystkich lat
najlepszych i najgorszych
Były papiery poświęcone na słowa
którymi próbowałam zamazać przepaść
To co było żywe lecz obumarło
Produkowane pomiędzy nami odpadki
strzępy fotografii, te wszystkie wspomnienia
o których nie chcę już pamiętać
Powoli rozkładają się jak martwe ciałaPierwsza zasada
Przeczytałeś gdzieś kiedyś
Że ludzie umierają
Wtedy gdy ich imię zostaje wypowiedziane
Już po raz ostatni
Więc dochodzę do wniosku
Że te tragedie które widziałeś
Nie są wcale takie straszne
Więc może
Dedal i Ikar wcale nie umarli
Wypowiadasz ich imiona
Nawet 3000 lat po tym wypadku
Jak jest z tobą
Upadasz nie mając skrzydeł
Najbardziej samotne miejsce jest tu
Wśród ludzi
Czy będziesz w stanie usłyszeć
Wołanie o pomoc
Kiedy ktoś wykrzyczy imię
Możesz łatwo zgubić się w tłumie
Więc może już dawno nie żyjeszJak zginąć to wcale
Rozdarta od środka zasłona
Ktoś zrzucił z nieba garść złotych gwiazd
Podjudza martwy tłum
Który woła igrzysk i chleba
Dzień przeradza się w noc
Sensacja w obliczu agonii
Sami siebie prowadzą na rzeź
Kolce róż przykładając do skroni
Nie ma przerwy na reklamę
Nikt nie wyjdzie teraz z domu
W tle słychać ptaków śpiew
Upiększony obraz Armagedonu
Dławią się własnym zapatrzeniem w siebie
Leżąc jak zwierzęta
Bóg nie kazał się opamiętać
Sami z sobą mają wejść do nieba
Niby ktoś coś szeptał o pomocy bliźnim
Ale bez przesady, to jeszcze nie teraz
Naprawianie świata rozpoczeliśmy od koszy
do których wrzucaliśmy ten cały bajzel
zbierany od najdalszej pory
Śmieci z tych wszystkich lat
najlepszych i najgorszych
Były papiery poświęcone na słowa
którymi próbowałam zamazać przepaść
To co było żywe lecz obumarło
Produkowane pomiędzy nami odpadki
strzępy fotografii, te wszystkie wspomnienia
o których nie chcę już pamiętać
Powoli rozkładają się jak martwe ciałaPierwsza zasada
Przeczytałeś gdzieś kiedyś
Że ludzie umierają
Wtedy gdy ich imię zostaje wypowiedziane
Już po raz ostatni
Więc dochodzę do wniosku
Że te tragedie które widziałeś
Nie są wcale takie straszne
Więc może
Dedal i Ikar wcale nie umarli
Wypowiadasz ich imiona
Nawet 3000 lat po tym wypadku
Jak jest z tobą
Upadasz nie mając skrzydeł
Najbardziej samotne miejsce jest tu
Wśród ludzi
Czy będziesz w stanie usłyszeć
Wołanie o pomoc
Kiedy ktoś wykrzyczy imię
Możesz łatwo zgubić się w tłumie
Więc może już dawno nie żyjeszJak zginąć to wcale
Rozdarta od środka zasłona
Ktoś zrzucił z nieba garść złotych gwiazd
Podjudza martwy tłum
Który woła igrzysk i chleba
Dzień przeradza się w noc
Sensacja w obliczu agonii
Sami siebie prowadzą na rzeź
Kolce róż przykładając do skroni
Nie ma przerwy na reklamę
Nikt nie wyjdzie teraz z domu
W tle słychać ptaków śpiew
Upiększony obraz Armagedonu
Dławią się własnym zapatrzeniem w siebie
Leżąc jak zwierzęta
Bóg nie kazał się opamiętać
Sami z sobą mają wejść do nieba
Niby ktoś coś szeptał o pomocy bliźnim
Ale bez przesady, to jeszcze nie teraz
więcej..
W empik go