- W empik go
OPLOTKI. Sukces handmade - ebook
OPLOTKI. Sukces handmade - ebook
Masz dosyć plastikowych definicji szczęścia?
Poznaj sekret sukcesu na TWOICH warunkach. Przeczytaj OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.
Frustrowało mnie, że wszyscy dookoła odnoszą sukces, a ja się zastanawiałam, co to właściwie znaczy.
Wiedziałam niby, że do sukcesu prowadzi masa porażek, ale co gdybym powiedziała Ci, że porażka sama w sobie może okazać się największym sukcesem? Tak było w moim przypadku. Niby bardzo osobista historia, ale przez to - bardzo uniwersalna.
Masz dosyć zastanawiania się “dlaczego jej się udało, a mnie jakoś nie wychodzi?” Wykorzystaj moją historię, aby zmienić swój punkt widzenia. SPRAWDŹ, JAK ZMIANA PUNKTU WIDZENIA SPRAWIA, ŻE DEFINIUJESZ SWÓJ SUKCES NA WŁASNYCH ZASADACH, puszczają hamulce, a codzienność zaczyna dawać satysfakcję uczucia, że droga staje się ważniejsza, niż cel.
Zanurz się w morzu inspiracji oraz przykładów budowania biznesu opartego na pasji, własnych potrzebach, wartościach i marzeniach, wbrew wszystkiemu. To nie jest kolejny poradnik biznesowy i 5 kroków do odhaczenia, by zdobyć sukces, to nie jest też lukrowa opowieść o tym, jak z niczego zrobić coś. „Oplotki. Sukces Handmade” to książka, w której zebrane są prawdziwe opowieści, lekcje i wskazówki jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie własnych wartości i o tym, jak walczyć o ten własny balans życiu prywatnym i zawodowym.
SPRAWDŹ, JAK ZMIANA PUNKTU WIDZENIA SPRAWIA, ŻE DEFINIUJESZ SWÓJ SUKCES NA WŁASNYCH ZASADACH
NIE CHCESZ INWESTOWAĆ W KOSZTOWNE KURSY
ale ciekawi Cię, co takiego zrobiłam, że mi się udało?
MASZ JUŻ DOŚĆ WPATRYWANIA SIĘ W EKRAN
wolisz zaszyć się z lekturą i parującym kubkiem w dłoni?
CHCESZ SUKCESU
ale masz wrażenie, że Twoja definicja różni się od tych z pierwszych stron kolorowych magazynów?
CHCESZ CZEGOŚ DLA SIEBIE
nie pasują Ci utarte ścieżki i narzucone zasady?
CHCESZ BUDZIĆ SIĘ Z EKSCYTACJĄ
co przyniesie kolejny dzień w pracy i zasypiać z poczuciem, że zostawiasz świat wokół siebie odrobinę lepszym, niż go zastałaś?
JESTEM TAKA, JAK TY
Co więc sprawiło, że tryskam optymizmem na co dzień?
Niektórym wydaje się, że trzeba mieć niesamowite zdolności rękodzielnicze, żeby utrzymać się z rękodzieła.
Inni obawiają się, że cała magia, pasja, serce wyparują, kiedy zaczną budować biznes w oparciu o swoje hobby.
Supermoce? Gigantyczny budżet? Armia doradców nie z tej ziemi?
Tak naprawdę mam tylko jeden sekret…
PRZEDSTAWIAM CI…
OPLOTKI. SUKCES HANDMADE
Książkę, w której zawarłam własne lekcje i wskazówki, jak zbudować swoją definicję sukcesu na bazie wartości.
Pozycję, która odsłania osobiste doświadczenia zmieniające mój biznes.
Projekt, który zamknął najtrudniejszy etap w rozwoju firmy i otworzył nowy rozdział w branży handmade.
W TEJ KSIĄŻCE
POZNASZ SEKRETY,
którymi nie dzieliłam się w żadnym odcinku podcastu, video na Youtube, wpisie na blogu, czy notce w social mediach.
DOWIESZ SIĘ, JAK SAMODZIELNE DECYZJE BIZNESOWE MOGĄ ZMIENIĆ TWOJE ŻYCIE PRYWATNE,
tak, jak zmieniły moje.
WYCZYTASZ MIĘDZY WIERSZAMI, JAK MACIERZYŃSTWO SPRAWIŁO, ŻE MOJE WARTOŚCI ZAWODOWE FIKNĘŁY POTRÓJNE SALTO
i wylądowały na planecie sprawczych kobiet, które biorą pełną odpowiedzialność za własne szczęście.
SPRAWDZISZ, JAK MOŻESZ SKORZYSTAĆ Z MOICH DOŚWIADCZEŃ,
by zyskać pewność w swoich codziennych wyborach.
POZNASZ BIZNESOWĄ STRATEGIĘ,
która bazując na intuicji niesie wewnętrzny spokój i spełnienie dla TWOICH celów i marzeń.
CO O KSIĄŻCE OPLOTKI. SUKCES HANDMADE PISZĄ CZYTELNICY?
„Książka „Oplotki. Sukces Handmade” – wyczekiwane cudeńko. Od początku wiedziałam, że chcę wspomóc jej powstanie – nie było innej opcji. Ucieszyłam się bardzo, kiedy dowiedziałam się, że mogę być również namacalną jej częścią – moje logo wylądowało na wklejce książki! Niesamowite Jak tylko dowiedziałam się, że to „już”, że Agnieszka już rozpoczęła wysyłkę, tupałam z radości. Już w myślach szykowałam się na wieczór, kiedy po całym dniu, z kubkiem gorącej herbaty w ręce, będę mogła usiąść i zupełnie roztopić się w czytaniu. Książkę przeczytałam w dwa wieczory. Sposób narracji w książce sprawił, że czułam się tak, jakby Agnieszka mówiła wprost do mnie. Kapitalny zabieg. No i ta oprawa graficzna – cud, miód, malina!
Przez to, że mam przyjemność pracowania z Agnieszką w Akademii Rękodzielnika, to doskonale wiem jaką jest ciepłą osobą. Dlatego czułam jej opowieść całą sobą. Znam historię powstania Oplotek, ale przeczytanie jej jeszcze raz w zaciszu domowym, powoli i z uważnością, sprawiło mi wielką przyjemność. Książka podczas czytania wzbudziła we mnie całe spektrum emocji – od śmiechu, przez wzruszenie, czasami niedowierzanie, po iskierkę nadziei. Nadziei, że i mnie się może udać, że marzenia, które kiełkują w mojej głowie też mogą mieć rację bytu. Robiąc krok za krokiem mogę dojść do tego, co sobie zaplanowałam. Ta książka to takie podświadome dmuchanie w skrzydła. Jakimś magicznym sposobem wiedziała, kiedy i jak uderzyć w odpowiednie struny, żeby wybrzmiały we mnie rzeczy, o których trochę boję się marzyć. Dziękuję Ci Agnieszko z całego serca. I pamiętaj – zrobiłaś kawał dobrej roboty! Jestem przekonana, że nieraz wrócę do książki i zrobię to z wielką przyjemnością!”
Hej! Z tej strony Agnieszka Gaczkowska,
architekta ze słabością do rękodzieła. Założycielka Oplotki.pl – ekosystemu wzrostu dla fanów i twórców rękodzieła. Wraz z wieloosobowym zespołem uczę różnych technik rękodzieła podczas kursów i warsztatów on-line dla osób indywidualnych oraz korporacji. Prywatnie mama trójki urwisów, fanka snowboardingu, plażingu i zapalona podcasterka. Wierzę w moc rozmowy i niespiesznego spotkania przy rękodziele, które ma potencjał, by łączyć ponad podziałami. Ideę jogi umysłu w rękodzielniczym procesie streściłam w 15-minutowej mowie podczas TEDx Warsaw Women
ZATOP SIĘ W LEKTURZE I POZNAJ MOJE SEKRETY
KSIĄŻKA O MARZENIACH I BIZNESIE NIE TYLKO DLA POCZĄTKUJĄCYCH.
KSIĄŻKA O KOBIECIE I O SUKCESIE ZBUDOWANYM WŁASNYMI RĘKAMI – SAMODZIELNIE, BEZ CZEKANIA NA POZWOLENIE.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ostrzegam.
Nie przebierałam w słowach (jak babcia, która przy darciu pierza potrafiła jedną frazą takiej życiowej mądrości skwitować mój półgodzinny monolog mędrkującego podlotka). Celowo się dyscyplinowałam, by nie pudrować rzeczywistości. Tego mamy pod dostatkiem w social mediach na co dzień.
Słowotok pewnie mam właśnie po babci – pisałam jednym wielkim ciągiem. Dla złapania oddechu pokroiłam tekst na rozdziały. Nie mogłam się oprzeć i szydełkowe metafory same cisnęły się na usta, kiedy szukałam odpowiednich fraz, które uchwycą ich sens. Brakowało mi jednak czegoś na końcu każdego z rozdziałów.
Dodałam refreny. (Że co?! Refreny to chyba w piosenkach raczej, nie?) Ano właśnie refreny! Przy darciu pierza dużo się śpiewało, kiedy wyczerpały się słowa.
Refreny, czyli powtarzające się podsumowania. Nie mogło ich zabraknąć w tej książce.
Spodziewaj się refrenu na końcu każdego z rozdziałów.
Wracaj do niego, kiedy utkniesz. Interpretuj na nowo, kiedy zechcesz wrócić do tej lektury.
Podziel się ze mną spostrzeżeniami (jeżeli zechcesz) i śmiało pisz na adres [email protected].
Choć do mądrości babci jeszcze mi daleko, mam wrażenie,
że tym tekstem podtrzymuję pewną cenną tradycję.
Mówienia wprost, jak jest.
Dawania sobie nawzajem mocy.
Wspólnego odzierania (się) ze złudzeń.
Potęgę spotkania kobiecego kręgu serwuję Ci jednak w nieco unowocześnionej formule.
Zapraszam Cię na to spotkanie.
Zapraszam Cię na „Darcie pierza 2.0”.
Zapraszam Cię na wspólne PLOTKI przy oplataniu.
Zapraszam Cię na (O)PLOTKI.
AgnieszkaRozszyfruję je dla Ciebie:
to fragment, który streści Ci, o czym właściwie napisałam w danym rozdziale (na wypadek, gdyby trzeba było do czegoś wrócić w trakcie czytania), ale w formie enigmatycznej rękodzielniczej metafory.
to taki wniosek, który uderzył mnie z siłą prądu, który przechodzi, kiedy w nocy bosą stopą nadeptuje się na klocek Lego. Wniosek, którym po prostu MUSIAŁAM się z Tobą podzielić.
to pytanie, które sobie zadawałam na danym etapie. Może kiedy zadasz je również sobie, odpowiedzi zaskoczą Cię dokładnie tak, jak i mnie zaskoczyły moje.
Kolejny dzień świstaka.
Pewnie powinnam zacząć od budzika, ale po co. Pierworodna skutecznie wyrywa mnie ze snu przed świtem. Jeszcze nie mówi, ale potrafi klepnąć w twarz, bo wie, że to działa lepiej niż wtulanie. To drugie akurat ma odwrotny skutek.
No to wstaję. Przez mgłę zaspanych oczu coraz wyraźniej przebija się przeciekająca pielucha. Słychać cichy szum wody w łazience. Jacek już po treningu. Nawet tutaj wygrywa. Nie pamiętam, kiedy cokolwiek ćwiczyłam. Kto by miał na to siłę… Wmawiam sobie, że dzisiejsze cztery rundki mycia podłogi to taka prawie ashtanga joga. Prawie. Grzeję wodę (o, niech spłynie zimna! Powinna lecieć ciepła, kurczę, skoro pod prysznicem już tapla się Jacek). O, jest. Nalewam letnią wodę do miseczki. Maczam waciki (te bawełniane, wielorazowe less waste, są w praniu – muszę sięgnąć po awaryjne jednorazówki, więc dopadają mnie kolejne wyrzuty sumienia, znowu nawaliłam) i obmywam pupę.
Nim zdążyłam ogarnąć pieluchową awarię i ubieranie znienawidzonych (przez pierworodną) kapci, naczynia z jackowego śniadania już zdążyły wylądować w zlewie. Gdzie on się tak spieszy? Przecież cały dzień płynie taaak wolno… Wspólne śniadanie by go nie zabiło. Dzisiaj zdążyłam chociaż z „też Cię kocham”, zanim wskoczył na rower do pracy. No to zawijam te sreberka… Oż! Nie zabrał śniadania. Już dzwoni. Pewnie, że zniosę.
Epizod porannego sprzątania po ciamkaniu latorośli można spokojnie zakończyć pierwszą rundką z podłogową ściereczką. Przecież edukacyjne książeczki, zajęcia umuzykalniające, sensoryka i inne dziecięce plastyki czekają. Co też tam w grafiku na dziś? Ha! Odetchnęłam z ulgą. Dziś basen. Nie, nie taki zwyczajny. Oczywiście musiał być na największych termach w Poznaniu, w najpopularniejszej szkole pływackiej, z najbardziej doświadczonym instruktorem – specem od niemowlęcego oswajania z wodą. Co? Ja nie dam mojemu dziecku tego, co naj, naj, najlepsze?!
Uwielbiam, bo w końcu jest tam też coś dla mnie. Wzorowo odhaczam nurki z maludą, bo przecież przed i po można po prostu pogadać. Basenowe mamy jakieś takie fit i energiczne. Z własnym życiem (poza placem zabaw). Fajnie powspominać mój zawód. Z architektką chętnie gadają. W końcu większość właśnie zakredytowała się w wymarzonym gniazdku i ogarnia malutki pokoik. Mówią moim językiem – pierworodno-dzieciową, mamo-parentingową, egzaltowaną nowomową.
Pływamy z maluchami. No i odpływam. W chlorowanej wodzie jest trochę tak jak w pościeli. Relaksująco. Tylko przetrwać ten zziębnięty ryk po wyjściu z wody, a nadejdzie epizod długiej dziecięcej drzemki z moją ukochaną szydełkową rozkminą nowego wzoru.
Maluda zasypia w aucie. Zazwyczaj daje się przełożyć do łóżeczka i śpi kamiennie minimum dobrą godzinę.
Końcówka dzierganego dywanu, a potem biorę się za dekoracyjne poduchy. Będą „poddupniki” na klockowe posiedzenia. Nie mogę się doczekać, kiedy Lena dorośnie do odziedziczonych zestawów klocków Lego. Wtedy na pewno chętniej poskładam z nią te domeczki. Duplo to jednak nie moja skala. Cenzuruję jeszcze koszyczek zabawkowy, usuwając nieedukacyjne i słabe designersko jednostki. Odkładam je na dno takiego pojemnika w szafie, który ogląda światło dzienne tylko w czasie naprawdę deszczowych, długich dni.
Można siadać do dziergania. Uff.