- W empik go
Opowiadania +18 z pozycji horyzontalnej - ebook
Opowiadania +18 z pozycji horyzontalnej - ebook
"Pornografia (gr. pismo lub rysunek o nierządnicy) to przedstawienie ludzkich zachowań seksualnych i nagości w sposób rozpustny lub perwersyjny, którego celem jest wywołanie u odbiorcy pobudzenia seksualnego, ale odmiennego od erotyki” - tyle Wikipedia. Dla równowagi sięgnąłem do nowego Słownika Wyrazów Obcych Andrzeja Markowskiego. Przeczytałem: "Erotyzm" zmysłowość, atmosfera
podniecenia, pobudzenie seksualne’”.
Więc czymże są moje opowiadania, erotykiem czy pornografią? Dla mnie to bez znaczenia. Lubię czasem spojrzeć na życie z pozycji horyzontalnej, lub jeśli ktoś woli, pornografię, bo ukazuje w życiu to, co jest najskrytszym marzeniem każdego - pochwałę cielesności. A tym, którym to w niesmak, dedykuję aforyzm Jana Izydora Sztaudyngera: Mój pech. "Na tym polega mój pech, że cnota mi śmierdzi,
a pachnie grzech."
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63080-61-7 |
Rozmiar pliku: | 682 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy zdejmuje spódniczki.
Tadeusz Boy-Żeleński.
Z pozycji horyzontalnej
Marcin zaprowadził swoisty, łóżkowy "rejestr dusz", zaraz po tym, jak impuls do takiego działania dała mu proza życia. Przyprawiono mu wówczas, młodemu żonkosiowi rogi, uwalniając chęć zemsty i wrodzone, tkwiące w nim skłonności do dziwkarstwa.
Wspomnienie, a wciąż żywe. Z wiekiem coraz częściej zapadał w zamyślenie i sądził, że wbrew mniemaniom świat tak wcale się nie zmienił.
Bożena. Drobna, wycyzelowana figura. Miękkie ruchy. Prężąca się kocica na przypiecku. Zamyślenie w oczach. Łyżką by ją jeść i prosić o dokładkę.
Trafiła do redakcji, podobnie jak on, jako stażystka. Stwarzała wieczną pokusę. Z trudem opędzał się od myśli o jej krzywiznach. Ręką w kieszeni musiał ukrywać oznaki niewczesnych zapędów.
Siadając, idąc, schylając się stwarzała nieprzepartą pokusę, by ją dorwać, zgwałcić, sponiewierać. Żadnych tam och i ach. Prosiła się wprost o to. Miała w nosie konwenanse. W windzie pupą wcisnęła się mu w podbrzusze i spojrzała w oczy z satysfakcją.
– Jadę do Gdyni na reportaż – oświadczyła. – Przyjedź. Chcę przespać się z tobą.
Nie zamierzał być pruderyjny, ale widocznie na to wyszło.
– Też mam męża – powiedziała.– Nie jest święty.
– Gdybym mógł podobnie myśleć o Ali – sprowokował.
Zawahała się.
– Więc myśl. Przyjmij do wiadomości. Ala ma kochanka. Wiem to od naszej wspólnej z nią przyjaciółki. Zwierzyła się jej. Jakiś kurator.
Musiał mieć minę żałosną. Napraszał się, więc dostał.
– Nie do wiary. W jakim ty Marcinie żyjesz świecie. Wszystkie mamy kochanków. Powinnam była zamknąć buzię na kłódkę. Przepraszam.
Trochę go to otrzeźwiło.
Spotkał się z Bożeną w Świnoujściu. Jak kozacką duszę na step, ją ciągnęło nad morze. Świadomość, że przyjechali tutaj z jedyną myślą, żeby się sobą nasycić, wzmagała głód.
Znaleźli pokój u jakiejś samotnej nauczycielki i w chwilę po zamknięciu drzwi byli nadzy. Bożena saute była osóbką, o której się mówi pieszczotliwe kobieciątko. Niewielka, proporcjonalna, zwarta i namiętna, ruchliwa jak kuna i zdecydowana na wszystko, jak kamikadze, była niezwykle smakowitym, ale i wymagającym kąskiem.
Wszystkie przedwstępne gry odłożyli na później. Szli do natychmiastowego zwarcia, zwierzęcego i brutalnego, w którym za wszystkie karesy starczała świadomość ich złączenia. Tłukł jej zwartą pupcią o wysłużony materac widząc w jej kasztanowych oczach zachwyt i narastającą namiętność.
– Niech mnie boli – wykrztusiła zdławionym głosem.
Ścisnął jej drobne, białe piłeczki. Zarzucił wycyzelowane przez naturę nogi na swoje ramiona i sięgnął do jej najgłębszych pokładów. Z otwartymi ustami, błyskając białymi ząbkami, chłonęła nawałnicę buszującą w jej wnętrzu. W skupieniu, jak mistrz portretu przed decydującym pociągnięciem pędzla, wypatrywała w jego twarzy znaku zaspokojenia. Gdy poczuł wypełzające z jąder dreszcze i jęknął, zamknęła go w węźle splecionych na jego biodrach nóg i spojona do bólu, głośno, lubieżnie mruczała.
Był zaskoczony i zachwycony tą ich łóżkową eskapadą. Satysfakcjonowało go to, że był obiektem pożądania pięknej i namiętnej kobiety, że nie miała przede nim od razu żadnych tajemnic cielesnych, że przeciwnie, udostępniała mu nieznane rozkosze. To śmieszne, ale w ciągu dwu dni, które spędzili razem, jak chłopczyk bawiący się w "doktora", przyswajał topografię najskrytszych i najgłębszych miejsc w jej ciele, poznawałem ich smak i zapach, wrażliwość na dotyk palców, ust, języka. I ani razu nie przyszło mu do głowy, że jest w niej coś "be", że robią coś nieestetycznego.
Wrócił do domu w przekonaniu, że seks jest sztuką szczególną i samoistną, z każda nową partnerką niepowtarzalną. Był wdzięczny losowi, który go wpierw upokorzył, a później nauczył dostrzegać nieznane uroki życia z pozycji horyzontalnej.