Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

On One Condition - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

On One Condition - ebook

Dwa miesiące spędzone w Cedar Falls, żeby dopilnować budowy luksusowego hotelu Sin International Network, a przy okazji podlizywać się upierdliwemu burmistrzowi, który stawia naszej firmie niedorzeczne warunki? Wiedziałem, że to nie będzie nic przyjemnego. W dodatku z tym malowniczym, turystycznym miasteczkiem w Montanie łączą mnie wspomnienia z młodości. Wspomnienia równie piękne, co bolesne.
Właśnie tutaj przeżyłem pierwszą prawdziwą miłość.
Zakończoną nagłym rozstaniem.
I złamanym sercem.
To było piętnaście lat temu. Dlaczego więc ponowne spotkanie z Asher Wells wywołuje we mnie tak silne uczucia, które nie dają mi spokoju? I dlaczego ona tu została? Zawsze marzyła o tym, żeby uciec stąd i zrobić karierę artystyczną. A przede wszystkim: dlaczego, do cholery, obwinia mnie o to, co się stało tamtej nocy?
Podobno pierwsza miłość zasługuje czasem na drugą szansę. Cóż, ja raczej traktuję tę historię jak niedokończony interes, a wszyscy wiedzą, że w biznesie Ledger Sharpe nigdy nie daje za wygraną. Tym razem nie wyjadę stąd bez Asher.
Najpierw jednak muszę sprawić, żeby przestała mnie nienawidzić…
Druga część serii romansów o braciach Sharpe autorki bestsellerów „New York Timesa”.
Część I: Last resort.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67859-21-9
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

Led­ger

Sza­nowny Za­rzą­dzie firmy Sharpe In­ter­na­tio­nal Ne­twork,

My, człon­ko­wie Rady Mia­sta Ce­dar Falls, pi­szemy do Pań­stwa, aby zgło­sić za­strze­że­nia do­ty­czące kilku kwe­stii zwią­za­nych z nie­dawno za­ku­pio­nym przez Was ho­te­lem The Re­treat i pro­wa­dzo­nymi ak­tu­al­nie pra­cami re­mon­to­wymi na te­re­nie obiektu. Wpraw­dzie ce­nimy wolny ry­nek oraz wszelką przed­się­bior­czość, lecz trosz­czymy się rów­nież o miesz­kań­ców na­szego mia­sta i źró­dła ich utrzy­ma­nia. Pań­stwa dą­że­nie do prze­miany Ce­dar Falls w ku­rort wiąże się z pro­ce­sem ko­mer­cja­li­za­cji, a co za tym idzie – de­gra­da­cji na­szej miej­sco­wo­ści, w związku z czym wiele ma­łych firm, które są od po­ko­leń fi­la­rami na­szej spo­łecz­no­ści, oba­wia się, że Pań­stwa dra­pieżna wiel­ko­biz­ne­sowa men­tal­ność do­pro­wa­dzi do ich ban­kruc­twa.

W zło­żo­nym 13 lu­tego bie­żą­cego roku wnio­sku o wy­da­nie wa­run­ko­wego po­zwo­le­nia na użyt­ko­wa­nie bu­dynku wid­nieje su­ge­stia, że Pań­stwa ośro­dek wcza­sowy stwo­rzy nowe miej­sca pracy i po­bu­dzi miej­scową go­spo­darkę. Do­tych­czas jed­nak nie do­trzy­mali Pań­stwo swo­ich obiet­nic. Wszyst­kie umowy pod­pi­sy­wane przez Sharpe In­ter­na­tio­nal Ne­twork w ra­mach tego pro­jektu zo­stały za­warte z fir­mami z Bil­lings i dal­szych oko­lic, a nie z sa­mego Ce­dar Falls.

Co prawda ro­zu­miemy, że Pań­stwa dzia­łal­ność musi przy­no­sić do­chody, ale na­szym za­da­niem jest ochrona na­szych miesz­kań­ców i ich stylu ży­cia. Rada Mia­sta po­sta­no­wiła, że wyda Pań­stwu osta­teczne po­zwo­le­nie na użyt­ko­wa­nie do­piero po speł­nie­niu na­stę­pu­ją­cego wa­runku: czło­nek za­rządu Pań­stwa firmy musi prze­by­wać w Ce­dar Falls przez pełne dwa mie­siące w celu nad­zo­ro­wa­nia pro­jektu. Uwa­żamy, że dzięki obec­no­ści Wa­szego przed­sta­wi­ciela na miej­scu prze­ko­nają się Pań­stwo, jak ważne jest do­trzy­my­wa­nie obiet­nic, oraz za­trosz­czy­cie o to, aby Pań­stwa re­pre­zen­tant po­zo­sta­wał do dys­po­zy­cji Rady Mia­sta Ce­dar Falls za każ­dym ra­zem, gdy zaj­dzie taka po­trzeba.

Do czasu speł­nie­nia tego wa­runku osta­teczne po­zwo­le­nie na użyt­ko­wa­nie nie zo­sta­nie wy­dane.

Z po­wa­ża­niem

Rada Mia­sta Ce­dar Falls

– Jaja so­bie ro­bią? – śmieję się, prze­no­sząc wzrok z ekranu lap­topa na mo­ich braci. – „De­gra­du­jemy” ich miej­sco­wość? Co za pier­do­le­nie. Gdy ośro­dek bę­dzie już go­towy, do Ce­dar Falls za­cznie zjeż­dżać wię­cej tu­ry­stów. Biz­nes w mie­ście się roz­kręci. Ich go­spo­darka do­sta­nie po­rząd­nego kopa.

Wie­dzia­łem, że za­kup nie­ru­cho­mo­ści w tej kon­kret­nej lo­ka­li­za­cji jest złą de­cy­zją.

Ale co się stało, to się nie od­sta­nie, prawda? Zresztą moi bra­cia na­wet nie wie­dzą, co się wy­da­rzyło w tam­tym miej­scu wiele lat temu. I nie­chaj tak zo­sta­nie.

– Naj­wy­raź­niej tamci mają od­mienne zda­nie – za­uważa Ford, z no­gami na stole kon­fe­ren­cyj­nym i rę­kami za­ło­żo­nymi za głową. Pa­trzy zmru­żo­nymi oczami na ekran swo­jego kom­pu­tera i czyta ten sam mail od rady mia­sta. – A wła­ści­wie dla­czego nie pod­pi­su­jemy umów z miej­sco­wymi przed­się­bior­cami?

– Bo tam­tej­sze firmy są zbyt małe i nie da­łyby so­bie rady z tak wiel­kim pro­jek­tem? – zga­duję. – Za­py­taj zresztą Hil­lary – do­daję, ma­jąc na my­śli na­szą me­ne­dżerkę, która sta­cjo­nuje w Ce­dar Falls i nad­zo­ruje bu­dowę. – Ona bę­dzie znała od­po­wiedź.

– Ja­sne, mo­żemy ją za­py­tać – mówi Ford – ale to nie roz­wiąże na­szego pro­blemu.

– Ani nie sprawi, że prze­staną le­cieć w chuja z tymi po­zwo­le­niami – uzu­peł­nia Cal­la­han.

Stoi przy rzę­dzie okien, które zdo­bią na­szą salę kon­fe­ren­cyjną, i pa­trzy na mnie z taką samą miną, jak Ford.

Wszy­scy trzej je­ste­śmy iden­tyczni, je­śli cho­dzi o wy­gląd, ale za­ra­zem bar­dzo się róż­nimy pod każ­dym in­nym wzglę­dem.

– Po cho­lerę w ogóle ku­po­wa­li­śmy tę nie­ru­cho­mość? – zży­mam się, ści­ska­jąc grzbiet nosa. Ko­lejny pro­blem, ko­lejny ból głowy. – My­śla­łem, że nowe pro­jekty po­winny być za­je­bi­ście eks­cy­tu­jące.

– Prze­stań się tak spi­nać, Ledge, bo ci pęk­nie żyłka w du­pie – rzuca drwiąco Cal­la­han.

Po­ka­zuję mu środ­kowy pa­lec.

– Tato. To z jego po­wodu zgo­dzi­li­śmy się na ten za­kup – mówi Ford, przy­po­mi­na­jąc nam, że­by­śmy znowu się sku­pili na sed­nie sprawy, bo do­brze wie, że Cal­la­han i ja po­tra­fimy ca­łymi dniami sprze­czać się w taki gów­niar­ski spo­sób. – Za­mie­rza­li­śmy zro­bić coś w hoł­dzie dla niego. Pa­mię­tasz?

Tak, Ford ma ra­cję. Ku­pi­li­śmy ten stary ho­tel z za­mia­rem prze­obra­że­nia go w nie­ru­cho­mość godną marki Sharpe In­ter­na­tio­nal Ne­twork, bo tego wła­śnie ży­czyłby so­bie nasz oj­ciec. Chciałby, że­by­śmy stwo­rzyli miej­sce, do któ­rego kie­dyś bę­dziemy za­bie­rać wła­sne ro­dziny, a na­sze dzieci do­świad­czą tego, czego my za­zna­li­śmy w dzie­ciń­stwie. Bli­sko­ści z na­turą. Ja­kiejś in­nej per­spek­tywy. Ży­cia bar­dziej... ana­lo­go­wego. Boże, pra­wie się trzęsę na samą myśl o tym, że miał­bym prze­żyć go­dzinę bez te­le­fonu. W ta­kim miej­scu na­sza trójka mo­głaby tro­chę czę­ściej czuć się jak ro­dzeń­stwo, a nie tylko jak wspól­nicy i współ­pra­cow­nicy.

Nikt jed­nak nie prze­wi­dział, że wła­dze mia­sta, w któ­rym daw­niej spę­dza­li­śmy każde wa­ka­cje, będą tak nam utrud­niały sprawę.

– Czy ktoś mógłby im zwy­czaj­nie po­wie­dzieć, że do­trzy­mamy na­szych obiet­nic? – py­tam. – Czy to nie wy­star­czy? Dwa mie­siące sie­dze­nia na tym za­du­piu do­pro­wa­dzi­łyby każ­dego czło­wieka do szału.

– No tak, za­po­mnie­li­śmy, że tylko ty nie by­łeś za­chwy­cony tym po­my­słem. – Cal­la­han prze­wraca oczami. – Wy­jazd na wieś jest te­raz po­ni­żej god­no­ści ja­śnie pana Led­gera.

– Żadne po­ni­żej god­no­ści, ale czy nie mo­gli­śmy, na li­tość bo­ską, wy­brać ja­kiejś lep­szej lo­ka­li­za­cji? Ta­kiej, gdzie główna ulica w mie­ście nie jest je­dyną atrak­cją?

– Mon­tana jest te­raz go­rącą miej­scówką – wtrąca Ford, wzru­sza­jąc ra­mio­nami.

– Do­bra, do­bra. – Ma­cham lek­ce­wa­żąco ręką, choć wiem, że ma ra­cję. Ale Ce­dar Falls to nie Nowy Jork. Za da­leko od wszyst­kiego. A moja ostat­nia wi­zyta w tam­tych stro­nach była prze­ży­ciem, które chciał­bym wy­rzu­cić z pa­mięci.

– Czło­wieku, uwiel­bia­łeś to mia­steczko, kiedy by­li­śmy ma­ło­la­tami – mówi Ford.

To prawda.

Uwiel­bia­łem.

A po­tem na­gle prze­sta­łem.

– Cho­lera, to było je­dyne miej­sce, w któ­rym tato po­zwa­lał nam być nor­mal­nymi dzie­cia­kami, a nie po­tom­kami rodu Sharpe’ów. – Cal­la­han krzy­żuje ręce na piersi i od­chrzą­kuje. Je­stem pe­wien, że w tej chwili wszy­scy do­zna­jemy ukłu­cia w pier­siach. Nie­obec­ność ojca jest wciąż ogromną wy­rwą w na­szych ser­cach.

Uśmie­cham się do mo­ich wcze­snych wspo­mnień z Ce­dar Falls. Dłu­gie dni spę­dzane na świe­żym po­wie­trzu. A wie­czo­rami ca­ło­wa­nie się z dziew­czy­nami w le­sie. Cza­sami na­wet coś wię­cej... Nasz oj­ciec, Ma­xton Sharpe, spusz­czał nas ze smy­czy, bo uwa­żał, że w tak ma­łym mia­steczku nie znaj­dziemy oka­zji do wy­bry­ków. Cóż, my­lił się. Wol­ność, jaką się wtedy cie­szy­li­śmy, była czymś prze­wspa­nia­łym w po­rów­na­niu z ry­go­rami pa­nu­ją­cymi w pry­wat­nym li­ceum, do któ­rego uczęsz­cza­li­śmy, oraz nie­ska­zi­telną re­pu­ta­cją, ja­kiej wy­ma­gano od nas na co dzień.

Re­pu­ta­cji, przez którą pięt­na­ście lat temu mu­sie­li­śmy wy­je­chać z Ce­dar Falls.

Moi bra­cia do dziś nie wie­dzą, dla­czego już ni­gdy tam nie wró­ci­li­śmy.

– Ło­wie­nie ryb, ła­że­nie po gó­rach, ło­je­nie bro­wa­rów...

– ...w hur­to­wych ilo­ściach – uzu­peł­nia Ford, a ja so­bie przy­po­mi­nam, jak wrę­cza­li­śmy ła­pówki lu­dziom z ekipy taty, żeby je nam po kry­jomu ku­po­wali.

– Nie za­po­mi­najmy też o wszyst­kich tam­tych pro­win­cjo­nal­nych pa­nien­kach – do­daje Cal­la­han z bez­czel­nym uśmiesz­kiem. – Miały dziką ochotę na przy­jezd­nych chło­pa­ków. My­ślały, że je­ste­śmy dużo bar­dziej wy­ra­fi­no­wani, niż by­li­śmy w rze­czy­wi­sto­ści.

– Ech, stare do­bre czasy – wzdy­cham.

– A jak się na­zy­wała tamta la­ska, z którą kie­dyś krę­ci­łeś? – pyta na­gle Ford. – Ash­lyn? Ash­ley?

– Asher – mru­czę pod no­sem i prze­cze­suję dło­nią włosy. Asher Wells. Znowu czuję w piersi ostre ukłu­cie, ale tym ra­zem z zu­peł­nie in­nego po­wodu. – Boże. Pra­wie o niej za­po­mnia­łem.

To kłam­stwo.

Od razu po­my­śla­łem wła­śnie o niej, gdy moi bra­cia wy­sko­czyli z po­my­słem kupna tego ho­telu. Asher – pierw­sza dziew­czyna, która zła­mała mi serce. Do tej pory jest to je­den z nie­wielu se­kre­tów, które skry­wam przed braćmi.

Se­kret tak stary i tak głę­boko za­ko­pany, że nie by­łoby sensu go te­raz od­ko­py­wać.

Boże.

Asher. Moja la­wen­dowa dziew­czyna.

Cią­gle ją wi­dzę, jak sie­dzi pod na­szą wierzbą, z li­śćmi wplą­ta­nymi we włosy i ogniem tań­czą­cym w oczach.

– O! Asher. Tak. – Ford pstryka pal­cami. – O ile do­brze pa­mię­tam, to była je­dyna ko­bieta, która po­ko­nała cię w two­jej wła­snej grze, czyli zła­mała ci serce, za­nim ty zdą­ży­łeś zro­bić to jej. A może na­uczy­łeś się tej sztuki wła­śnie od niej? Po­dob­nie jak uni­ka­nia głęb­szych, trwa­łych związ­ków.

– Bla, bla, bla. – Prze­wra­cam oczami. – Tylko dla­tego, że wolę luźne zna­jo­mo­ści i nie daję się za­ob­rącz­ko­wać jak ten go­łą­bek – wska­zuję na Cal­la­hana – nie ozna­cza, że je­stem dup­kiem żo­łęd­nym.

– Nie su­ge­ro­wa­łem, że je­steś dup­kiem, tylko ide­al­nym... Led­ge­rem – śmieje się Cal­la­han. – A tak w ogóle to dla­czego ona z tobą ze­rwała? Roz­cza­ro­wał ją twój roz­miar?

Par­skają ru­basz­nym śmie­chem, a ja kręcę głową i rzu­cam nie­dbale:

– Pie­prz­cie się.

I zmień­cie te­mat, bła­gam.

– My­ślisz, że ona wciąż mieszka w Ce­dar Falls? – pyta na­gle Ford.

– Wąt­pię. Nie mo­gła się do­cze­kać, żeby się wy­rwać z tej cho­ler­nej mie­ściny. – Mam na­dzieję, że jej się udało.

– Do­bra, do­bra, już wy­star­czy wspo­mi­na­nia tam­tych dwóch mi­nut, gdy stra­ci­łeś dzie­wic­two, oraz tej bied­nej dziew­czyny, zmu­szo­nej wy­trzy­mać te krót­kie, ulotne chwile – żar­tuje Cal­la­han, a ja po­ka­zuję mu środ­kowy pa­lec. – Jak za­ła­twimy sprawę żą­dań tam­tych pie­przo­nych waż­nia­ków?

– Nie­stety, trzy­mają nas w gar­ści – mówi Ford. – Nie mamy wy­boru, mu­simy się ugiąć.

– A ga­da­łeś z na­szymi praw­ni­kami? Py­ta­łeś, czy w ogóle mogą nam sta­wiać ta­kie wa­runki?

– Mogą zro­bić wszystko, co im się po­doba – wtrąca Cal­la­han. – Pa­mię­tasz ten pro­jekt w Santa Fe? Wtedy też mia­sto sta­wiało ostre wa­runki. Wy­bu­li­li­śmy kupę forsy na walkę w są­dzie, a na ko­niec i tak mu­sie­li­śmy tań­czyć tak, jak nam za­grali.

– Kurwa mać. – W my­ślach prze­la­tuję przez har­mo­no­gram prac bu­dow­la­nych zwień­czony pla­no­wa­nym hucz­nym otwar­ciem. Dwa mie­siące, za­nim otrzy­mamy po­zwo­le­nie na użyt­ko­wa­nie bu­dynku, ozna­czają nie­pla­no­wane opóź­nie­nie. – To bę­dzie nas słono kosz­to­wało. Mu­simy prze­su­nąć datę otwar­cia. Tak na wszelki wy­pa­dek.

– To tylko drobne tur­bu­len­cje – ko­men­tuje Ford z wła­ści­wym so­bie prag­ma­ty­zmem. – Ta­kie rze­czy zda­rzają się przy każ­dym pro­jek­cie.

– Ale to są ab­sur­dalne żą­da­nia.

– Nie­ważne, bo i tak już ku­pi­li­śmy ten ho­tel. Tu cho­dzi o mi­liony do­la­rów, więc w grun­cie rze­czy nie mamy wy­boru, prawda? – krzywi się Cal­la­han.

– Wiesz, czego nie mamy? Czasu na ta­kie durne wy­my­sły. Ża­den z nas nie może so­bie w tej chwili po­zwo­lić na dwa mie­siące wy­rwane z ży­cio­rysu. – Prze­cze­suję dło­nią włosy. – Po to za­trud­niamy me­ne­dże­rów pro­jek­tów i kie­row­ni­ków bu­dowy. Mu­simy ja­koś obejść tę ba­rierę. Trzeba coś wy­kom­bi­no­wać.

Cal­la­han pa­trzy na mnie, jak­bym się urwał z cho­inki.

– No to co do­kład­nie pro­po­nu­jesz? Bo je­śli chcesz ich ob­sy­pać pie­niędzmi, a wła­śnie ta­kie roz­wią­za­nie ci cho­dzi po gło­wie, to to je­dy­nie sprawi, że lu­dzie do­ro­bią nam jesz­cze bar­dziej kor­po­ra­cyjną gębę.

– Albo bę­dziemy wy­glą­dać jak winni tego, o co nas oskar­żają – do­daje Ford.

– W ta­kim ra­zie ja­kie jest wyj­ście? Za­trud­nić wszyst­kich lu­dzi w mie­ście? Do­bra. Zróbmy tak – mó­wię. – Wszyst­kie sklepy przy głów­nej ulicy przez nas zban­kru­tują? To nie na­sza, kurwa, wina, je­śli tak się sta­nie. My sprze­da­jemy tylko go­ścin­ność, więc ja­kim cu­dem przez nasz ośro­dek miałby splaj­to­wać skle­pik z na­rzę­dziami albo pie­kar­nia? Ten list to ab­so­lutna bzdura.

– No ale co zro­bisz? Nic nie zro­bisz – mam­ro­cze pod no­sem Ford.

– A co nam za­wsze po­wta­rzał tato? – py­tam. – Że na­leży się sta­wiać w po­zy­cji zwy­cięzcy. A jak mo­żemy to zro­bić? Co nam daje prze­wagę nad nimi?

– Trudno, trzeba bę­dzie po­je­chać na dwa mie­siące do Ce­dar Hills – oznaj­mia Ford.

– Ce­dar Falls – po­pra­wiam go od­ru­chowo, po­now­nie zer­kam na mail, a po­tem za­my­kam lap­top. – Skoro się zgła­szasz na ochot­nika, po­wi­nie­neś za­pa­mię­tać pra­wi­dłową na­zwę tego mia­steczka.

– Ja? – dziwi się Ford i pod­nosi ręce. – Nie ma szans. To jest za­da­nie dla cie­bie, Led­ger.

– Co, do kurwy nę­dzy...? – Wo­dzę wzro­kiem od jed­nego do dru­giego. Ga­pią się na mnie z wy­szcze­rzo­nymi zę­bami. – Nie ma mowy. – Pod­ry­wam się gwał­tow­nie z krze­sła, pod­cho­dzę do okna, aż wresz­cie się do nich od­wra­cam. – Ab­so­lut­nie wy­klu­czone – za­zna­czam, ale po­woli do mnie do­ciera, w ja­kiej sy­tu­acji się wła­ści­wie zna­la­złem.

Znam do­brze ich gra­fiki.

Wiem, ja­kie pro­wa­dzą pro­jekty.

Orien­tuję się w roz­po­czę­tych ope­ra­cjach, któ­rych nie będą mo­gli po­rzu­cić z dnia na dzień.

Ale prze­cież so­bie po­przy­sią­głem, że moja noga już ni­gdy wię­cej tam nie po­sta­nie.

Wi­dząc moją minę, Cal­la­han par­ska śmie­chem. Wie, iż so­bie uświa­da­miam tę bru­talną prawdę, że aku­rat na mnie pa­dło.

– Co wcze­śniej mó­wi­łeś? – dro­czy się ze mną.

– Słu­chaj. Sza­nuję wszel­kiego ro­dzaju lo­ka­li­za­cje. Wiel­ko­miej­skie. Wiej­skie. Tro­pi­kalne. Ale czy to za­da­nie nie pa­so­wa­łoby bar­dziej do...

– Od kiedy lu­bisz wieś? – prze­rywa mi Ford.

– Kie­dyś lu­bi­łem. Jako na­sto­la­tek.

– Ha. Ale te­raz je­steś ele­gan­ci­kiem z ro­lek­sem i nie chcesz po­bru­dzić so­bie dro­gich, mar­ko­wych bu­ci­ków?

– Czy to za­da­nie nie pa­so­wa­łoby bar­dziej – znów za­czy­nam, igno­ru­jąc jego ko­men­tarz – do któ­re­goś z was, skoro się le­piej orien­tu­je­cie w te­re­nach mniej... za­bu­do­wa­nych? – Boże drogi, pro­szę, uchroń mnie przed tym wi­szą­cym nade mną nie­szczę­ściem. Ja­sne, nie ma co roz­grze­by­wać prze­szło­ści, ale to nie jest miej­sce, do któ­rego chcę wra­cać. Czy się tam do­brze czu­łem, gdy by­łem na­sto­lat­kiem? No pew­nie. To są spo­kojne, ustronne oko­lice ide­alne do siel­skiego wy­po­czynku. Go­ście na­szego ośrodka będą za­chwy­ceni. Dla­tego ku­pi­li­śmy tę nie­ru­cho­mość.

Tylko że nie chcę tam wra­cać.

Bez względu na to, czy Asher Wells wciąż mieszka w Ce­dar Falls, czy już dawno stam­tąd ucie­kła.

– No to w czym pro­blem? – pyta Cal­la­han, wrzu­ca­jąc do ust wi­no­grono z tacki z owo­cami usta­wio­nej na środku stołu. – W twoim le­gen­dar­nym pla­nie dzie­się­cio­let­nim nie ma miej­sca na dwa mie­siące spę­dzone w Mon­ta­nie?

Na to Ford chi­cho­cze pod no­sem, spo­gląda na Cal­la­hana i do­po­wiada:

– Je­stem pe­wien, że uda się je wci­snąć gdzieś po­mię­dzy „po­zo­stać ka­wa­le­rem do czter­dziestki” a „do­stać cały ar­ty­kuł w »For­be­sie« tylko o so­bie”.

– I po­my­śleć, że nie ży­czy so­bie w tym ar­ty­kule ani słowa o nas – wzdy­cha Cal­la­han i kręci głową z uda­wa­nym smut­kiem. Wi­dać, że się do­brze bawi moim kosz­tem. – Wciąż jesz­cze masz ten swój plan dzie­się­cio­letni, prawda?

– Pew­nie, że ma! – pry­cha Ford.

– Chcia­łem się tylko upew­nić, czy nie prze­rzu­cił się na two­rze­nie ta­blic wi­zu­al­nych czy jak to się tam te­raz na­zywa.

– Ta­blice wi­zu­ali­za­cyjne, Cal­la­han. Na­dą­żaj za du­chem czasu – kpi Ford.

– Ależ z was dupki – bur­czę pod no­sem, choć tak na­prawdę ba­wią mnie ich głu­pawe żar­ciki.

Jesz­cze nie­całe pięt­na­ście mie­sięcy temu na­sze na­stroje i re­la­cje wy­glą­dały zgoła ina­czej. Ford i ja nie po­tra­fi­li­śmy się do­ga­dać z Cal­la­ha­nem. Prze­peł­niały nas złość, roz­cza­ro­wa­nie, nie­chęć. Wszyst­kie te ne­ga­tywne emo­cje, które wy­pły­nęły na po­wierzch­nię po śmierci ojca i pra­wie znisz­czyły na­sze sto­sunki.

A te­raz? Te­raz mo­żemy się wy­zy­wać od dup­ków i chu­jów, śmie­jąc się przy tym do roz­puku i wie­dząc, że na­sze więzi są trwal­sze niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej.

– Tak. To prawda. Je­ste­śmy dup­kami – woła Cal­la­han, ob­ra­ca­jąc się do mnie z roz­ba­wioną miną. – Więc, wra­ca­jąc do sprawy, prze­rzu­ci­łeś się na two­rze­nie ta­blic wi­zu­ali­za­cyj­nych czy nie?

– Pie­prz­cie się obaj – mó­wię, wal­cząc ze śmie­chem.

– Nie za­prze­czył – za­uważa Ford.

– Ani razu – uści­śla Cal­la­han.

– Nie mam żad­nej ta­blicy wi­zu­ali­za­cyj­nej – za­pew­niam ich.

– Ale cią­gle się trzy­masz swo­jego planu dzie­się­cio­let­niego, prawda? Tego, w któ­rym masz pe­dan­tycz­nie wy­no­to­wane wszyst­kie swoje cele, ma­rze­nia i inne tego ro­dzaju bzdety? – iro­ni­zuje Ford. – Jaką sto­su­jesz me­todę? Pod­punk­ciki czy ta­be­leczki? A może z każ­dej po­zy­cji zro­bi­łeś so­bie pla­ka­ciki i okle­iłeś nimi ściany w swoim do­mo­wym ga­bi­ne­cie?

– Sta­wiam na pla­ka­ciki – drwi Cal­la­han. – La­mi­no­wane. Wi­szą so­bie i pięk­nie lśnią...

– Je­śli to jest je­dyna rzecz, z któ­rej mo­że­cie się ze mnie na­bi­jać, to niech wam bę­dzie. – Znowu po­ka­zuję im środ­kowy pa­lec.

– Wcale nie je­dyna – cią­gnie Cal­la­han. – Bę­dziemy mieć jesz­cze więk­szy ubaw, pa­trząc, jak się pró­bu­jesz do­sto­so­wać do po­wol­nego, wiej­skiego ży­cia w Mon­ta­nie.

– Sześć­dzie­siąt dni – oznaj­mia Ford, prze­cią­ga­jąc gło­ski. – To mnó­stwo czasu spę­dzo­nego na wy­gna­niu, z dala od two­ich uko­cha­nych tłu­mów, wie­żow­ców i mi­ster­nych pla­nów ży­cio­wych.

Dwa mie­siące.

Ja pier­dolę.

W moim świe­cie to pra­wie wiecz­ność.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: