- W empik go
Okruchy raju - ebook
Okruchy raju - ebook
Pierwszy tom nowego cyklu „Azjatycka saga”.
Tym razem Tanya Valko umieściła akcję powieści w Indonezji i innych krajach Azji Południowo-Wschodniej. Dramatyczne dzieje bohaterów możemy śledzić od roku 1965, okresu „komunistycznego upuszczenia krwi” poprzez czystki wśród ludności chińskiej, aż po okrucieństwo czasów współczesnych, pełnych kontrastów pomiędzy bogactwem a życiem na skraju nędzy w dżakarckich slumsach. Książka ukazuje pasje i uczucia oraz podłoże psychologiczne ludzkich czynów, które tak często różnią się od europejskich motywacji i znanych nam stereotypów.
Do Azji przybywają również Dorota, która w młodości poślubiła Libijczyka, oraz jej córka Marysia, która sama jest już matką. Tym razem ich losy splatają się z życiem typowych Azjatów, dzięki czemu poznajemy Azję „od kuchni”, przedstawioną z perspektywy nie tylko jej mieszkańców, ale również Europejek.
Jak Dorota i Marysia odnalazły się w Azji? Co zmieniło się w ich życiu? Jak przeszłość wpływa na ich codzienność?
Tanya Valko to pseudonim absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była nauczycielką w Szkole Polskiej w Libii, a następnie długoletnią asystentką ambasadorów RP. Przez ponad dwadzieścia lat mieszkała w krajach arabskich, w tym w Arabii Saudyjskiej, a obecnie przebywa w Indonezji. Jest autorką książek o Libii: „Libia od kuchni”, „Życie codzienne w Trypolisie” oraz „Sahara – ocean ciszy”. Jej zainteresowanie zdrowym stylem życia zaowocowało książkami: „Dość odchudzania – czas na dietę”, „Nowoczesna książka kucharska” oraz „Odchudzająca książka kucharska” (2014). W 2010 roku ukazał się jej powieściowy debiut „Arabska żona”, który stał się bestsellerem i dał początek „Arabskiej sadze”. Kontynuacją tej powieści są książki „Arabska córka” (2011), „Arabska krew” (2012) i „Arabska księżniczka” (2013). W 2013 roku Tanya wydała powieść „Zrób mnie młodszą, zrób mnie piękną” mówiącą o problemach wieku średniego i o chęci zatrzymania młodości. Po sukcesie „Arabskiej sagi” Tanya Valko rozpoczyna następny cykl powieściowy pod zbiorczym tytułem „Azjatycka saga”.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7961-801-9 |
Rozmiar pliku: | 660 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy,
w 2012 roku po ponaddwudziestoletnim pobycie w krajach arabskich przeniosłam się do Azji, która urzekła mnie od pierwszej chwili, i postanowiłam Was, moi Drodzy, troszeczkę z nią zapoznać. W tym roku oddaję zatem w Wasze ręce powieść Okruchy raju, która jest pierwszą częścią nowej serii Azjatycka saga.
W swojej książce jak zwykle fikcyjne losy bohaterów wplatam w wydarzenia historyczne. Przedstawiam dzieje Indonezji, wychodząc od dramatycznego roku 1965 i „komunistycznego upuszczenia krwi”, poprzez czystki wśród ludności chińskiej, aż po czasy współczesne, pełne kontrastów pomiędzy bogactwem a życiem na skraju nędzy w dżakarckich slumsach.
Informacje czerpałam ze sprawozdań prasowych i internetowych oraz z relacji telewizyjnych. W języku polskim brakuje publikacji dotyczących historii Indonezji, dlatego korzystałam głównie z prac w języku angielskim. Najchętniej sięgam po miesięcznik „Tempo”, najbardziej niezależną z indonezyjskich gazet, w której zaraz po moim przyjeździe w październiku 2012 roku znalazłam dodatek specjalny „Requiem for a massacre” (obecnie wydany także jako samodzielna książka), który mną wstrząsnął. Zawiera relacje świadków masakry, która miała miejsce po 30 września 1965 roku, oraz wyznania wykonawców wyroków, którzy opowiadają o tym w sposób tak naturalny, jakby nie chodziło o eksterminację prawie dwóch milionów ludzi. Niektórzy z katów ponoć wciąż żyją, a nawet piastują wysokie stanowiska. Obejrzałam również dwa wstrząsające filmy: oscarowy Rok niebezpiecznego życia z 1982 roku oraz dokument z 2012 roku Act of killing, reżyserowany przez Joshuę Oppenheimera, który spędził sporo czasu z „emerytowanymi” dowódcami brygad śmierci (film dla ludzi o bardzo mocnych nerwach). Sytuacja ta przypominała mi okres w historii Polski, kiedy w latach 50. i 60. wychwytywano przeciwników reżimu, często bez procesu osadzano w więzieniach, katowano, torturowano, zabijano.
Czystki wśród ludności chińskiej i stosunek Indonezyjczyków do ludzi należących do tej grupy etnicznej do złudzenia przypominają sytuację polskich Żydów – ich wielokrotne prześladowania i eksterminację. Pragnę jednak podkreślić, że przedstawione przeze mnie w Okruchach raju sytuacje oraz uczestniczący w nich bohaterowie są fikcyjni i wszelkie ich podobieństwo do osób realnych jest przypadkowe.
W mojej powieści, mówiącej o odległym regionie świata, wprowadzam nowe postacie, które różnią się od znanych dotychczas, ukazuję pasje, uczucia i podłoże psychologiczne ich czynów, które tak często są odległe od europejskich motywacji i znanych nam stereotypów. Pojawiają się zatem Meila, Karim i Pravat, jednak obok nich są także moje ulubione bohaterki z Arabskiej sagi – Dorota i Marysia, które nadal przemierzają ze mną świat. To za ich pośrednictwem, poprzez ich życie i uczucia, staram się pokazać azjatyckie realia. Jak pół-Arabka odbiera łagodny azjatycki islam, jak reaguje na buddyjską tolerancję seksualną? Co o Indonezji sądzi Dorota i czy jest to kraj dla typowego Polaka? Co się dzieje z porwaną malutką Nadią? Na te i wiele innych pytań otrzymacie odpowiedź na kartach mojej najnowszej powieści.
Będzie tam też można spotkać Polaków, którzy od lat przyjeżdżają do Indonezji i zamieszkują archipelag, znajdując szczęście oraz spełnienie. Należą do nich również księża misjonarze i siostry zakonne, którzy licznie przybywali tu już w latach 60. zeszłego stulecia – ze względu na ich liczebność wyspa Flores nazywana jest polską wyspą. Polaków można spotkać nawet na końcu świata, a w przyjaznej wszystkim Indonezji tym bardziej.
Dlatego trudno się dziwić moim bohaterkom, Dorocie i Marysi, że oczarowane rajskim archipelagiem postanawiają spędzić tam trochę czasu. Zapraszam do przemierzania krętych azjatyckich ścieżek ich śladem, a dowiecie się wielu niezwykłych, pasjonujących rzeczy, będziecie świadkami ciekawych wydarzeń, które nas, Polaków, mogą szokować, a w monsunowym podzwrotnikowym kraju są zupełnie naturalne.
Drodzy Czytelnicy, możecie sami porównać podejście Azjatów do religii, wolności, do miłości czy seksu z naszym, polskim, a także z przedstawionym przeze mnie w Arabskiej sadze. Kiedy to zrobicie, może dojdziecie do wniosku, że chcecie żyć w atmosferze tolerancji, z wiecznym uśmiechem na ustach i życzliwością na co dzień. Jeśli tak, zapraszam na rajski archipelag lub do przeczytania następnych powieści z Azjatyckiej sagi.ANTYKOMUNISTYCZNE „UPUSZCZENIE KRWI”
Marysia siedzi w kuchni w ekskluzywnym apartamencie Senopati na dwudziestym siódmym piętrze wieżowca położonego w centrum Dżakarty. Zadumała się nad swoim życiem i skomplikowanym losem. Jakże to wszystko się plecie. Szczuplutka, niska Indonezyjka, będąca najprawdopodobniej w wieku mamy Marysi, Doroty, spogląda na nią poważnym wzrokiem, choć jej twarz wydaje się promienieć radością. Jak oni to robią?, zastanawia się pół Polka, pół Arabka. Uśmiech przyklejony do ust, a niejednokrotnie serce kraje się z bólu i żalu. Muszę się tego w końcu nauczyć. Prawie dwa lata w Tajlandii niewiele mi dały i nie zmieniły mojego genetycznie uwarunkowanego, poważnego czy wręcz ponurego charakteru i negatywnego nastawienia do otaczającego mnie świata. Trzeba to zmienić, postanawia. Teraz pojawia się moja kolejna i może ostatnia już szansa, podsumowuje.
– Nad czym rozmyślasz, kochanie? – pyta słodkim głosem Meila. – Nie smuć się, życie nikogo nie oszczędza.
– Och, droga ibu1. – Marysia wzdycha ciężko i patrzy z ufnością na starszą kobietę. – Nie chciałabyś wiedzieć, co mnie spotkało… – Zawiesza głos, bo wie, że nie jest jeszcze gotowa do zwierzeń.
Kobieta nie naciska, nie zadaje niedyskretnych pytań. Taki sposób bycia też całkowicie różni się od tego, do jakiego przywykła Marysia. Arabowie nie daliby jej spokoju, dopóki nie wyjawiłaby prawdy, a i Polacy drążyliby do bólu. Tutaj ma szansę na uleczenie swojej krwawiącej duszy.
– Wiesz co, putri2? Nie będziemy dzisiaj gotować w domu – oświadcza Indonezyjka, zdejmując kolorowy fartuszek. – Zjemy na mieście.
– Ale przecież za chwilę przyjdzie Karim. Jak tylko skończy dyżur, ma do nas dołączyć.
– Znajdzie nas. Istnieją przecież telefony komórkowe. – Meila wybucha zaraźliwym śmiechem. – Zapraszam cię do mojego lokalu. Jeszcze tam nie byłaś, prawda?
– Oczywiście, że nie. – Marysia szeroko otwiera oczy ze zdziwienia. – Karim mówił, że niezbyt bezpiecznie jest jeść w warungu3 – wyrywa jej się i jak zawsze zbyt późno gryzie się w język.
– Warungi również mam, bo to jest rewelacyjny biznes w naszym kraju, ale tam, gdzie cię zapraszam, to regularna restauracja w piętrowym murowanym budynku – mówi z przekąsem kobieta.
– Przepraszam… – Dziewczyna, zawstydzona, zaciska usta.
– Daj spokój! Nie znasz realiów naszego kraju i jeszcze długo będziesz popełniać takie gafy. – Meila nadal wygląda na rozbawioną i ani deka nieobrażoną. – Moja kochana… Mam dziesięć knajp na kółkach, jedną normalną z pubem i karioką dla buli4, salony masażu, dwie firmy ojekowe5 po dziesięć motorów każda, hotel i trzy apteki. Teraz dobrze jest inwestować w przemysł farmaceutyczny. Zastanawiam się nad otwarciem prywatnej kliniki, ale to śpiewka przyszłości. – Indonezyjka wyznaje prawie obcej osobie jak na spowiedzi. – Stąd też stać mnie na takie mieszkanko w apartamentowcu, służbę, kierowcę, dwa samochody, własny rewelacyjny skuterek, utrzymanie domu w górach Puncak i willi na Bali. Nie wstydzę się tego, że jestem obrzydliwie bogata, i jedno ci powiem, moja droga: do wszystkiego doszłam własną ciężką pracą. A zaczynałam bardzo marnie. – Marszczy czoło i twardo patrzy przed siebie, lecz już po chwili uśmiecha się słodko, chwyta torebkę i pogania swojego gościa do wyjścia.
Marysia rzuca jeszcze okiem przez okno i widok wielkiego, prawie dwudziestomilionowego miasta zapiera jej dech w piersiach. Jeszcze dużo muszę się nauczyć, stwierdza. Przede wszystkim, jak przyjmować niepowodzenia i ciężki los z radością. Cóż, sądzę, że właśnie znalazłam najlepszą nauczycielkę pod słońcem, podsumowuje z euforią i przyspiesza kroku, usiłując dogonić żwawo maszerującą, sięgającą jej niewiele nad łokieć Indonezyjkę.
– Masz ochotę na piwo? Bo ja tak. – Meila w swojej restauracji jest witana jak królowa i wszyscy biegają dookoła niej w popłochu.
– Myślałam, że jesteś muzułmanką – wypala Marysia, a jej rozmówczyni mierzy ją tylko rozbawionym wzrokiem.
– Byłam w swoim życiu muzułmanką, jak trzeba było, to chrześcijanką, a nawet pięcioletnią komunistką. – Śmieje się figlarnie. – Przeszłam przez wszystko, przez całe bagno i zawirowania mojego cudownego kraju. – Gwałtownie poważnieje. – Moja historia wcale nie jest wesoła, ale trzeba się cieszyć, że na dzień dzisiejszy mamy happy end. – Meila moczy usta w piwie i pogrąża się w myślach. Milczenie trwa bardzo długo, lecz Marysia go nie przerywa. Wie, że właściwy moment nadejdzie, a cisza jej nie ciąży. Matka Karima sama musi zadecydować, czy wtajemniczyć obcą dziewczynę w swoje losy i zdradzić jej zapewne niejedną tajemnicę. – Miałam pięć lat, kiedy skończyło się moje dzieciństwo – zaczyna w końcu swoją opowieść.
***
Meila niejeden raz się zastanawiała, czemu pamięta tylko ten rok – rok, w którym skończyła pięć lat. Czemu nie przychodzi jej na myśl nic z wcześniejszego życia? Czemu o niczym innym nie śni, tylko od ponad pięćdziesięciu lat nurza się w koszmarach z zeszłego wieku. Rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty piąty był pod każdym względem niezwykły. Aż do września upływał na niekończących się zebraniach, manifestacjach, ogromnych wiecach, paradach, tańcu i śpiewie. Nawet pora deszczowa okazała się nad wyraz łagodna. Mama Fatuma i tata Johan byli tacy szczęśliwi, tacy aktywni, mieli wielu przyjaciół i działali od rana do nocy. Hamza, brat Meili, czuł się coraz lepiej, zwłaszcza od czasu, kiedy zamieszkał z nimi wujek Jusuf. Byli bardzo do siebie podobni – ciągle błądzili gdzieś myślami, nigdy nie patrzyli prosto w oczy, tylko przez człowieka, na wskroś rzeczy albo po prostu w ziemię. Rzadko dawali się do czegokolwiek zmusić albo przekonać. Jedyna różnica między nimi była taka, że wujek niewiele, bo niewiele, ale mówił i można z nim było nawiązać jakiś kontakt. Na pewno wiedział, co się dookoła niego dzieje, bo był tylko skrytym i nieśmiałym inteligentnym nastolatkiem, mały Hamza zaś był po prostu chory.
– Ostrzegam was, uważajcie! – Pewnego ciepłego popołudnia zaalarmował rodzinę młody Jusuf. – Czarne chmury zbierają się nad PKI6. Za dużo ludzi jest głodnych, masy nie mają co jeść! – wykrzyknął gwałtownie i wyrzucił ręce do góry, by po chwili spiec raka ze wstydu za swoją zuchwałość.
– Co ty opowiadasz?! – Fatuma popukała się w czoło swoim wypielęgnowanym palcem. – Nasz wódz Sukarno7 nigdy nie dopuściłby do takiej sytuacji, żeby rodacy nie mieli przynajmniej miski ryżu! – Wściekła, trzepnęła młodocianego szwagra przez plecy. – Jak możesz opowiadać takie bzdury! To są tylko i wyłącznie oszczerstwa! – Obróciła się do niego tyłem, by przygotować się do wyjścia. Jej mąż jak zawsze stał z boku i nie angażował się w kłótnie pomiędzy nimi, pochylił się jednak i szepnął coś do brata z wyrozumiałym wyrazem twarzy.
Johan van der Berg miał otwarty umysł i interesował się wszystkimi sprawami. Nie był zaślepionym komunistą, takim jak jego żona czy wielu innych towarzyszy, którzy byli dobrzy tylko w wygłaszaniu teorii, czytaniu Marksa i Engelsa i manifestacjach. On autentycznie pragnął równości i demokracji, lecz nie tej sterowanej, dającej dobrobyt nielicznym, a wszystkim pozostałym nędzę i ubóstwo, ale prawdziwej. Niejednokrotnie zabierał swoją ukochaną córeczkę Meilę nad kanały, gdzie pokazywał jej życie biedoty, ale zawsze powtarzał, że nie wolno jej nikomu o tych wycieczkach opowiadać, a w szczególności matce. Przeważnie brał z sobą worek lub dwa ryżu i jakieś warzywa czy owoce, aby wspomóc mieszkańców slumsów. Kiedy wręczał im te dary, rzucali się na jedzenie jak zwierzęta. Meila nie mogła tego pojąć, nie mogła zrozumieć, czemu ona i jej rodzina żyją w pięknym domu z ogrodem, mają wielki amerykański samochód, motor i rowery, a tamci biedacy zamieszkują ciemne nory z klepiskiem zamiast drewnianej podłogi i wszechobecnymi szczurami. Najgorszy jednak był dla niej odór zgnilizny, ale ojciec zawsze spoglądał krytycznym okiem, kiedy się krzywiła lub zatykała nos, więc usiłowała tego nie robić i jakoś wytrzymać. Odwiedzającą slumsy dziewczynkę zawsze ciasno otaczali sami dziwni ludzie – ułomni, koślawi i wyglądający na niedorozwiniętych. I brudni, brudni i śmierdzący. Oni muszą być głupi, że tutaj mieszkają, to była jej najczęstsza refleksja. Brzydził ją ich strój, ich straszna fizjonomia, a wyraz oczu wręcz przerażał. Spotkali raz małego chłopca, może czteroletniego, który zamiast rąk miał kikuty zakończone trzema długimi, nienaturalnie wygiętymi palcami, a stojąca przy nim dziewczynka, na oko równolatka Meili, miała nadęty brzuch, skórę odbarwioną plamami oraz zdeformowaną stopę z jednym długim wielkim paluchem i jedynie dwoma mniejszymi wyrastającymi tuż koło pięty. Innym razem pewna smutna matka niosła przy piersi w brudnych bawełnianych nosiłkach nieruchome niemowlę, które lśniło od potu, a z jego czarnych, głęboko osadzonych oczu bił dziwny blask. Była tam też kobieta, której całe ciało pokrywały guzki, z których wyciekała żółtawo-krwawa substancja. Błagalnie wyciągała ona do Johana i Meili swoje czarne od brudu, lepkie ręce.
– Daj tej pani pieniążek. – Ojciec wyciągnął banknot i podał córce.
– Ja nie chcę! – wykrzyknęła Meila. – Brzydzę się!
– Nigdy nie wiadomo, co komu pisane, córeczko. – Spojrzał na nią karcąco. – Dzisiaj jesteś bogaczem, a jutro możesz wylądować na bruku – łagodnie pouczał. – Nie wolno gardzić ludźmi jedynie z powodu ich niezaradności, biedy czy ułomności.
– Ale dlaczego oni tak mają, papo? – zapytała naiwnie Meila, a on czule pogładził ją po policzku. – Czy my jesteśmy inni?
– Spójrz na twoich rówieśników, którzy tutaj mieszkają – odparł tylko. – Tak samo lubicie się bawić, rozrabiać, śmiać się, uczyć i poznawać świat, lecz te dzieci nie dostają takiej możliwości. Ty masz białą sukieneczkę z falbankami i ręcznie haftowaną krajką, błyszczące butki, dobre jedzenie i zapewne ukończysz renomowaną szkołę, a oni… – Zawiesił głos, chcąc zmusić ją do samodzielnego myślenia i wyciągnięcia własnych wniosków. – To się nazywa nierówność społeczna i niesprawiedliwość – oznajmił poważnie, jednakże córka nie zrozumiała, co miał na myśli. Przytoczył więc argument, który mógł przemówić do pięciolatki: – Te dzieciaczki od najmłodszych lat muszą pracować.
– Nie! Co ty opowiadasz, papku? Przecież oni tylko żebrzą!
– To jest ich praca, kochanie – uświadomił ją.
Wtedy Meila po raz pierwszy trochę przejrzała na oczy, ogromnie się zasmuciła i jednocześnie przestraszyła. Jak to – jesteśmy tacy sami?, zadawała sobie pytanie. To znaczy, że kiedyś ja też mogę żyć w takim strasznym miejscu i być taka chora i biedna?, męczyła ją ta myśl.
– Czemu nikt ich nie umyje? – zapytała w końcu. – Czemu nikt z nimi nie pójdzie do lekarza? Nie nakarmi?! – Z oburzenia aż podniosła głos. – Czy na tym polega, tatusiu, ta twoja demokracja? Czy to Amerykanie wszystko popsuli? – Przypomniała sobie slogan wykrzykiwany podczas jednej z komunistycznych manifestacji.
– Nie wiem, córeczko, ale gdzieś został popełniony błąd i ja nie mam już dłużej ochoty się pod nim podpisywać – oświadczył Johan, ciągnąc ją na zbity z desek prowizoryczny prom, przewożący pasażerów z jednej strony kanału na drugą, tę czystszą, tę dostępną tylko dla bogatych zdrowych ludzi.
Meila przechylała się przez rozhuśtaną, ledwo przymocowaną barierkę i z naturalnym dla dziecka zaciekawieniem wszystko bacznie obserwowała.
– Papa, zobacz! – wykrzyknęła, pokazując palcem nabrzeże, na którym zebrał się niemały tłumek. – Co się tam stało?
Po chwili przybili do lichej przystani i dołączyli do zbiegowiska. Mężczyźni hakami, patykami i dzidami przyciągali do brzegu jakieś zawiniątko. Po dłuższej chwili udało im się je wyciągnąć na gliniastą małą plażę pokrytą warstwą zgniłych śmieci, szmat, zardzewiałych puszek i plastikowych opakowań. Wtedy okazało się, że są to objedzone przez szczury szczątki jakiejś biednej zmasakrowanej kobiety. Jej oczy i czubek nosa były wygryzione, a szyję i ramiona oklejały długie, rzadkie czarne włosy. Denatka miała tylko połowę ciała, jej korpus pozbawiony był bioder i nóg. Meila aż podskoczyła, a ojciec mocno przytulił swoją ukochaną córunię i zasłonił jej oczy, sam aż trzęsąc się z oburzenia.
– To się musi zmienić – szeptał pod nosem. – Tak dalej być nie może.
C.d. w pełnej wersji
1 Ibu (indonezyjski) – pani; matka.
2 Putri (indonezyjski) – córka.
3 Warung (indonezyjski) – mały rodzinny biznes, restauracja, kawiarnia, sklep; często wózek na kółkach oferujący sprzedaż owoców oraz dań kuchni azjatyckiej. W Indonezji, Malezji i Tajlandii nieodzowna część życia i element kultury.
4 Bule (indonezyjski slang) – biały cudzoziemiec; albinos; zwrot kolokwialny.
5 Ojek (indonezyjski) – motor służący za taksówkę na jednego pasażera.
6 PKI (Partai Komunis Indonesia) – Komunistyczna Partia Indonezji założona w 1921 r.
7 Ahmed Sukarno (1901–1970) – pierwszy prezydent niepodległej Indonezji. Syn jawajskiego nauczyciela. Był przywódcą indonezyjskiego ruchu niepodległościowego. Po odzyskaniu wolności 17 sierpnia 1945 r. ogłosił powstanie Republiki Indonezji. Ustanowił system polityczny, który nazwał demokracją sterowaną. Polegał on na skupieniu w jego rękach większości władzy wykonawczej przy utrzymywaniu skłóconego i rozbitego wewnętrznie parlamentu. W czasie swoich rządów coraz bardziej polegał na armii i Komunistycznej Partii Indonezji (PKI). Ustanowił rządową kontrolę nad mediami oraz prawo dyskryminujące Chińczyków zamieszkujących Indonezję. Doszło do zwiększenia pomocy dla Indonezji z krajów bloku wschodniego. Od 1966 r. aż do śmierci był przetrzymywany w areszcie domowym.