On jest mój 2 - ebook
On jest mój 2 - ebook
To twój klub, twoja krew i rodzina. Lynn Bronsky została wychowana przez groźną organizację Ergo In. Częścią życia dziewczyny jest uciekanie i chronienie tajemnic sekty, do której została sprzedana. Ciągła zmiana wizerunku i tożsamości to dla niej codzienność. W Podziemiu, nielegalnym klubie walki, poznaje Sugar – córkę Thanaki Doyle’a. Lynn wie, że powinna ignorować motocyklistów i ich wojny, lecz okoliczności zmuszają ją do wejścia na scenę, by obronić Rona. Thim ma wszystko, czego pragnął: nosi naszywkę Prezydenta młodszej gwardii, jego ojciec liczy się z jego zdaniem, a kobieta, którą ukradł najlepszemu przyjacielowi, jest w jego łóżku. Klubowa striptizerka Sugar – jego grzech, słodka i bezczelna dziewczyna – zaprząta jego myśli, podczas gdy on powinien być skupiony. Wystarczy zawrzeć z nią pakt, aby mieć dziedzictwo Doyle’a w zasięgu ręki. Nielegalne walki, sekta i uczucie, które nie powinno było się narodzić, a jednak to tylko początek… Jeśli lubicie seksownych motocyklistów, to ta historia rozpali Was do czerwoności. - Monika Rępalska, autorka serii Anioły Ciemności
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-101-6 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35Rozdział 1
Ron
Byłem wściekły. Nie dość, że musiałem tłuc się swoją ciężarówką w środek Maine, to jeszcze moja młodsza siostra dorwała się do radia. Ava Max wypełniała szoferkę szczeniackim głosem, a Ciara śpiewała z nią. Fałszowała totalnie. Kochałem Ciarę Benedict. Miała już osiemnaście lat, dla mnie jednak na zawsze pozostawała maleńką siostrzyczką, którą za wszelką cenę chciałem chronić. Dzisiaj szła na swój bal maturalny. Na szczęście z rówieśnikiem, Jackiem Cruzem, który nie tknąłby jej palcem. Nie, gdy wiedział, że szybko mógłby go stracić.
Właściwie nazywałem się Aaron Curtis Benedict. Ksywę Iron zyskałem w momencie, gdy zacząłem brać udział w bójkach klubowych i ćwiczyć sztuki walki, chcąc pokazać, że nie byłem tylko synem Matta Benedicta – Kojota. Po latach zostało jedynie Ron, a ja przywykłem do tego przezwiska. Zawsze wiedziałem, że w życiu nic nie będzie łatwe.
Byłem dzieckiem krwi i dostałem swoje miejsce w klubie z chwilą urodzenia. Na szacunek musiałem jednak zapracować sam. „Determinacja” to słowo, które ojciec wpajał mi od maleńkości. „Szanuj swój klub i pokaż, że jesteś kimś” – powtarzał. Dorastałem, obserwując, jak mój tata każdego dnia dowodzi, że ciężko pracując, można zdobyć respekt. Zarządzał klubowymi barami ze striptizem, Second Love oraz Line, i dorabiał w garażach Hell Ride. Nigdy nie narzekałem na brak pieniędzy, klub zapewniał mojej rodzinie godny byt.
Stella, moja matka, nie pozwalała nam na gwiazdorzenie, abyśmy jak popularne dzieciaki nosili ubrania z krzykliwym logo czy byli samolubni. Nigdy się nie skarżyłem, że czegoś w moim domu brakowało, może tylko mleka i Pop-Tarts, bo Stella zapomniała zrobić zakupy. Wówczas sam wsiadałem na motocykl i po nie jechałem, zanim dostałbym od niej po głowie za głupią uwagę. Tata był spokojny, bo widział, że jesteśmy szczęśliwi. Mimo że ciężko pracował, zawsze znajdował czas, by cieszyć się swoją rodziną. To w nim podziwiałem. Dzięki mojej matce trzymał się właściwej strony. Mama pracowała w klubowej restauracji, razem z Molly Kazov, żoną Prezydenta Dogs of Hell – MP5.
Stella codziennie żegnała ojca przed jego zmianą w Second Love. Rano to on robił nam śniadanie, z uśmiechem na twarzy podśpiewując Black Sabbath „Paranoid”. Uwielbiałem to. Zawsze się śmiał, pomagając Stelli zagonić nas do śniadania, porywając małą Ciarę w ramiona i obiecując swojej księżniczce, co tylko chciała. Mój ojciec znajdował szczęście w drobiazgach i kochał moją matkę ponad wszystko.
Tak wyglądał mój dom, nie było w nim kłótni, rodzice wyjaśniali swoje sprawy sam na sam, byśmy nie byli tego świadkami. A najczęściej to tata schodził mamie z drogi. Kochali nas, czasem nawet do przesady, ale ciężko pracowali, abyśmy wyszli na ludzi. Chcieli, abyśmy byli szczęśliwi i mieli dobre życie, a my wierzyliśmy, że kiedyś każde z nas stworzy taki dom.
Robiłem, co mogłem, aby mój tata był ze mnie dumny, ale gdy chodziło o klub, słuchałem Prezydenta – MP5, czyli Timothy’ego Kazova, a potem Prezydenta młodszego oddziału – Doga.
Gdy w okresie dorastania wszystko stawało się trudne, uciekałem w gry z moim najlepszym kumplem Lucasem Kazovem, Thimem. Kiedy miałem zły dzień, Thim wiedział, jak sprawić, aby narzekanie zmienić w zabawę. Ten drań podchodził do życia z wielkim luzem, którego mi brakowało. Opowiadał najlepsze historie i zawsze podrywał najładniejsze dziewczyny w szkole. Chciał być jak MP5, ale nie chciał być tylko synem Prezydenta. Starał się to ignorować, pokonywać wszystkie przeszkody, które stały mu drodze, i walczyć o to, co było dla niego najważniejsze – bycie sobą. Zgadzałem się z nim, że była wyłącznie jedna ścieżka, która mogła doprowadzić nas na szczyt w hierarchii klubu. By wieść udane życie, musieliśmy być silni i ufać sobie. Wiedzieliśmy, że jeśli będziemy wystarczająco dobrzy i będziemy przestrzegać zasad klubu, zostaniemy docenieni.
Pójście w ślady ojca przyszło mi naturalnie. Jako zastępca Doga byłem napędzany i zdeterminowany, aby mnie docenił. I tak zrobił, oddając mi swoją naszywkę Prezydenta Dogs of Hell młodszej gwardii. Odłożyłem na dom gdzieś na peryferiach Danville, a ciężarówkę, którą jeździłem, kupiłem za własne pieniądze. Zrobiłem to, czego się spodziewano, i zamieszkałem w klubie nad garażami. Mając dziewiętnaście lat, rozpocząłem swoje dorosłe życie od wyprowadzenia się z domu, który kochałem. Dostałem się do college’u w naszym miasteczku, ale nie byłem zainteresowany pracą za biurkiem, kochałem zapach farby i silników w warsztatach.
Wszystko, czego chciałem, było w zasięgu moich rąk. Adrenalina, która we mnie buzowała, każąc mi ciągle walczyć, ujawniała się właśnie na ringu. Po prostu nie czułem się dobrze, kręcąc się bezczynnie po klubie. Próbowałem ignorować to dręczące uczucie, że byłem na ścieżce do samozagłady. Pierwsza bójka, którą wywołałem ze starszym kolesiem – bo źle się wyraził o Stelli – była moją klęską. Tata zapisał mnie do szkoły sztuk walki. Uwielbiałem tai-chi z Lee-jin Thomsonem. Byłem również na lekcjach boksu i karate, zacząłem walczyć w klubach, nawet kilka razy w osławionym Podziemiu. Naprawdę lubiłem się bić tylko dla sportu i pozbycia się napięcia. Dopóki nie odkryłem uroku seksu.
Czasem miałem wrażenie, że walczę, by udowodnić innym, że noszę naszywkę klubu dla siebie samego. Wszystko wydawało się takie przyziemne. Chciałem czegoś więcej, zawsze więcej, i może to mnie zgubiło. Czas spędzony w innym oddziale naszego klubu, w Dallas, mi to uświadomił. To był mój klub, ten w Danville – miejsce, do którego należałem.
Papier z college’u zamknąłem w szufladzie, a razem z nim prośby moich rodziców, abym znalazł pracę w dużej firmie. Kiedy siedziałem w klubie z braćmi, słuchając Doga, MP5 i innych, byłem zadowolony. Wiedziałem, że to jest to, czego szukałem. Przebywanie z nimi sprawiało, że czułem przynależność do większej rodziny. Będąc razem z braćmi, mogłem powiedzieć, że żyję.
Do diabła, moja matka wiedziała, że Dogs of Hell było zawsze częścią mnie. Nie winiła za to ojca, prosiła tylko, abym był rozważny i uważał na siebie. Wtedy uświadomiłem sobie, że odejście z domu nie oznacza, że się z nimi rozstaję, bo oni ciągle należeli do klubu i zasługiwali na szacunek. Pragnąłem objąć prezydenturę. Już sam fakt, że Cal wybrał mnie, był dla mnie dowodem, że się do tego nadawałem. Musiałem być wystarczająco silny, aby wiedzieć, kiedy odpuścić, i tak zrobiłem.
Nie należałem do ludzi, którzy szybko tracili cierpliwość, ale dziś rozpierdalał mnie ból głowy. Dopiero kilka dni temu wróciłem do miasta, po roku użerania się z upałem w Teksasie. A Ciara szła na homecoming w tym samym tygodniu.
Lorraine Kazov również wybierała się na ten bal do liceum Lincolna. Najlepsza przyjaciółka Ciary, siostra Thima, była jej rówieśnicą. Molly Kazov, jak sama twierdziła, chciała mieć dziecko w tym samym czasie, co moja matka. Wystarczyło trochę starań i między Ciarą a Lorraine były zaledwie trzy miesiące różnicy.
Obecnie znów byliśmy w stanie wojny z drugim miejscowym klubem, Savage Croupiers, po zaledwie dwunastomiesięcznym zawieszeniu broni. Starsza gwardia nie chciała pogarszać spraw. MP5 prosił Thima, któremu rok temu oddałem naszywkę Prezydenta, aby nie wkraczał i nie wszczynał bójek z Krupierami do wyjaśnienia sytuacji. Wojna w klubie zaczęła się od naszego rekruta Sitcka. Pierdolonego Sticka, który w barze poderwał żonę jednego z Krupierów i ją wypieprzył. To źle wróżyło tym, którzy nie rozpoznawali naszywek i nie szanowali swoich miejsc. Ja się tego nauczyłem. Wprowadzono środki ostrożności, kiedy Krupierzy coraz częściej zaczęli kręcić się w centrum i mówiło się o zdominowaniu całego Danville. Było gorąco. MP5 szukał sojuszu, ale Thim chciał grać z nimi w te same nieczyste karty, którymi oni rzucali w nas.
Musiałem się skupić. Cholernie skupić.
Ciara włączyła w radiu kolejną popową piosenkę. Skrzywiłem się. Jeszcze nie odezwała się do mnie słowem. Była to kara za to, że poprosiłem ojca, aby jeden z rekrutów poszedł z nimi na bal jako obstawa. Przekroczyłem granice, teraz się boczyła i szczerze mówiąc, miałem to gdzieś. Thim na pewno nie pozwoli Lorraine pójść bez obstawy. Oby Charon był trzeźwy, wtedy i ja byłbym spokojny.
Zatrzymałem się na skrzyżowaniu w centrum Main, spoglądając na siostrę. Była wysoka i piękna jak nasza matka. Złotowłosa, o jasnej karnacji, z niewinną miną dziecka i wielkimi niebieskimi oczami. Na szczęście każdy w tym mieście wiedział, czyją była siostrą i córką, więc żaden kutas się koło niej kręcił. Słodka dziewczyna wychowana przez bikerów. Stella liczyła, że dostanie się do najlepszego college’u w kraju. I chyba ja również miałem taką nadzieję.
Zerknąłem na nią, gdy bawiła się kosmykiem i śpiewała donośnie.
– Oszczędź mi tego – poprosiłem.
Pokazała mi środkowy palec, a ja się zaśmiałem.
– Tak, sis, masz dziś wojowniczy nastrój.
– Jak zobaczę cię koło szkoły o ósmej, to wzywam gliny – warknęła wyzywająco.
– Jakby to coś dało – skwitowałem.
Skręciwszy w Ann Av., manewrowałem między stojącymi po obu stronach uliczki samochodami. Szczęściarz ten, kto mógł przyjechać tu na motorze i nie obawiać się o lusterka. Znalazłem miejsce za bordowym mustangiem Charona i zaparkowałem. Podniecona Ciara sięgnęła do klamki, chcąc wyskoczyć z szoferki.
– Poczekaj! – warknąłem. – Najpierw ja wyjdę.
– To się robi chore.
Nie odpowiedziałem, nie musiałem się jej się tłumaczyć. Wysiadłem z ciężarówki i sięgnąłem po swoje cięcia. Dopiero włożywszy je, poczułem się pewniej, rozglądając się po zaułku. Main słynęło z kasy i ekskluzywnych restauracji. Ponadto można było wstąpić do fryzjera, księgarni lub makijażystki. Zerknąłem na logo Magic Kingdom nad białymi lustrzanymi drzwiami w złotej oprawie. Świetnie, kurwa, brakowało tylko różowych baloników i kwiatuszków. Jak dałem się w to wrobić?
Ciara była podniecona, z irytacją stukała w szybę, chcąc wysiąść z auta. Pokazałem jej, aby dała mi chwilę. Wybrałem numer do Charona, wpatrując się w swoje odbicie w tym kurewskim lustrze, składającym się z maleńkich odłamków tworzących tęczę. Tak zajebiście tu nie pasowałem… zupełnie jak moje cięcia, kolczyki i tatuaże. Buciorem uderzyłem w płytkę chodnikową przy schludnej betonowej donicy z jakimś drzewkiem. Wszystkie w rzędzie były podobne do siebie, wyglądały jak kule na cienkich kijach. Było to nawet zabawne.
– Ron? – wysapał Charon.
– Jesteś w środku?
– Yup. I liczę na to, że kończymy?
Też chciałem mieć taką nadzieję. Rozłączyłem się i wsunąłem telefon do kieszeni szerokich spodni, nim otworzyłem Ciarze drzwi.
– Jak pieprzona księżniczka – sarknęła, stukając obcasami o chodnik. – Daruj. Nikt nie uwierzy w twoje maniery. Wyglądasz jak ponury żniwiarz. Dlaczego się przynajmniej nie ogoliłeś, Ron?
Wszedłem za nią do salonu kosmetycznego i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wystrój wnętrza. Pierdolona jaskinia dla księżniczek. Tak, jak przypuszczałem. Brakowało tylko jednorożców. Dywan na porządnych brązowych deskach był różowy i włochaty. Tak jak ramy luster, wazony oraz kwiatki w jedynym z okien, które pełniło funkcję wystawy dla reklam. Białe bele i ściany, czarne tapety w róże i brokatowe lustra z żarówkami. To wszystko krzyczało, abym szybko się ewakuował, ale z sofy obok drzwi podniósł się Charon. Jeśli byłem tu jak Popeye, to Charon ze swoimi ciemnymi jak noc włosami i ubraniami jak wysłannik z Hadesu.
Usłyszałem pisk i Lorraine rzuciła się na Ciarę. Czarnowłosa siostra Thima w swoim różowym dresiku wyglądała jak bohaterka spóźnionej edycji Moja Supersłodka Szesnastka. Nie zazdrościłem MP5 i Kojotowi opieki nad nimi dwoma. Krucze loki Lorraine podskakiwały, a moja siostra gestykulowała żywo. Jazgot, który przy tym robiły, był nie do zniesienia.
Charon uścisnął mi dłoń.
– Bolą mnie już pierdolone oczy. Stary, powodzenia.
Przyda mi się.
Nie powiedziałem tego głośno. Zerknąłem tylko na Ciarę zajętą komplementowaniem przyjaciółki.
– Ekstra. Lorraine wyglądasz prześlicznie!
– Wiem. Kocham to! To jest zajebiste. – Lorraine dotykała swojej buzi i naprawdę wyglądała na doroślejszą, a to mi się nie podobało. – Ona jest najlepsza. Zobaczysz, zrobi z ciebie księżniczkę. Nie mogę przestać się dotykać.
– Śliczne… To twoje rzęsy?
– Nie. Widziałaś usta? Czerwień, a myślałam, że będę wyglądać zdzirowato. Mówię ci, poddaj się wszystkiemu, co zaproponuje.
– A gdzie ona jest? – pytała Ciara.
– Poszła umyć ręce, zaraz wróci.
– Spadamy, Lorri? – Charon zawsze nazywał Lorraine „ciężarówką”, skracając jej imię, i tylko jemu uchodziło to na sucho.
Każdy w klubie wiedział o zauroczeniu córki Prezydenta Charonem. MP5 oskubałby każdego, kto by jej to wytknął albo sprawił, że jego córeczka byłaby smutna z tego powodu. Charon był świadomy miłości dzieciaka, który pisał do niego listy miłosne i słodkie wierszyki, licząc, że kiedyś z tego wyrośnie. Jak widać, nie wyrosła. To źle wróżyło, ale nikt nie wtrącał się w te sprawy. Teraz Charon został zmuszony przez Molly, aby pójść z Lorraine na homecoming, i właśnie tracił cierpliwość. Wahałem się, czy usiąść na brokatowej sofie na rzeźbionych nogach. Bałem się, że nie utrzyma mojego ciężaru.
– Daj mi chwilę, Jared – rzuciła Lorraine do Charona, wyczekującego już z ręką na klamce drzwi. – Chcę zobaczyć, co Lynn dla niej wymyśliła.
– Siedzę tu dwie godziny – warknął Charon.
– Nie przesadzaj.
– Dwie? – jęknęła zaskoczona Ciara.
Ja również miałem ochotę to zrobić.
– Ale warto. – Lorraine ścisnęła jej dłonie.
– Idę zapalić – rzucił zniecierpliwiony Charon.
Spojrzałem za nim, zastanawiając się, czy też mogę wyjść na dymka. Drzwi się zamknęły i zostałem sam w pierdolonej jaskini małych dziewczynek. Lorraine i Ciara obejmowały się i chichotały, tak samo jak wtedy, gdy miały po dwanaście lat. Rozsiadając się na sofie, z lekką obawą wyprostowałem nogi i wyjąłem telefon z kieszeni. Musiałem zadzwonić do Thima. Czułem, że nie będą to spokojne negocjacje. Zmarszczyłem brwi, gdy w głośnikach popłynęło Distrubed „The Sound of Silence”. Przynajmniej muzyka nie będzie działać mi na nerwy. Niewątpliwe moja siostra i Lorraine szeptały coś na mój temat, ale olałem to.
Napisałem do Dragona, jak sytuacja i czy Thim ma już lepszy humor niż wczoraj, gdy upił się w Line i wywołał rozróbę z miejscowymi. Ból głowy mnie rozsadzał. Teraz wiedziałem, dlaczego Thim szalał. Wróciłem. A Penny nadal z nim była. Moja eksdziewczyna w łóżku mojego najlepszego przyjaciela. Z Thimem znałem się całe życie. Całe. Kurwa, nasi ojcowie zawsze trzymali się razem. Mogłem zostać dłużej w Dallas z Freedee na piciu i restaurowaniu starych chopperów na Grand Tour Motors.
Disturbed zmieniło się na Bad Wolves i nawet przyjemnie mi się tego słuchało.
– Już idę. – Usłyszałem zza drzwi od łazienki. – Dwie sekundy, dziewczyny!
Przymknąłem powieki, zmęczony. Spałem cztery godziny, a o siódmej byłem już w warsztacie Dragona, chcąc pomóc mu z zamówieniem. Po drugiej w nocy jak kołek ślęczałem ze Stormem nad jego komputerami, szukając człowieka o imieniu i nazwisku Peter Carter. Ten Peter Carter, który winny był klubowi sporą kasę, niewątpliwe ukrywał się gdzieś na obrzeżach miasta. Dałem mu kilka dni, zanim go wytropię. Od tego teraz byłem – od załatwiania spraw klubu po cichu, jako sierżant broni klubu. Egzekwowałem przestrzeganie zasad, tropiłem tych, którzy je naruszali, i wyznaczałem potencjalne kary za przewinienia. W trakcie tego procesu robiłem to, co musiałem, aby zebrać jak najwięcej informacji, odzyskać, co nam zabrano, lub zainkasować długi klubowe.
Właścicielka salonu właśnie w tej chwili wyszła z łazienki, wycierając dłonie w ręcznik papierowy. Nasze oczy natychmiast się spotkały. Była wysoka, w niektórych miejscach krągła, zwłaszcza w tyłku. Przyciągała mój wzrok. Miała na sobie wąską spódniczkę i bardzo wysokie obcasy. Czarny top ciasno opinał jej piersi w koronkowym, prześwitującym staniku. Zero tatuaży, tylko skóra – błyszcząca i jasna. Złoty zegarek i kilka świecidełek mówiły, że była jedną z tych lasek mających fioła na punkcie mody. Podobały mi się jej kosmyki, zaplecione w gruby warkocz, przerzucony na ramię. Włosy w odcieniu czerwieni, mocnej, ognistej czerwieni, jak dobre wino. Tym samym soczystym kolorem pomalowane były jej usta. Oczy podkreślone kredką, a rzęsy tuszem. Cała jej twarz była wyrazista. Szarobrązowe tęczówki spoczęły na mnie, a ona uśmiechnęła się seksownie i zachęcająco. Gdy podeszła bliżej, czemu towarzyszył stukot jej obcasów o posadzkę, wyciągnęła do mnie dłoń.
– Jestem Lynn Bronsky. Miło mi poznać.
Mówiła z akcentem, całkiem twardym. Zawahałem się, ściskając jej dłoń. Pachniała dobrze, kurewsko drogo, ale dobrze.
– Ron.
– Wiem. – Zachichotała, flirtując, i odwróciła się przez ramię.
Lorraine i Ciara stały już obok niej.
– To brat Ciary – wytłumaczyła Lorraine, obejmując ramiona mojej siostry. – Ron ją dziś eskortuje. Ja miałam szczęście, mój brat jest zajęty.
Wiedziałem, czym był zajęty jej brat, a raczej kim. Rozmawiał dziś z Prezydentem Savage Croupiers – Starym Bykiem.
– Ciara – powiedziała makijażystka – zapraszam na fotel. Twój brat może się rozgościć, ale przykro mi, mam tylko czasopisma o modzie.
– Obejdzie się – burknąłem, brzmiąc jak palant.
Utrzymała profesjonalny uśmiech i kiwnęła głową, kierując Ciarę w stronę luster.
– Usiądź, kochanie, i rozluźnij się – zwróciła się do mojej siostry. – Lorraine, nie dotykaj twarzy.
– Nie mogę przestać – ekscytowała się jak mała dziewczynka.
– Rozmażesz wszystko i będą poprawki. – Uśmiechnęła się makijażystka.
Thim zadzwonił akurat w chwili, gdy kurewsko marzyłem, by się stamtąd wyrwać. Wyszedłem przed lokal. Charon siedział w mustangu i palił fajkę. Mnie również by się przydało. Wyciągnął opakowanie przez szybę. Przyjąłem je z wdzięcznością i odpaliłem papierosa.
– Pieprzeni Krupierzy naruszyli nasze terytorium. Chcą Loop – powiedział Thim, gdy odebrałem. Był wściekły. – Kurwa, po moim trupie.
– Co na to old Prez?
– Znasz go. Dupy nie chce ruszyć. Martwi się, bo nasze dzieciaki chodzą do tych samych szkół.
– A Dog?
Facet, który zdjął dla mnie naszywkę i przeszedł do starszych. Nadal liczyliśmy się z jego zdaniem.
– Kurwa, to samo. Każe się ułożyć – powiedział Thim. – Pieprzy, że Loop nie jest ważne, bo to sami sztywniacy. Kurwa, sztywniacy czy nie, niedługo zajmą nam Main. Nic z tego.
– Nie są tak głupi.
– Nie są? A wyciągają łapy po Loop, które od zawsze jest neutralne? Dlaczego nie może tak zostać? – pytał wkurzony.
– Chcą zadośćuczynienia.
– Bo ich suka się puściła? – Thim się rozkręcał. – To nie jest powód, by łamać zasady. Niech próbują.
– Poczekaj na to, co zrobią – mruknąłem.
– Ile? Kurwa, żyjemy w strachu, odkąd ich oddział wszedł do Rose Ink. Wiedzą, że nasi się tam kręcą. To był pierwszy krok. Pilnujemy wszystkich, ale nie chcę, aby za chwilę wjechali nam do garaży ze spluwami.
– Nie zrobią tego, Thim.
– Mówimy o Młodym Byku. Zawsze rządził jajami, nie mózgiem. A teraz znów chce walczyć o naszywkę. – Thim splunął.
Młody Byk, czyli Nick Fallon. Postawny facet z wielkimi stopami i po wielu operacjach na piękniusiej twarzy. Jadący na sterydach, noszący przyciasne ciuchy na grzbiecie, jak chodząca reklama Gays & Gays. Jak pierdolony gej. Nick przejął władzę po swoim ojcu. O ile Stary Byk był pokojowo nastawiony i skłonny do negocjacji, o tyle Młody chciał się wykazać. Pragnął zdobyć większe terytorium, podczas gdy nie za bardzo było się czym dzielić.
Od tego zawsze zaczynały się kłopoty.
Zaciągnąłem się papierosem, kręcąc głową. Lorraine wyszła z salonu i wsiadła do mustanga, machając mi na pożegnanie. Kurwa, kiedy ta mała dziewczynka, wołająca na mnie „braciszek Ron”, której zabraniałem jazdy na rowerze dalej niż nasza północna granica, tak dorosła? A Ciara? Niedługo zaczną chodzić na randki. Kurwa.
– Dziś ten pieprzony homecoming – dodałem cicho.
Mustang się oddalał, a ja gapiłem się na jego tylne światła.
– Myślisz, że nie wiem? – zapytał Thim. – Ich dzieciaki też tam będą. I ktoś od nich.
– Postaw tam kogoś, kto będzie miał na nich oko.
– Załatwiłem to. Charon, Wrick i Lee.
Trzech. Nie było źle. Tylko Wrick był rekrutem. Lee, nasz mózg i prawnik, był tam gościnnie i znał się na robocie. Był cholernie dobry, jemu mógłbym powierzyć życie swojej siostry. Charon z kolei był padalcem, gdy ktoś nadepnął mu na odcisk. Thim wybrał rozważnie. Sam bym tak zdecydował. Moi bracia byli zbyt bystrzy, aby dać zamydlić sobie oczy, nie na darmo zostali informatorami. Bardzo często zapuszczali się na terytorium Krupierów, by zasięgnąć języka.
– Musi wystarczyć.
– Musi, bracie. Ustawiłem spotkanie ze starszyzną, z Młodym i Starym Bykiem na dwunastą w Line.
– Dobry wybieg. Striptiz i negocjacje – pochwaliłem.
– Powstrzymaj się od zachwytu, oni wiedzą, że to wybieg. Szkoła Lincolna jest dwie przecznice dalej.
Zaśmiałem się głośno, kopiąc w koło swojej ciężarówki.
– Potrzebuję cię tu, stary. Storm nakręca się na krwawą jatkę.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zdeptałem niedopałek.
– Odstawię młodą do domu i przyjadę – obiecałem, drapiąc się po gęstej brodzie. – Stary, godzina i będę na miejscu.
Rozłączyłem się. To lubiłem w Thimie – był szczery i szybki. Zawsze razem: ja, Storm, Lee i Cash. Dragon dołączył później, ale trzymał z nami. Ostatnio sprawy zrobiły się niepewne. Thim bzykał Penny, moją Penny. Kurwa. Spojrzałem na swoje odbicie w drzwiach salonu makijażu, nadal miałem sińce pod oczami i tatuaże na powiekach. Był to wynik czegoś, co kiedyś, po pijaku, wydawało mi się naprawdę przemyślaną decyzją. Nie dało się tego cofnąć i przez większość czasu słyszałem uwagi, że się malowałem. Dlatego wytatuowałem sobie szyję i sporą powierzchnię ciała. To ucinało komentarze.
Wszedłem do salonu kosmetycznego. Ciara chichotała na białym fotelu, gdy rudzielec się nad nią nachylał, prezentując mi swój apetyczny tyłek. Poprawiłem kutasa w spodniach i usiadłem na dziewczyńskiej sofie. Laska się do mnie odwróciła, znów posyłając mi uśmiech. Była chętna na szybki seks, czułem to, ale wypieprzenie jej przy Ciarze byłoby szczytem głupoty.
– Witamy z powrotem – powiedziała słodko ruda.
– Ron nie bywa towarzyski, Lynn – mruknęła siostra w mojej obronie.
– Szkoda – stwierdziła żartobliwe Lynn i sięgnęła po pędzel z toaletki. – Przystojny i małomówny. Już mi się ręce trzęsą.
– Lynn… – Ciara chichotała głośno.
Kurewsko… Chyba się przesłyszałem. Przyjrzałem się jej uważniej. Miała spory tyłek, mogłaby z nią być niezła zabawa. Ale czy miałem teraz na to czas? Nie w tym i nie w następnym tygodniu, jeśli wojna z Krupierami się rozwinie do długich negocjacji. Przyglądałem się lasce rozmawiającej z siostrą i pisałem do Storma, aby sprawdził mi wszystkich Krupierów z Lincolna. One wciąż się śmiały się. Westchnąłem. Ślicznotka kręciła się obok mojej siostry z pędzlami i całym tym kobiecym szajsem. Nachylała się nisko, za każdym razem wyraźnie prosząc, by ktoś wypierdolił ją w ten tyłek.
Kurwa. W głośnikach leciało Like a Storm „Gangster’s Paradise”, lubiłem ten kawałek, porządna przeróbka. Miałem do niej sentyment jeszcze z czasów liceum. Rudzielec to nucił. Niemożliwe, ale tak… podrygiwała do rytmu. Ciekawe.
– Zobaczymy, jak wyjdzie. Proponuję coś lekkiego, ale rzęsy zrobią swoje – mówiła do Ciary.
– Oddaję się całkowicie w twoje ręce. Widziałam Lorraine.
Przymknąłem powieki, puszczając tę rozmowę mimo uszu.
– Z kim idziesz na bal? Bo chyba nie pytałam.
– Z kolegą… Jackiem. Znamy się już kilka lat – odpowiedziała Ciara.
– Twój chłopak?
– Eee… – zawahała się. – Nie. Raczej nie. Jest kapitanem drużyny lacrosse i poprosił mnie, abym z nim poszła.
Jacka maniaka chyba pociągała wizja pójścia na ten pierdolony homecoming z córką jednego z Dogs of Hell. Tę uwagę zachowałem jednak dla siebie. Ciara nie musiała o tym wiedzieć.
– Potem jest impreza u Collinów – wyszeptała moja siostra, ale ja miałem cholernie dobry słuch.
Impreza? Nikt mi nie mówił o żadnej imprezie.
Podniosłem powiekę, dostrzegając tylko tyłek w złocie.
– Idziesz? – spytał rudzielec.
– Nie. Raczej nie. Nie jestem… imprezową osobą. Poza tym…
Cisza. Byłem ciekawy, co powie, ale obie odwróciły się w moją stronę. Spojrzałem obojętnie na drzwi, za którymi chciałem się znaleźć.
– Rozumiem cię, Ciara. I powiem ci, że za moich czasów również tak było. Faceci zawsze chcieli zaliczyć laski po homecomingu.
Tak? Ja to zrobiłem. Ale Ciara?! Po moim trupie! Poprawiłem się na sofie, a brązowe oczy mnie spiorunowały. Ruda – świadoma, że chcę się wtrącić – pokręciła głową, abym nic nie mówił, i omiotła pędzlem twarz Ciary.
– Ja miałam taką przygodę, skarbie. Facet też myślał, że bal będzie doskonałą okazją na zaliczenie. Szybkie i łatwe. Skończyło się nazwaniem mnie „blood ass”. Złamałam mu nos i wylądowałam w pace za użycie inhalatora chemicznego jako narzędzia stwarzającego zagrożenie życia.
– Żartujesz? – Ciara się zaśmiała.
– Nie. Sala chemiczna odpada. Nadal opowiadam to żartem, ale jeśli facet chce cię zliczyć, zawsze bądź stanowcza. „Nie” znaczy „nie”. A jak coś kombinuje, postrasz go starszym bratem. Choć ja z chęcią bym wtedy zaryzykowała.
Nie odezwałem się. Powinienem był? Laska śmiała się, skupiając na makijażu Ciary. Próbowałem coś wyczytać z jej oczu. Kurwa, mógłbym ją wziąć w łazience na tyłach albo na tej kanapie. Jej usta były takie kuszące… Oblizała wargi i odchyliła się w stronę toaletki, by wziąć stamtąd kolejny produkt.
– Jack nie naciska, abym poszła na imprezę. – Usłyszałem głos siostry.
– Impreza to co innego. Możesz się dobrze bawić.
– Jack nie jest…
Nie jest? Cholera, przerwała, a mogłem dowiedzieć się czegoś ciekawego.
– Noo… To tylko przyjaciel. Lubimy podobne filmy i tę samą drużynę lacrosse.
– Uf… Kiedy ja byłam tak młoda? Odchyl się do mnie, skarbie, i patrz w lustro – poprosiła miękko Lynn. – Powiem ci, że z facetami tak bywa. Są albo małomówni, co można docenić, gdy oglądasz powtórki sezonów „Gry o tron”, albo nie podoba im się, jakiej muzyki słuchasz. Takich unikaj, nigdy się nie dogadacie.
Ciara chichotała w fotelu jak szalona.
– Dogadasz się z Ronem, on słucha tych samych piosenek.
– Naprawdę? – zapytała zaczepnie Lynn.
Obie popatrzyły na mnie. Kurwa, jak skończony debil tylko posłałem im sceptyczne spojrzenie.
– Tak. Może milczeć. Ładnie by wyglądał na plakacie dla niegrzecznych kobiet – podsumowała Lynn.
– Mama mówi, że powinniśmy go sfotografować i sprzedawać jego zdjęcia jako logo ich klubu.
Miałem dość! Kurewsko dość. Nie zwracałem na nie uwagi, wsłuchując się w brzmienie muzyki. Patrząc, jak tyłek Lynn kołysze się w złotej spódnicy, modliłem się, aby ten cyrk dobiegł końca. Sfrustrowany wypuściłem powietrze. Część mnie nienawidziła tego, że musiałem tu siedzieć. Chciałem wrócić do klubu. Do diabła, nawet nie wiedziałem, dlaczego to ja pojechałem z Ciarą, zamiast wysłać jakiegoś rekruta. To było dziwne.
Wróciłem kilka dni temu. Stella cały czas znajdowała mi coś do roboty, a w klubie miałem pełno zalegających papierów. Jakby wszyscy naraz chcieli zająć mi głowę czymkolwiek, bylebym nie myślał o Penny. Spotkanie ich razem było nieuniknione. Penny wybrała Thima i teraz wiedziałem, dlaczego cipki tak oddalały facetów. Bijatyka nie pomogła ani mnie, ani Thimowi. To była moja wina, bo zrezygnowałem z naszywki Prezydenta, gdy Dog mi ją wręczył. Zależało mi jedynie na kumplach, klubie i pieniądzach. Jasne, że połechtało mnie to wyróżnienie, ale teraz nie byłem stabilny. Mogłem walczyć i pieprzyć jak każdy facet, ale nie szukałem jeszcze odpowiedzialności. Przyłapałem ich na tyłach klubu. Penny robiła loda mojemu najlepszemu przyjacielowi. Nie uprzedził mnie, że był z nią. To po prostu nie było w jego stylu. Odszedłem, oddając mu klub, dziewczynę i przyjaciół. Teraz Storm był wice, a ja? Żołnierzem.
Większość życia spędziłem w klubie, przy ojcu, z chłopakami i wszystkimi tymi wujkami, którzy nas wychowali. Oddałem się klubowi, takie było motto psów. Urodziłeś się z suki i byłeś szczeniakiem. Gdy zagryziesz na śmierć, stajesz się Psem z Piekła. Wywalczyliśmy nasze drogi z mniejszymi klubami z okolicy. Zostali Krupierzy trzymający się przy Doyle’u i Hotelu Paradise na rzece Dix. Po śmierci Thanaki wojny klubów się zaostrzyły, ale po negocjacjach ze Starym Bykiem nastał pokój. Czasem jeździliśmy do Louisville, do naszych mniejszych siedzib i braci Lacota Devil’s, szukając wyładowania energii w bijatykach.
– Lorraine zawsze chodziła do salonu na Coffee Avenue. Ale odkąd Penelopa jej go poleciła, usilnie starała się znaleźć coś innego. – Usłyszałem cichy głos Ciary.
– I tak trafiła do mnie?
– I nie żałuje. – Ciara się zaśmiała.
Penelopa? Lorraine miała zatarg z Penny? Cóż, Thim będzie musiał w końcu utemperować swoją starą, która już zaczęła rozstawiać po kątach kobiety w klubie.
– Cieszę się. Może trochę łaskotać… – uprzedziła Lynn.
– Ładnie pachnie.
– Woda różana. Lorraine nie lubi tej Penelopy?
– Mhm… Spotyka się z jej bratem… teraz.
Czułem, że Ciara zerknęła na mnie ukradkiem, ale nadal trzymałem oczy zamknięte.
– Wcześniej spotykała się z moim.
– Aha. Już wiem. Słyszałam tę opowieść – odparła Lynn.
– Więc wiesz, jak Lorraine to znosi. Penelopa się rządzi i dlatego cokolwiek ona poleci, Lorraine już tam nie zagląda. Właśnie szuka nowego studia tatuażu, bo Penny chodzi do Rose Ink.
– Nie pomogę. Tam, skąd pochodzę, nie wolno było mieć tatuaży. A faceci z nimi byli uważani za wysłanników szatana.
Dźwięczny śmiech Lynn rozbrzmiał mi w uszach.
Zagryzłem wargę, chciało mi się z tego śmiać. Była bliska prawdy. Wytrzymałem półtorej godziny, potem Ciara kazała mi zapłacić i podniecała się swoim makijażem, który dla mnie nie był niczym innym niż twarz mojej siostry. Obie mnie zignorowały, gdy to powiedziałem. Lynn nie wcisnęła mi numeru telefonu, ja również nie rozwinąłem tej znajomości, prosząc o niego czy szybki numerek na tyłach jej salonu. Zapłaciwszy rachunek, wyszedłem. I tak zapowiadał się zbyt gówniany dzień, aby myśleć o rudzielcu i seksie.
Wyrzuciłem siostrę pod domem, gdy ojciec po nią wyszedł. Kojot był wielkim skurczybykiem. Ciemne włosy, tęga budowa ciała i tatuaże na całym ciele. Kochałem tego sukinsyna, choć dorastanie z nim nie było łatwe, gdyż byłem uparty jak matka. Nauczył mnie wszystkiego o motorach i życiu w klubie. Skinął mi głową, przejmując opiekę nad Ciarą. Zostawiłem ciężarówkę na podjeździe i podszedłem do mojego motoru. Nałożyłem kask, uświadamiając sobie, że muszę się spieszyć. Byłem cholernie napalony.
Wsiadłem na choppera i ruszyłem do klubu. Jazda zawsze mnie uspakajała. Przyśpieszyłem. Na West Storm znalazł się obok mnie, szczerząc zęby. Miał gęstą, jasną brodę, zaplecioną na końcu w warkocz i spiętą nitem. Chory drań ukradł mi ten patent i teraz nazywano nas bliźniakami. Dobrze było go mieć blisko siebie, był świrem lubiącym noże i Nintendo. Nashville Cava, dla nas Storm, był na tyle inteligentny, aby założyć własną firmę informatyczną IT Cava. Wiedział też, kiedy siedzieć cicho, a kiedy nie. Nie należał do dzieciaków krwi, swoją pozycję zdobył ciężką pracą.
Skręciliśmy do kompleksu, słysząc całą gamę jednostajnych dźwięków: harleye i choppery. Właśnie odbywało się zebranie wszystkich członków klubu w głównej siedzibie kościoła – barze Hell.
Zaparkowałem na swoim miejscu przy Stormie i Dragonie. Ten drugi nie zsiadł z motoru, jedynie przeżuwał swoje gumy miętowe wielkości ziaren pieprzu i wpatrywał się w starszyznę. Mój ojciec powinien niedługo się zjawić. Nie było też MP5, czyli przyjadą razem, ale najpierw upewnią się, że ich córki są bezpieczne.
Westchnąłem. Zdjąłem kask i mocnej związałem włosy nad karkiem.
Śmiech rozbrzmiał mi w uszach. Znałem go. To Penny. Penelopa Jackson wychodziła z Hell w czarnej spódniczce i bluzce z czaszką, której dekolt ukazywał jej piękne piersi. Ten śmiech, chód i gest, którym odgarniała jasne pasma na plecy… Ale to ramię Thima ją obejmowało, nie moje. Była przy nim taka malutka, przy każdym byłaby. Wglądała jak pierdolona lalka – tak nierealna, tak kurewsko piękna. Zakląłem i zacisnąłem zęby. Zanim zastanowiłem się, co robię, nałożyłem kask i zwaliłem stopki, odpalając silnik. Musiałem się przejechać. Kurewsko musiałem się stąd oddalić, choćby na chwilę.
Mój brat pieprzył moją kobietę, to wymagało zemsty.