- W empik go
Okno na podwórze - ebook
Okno na podwórze - ebook
Znany fotograf L. B. Jefferies z powodu złamanej nogi jest unieruchomiony w swoim mieszkaniu. Z nudów mężczyzna chętnie podgląda swoich sąsiadów i pewnego dnia z przerażeniem odkrywa, że jeden z nich zamordował swoją żonę. Detektyw Boyle nie daje wiary zeznaniom fotografa, choć jego tajemniczy sąsiad zachowuje się dziwnie i staje się coraz bardziej podejrzliwy. Czy Jefferies z pomocą swojej ukochanej Lisy i pielęgniarki Stelli zdoła rozwikłać zagadkę tajemniczej małżeńskiej zbrodni?
,,Okno na podwórze" z 1942 r. to jeden z najwybitniejszych kryminałów sensacyjnych C. Woolricha. Na motywach tej powieści w 1954 r. powstał amerykański thriller ,,Rear Window" w reżyserii Alfreda Hitchcocka z niezapomnianą kreacją Jamesa Stewarda w roli L. B. Jefferiesa i Grace Kelly w roli Lisy. Powieść to idealna lektura dla fanów zagadek kryminalnych i mistrzowskiego suspensu w stylu M. Higgins Clark.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-282-6385-3 |
Rozmiar pliku: | 241 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie znałem ich imion. Nigdy nie słyszałem ich głosów. Prawdę mówiąc, nie znałem ich nawet z widzenia, bo z tamtej odległości ich twarze były zbyt małe, by dało się je wypełnić możliwymi do rozróżnienia rysami. Mimo to byłem w stanie powiedzieć, kiedy wychodzili z domów i do nich wracali, jakie były ich codzienne zwyczaje i zajęcia. Byli mieszkańcami, których widziałem z okna na podwórze.
Oczywiście przyznaję, że przypominało to trochę wtykanie nosa w nie swoje sprawy, można to było nawet pomylić z gorączkowym skupieniem podglądacza. To nie była moja wina, nie o to w tym chodziło. Chodziło o to, że w tamtym czasie moje ruchy były mocno ograniczone. Mogłem się przemieszczać z okna do łóżka i z łóżka do okna, to tyle. W ciepłe dni okno wykuszowe od strony podwórza było prawdopodobnie największą zaletą mojej sypialni. Nie miało moskitiery, więc musiałem siedzieć po ciemku, inaczej dopadłyby mnie wszystkie okoliczne owady. Nie mogłem spać, bo byłem przyzwyczajony do częstej aktywności fizycznej. Nigdy nie wypracowałem w sobie nawyku czytania książek dla zabicia nudy, więc nawet tego nie miałem. Co zatem miałem robić, siedzieć w pokoju ze szczelnie zaciśniętymi powiekami?
Podam kilka losowych przykładów: na wprost mojego okna mieszkała młoda znerwicowana parka, nastoletnie dzieciaki zaraz po ślubie. Prędzej by umarli, niż spędzili wieczór w domu. Dokądkolwiek się wybierali, wychodzili w takim pośpiechu, że zawsze zapominali pogasić za sobą światła. Przez cały czas, gdy ich obserwowałem, chyba ani razu nie zdarzyło im się o tym pamiętać. Ale też nigdy nie zapominali tak całkiem. Jak się sami przekonacie, z czasem nauczyłem się to nazywać działaniem opóźnionym. Chłopak zawsze wracał w szalonym pośpiechu po jakichś pięciu minutach, pewnie z samego dołu, i krzątał się po mieszkaniu, gasząc wszystkie światła. Potem przewracał się o coś, idąc po ciemku do drzwi. Ta dwójka przyprawiała mnie o bezgłośny śmiech.
Okna kolejnego domu były już nieco zwężone z mojej perspektywy. Paliło się w nich pewne światło, które także każdej nocy gasło. Z jakiegoś powodu trochę mnie to smuciło. W domu mieszkała kobieta z dzieckiem, pewnie młoda wdowa. Obserwowałem, jak kładzie małą do łóżka, a potem pochyla się i całuje ją w jakiś melancholijny sposób. Potem zasłaniała u niej okno i siadała, by umalować sobie oczy i usta. Później wychodziła. Wracała zawsze prawie nad ranem. Pewnej nocy jeszcze o tej porze nie spałem i patrzyłem na nią, jak siedzi bez ruchu z głową schowaną w ramionach. Z jakiegoś powodu trochę mnie to smuciło.
W trzecim budynku już nic nie widziałem – z powodu skróconej perspektywy jego okna przypominały szpary w średniowiecznych murach. Więc przejdźmy dalej, do domu na końcu. W tym przypadku znów widziałem całe wnętrze na wprost, bo budynek stał pod właściwym kątem do pozostałych, w tym do mojego, zamykając wewnętrzną pustkę, o którą opierały się wszystkie te domy. Z mojego zaokrąglonego okna wykuszowego mogłem tam zaglądać równie swobodnie, jak do domku dla lalek z odciętą tylną ścianą. I wszystko widziałem w mniej więcej takiej skali.
Budynek był podzielony na mieszkania. W przeciwieństwie do pozostałych właśnie tak został oryginalnie zbudowany, a nie po prostu pocięty na umeblowane pomieszczenia. Był wyższy od reszty o dwa piętra i miał tylne schody ewakuacyjne, co dodatkowo go wyróżniało. Ale miał swoje lata, najwyraźniej nie przynosił zysków. Był w trakcie modernizacji. Zamiast opróżnić cały budynek na czas trwania robót, odnawiano po jednym mieszkaniu na raz, by stracić jak najmniej dochodów z czynszu. Z sześciu mieszkań widocznych od strony podwórza najwyższe było już wyremontowane, ale jeszcze nie wynajęte. Teraz odnawiano to na piątym piętrze, zakłócając spokój wszystkich powyżej i poniżej w „wewnętrznej” części budynku całym tym stukaniem i piłowaniem.
Współczułem parze mieszkającej piętro niżej. Zastanawiałem się, jak oni znoszą ten harmider nad swoimi głowami. Co gorsza, żona miała problemy zdrowotne. Widziałem to nawet z daleka, po tym jak apatycznie poruszała się po mieszkaniu i cały dzień chodziła w szlafroku. Czasem siadywała przy oknie, trzymając się za głowę. Zastanawiałem się, dlaczego mąż nie sprowadził do domu lekarza, by ten ją zbadał, ale może nie było ich na to stać. On chyba nie pracował. Często późno w nocy paliło się u nich światło za spuszczoną roletą, jakby ona się źle czuła, a on czuwał przy niej. Pewnego razu musiał chyba siedzieć z nią całą noc, bo światło paliło się niemal do świtu. Nie żebym przez cały czas siedział i ich obserwował. Ale wciąż było u nich jasno o trzeciej nad ranem, kiedy wreszcie przeniosłem się z wózka do łóżka, by spróbować samemu się trochę przespać. Gdy mi się nie udało i w okolicach świtu wskoczyłem znów na swoje miejsce przy oknie, zza ich jasnobrązowej rolety wciąż blado wyglądało światło.
Kilka chwil później, wraz z nastaniem dnia, za krańcami rolety zrobiło się ciemno, a krótko potem roleta w innym pokoju – wszystkie na noc były opuszczone – uniosła się i zobaczyłem jego, stojącego w oknie i wyglądającego na zewnątrz.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.