Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Operacja Neptun. D-Day i inwazja Aliantów na okupowaną Europę - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
20 lipca 2025
5249 pkt
punktów Virtualo

Operacja Neptun. D-Day i inwazja Aliantów na okupowaną Europę - ebook

Kompletna historia największej operacji desantowej w dziejach świata

Osiemdziesiąt lat temu sześć tysięcy alianckich okrętów przewiozło ponad milion żołnierzy przez kanał La Manche na okupowane przez Niemców wybrzeże Normandii. D-Day rozpoczął nowy rozdział w historii drugiej wojny światowej. Dla tysięcy żołnierzy okazał się tragiczny. Była to największa w historii ludzkości operacja desantowa. O jej koszcie przypomina dziś morze krzyży położonego na szczycie urwiska wojskowego cmentarza.

Większość opisów tego epickiego starcia zaczyna się od lądowania aliantów na plażach rankiem 6 czerwca 1944 roku. Ta historia jednak ma swój początek dużo wcześniej, w mrocznych dniach po ewakuacji Dunkierki latem 1940 roku. Poziom skomplikowania tego przedsięwzięcia był trudny do wyobrażenia. Wszystko mogło pójść źle.

Craig Symonds przedstawia pełny obraz operacji Neptun, charakteryzuje kluczowe postacie dowódców i porywająco relacjonuje sam moment desantu. Udowadnia też, że sukces zależał głównie od młodszych oficerów i szeregowców, którzy dotarli na wybrzeże w barkach desantowych, rozbrajali miny, zajmowali plaże i szturmowali obsadzone niemieckimi żołnierzami urwiska, by zabezpieczyć przyczółki dla przyszłej kampanii, której celem był Berlin i zakończenie najkrwawszej wojny, jaką widział świat.


Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8367-867-2
Rozmiar pliku: 5,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SPIS MAP, WYKRESÓW I TABEL

Operacja Torch, 8–11 listopada 1942

Alianckie straty na morzu a budowa nowych statków, 1942–1944

Śródziemnomorski „smoluch”, lipiec 1943 – styczeń 1944

Liczebność sił amerykańskich w Wielkiej Brytanii, czerwiec 1942 – maj 1944

Amerykanie w Wielkiej Brytanii, grudzień 1943 – maj 1944

Porównanie rozmiarów alianckich środków desantowych

Amerykańska produkcja środków desantowych, styczeń 1942 – maj 1944

Struktura dowodzenia operacją Neptun/Overlord

Przeprawa, 5–6 czerwca 1944

Bombardowania, godz. 6.00, 6 czerwca 1944

Plaża Omaha, godz. 9.00, 6 czerwca 1944

Plan sztucznego portu Mulberry koło plaży Omaha

Wyładunek żołnierzy i zaopatrzenia na plaży Omaha, 6–26 czerwca 1944

Bitwa o Cherbourg, 19–25 czerwca 1944

Ostrzał Cherbourga z morza, 25 czerwca 1944PROLOG

Wielu ludziom, a zwłaszcza Amerykanom, termin „D-Day” przywodzi na myśl obraz plaży Omaha w chwili, gdy dziobowa rampa łodzi desantowej opada na spienioną wodę, a młodzi żołnierze, nierzadko nastoletni, ruszają na spotkanie z losem. Może dzięki hollywoodzkim ekranizacjom, a może za sprawą niezapomnianych zdjęć, jakie tamtego dnia zrobił Robert Capa, jest to moment, który wrył się głęboko w zbiorową pamięć naszego narodu. I tak być powinno. Przypomina bowiem o straszliwej cenie wojny i poświęceniu tych, którzy ją płacą.

Jest to jednak moment poprzedzony długą historią, którą dotychczas opowiadano jedynie we fragmentach, a często wręcz pomijano. Zanim pierwszy statek zarył w piasek, zanim pierwszy żołnierz wyszedł na plażę, by stawić czoło bezlitosnemu ogniowi karabinów maszynowych, wiele musiało się wydarzyć. Ludzie odpowiedzialni za decyzje strategiczne musieli wydać rozkazy, inni – opracować plany ich realizacji, jeszcze inni – zaprojektować i wybudować statki, które przewiozą żołnierzy i sprzęt najpierw z Ameryki do Anglii, a następnie, po kilkumiesięcznym szkoleniu, na drugi brzeg kanału La Manche, do okupowanej Francji. Alianckie lądowanie na plażach Normandii 6 czerwca 1944 roku oznaczono kryptonimem Overlord, ale wszystko, co działo się wcześniej, włącznie z transportem przez kanał i samym desantem, było częścią operacji Neptun, bez której „D-Day” nie mógłby dojść do skutku.

Neptuna, rzymskiego boga morza, przedstawia się zwykle jako białobrodego siłacza o nagim torsie; często dzierży on trójząb i powozi rydwanem zaprzężonym w konie morskie. W maju 1943 roku na konferencji w Quebecu (kryptonim Quadrant), gdzie połączone dowództwo wojskowe Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych zatwierdziło długo odwlekaną decyzję o wkroczeniu za rok do okupowanej przez Niemców Francji, uznano, że będzie to odpowiedni symbol dla gigantycznej operacji desantowej. Słowo „gigantyczna” nie jest tu żadną przesadą. Operacja Neptun była największym szturmem z morza w dziejach ludzkości; brało w niej udział ponad 6 tysięcy statków i przeszło milion ludzi. Niniejsza książka przygląda się temu, jak Brytyjczycy i Amerykanie zdołali przezwyciężyć różnice w myśleniu strategicznym, niecierpliwość Rosjan, niemieckie U-Booty, deficyt statków, niepowodzenia szkoleniowe i tysiąc innych przeszkód, jakie stały alianckim wojskom na drodze do skutecznego lądowania w Normandii.

Wielu spośród tych, którzy na konferencji w Quebecu uroczyście potwierdzili decyzję o otwarciu drugiego frontu w Europie wiosną 1944 roku, zastanawiało się wtedy, czy nie okaże się to jedynie pobożnym życzeniem, gdyż w tamtym czasie nie dysponowano tyloma okrętami, żeby dało się przeprowadzić tak wielką inwazję. Amerykanie, ufni w swój niezrównany potencjał przemysłowy, patrzyli w przyszłość z dużo większym optymizmem niż Brytyjczycy, którym sześciotysięczna armada wręcz nie mieściła się w głowach. W końcu statki pozwalały Amerykanom utrzymać życiodajną pomoc dla Wielkiej Brytanii i Rosji; trzeba ich było jeszcze więcej, aby przewieźć przez ocean milion (lub więcej) amerykańskich żołnierzy, a następnie dostarczać im listy i papierosy, nie wspominając o transporcie ze Stanów Zjednoczonych do Anglii jeepów, ciężarówek, czołgów, bomb, pocisków, paliwa i innych narzędzi wojny. Poza tym do ochrony tych statków przed zakusami wrogich U-Bootów niezbędne były okręty eskortowe – niszczyciele, korwety i małe lotniskowce. Sama inwazja wymagała z kolei użycia wielkiej liczby ściśle określonych statków, które najpierw przewiozą desant wraz z uzbrojeniem na drugą stronę kanału La Manche, a następnie będą zabierać rannych i jeńców do Wielkiej Brytanii. Tego wszystkiego trzeba było dokonać w sytuacji, gdy mnóstwo innych jednostek pływających – całe tysiące – toczyło wojnę morską z Japonią na drugim końcu świata. Wszechobecne braki spędzały sen z powiek wojskowym decydentom. Podczas drugiej wojny światowej żaden aspekt logistyczny nie wiązał rąk aliantom tak bardzo jak deficyt statków i to właśnie z jego powodu najważniejsze anglo-amerykańskie decyzje strategiczne więcej niż o chęciach mówiły o możliwościach zachodnich sprzymierzeńców.

Wszystkie doniosłe wydarzenia w historii wojskowości składają się z elementów strategicznego, logistycznego i operacyjnego. Jeśli chodzi o operację Neptun, początki planowania strategicznego sięgały czasu sprzed przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny i miały związek z powstaniem i rozwojem partnerstwa anglo-amerykańskiego. Po tym, jak na przełomie maja i czerwca 1940 roku Brytyjski Korpus Ekspedycyjny ewakuował żołnierzy z plaż Dunkierki, planiści brytyjscy – a niedługo potem również amerykańscy – zaczęli się głowić, jak, kiedy i gdzie zachodni alianci mogliby wtargnąć z powrotem na kontynent europejski. Konieczność realizacji tych planów różniła się kompletnie między rokiem 1941 a 1944 i – niemal równie diametralnie – między formalnymi partnerami: Brytyjczycy przejawiali w tej sprawie znacznie mniej pośpiechu niż popędliwi Amerykanie czy, po czerwcu 1941 roku, przyciśnięci do muru Sowieci. Kwestie te stawały się nieraz przedmiotem ostrych wymian pomiędzy anglojęzycznymi sojusznikami. Do tego dochodziły rozbieżności, nieporozumienia i współzawodnictwo między różnymi rodzajami sił zbrojnych w poszczególnych krajach, w tym spory o wagę rozszerzonej wojny na Pacyfiku czy pełne zaangażowanie w bombardowania strategiczne. Ostatecznie udało się wypracować może nie jedność, ale konsensus, dzięki któremu Europa została wyzwolona, choć, jak swego czasu powiedział Wellington o Waterloo, zwycięstwo wisiało na włosku.

Nieodzownym drugim krokiem było zapewnienie zasobów potrzebnych do realizacji wspólnego celu. Tymi środkami, rzecz jasna, byli między innymi ludzie, toteż w latach 1942–1944 miliony Amerykanów musiały opuścić swoje farmy w Iowa i czynszówki na Brooklynie, by stać się żołnierzami i marynarzami. W tej liczbie znajdowały się także kobiety, służące nie tylko w mundurach, ale i w fabrykach i stoczniach produkujących narzędzia wojny: samoloty, czołgi, ciężarówki, a nade wszystko statki, bez których nie mogło być mowy o przewiezieniu miliona żołnierzy na wrogą plażę i zaopatrywaniu zdobytych przyczółków. Praktycy sztuki wojskowej zwykli mawiać, że „amatorzy dyskutują o strategii, profesjonaliści – o logistyce”. W duchu tego aforyzmu staram się w tej książce naświetlić kluczową rolę alianckiej, a zwłaszcza amerykańskiej produkcji wojennej, ze szczególnym naciskiem na budowę różnorakich okrętów w setkach amerykańskich stoczni. Choć wydajność tych stoczni w latach wojny wprawiała w zdumienie, Amerykanie przekonali się, że są granice tego, co da się osiągnąć. Zasoby stali, robotników i czasu nie były niewyczerpane.

Trzecim elementem tej opowieści jest aspekt operacyjny: szkolenia, okrętowanie, desant, wreszcie opanowanie plaż, którego dokonali nie tylko walczący na lądzie, ale również ci, którzy rozminowywali wody, transportowali żołnierzy na plażę, usuwali przeszkody, zapewniali niezbędne wsparcie ogniowe z morza, wreszcie zaopatrywali walczących w żywność i amunicję. Wydarzenia historyczne z perspektywy czasu nieraz jawią się jako nieuniknione i łatwo ulec wrażeniu, iż wynik inwazji był od początku sprawą przesądzoną, że przy tak ogromnej armadzie i tak starannie opracowanych planach aliancka operacja nie mogła się nie udać. To nieprawda. Armada istotnie była wielka, lecz to samo można powiedzieć o flocie, która w 1588 roku wyruszyła z Hiszpanii na podbój Anglii. Badając przebieg operacji Neptun/Overlord, warto, a może wręcz należy, spojrzeć na te wydarzenia w taki sposób, jakbyśmy nie znali zakończenia, tak jak nie znali go ich uczestnicy.

Opowiadanie tych wszystkich historii zaczynam od 7 grudnia 1941 roku, kiedy to Amerykanie przystąpili do wojny. Relacjonuję spory dotyczące strategii, wyzwania logistyczne, ale też na wskroś ludzkie doświadczenia samych żołnierzy i marynarzy: wczorajszych cywilów, których wsadzono na okręty, wysłano na drugą stronę Atlantyku, przeszkolono z różnych dziwnych specjalności, po czym rzucono w sam środek huraganu przemocy. Staram się dojść po nitce do kłębka tego wiekopomnego przedsięwzięcia, od pierwszych nieśmiałych rozmów brytyjskich i amerykańskich oficerów w Waszyngtonie zimą 1941 roku aż po szturm na plaże Normandii latem 1944 roku.

Wychodząc z przekonania, że motorem historii są ludzie, zwracam w tej opowieści uwagę na szczególny wkład wielu ważnych jednostek, które swoimi czynami i decyzjami przesądziły o biegu zdarzeń. Niektóre z tych osób, na przykład Franklin D. Roosevelt czy Winston Churchill, nasuwają się w sposób oczywisty. Inne postacie, wtedy znane prawie każdemu, dziś bywają pomijane lub niedoceniane, by wymienić choćby George’a Marshalla, Alana Brooke’a, Ernesta Kinga, Fredericka Morgana, Bertrama Ramsaya, Harry’ego Hopkinsa czy Louisa Mountbattena. Jeszcze inni po siedemdziesięciu latach stali się właściwie anonimowi – mam tu na myśli młodszych oficerów, sterników, artylerzystów, saperów, członków batalionów budowlanych (tzw. Seabees) czy w końcu zwyczajnych marynarzy marynarki wojennej i straży przybrzeżnej. Przyjmuję tu perspektywę aliantów anglo-amerykańskich, z uwzględnieniem wkładu Kana­dyjczyków, dlatego rola Francuzów, Rosjan, Włochów, a nawet Niemców została przedstawiona jedynie w zakresie, w jakim mieli oni wpływ na decyzje i operacje Brytyjczyków i Amerykanów.

Ostatnia uwaga: w maju 1995 roku, w pięćdziesiątą rocznicę zakończenia wojny w Europie, miałem przerwę od pracy na U.S. Naval Academy i wykładałem na wydziale studiów strategicznych Britannia Royal Naval College. Zgodnie z obowiązującym tam programem wziąłem udział w czymś, co cywilni wykładowcy nazwaliby wycieczką terenową, a co wojskowi określają mianem podróży sztabowej. Razem z czterdziestką studentów – brytyjskimi kadetami, którzy mieli wkrótce otrzymać patenty oficerskie – i Evanem Daviesem, kolegą z wydziału, udaliśmy się przez kanał La Manche do Normandii, zajrzeliśmy do zachowanych niemieckich schronów i stanowisk ogniowych, a na koniec odwiedziliśmy położony na skarpie cmentarz amerykański. Na szerokiej połaci nieprawdopodobnie zielonej trawy bieliło się morze marmurowych krzyży (jak mi później powiedziano, jest ich tam 9387), wśród których od czasu do czasu trafiała się Gwiazda Dawida. Moi studenci od razu wyczuli, jak silnie to miejsce przemawia do moich emocji; jeden z nich podszedł do mnie i szepnął: „Wiemy, że potrzebuje pan chwili dla siebie. Poczekamy z boku”. Rzeczywiście, potrzebowałem chwili samotności. Niech moja opowieść o alianckim lądowaniu na tej słynnej plaży będzie cokolwiek spóźnionym wyrazem uznania dla leżących tam żołnierzy, a także dla tysięcy innych Brytyjczyków, Kanadyjczyków i Amerykanów, którym tak wiele zawdzięczamy.ROZDZIAŁ DRUGI
ARCADIA

Do Winstona Churchilla wieści dotarły wieczorem. Spędzał weekend w posiadłości Chequers w Buckinghamshire na północ od Londynu, która od 1917 roku służyła za wiejską rezydencję kolejnym brytyjskim premierom. Tak się złożyło, że akurat skończył kolację z dwoma Amerykanami: ambasadorem Johnem G. „Gilem” Winantem oraz Averellem Harrimanem, którego Roosevelt wysłał do Anglii, żeby koordynował dostawy w ramach programu Lend-Lease*. Po kolacji Churchill włączył przenośne radyjko (prezent od Harry’ego Hopkinsa), by zapoznać się z najnowszymi doniesieniami wojennymi. We trójkę wysłuchali informacji o wydarzeniach w Rosji i Libii. Pod koniec serwisu pojawiła się zagadkowa wzmianka o japońskim nalocie na okręty amerykańskie w Pearl Harbor – a może w Pearl River? Fakt, że wspomniano o tym niejako mimochodem, że nie była to główna wiadomość, wprawił mężczyzn w osłupienie. Co właściwie się wydarzyło? Churchill zapytał o to służącego, Franka Sawyersa, gdy ten przyszedł posprzątać talerze ze stołu. Sawyers potwierdził: „Japończycy zaatakowali Amerykanów”. Churchill wstał z fotela i zaczął chodzić po pokoju. Oznajmił, że zaraz zadzwoni do MSZ-u i każe przygotować wypowiedzenie wojny Japonii. Dopiero Winant zasugerował, że może należałoby wcześniej zadzwonić do Waszyngtonu. Kilka minut później Churchill połączył się z Rooseveltem. „Panie prezydencie – zaczął – czy to prawda z Japonią?” „Tak – odparł Roosevelt. – Zaatakowali nas w Pearl Harbor. Jesteśmy teraz w jednakowym położeniu”¹.

Pierwszą odruchową reakcją Churchilla była euforia. Natychmiast wyciągnął wniosek, że Ameryka wreszcie przystąpi do wojny, co w jego przekonaniu oznaczało ni mniej, ni więcej, tylko zwycięstwo – nie od razu, ma się rozumieć, ale sprawa była przesądzona. Przez ponad rok Wielka Brytania zmagała się właściwie w pojedynkę z machiną wojenną Hitlera, cierpiąc niedostatek wskutek blokady organizowanej przez U-Booty, znosząc niemal codzienne naloty bombowe i spodziewając się rychłej inwazji. W tym okresie Churchill był uosobieniem brytyjskiego oporu i determinacji: to wygrażał nazistom pięścią, to znów szydził z ich pretensji, a jednocześnie wzywał rodaków do poświęcenia („krew, znój, łzy i pot”). Obiecywał końcowe zwycięstwo, lecz zapewnienia te były raczej wyrazem jego determinacji aniżeli prawdziwych oczekiwań. Przy całej swojej buńczuczności w relacjach z bogatymi i potężnymi Amerykanami zmuszony był odgrywać rolę petenta, który godzi się na wszystkie ustępstwa, jakich Roosevelt od niego żądał w zamian za pomoc, byle tylko uśmierzyć obawy amerykańskich izolacjonistów i przekonać ich, że Stany Zjednoczone niczego nie oddają. Po tym, jak w czerwcu 1941 roku dywizje pancerne Hitlera wdarły się na terytorium Związku Radzieckiego, Anglia nie była już osamotniona i Churchillowi zaświtała nadzieja. Teraz, gdy do wojny dołączyły Stany Zjednoczone, ta nadzieja zmieniła się w pewność. Był przekonany, że w starciu z rosyjskim potencjałem ludnościowym, amerykańskim bogactwem i brytyjskim charakterem „los Hitlera był przypieczętowany”. Wstąpiła w niego nowa otucha: „Anglia przeżyje; Wielka Brytania przeżyje; Wspólnota Narodów i całe Imperium również żyć będą”. Wieczór był jeszcze młody, przynajmniej według jego standardów, dlatego pożegnawszy gości, Churchill natychmiast zabrał się do pracy, obdzwaniał członków swojego gabinetu i zaplanował nazajutrz specjalne posiedzenie Izby Gmin. Swoim zwyczajem pracował do późna w nocy. Wreszcie nad ranem 8 grudnia położył się do łóżka. Później napisał: „Nasycony emocjami i wrażeniami udałem się do łóżka i zasnąłem przepełniony radością i wdzięcznością”².

Gdy się zbudził, euforia towarzyszyła mu nadal, lecz była teraz zabarwiona charakterystyczną dla niego polityczną kalkulacją. Churchill był przekonany, że Hitler wypowie wojnę Stanom Zjednoczonym i tym samym wciągnie Amerykanów w globalny konflikt, obawiał się jednak, że mimo wstępnych ustaleń poczynionych na konferencji ABC i potwierdzonych później w Argentii szczególny charakter japońskiej napaści może skłonić Roosevelta do tego, by skierować amerykański gniew przeciwko Japonii, a odległą wojnę w Europie uznać za mniej istotny teatr działań. Churchill nie uważał, że Roosevelt z premedytacją złamie daną obietnicę. Wiedział jednak, że będąc demokratycznie wybranym przywódcą, musi brać pod uwagę nastroje społeczne. Zdawał sobie sprawę z „niebezpieczeństwa, jakie by nam groziło, gdyby Stany Zjednoczone postanowiły skoncentrować się jedynie na walce z Japonią na Pacyfiku i zrzuciły na nas cały ciężar zmagań z Niemcami”³.

Równie niepokojąca była możliwość, że Amerykanie spowolnią albo wręcz wstrzymają strumień towarów i zaopatrzenia płynący ze Stanów Zjednoczonych na mocy Lend-Lease (albo Lease-Lend, jak nazywali ten program Brytyjczycy). Wielka Brytania stała się zależna od tej linii dostaw i jej przerwanie byłoby dla niej równie groźne jak triumf U-Bootów. W tej sprawie obawy Churchilla nie były bezpodstawne. Jedną z odruchowych reakcji Stanów Zjednoczonych na wieść o Pearl Harbor było zarządzenie Departamentu Wojny o natychmiastowym wstrzymaniu transportów w ramach Lend-Lease. W Nowym Jorku trzydzieści statków załadowanych środkami materiałowymi dla wojsk brytyjskich na Bliskim Wschodzie otrzymało instrukcje, by na razie nie opuszczać portu. Zaalarmowany Churchill poprosił swojego przyjaciela Maxa Aitkena, brytyjskiego magnata prasowego lepiej znanego jako lord Beaverbrook, aby zadzwonił do Harry’ego Hopkinsa w Waszyngtonie i wybadał, czy nie dałoby się te­mu jakoś zaradzić. Hopkins powiedział Beaverbrookowi, żeby się nie martwił, że to tylko chwilowe nieporozumienie. Był pewien, że gdy Stany Zjednoczone rozpoczną wojenną mobilizację, „bez wątpienia znacząco zwiększymy nasze dostawy”. Mimo wszystko sytuacja ta była dla Churchilla przypomnieniem, jak niepewna to linia dostaw i jak ważne jest, aby nie została przerwana. Mając to na względzie, postanowił udać się osobiście do Waszyngtonu w pierwszym możliwym terminie⁴.

Najpierw spotkał się z członkami gabinetu wojennego w celu uzyskania formalnej zgody, a następnie napisał do Jerzego VI z prośbą o pozwolenie na wyjazd z kraju w czasie wojny. Powód przedstawił jasno: „Musimy (…) zadbać o to, byśmy nie ponieśli szkody większej, niż to jest, niestety, konieczne, jeśli chodzi o przypadający nam sprzęt i w ogóle pomoc otrzymywaną ze Stanów Zjednoczonych”. Mając zgodę króla, Churchill tego samego dnia wysłał Rooseveltowi telegram, w którym wpraszał się do Waszyngtonu, aby „przedyskutować całościowy plan prowadzenia tej wojny w świetle istniejących faktów”⁵.

Roosevelt z początku nie był zachwycony. Zapewnie miał wątp­liwości, czy spotkanie na szczycie z szefem rządu brytyjskiego jest rozsądnym pomysłem w sytuacji, gdy Ameryka nie doszła jeszcze do siebie po japońskim uderzeniu. U.S. Navy usiłowała zorganizować odsiecz dla oblężonego garnizonu na maleńkiej wyspie Wake pośrodku Pacyfiku, a wojska lądowe – posiłki dla żołnierzy generała Douglasa MacArthura na Filipinach. Atak na Pearl Harbor uciszył izolacjonistów, którzy jednak z pewnością znów narobiliby hałasu, gdyby zaczęli podejrzewać, że Brytyjczycy przyjadą, by przejąć ster wojny. Niezależnie od tego, czego naprawdę obawiał się Roosevelt, swoim zastrzeżeniom nadał pozór troski o bezpieczeństwo Chur­chilla w podróży przez wciąż niespokojny Atlantyk. Churchill zbył ten argument i nie dał się odwieść od powziętego zamiaru.

Na drugi dzień Hitler wypowiedział wojnę Stanom Zjednoczonym. W rozwlekłej tyradzie przed członkami Reichstagu przedstawił całą wojnę jako niemiecką odpowiedź na spiski i zagrożenia ze wszystkich stron. Twierdził, że Polska, Wielka Brytania, Francja i Rosja szykowały się do ataku, lecz ich knowania zostały udaremnione dzięki śmiałym działaniom obronnym dzielnych żołnierzy niemiec­kich. Sam konflikt Niemiec ze Stanami Zjednoczonymi odmalował jako konfrontację pomiędzy nim, niestrudzonym obrońcą niemiec­kiego _Volku_, a uprzywilejowanym i zniewieściałym Rooseveltem. „Roosevelt pochodzi z bogatej rodziny i należy do klasy, która w demokracjach ma przetartą drogę kariery – oznajmił deputowanym. – Ja jestem tylko dzieckiem z małej, biednej rodziny i do wszystkiego musiałem dojść ciężką pracą”. Bogaty i uprzywilejowany Roosevelt był według niego fatalnym prezydentem i „jedynym dlań ratunkiem było odwrócenie uwagi społeczeństwa od spraw krajowych ku zagranicznym”. W rezultacie „sam od marca 1939 roku zaczął się mieszać w sprawy europejskie, które nie powinny obchodzić prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki”. Hitler oznajmił, że cierpli­wość Niemców się wyczerpała. Nie wezwał posłów do wypowiedzenia wojny, tylko zwyczajnie ogłosił, że odtąd Niemcy są w stanie wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Sala zareagowała aplauzem⁶.

Amerykanie w końcu byli na wojnie – „walczyć będą aż do końca”, jak to ujął Churchill – i można było zacząć realizować plany, nad którymi pracowano już przeszło dwa lata. W marcu zachodni partnerzy ustalili, że to Niemcy są najbliższym zagrożeniem i najniebezpieczniejszym wrogiem. Czy ta ocena pozostawała w mocy po zdradzieckim ataku Japończyków? Aby się o tym przekonać, Churchill zamierzał po raz drugi w ciągu czterech miesięcy przemierzyć ocean⁷.

***

Churchill wyruszył z Anglii 14 grudnia, dokładnie tydzień po japoń­skim ataku na Pearl Harbor. Płynął pancernikiem „Duke of York”, bliźniakiem „Prince of Wales”, który cztery miesiące wcześniej zawiózł go na konferencję w Argentii. Niedługo po tamtym spotkaniu u wybrzeży Nowej Fundlandii Churchill wysłał „Prince of Wales” wraz z krążownikiem liniowym „Repulse” na Daleki Wschód, by wzmocnić obronę Malajów i Singapuru. W tym samym dniu, w którym wysłał Rooseveltowi telegram, wpraszając się do Waszyngtonu, czyli 10 grudnia, dotarła do niego wiadomość, że oba okręty zostały zatopione przez japońskie samoloty. Był to potężny cios – „największy szok, jaki przeżyłem w tej wojnie”, napisał później Churchill. O ile wcześniej wieści o japońskim ataku, który wciągnął Stany Zjednoczone do wojny, wprawiły go w euforię, o tyle teraz musiał przyjąć do wiadomości, że japońska ofensywa jest oszałamiająco skuteczna. Po utracie potężnego „Prince of Wales” Churchill przyznał, że na oceanach Indyjskim i Spokojnym „panowała teraz Japonia, a my byliśmy bezbronni”⁸.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

* Nie wiadomo, czy Churchill był tego świadom, ale zarówno Winant, jak i Harriman poważnie nadużyli jego gościnności. Żonaty Winant nawiązał romans z dwudziestosiedmioletnią córką Churchilla, Sarą, a pięćdziesięcio­pięcioletni Harriman, także żonaty, sypiał z jego dwudziestojednoletnią synową Pamelą, żoną jedynaka Randolpha, który przebywał na służbie w Egipcie. Trzydzieści lat później prawie osiemdziesięcioletni Averell i pięćdziesięciojednoletnia Pamela wzięli ślub.

1 Robert E. Sherwood, _Roosevelt and Hopkins: An Intimate History_, New York 2008, s. 347; Winston Churchill, _Druga wojna światowa,_ t. 3, _Wielka Koalicja_, ks. 2, _Wojna przychodzi do Ameryki_, tłum. Krzysztof Filip Rudolf, Gdańsk 1995, s. 230; Lynne Olson, _Citizens of London_, New York 2010, s. 143, 144.

2 Winston Churchill, _Druga wojna światowa_, t. 3, _Wielka Koalicja_, ks. 2, _Wojna przychodzi do Ameryki_, __ dz. cyt_._, s. 232, 233.

3 Tamże, s. 264.

4 Robert E. Sherwood, _Roosevelt and Hopkins: An Intimate History_, dz. cyt., s. 347–349. Zapis rozmowy telefonicznej Beaverbrooka z Hopkinsem na s. 348.

5 Churchill do Jerzego VI, 8 grudnia 1941, w: Winston Churchill, _Druga wojna światowa_, t. 3, _Wielka Koalicja_, ks. 2, _Wojna przychodzi do Ameryki_, __ dz. cyt., s. 233; Churchill do Roosevelta, 10 grudnia 1941, tamże, s. 234.

6 Pełną treść przemówienia Hitlera można znaleźć między innymi w zasobach Jewish Virtual Library, zob. www.jewishvirtuallibrary.org.

7 Winston Churchill, _Druga wojna światowa_, t. 3, _Wielka Koalicja_, __ ks. 2, _Wojna przychodzi do Ameryki_, dz. cyt., s. 231.

8 Tamże, s. 245.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij