Opętania. Historie prawdziwe - ebook
Opętania. Historie prawdziwe - ebook
Kolejny bestseller Warrenów, autorów książki Nawiedzenia. Historie prawdziwe
Ed i Lorraine Warrenowie, najsłynniejsi i najbardziej szanowani demonolodzy świata, poświęcili kilka dziesięcioleci na badanie, potwierdzanie i wreszcie dokumentowanie niezliczonych przypadków zjawisk nie z tego świata. Zdumiewające doświadczenia Warrenów ze światem nadprzyrodzonym stały się inspiracją dla bestsellerowych książek i bijących rekordy popularności filmów, w tym Obecność, Annabelle czy The Amityville Horror.
Książka Opętania. Historie prawdziwe zawiera między innymi szczegóły dotyczące sprawy nastolatki, eksperymentującej z satanizmem i seansami spirytystycznymi, co sprawiło, że stała się ofiarą najbardziej przerażającego demona... Przeczytacie w niej również o miasteczku terroryzowanym przez morderczą, niepowstrzymaną siłę, tak złą, że mogło ją zrodzić wyłącznie piekło… a także o domu opanowanym przez bezlitosną, niszczycielską furię poltergeistów... Poznacie też szczegółowe fakty stojące za słynną posiadłością w Amityville.
Oto niektóre z najbardziej zaskakujących i frapujących spraw, związanych z badaniami zjawisk nadprzyrodzonych. NADZWYCZAJNE!
– Booklist
Ed i Lorraine Warrenowie przebadali wspólnie tysiące spraw związanych ze zjawiskami nadnaturalnymi. Napisali razem wiele artykułów i książek, prowadzili też wykłady na uczelniach. Oboje idealnie się uzupełniali, wykorzystując wiedzę i umiejętności. Domeną Eda – jedynego świeckiego egzorcysty zaakceptowanego przez Watykan – były przypadki nawiedzeń i opętań, Lorraine natomiast była niezwykle wrażliwym medium. Ed zmarł w roku 2016. Jego żona Lorraine odeszła w roku 2019.
Kategoria: | Rozmowy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66217-98-0 |
Rozmiar pliku: | 968 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie była to historia, o której pisze się w „The New York Times”. Nie była to też historia, która mogłaby się wydarzyć w najsłynniejszej amerykańskiej szkole wojskowej, West Point.
Jednak przez cztery dni w gazetach i wiadomościach telewizyjnych na całym świecie roiło się od doniesień o demonicznym nawiedzeniu w West Point. „Demoniczne nawiedzenie” stanowiło natomiast delikatniejsze określenie na „duchy”.
W centrum tej ujawnionej historii – co do której wielu rządowych oficjeli miało nadzieję, że szybko zostanie zapomniana – znajdowało się małżeństwo w średnim wieku, Ed i Lorraine Warrenowie. Para ta była szalenie interesująca dla reporterów ze względu na swoje zajęcie. Byli demonologami, ludźmi, którzy poświęcili życie badaniom zjawisk nadprzyrodzonych i magii.
Słowo „badania” sugeruje, iż Warrenowie większość czasu spędzali na przekopywaniu się przez zakurzone księgi pełne starożytnej i makabrycznej wiedzy. W istocie Warrenowie podróżowali po całym świecie, będąc świadkami najrozmaitszych manifestacji nadprzyrodzonych, od agresywnych upiorów ciskających siekierami w ludzi, do egzorcyzmów odprawianych przez księży.
Na długo przed tym, zanim prasa „odkryła” ich w West Point, Ed i Lorraine Warrenowie zdobyli popularność w różnych kręgach – od detektywów policyjnych, którym moce psychiczne Lorraine pomagały rozwiązywać sprawy morderstw, po gwiazdy filmowe martwiące się, że ich domy mogą być nawiedzone.
Wiele razy ich życie było zagrożone. Wiele razy zdarzyło się, że utknęli w królestwie duchów. Wiele razy byli zmuszeni udzielać tym, którzy stracili wszelkie wsparcie – rządowe, medyczne i religijne.
Kim więc byli ludzie, którzy pomogli Akademii West Point rozwiązać jej problem z duchami?
Ed był prezesem New England Society of Psychic Research. Jego zainteresowanie demonologią wywodziło się jeszcze z dzieciństwa, gdy dom, w którym się wychowywał, okazał się nawiedzony. Jako dziecko wiele razy widział przedmioty unoszące się w powietrzu. Widywał nawet zjawy, objawiali mu się ludzie.
Doświadczenia Lorraine z bytami nadprzyrodzonymi również zaczęły się w dzieciństwie. Jako dziewczynka widywała światła wokół głów ludzi. Później zrozumiała, że te światła to aury. Podobna rzecz spotkała ją, kiedy poznała Eda: „Tego wieczoru, gdy zostałam mu przedstawiona, zobaczyłam przed sobą atletycznego szesnastolatka, ale potem przeskoczyłam w przód, dostrzegłam przyszłość i ujrzałam cięższego, siwiejącego mężczyznę i wiedziałam, że to przyszły Ed. Wiedziałam także, że spędzę z nim całe swoje życie”.
Ed i Lorraine poznali się podczas II wojny światowej. Ed poszedł do szkoły plastycznej, podczas gdy Lorraine była artystką-samoukiem. Ich córka, Judy, urodziła się, gdy Ed nadal był w wojsku. Później podróżowali po kraju chevroletem daisy z 1933 roku, z owczarkiem niemieckim na tylnym siedzeniu. „Lubimy myśleć o sobie jako o pierwszych hipisach”, z humorem stwierdził Ed.
„Jednak wciąż interesowaliśmy się nawiedzeniami i demonologią. Ludzie zawsze są zaskoczeni, jak bardzo ich życie przenikają sprawy nadprzyrodzone i magiczne. Wiele przypadków tak zwanych chorób psychicznych faktycznie jest skutkiem opętania. Podobnie skutkiem opętania demonicznego jest wiele spraw morderstw. Od samego początku byliśmy zdecydowani badać każde zdarzenie, o jakim udało nam się dowiedzieć”.
„Przez lata wyrobiliśmy sobie reputację poważnych badaczy takich zjawisk. Ze względu na wystawienie na kontakty z demonami zaczęliśmy się również uczyć, jak sobie z nimi radzić”.
Warrenowie byli zaangażowani w najgłośniejszą sprawę inwazji demonicznej w Stanach Zjednoczonych: Amityville. Jakkolwiek nie byli zadowoleni z tego, że „wiele faktów zostało w książce przejaskrawionych lub z niej usuniętych”, sprawę Amityville docenili, ponieważ dzięki niej wielu sceptyków uwierzyło w świat duchów.
Ich sława niosła się coraz szerzej. Powstało o nich kilka książek: „Deliver Us From Evil” J. S. Sawyera, „The Demonologist” Geralda Brittle’a. Stanowią również trzon książki „The Haunted”, opowiadającej o przerażającym, wciąż trwającym przykładzie nawiedzenia demonicznego. Dodatkowo na zwiększenie rozpoznawalności Warrenów wpłynęły setki artykułów i dwa ich własne programy telewizyjne. Telewizja NBC wyprodukowała film oparty na jednej ze spraw Warrenów. Ich sława skusiła nawet uniwersytet; Ed i Lorraine wykładali demonologię na Southern Connecticut State University.
Oświadczenie Warrenów: „Mamy konkretne przesłanie, które chcemy nieść między ludzi – że istnieją demoniczne zaświaty, które w pewnych przypadkach mogą być dla ludzi przerażającym problemem”.
Te demoniczne zaświaty, powiadali Warrenowie, zaludnione są zarówno przez duchy ludzkie, jak i nieludzkie. Duchy ludzi, którzy niegdyś chodzili po ziemi, mogą mieć dobre albo złe intencje. Duchy nieludzkie, nigdy nie wiodły cielesnej egzystencji, zamiast tego przemierzają ziemię, korzystając ze zjawiska nawiedzenia lub opętania ludzkiego ducha. Mogą one reprezentować żywioły lub siły natury, moce demoniczne, a nawet diabła.
W książce „Opętania – historie prawdziwe” opisano niektóre z najbardziej przerażających i zdumiewających dochodzeń. Spotkamy tu między innymi: nastolatkę spustoszoną seksualnie przez demona, małe amerykańskie miasteczko dotknięte klątwą szatańskich mocy, gwiazdę filmową, która wyczuwa, iż w pewnym domu czeka ją mroczny los oraz legendarne stworzenie, Wielką Stopę, z którym Warrenowie spotkali się w pełnym cieni lesie, co niemal zakończyło się tragicznie.
„Opętania – historie prawdziwe” przedstawiają niepodważalne dowody na to, że owe „demoniczne zaświaty”, o których mówi Ed, naprawdę istnieją – i odgrywają znacznie większą rolę w naszym codziennym życiu, niż ktokolwiek byłby skłonny przyznać.
Mogą to potwierdzić pracownicy z West Point. Zainteresowanie tą konkretną sprawą słabnie, ale wszelkie szczegóły znajdują się w tej książce – jest to historia, której władze akademii do końca nie potwierdzają, ale też nie mogą jej zaprzeczyć.
Opowieści te mogą być szokujące, alarmujące i niepokojące, jednak Warrenowie je przeżyli i wiedzą, że są prawdziwe.
Dołączcie do nas w podróży przez koszmar senny, zdając się na doświadczenie i fachowość najsławniejszych demonologów na świecie, Eda i Lorraine Warrenów.SPRAWA: WEST POINT
W Stanach Zjednoczonych nie ma instytucji poważanej bardziej niż West Point w stanie Nowy Jork. Założona w 1802 roku z inicjatywy George’a Washingtona West Point jest wyjątkowa na tle innych tego rodzaju placówek na świecie.
Pośród jej absolwentów są tacy słynni przywódcy, jak Stonewall Jackson, Robert E. Lee oraz Dwight David Eisenhower.
„The Point”, jak nazywają ją absolwenci, cieszy się niesłabnącą renomą instytucji szkolącej kobiety i mężczyzn, których uczy się być twardogłowymi realistami bez skłonności do fantazjowania. Można więc wyobrazić sobie minę moją i Lorraine, gdy jeden z tych twardogłowych realistów we własnej osobie powiedział nam, że niektóre budynki w Point są nawiedzone przez duchy.
Był to rok 1972. W owym czasie Lorraine i ja mieliśmy managera, który pomagał nam ustalać grafik wystąpień. Zanim w ogóle usłyszeliśmy coś o duchach w West Point, przyjął propozycję wykładu na tej uczelni, na prośbę grona wykładowców oraz studentów. Pochlebiało nam to. Jak większość Amerykanów mamy wielki szacunek do naszych akademii wojskowych. Zatem prośba od jednej z takich grup, byśmy opowiedzieli o sobie i naszej pracy, była szczególnie miła.
Natychmiast przyjęliśmy zaproszenie i ustalonego dnia przyjechał po nas wojskowy samochód.
Nie mieliśmy zaplanowanych wielu wystąpień w tym czasie, co sprawiło, że się denerwowaliśmy – przyzwyczailiśmy się do kontaktów z najrozmaitszą publicznością – ale trzeba przyznać, że w umówiony dzień oboje byliśmy spięci.
Chodziło w końcu o West Point.
– Ed Warren
Lorraine uśmiechnęła się do siebie, gdy zobaczyła „samochód”, który wysłano z West Point. Takie limuzyny widywała dotychczas tylko w filmach. Czarna, smukła, onieśmielająca, przed skromnym domem, który Warrenowie postawili w tym roku, wydawała się być nie na miejscu.
Po minie Eda wywnioskowała, że ma te same odczucia – jest trochę oszołomiony, a trochę onieśmielony.
Z limuzyny wysiadł wysoki, wyprostowany jakby kij połknął kierowca w wojskowym mundurze. Otworzył przed nimi drzwi. Wsiedli, wciąż popatrując na siebie nerwowo.
W ciągu następnych kilku godzin jechali przez jedne z najpiękniejszych terenów tego kraju, przez polne wzgórza i doliny, ogniste od październikowej jesieni. Silnik limuzyny mruczał delikatnie; klimatyzacja zapewniała chłód. Głębokie, skórzane siedzenia wydawały się niemal otulać ich wygodą i luksusem. Kierowca nie odzywał się niepytany. Poza tym nie zdejmował rąk z kierownicy i patrzył prosto przed siebie. Lorraine była zachwycona wojskową postawą tego mężczyzny. Jeśli to był przykład szkolenia w West Point, to była pod wrażeniem.
Gdy limuzyna wspięła się na szczyt wzgórza, po raz pierwszy zobaczyli akademię. Dosłownie zaparło jej dech. Rzadko zdarzało jej się oglądać coś tak pięknego.
West Point, posadowiona na zamkniętym obszarze szesnastu tysięcy akrów, u brzegu rzeki Hudson, sprawiała wrażenie ogromnej fortecy z kamienia, cegły i zaprawy murarskiej, odizolowanej od całej cywilizacji. A znajdowała się zaledwie pięćdziesiąt mil od Nowego Jorku.
Nowi goście prowadzeni są najpierw do Washington Hall, wielkiego budynku, przed którym znajduje się główny plac defiladowy.
Gdy tego dnia limuzyna wtoczyła się na ten teren, Lorraine była przytłoczona atmosferą przepełnioną historią. W lekkim wietrze trzepotały amerykańskie flagi; doskonale równo maszerowali kadeci. Biorąc Eda za rękę, wiedziała, że on czuje to samo.
Pierwszą część wizyty Warrenów stanowiła wycieczka pod przewodnictwem majora Rona Price’a. Warrenowie mogli się przekonać, jak rozwinęła się West Point – od początkowych kilku budynków do gigantycznego kompleksu obecnie.
Podczas wycieczki major Price, kolejny przykład szkolenia w West Point, zadawał Warrenom wiele pytań o ich pracę. Wydawał się szczególnie zainteresowany kontaktami z duchami.
Wkrótce dowiedzieli się, dlaczego.
Gdy skończyli wycieczkę, major Price poprosił Warrenów, by towarzyszyli mu do rezydencji dyrektora, Francisa Dunbara. W Point dyrektorem zawsze jest generał porucznik, który rządzi wszystkimi szesnastoma tysiącami akrów, posterunkiem wojskowym i akademią.
Rezydencję Dunbara stanowił dom pułkownika Sylvanusa Thayera. (Thayer był dyrektorem West Point od 1817 do 1833 roku). Dom w stylu federalnym, z bielonej cegły; Lorraine początkowo uznała go za uroczy.
Jednak gdy podeszła bliżej – zanim nawet major Price zaczął mówić o problemach, których nastręczał ten budynek – Lorraine zaczęła lekko drżeć i usłyszała odległe, ale charakterystyczne zawodzenie znękanych dusz, zawodzenie, które często rozlega się w uszach osób wrażliwych na zjawiska nadprzyrodzone.
Major Price niczego nie ukrywał. Gdy weszli do środka, opowiedział im o wielu dziwnych incydentach, do których doszło tu w ciągu poprzedniego roku. Świadkowie widzieli łóżko rozłożone przez niewidzialne ręce. Po tym, jak znów zostało zaścielone, niewidoczna siła kilka minut później ponownie je rozścielała. Już tylko z tego powodu niektórzy pracownicy z akademii unikali domu Thayera, choćby nawet mieli pilną sprawę do generała Dunbara.
Ale były jeszcze gorsze problemy.
Podczas wielu lat badania magii i zjawisk nadprzyrodzonych Warrenowie często natykali się na przykłady „aportów”. W większości przypadków aporty to obiekty będące dowodem na obecność bytów nadnaturalnych.
Major Price pokazał Warrenom deskę do krojenia chleba. Na jej środku znajdowała się wilgotna plama wielkości kromki. Nieważne jak często deska była suszona – nieważne jaką metodą – wilgotna plama zawsze była na swoim miejscu. I to już od wielu miesięcy.
Po tym jak Lorraine zobaczyła tę deskę, nabrała pewności, że lekkie dreszcze, które czuła, zawodzenie z oddali oraz zaobserwowana dziwna gra świateł i cieni w kątach domu – wszystko to wskazywało na obecność istot nadprzyrodzonych. Jakby dostarczając dodatkowego dowodu, major Price powiedział im o zjawach widywanych nie tylko przez generała Dunbara i jego małżonkę, ale także przez gości, którzy bywali tutaj na noc.
Dla Eda i Lorraine ta litania dowodów nie była niczym nowym. Duchy zamieszkujące w akademii nie demonstrowały swojej obecności wyłącznie pukaniem w ściany i trzaskaniem drzwiami oraz – co pewnie najbardziej wprawiało w zakłopotanie gospodarzy – przekopywaniem się przez osobiste rzeczy gości. Wszystko, począwszy od portfeli i biżuterii, było zabierane i przenoszone do innych części budynku. Ubrania były strącane z wieszaków i wywlekane z szuflad.
Nie było żadnych wątpliwości.
W rezydencji generała Dunbara zadomowiły się duchy. Teraz trzeba było określić ich naturę i cel.
Godzinę później Lorraine zaczęła chodzić po domu, od pokoju do pokoju, próbując nawiązać kontakt z duchami, które widywał generał i jego przyjaciele. I choć nie każda próba kontaktu z królestwem duchów jest udana, Lorraine była pewna, że ze swoim doświadczeniem zdoła się dowiedzieć, o co tutaj chodzi.
Jednak jej optymizm szybko przygasł; pierwsze trzy pomieszczenia niczego nie ujawniły – żadnej reakcji duchów. Zaczęła podejrzewać, że major Price może zwątpić w jej szczególne talenty.
Proces wyglądał tak samo w każdym pokoju. Lorraine stawała na środku pomieszczenia i „nasłuchiwała” jakichkolwiek oznak aktywności paranormalnej. Nic.
W czwartym pokoju spotkała ją niespodzianka. Usiadła w ślicznym bujanym fotelu i zamknęła oczy. Natychmiast zaczęła czuć przyspieszone bicie serca i dotarły do niej wrażenia słuchowe, które często towarzyszą kontaktom z duchami.
Z niewiadomego powodu zaczęła czuć nacisk na ramieniu, jakby ktoś ją lekko poszturchiwał. Teraz już miała pewność, że w tym pomieszczeniu znajduje się istota nadprzyrodzona, ale to, co ujrzała, było tak zaskakujące, że miała wątpliwości, czy to ujawniać.
– Może wie pan przypadkiem, czy w tym pokoju kiedykolwiek przebywał prezydent Kennedy? – zwróciła się do jednego z adiutantów majora.
Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego.
– Cóż, tak – odparł. – W tym pokoju mieszkał, gdy przyjechał do Point.
Teraz Lorraine wiedziała, że jej emanacja była prawdziwa. Nie tylko wyczuła, ale także zobaczyła prezydenta Kennedy’ego, który stał obok niej, delikatnie dotykając jej ramienia tak, by uniosła wzrok i na niego spojrzała. Lorraine, wieloletnia wielbicielka zamordowanego prezydenta, czuła przejmujący żal, siedząc w fotelu, tym samym, w którym siadywał również John Fitzgerald Kennedy, gdy cierpiał z powodu bólu pleców.
Gdy Lorraine wyszła z pokoju, w którym sypiał prezydent, czuła, że chyba rozwiązała zagadkę tożsamości ducha z West Point. Jednak gdy zmierzała w dół szerokiego, zalanego słońcem holu, poczuła nowe emanacje, znacznie bardziej niepokojące niż te, które towarzyszyły obrazowi Kennedy’ego.
Nie, w tym sędziwym domu były jeszcze inne duchy. Jeszcze nie skończyła pracy.
– W chwili, gdy weszłam do głównej sypialni – relacjonowała później Lorraine Warren – wiedziałam, że ten dom niepokoiła jakaś żeńska obecność. Na tamtą chwilę to było wszystko, co wiedziałam, ale po półgodzinie spędzonej w pokoju ustaliłam znacznie więcej.
W pomieszczeniu tłoczyli się Lorraine i Ed oraz major Price i jego adiutant. Śledztwo skoncentrowało się na różnych porcelanowych bibelotach, z których wiele pochodziło z czasów rewolucji amerykańskiej.
– Gdy dotknęłam tych figurynek, zaczęłam czuć coś dziwnego – opowiadała Lorraine. – Te, które miały dwieście lat, były zupełnie zwyczajne, ale były tam też nowe figurki, które pokazały mi obraz bardzo apodyktycznej kobiety o silnej woli.
– Po chwili wyszłam z pokoju i zaczęłam chodzić po pozostałej części domu. Obraz despotycznej kobiety cały czas mi towarzyszył i zrozumiałam, że to ona psuła tu atmosferę. To ona rozbebeszała łóżka i ciskała osobistymi rzeczami po pokojach gościnnych.
Lorraine przez jakiś czas stała w składziku, podczas gdy obecność kobiety wypełniała wejście.
– Wiedziałam, że była zazdrosnym, zaborczym duchem, który uważał, że ten dom należy do niego, przez co nienawidził wszystkich jego mieszkańców. To nie był niebezpieczny duch, ale kłopotliwy.
– Wróciłam do głównej sypialni i powiedziałam asystentowi majora, co odkryłam. „Wiele tych porcelanowych figurek należało do kobiety obdarzonej bardzo silnym charakterem, prawda?”
Zdumiony adiutant przyznał, że pomiędzy kolejnymi małżeństwami mieszkała tu żona generała Douglasa MacArthura. Ta groźna i pełna gniewu kobieta postawiła sobie za cel prowadzenie domu Thayera w sposób, w jaki jeszcze nigdy nie był prowadzony. Służący się jej bali; nawet oficerowie kulili się pod jej surowym wzrokiem.
Tak wyjaśniła się tożsamość drugiego ducha, jak również co bardziej irytujące wydarzenia, które miały tu miejsce w ciągu ostatniego roku.
JFK był raczej przyjaznym duchem; pani MacArthur, jakkolwiek natrętna, była zasadniczo nieszkodliwa, uciekając się do psot, ale niczego bardziej niebezpiecznego.
Ale w powietrzu było coś jeszcze…
Lorraine wyczuwała przemoc.
Nadal chodziła po domu, w każdym pokoju poświęcając trochę czasu na dotykanie mebli i starej stolarki wypolerowanej na wysoki połysk.
Wrażenie przemocy jej nie opuściło.
Tutaj wydarzyło się coś strasznego…
A ktoś, kto był w tę przemoc zaangażowany, nadal ciskał się po holu, nadal skrywał się w ciemnych kątach każdego zimnego pokoju.
Jednak nie mając nic bardziej konkretnego od podszeptów intuicji, Lorraine odpuściła i wraz z resztą grupy udała się do jadalni, gdzie podano ucztę, której nie powstydziłaby się najlepsza restauracja.
Później Ed i Lorraine spędzili wieczór, występując przed publicznością West Point, złożoną z oficerów, ich małżonek i kadetów.
Warrenowie przekonali się, że ta grupa była nie tylko zafascynowana tym, co mieli do powiedzenia i slajdami, na których widać było różne typy aktywności paranormalnej; była bardziej niż chętna, by potraktować te fenomeny poważnie.
Pod koniec wieczoru kilku oficerów wraz z żonami spytało Warrenów, czy mieliby chęć wrócić do domu Thayera i spróbować skontaktować się z duchami, które opisała Lorraine.
Lorraine, zaintrygowana i zaniepokojona rozgniewaną obecnością, którą tam wyczuła, nie miała nic przeciwko temu.
W głównej sypialni mężczyźni i kobiety usiedli na podłodze, tworząc półokrąg wokół łóżka. Oficerowie porozpinali kołnierze mundurów, podczas gdy Lorraine zamknęła oczy i rozpoczęła trudny, a czasami przerażający proces kontaktowania się z inną ziemską rzeczywistością.
Niemal natychmiast poczuła, że przez pokój przepływa potężna energia, pewny znak obecności ducha. Od razu wiedziała, że to pani MacArthur. Lorraine, która przypadkiem siedziała na brzegu łóżka, w którym sypiała pani MacArthur, zobaczyła ją wyraźnie. Wszystko, co tego popołudnia wywnioskowała z różnych przesłanek o tej kobiecie – że była wielką despotką, która kwestionowała prawo Lorraine do przebywania w tym miejscu – potwierdziło się.
Jednak silna wola Lorraine wkrótce przegnała panią MacArthur i przez następne pół godziny ludzie z West Point i Warrenowie prowadzili miłą rozmowę o zjawiskach nadprzyrodzonych.
Zgodnie z tym, co powiedział Ed: „To było naprawdę niesamowite, patrzeć, jak przyszli przywódcy naszego kraju siedzą na podłodze, ubrani w mundury, i zadają nam pytania. Nie było w nich najmniejszego zakłopotania. Niektórzy wyczuli, tak jak Lorraine i ja, gdy w pokoju pojawiła się pani MacArthur. Mieli całe mnóstwo pytań o to, jak samodzielnie skontaktować się z zaświatami”.
Wieczór zakończył się prośbą kilkorga gości o adres Warrenów, żeby mogli dowiedzieć się czegoś więcej o sprawach nadnaturalnych. Lorraine nigdy nie czuła się lepiej z umiejętnościami, które wraz z Edem dzielili od tylu lat.
Ale właśnie gdy Warrenowie mieli wychodzić – w pobliskim garażu już szykowano limuzynę – Lorraine wyjrzała przez okno i na wysrebrzonym światłem księżyca placu defiladowym ujrzała prawdziwą zjawę: czarnoskórego mężczyznę w mundurze z przełomu wieków, bez galonów ani żadnych insygniów (jakby odebrano mu wszelkie przywileje), który stał i smutno wpatrywał się w dom Thayera.
To właśnie była ta rozgniewana obecność, którą przez cały dzień instynktownie wyczuwała.
– Kim jesteś?
– (Wciąż się w nią wpatrując). Nazywam się Greer.
– Jesteś w kłopotach?
– (Pomógł jej uformować obraz w umyśle: małe pomieszczenie, przypominające celę, w którym wydawał się być zamknięty). Nie jestem wolny.
– Co ci się przydarzyło?
(Przytłaczające poczucie żalu. Greer, w swoim mundurze bez dystynkcji, uniósł wzrok ku Lorraine, po czym zniknął).
– Greer, Greer, mogę ci pomóc.
Ale on zniknął.
Gdy w łagodnym, mglistym cieple jesiennego wieczoru Warrenowie czekali na limuzynę, Lorraine opowiedziała adiutantowi o Greerze. Opisała jego mundur, ale adiutant pokręcił głową.
– Wtedy w West Point nie było żadnych czarnoskórych.
Lorraine i Ed, skonsternowani, wrócili do domu.
Przygoda w West Point ma w istocie dwa zakończenia.
Tydzień później adiutant, któremu Lorraine przedstawiła historię Greera, zadzwonił, by powiedzieć, że trochę poszperał, i że w czasie określonym przez Lorraine w West Point faktycznie był czarnoskóry kadet. Rzeczywiście nazywał się Greer i zabił tam człowieka. Mimo że winny popełnienia morderstwa, przez sąd wojskowy został oczyszczony z zarzutów i uniewinniony.
Gdy tylko Lorraine o tym usłyszała, natychmiast zrozumiała, co trapiło Greera – był to gniewny, smutny duch, który nie mógł się pogodzić z własną winą i dlatego grasował po West Point, strasząc ludzi, choć faktycznie nie miał takiej intencji. Ludzie wyczuwali jego gniew – przede wszystkim był zły na siebie za to, co zrobił – i to ich przerażało.
Na szczęście udręczonego ducha udało się zidentyfikować i wytłumaczyć jego zachowanie. Wszyscy z West Point byli Warrenom wdzięczni.
Potem nadeszło drugie zakończenie. Dzięki przeciekowi z marynarki, która chciała ośmieszyć armię, w „The New York Times” wydrukowano artykuł o duchach w West Point. Wkrótce temat podchwyciły gazety na całym świecie.
Warrenowie, o których pisano we wszystkich doniesieniach prasowych, stali się celebrytami. Liczba ich wystąpień się podwoiła, a producenci telewizyjni, którzy dotąd nieszczególnie się nimi interesowali, teraz błagali o wywiady.
Lorraine Warren śmieje się, gdy wspomina ten incydent.
„W Point poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, z niektórymi przyjaźnimy się po dziś dzień. Ale wiecie, czego nie mogę przeboleć? Tej limuzyny. Wierzcie mi, była cudowna!”
Ciąg dalszy w wersji pełnejWydawnictwo Replika poleca także:
NAWIEDZENIA. HISTORIE PRAWDZIWE
Ed i Lorraine Warren, Robert David Chase
Przez dziesięciolecia Ed i Lorraine Warrenowie poznawali prawdę kryjącą się za najbardziej przerażającymi zjawiskami nadprzyrodzonymi. Badali niezwykłe sprawy nawiedzeń i opętań. Od osławionego domu uwiecznionego w The Amityville Horror po mrożące krew w żyłach wydarzenia, które zainspirowały twórców takich kinowych hitów jak Obecność czy Annabelle.
Nawiedzenia. Historie prawdziwe przedstawiają wiele najbardziej wstrząsających, opartych na faktach przypadków upiornych nawiedzeń, demonicznych prześladowań i przerażających spotkań z duchami.