- W empik go
Oko za oko. Tom 14. Komisarz Oczko - ebook
Oko za oko. Tom 14. Komisarz Oczko - ebook
W jednej z gdańskich firm branży petrochemicznej zostają odnalezione zwłoki głównego księgowego. Na ciele mężczyzny czerwonym markerem morderca napisał „oko za oko”, sugerując tym samym, że zabójstwo było formą odwetu. Po dokładnym prześwietleniu przeszłości ofiary okazuje się, że nigdy nie miała ona problemów z prawem. Wychodzi jednak na jaw, że kilka miesięcy wcześniej inny księgowy tej firmy został brutalnie pobity. Komisarz Oczko musi sprawdzić, czy oba zdarzenia są z sobą połączone, a przede wszystkim złapać mordercę.
To cykl opowiadań kryminalno-sensacyjnych, których akcja rozgrywa się na Pomorzu. Polecamy kolejne części o śledztwach komisarza Oczko, i również cykl o komisarzu Andrzeju Papaji i cykl o detektywce Róży Wielopolskiej.
Tomasz Wandzel – Autor, który ma na swoim koncie powieści sensacyjne, kryminalne, obyczajowe oraz historyczne. Jest wielokrotnym stypendystą różnych instytucji, wspierających rozwój kultury m.in. Marszałka Województwa Pomorskiego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mieszka w Prabutach, które często pojawiają się w jego twórczości. Zawodowo pracuje jako copywriter.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67978-15-6 |
Rozmiar pliku: | 591 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Co za parszywa noc – pomyślała Brygida Adamek, wstając z wąskiego, niewygodnego łóżka. Na samo wspomnienie sennych koszmarów, jakie nawiedzały ją przez ostatnie kilka godzin, poczuła nieprzyjemny chłód oplatający jej kark i odsłonięte przedramiona. Pośpiesznie założyła gruby szlafrok, z nocnej szafki zgarnęła smartfon i wyszła z pokoju gościnnego, który od dwóch miesięcy, czyli chwili, kiedy oznajmiła mężowi, że chce rozwodu, był jej sypialnią, salonem, garderobą, a czasami nawet jadalnią. W podobnych sytuacjach to prawie zawsze mężczyzna wyprowadzał się z małżeńskiego łoża, jednak w ich przypadku to Brygida postanowiła opuścić sypialnię i zamieszkać w pokoju gościnnym. Chciała w ten sposób wymazać z pamięci cztery lata związku, który, choć zaczął się jak w komedii romantycznej, bo na swojego przyszłego męża wpadła, biegnąc do pracy, a jakby tego było mało, oblała go kawą, to finał ich małżeństwa zapowiadał się smutno i bez filmowego happy endu. Pierwotnie w pokoju gościnnym mieli urządzić królestwo dla swoich dzieci, których przynajmniej w planach miało być dwoje, a może nawet więcej, ale gdy wszystkie próby powiększenia rodziny zakończyły się fiaskiem, nie wracali już do tego pomysłu, a z czasem i temat potomstwa odszedł w zapomnienie, zastąpiony przez pracę, połączoną ze zdobywaniem kolejnych szczebli kariery. Mąż był obecnie dyrektorem marketingu, a ona zastępcą głównego księgowego, z perspektywą na zajęcie w przyszłości jego gabinetu. W kwestii dzieci mogli spróbować metod alternatywnych, lecz nigdy o tym nie rozmawiali. Tym bardziej że Antek nie wykazywał szczególnej chęci bycia tatusiem. Z kolei ona nie widziała siebie w roli samotnej mamusi. Wizja wychowywania dziecka bez pomocy męża skutecznie wypędziła z jej głowy wszystkie macierzyńskie myśli. Nie była typem matki Polki, która ciągnie dwa etaty, jeden w pracy, a drugi w domu, podczas gdy tatuś Polak po odbębnieniu ośmiu godzin w biurze przenosi się do wirtualnego świata gier, wychodzi z kumplami na piwo albo niczym ortodoksyjny intelektualista spędza wolny czas z książką i kieliszkiem wina lub szklaneczką czegoś mocniejszego. Dla Brygidy równouprawnienie polegało na sprawiedliwym i równym dzieleniu obowiązków. Jednak Antek, choć nie mówił tego wprost, miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Może właśnie to było jednym z powodów, dla których od kilkunastu miesięcy oddalali się od siebie. Co prawda na męża słowo rozwód podziałało jak otrzeźwiający kubeł zimnej wody. Nagle jakby przejrzał na oczy. W jednej chwili zrozumiał, że wkrótce skończy się spokojne, wygodne życie, jakie wiódł do tej pory. Dlatego na wszelkie sposoby próbował ocieplić małżeńską atmosferę. Jednak na Brygidzie zabiegi męża nie robiły żadnego wrażenia. Kwiaty niby bez okazji, śniadania pozostawiane na kuchennym stole, a nawet zaangażowanie w zwyczajne domowe obowiązki, które wcześniej Antek całkowicie ignorował, nie mogły zmienić jej postanowienia o rozwodzie. Brygida doskonale wiedziała, że tego ogniska nie da się już rozniecić na nowo. Żar dawno wygasł, a wiatr zmian coraz śmielej rozwiewał popiół jej uczuć. Przechodząc obok ich dawnej sypialni, zauważyła, że drzwi do pomieszczenia są uchylone. Mimowolnie przystanęła i zajrzała do środka. Ogromne małżeńskie łoże było starannie zaścielone różową narzutą, a przez otwarte okno wpadał do pomieszczenia orzeźwiający powiew wrześniowego poranka. Nigdzie nie dostrzegła Antka, co mogło oznaczać, że prawdopodobnie wyszedł już do pracy. Brygida ruszyła dalej i po chwili weszła do jasnej kuchni. Najpierw spojrzała na okrągły stół ustawiony pod oknem, ale ten był pusty. Później podeszła do kuchennej wyspy i włączyła radio, w którym właśnie leciała reklama specyfiku na infekcję intymne.
Czyżby wreszcie zrozumiał, że to już koniec i nawet wymyślne śniadanka niczego nie zmienią – pomyślała, uruchamiając ekspres. Następnie wyjęła z lodówki jogurt, który dzisiaj miał być jej śniadaniem. Sięgała właśnie do szuflady po łyżeczkę, gdy poczuła wibrowanie w kieszeni szlafroka. Podekscytowana szybko wyjęła smartfon, lecz widząc na rozświetlonym ekranie uśmiechniętą twarz blondynki w zielonych okularach, jej podniecenie natychmiast zgasło. Owszem spodziewała się telefonu, ale na pewno nie od Dominiki, przyjaciółki z pracy. Znały się od ponad pięciu lat, wiedziały o sobie wszystko i w każdej sytuacji mogły na siebie liczyć. Co więcej, mieszkały niemal po sąsiedzku, więc do biura zazwyczaj jeździły razem. Tak było wygodniej, ekonomiczniej i sympatyczniej. Brygida musnęła kciukiem ikonkę zielonej słuchawki i zbliżyła urządzenie do twarzy.
– Bryśka, śpisz? – usłyszała w słuchawce zdenerwowany głos Dominiki, który nie wróżył niczego dobrego.
– Nie, właśnie jem śniadanie.
– Co dzisiaj zaserwował ci skruszony mąż? – zapytała przyjaciółka, a jej ton z zaniepokojonego na moment zmienił się w zaciekawiony.
– Nic, ale wcale mnie to nie zmartwiło. Może w końcu dotarło do Antka, że z tymi kwiatami i śniadankami spóźnił się kilka lat.
– Karolina ma gorączkę i muszę z nią iść do lekarza – oznajmiła Dominika, przechodząc do powodu, dla którego zdecydowała się na telefon o tak wczesnej porze. Fakt, że córeczka przyjaciółki jest chora, oznaczał, że przez najbliższe kilka dni Brygida będzie musiała dojeżdżać do pracy komunikacją miejską. Jej samochód stał w warsztacie i dopiero pod koniec tygodnia miał być naprawiony. Teoretycznie mogłaby dojeżdżać z mężem, w końcu pracowali w jednej firmie, a nawet na tym samym piętrze, ale takie rozwiązanie, przynajmniej dla niej, nie wchodziło w grę.
– Po cichu liczyłam, że Darek się tym zajmie, ale oświadczył, że skoro ostatnim razem to on biegał po aptekach w poszukiwaniu lekarstwa dla Bartka, to teraz moja kolej – przepraszającym tonem wyjaśniła koleżanka.
– Żaden problem. Poradzę sobie – wtrąciła Brygida i słysząc ciche pikanie, oznajmiające kolejne połączenie, szybko zakończyła rozmowę z Dominiką i nawet nie sprawdzając, kto dzwoni, odebrała połączenie. Dopiero gdy usłyszała tak dobrze znajomy głos Antka, pożałowała swojego pośpiechu.
– Czyżby kochanek o tak wczesnej porze niepokoił moją żonę?
Złośliwe pytanie niemal wyprowadziło Brygidę z równowagi.
– Przecież tylko żartowałem – pośpiesznie dodał mąż, zdając sobie sprawę, że wkracza na bardzo grząski grunt.
– Co chciałeś? – zimnym tonem rzuciła Brygida. Nie zamierzała pozwolić, aby Antek ją sprowokował.
– Wyjeżdżam na kilka dni. Chcę odpocząć, a może i ty przemyślisz sobie kilka spraw – oświadczył i nie siląc się na dalsze wyjaśnienia, bez pożegnania przerwał połączenie.
Zachowanie męża zaskoczyło Brygidę. Przygotowując kawę, zastanawiała się, w co Antek gra. Podejrzewała, że za jego nieoczekiwanym wyjazdem musi się coś kryć. Rozmyślania o poczynaniach męża przerwał głos spikera, oznajmiający, że właśnie minęła szósta trzydzieści.
– O cholera – syknęła Brygida, uświadamiając sobie, że aby zdążyć na autobus, musi się pośpieszyć, a dodatkowo z czegoś zrezygnować. Ostatecznie schowała jogurt do lodówki, gotową kawę wylała do zlewu i wyszła z kuchni. Dwadzieścia minut później wybiegła z domu i zerkając co chwilę na zegarek, pędziła w stronę przystanku, co w botkach na koturnie nie było rzeczą łatwą.
Może ten wtorek nie będzie wcale taki zły – pomyślała, wsiadając do autobusu. Zajęła miejsce przy oknie i obserwując coraz śmielej rozgaszczającą się jesień, zaczęła snuć plany na najbliższe dni. Miała wolną chatę, a od dawna nie była na żadnej babskiej imprezie. Uznała więc, że warto coś zorganizować. Wysiadając z autobusu, miała już gotową listę dziewczyn, które zamierzała zaprosić. Jej rozmyślania o winie, muzyce i plotkach zeszły na dalszy plan, gdy przed błękitnym, kilkunastopiętrowym biurowcem, w którym pracowała, zobaczyła karetkę pogotowia oraz kilka radiowozów. Przy jednym z nich dostrzegła znajomą postać pani Heleny, sprzątaczki, która do firmy przychodziła jako pierwsza. Kobieta miała zwyczaj sprzątania biur przed rozpoczęciem pracy, a nie po jej zakończeniu. W ogólnym rozrachunku nic się nie zmieniało, ponieważ zawsze rano wszystkie pomieszczenia lśniły czystością, więc szefostwo przystało na taki układ.
– Pani Heleno, co się stało? – zagadnęła Brygida, podchodząc bliżej.
– Straszna rzecz, pani Brygidko, ktoś zamordował pana Mikołaja – oświadczyła sprzątaczka, a Brygida natychmiast zrozumiała, dlaczego mężczyzna, z którym miała się spotkać poprzedniego wieczoru w jednym z gdańskich hoteli, nie przyszedł na umówione spotkanie. Najpierw poczuła radość. Coś w jej duszy cieszyło się z triumfu sprawiedliwości. Jednak uczucie satysfakcji trwało zaledwie przez chwilę i zostało zastąpione strachem. Doskonale wiedziała, że od teraz musi uważać na każde swoje słowo.