Ojciec Gwiazdka i ja - ebook
Ojciec Gwiazdka i ja - ebook
Kontynuacja bestsellerowego Chłopca zwanego Gwiazdką i Dziewczynki, która uratowała Gwiazdkę
Dorastanie w Elfim Jarze, gdzie wszyscy mieszkańcy są zupełnie inni od ciebie, nie zawsze jest łatwe. Nawet jeśli twoimi przybranymi rodzicami są nowożeńcy, Ojciec Gwiazdka i Mary. Amelia doświadcza tego na co dzień.
Po pierwsze, elfia szkoła może się okazać trochę męcząca, kiedy każdego dnia śpiewa się świąteczne piosenki – nawet w lipcu – i kiedy nie zdaje się egzaminów z zabawek. Po drugie, może być bardzo, bardzo zimno.
Ale gdy zazdrosny Króliczek Wielkanocny i jego wojsko przeprowadzą atak, by zatrzymać Boże Narodzenie, tylko od Amelii, jej nowej rodziny i elfów, będzie zależeć, czy uda się uratować święta Bożego Narodzenia. Zanim będzie za późno…
Zabawna, ekscytująca i pełna świątecznego uroku – wszystkie te cechy czynią powieść doskonałą lekturą na sezon świąteczny.
„The Week”
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-536-5 |
Rozmiar pliku: | 15 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ewnie sądzisz, że coś już wiesz o Ojcu Gwiazdce. Jasne — jestem przekonana, że wiesz o nim wiele rzeczy. Wiesz o Warsztacie Zabawek i o reniferach. O tym, co się dzieje w każdą Wigilię. Oczywiście, że tak.
Ale o mnie, no cóż, mogłeś nie słyszeć.
Zacznę od tego, w co da się łatwo uwierzyć. Jestem Amelia Wishart i mam czarnego kota, który nazywa się Kapitan Sadza. Urodziłam się w Londynie, gdzie mieszkałam aż do ukończenia jedenastego roku życia. A później mieszkałam gdzie indziej. Od „gdzie indziej” zaczyna się ta część mojej historii, w którą uwierzyć dużo trudniej.
Pewnie mogłabym ci powiedzieć, że przeprowadziłam się do Finlandii, w co byś nie powątpiewał, przecież Finlandię da się znaleźć na mapie. I faktycznie to prawda. Przeprowadziłam się do Finlandii, na daleką, daleką, daleką północ, na sam kraniec Finlandii zwany Laponią. „Gdzie indziej”, w którym mieszkam, nazywa się po prostu Daleką Północą, konkretniej: Elfim Jarem. Uwaga, Elfiego Jaru nie znajdziesz na żadnej z map. Przynajmniej żadnej z tych ludzkich. Z jednego prostego powodu — większość ludzi nie potrafi go zobaczyć. Miasteczko jest dla nich zupełnie niewidzialne. Wiesz, Elfi Jar to magiczne miejsce, a żeby ujrzeć prawdziwie magiczne miejsce, trzeba wierzyć w magię. Powiedzmy sobie szczerze, ludzki typ, który rysuje mapy, rzadko ma tendencję do takiej wiary. Pod wieloma względami Elfi Jar jest najzwyklejszym miasteczkiem pod słońcem. Dość niedużym, może bardziej rozległą wioską. Są w nim najzwyklejsze pod słońcem sklepy, domy i Urząd Miasta. Są ulice, drzewa, jest nawet bank. Ale jego mieszkańcy są ode mnie zupełnie inni. Zupełnie inni także od ciebie. Tak naprawdę nie są nawet ludźmi. Przynajmniej nie „ludzkimi ludźmi”, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Są magiczni. Wyjątkowi. Są, cóż... elfami. Kiedy jednak mieszkasz w miasteczku pełnym elfów, to nie one są wyjątkowe i dziwaczne. Oj, nie. To ty jesteś cudaczny.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ulica Reniferowa 7
jciec Gwiazdka mieszkał przy Reniferowej 7, zaraz obok Reniferowego Pola, tuż na skraju Elfiego Jaru. Jego dom, tak jak większość domków w miasteczku, był zbudowany ze wzmocnionego piernika, ale w przeciwieństwie do niemal wszystkich innych domków miał duże drzwi frontowe; na tyle duże, że nie musiałbyś się schylać, aby wejść do środka.
W domu było wiele zabawnych przedmiotów. Z pierwszego piętra na parter można było zjechać zjeżdżalnią, dzwonek do drzwi grał na melodię Pada śnieg, wszędzie leżały zabawki. Kuchenne szafki były suto zaopatrzone w słoiki pełne smakołyków — czekoladę, pierniczki, dżem malinowy. W salonie stał zegar z reniferem przypominający zegar z kukułką — z tą różnicą, że zamiast kukułki wyskakiwał z niego renifer. Och, no i nie wskazywał zwyczajnego ludzkiego czasu, jego wskazówki nie układały się w „szóstą” lub „dwadzieścia po dziewiątej”. Zegar wskazywał czas elfów, a czas elfów składał się z godzin takich jak Rzeczywiście Bardzo Wcześnie czy Dawno Po Dobranocce. Ojciec Gwiazdka mieszkał sam, ale szybko najął elfiego stolarza Śpioszka do zbudowania dwóch dodatkowych łóżek i najwygodniejszego na świecie kociego koszyka dla Kapitana Sadzy.
— Dzisiaj jednak — powiedział pierwszego dnia — prześpię się na dole, na trampolinie.
Ojciec Gwiazdka upierał się, że to bardzo wygodna trampolina. Potrzebował dwóch wolnych łóżek ze względu na mnie i na Mary Ethel Winters. Mary była kobietą, w której Ojciec Gwiazdka się zakochał. Rumienił się za każdym razem, kiedy na nią patrzył. A ona odwzajemniała jego uczucia.
Mary była najczulszą i najukochańszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałam. Miała policzki rumiane niczym jabłuszka, a jej uśmiech potrafił rozjaśnić najciemniejszy pokój. Po raz pierwszy poznałam ją w Londynie, kiedy stało się coś najstraszniejszego. Codziennie czyszcząc kominy, moja mama nabawiła się okropnej choroby płuc. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby się nią zaopiekować, ale choroba była zbyt silna. Nie udało mi się uratować mamy przed śmiercią. Ojciec opuścił nas, kiedy byłam jeszcze malutka, zostałam więc wysłana do Zakładu Pracy pana Jeremiasza Paskudnika. Byłam doszczętnie załamana, ale Mary — która tam pracowała — zawsze była dla mnie miła. Po cichu dodawała łyżkę cukru do wodnistej owsianki, którą musieliśmy jeść każdego dnia. Nigdy tego nie zapomnę. Mary miała ciężkie życie. Zanim zaczęła pracować dla Pana Paskudnika, była bezdomna i sypiała razem z gołębiami na ławce koło Tower Bridge.
W każdym razie, kiedy w końcu dzięki Ojcu Gwiazdce Kapitan Sadza i ja uciekliśmy z Zakładu Pracy, Mary uciekła razem z nami. I tak samo jak ja była bardzo szczęśliwa, że może tu być.
Przybyliśmy do Elfiego Jaru w dzień Bożego Narodzenia, kiedy wszystkie ludzkie dzieci na świecie otwierały swoje prezenty, i zjedliśmy największą świąteczną kolację, jaką kiedykolwiek widziałam. Słuchaliśmy najweselszej i najznakomitszej muzyki granej przez elfi zespół Dzwoneczki. Śpiewaliśmy, śmialiśmy się i tańczyliśmy psotopląsy. Psotopląsy to niezmiernie skomplikowany rodzaj elfiego tańca, którego figury składają się z dużej liczby obrotów, energetycznego machania nogami oraz odrobiny latania.
— Myślę, że ci się tutaj spodoba — powiedział mi później Ojciec Gwiazdka, kiedy wybraliśmy się, aby jeździć na łyżwach po zamarzniętym jeziorze.
— Tak, też tak sądzę — potwierdziłam.
I tak właśnie było, podobało mi się. Przynajmniej przez chwilę. Zanim zdążyłam rozbić swoje szczęście na milion kawałeczków.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Karmelek nadziei
by dojść gdziekolwiek w Elfim Jarze, trzeba przejść ulicę zwaną Główną Drogą. Nazwy ulic w elfich miasteczkach nie były zbytnio wyszukane — przykładowo nieopodal była ulica z siedmioma zakrętami, nazywana ulicą Siedmiu Zakrętów. W każdym razie cała Główna Droga tętniła życiem, była pełna elfów. Idąc nią, mijaliśmy sklepy z chodakami, tunikami i pasami. Mieściła się tam też Główna Elfia Szkoła Saneczkarstwa, gdzie można było podziwiać wszystkie rodzaje sań, choć żadne z nich nie były aż tak imponujące jak te, na których razem z Ojcem Gwiazdką przyleciałam do Elfiego Jaru. Ojciec Gwiazdka pomachał do wysokiego i szczupłego (jak na elfa) chłopaka polerującego niewielkie białe sanie. Były piękne i błyszczały jak nowe.
— Witaj, Kip! Czy to o tych saniach tyle słyszałem?
Elf uśmiechnął się drobniutkim, przyjaznym uśmiechem, trochę niepewnym, tak jakby był zdziwiony, że się pojawił.
— Tak, Ojcze Gwiazdko! Model Śnieżyca 360.
— Wyglądają pięknie. Napęd jednoreniferowy?
— Tak, jednoreniferowy.
Ojciec Gwiazdka wdał się w długą, pełną szczegółów technicznych konwersację o miernikach prędkości, lejcach, kompasach i wysokościomierzach. Rozmowa zakończyła się pytaniem:
— Czyli pozwolisz dzieciom na nich jeździć, jak tylko zacznie się szkoła?
Kip nagle się zmartwił.
— Nie — odpowiedział. — To nie są sanie dla dzieci. Spójrz na ich rozmiar. Są przeznaczone dla większych elfów, tylko dorosłych.
Wtedy do rozmowy włączyła się Mary:
— W tym roku do szkoły dołączy nowe dziecko, znacznie większe niż małe elfiki. W sumie większe też od dorosłych elfów — powiedziała, obejmując mnie ramieniem.
— Tak, poznaj Amelię — dodał Ojciec Gwiazdka. — Uwierz mi, to urodzona mistrzyni jazdy saniami.
Kip zbladł, wbijając we mnie wzrok.
— Och. W porządku. Rozumiem. Hm, eee, dobrze — wybąkał, po czym wrócił do polerowania sań. My zaś kontynuowaliśmy spacer wzdłuż ulicy.
— Biedny Kip — odezwał się Ojciec Gwiazdka. — Miał bardzo ciężkie dzieciństwo.
Każdy inny elf, którego spotkaliśmy, był rozmowny i przyjazny. Matka Breer, wytwórczyni pasków, przymierzyła Ojcu Gwiazdce nowy pas. „Och, Ojcze Gwiazdko... znów urósł ci brzuch. Będziemy musieli dorobić jeszcze jedną dziurkę” — stwierdziła.
Później wybraliśmy się do sklepu ze słodyczami, gdzie poznaliśmy Delicję, która poczęstowała nas nowymi smakami. Spróbowaliśmy Fioletowej Krówki Malinowej, mocno anyżowego cukierka o nazwie Zemsta Błyska (nazwanego na cześć ukochanego renifera Ojca Gwiazdki) i Dzieckouspokajacza.
— Czemu ten cukierek nazywa się Dzieckouspokajaczem?
Delicja wskazała na malutką elfkę o uroczej buzi i spiczastych uszkach, która siedziała radośnie na bujanym krześle, liżąc cukierek.
— Mała Suki. Zawsze na nią działa — odpowiedziała wytwórczyni słodyczy.
Największe wrażenie zrobił jednak na mnie cukierek zwany Karmelkiem Nadziei.
— Oooch, karmelek! — powiedziałam, klaszcząc w dłonie. — Uwielbiam karmelki! Czy ten ma jakiś specjalny smak?
Delicja spojrzała na mnie tak, jakbym powiedziała coś nadzwyczajnie niemądrego.
— To Karmelek Nadziei. Smakuje dokładnie tak, jak się ma nadzieję, że będzie smakował.
Wsadziłam go więc do buzi, mając nadzieję, że będzie smakował dokładnie jak czekolada, i tak właśnie smakował. Pomyślałam więc szybko o szarlotce, a cukierek rozgrzał się w moich ustach, zmieniając smak na szarlotkowy. Wtedy zamarzyłam, aby cukierek smakował jak pieczone kasztany, które jadałam w każde święta, zanim pochorowała się moja mama... A smak znowu się zmienił, tym razem na miękki, ciepły i przywracający wiele wspomnień. Ten ostatni smak, choć nadzwyczajny, sprawił, że zrobiło mi się smutno z powodu braku mamy; połknęłam więc szybko karmelek, nie prosząc o kolejny. Zagryzłam go za to Cukierkiem Łaskotkiem, który łaskotał mnie w podniebienie, aż musiałam się roześmiać.
Wtedy zadzwonił dzwoneczek zamontowany przy drzwiach sklepu, a do środka weszła para ubrana w eleganckie czerwone tuniki. Jeden z elfów był okrągły niczym kula, a drugi miał łysą głowę i okulary na nosie.
— Ach, witaj, Pi — przywitał okularnika Ojciec Gwiazdka, po czym odwrócił się do mnie: — Pi będzie twoim nauczycielem matematyki.
— Witam — powiedział Pi, żując cukierek lukrecjowy. — Jesteś człowiekiem. Dużo słyszałem o ludzkiej matematyce, brzmi zupełnie niepoważnie.
Zdziwiłam się.
— Myślałam, że matematyka wszędzie jest taka sama.
Pi się zaśmiał.
— Całkiem przeciwnie! Ach, całkiem przeciwnie!
Następnie przedstawiono mi drugiego elfa, Kolumba.
— Też jestem nauczycielem. Uczę geografii.
— Czy ludzka geografia jest taka sama jak elfia? — zapytała Mary.
Odpowiedział jej Ojciec Gwiazdka:
— Nie. Świetny przykład to Elfi Jar, który zupełnie nie istnieje dla ludzkiej geografii.
Zjedliśmy jeszcze trochę cukierków, wzięliśmy kilka na wynos i po pożegnaniu się z Delicją, Pi i Kolumbem wyszliśmy na ulicę. Kiedy przechodziliśmy koło budynku „Cośnieżnika”, Ojciec Gwiazdka jęknął:
— Oj nie... Nie ma kolejki. Nikt już nie kupuje „Cośnieżnika”.
Wiedziałam już trochę o „Cośnieżniku”. Była to największa elfia gazeta, której naczelnym był Ojciec Vodol. Ojciec Vodol był bardzo złym elfem. Od samego początku nie znosił Ojca Gwiazdki, a kiedyś nawet zamknął go w więzieniu. Wiecie, Ojciec Vodol był dawniej przewodniczącym Rady Elfów, a za czasów jego rządów wszyscy bali się obcych, choćby ludzi. Ale kiedy Ojciec Gwiazdka został przewodniczącym, Ojciec Vodol wrócił do prowadzenia gazety. Aż do zeszłej Gwiazdki, kiedy wyszło na jaw, że pomógł trollom zaatakować Elfi Jar. Nie został ukarany więzieniem (elfy już nie są wysyłane do więzienia), za to odebrano mu „Cośnieżnik” i kazano się przeprowadzić do malutkiego domu na najcichszej ulicy w Jarze, zwanej ulicą Bardzo Cichą. Mieszkanie przy ulicy Bardzo Cichej było uznawane za wysoką karę, wszystkie elfy bowiem nienawidzą ciszy. Z „Cośnieżnikiem” jednak był taki problem, że odkąd jego naczelną została Nuśka, dawniej korespondentka do spraw reniferów, zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze, jakość gazety zdecydowanie wzrosła. Po drugie, prawie nikt już jej nie kupował. Wyglądało na to, że elfy wolały wymyślone historie, plotki i kłamstwa Ojca Vodola. Opowiadam wam o tym teraz, bo ma to ogromne znaczenie dla przebiegu dalszej historii. Ale w tym dokładnie momencie, wychodząc ze sklepu z cukierkami, zajęta byłam zupełnie innymi troskami.
— Jeszcze nigdy nie chodziłam do szkoły. W Zakładzie Pracy niczego nas nie uczyli, cały czas mieliśmy wypełniony pracą. A zresztą elfia szkoła wydaje się bardzo dziwaczna. Jak ja sobie dam radę?
— Och, moja droga — odpowiedział Ojciec Gwiazdka. — Nie doceniasz sama siebie. Od samego początku świetnie sobie poradziłaś z jazdą na saniach, prawda?
— Ale co, jeśli...
— Posłuchaj. Niczym nie musisz się martwić. To przecież Elfi Jar. Miejsce, gdzie wszystko może się zdarzyć. Z Elfim Jarem jest tak jak z tym karmelkiem, który przed chwilą jadłaś. Będziesz czuć się dokładnie tak, jak zapragniesz się czuć.
— Czy życie jest naprawdę takie proste, Mikołaju? — zapytała Mary, zwracając się do Ojca Gwiazdki po imieniu.
— Może — odpowiedział Ojciec Gwiazdka. Łatwo było podzielać jego optymizm, spacerując po Głównej Drodze, gdzie wszystko było piękne i jasne. Właśnie wtedy zauważyłam, że Ojciec Gwiazdka i Mary trzymają się za ręce, i pomyślałam sobie, że to bardzo urocze. Być może to najurokliwsza rzecz, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam. Tak bardzo się tym przejęłam, że wypowiedziałam na głos pierwszą myśl, która pojawiła się w mojej głowie:
— Powinniście się pobrać.
Ojciec Gwiazdka i Mary odwrócili się, patrząc na mnie z zaskoczeniem.
— Przepraszam — powiedziałam. — To było nie na miejscu.
Oni jednak spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Mary powiedziała:
— Co za świetny pomysł, Amelio!
A Ojciec Gwiazdka dodał:
— Najlepszy ze wszystkich pomysłów!
I tak właśnie Mary Ethel Winters poślubiła Ojca Gwiazdkę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki