On ma władzę. Mystic #2 - ebook
On ma władzę. Mystic #2 - ebook
Czy nienawiść może się przerodzić w bezgraniczną miłość? Zawsze wydawało mi się, że to niemożliwe. Na własnej skórze przekonałam się jednak, że w życiu niczego nie można być pewnym.
Znałam Zaca Sparksa od lat i budził we mnie jedynie negatywne uczucia. Zbyt pewny siebie, arogancki i bezczelny, działał mi na nerwy. Uważałam, że z wyjątkiem pieniędzy nie miał nic do zaoferowania.
Splot wydarzeń popchnął mnie w jego ramiona, gdzie niespodziewanie odnalazłam spokój i ukojenie. Choć Zac okazywał mi wsparcie, nie rozwiązałam moich problemów.
Czy uda się zbudować trwały związek, gdy wszyscy wokół knują i skrywają mroczne tajemnice?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788383172286 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nigdy bym nie pomyślała, że wrócę na Upper East Side tak szybko. Gdy moja matka poinformowała mnie, że ona i Sparks są parą, porzuciłam myśli o zakończeniu studiów i z niemałą chęcią wróciłam do akademika, w którym miałam spędzić czas do świąt. I gdzie teraz jestem? Na Manhattanie. Wszystko tu krzyczy, że już niedługo będziemy świętować Halloween, a ja mam wrażenie, że ten dzień obchodzę codziennie, bo na samą myśl, że moja matka ma jakikolwiek kontakt z ojcem pomiotu szatana, robi mi się, kurwa, niedobrze.
Wyciągam telefon i wybieram numer Raven, mając nadzieję, że szybko odbierze. Na szczęście moja przyjaciółka zawsze jest w pogotowiu.
– Emily? Coś się stało?
W tle słyszę gwar. Pani redaktor naczelna z pewnością ma wiele pracy.
– Jesteś w NYN?
– Tak… Czemu pytasz?
– Będę tam za kwadrans.
– Co? Jesteś na Manhattanie?!
Już nie odpowiadam. Rozłączam się i łapię taksówkę. To nie była rozmowa na telefon i Raven z pewnością zdawała sobie z tego sprawę. Przecież nic błahego nie sprowadziłoby mnie do tego miejsca. Obiecałam matce, że zobaczy mnie w święta, jeśli w ogóle zechcę z nią rozmawiać. Oczywiście ona uznała, że przesadzam i niepotrzebnie dramatyzuję, i być może to prawda, ale nie potrafię przekroczyć progu największego apartamentu w hotelu Escala, wiedząc, że wchodzę do nowego gniazdka mojej matki, która ułożyła sobie życie z najgorszym z możliwych kandydatów w całym pieprzonym stanie.
Wysiadam przed wieżowcem „New York News” i niemal biegnę do wejścia, po czym kieruję się prosto do windy, ale zatrzymuje mnie damski głos.
– Przepraszam! – Podbiega do mnie spięta kobieta. – Kim pani jest?
– Emily Gordon – odpowiadam, a następnie znów idę do windy.
– Jest pani umówiona?
– Cholera, myślałam, że Alexandra była wrzodem na dupie – rzucam pod nosem i odwracam się do kobiety. – Oczywiście, jestem przyjaciółką Raven. Możesz ją powiadomić, że już jestem, albo nie.
– Ale…
– Posłuchaj… Masz na imię Caroline? Raven opowiadała mi o tobie, podobno jest zachwycona twoją pracą, więc lepiej, żeby to się nie zmieniło przez jeden mały incydent – mówię ostrzegawczo, wprawiając kobietę w osłupienie.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że moja przyjaciółka nie zrobiłaby niczego, bo dziewczyna dobrze wykonywała swoją pracę. Ale jestem w tak chujowym nastroju, że lepiej dla niej, by nie drażniła mnie ani sekundy dłużej. W końcu udaje mi się podejść do windy. Chcę nacisnąć guzik, ale drzwi się rozsuwają, a przede mną staje Dylan.
– Podobno nie miałaś zamiaru pojawiać się w tym mieście – komentuje kąśliwie.
– Dlaczego dziś każdy próbuje wytrącić mnie z równowagi? – niemal warczę.
On jedynie się uśmiecha i wychodzi z windy, a ja od razu do niej wsiadam. Jazda na ostatnie piętro trwa nieskończenie długo, ale w końcu jestem na miejscu.
– Emily?! – piszczy Hazel.
– Raven musi być bardzo zajęta, skoro nie powiedziała nawet tobie, że się pojawię.
Kobieta rzuca mi się na szyję, jakbyśmy nie widziały się przynajmniej dwa lata, a minęły przecież tylko dwa miesiące. Poza tym byłyśmy w stałym kontakcie.
– Akurat dopina najnowszy numer.
– W takim razie musi mi wybaczyć, że przerywam jej pracę.
– Coś się stało? Nie wyglądasz zbyt dobrze.
– Powiedzmy, że moje życie nieco się skomplikowało.
– To nic poważnego? Jesteś chora?
– Nie, wszystko ze mną w porządku. Muszę porozmawiać z Raven.
Hazel wskazuje drzwi do jej gabinetu, więc od razu tam wchodzę. Moja przyjaciółka siedzi za biurkiem, trzymając telefon przy uchu i jednocześnie przerzucając jakieś papiery. Zauważa mnie i na moment sztywnieje. Przecież mówiłam jej, że będę.
– Muszę kończyć, zaraz wszystko ci prześlę – mówi do swojego rozmówcy, po czym odkłada słuchawkę i skupia się na mnie. – Gdyby twoje przybycie tutaj nie było tak bardzo zaskakujące, pewnie z piskiem rzuciłabym się na ciebie. Teraz jednak jestem zbyt przerażona, by móc to zrobić.
– Nie chciałam przeszkadzać ci w pracy, ale nie mam dokąd iść.
– Na litość boską, Emily… Co się stało?
– Mam kłopoty, Raven. Zrezygnowałam ze studiów.
– Co?!
– Nie chcę przeszkadzać ci w pracy. Po prostu nie mam co ze sobą zrobić. Poczekam tu, aż skończysz. Dobrze?
– Mów, co się wydarzyło.
Nagle zadzwonił jej telefon.
– Odbierz, skończ pracę. Później ty, ja i Hazel pójdziemy na drinka i porozmawiamy.
Raven niechętnie się zgadza, a ja siadam na kanapie po drugiej stronie gabinetu i wpatruję się w drzwi. Kiedy ostatnio tu byłam, to miejsce należało do Jamesa, który teraz lawiruje między dwoma wieżowcami i więcej czasu spędza w Gossip niż tutaj. Wiele się zmieniło w tak krótkim czasie.
Przez kolejne trzy godziny obserwuję moją przyjaciółkę przy pracy. Naprawdę daje sobie radę, choć wcześniej większość spisywała ją na straty. Ja jednak od początku w nią wierzyłam. Gdy się dowiedziałam, że Collins zaproponował jej stanowisko redaktora naczelnego, wiedziałam, że poradzi sobie jak nikt inny. Jest przecież cholernie inteligentna i potrafi radzić sobie w kryzysowych sytuacjach.
– Skończyłam – informuje mnie, wstając od biurka.
– Dalej nie znalazłaś nikogo, kto zastąpiłby Hazel?
– Odsuwam ten moment, jak tylko mogę, ale James powoli zaczyna się niecierpliwić. Teraz Hazel pracuje dla NYN i Gossip jednocześnie. Co prawda, dostaje także dwie pensje, ale nie możemy jej tak wykorzystywać.
– Przyznaj, że wolałabyś znaleźć kogoś dla Jamesa.
– Oczywiście, że tak. Potrzebuję Hazel. Mało komu ufam tak jak jej.
– A gdybym ja mogła ją zastąpić? – pytam niepewnie.
Raven zamiera i otwiera szeroko oczy.
– Co się stało, Emily? Twój niezapowiedziany powrót to jedno, ale chęć pracy?!
– Po prostu chodźmy na drinka.
Chwilę później wychodzimy z gabinetu i ciągniemy ze sobą Hazel, która chyba nie do końca rozumie, co się dzieje. Mimo wszystko idzie z nami, nie zadając po drodze żadnych pytań. Windą zjeżdżamy na parking podziemny, po czym udajemy się do Mystic. Tam Raven zamawia butelkę whisky i prowadzi nas do prywatnego stolika. Kiedy barmanka przynosi nam alkohol i napełnia nasze szklanki, od razu biorę swoją i pociągam duży łyk.
– Nawet nie wiem, od czego zacząć – mówię roztrzęsiona.
– Najlepiej od początku, żebyśmy wszystko zrozumiały – stwierdza spięta Raven.
– Jak wiecie, matka wynajęła mi mieszkanie blisko uczelni, bo chciałam jak najszybciej wyprowadzić się z tego przeklętego hotelu.
– Pamiętamy. Ledwo się z nami pożegnałaś – przypomina z wyrzutem przyjaciółka.
– I wszystko było w porządku. Tęskniłam za wami, ale musiałam trzymać się z daleka, żeby nie zwariować. Dwa dni przed rozpoczęciem semestru poszłam do klubu, w którym poznałam faceta. Spędziłam z nim noc. Obudziłam się nad ranem i uciekłam, zanim on wstał. Myślałam, że już nigdy go nie spotkam, ale spotkałam, i to w najgorszym możliwym miejscu.
– Gdzie? – dopytuje Hazel.
– Okazał się moim nowym wykładowcą.
– To rzeczywiście dość kiepska sytuacja, ale nie chcesz mi chyba powiedzieć, że tylko dlatego wróciłaś.
– Nie… Najpierw myślałam, że mnie nie rozpoznał. Nawet na mnie nie patrzył i ulżyło mi z tego powodu. Pewnego dnia kazał mi zostać po zajęciach. Wtedy szybko zrozumiałam, że mnie pamięta.
– Co było później?
– Znów się z nim przespałam. – Zasłaniam dłonią twarz ze wstydu. – To wciąż nie jest najgorsze.
– Jeśli mi powiesz, że zaszłaś z nim w ciążę… – zaczyna przerażona Raven.
– Nie!
– To co się stało?!
Potrzebuję więcej alkoholu, żeby mówić dalej. Opróżniam całą szklankę, przecieram usta dłonią i wracam spojrzeniem do przyjaciółek.
– Ktoś zrobił nam zdjęcia.
– Jakie zdjęcia?
– Byliśmy na uczelni i…
– Cholera! Emily!
– Tak, wiem, że to było bezmyślne! Szybko się okazało, że profesor ma żonę, dziecko i kolejne w drodze, a ja byłam jego rozrywką. Ktoś zaczął nas szantażować.
– Powinnaś pójść z tym na policję – upomina mnie Hazel.
– Na policję? Żartujesz sobie? Mają moje zdjęcia, na których bzykam się z wykładowcą na jego biurku! Z wykładowcą, który ma rodzinę! Wszystko trafiłoby do prasy! Ten, kto zrobił te zdjęcia, doskonale wiedział, z kim spotyka się moja matka.
– Więc uciekłaś?
– Nie miałam wyjścia. Nie wiedziałam, co robić, a Colton, ten wykładowca, mimo wszystko nalegał na nasze spotkania. Twierdził, że nie może beze mnie żyć i że będziemy spotykać się w ukryciu. To był atak nie na niego, tylko na mnie, więc nie bał się konsekwencji.
– Jesteś pewna, że chodziło o ciebie? – zapytała Hazel.
– Gdyby o niego, dostałby jakieś ultimatum. Ktoś ujawniłby się, by zdobyć lepsze oceny. To ja dostałam list, w którym wyraźnie było napisane, że mam czas do końca tygodnia na wyprowadzkę.
– Kto mógłby chcieć, żebyś odeszła?
– Nie mam pojęcia. Nie wiedziałam nawet, że ktoś wie o nowym partnerze mojej matki. Tak naprawdę jeszcze tego nie ogłosili, a prasa nie chce narażać się Hugowi, więc czekają, aż on sam poinformuje o swojej nowej partnerce.
– To jest popieprzone – szepcze Hazel. – Akcja jak z filmu. Aż strach pomyśleć, co wydarzy się później.
– Oby nic! – krzyknęłam przerażona. – Komuś wyraźnie przeszkadzałam. Zrobiłam, co mi kazał, więc liczę, że to koniec historii.
– Dziwi mnie jedno – zaczęła zamyślona Raven. – Przecież ty się nie poddajesz.
Spojrzała na mnie oskarżycielsko, jakby wiedziała, że coś ukrywam.
– No dobrze – westchnęłam. – Jest jeszcze coś.
– Słucham.
– Pamiętasz, jak Alexandra chodziła za tobą, by cię skompromitować?
– Jakby to było wczoraj.
– Więc wygląda na to, że mam taką swoją Alexandrę.
– Mam wyciągnąć od ciebie szczegóły? Znamy się od dziecka, Emily. Nic, co zrobiłaś, nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Mam nadzieję, że to się nie zmieni.
– Byłam wściekła, kiedy matka poinformowała mnie o swoim nowym związku. Po wyprowadzce zaczęłam szukać kogoś, kto miałby dowody na to, że Hugo nie jest taki wspaniały. Być może zaczęłam szukać zbyt głęboko.
– Co to znaczy?
– Pewnego dnia zadzwonił do mnie Hugo. Dał mi ostrzeżenie. Powiedział, że przyszłość matki jest w moich rękach i jeśli nie przestanę węszyć, sprawi, że zostaniemy z niczym, bez możliwości znalezienia pomocy.
– Co za skurwysyn! Myślałam, że Zac jest kutasem, ale jego ojciec…
– Wściekłam się. Poznałam chłopaka, a on okazał się dilerem.
– Ćpałaś?!
– Tak. I na to również ktoś ma dowody.
– Ktoś? – wtrąca Hazel. – Nie uważacie, że to Sparks?
– Wątpię. Moja nieobecność jest mu na rękę. Poza tym nie mógłby chodzić za mną, przez cały ten czas był na Upper East Side.
– Ale zawsze mógł kogoś wysłać.
– Myślę, że to są dwie zupełnie inne sprawy – odzywa się Raven. – Mogę porozmawiać z Jamesem. Może zdoła ci pomóc.
– Nie! Nie chcę do tego wracać. Niech każdy myśli, że poszłam w twoje ślady i zrobiłam sobie rok przerwy od studiów. Proszę, obiecajcie mi, że nikomu o tym nie powiecie.
Obie kiwają głowami w tym samym momencie. Po Raven widzę, że chciałaby dojść do prawdy, ale w tym wypadku wiem, że lepiej o wszystkim zapomnieć. W końcu te dwa miesiące mojego życia mogą zniszczyć wszystko, a do tego nie chcę dopuścić.
Po opróżnieniu butelki Raven proponuje mi nocleg w jednym z gościnnych apartamentów Jamesa, na co zgadzam się bez zawahania. W końcu potrzebuję lokum, a ostatnim miejscem, do którego chcę iść, jest hotel Sparksa. Muszę pomyśleć, co zrobić dalej ze swoim życiem, ale najbardziej potrzebuję chwili spokoju.
■ROZDZIAŁ DRUGI
Dzwonek telefonu wyrywa mnie z błogiego snu, przez co mam ochotę krzyczeć. Zamiast tego odbieram, nie zwracając nawet uwagi na to, kto zakłóca mi odpoczynek.
– Tak?
– Nie pomyślałaś nawet, by mnie odwiedzić?
No tak… moja matka. Teraz żałuję, że nie spojrzałam na wyświetlacz.
– Skąd wiesz, że jestem w mieście?
– Może dlatego, że dostałam maila od właściciela twojego mieszkania z rozwiązaniem umowy najmu – oznajmiła z pretensją w głosie.
– Wróciłam wczoraj w nocy. Nie chciałam wam przeszkadzać.
– Wróciłaś w południe.
Nawet nie pytam, skąd o tym wie.
– Po prostu nie mam ochoty oglądać tych ludzi.
– Zachowujesz się jak rozwydrzone dziecko! Dzięki Hugowi mamy jeszcze lepsze życie niż z twoim przeklętym ojcem.
– Ty masz. Moje życie jest jednym wielkim koszmarem. Szkoda, że tego nie rozumiesz.
– Daj spokój, Emily! Hugo zaprasza cię dziś na obiad. Liczę, że się pojawisz.
Rozłącza się, a wtedy już nie wytrzymuję. Chowam twarz w poduszkę i zaczynam krzyczeć. Najchętniej wyjechałabym stąd jak najdalej. Najlepiej do Europy, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Zaczęłabym nowe życie. Jedno muszę jednak przyznać – bez pieniędzy nie mogę sobie na to pozwolić. Zamierzam wrócić do rozmowy o zastąpieniu Hazel. Raven wie, że mimo wszystko potrafię się przyłożyć do pracy, i mam nadzieję, że się zgodzi.
Pomimo ogromnej niechęci zjawiam się w hotelu Sparksa punktualnie. Mam mdłości, gdy drzwi windy się rozsuwają, ukazując bogaty apartament mężczyzny.
– Jesteś. – Przede mną staje matka. – Byłam pewna, że rozsądek wygra z twoją buntowniczą naturą.
– Mówiłem ci, że twoja córka cię nie zawiedzie. Zawsze możesz na nią liczyć. Prawda, Emily?
Hugo obejmuje matkę, a ja nienawidzę samej siebie za to, że tu przyszłam, i teraz mam przed sobą najbardziej obrzydliwy widok, jaki kiedykolwiek dane mi było oglądać.
– Tak – rzucam od niechcenia.
– Wejdź, obiad jest już gotowy.
Prowadzą mnie do jadalni, w której czeka Zac. Przez chwilę zapomniałam, że on w ogóle istnieje. Niestety, jestem zmuszona usiąść naprzeciwko niego, przez co moja frustracja jedynie wzrasta. Gapi się na mnie z wyższością. Jakby chciał powiedzieć, że wiedział, iż wrócę. Jakbym, kurwa, wróciła do niego. Mam ochotę podnieść widelec ze stołu i wbić mu go między oczy.
– Powiesz mi, co się stało? – zaczyna moja matka.
– Nic.
– Emily.
Przewracam oczami. Chcę stąd uciekać.
– Uznałam, że studia nie są dla mnie. Nie teraz.
– I co chcesz robić?
Kolejne pretensje ze strony matki doprowadzają mnie do skraju załamania nerwowego. O moje plany na resztę życia pyta kobieta, która nie jest w stanie sama się utrzymać. Litości!
– Znajdę pracę.
– Pracę? – prycha.
– Uważasz, że się nie nadaję?
Gryzę się w język, zanim powiem, że nie jestem taka jak ona. Ostatnią rzeczą, na jaką mam teraz ochotę, jest kłótnia z matką podczas obiadu. Choć muszę przyznać, że bardzo ciężko jest mi milczeć.
– Ja też nie poszedłem na studia – wtrąca niepotrzebnie Zac, zakładając ręce za głowę. – I radzę sobie całkiem dobrze.
– Jesteś mężczyzną, Zac – stwierdza matka.
– To, że ma kutasa, oznacza, że sobie poradzi? – pytam przez zaciśnięte zęby.
Zac prycha, matka łapie się za głowę, a Hugo… On zawsze patrzy tak samo. Jego twarz jest jakby wykuta w kamieniu. Zero jakichkolwiek emocji. Mimo wszystko to on ratuje sytuację.
– Jedzmy, później zastanowimy się nad przyszłością Emily.
Po raz kolejny muszę ugryźć się w język. Bogaty palant nie będzie się zastanawiał nad moją przyszłością. Wolałabym rozmawiać o tym z ojcem, którego szczerzę nienawidzę, niż z tym facetem.
Niewiele jem, bo bardziej mam ochotę zwymiotować, niż coś przełknąć. Chcę jak najszybciej wrócić do siebie, a raczej do swojego tymczasowego lokum, ale wygląda na to, że zbyt szybko to się nie stanie.
– Poczekaj, niedługo wrócimy i porozmawiamy – mówi ostro mama, po czym oddala się z Hugiem.
Zostaję sam na sam z Zacem, który oczywiście musi mi się przyglądać. Wytrzymuję minutę, dwie, trzy, ale w końcu tracę cierpliwość.
– Przestań się na mnie gapić – warczę do niego niczym dzikie zwierzę gotowe do ataku w każdej chwili.
Ostatnio nie poznaję sama siebie. Zwykle jestem bardziej opanowana, ale teraz po prostu nie daję sobie rady.
– Powinnaś się rozerwać. Wpadnij do mojego klubu.
– Twojego klubu? – Unoszę brwi.
– Ojciec kupił mi pewien budynek na start.
– I pewnie dał ci kasę na rozkręcenie interesu – sugeruję z odrazą.
– Udajesz, że cię to brzydzi, ale niebawem sama wyciągniesz ręce po forsę.
– Nigdy.
Śmieje się i wstaje z krzesła, po czym podchodzi do mnie.
– Będziesz pracować? Zgaduję, że Raven załatwi ci ciepłą posadę kogoś w rodzaju sekretarki. – Pochyla się nade mną i szepcze mi do ucha: – Ile tak wytrzymasz? Zamknięta w biurowcu, zmuszona do wykonywania rozkazów nie tylko swojej przyjaciółki? Do świąt zechcesz uciec, byle tylko nie znosić kolejnego dnia upokorzeń. Jesteśmy do siebie podobni, Emily. Oboje jesteśmy stworzeni do wyższych celów.
Odwracam głowę w jego stronę i nawet nie przeszkadza mi to, że nasze twarze są zbyt blisko siebie.
– Nie jestem swoją matką.
– Nie sugeruję ci tego. Ona wybiegłaby po godzinie.
Uśmiecham się, choć wiem, że to podłe. Zac ma jednak rację. Pomysł o usamodzielnieniu się wyparował jej z głowy, kiedy tylko na horyzoncie pojawił się bogaty facet i obiecał, że się nią zaopiekuje. Nagle jej pragnienie niezależności przestało się liczyć.
– Nie chcę pieniędzy twojego ojca. Sama zarobię na swoje życie – stwierdzam twardo, po czym od razu wstaję i odchodzę kawałek od Zaca. – Wbrew temu, co wszyscy myślicie, jestem w stanie przetrwać.
– Zawsze mogę dać ci pracę striptizerki w moim klubie. Przyciągniesz masę klientów.
Niewiele brakuje, by puściły mi nerwy. I gdy już myślę, że nie może być gorzej, wraca do nas mama w towarzystwie Huga.
– Uznaliśmy, że powinnaś wprowadzić się tutaj i podjąć pracę w jednej z firm Huga. Na początek. Jeśli się wykażesz, dostaniesz coś, czym będziesz mogła zarządzać.
Uśmiecham się sztucznie, łapię swoją torebkę i ruszam do windy.
– Dziękuję za waszą łaskawość, ale za kilka dni kończę dwadzieścia jeden lat i planuję żyć według własnych zasad. Nie przyjmuję propozycji, a teraz żegnam.
Winda na szczęście szybko się otwiera, dzięki czemu mojej matce nie udaje się wypowiedzieć ani słowa. Jestem wściekła i najchętniej od razu poszłabym do Raven i opowiedziała o wszystkim, ale nie chcę przeszkadzać jej w pracy. Właśnie dlatego po przyjeździe do New Jork News zamykam się od razu w apartamencie i czekam, aż moja przyjaciółka będzie wolna. Oby dziś znalazła dla mnie trochę czasu.
■ROZDZIAŁ TRZECI
Rozsiadam się w Mystic. Jestem sama, bo Raven i James szykują się do wylotu na jakieś ważne wydarzenie z okazji Halloween. Co prawda, przyjaciółka przedstawiła mi szczegóły przez telefon, jednak nie zarejestrowałam zbyt wiele. Zadzwoniłam do Hazel, ale ona była umówiona ze swoim doktorkiem. Zaproponowała nawet podwójną randkę z jego bratem, jednak zdążyłam go przecież poznać, i to dość dobrze, w wieczór, w którym spotkaliśmy ich w klubie. Nie miałam ochoty na powtórkę. A więc siedzę sama i piję, przyglądając się osobom, które odwiedzają to miejsce. Być może ma ono swój klimat i jest przeznaczone dla elity, ale ja się kurewsko nudzę. Każdy z tych ludzi wygląda na bogatego snoba, który przychodzi tu tylko po to, by porozmawiać o interesach i pochwalić się nowymi inwestycjami. Nie mam nawet do kogo podejść i pogadać. Jedyną normalną osobą jest barmanka, która regularnie donosi mi drinki.
– Piękna i samotna.
Unoszę wzrok i znów mam odruch wymiotny. Jak za każdym razem, gdy go widzę.
– Co tu robisz, Zac? – cedzę przez zaciśnięte zęby. – Przecież masz swój własny bar.
– Przyszedłem… – Nagle urywa i drapie się w czoło. – Dla klimatu.
– Dla klimatu? – Patrzę na niego pytająco.
– Lubię to miejsce. Jest wyjątkowe.
– Nie bardziej niż bar w twoim hotelu. Więc zrób mi tę przyjemność, wróć tam i oddaj mi czyste powietrze tego miejsca.
Uśmiecha się łobuzersko, pochylając w moim kierunku.
– Nawet mnie nie zauważysz.
Po chwili znika za jakimiś drzwiami, a mi do głowy przychodzi tylko jedna myśl: pewnie bzyka jakąś barmankę na zapleczu. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Na szczęście kelnerka przynosi mi następną kolejkę, na co uśmiecham się z wdzięcznością.
– W samą porę, muszę zapić wspomnienie o tym kretynie.
– Zac Sparks? – pyta z zainteresowaniem.
– Nazywam go Zac kutas Sparks.
Śmieje się krótko, po czym nagle siada obok mnie.
– Cholernie przystojny. Ma w sobie coś takiego, że chce się zrzucić ubranie.
– Nie pomyliłaś facetów? – Krzywię się. – Jeśli chodzi o mnie, mam ochotę puścić pawia.
– Znasz go dobrze?
– Nawet za dobrze. Moja matka i jego ojciec są parą.
I właśnie w tym momencie dociera do mnie, że jestem nieźle wstawiona.
– Naprawdę? – piszczy kobieta. – Ale ci zazdroszczę.
– Możemy się zamienić. Ty zamieszkaj w przeklętym hotelu, a ja stanę za barem. Naucz mnie tylko, jak robi się te zajebiste drinki, i możesz uciekać.
– Gdyby to tylko było możliwe, nawet bym się nie zastanawiała – odpowiada rozmarzona.
Co jest nie tak z tymi dziewczynami, którym robi się mokro na widok tego idioty? Czy naprawdę liczą się jedynie wygląd i pozycja?
– Wierz mi, ja też.
Kobieta się uśmiecha, po czym wraca na swoje miejsce pracy, a ja zabieram się do kolejnego drinka. To chyba szósty, a może siódmy? Nieważne. Mam w planie się napić i zapomnieć o wszystkim chociaż na kilka chwil. Notuję sobie w głowie, by poprosić barmankę o zamówienie taksówki, gdy przestanę już kontaktować. Tak, mam zamiar zalać się w trupa.
Kilka kolejnych drinków odbiera mi jasność widzenia. Język mi się plącze, a w głowie szumi od nadmiaru alkoholu. Tak, to jest dokładnie ten moment, o którym marzyłam. Czuję się podle, ale przynajmniej nie mam siły na złożone myśli.
– Nie przesadziłaś? – Zac siada obok mnie.
– Daj mi spokój.
– Chodź, odwiozę cię.
– Zapomnij! – Wyrywam się, bo próbuje złapać mnie za ramię. – Sama świetnie sobie poradzę.
– Z pewnością. Szczególnie w tym stanie.
– Ta miła barmanka obiecała zadzwonić po taksówkę, kiedy przyjdzie czas.
– Czas przyszedł już dawno. Wstawaj, idziemy.
– Nigdzie z tobą nie idę!
– Wszystko w porządku? – Obok nas pojawia się barmanka.
– Dzwoniłaś już po taksówkę? – pyta jej Zac.
– Nie, ale miałam to zrobić i wtedy pojawił się pan.
– Nie dzwoń, zajmę się nią.
– Nie ma takiej, kurwa, opcji! Nie pozwól mu, żeby mnie dotknął! Nigdzie z nim nie idę.
Chyba nikt nie traktuje mnie poważnie. Nie dość, że Zacowi udaje się w końcu mnie złapać i podnieść z kanapy, to ta pieprzona barmanka jeszcze mu pomaga! A zaczynałam ją lubić. Oboje wyprowadzają mnie na parking podziemny, gdzie czeka limuzyna Sparksa.
– Nie wsiądę do niej – bełkoczę, próbując brzmieć choć trochę poważnie, ale oczywiście mi to nie wychodzi.
– Wsiądziesz. Nie masz wyboru.
– Oczywiście, że mam! Zadzwonię po taksówkę albo pójdę pieszo!
– Po prostu wejdź do tego pieprzonego samochodu, Emily!
– Och, pan i władca się wściekł. – Wpadam w niekontrolowany śmiech.
Dobra, może jest ze mną gorzej, niż mi się wydawało. Potykam się i lecę do przodu, ale Zac łapie mnie w ostatnim momencie. Unosi mnie do pozycji stojącej i odwraca twarzą do siebie.
– Dalej chcesz iść pieszo?
– Po dogłębnych przemyśleniach stwierdzam, że mogę się poświęcić i ci potowarzyszyć.
Unoszę brodę i próbuję wsiąść do limuzyny z gracją, której oczywiście nie mam, więc ponownie lecę do przodu, tym razem nie na beton, a na miękkie siedzenie. Poprawiam się szybko i odsuwam, by zrobić miejsce mężczyźnie. Wsiada i po chwili samochód rusza.
– Masz tu szampana?
– Mam, ale zapomnij, że dam ci jakikolwiek alkohol.
– Najbardziej rozrywkowy facet na Manhattanie odmawia pijanej dziewczynie alkoholu? – drwię. – Podczas mojej nieobecności ktoś obciął ci jaja?
– O moje jaja nie musisz się martwić – syczy, wyraźnie podminowany.
– Ty za to powinieneś. Cholera wie, co zdążyłeś już złapać. Hej! A może dlatego jesteś taką…
Zac nagle przykłada dłoń do moich ust i pochyla się w moim kierunku.
– Jestem wyrozumiały, ale wszystko ma swoje granice.
– Robisz się poważny jak twój ojciec – mówię niezadowolona, gdy tylko zabiera rękę. – Jestem ciekawa, kiedy z twojej twarzy zrobi się kamień.
Już nie odpowiada, a przez to tracę zainteresowanie dokuczaniem mu. Próbuję zlokalizować alkohol, jednak jest bardzo dobrze ukryty, więc zostaje mi tylko wytrzymać przejazd. Ten na szczęście nie trwa długo. Kiedy zauważam, że zatrzymujemy się przed hotelem Escala, mam nadzieję, że wysiądzie jedynie Zac, ale gdy to robi, czeka, aż do niego dołączę. Wychodzę z limuzyny z ogromną niechęcią i ruszam do wejścia. Dogania mnie w holu i prowadzi prosto do prywatnej windy, po czym wciska guzik z numerem jego piętra.
– Chyba coś ci się pomyliło.
– W takim stanie chcesz się spotkać z matką?
– Boję się tego, co zobaczę u ciebie.
Uśmiecha się w odpowiedzi. Chwilę później winda się otwiera.
– Wybierz sobie sypialnię.
– Chcę taką, którą można zamknąć na klucz.
– Nawet ja nie jestem tak popieprzony, żeby dobierać się do pijanej dziewczyny. Jeszcze byś mnie obrzygała.
– To mogę zrobić bez alkoholu, tak po prostu na mnie działasz.
Idę do pierwszych drzwi, które zauważam, wchodzę przez nie, po czym je zamykam. Oczywiście, cały apartament jest utrzymany w ciemnych kolorach, co wywołuje we mnie niepokój. Jakbym weszła do komnaty wampira. Jestem jednak zbyt pijana i za bardzo zmęczona, by myśleć o tym dłużej. Nie mam siły wziąć kąpieli ani się rozebrać, więc pakuję się w sukience na łóżko, zastanawiając się, z jak dużym kacem obudzę się jutro.
■ROZDZIAŁ CZWARTY
Ból głowy jest niczym w porównaniu ze wstydem, który właśnie odczuwam. Budzę się w sypialni gościnnej Zaca, mam na sobie pogniecioną sukienkę, rozmazany makijaż, a o włosach nie chcę nawet myśleć. Powłócząc nogami, idę do łazienki i gdy tylko do niej docieram, zamykam oczy, by przypadkiem nie spojrzeć na swoje odbicie. Rozbieram się, wchodzę pod prysznic i od razu odkręcam gorącą wodę, która nieco pomaga mi w pozbieraniu myśli. Mam lukę w pamięci, przez co boję się tego, co zrobiłam wczorajszego wieczora. Przypominam sobie jedynie, że Zac zaciągnął mnie do swojej limuzyny i tyle. Później jest już tylko czarna dziura.
Po bardzo długiej kąpieli wracam do pokoju owinięta w ręcznik. Wiem, że muszę poprosić Sparksa o coś do ubrania, ale najchętniej zostałabym w sypialni do końca życia. Nie chcę na niego patrzeć, ale nie mam innego wyjścia. Uchylam więc drzwi i rozglądam się po pomieszczeniu, ale nikogo w nim nie ma. Wychodzę i wolno pokonuję całą jego długość, aż docieram do podwójnych drzwi, za którymi z pewnością kryje się komnata samego szatana. Pukam dwa razy, a wtedy drzwi się otwierają.
– Wyglądasz zdecydowanie lepiej niż wczoraj – odzywa się Zac z uśmieszkiem, który mam ochotę zmazać mu z twarzy własną pięścią.
– Potrzebuję jakichś ubrań.
– W apartamencie, w którym mieszkałaś, z pewnością coś zostało.
– Matka nie zabrała wszystkiego?
– Wątpię. – Omija mnie i dostojnym krokiem podchodzi do okna zajmującego większą część ściany. – Jeśli o mnie chodzi, ten strój podoba mi się bardziej.
– Po prostu już pójdę – rzucam z irytacją.
Ruszam do windy. Kabina się otwiera, gdy mam zamiar nacisnąć guzik. Oczywiście… Moja matka otwiera szeroko oczy, a twarz Huga jak zwykle się nie zmienia.
– Emily?! – piszczy matka. – Co ty tu robisz?! Czy wy?
– Broń Boże! – krzyczę z obrzydzeniem.
– Emily miała drobny wypadek. Przyszła do mnie, by wziąć prysznic – wyjaśnia Zac.
Kłamstwo z jego ust jest bardziej przekonujące niż prawda wypowiadana przez zwykłego człowieka.
– Jaki wypadek?!
Liczę, że Zac ma odpowiedź na to pytanie, ale milczy.
– Przewróciłam się – rzucam pierwszą wymówkę, jaka przychodzi mi do głowy. – Pobrudziłam sukienkę.
– Dlaczego nie przyszłaś do mnie?
– Bo było wcześnie i nie chciałam ci przeszkadzać, a Zac i tak nie ma co robić.
Za plecami słyszę prychnięcie mężczyzny.
– Skoro już tu jesteś, nie będę musiała dzwonić. Chcielibyśmy zaprosić was na przyjęcie z okazji Halloween. Będzie cała śmietanka Upper East Side – mówi podekscytowana matka.
– Wybaczcie, ale organizuję własne przyjęcie w klubie. Jutro wielkie otwarcie Royal – odzywa się z powagą Zac, stając tuż obok mnie.
– Ach, tak… Ale ty, Emily, nie masz planów?
– Obiecałam Zacowi, że przyjdę – tłumaczę niewinnie, mając nadzieję, że mi uwierzy.
– To dobrze – zabiera głos Hugo. – Cieszę się, że zaczynacie się dogadywać.
Po chwili zostaję znów z Zacem. Zerkam na niego, bo coś nie daje mi spokoju.
– Czy tylko mnie się wydaje, że słowa twojego ojca mają drugie dno?
– Jego słowa zawsze mają drugie dno.
– To prawda. Pójdę już. Muszę znaleźć coś do ubrania.
– Otwarcie klubu jest o siódmej wieczorem.
– Nie zamierzam przychodzić. Powiedziałam to, by nie uczestniczyć w kolejnym kulturalnym spotkaniu zorganizowanym przez moją matkę.
– Nie masz wyboru. – Wzrusza ramionami, a na jego twarzy pojawia się uśmiech zwycięstwa.
– Nawet mnie nie lubisz. Zresztą z wzajemnością.
– Właśnie dlatego lubię cię dręczyć.
– Uważaj, bo też jestem w tym dobra.
Otwieram windę, wchodzę do środka i już nie mogę się doczekać, kiedy opuszczę ten budynek.
– Obowiązuje dress code. Im mniej na siebie włożysz, tym lepiej – dodaje Zac, zanim drzwi windy się zasuwają.
Skoro nie mam ciekawszych zajęć, z chęcią mu udowodnię, że również potrafię dręczyć. Dziś jednak chciałabym już tylko odpocząć i wyleczyć kaca, który wciąż daje o sobie znać. W apartamencie, w którym jeszcze niedawno mieszkałam z matką, znajduję kilka swoich ubrań. Ubieram się w pierwsze ciuchy, które wpadają mi w ręce, po czym opuszczam to miejsce, mając nadzieję, że szybko do niego nie wrócę.
Po powrocie do wieżowca NYN zaglądam do Raven i Jamesa, by pożegnać się z przyjaciółką przed jej wyjazdem. Uśmiecham się na widok krzątającej się po salonie Raven.
– Myślałam, że jedziecie na weekend – mówię rozbawiona.
– Tak, ale i tak nie wiem, co mam włożyć na przyjęcie! Jamesa nie ma, spotkamy się na lotnisku, więc jestem z tym sama.
– Gossip? – pytam zamyślona.
– Tak… Mam dość. On zresztą też.
– Chyba wasze rozwiązanie nie było przemyślane, co?
– Wydawało nam się, że będzie inaczej.
– W takim razie musicie coś zmienić. Nie powinniście żyć w ten sposób.
Raven w końcu się zatrzymuje. Wzdycha, po czym opada na kanapę. Dołączam do niej i przyglądam się jej badawczo. Naprawdę źle wygląda.
– Skończyłam rok studiów. Miałam wrócić na uczelnię, ale szybko zrozumiałam, że nie pogodzę tak odpowiedzialnej pracy z nauką. Przejęłam stanowisko Dylana, czego również nie było w planie. Miałam zająć się Gossip, ale przyjaciel Jamesa uznał, że lepiej będzie powierzyć mi sprawy firmy, którą już znam. I owszem, miał rację, chociaż to niewiele zmienia. Dylan jest teraz dyrektorem generalnym „New York News” oraz redaktorem naczelnym Gossip i coś mi mówi, że on także nie daje już rady.
Widzę, jak bardzo jest zmęczona, i pragnę jej pomóc. Nie wiem tylko, co mogłabym zrobić. Nie wezmę na siebie jej obowiązków, bo kompletnie się na tym nie znam. Gdyby było inaczej, nie zastanawiałabym się nawet sekundy.
– Musicie coś z tym zrobić. James powinien zatrudnić nowych ludzi.
– Tak, wiem to i myślę, że po naszym powrocie właśnie tym się zajmiemy. A jeśli mowa o nowych ludziach… Chcesz zostać moją nową Hazel?
– Twoją nową Hazel? – Marszczę czoło.
– James mi ją tylko pożyczył, ale ktoś w końcu musi ją zastąpić. – Wzrusza ramionami, uśmiechając się subtelnie. – Pomyślałam, że będziesz idealna. Hazel wszystko ci pokaże, a gdy będziesz gotowa, ona znów wróci na wyłączność do Jamesa, a ja będę miała niezastąpioną pomoc. Co ty na to?
– Jeszcze pytasz?! Oczywiście, że się zgadzam!
– Właśnie to chciałam usłyszeć. A teraz wybacz, ale muszę dokończyć pakowanie.
– Jasne! Już ci nie przeszkadzam. Mam nadzieję, że odpoczniecie.
– Ja też. Kiedy wrócę, porozmawiamy o twojej pracy.
Żegnam się uśmiechem z przyjaciółką, po czym wracam na swoje piętro. W apartamencie od razu rzucam się na łóżko. Całe szczęście Raven była zbyt zajęta pakowaniem i nie zauważyła, w jakim stanie ją odwiedziłam. Teraz muszę się jedynie wyspać, a jutro planuję spędzić cały dzień na planowaniu zemsty. Zac nawet nie wie, z kim zaczął wojnę.
■ROZDZIAŁ PIĄTY
Wcześnie rano opuszczam wieżowiec NYN. Wyspałam się jak nigdy. Po śniadaniu postanawiam odwiedzić Hazel, która miała pojawić się dziś w pracy, by sprawdzić jakieś ważne dokumenty. Wpadam na nią, gdy chcę wejść do windy.
– Już wychodzisz? – pytam zaskoczona.
– Tak, na szczęście szybko wszystko załatwiłam. Szłaś do mnie?
– Pomyślałam, że może będę mogła ci pomóc.
– To miło z twojej strony. Masz może ochotę na kawę? Niedaleko stąd jest świetne miejsce.
Zgadzam się z chęcią, bo nie chcę wracać do pustego apartamentu. Myślałam, że lubię samotność, dopóki nie poznałam jej gorzkiego smaku. Zawsze otaczałam się ludźmi. Może po prostu się do tego przyzwyczaiłam, a może rzeczywiście potrzebuję kogoś, z kim mogę porozmawiać. Jestem wdzięczna Raven, że przedstawiła mi Hazel. Pamiętam, że na początku nie byłam zachwycona tym pomysłem, ale ta kobieta okazała się świetną babką, z którą naprawdę dobrze mi się rozmawia.
– Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – pytam, gdy zajmujemy miejsca przy stoliku.
– Nie. Paul chciał zabrać mnie do klubu, gdzie będą jego koledzy z pracy, ale niektórzy z nich mnie przerażają.
Nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
– Lekarze potrafią być przerażający. Szczególnie w Halloween.
Podchodzi do nas kelner, więc szybko składamy zamówienia. Mój telefon wibruje, informując o nowej wiadomości. Sięgam po niego z ciekawością i od razu żałuję, że zepsułam sobie dzień.
ZAC: Masz już strój? Chciałabym zobaczyć twoją wersję seksownej uczennicy.
– Kutas – cedzę przez zaciśnięte zęby.
– Coś się stało?
– Zac podstępem skazał mnie na wieczór w jego klubie. Jak go znam, to będzie najbardziej perwersyjna impreza roku.
– Jak to cię zmusił?
– To długa historia, ale może zechcesz dołączyć do mnie razem z doktorkiem?
– Paul na perwersyjnej imprezie Zaca Sparksa? Odpada.
– Nie wydaje mi się, że jest sztywniakiem.
– Nie on, ja. Zdążyłam dowiedzieć się trochę o Zacu. Nie chcę, żeby mój facet pojawił się w miejscu, gdzie półnagie i nagie kobiety będą się o niego ocierać.
– Jesteś zazdrosna – stwierdzam rozbawiona.
– Nic na to nie poradzę. Spójrz na mnie. Jestem niska i nie mam figury modelki. Bez makijażu wyglądam jak dziecko, a kiedy się pomaluję, jak stara panna z piątką kotów. Nie mam lśniących włosów i powalającego uśmiechu…
– Poczekaj! – Przerywam jej, bo nie jestem w stanie dłużej tego słuchać. – Co ty właściwie pieprzysz?
– Prawdę.
Na widok jej zasmuconej miny mam wyrzuty sumienia. Niepotrzebnie w ogóle się odzywałam. Skąd jednak miałam wiedzieć, że Hazel właśnie tak siebie postrzega?
– Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jesteś piękną i cholernie inteligentną kobietą. Paul jest tobą oczarowany i wcale mu się nie dziwię. Gdyby było inaczej, nie spotykalibyście się tak często.
Opuszcza głowę, ale po chwili ją unosi.
– Dziękuję.
– Nie dziękuj. Po prostu zacznij w siebie wierzyć. A to, że masz dziecinną buzię, jest cholernym atutem! Facetów to kręci.
– Nawet nie chcę wiedzieć jakich.
– Spokojnie, nie mówię o pedofilach – rzucam ze śmiechem. – Ale są mężczyźni, którzy bardzo lubią taki typ urody.
– Może masz rację – mówi bez przekonania.
– Ja zawsze mam rację. – Puszczam do niej oczko.
Hazel w końcu się uśmiecha, a ja oddycham z ulgą. Udając, że wszystko u mnie w porządku, zastanawiam się, gdzie mogłabym znaleźć sojusznika w starciu z Zacem, ale szybko się poddaję. Muszę iść tam sama, bo nikt nie ma czasu tego wieczora. Przecież nie zabiorę ze sobą pierwszej lepszej osoby, która przyjdzie mi na myśl. Dociera do mnie, że jak na kogoś, kto otacza się wieloma ludźmi, mam niewielu przyjaciół.
Po wypiciu kawy żegnam się z Hazel, ale nie wracam do apartamentu. Zmierzam ku mojej ulubionej ulicy, gdzie najlepsze marki kuszą swoimi drogimi, ale niesamowitymi produktami. Omijam Diora, Chanel, a nawet Louisa Vuittona, tylko dlatego że nie znajdę tam tego, czego szukam. Wchodzę do Victoria’s Secret, by kupić sobie idealny strój na dzisiejszy wieczór. Z bólem serca przechodzę przez dział z bielizną. Korci mnie, by ją kupić. Tym razem jestem twarda i nie ulegam zachciankom. Na szczęście szybko trafiam na idealny kostium. Czy jest coś lepszego od wyuzdanego stroju diablicy? Skoro mam się pojawić w tym chorym klubie, nie będę odstawać od reszty. Dobrze znam gust Sparksa, nawet nie kryje się ze swoimi upodobaniami. Czuję, że Zac planuje dla mnie niezapomniany wieczór. Nie zapraszałby mnie, gdyby było inaczej. Do niedawana biegał za Raven, ale nawet taki kretyn jak on zauważył, że nie ma szans, gdy rywalem jest sam James Collins. Dlaczego ja nie mogę trafić na takiego faceta? Chodzi nie o pieniądze, jakie posiada, a jedynie o to, że jest mężczyzną z krwi i kości. Nie dzieciakiem, nie zboczeńcem. Zaczynam dochodzić do wniosku, że nigdy nie znajdę kogoś, z kim chciałabym spędzić resztę życia.
Nieco przygnębiona wracam do apartamentu. Odkładam zakupy, zamawiam obiad i planuję nic nie robić do samego wieczora. Cokolwiek Zac zaplanował, będę gotowa. Chyba.
■ROZDZIAŁ SZÓSTY
Punktualnie o siódmej wieczorem przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze. Jestem zadowolona z efektu, jaki udało mi się uzyskać. Gorsetowy biustonosz idealnie podkreśla moje piersi, a pas do pończoch wspaniale zgrywa się ze świetnym krojem majtek. Zanim zakładam opaskę z rogami, narzucam na siebie pelerynę zakrywającą wszystko, co na siebie włożyłam. Kończy się kilka centymetrów przed moimi kolanami i choć jest prosta sama w sobie, wygląda naprawdę nieźle.
Taksówka dowozi mnie na miejsce kilka minut po siódmej. Klub jest już oblegany, co nawet mnie nie dziwi. Ludzie lecą do Zaca niczym ćmy do światła. Bycie członkiem jednej z najbogatszych rodzin Manhattanu ma swoje zalety. Omijam kolejkę i podchodzę do ochroniarza, który przygląda mi się pytająco.
– Jestem Emily Gordon – wyjaśniam, mając nadzieję, że to wystarczy.
– I?
Unoszę brwi.
– OK, w takim razie przekaż Sparksowi, że byłam, ale mnie nie wpuściłeś – mówię zadowolona.
Odwracam się na pięcie i od razu zaczynam szukać wzrokiem taksówki. Szeroki uśmiech nie schodzi mi z twarzy, bo właśnie uwolniłam się od tragicznego wieczoru.
– Bardzo przepraszam, kolega nie wiedział, że jest pani specjalnym gościem. – Obok mnie staje drugi ochroniarz. – Pan Sparks czeka na panią.
Przeklinam w myślach swój los i choć najchętniej uciekłabym z tego miejsca, wchodzę prosto w paszczę lwa. Zaczynam rozglądać się po wnętrzu, które przytłacza przepychem, bardzo typowym dla właściciela. Już na samym wejściu zauważam kilka półnagich tancerek, później dostrzegam kolejne, wyginające się w złotych klatkach. Na końcu sali znajduje się okrągła loża dla VIP-ów, umieszczona na podeście, na którym oprócz półokrągłej kanapy jest też scena z rurą do tańca. Dostrzegam Zaca na kanapie. Wszędzie go rozpoznam po jego fryzurze w artystycznym nieładzie. Podchodzę tam, siadam obok niego i wyszarpuję mu szklankę whisky z dłoni.
– Nie powinnaś pić – zauważa niskim głosem.
Nie spuszczając z niego oczu, wypijam cały alkohol, po czym oddaję mu pustą szklankę.
– Czyżby?
Unosi kącik ust.
– Zastanawiałem się, czy w ogóle się pojawisz.
– Nie dałeś mi wyboru. Wolę tę spelunę niż kilka godzin na nudnym przyjęciu z moją matką.
– Spelunę? To luksusowy klub, złotko.
– Pełny dziwek. To, że biorą sto dolarów za numerek, nie czyni tego miejsca luksusowym.
Zac z szerokim uśmiechem pochyla się do mnie.
– Biorą trzysta dolarów.
– Ach, tak. To wiele zmienia. Rzeczywiście, to miejsce jest luksusowe – mówię z ironią.
– Ale twój strój odbiega od wytycznych – zauważa, mierząc mnie przenikliwym spojrzeniem.
– Powiedział facet w garniturze.
– Mężczyzn to nie dotyczy.
– Traktujesz kobiety jak zabawki erotyczne. To obrzydliwe.
– One same chcą być tak traktowane. Nikogo do niczego nie zmuszam.
I tu muszę przyznać mu rację. Dziewięćdziesiąt procent kobiet w wieku od szesnastu do trzydziestu lat dałoby się…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej