Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Omacnica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Omacnica - ebook

Licho zawsze cię znajdzie

Detektyw Grzegorz Grabarski, znany jako Grabarz, to specjalista od nadnaturalnych zbrodni. W swojej karierze widział już wiele, ale nic nie mogło przygotować go na serię okultystycznych morderstw, z którą wkrótce miał się zmierzyć…

Od początku śledztwo jest pełne niejasności i fałszywych tropów, ale sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy Grabarza nawiedzają przerażające wizje oraz koszmary, które zaczynają się ziszczać. Detektyw musi stawić czoła demonom, z jakimi nie walczył od lat.

W pogoni za prawdą, zwodzony podszeptami nie z tego świata, Grabarz coraz bardziej traci grunt pod nogami. Co, jeśli jego najgorsze obawy staną się rzeczywistością? Czy zostanie mu wtedy jeszcze coś, co warto ratować?

Łatwo popaść w obłęd, zwłaszcza kiedy wiesz, że licho nie śpi.
I może dopaść cię w każdej chwili.

Usłyszałem dziwny szum, jak gdyby fale rozbijające się o skały zaprzyjaźniły się z rojem much. Złapała mnie za rękę. Na jej nadgarstkach zobaczyłem dziwne rany po sznurze lub drucie. Chciałem się wyrwać, ale trzymała zadziwiająco mocno jak na swoją budowę. Spojrzała na mnie ponownie i otworzyła usta. Mówiła, ale jej głos był gdzie indziej. Bardzo stłumiony. Mimo to zrozumiałem.
– Ocal mnie…

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-449-1
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

Ludzie potwory

Oględziny miejsca zbrodni bywają nudne jak flaki z olejem. Tak jak na przykład wtedy. Miałem przed oczami ludzkie flaki smażone na oleju słonecznikowym. Ogień cały czas wydobywał się z kuchenki gazowej, więc poskręcane wnętrzności mocno sczerniały od spodu. Tłuszcz podskakiwał i syczał przeciągle, dotykając mięsa. Stałem w nowocześnie urządzonej kuchni i jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w ten obrazek. Szary okap pochłaniał dym z palonego „dania”, a i tak część brudu osiadła na białych laminowanych szafkach. Kolorowe kwiatki na parapecie przyglądały mi się z zaciekawieniem. _Zje czy nie?_ – myślały sobie. Pozostali wybiegli z kuchni, bo nie mogli wytrzymać widoku i zapachu. A ja zostałem i nasiąkałem makabrą wylewającą się z patelni.

– Szefie?

Odwróciłem się do Eli, naszej techniczki. Krótko obcięte kasztanowe włosy miała zaczesane za jedno ucho przebite pięcioma kolczykami. Jest bardzo młoda, świeżo po szkole, a już zdążyła zaskarbić sobie sympatię większości policjantów i detektywów. W tym moją. Mimo że różni nas jakieś dwanaście lat, to potrafię rozmawiać z nią jak z rówieśniczką.

– Słucham? – Wciąż myślałem o podskakującym fragmencie jelita grubego. Zastanawiałem się, czy jest tam trochę kału.

– Mogę cię prosić do salonu? – spytała, marszcząc nos. Zauważyłem to, choć miała niebieską maseczkę chirurgiczną.

– Jasne.

Poszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia. Mało kto odważyłby się podzielić z detektywem informacjami przed złożeniem raportu głównemu technikowi. Ela nie miała tego problemu. Moim zdaniem te niepotrzebne procedury tylko przeszkadzają w śledztwie. Na początku próbowali ją za to ukarać, zwolnić za niesubordynację i takie tam. Skutecznie zablokowałem te żałosne próby doświadczonych, lecz zazdrosnych badaczy. Ludzie w większości mnie szanują za dobrze wykonywaną pracę, a co za tym idzie – liczą się z moim zdaniem. Dlatego też Ela nie tylko nie została pozbawiona posady, lecz także na moją prośbę włączono ją na stałe do mojego zespołu.

– Co takiego znalazłaś?

– Pozostałe pokoje są czyste. W sypialni, łazience i pokoju gościnnym nie ma żadnych śladów, które wskazywałyby, że cokolwiek złego się tutaj działo.

– A jednak za moimi plecami ludzkie wnętrzności są podsmażane jak wątróbka cielęca. – Uśmiechnąłem się dyskretnie sam do siebie. Ela natomiast skrzywiła się ostentacyjnie. Dodatkowo zmarszczki na jej czole wciąż pracowały, co oznaczało, że coś nie dawało jej spokoju.

– Czego mi nie mówisz? Znalazłaś coś tutaj, w salonie?

– Spójrz na to – powiedziała, wskazując palcem w różowej nitrylowej rękawiczce podłogę przy kanapie. – Przy nóżkach jest sporo rys, jakby ktoś często ją przesuwał. W pobliżu znalazłam też kilka brązowych włosów. Zabezpieczyłam je już dla laboratorium.

– Dobra robota.

Pochyliłem się nad miejscem wskazanym przez Elę. Faktycznie, spora ilość zadrapań na podłodze wskazywała na częste ruszanie meblem. Albo ktoś bardzo lubił porządki, albo miał coś do ukrycia. Zniżyłem twarz jeszcze bardziej i poczułem na policzku delikatny powiew powietrza. Zawołałem Krzyśka, jednego z policjantów zabezpieczających teren, i razem przesunęliśmy sofę. Pod nią znajdowała się sprytnie wkomponowana klapa, której praktycznie nie dałoby się odróżnić od reszty podłogi, gdyby nie dwa małe gwoździki służące za uchwyt. Podnieśliśmy ją na trzy. Była lżejsza, niż mogło się wydawać. Ukazały nam się betonowe schody prowadzące pod ziemię.

Zebrałem trzech mundurowych i zaczęliśmy powoli schodzić. Pomimo mojej prośby Ela uparła się i jako piąta szła za nami do paszczy lwa. Nie musieliśmy używać latarek, gdyż żarówki przymocowane do ścian świeciły mocnym żółtym światłem. Przez krótką chwilę szliśmy gęsiego podziemnym tunelem. Byłem drugi, ponieważ nie noszę ze sobą broni. Nie wolno mi. Gdy doszliśmy do zakrętu, zatrzymałem grupę i wysunąłem się na przód. Przylgnąłem do ściany i wychyliłem głowę, żeby zbadać otoczenie. Tam był koniec tego bunkra. Dałem znać reszcie, że jesteśmy sami, a raczej prawie sami.

Na wprost, na odwróconym krzyżu, wisiał przybity mężczyzna, wtopiony w namalowany białą farbą pentagram obejmujący całą ścianę. Jak można się było domyślać, to jego apetyczne wnętrzności węgliły się piętro wyżej. Na drewnianym brudnym stole leżało kilka nieważnych szpargałów, stara księga oprawiona w najprawdopodobniej ludzką skórę, a także przypuszczalne narzędzie zbrodni: sztylet z rzeźbioną rękojeścią przedstawiającą wizerunek kozła. Z księgi wyrwano kilka stron. Patrzyłem na krew ściekającą do brudnej drewnianej miski, na której odbiły się ślady ust.

Chłodne ciemne czeskie piwo spłynęło po moim przełyku i zniwelowało niesmak wywołany dzisiejszym śledztwem. Zdjąłem przepoconą koszulę i wszedłem pod prysznic, żeby zmyć z siebie resztki dnia. Nazajutrz przecież zabawa zacznie się na nowo. Sprawa nie wydawała się skomplikowana. Kolejny rytuał przemiany w wampira. To już szósty w ciągu ośmiu miesięcy. Te dzieciaki mocno pojebało. Nie to, że nie wierzę w takie rzeczy. Mam trzydzieści sześć lat, więc swoje w życiu widziałem, ale zabijanie kogoś tylko po to, żeby szwendać się przez wieczność i żywić krwią żywych z własnej woli, to idiotyzm. Czasami mi ich szkoda, bo robią totalną błazenadę i chciałbym im powiedzieć, jak poprawnie odprawić taki rytuał. Bo weźmy na przykład notoryczne używanie pentagramów. Naprawdę nie potrzeba wiele czasu (szczególnie w dobie Internetu), aby znaleźć pełno rzetelnych informacji o tym, że ten symbol był używany w odniesieniu do bogini płodności i kobiecej siły – Wenus. Niestety Kościół katolicki, jak to często bywało w dawnych czasach, zaadaptował wierzenia „pogańskie” i zmienił znaczenie tego symbolu, by lepiej pasował do kościelnej narracji. Tak więc pozytywny znak, kojarzony z dobrem, został przypisany szatanowi. I w sumie tyle samo czasu zajęłoby znalezienie informacji o tym, jakimi sigilami naprawdę można zwrócić uwagę sił piekielnych.

Podejrzewałem, że sprawcą najprawdopodobniej będzie mężczyzna w wieku około siedemnastu lat. Pod nieobecność bogatych rodziców zdecydował się zrobić z piwnicy miejsce kultu Beliala. A może Baala lub Molocha? Nie byłem pewien. Przynajmniej nie wrzucił nagrań z tej makabry do sieci. A przypuszczałem, że mały zwyrol to nagrywał.

Można się zastanawiać, skąd to wiedziałem, albo podawać w wątpliwość moje słowa. Czy zobaczyłem jakieś szczegóły, których nie opisałem wcześniej? Niekoniecznie. Kieruję się zawsze pewnego rodzaju przeczuciem, które dotychczas się sprawdzało. To ono zaprowadziło mnie tu, gdzie jestem. Szybko dostałem posadę detektywa, a na służbie jestem już kilkanaście lat. Ludzie mnie szanują, a przełożeni dają najtrudniejsze sprawy, bo są przekonani, że zrobię, co w mojej mocy, aby je rozwiązać. Nie znaczy to, że wszystkie udało się zakończyć. Nie jest też tak, że mi to pasuje. Wręcz przeciwnie, ponieważ nigdy nie lubiłem być w centrum uwagi. Ale zrozumiałem, że zamiast z tym walczyć, mogę to wykorzystywać.

Z głębokiego snu wyrwał mnie piskliwy dźwięk telefonu. Komendant powiedział o ważnej sprawie, którą tylko ja jestem w stanie zbadać. Nie chciał mi podać żadnych znaczących szczegółów, a ja nie bardzo miałem ochotę się zgodzić. Co prawda urywki informacji wywołały we mnie pewne zaciekawienie, jednakże nie na tyle duże, bym rzucił wszystko i jechał na miejsce o trzeciej w nocy. Ciągłe śledztwa i tajemnice bywają ciężkie dla umysłu. Przekłada się to potem na zmęczenie fizyczne.

Zacząłem jednak analizować jego słowa. Martwa kobieta w wieku około dwudziestu lat. Ułożona na wznak z kończynami powykręcanymi w różne strony. Wycięta wątroba i kilka ran kłutych na ciele. Tylko tyle przekazał mi Artur Mirecki, jak zwykle oszczędny w słowach. Zrobił to specjalnie, żebym przez wrodzoną ciekawość chętniej zajął się tą sprawą.

W samochodzie rozbudziły mnie trochę piosenki Nocnego Kochanka. Kawałek _Diabeł z Piekła_ umilił jazdę, pół godziny później znalazłem się w kościele. Wnętrze nie wyglądało znajomo. Nic w tym dziwnego. Nie uczęszczałem na msze od ponad dwudziestu lat. Czułem jednak duży niepokój. Nie z racji tego, gdzie się znajdowałem. Nie wiedziałem za bardzo, po co tam jestem. Tak jakbym nie należał do tego czasu i miejsca. I dlaczego jeszcze nie było nikogo z mojej ekipy? Czyżbym przyjechał przed nimi?

Kościół prezentował się bardzo elegancko. Wnętrze wyłożone było drewnem, kolorowe witraże dodawały uroku, na ścianach wisiały obrazy ukazujące drogę krzyżową Jezusa, a na piętrze, za moimi plecami, znajdowały się sporych rozmiarów organy. W centrum wyróżniał się ołtarz zdobiony złotymi ornamentami, wokół niego paliły się świece. Kilka metrów nad nim połyskiwał kołowy witraż ukazujący Matkę Boską wraz z Dzieciątkiem. I złoto. Dużo złota.

Po dwóch stronach stały rzędy drewnianych ławek dla wiernych. Przebiegając po nich wzrokiem, nagle zastygłem. Ktoś tam był, w pierwszym rzędzie. Nie miałem pewności, czy ta postać wcześniej tam siedziała. Być może z początku jej nie zauważyłem, mogłem być zbyt zaaferowany oglądaniem wystroju. Powoli podchodziłem w jej stronę. Gdy znalazłem się bliżej, zauważyłem, że była to drobna kobieta o długich kasztanowych włosach. Patrząc na jej profil, stwierdziłem, że jest bardzo młoda. Modliła się.

Usiadłem w tej samej ławce, w pewnej odległości. Czekałem. Nie wiem na co. Czułem, że powinienem z nią pomówić. Tylko że ona wciąż się modliła. Nawet na mnie nie zerknęła. Patrzyła stale w okrągły witraż nad ołtarzem. Po dłuższej chwili nie wytrzymałem napięcia. Musiałem coś zrobić.

– Przepraszam bardzo. Czy mógłbym pani na chwilę przeszkodzić? – zapytałem.

Jej reakcja była natychmiastowa. Skierowała na mnie swój wzrok i teraz widziałem niebieskie oczy. Były pełne bólu. Płakała. Wpatrywała się we mnie, nie wydając żadnego dźwięku. Jej smutne usta nawet nie próbowały się otworzyć.

– Czy wszystko w porządku? – ponownie spróbowałem nawiązać rozmowę.

Cisza. Pusty wzrok przenikał moją duszę na wylot. Po plecach przebiegł dreszcz. Chciałem znów coś powiedzieć, gdy nagle wszystkie świece przy ołtarzu zgasły. Na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Usłyszałem dziwny szum, jak gdyby fale rozbijające się o skały zaprzyjaźniły się z rojem much. Złapała mnie za rękę. Na jej nadgarstkach zobaczyłem dziwne rany po sznurze lub drucie. Chciałem się wyrwać, ale trzymała zadziwiająco mocno jak na swoją budowę. Spojrzała na mnie ponownie i otworzyła usta. Mówiła, ale jej głos był gdzie indziej. Bardzo stłumiony. Mimo to zrozumiałem.

– Ocal mnie… – wyszeptała z oddali.

Wtedy witraż z Matką Boską rozpadł się na małe kawałki. A raczej rozbiło go to coś. To coś, co wpadło przez niego do kościoła. Ohydna czarna masa. Wyglądała jak burzowa chmura wijąca się w dżdżownicowatym tańcu. Leciała prosto na nas. Obudziłem się zlany potem.

Od rana miałem jakieś dziwne przeczucie. Zjawiłem się na komendzie chwilę po ósmej. Artur, gdy tylko mnie zobaczył, od razu zawołał moją skromną osobę do gabinetu.

– No! – wykrzyknął. – Wygląda na to, że twoje podejrzenia się sprawdziły. Chłopaki właśnie przesłuchują synalka państwa Walickich. Dzieciak sypie jak najęty o swoich satanistycznych upodobaniach.

– Nic dziwnego. To tylko przerażony nastolatek bez świadomości własnych czynów. Dziwne, że jeszcze nie ma tu jego adwokata.

– Rodzice są na urlopie, a ten cymbał nie wpadł na to, żeby do nich zadzwonić. Korzystamy z okazji.

– To dobrze. A wiemy, kim była ofiara?

– Marek Tarczewski, jego korepetytor z biologii.

– Ha! Za bardzo przyłożył się do wyuczenia go anatomii – roześmiałem się.

– Mam nową sprawę – rzucił Artur, kręcąc na mnie głową – i myślę, że cię zainteresuje.

Na biurko spadła cienka teczka. W środku był krótki opis zdarzenia oraz zdjęcia. Notka brzmiała następująco:

Ofiara: Urszula Grabińska

Wiek: 24 lata

Studentka medycyny na Uniwersytecie Warszawskim. 7 ran kłutych. Rozcięta klatka piersiowa i brzuch. Brak wątroby. Kości klatki piersiowej nienaruszone. Ręce powykręcane w różne strony. Na nadgarstkach rany chyba po związaniu (może trytytka???).

Zamarłem. Przypomniał mi się sen. Młoda dziewczyna, rany na nadgarstkach i czarna chmura lecąca prosto na nas. Otrząsnąłem się i wróciłem do czytania. To na pewno zbieg okoliczności.

Wokół dziewczyny dziwne symbole namalowane krwią. Nad ołtarzem zbity witraż. Brak innych uszkodzeń.

Dostałem dreszczy. Spojrzałem na Artka.

– Do zbrodni doszło w kościele?

– Tam było ciało. Nie wiemy jeszcze, czy tam ją zabito. Brak śladów walki.

– Kto sporządził tę notatkę? Nie są to oględziny miejsca zbrodni, tylko zwykły zarys zdarzenia. Nie pisała tego Ela.

– Spokojnie, twoja podopieczna jest już na miejscu i pracuje. To są tylko informacje, które dostałem przez telefon.

Wziąłem się za przeglądanie zdjęć i mało nie zemdlałem. Na fotografiach widziałem wnętrze kościoła z mojego snu. Nie mogłem w to uwierzyć. Musiałem udać się na miejsce zdarzenia, by przekonać się na własne oczy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: