- promocja
- W empik go
Okropny Maciuś i wielki pech. Tom 4 - ebook
Okropny Maciuś i wielki pech. Tom 4 - ebook
Uwaga, łobuziaki! Okropny Maciuś nadchodzi!
O, nie! Podstępna Krysia dostała słonia na szczęście i będzie w szkole najlepsza! A Okropny Maciuś ma dwa wybite zęby, zgnieciony nos i wielkiego pecha... Jak on się w szkole pokaże?! Maciuś musi coś z tym zrobić. Potrzebuje wielkiego słonia, żeby pozbyć się wielgachnego pecha i zdobyć OGROMNIASTE szczęście. To oczywiste! Ale wcale nie takie proste, kurza stopa...
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8589-8 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był sobie Okropny Maciuś. Miał niebieskie oczy, kręcone włosy i zadarty nos. Miał mamę Sabinę, tatę Sebastiana, młodszą siostrę Michasię i psa Pirata. A Michasia miała koty Mruczki. Maciusiem i Michasią opiekowała się Namolna Niania.
Wakacje zbliżały się ku końcowi. Po wakacjach Maciuś pójdzie do pierwszej klasy. Wszyscy cieszyli się z tego powodu. Nie cieszył się tylko pies Pirat, bo nie lubił rozstawać się z nim nawet na krótko. Sam Maciuś zaś nie myślał o szkole. Jednak wydarzyło się coś, co mu o niej przypomniało.
Dryń! Dzyń! DRYŃ! Ktoś zadzwonił do drzwi Maciusia.
– Ja otworzę! – uprzedził.
– Sprawdź, kto stoi za drzwiami – przykazała niania.
Maciuś podstawił stołek pod drzwi. Wyjrzał przez wizjer.
Zobaczył czubek głowy Krysi, koleżanki z zerówki. Krysia podskakiwała. Hop! Hop! Hop! Próbowała doskoczyć do wizjera.
– Nie podskakuj, Krysiu! – krzyknął Maciuś.
Krzyknął bardzo głośno. Krysia go usłyszała. Ale nie przestała podskakiwać.
– Dlaczego?! – zawołała. Też bardzo głośno.
– Nie widzę twojej buzi, gdy skaczesz! Nie wiem, kim jesteś! – odpowiedział Maciuś.
– To ja, Krysia! – odparła koleżanka Maciusia. I nie przestała podskakiwać.
– Co za uparte dziecko! – westchnął zniecierpliwiony Maciuś. I jeszcze raz spróbował przekonać Krysię, żeby nie skakała jak piłka.
– Stój spokojnie! Muszę sprawdzić, kim jesteś! Obcych nie wpuszczam! Zrozumiałaś wreszcie?!
Krysia też się zniecierpliwiła.
– Nie jestem obca! Jestem Krysia! Nie widać?! – wykrzyknęła.
Maciuś stracił cierpliwość.
– Nie widać! Bo nie słuchasz poleceń, ty koszmarny dzieciaku! – wrzasnął.
– Ciebie też nie widać! – odkrzyczała mu ta skacząca Krysia.
– O ludzie! Nie widać mnie, bo stoję za drzwiami! – huknął okropnie rozgniewany Maciuś.
Na to Krysia przestała skakać.
– To sobie stój! – fuknęła. – Nie powiem ci, co dostałam! Ale to ja będę w szkole najlepsza! Bo dostałam słonika!
Krysia odwróciła się i zadzwoniła do mieszkania Józia.
Maciuś zszedł ze stołka.
Z pokoju wyjrzała niania z Michasią w koronie.
– Michasia jest królewicą – pochwaliła się siostra. I uśmiechnęła się milutko.
– Nie otworzyłeś Krysi? – zdziwiła się niania.
– Nie. Obcym nie wolno otwierać – stwierdził stanowczo Maciuś.
Wrócił do swojego pokoju. Niania czytała Michasi książkę o królewnach.
Maciuś nie słuchał opowieści o królewnach. Zastanawiał się.
„Co ta Krysia powiedziała? Będzie w szkole najlepsza? Bo dostała słonia?” – myślał. I jeszcze rozmyślał o tym, że zaraz pęknie z ciekawości. Nie mógł sobie wybaczyć, że nie otworzył Krysi.
– Nie mogę sobie wybaczyć, że nie otworzyłem Krysi – mruknął. – Ona dostała słonia.
– Na szczęście? – upewniła się niania. I dodała: – Słoniki przynoszą szczęście.
– Naprawdę??? – zdziwił się Maciuś. I postanowił natychmiast zobaczyć słonia Krysi.
Po chwili już dzwonił do drzwi Józia.
Dzyń! Dzyń! DZYŃ!
– Obcych nie wpuszczamy! – usłyszał głos Krysi.
– To ja, Maciuś! – wyjaśnił Maciuś.
Niestety, drzwi się nie otworzyły.
– Józio cię nie widzi! – oznajmiła Krysia.
– Nie widzę cię, Maciusiu! – potwierdził Józio.
Maciuś się zniecierpliwił.
– O ludzie! Nie widzisz mnie, bo w twoich drzwiach nie ma wizjera! Zrozumiałeś wreszcie?!
– Nie! – odpowiedziała Krysia.
Tego było za wiele. Maciuś się rozgniewał.
Zrobił dwa kroki w tył i uderzył w drzwi całym ciałem. Nie ustąpiły, więc wziął dłuższy rozbieg…
BUCH!
Drzwi się otworzyły. Maciuś runął na nos, aż podłoga zadudniła. Upadł na stopy babci Józia, Marceliny Mruk. To ona mu otworzyła.
– Maciuś?! A to pech! – westchnęła i pomogła mu wstać.
Nie odpowiedział, bo miał coś na języku. Włożył dwa palce do buzi i wyjął to COŚ.
– Ząb! Prawdziwy! – wykrzyknęli Krysia i Józio.
Maciuś patrzył na swój ząb ze zgrozą. Jeszcze nigdy nie wybił sobie zęba. Ani nikomu innemu. Dotąd jego zęby same mu wypadały.
– Masz wielkiego pecha – rzekł Józio. I nawet nie ziewnął, chociaż zazwyczaj ziewał bardzo często.
– Masz wielgachnego pecha, bo nie masz słonika na szczęście, a ja tak! Będziesz w szkole najgorszy. – stwierdziła chłodno Krysia.
Maciuś poczuł się strasznie. Zrozumiał, że naprawdę ma wielgachnego pecha i będzie w szkole najgorszy, bo to Krysia ma słonia na szczęście, a on nie.
– Wchodzisz? – spytała go babcia Józia.
Maciuś pokręcił głową. Odwrócił się plecami do Krysi i Józia i wrócił do swojego mieszkania.
„Psia ość. Żeby ten słoń Krysi wybił sobie wszystkie zęby!” – westchnął w duchu.
– Już wróciłeś? – zdziwiła się niania.
Ale nawet nie popatrzyła na Maciusia. Wciąż czytała książkę tej koroniastej Michasi! A przecież Maciuś wrócił z wybitym zębem i wielkim pechem. Czy tak trudno to zauważyć?
– Krysia dostała słonia i będzie w szkole najlepsza! A ja będę najgorszy! Bo mam WIELGACHNEGO pecha przez jej trąbiastego słonia! – wybuchnął okropnie rozżalony. Był pewien, że to słoń przyniósł mu pecha, bo jest słoniem na szczęście Krysi.
Rozgniewał się na nianię. Na Krysię. Na jej słonia. I na Michasię. Podbiegł do siostry i zerwał jej z głowy tekturową koronę. Na złość wszystkim.
– To moje! Bee… – rozbeczała się Michasia.
– Maciusiu, oddaj siostrzyczce koronę – zażądała niania.
Maciuś nie posłuchał. Odwrócił się. Zamierzał pobiec do kuchni i wrzucić koronę do kosza. Zawadził nogą o dywan i po raz drugi tego dnia upadł na podłogę.
ŁUP! Aż meble zadrżały.
– Tfu! – Maciuś wypluł COŚ, co upadło mu na język.
– O ludzie, żeby wybić sobie dwa zęby jednego dnia? To się w głowie nie mieści, proszę państwa – zdumiała się niania. I jeszcze dodała: – Dwie górne jedynki wyleciały. Jak ty się w szkole pokażesz?
Maciusiem z wielkim pechem zatrzęsło ze zdenerwowania.
– Mówiłem, że mam wielgachnego pecha! Przez tego trąbiastego słonia na szczęście tej szczęśliwej Krysi! Ale nikt mi nie wierzy! Można mówić i mówić!