Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Oko nocy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
29 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Oko nocy - ebook

„Oko Nocy” to ósma powieść z serii, której głównymi bohaterami są Olivia Rönning i Tom Stilton. Książki sprzedały się w łącznym nakładzie jednego miliona egzemplarzy!

Olivia Rönning i Lisa Hedqvist prowadzą rozmowy z ukraińskimi uchodźcami wojennymi. Ich celem jest dokumentowanie przestępstw, których ofiarą padają uchodźcy uciekający ze swojego kraju. W trakcie tych rozmów obie policjantki dowiadują się o istnieniu międzynarodowej siatki przestępczej, która się zajmuje handlem ludźmi. Po serii takich rozmów pojawia się oczywiste w tym kontekście pytanie, kto za tym przestępczym procederem stoi?

Luna, która jest partnerką życiową Toma Stiltona, podejrzewa, że ma on coś wspólnego z pewnym głośnym przypadkiem śmierci, chociaż wcale po nim nie widać, żeby nim targały wyrzuty sumienia. Kiedy zjawia się policja, żeby go przesłuchać, sprawa postawiona zostaje na ostrzu noża. Luna zastanawia się, czy nadal jest w stanie kochać kogoś takiego, jak Tom?

W centrum Sztokholmu z dachu budynku spada ścigany przez dwóch prześladowców mężczyzna. Policji nie udaje się zidentyfikować ofiary. Śledczy muszą sobie odpowiedzieć na pytania, kim był ów mężczyzna i kto go ścigał?

Abbasa, który jest przyjacielem Toma i Olivii, niespodziewanie odwiedza matka. Nie widział jej od dziecka, dlatego jej wizyta jest dla niego wstrząsającym przeżyciem. Nie wie, czemu po tylu latach matka postanowiła go odszukać.

Wszystko to wiąże się z pościgiem za luksusowym jachtem na francuskiej riwierze i pewnym przedmiotem o ogromnej, bezcennej wartości, a mianowicie Jajkiem Faberge, które znane jest jako Oko Nocy.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8230-938-6
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

WIOSNA 2022

Borys siedział nieruchomo przy obitej wyblakłym atłasem ścianie. Ubrany był na czarno. Obok krzesła stało lśniące metalowe wiadro, ponieważ się zdarzało, że ci, którzy tu przychodzili, wymiotowali.

Tego wieczoru salon zapełniony był do ostatniego miejsca. Zjawiło się ośmiu mężczyzn z różnych części świata. Siedzieli głęboko zapadnięci w czerwonych pluszowych fotelach. Żeby móc tu przebywać, każdy z nich wydał majątek.

Zanim goście się zjawili, Borys zmniejszył oświetlenie podłogowe i pokój prawie całkowicie pogrążył się w ciemnościach. Błękitny blask na twarzach mężczyzn pochodził od znajdującego się w odległości dwóch metrów od nich akwarium. Używanie aparatów fotograficznych i kamerek w telefonach było zabronione. Żaden z gości nie wiedział, że wszystko jest nagrywane przez urządzenie ukryte w niewielkim otworze kratki wentylacyjnej, gdzie zamontowany był detektor dymu.

Mężczyzna, który siedział po drugiej stronie pomieszczenia, miał prostokątne okulary, a jego głowę zdobiła kefija z podwójną pętlą ze sznurka zwaną agalem. Jego sąsiad, Anglik, ubrany był w jasnoniebieski jedwabny garnitur uszyty prawdopodobnie na Savile Row.

W salonie jak zwykle panowała cisza. Woda tłumiła wszystkie odgłosy dobiegające zza szklanej ściany. W czasie intensywnego aktu, który się rozgrywał w akwarium, Borys obserwował twarze mężczyzn – ich oczy, usta i języki, które momentami wysuwali, żeby zwilżyć wargi. Niektórym z nich co jakiś czas kapały z nosów krople potu. Rozkoszowali się perwersyjną sceną, która się rozgrywała na ich oczach, łatwo było to wyczytać z ich twarzy.

Od momentu, w którym niebieski blask odbijający się w okularach Araba zaczął przechodzić stopniowo w czerwień, do końca seansu zostało tylko kilka minut. A kiedy pochylił głowę, nastąpił koniec. Rzadko trwało to dłużej.

Goście wstali z krzeseł i wyszli z salonu. Żaden z nich się nie odezwał. Borys podkręcił oświetlenie podłogowe, ale nie patrzył za siebie. Tym razem wiadro nie było potrzebne.Chłopiec miał na imię Ołeksij. W ręku trzymał martwą kotkę, która przed chwilą zamarzła na śmierć. Mama mu na to pozwoliła. Na razie. Oboje okryci byli wilgotnym kocem i kucali na pace ciężarówki. Uciekli z ukraińskiej Buczy, zmierzali na polską granicę. Czekała ich długa, niebezpieczna podróż.

Po pewnym czasie kierowca zatrzymał ciężarówkę i zaproponował im, żeby się przesiedli do ogrzewanej szoferki. Martwą kotkę kazał umieścić na pace.

– Nie chcę jej tu – powiedział.

Alina zmusiła syna, żeby zostawił truchło zwierzęcia w przydrożnym rowie. Zerwała kilka kęp trawy i zakryła nimi kotkę. Ołeksij przypatrywał się temu nieobecnym wzrokiem. W ciągu ostatniej doby widział o wiele straszniejsze rzeczy, które nie pozwalały mu zasnąć.

– Wsiadajcie – powiedział kierowca i machnął im ręką.

Alina podniosła z ziemi swojego siedmioletniego syna. Kiedy na budynek szkoły spadła rosyjska bomba, siedział w klasowej ławce. Teraz był tak przemarznięty, że dłonie trzymał pod swetrem. Alina umieściła go na siedzeniu, weszła do szoferki i zamknęła drzwi. Wypełniające wnętrze ciepło spowiło ich ciała.

– Myśli pan, że uda nam się dojechać do samej granicy? – spytała.

– Nie – odparł kierowca. – Kiedy przejeżdżałem tędy w środę, stali tu Rosjanie i ostrzeliwali Lwów. Moglibyśmy spróbować pojechać trochę dalej na północ, ale tam też mogą być. Zostawię was w miejscu, z którego będę musiał zawrócić. Dalej pójdziecie piechotą.

Alina obserwowała siedzącego za kierownicą barczystego, nieznanego mężczyznę, który ich zabrał ze zniszczonego przystanku autobusowego, rzucając w ich kierunku „Wejdźcie na pakę”. Zamierzał jechać, dopóki mu wystarczy sił i odwagi. Chciał to zrobić dla ich dobra. Alina domyśliła się, że kiedy ich wysadzi, wróci do Buczy, żeby pomóc uciec stamtąd innym ludziom.

– Dziękuję, że nas pan zabrał – powiedziała.

Wyjeżdżając z miasta, nie natknęli się na zbyt wiele pojazdów. Kierowca wybrał boczne drogi, żeby ich nie zauważono, bo rosyjskie czołgi od wielu dni ostrzeliwały ciężarówki. Trwała wojna, ich kraj zaatakowało światowe mocarstwo.

Alina przyciągnęła do siebie syna. Czuła, jak jego drobne ciało drży. Miała nadzieję, że tylko z zimna, chociaż się domyślała, że mogą też być inne powody. Postanowiła, że po przekroczeniu polskiej granicy nakłoni go do mówienia, aby całkowicie w sobie się nie zamknął. Na samą myśl o tym poczuła kłucie w piersi. Wiedziała jednak, że nie wolno jej się rozpłakać. Nie teraz i nie tutaj, zwłaszcza że chłopiec nie spał. Płakała, kiedy siedzieli na pace ciężarówki, a Ołeksij zdrzemnął się kilka minut z głową na jej kolanach, okryty kocem. Cicho łkała z zamkniętymi ustami i przez cały czas uważała, żeby łzy nie kapały na jego twarz.

W kabinie kierowcy zapanowała cisza. Ciężarówka jechała przez odludne tereny. W mijanych wsiach zostali jedynie starcy i dzieci, Alina nigdzie nie zauważyła dorosłych mężczyzn, bo walczyli na froncie. Próbowała zrozumieć, dlaczego znaleźli się w takiej sytuacji, czemu ich kraj został zaatakowany i czemu są ostrzeliwani. Urodziła się i wychowała w Buczy niedaleko Kijowa, pracowała jako telefonistka w centrali. Nigdy nie widziała ukraińskich nazistów, chociaż Rosjanie twierdzili, że są tu wszędzie. Czyżby kłamali tylko po to, żeby zniszczyć Ukrainę? Nie mieściło jej się to w głowie. Jej przyjaciele i znajomi też tego nie rozumieli. Miała trzydzieści jeden lat, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że wyglądała na starszą. Nieprzespane noce wyżłobiły na jej twarzy nowe zmarszczki, a nieustanny strach o męża dopełnił reszty. Bohdan walczył na froncie i od pierwszego dnia wojny nie było go w domu. Dwa razy mieli ze sobą kontakt telefoniczny, ale tylko płakali. Nie wiedziała, gdzie przebywa i czy w ogóle żyje. Na początku Ołeksij o niego pytał, ale później przestał. Ojcowie jego kolegów też poszli na wojnę. Opuścili domy i rodziny, niektórzy nigdy nie wrócą. Uznała, że lepiej o tym nie rozmawiać, bo dzięki temu ból nie będzie tak dokuczliwy.

Nagle kierowca zahamował. Alina nie wiedziała dlaczego. Czyżby dotarli na miejsce, w którym ich zostawi? Mężczyzna opuścił boczną szybę.

– Dokąd idziesz? – spytał jasnowłosą dziewczynę, która szła lewym poboczem w przeciwną do kierunku jazdy ciężarówki stronę. Ubrana była w wyblakły sweter, a spod rękawa wystawał jej szary bandaż, którym miała owiniętą rękę.

– Do granicy – odparła.

– Chcesz się z nami zabrać?

Dziewczyna skinęła głową i przeszła na drugą stronę drogi. Alina otworzyła drzwi szoferki i przyciągnęła do siebie syna. W środku zrobiło się ciasno.

– Mam na imię Alina, a to mój syn, Ołeksij – powiedziała.

– Iwanna – przedstawiła się dziewczyna.

– Skąd pochodzisz?

– Z Kijowa.

– Co ci się stało w rękę? – spytał Ołeksij. Wskazał przy tym bandaż na jej ręce, ale dziewczyna nie odpowiedziała na jego pytanie.

– Nie musisz się tłumaczyć – uspokoiła ją Alina.

– Na nasz dom spadła bomba… – zaczęła Iwanna i odwróciła twarz. – Budynek się zawalił, zostały po nim dymiące zgliszcza… Cała moja rodzina zginęła pod gruzami.

– I wtedy zraniłaś się w rękę, tak? – spytał Ołeksij.

Iwanna poruszyła kilka razy zabandażowaną ręką, odwróciła głowę, spojrzała przez okno i dopiero wtedy odpowiedziała:

– Nie.

Alina przytuliła syna, bo nie chciała, żeby dalej wypytywał dziewczynę. Kierowca spojrzał na Iwannę i powiedział:

– Otwórz schowek, znajdziesz w nim herbatniki i wodę. Weź sobie.

Dziewczyna otworzyła schowek, wyjęła z niego paczkę herbatników i poczęstowała nimi Alinę i jej syna. Kierowca sięgnął po butelkę z wodą.

– Moja kotka zdechła – powiedział Ołeksij, rozgryzając herbatnik. – Zostawiłem ją w przydrożnym rowie.

– Jak się nazywała? – spytała Iwanna.

– Jasia. Znalazłem ją pod spalonym samochodem. Miałaś w domu jakieś zwierzę?

– Nie – odparła Iwanna i odwróciła głowę do okna, ale Alina zdążyła zobaczyć coś, czego dziewczynie nie udało się ukryć: pytanie zadane przez Ołeksija obudziło w niej wspomnienia, do których na pewno nie chciała wracać.

Monotonna jazda podziałała na nich usypiająco. Ołeksij wcisnął głowę pod ramię matki, cały był zdrętwiały. Nikt nic nie mówił, bo nie było o czym. Cała trójka padła ofiarą tej samej tragedii: uciekali przed wrogiem, który prowadził dzieło bezlitosnego zniszczenia.

– Gdzie to było?! Mamo!

Ołeksij wzdrygnął się i wskazał ręką przez okno. Kabiną ciężarówki wstrząsnął huk, w oddali pojawiły się słupy ognia. Alina mocno objęła syna i przytuliła go do siebie. Ołeksij dobrze wiedział, że to nie był grzmot ani błyskawica. Zdążył się już nauczyć odróżniać zjawiska atmosferyczne od skutków działalności człowieka.

– Musimy stanąć, bo inaczej narazimy się na niebezpieczeństwo – powiedział kierowca. Zahamował i zatrzymał ciężarówkę przy dużym polu obsianym zbożem.

– Jak daleko jest stąd do granicy? – spytała Alina.

– Jakieś dwadzieścia kilometrów. Najlepiej będzie, jak pójdziecie przez las za Czerwonogrodem. Będziecie bezpieczni, ale nie idźcie zbyt długo po ciemku.

– Czemu?

Kierowca nie odpowiedział, tylko wskazał drzwi po stronie Iwanny. Dziewczyna je otworzyła i cała trójka opuściła kabinę. Potem stali na drodze i obserwowali, jak ciężarówka zawraca do Kijowa. Po chwili ruszyli przez pole w kierunku lasu, owiani dymem i zapachem siarki.

*

– Kiedy ostatni raz wkładałaś policyjny mundur? – spytała Lisa Hedqvist. Razem z Olivią Rönning przebierały się w budynku komendy policji w służbowe uniformy.

– Sto lat temu – zażartowała Olivia.

Trochę przesadziła, ale po ukończeniu Wyższej Szkoły Policyjnej przepracowała w mundurze zaledwie rok, bo później komisarz policji kryminalnej Mette Olsäter zwerbowała ją do pracy w Centralnym Biurze Śledczym – szwedzkim odpowiedniku amerykańskiego FBI. Oznaczało to, że przez długi czas w ogóle nie nosiła munduru. Jednak dziś otrzymała polecenie, żeby go włożyć. Ten sam rozkaz dostało też wielu innych funkcjonariuszy, którzy tak jak ona mieli pojechać do Nynäshamn.

Komenda w Sztokholmie rozpoczęła akcję specjalną pod kryptonimem Accepto. Chodziło o namierzenie gangu zajmującego się handlem ludźmi, głównie kobietami, które uciekły z ogarniętej wojną Ukrainy. A ponieważ Biuro było obciążone innymi sprawami, zażądało wsparcia od Państwowego Wydziału Operacyjnego. Wśród osób, które miały wziąć udział w zakrojonej na szeroką skalę akcji, znalazły się też dwie policjantki: Olivia i Lisa.

Ich zadaniem po dotarciu na miejsce było nie dopuścić do tego, żeby kobiety dały się omotać niewłaściwym ludziom, bo w przeciwnym razie mogły trafić w ręce handlarzy ludźmi i zostać zmuszone do świadczenia usług seksualnych. Poszlaki wskazujące na to, że ten proceder faktycznie istnieje, zaczęły się pojawiać od pewnego czasu. Do bazy promowej przyjeżdżały osoby, które oferowały uciekinierom wszystko: podwózkę, nocleg, a nawet tymczasowe zakwaterowanie. W najgorszym razie kończyło się na tym, że kobiety trafiały do zamkniętych obiektów, gdzie je zmuszano do prostytucji.

Tym razem akcja policji miała objąć Nynäshamn. Do portu, który się zamienił w centralny punkt przerzutowy dla całej Szwecji, stale napływała fala uchodźców. To tam przybijały promy z Gdańska, którymi przypływało nawet do siedmiuset uciekinierów jednorazowo. I właśnie tam wybierały się Lisa i Olivia.

Właściwie nie była to ich działka, bo na co dzień zajmowały się śledztwami w sprawie zabójstw, ale handel ludźmi stanowił tego rodzaju działalność przestępczą, którą traktowały ze szczególną odrazą. Chodziło przecież o wykorzystywanie dotkniętych tragedią wojny kobiet. Lisa sama doświadczyła kiedyś przemocy seksualnej. Upokorzenie, jakiego wtedy doznała, zapamięta do końca życia. Była więc dodatkowo zmotywowana i zgłosiła się na ochotnika.

Przed rozpoczęciem akcji obie z Olivią zapoznały się z policyjnymi raportami na temat działań wymierzonych w gangi zajmujące się handlem ludźmi. Dowiedziały się z nich strasznych rzeczy. Na przykład o pochodzących z innych krajów kobietach, które miesiącami przetrzymywano w zamkniętych pomieszczeniach i zmuszano do sprzedawania swoich ciał obcym mężczyznom. Pracowały wiele godzin dziennie i stopniowo stawały się niewolnicami seksualnymi. Sprawcami ich poniżenia byli mężczyźni, którzy zarabiali na tym procederze ciężkie pieniądze. Tylko to się dla nich liczyło.

– Jak wyglądam? – spytała Olivia, zapinając bluzę.

– Jest na ciebie za ciasna – odparła Lisa.

– Jak to za ciasna?

– Żartowałam… Pojedziemy naszym samochodem? – spytała Lisa.

– Nie. Zabierzemy się z Larsem i Göranem.

Göran Borg i Lars Tingvall pracowali jako śledczy w Państwowym Wydziale Operacyjnym i od dwóch lat byli ich kolegami w pracy.

– Niech będzie – zgodziła się Lisa i obie wyszły z pokoju na spotkanie z kolejną falą uchodźców.

*

Na placu w półkolu stało kilka samochodów. Z boku płonęły małe ogniska sygnałowe. W powietrze unosiły się snopy iskier i szybko znikały w ciemnościach. Wysoko zawieszona lampa zalewała plac zimnym światłem.

Kilka osób w cywilnych ubraniach znosiło białe skrzynki i stawiało je na oczyszczonym z zielska miejscu, gdzie wznosiły się stosy innych skrzyń z logo Czerwonego Krzyża.

– Patrzcie! – powiedziała siwowłosa kobieta, wskazując głową w kierunku lasu.

Spośród drzew wyłoniły się trzy postacie. Poruszały się wolno, niepewnym krokiem. Kobieta skrzyżowała ręce na piersi i wyszła im naprzeciw.

– Witajcie! – odezwała się. – Jesteście w Polsce.

Wypowiedziała te słowa po ukraińsku i wyczerpana trójka zrozumiała, że przekroczyła granicę. Alina usiadła przy jednym z ognisk, żeby się ogrzać. Ołeksij pochylił się nad nią i pogłaskał ją po włosach.

– Jesteś zmęczona, mamo? – spytał.

– Tak – odparła.

Prawie całą dobę wędrowali w milczeniu błotnistymi drogami. Alina ciągle myślała o tym, co powiedział kierowca ciężarówki: „Nie idźcie zbyt długo po ciemku”. To ostrzeżenie sprawiło, że przez większość czasu nerwy miała napięte jak postronki. Po długim marszu była wyczerpana fizycznie.

– Widzę, że jesteście przemarznięci? – zauważyła kobieta.

– I głodni – dodała Iwanna.

– Damy wam coś do zjedzenia, ale zostać tu nie możecie, bo nie mamy namiotu, żeby was przenocować.

– No to co mamy z sobą zrobić? – spytała Alina.

– Niedługo do Szwecji wyjedzie nasz samochód, który ma przywieźć dary zebrane przez Szwedów dla Ukraińców. Myślę, że będziecie mogli się zabrać.

Alina spojrzała na Iwannę.

– Mam w Szwecji kuzyna, mieszka w Borås. Chętnie do niego pojadę – stwierdziła tamta.

Alina nie wiedziała, co zrobi po przekroczeniu granicy. Zwłaszcza że w Polsce nie miała żadnej rodziny. Słyszała jednak, że uchodźcy z Ukrainy spotykają się w Szwecji z serdecznym przyjęciem. Wiedziała też, że flaga szwedzka ma te same barwy co ukraińska. Był to szczegół bez znaczenia, ale gdy to sobie przypomiała, pokiwała głową.

– Ja też chętnie się tam zabiorę, jeśli to możliwe.

– Świetnie – stwierdziła kobieta.

Odwróciła się i machnęła ręką mężczyźnie, który stał przed nowoczesnym szarym kamperem Voyager z polskimi numerami. Mężczyzna poprawił czapkę z daszkiem i podszedł do nich.

– Słucham – powiedział.

– Jak myślisz, czy ta trójka mogłaby pojechać z wami do Szwecji? – spytała kobieta. – Przed chwilą przekroczyli granicę.

– Oczywiście, że tak – odparł z uśmiechem mężczyzna. Spojrzał na Alinę. – Mówi pani po angielsku?

– Trochę – odparła.

– Pojedziemy do Gdańska i wsiądziemy na prom do Nynäshamn – zaproponował. – Na terminalu czekają Szwedzi, którzy się wami zaopiekują. Skąd pochodzicie?

– Z Buczy i Kijowa.

– Rozumiem. Pomożemy wam, chodźcie ze mną.

– Dzięki – powiedziała siwowłosa kobieta.

Mężczyzna zaprowadził ich do kampera, otworzył im drzwi, wpuścił całą trójkę do środka i wszedł za nimi.

– Tak tu wygląda – oznajmił. – Wnętrze jest proste, ale funkcjonalne. Na górze mamy dwa dodatkowe łóżka, możecie się tam rozgościć. Ja i Ratko jakoś się do was dostosujemy.

Mówiąc to, wskazał ręką siedzącego za kierownicą mężczyznę w średnim wieku z czarną wypielęgnowaną brodą. Iwanna i Alina rozejrzały się po wnętrzu. Kamper mieścił ciasny aneks kuchenny, pokoik ze stolikiem i dwie prycze po obu stronach, które łatwo można było przerobić na zwykłe łóżka. Na górę, gdzie znajdowały się dodatkowe miejsca do spania, prowadziły schodki.

– Domyślam się, że jesteście zmęczeni? – spytał mężczyzna.

– Zmęczeni i głodni – odparła Iwanna.

– I zmarznięci – dodała Alina.

Mężczyzna pchnął znajdujące się za nią drzwi i zsunął czapkę na czoło.

– Mamy tu ciepłe napoje… kawę, herbatę i czekoladę, znajdzie się też coś do jedzenia. Ratko! Mógłbyś nam coś przynieść?

Ratko wstał zza kierownicy i przeszedł do aneksu kuchennego. Wyjął z lodówki masło, chleb, dwie tłuste kiełbasy, pokroił je na plasterki, rozłożył na desce i podsunął ją Iwannie.

– Jest ostro przyprawiona, ale świetnie smakuje – wyjaśnił.

Iwanna uśmiechnęła się, ale wzięła tylko jeden plasterek. Mogła wziąć więcej, bo czuła głód, ale nie zrobiła tego. Drugi z mężczyzn zagrzał wody, nalał jej do szklanki i wymieszał z dwiema łyżkami czekolady w proszku.

– Proszę – powiedział, podając szklankę chłopcu. – Podmuchaj, żeby się nie sparzyć.

Alina przetłumaczyła jego słowa synowi.

Ostrożnie usiadła na jednej z prycz, podciągnęła nogi i czekała na swoją kawę. Wewnętrznie była rozbita, ale mimo to starała się trzymać fason. Zdołali uciec przed wojną i wydostać się z kraju. Teraz najważniejsze było dla niej to, żeby Ołeksij czuł się bezpiecznie. Jak widać, na świecie nie brakuje dobrych ludzi.

Płynąca z radia muzyka działała na Iwannę usypiająco, dzięki czemu szybko zasnęła na pryczy. Ołeksij leżał z otwartymi oczami, ponieważ uznał, że podróżowanie kamperem to ekscytujące przeżycie. Alina obserwowała swojego ciemnowłosego syna, który wyglądał na skoncentrowanego. Ratko wyjął dwie kredki, blok do rysowania i podał chłopcu. Ołeksij namalował kotkę, a w rogu kartki napisał słowo JASIA. Potem zabrał się do rysowania szkoły, ale słabo mu to szło.

Kiedy przyjedziemy do Szwecji, dostaniesz największy blok świata, obiecała mu w myślach Alina. Nie zauważyła, że w pewnym momencie samochód zjechał z głównej drogi i skręcił w leśną przecinkę. Zorientowała się dopiero wtedy, kiedy wóz zahamował.

Mężczyzna w brązowej czapce opuścił miejsce za kierownicą i pociągnął Iwannę za nogę. Dziewczyna otworzyła oczy.

– Czy mogłabyś na chwilę wyjść z chłopcem? – spytał.

– Po co?

– Musimy porozmawiać z jego mamą.

Alina wyprostowała się na pryczy. Mężczyzna mówił innym tonem niż przedtem. Jego głos nie był już przyjazny i grzeczny.

– O czym mamy rozmawiać? – spytała.

– Musimy ci wyjaśnić parę rzeczy.

Mężczyzna otworzył drzwi i dał znak Iwannie, żeby wyszła na drogę.

Dziewczyna popatrzyła na Alinę, jakby nie wiedziała, jak się zachować. Mężczyzna szybko wykonał krok w jej stronę.

– Nie utrudniaj – powiedział. – Zabierz chłopca i wysiądź.

Iwanna posłusznie wykonała polecenie. Wolała nie sprawdzać, co się stanie, jeśli odmówi. Wzięła chłopca za rękę i zeszła po schodkach na drogę. Mężczyzna zamknął za nią drzwi.

Alina zrozumiała, co ją czeka. Żołądek skurczył jej się ze strachu, bo dopiero teraz sobie uświadomiła, że są zdani na łaskę dwóch obcych mężczyzn, którzy ich wywieźli do lasu.

– Rozumiem, że masz paszport? – spytał mężczyzna.

– Tak.

– Czy możesz mi go dać?

– Po co?

– Kiedy wjedziemy do Szwecji, nie będzie ci potrzebny. Mamy wszystkie niezbędne dokumenty.

– Co zamierzacie zrobić z paszportem? – spytała Alina.

W tym samym momencie mężczyzna uderzył ją dłonią w twarz. Zrobił to tak szybko, że Alina nie zdążyła się uchylić. Cios był na tyle silny, że ją odrzuciło. Głowa opadła jej na pierś.

– Właśnie to… Z tego, co pamiętam, masz na imię Alina?

Kobieta skinęła głową.

– Tak jak obiecałem, zawieziemy was do Szwecji, ale oczekujemy za to wynagrodzenia.

– Nie mam pieniędzy…

– Masz swoje ciało.

Alina uniosła głowę. Do oczu napłynęły jej łzy, zacisnęła wargi. Zrozumiała, czym ma zapłacić.

– A jeśli odmówię? – spytała.

Mężczyzna pochylił się w jej stronę i odparł:

– Odwieziemy cię z powrotem na granicę, a twojego syna zostawimy w lesie. Ile on ma lat? Sześć? Siedem? Jak długo przetrwa na takim odludziu? Lepiej nam nie odmawiaj. Rozbieraj się.

Alina splotła dłonie i wsunęła je między nogi. Mężczyzna wyprostował się i spojrzał w stronę fotela kierowcy.

– Chcesz ją przelecieć jako pierwszy? – spytał.

Ratko skinął głową i zaczął opuszczać spodnie.

Iwanna słyszała opowieści o brutalnej przemocy rosyjskich żołnierzy, którzy gwałcili kobiety na ulicach, w klatkach schodowych i w chłopskich zagrodach. Do aktów przemocy dochodziło praktycznie wszędzie. Jej się udało, uniknęła tego losu, ale obrazki z takich zdarzeń wryły jej się w pamięć. Teraz, kiedy stała w środku ciemnego lasu, niedawne wspomnienia wróciły. Wiedziała, co się działo w kamperze, ale nic nie mogła poradzić. Była pewna, że mężczyźni mają broń i w razie potrzeby jej użyją, a potem bez chwili wahania zostawią ich na pastwę losu. Dlatego całą swoją uwagę skupiła na chłopcu, starając się opanować drżenie rąk.

– Długo tak będą rozmawiać? – spytał Ołeksij.

– Zaraz skończą – odparła Iwanna, odciągając go od kampera, z którego dobiegały głuche jęki.

– Co to było? – spytał Ołeksij. – Czy to mama tak płacze?

Wyrwał się Iwannie z ręki i podbiegł do wozu.

– Mamo!

Po kilku sekundach z wnętrza kampera dobiegł kobiecy głos.

– Jestem w środku, wszystko w porządku – zawołała Alina i w tej samej chwili gwałtownie umilkła.

Iwanna przytuliła chłopca i zatkała mu uszy dłońmi. Bezdźwięcznie płakała, bo nie wiedziała, co zrobić.

Nagle ciemności przeciął blask reflektorów. Na początku wyglądało to tak, jakby ktoś omiatał nimi okolicę, po czym światło skupiło się na niej. Iwanna zmrużyła oczy, żeby lepiej widzieć, co się będzie działo. Leśną drogą jechał duży czarny mercedes. Od lśniącego lakieru odbijał się blask księżyca.

Iwanna puściła Ołeksija i zdesperowana zaczęła machać rękami. Chciała za wszelką cenę zatrzymać samochód, i jej się to udało. Pojazd zahamował przed nią i zanim zdążyła do niego podbiec, wysiadła z niego szczupła, elegancko ubrana kobieta z przyprószonymi siwizną włosami. Rzuciła na ziemię niedopałek papierosa i zgasiła go obcasem buta. Jej wygląd i zachowanie sprawiły, że Iwanna na chwilę się zawahała, jakby oczekiwała, że ujrzy kogoś innego. Nie zdążyła się odezwać, bo kobieta zwróciła się do niej pierwsza:

– Cześć, mam na imię Sasza, a ty?

– Iwanna! Musi nam pani pomóc, ci ludzie wyżywają się w samochodzie na jego mamie i… – Iwanna nie wiedziała, co powiedzieć, bo Ołeksij stał obok niej, więc ze łzami na policzkach powtórzyła: – Musi nam pani pomóc!

Kobieta wykonała gest, jakby chciała jej otrzeć łzy, ale rozmyśliła się i spojrzała w kierunku kampera.

Szyby w oknach były zaparowane.

– Mogę wam pomóc, ale musisz pojechać ze mną – odparła.

– Jak to pojechać? Dokąd?

– Powinnaś stąd zniknąć. A może chcesz, żeby cię spotkało to samo?

Kobieta wskazała kamper, z którego nadal dobiegały żałosne jęki.

– Jak skończą z nią, zabiorą się za ciebie – dodała.

Iwanna popatrzyła zrozpaczonym wzrokiem na chłopca.

– Przecież nie mogę go zostawić samego!

– Jego mama jest w kamperze, więc to ty jesteś sama. No więc jak będzie? Jedziesz z nami czy zostajesz?

Iwanna zawahała się, bo Ołeksij wczepił jej się w nogę. Kobieta pochyliła się, żeby go od niej oderwać, a potem zaprowadziła go do kampera i zapukała do drzwi. Otworzył jej mężczyzna w czapce z daszkiem. Kobieta podała mu chłopca i mężczyzna wciągnął go do środka.

Iwanna nie rozumiała, co się dzieje, stała z zaciśniętymi pięściami i obserwowała całą scenę. Kobieta podeszła do mercedesa, otworzyła drzwi od strony pasażera i spojrzała na Iwannę.

– Wsiadaj, bo inaczej cię zgwałcą albo zrobią ci coś gorszego – ostrzegła. – Ci ludzie są naprawdę brutalni.

Iwanna przeciągnęła dłonią po policzku. Była zagubiona, przestraszona i całkowicie bezradna. Wykonała kilka ostrożnych kroków w stronę kobiety, odwróciła się do kampera, uniosła rękę, machnęła nią i wsiadła do mercedesa. Kobieta obeszła samochód i zajęła miejsce za kierownicą. Z trudem zawróciła na wąskiej drodze i ruszyła w tym samym kierunku, z którego przyjechała.

Iwanna nie zdążyła już zobaczyć, że chwilę później jeden z mężczyzn wystawił Ołeksija na drogę i zamknął drzwi kampera. Chłopiec usiadł na ziemi i obserwował samochód, który coraz bardziej zagłębiał się w lesie, aż w końcu zniknął mu z oczu. Dopiero wtedy zatkał uszy dłońmi.Turysta stojący w ciemnościach na nabrzeżu w Port Vauban mógłby wziąć go za statek kosmiczny, który wylądował na redzie portu. Obiekt lśnił na czarno, miał kilka pokładów i setki okrągłych otworów, z których na czarną wodę biły snopy jasnego światła.

Mieszkańcy wiedzieli, że to ogromny jacht, który przed kilku miesiącami wpłynął do Antibes. Nazywał się „Oko Nocy”, miał sto pięćdziesiąt sześć metrów długości i trzydzieści sześć kabin, a kiedy wypływał w morze, jego załoga liczyła osiemdziesięciu siedmiu członków. Na pokładzie były też dwa baseny i dwa stanowiska dla helikopterów.

Kiedy turysta już wiedział, co to za jacht, od razu zadawał pytanie, kto jest jego właścicielem. Mieszkańcy zwykle odpowiadali: „Jakiś oligarcha, ale trudno powiedzieć który”. Nie mieli pojęcia, że prawnym właścicielem luksusowej jednostki był międzynarodowy konglomerat, który w ten sposób chronił jacht przed ewentualną konfiskatą.

Prawdziwy właściciel nazywał się Grigorij Władowski. Urodził się w okresie zimnej wojny w Leningradzie, a kiedy Związek Radziecki się rozpadł, wykazał się dużą aktywnością. Prowadził bogate, urozmaicone życie. Przez pewien czas pracował nawet jako model. Był dobrze zbudowany, miał wysportowaną sylwetkę, seksowne spojrzenie, wypielęgnowaną brodę i prawdziwie męski wygląd. Z czasem stał się popularnym, elokwentnym autorem programów publicystycznych o silnym zabarwieniu patriotycznym.

Otworzyło mu to drzwi do wielu politycznych salonów, a także wprowadziło do wąskich kręgów rosyjskiej Dumy. Nawiązane kontakty wykorzystał w okresie, kiedy w rozpadającym się kraju trwało rozdrapywanie firm eksploatujących bogactwa mineralne. To wtedy stworzył fundamenty swojego olbrzymiego majątku.

Od pewnego czasu trzymał się z dala od Rosji, ponieważ zauważył, że jego pozycja i styl życia kłują w oczy przywódców na Kremlu. Zamknął niektóre firmy w kraju i zadbał o to, żeby jego pieniądze trafiły do rajów podatkowych, bo tylko w ten sposób mógł zniknąć z radaru.

Konflikt między świtą Putina a gospodarczą elitą za granicą niespecjalnie go martwił. W obu obozach miał wysoko postawionych ludzi i wiedział, że jeśli wpadnie w tarapaty, będą musieli mu pomóc. Był dumnym ojcem Julii, dla której zrobiłby wszystko. Dla jej bezpieczeństwa gotów był poświęcić wszystkie ruble świata. Julia uczęszczała do ostatniej klasy prywatnej elitarnej szkoły w Nicei, która się znajdowała niedaleko portu, gdzie cumował jacht.

– Chciałabyś poznać pewną tajemnicę? – spytał kiedyś Władowski.

Julia miała akurat wolny dzień w szkole i postanowiła go spędzić na należącym do jej ojca i uwielbianym przez nią jachcie. Wiedziała, że jest rozpieszczona, ale tak ją wychowano i jeśli chodzi o przyjemności, nic jej nie ograniczało. Stała z ojcem w niewielkiej kajucie przeznaczonej tylko do jednego konkretnego celu. Ściany były ciemnozielone, podłoga wyłożona czworokątnymi dębowymi panelami, a z sufitu zwisały ledowe listwy z oświetleniem pozycyjnym.

– Jasne – odparła z uśmiechem Julia.

Władowski wyjął czarnego pilota i skierował go w stronę podłogi. Jeden z paneli powoli się uniósł i ze środka na wysokość jednego metra wysunął się biały podest. Leżał na nim sześcian wykonany z kuloodpornego szkła, a w nim lśniące jajko z czarnego marmuru z turkusowymi żyłami, zwanego Nero Marquina. Ozdobione było kamieniami szlachetnymi i miało rozmiar strusiego jaja.

– Co to takiego? – wykrztusiła Julia i zakryła usta dłonią.

– Oko Nocy.

Julia podeszła do sześcianu i spojrzała na jajko.

– Jest piękne! Fantastyczne!

– To prawda.

– Czy to diamenty?

– Diamenty i szafiry. Jeśli kilka z tych kamieni nacisnę w odpowiedniej kolejności, jajko się otworzy i ukaże swoje wnętrze. W jego górnej połowie znajduje się ukryty mechanizm.

– To znaczy, że w środku coś jest?

– Tak.

– Co takiego?

– Zobaczysz, kiedy je otworzę.

– A nie możemy tego zrobić teraz?

– Nie.

Julia poznała po głosie ojca, że tym razem „nie” rzeczywiście oznacza „nie”. Wzięła go pod rękę i stanęła tuż przy sześcianie.

– Czemu mi go wcześniej nie pokazałeś?

– Bo ma niezwykłą historię. Opowiem ci ją, kiedy będziesz dojrzałą kobietą, bo tylko wtedy ją zrozumiesz.

– Tato, ja mam już dziewiętnaście lat.

Władowski spojrzał na pełną wyczekiwania twarz córki i zrozumiał, że Julia ma rację. Ona już na pewno nie była dzieckiem.

*

Między Gdańskiem a Nynäshamn kursują promy należące do kilku armatorów. Jednym z nich jest firma Polferries. Jej jednostka o nazwie „Cracovia” wpływała właśnie pod terminal po niespokojnym, trwającym osiemnaście godzin rejsie. Przez całą drogę wiał silny wiatr, a na wysokości Gotlandii rozkołysane morze dało się we znaki wielu pasażerom, uwalniając ich żołądki ze zjedzonych posiłków. Większość podróżnych stanowili uchodźcy z Ukrainy, których tym razem przypłynęło ponad pół tysiąca. Najwięcej było kobiet z dziećmi i starszych mężczyzn. Młodzi zostali w kraju, żeby go bronić przed agresorem.

Wszystkie pomieszczenia na promie były zapełnione, wiele osób siedziało na twardej podłodze, wszędzie panował tłok. Załoga roznosiła wodę do picia – w pierwszym rzędzie oferowała ją rodzinom z dziećmi. Zanim prom wypłynął z Gdańska, skończył się zapas koców.

Pokład samochodowy zastawiony był od dziobu aż po rufę, zarówno pojazdami osobowymi, jak i ciężarówkami. W trzecim rzędzie, prawie na samym końcu, parkował kamper z polskimi numerami, szary voyager. Były w nim cztery osoby – ukrywały się w środku przez całą podróż, ponieważ przebywanie na pokładzie samochodowym podczas rejsu było zabronione.

Kiedy prom zbliżał się do Nynäshamn, mężczyzna w czapce z daszkiem wszedł do części sypialnej kampera, wyjął pistolet i przyłożył palec do ust. Chciał w ten sposób pokazać Alinie, że ma zachować ciszę. Zależało mu, żeby wjechać do Szwecji bez żadnych kłopotów. Alina dłonią zakryła synowi usta. Mężczyzna zszedł na dół, wyjął telefon i do kogoś zadzwonił.

– Wpływamy do Nynäshamn – powiedział po cichu. – Ratko zajmie się tą przesyłką, wy przejmiecie następną. Na granicy z Polską są tłumy uchodźców. Jovan i Vlad przejmą dostawy, ja muszę zostać na pewien czas w Szwecji.

W od dawna nieremontowanym terminalu czekali pracownicy Urzędu Migracyjnego, pracownicy służb socjalnych i urzędnicy gminni. Towarzyszyła im liczna grupa wolontariuszy, którzy mieli rozdawać jedzenie, artykuły higieniczne i zabawki dla dzieci. Byli też umundurowani policjanci, w tym Olivia i Lisa.

Obie pracowały od siódmej rano, trzeci dzień z rzędu. Olivię bolała głowa, bo niewiele jadła i mało piła. Z nieznanego powodu włożyła zbyt ciasne buty, a poza tym odzwyczaiła się od noszenia munduru i czuła się w nim niewygodnie. Mimo to nie narzekała, bo wiedziała, że pół tysiąca uchodźców wojennych, którzy przypłynęli promem, znajduje się w znacznie gorszej sytuacji.

Kiedy kamper z polskimi numerami opuścił prom, Tingvall skierował go na pas dla pojazdów zjeżdżających na ląd. Olivia podeszła do kabiny i dała kierowcy znak, żeby opuścił szybę. Ratko podał jej plik dokumentów.

– Jedziemy do Södertälje – powiedział łamanym angielskim. – Mamy stamtąd zabrać żywność do Przemyśla.

– Gdzie leży Przemyśl?

– Niedaleko granicy z Ukrainą.

Olivia dwa razy przejrzała dokumenty, a po stwierdzeniu, że są w porządku, zwróciła je Ratkowi i machnęła mu ręką, że może ruszać. Mężczyzna uruchomił silnik i zjechał z pasa dla pojazdów oczekujących na kontrolę. Olivia obserwowała kamper do momentu, aż opuścił teren przystani promowej, po czym wróciła do Larsa. Chwilę później w małej tylnej szybie kampera pojawiła się chłopięca twarz. Ołeksij patrzył, jak umundurowana policjantka znika w oddali.

*

Władowski siedział obok Julii w ciemnoczerwonym skórzanym fotelu na pokładzie rufowym. Słońce zachodziło za horyzontem, ostatnie promienie zabarwiały niebo na różowopomarańczowy kolor. Panowała przyjemna temperatura, lekka bryza znad morza chłodziła im twarze. Surferzy ścigali wiatr po zatoce, ale z miernym skutkiem. Wkrótce będą musieli wrócić na brzeg.

– Napijesz się czegoś? – spytał Władowski, zakładając ciemne okulary. Nie uczynił tego jednak ze względu na słońce, tylko dla własnej próżności.

– Chętnie – odparła Julia.

– Co ci przygotować?

– Iste, przecież wiesz.

Władowski dał znak ubranemu w liberię kelnerowi, który stał w pewnej odległości od nich, i przekazał mu zamówienie córki. Kelner ukłonił się i odszedł. Władowski pochylił się do córki, a ona poczuła bijącą od niego charakterystyczną woń. Nie była to woda po goleniu, tylko coś innego. Jej ojciec zawsze tak pachniał, znała ten zapach, od kiedy była dziewczynką. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa.

– Tato…

– Tak?

– W zeszłym tygodniu moi koledzy ze szkoły rozmawiali o kilku osobach, które niedawno zmarły. Wszystkie były bogatymi Rosjanami i mieszkały za granicą. Znaleziono ich martwych, zgony nastąpiły w niejasnych okolicznościach. Podobno za ich śmierć odpowiada Putin. Nie wiem, czy tym, którzy o tym rozmawiali, zależało, żebym to usłyszała, ale wzięłam to do siebie. Było to dla mnie niemiłe przeżycie.

Władowski od dawna wiedział, że to pytanie wcześniej lub później padnie. Chętnie by ochronił córkę przed takimi zdarzeniami, ale nie mógł.

– Rozumiem, że źle się z tym czujesz, ale nam nic nie grozi.

– Jesteś zaprzyjaźniony z Putinem?

– Kiedyś tak było, ale od kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, nasza przyjaźń się skończyła.

– Ty też uważasz, że to straszny konflikt?

– Tak, a do tego niepotrzebny. Ta wojna to jego błąd.

– Czy on wie, co o tym sądzisz?

– Myślę, że tak.

– W takim razie ciebie też może spróbować zamordować?

Władowski wiedział, że wielu jego znajomych odeszło z tego świata w dziwnych okolicznościach, ale był pewien, że jemu nic nie grozi.

– Nie musisz się niepokoić, to się na pewno nie zdarzy.

– Skąd wiesz?

– Po prostu wiem.

– Skąd ta pewność? Masz na niego jakieś haki?

Julia już w chwili zadawania tego pytania zdała sobie sprawę, że przekroczyła pewną granicę. Ojciec nigdy nie rozmawiał z nią o swoich sprawach. Wiedziała tylko tyle, że cały swój majątek zawdzięczał różnym „interesom”. Ze względu na jego impulsywny charakter i związane z nim kontrowersje, które od kilku lat do niej docierały, domyślała się, że jest twardym zawodnikiem.

Władowski zignorował jej pytanie. Pstryknął palcami w kierunku ubranego w liberię lokaja i zamówił kieliszek zimnego chablis. Julia zrozumiała, że nie ma sensu drążyć dalej. Być może zgadła i to, czym dysponował, sprawiało, że czuł się pewnie, a może było przeciwnie, ale tego nie potrafiła rozstrzygnąć. Znała go jednak na tyle dobrze, że wiedziała, iż rozmowa na ten temat dobiegła końca i jej ojciec skieruje ją na inne tory.

Wypiła łyk swojego iste, wsunęła za plecy niebieską poduszkę, wciągnęła nogi na kanapę i czekała. Obserwowała ojca, który wziął kieliszek z winem, upił trochę i spojrzał na odległy horyzont. Wyglądał na zrelaksowanego, więc i ona się odprężyła. Widziała, że nie jest na nią zły. Po chwili na nią spojrzał i spytał:

– Co wiesz o jajkach Fabergé?

– Niewiele. – Julia wzruszyła ramionami. – Zostały wykonane dla rodziny carskiej i są bardzo drogie.

Po tych słowach zaczęła się zastanawiać, czy Oko Nocy jest jednym z tych jajek. Władowski uśmiechnął się do niej i odparł:

– Masz w pełni rację.

– Naprawdę?

– Tak. Jedno z nich jest w posiadaniu naszej rodziny od pokoleń.

– Chcesz powiedzieć, że jesteśmy spokrewnieni z carem?

– Nie, ale prawdą jest, że te jajka zaczęto wytwarzać dla rodziny carskiej, a ściślej mówiąc, dla cara Aleksandra. To on pod koniec dziewiętnastego wieku zamówił pierwsze takie jajko, ponieważ chciał je podarować swojej małżonce, Marii Fiodorownie, w prezencie na Wielkanoc. Poprosił więc jubilera, który się nazywał Peter Carl Fabergé, żeby mu takie jajko zaprojektował i wykonał. Fabergé umieścił wewnątrz pozłacaną kurę, a w środku niej ukrył małą koronę.

– Super!

– Maria Fiodorowna była tego samego zdania. Podarek tak jej się spodobał, że Aleksander dawał jej takie jajka w prezencie w każdą Wielkanoc. Robił to aż do swojej śmierci. Tradycję podtrzymywał kolejny car, Mikołaj, który obdarowywał takimi jajkami matkę i żonę. Trwało to aż do rewolucji październikowej w tysiąc dziewięćset siedemnastym roku. W sumie dla carskich rodzin wytworzono pięćdziesiąt takich jajek, ale do naszych czasów zachowały się czterdzieści trzy. Nikt nie wie, gdzie są pozostałe.

Władowski sięgnął po kieliszek i wypił trochę wina, jakby chciał odczekać, aż jego słowa zapadną Julii w pamięć.

– Chcesz powiedzieć, że Oko Nocy jest jednym z tych zaginionych? – spytała.

– Tak.

– I nikt nie wie, że jest w naszym posiadaniu?

– Nikt.

– To ekscytujące! Jak to się stało, że je mamy?

– To długa historia… Matka mojej babci od strony mamy, Aleksandra Wasilewska, pracowała na carskim dworze i była w bliskich relacjach z carycą, szczególnie po śmierci cara Aleksandra.

– To znaczy wtedy, kiedy nowym carem Rosji został Mikołaj?

– Tak. Kiedy wybuchła rewolucja, caryca przebywała w Kijowie. Musiała wyjechać z Sankt Petersburga, bo coraz częściej nie zgadzała się ze swoim synem, a zwłaszcza z jego żoną. Różnica zdań dotyczyła tego, jak należy rządzić krajem.

– I twoja prababka towarzyszyła jej w Kijowie?

– Tak, bo należała do grona jej wiernych sług.

– Co było dalej?

– W czasie rewolucji matka cara przeniosła się z Kijowa na Krym, gdzie trafiła pod opiekę Białej Armii.

– Czy rodzina Wasilewskiej też się tam udała?

– Tak. Później, kiedy Krym zajęła Armia Czerwona, zaufane osoby namówiły Marię Fiodorownę na ucieczkę. W związku z tym dała mojej prababce pewne zlecenie.

Władowski sięgnął po kieliszek z winem i kontynuował.

– Maria nie wierzyła w pogłoski, jakoby jej syn Mikołaj został zabity, i dlatego przekazała jedno z jajek Aleksandrze, żeby je spieniężyła i sfinansowała ucieczkę rodziny. Maria Fiodorowna uciekła wraz z córkami, służbą i grupą zaufanych osób z kraju, podczas gdy moja prababka trafiła ze swoją rodziną do Sankt Petersburga.

– Ale Mikołaj już wtedy nie żył, prawda?

– Tak. On i jego rodzina zostali zamordowani, ale Maria Fiodorowna nie chciała w to uwierzyć.

– Jajko pozostało w posiadaniu rodziny Aleksandry i nikt o tym nie wiedział?

– Nikt oprócz cara i jego matki, która wróciła do swojego ojczystego kraju, to znaczy do Danii. Jajko stało się pilnie strzeżoną tajemnicą rodzinną. Nikt spoza naszej rodziny o nim nie wiedział, dzięki czemu pozostawało w naszych rękach przez pokolenia.

– A co się działo z Aleksandrą i jej rodziną po rewolucji? Zostali w Związku Radzieckim?

– Tak. Na szczęście nikt się nie zorientował, że kiedyś wiernie służyli rodzinie carskiej, a moja babka, podobnie jak jej matka, Aleksandra Wasilewska, była święcie przekonana, że to właśnie jajko ich ochroniło. Oko Nocy stało się z czasem czymś w rodzaju relikwii. Podobno wszystko widzi i pomaga tym, którzy je posiadają.

– Naprawdę?

– Tak.

– Ale ty chyba nie wierzysz w jego tajemną moc?

Władowski obrzucił córkę niezgłębionym spojrzeniem i wypił trochę wina.

– Wierzysz? – spytała nieufnym tonem Julia.

– Mogę tylko stwierdzić, że naszej rodzinie wiedzie się dobrze – odparł Władowski i wykonał szeroki gest, wskazując rozległy pokład jachtu.

Julia spojrzała na niego ze zdumieniem i sceptycznym tonem stwierdziła:

– To zwykłe jajko wielkanocne. Kosztowne dzieło sztuki, ale nic więcej.

Wypowiadając te słowa, nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. Myśl, że jakieś złote jajko może mieć tajemną moc, wywołała w niej wesołość. Była pewna, że ojciec podchodzi do tej sprawy w taki sam sposób jak ona. Miała nadzieję, że nie wierzy w stare przesądy, ale kiedy popatrzyła w jego stalowoszare oczy, zrozumiała, że ma do tego śmiertelnie poważny stosunek.

– Rozumiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale któregoś dnia zrozumiesz sens moich słów – odparł Władowski. – Nie chciałem ci mówić, jak skończyli ci, którzy w takie rzeczy nie wierzyli, ale powiem: nie dożyli późnej starości. Któregoś dnia Oko Nocy będzie twoje i chcę być pewien, że dochowasz tajemnicy i będziesz pielęgnować historię naszej rodziny. Choćby przez wzgląd na siebie. Nie wolno ci ryzykować. Rozumiemy się?

Julia zdała sobie sprawę, że ta kwestia nie podlega dyskusji. Wiedziała też, że uległość popłaca, dlatego odparła:

– Tak, tato.

– To dobrze.

Władowski dopił wino, pstryknął palcami na lokaja i dał mu znak, że chce dolewkę. W tej samej chwili od lądu dobiegł głośny dźwięk. Władowski spojrzał w tamtą stronę i ujrzał helikopter lecący od Cap d’Antibes w kierunku jego jachtu. Wstał z kanapy, wyjął z kieszeni złotą kartę kredytową i powiedział:

– Weź ją i zabaw się w porcie. Popłyń zielonym skuterem.

Julia podniosła się z siedzenia i wzięła kartę.

– Dzięki.

– Tylko nie wracaj za późno… I nie rób głupstw.

– Jakich głupstw?

– Wiesz, co mam na myśli – powiedział z uśmiechem Władowski. – Masz dziewiętnaście lat.

Julia objęła go, odwróciła się i włożyła kartę do tylnej kieszeni obcisłych granatowych dżinsów. Władowski przesunął okulary przeciwsłoneczne na czoło i obserwował, jak córka oddala się po pokładzie. Jej matka też kiedyś była szczupłą, zgrabną kobietą. Machnął ręką jednemu ze swoich ochroniarzy i powiedział:

– Miej ją na oku, ale dyskretnie.

Mężczyzna skinął głową, odwrócił się i odszedł, a Władowski spojrzał na nadlatujący helikopter. Pilot krążył przez kilka sekund nad jachtem, a potem posadził maszynę na pokładzie.

– Podaj mi rękę!

Sasza stanęła pod płatami śmigłowca, wyciągnęła rękę do Iwanny i pomogła jej wysiąść. Skulone odeszły od maszyny, kierując się w stronę schodków. Po drodze musiały przejść po szklanej podłodze, która zajmowała znaczną część środkowego pokładu. Iwanna zatrzymała się na skraju przezroczystej powierzchni. Widać było, że się boi na nią wejść.

– Nie czujesz się zbyt pewnie? – spytała Sasza.

– Tak.

– Ja też się na początku bałam, ale nie ma powodu. To szkło jest mocniejsze niż drewno. Chodź.

Sasza prawie zmusiła Iwannę, żeby weszła na szklaną podłogę. Dziewczyna czuła się tak, jakby stąpała po cienkim lodzie. Po kilku krokach zatrzymała się i spojrzała pod nogi.

– Co tam jest?

– Akwarium.

Iwanna obserwowała bordowe ryby pływające w wodzie.

– A te ryby?

– To piranie.

Sasza zaprowadziła Iwannę do komfortowo urządzonego salonu z elementami z drewna tekowego i mahoniu oraz lśniącymi detalami z mosiądzu. W jedną ze ścian wpasowany był rząd zaworów, po drugiej stronie wisiały ikony w ramach z lampkami po bokach.

– Łazienka jest tam, ale najpierw porozmawiamy – powiedziała Sasza. – Siadaj.

Iwanna zajęła miejsce na przymocowanej do ściany ławce, podczas gdy Sasza usiadła naprzeciwko niej w białym skórzanym fotelu. Splotła dłonie i zaczęła:

– To wielki, luksusowy jacht, jeden z największych na świecie. Wymaga ogromnej dbałości przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc potrzeba do tego licznego personelu. Jeśli chcesz, możesz tu dostać pracę.

Iwanna siedziała w milczeniu. Po tym, co przeżyła w Polsce, wciąż nie mogła dojść do siebie. Sasza dała jej w samochodzie dwie tabletki na uspokojenie, dzięki którym prawie całą drogę przespała. Co pewien czas się budziła, ale zaraz znowu zasypiała. Rozejrzała się po salonie i nie patrząc na Saszę, spytała cichym głosem:

– Zna pani tamtych ludzi w kamperze?

– Czemu pytasz?

– Bo kiedy pani zapukała do drzwi kampera, żeby zostawić Ołeksija, nie zareagowali.

– Mówisz o tamtym chłopcu?

– Tak.

– Nie znam tych ludzi, a ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

– Jakie pytanie?

– Czy chciałabyś tutaj pracować?

– Nie znam się na takich łodziach.

– To nie jest łódź, tylko jacht. Wszystkiego się nauczysz.

Iwanna spuściła wzrok i skinęła na potwierdzenie głową.

– Weź prysznic, potem cię oprowadzę.

Iwanna wstała i zdjęła kurtkę. Sasza podała jej elegancki płaszcz kąpielowy.

– Włóż go po kąpieli i poczekaj tu na mnie.

Iwanna wzięła płaszcz i poszła do łazienki. Sasza obserwowała ją w milczeniu.

*

Mężczyzna i kobieta, oboje w niebieskich, starannie wyprasowanych koszulach, siedzieli w wynajętym samochodzie w miejscu, z którego mieli dobry widok na port w Antibes. Kobieta obserwowała przez lornetkę zielony skuter wodny, który sunął po morzu.

– Jego córka jest w drodze do portu – powiedziała.

– Sama? – spytał mężczyzna.

– Nie, ktoś jej towarzyszy.

– Widać, że tatuś się o nią boi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: