- W empik go
Opowiadania do chichotania - ebook
Opowiadania do chichotania - ebook
Długo oczekiwana kolejna część przygód Tomka. Jak zwykle zabawne i pełne wdzięku opowiadania o codziennych sprawach , które widziane oczyma przedszkolaka nabierają nieoczekiwanych kolorów. Zakładanie butów, wyprawa na basen czy gra w piłkę bywają niezwykle emocjonujące, a rozważania o tym, co śni się psu, a co tacie, i jak ukryć słodycze przed kolegą łakomczuchem albo plamę na obrusie przed wzrokiem babci, prowadzą do wielu zabawnych sytuacji.Dla dzieci w wieku 3-7 lat.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-609-8 |
Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Tomek, co z tobą? – spytała. – Wszystkie dzieci są już ubrane i zaraz wyjdą do ogródka lepić bałwana.
– Ja też już jestem prawie gotowy. Tylko za nic nie mogę włożyć butów – poskarżyłem się.
Pani przykucnęła obok. Złapała za cholewki moich ciepłych, zimowych butów i zaczęła ciągnąć z całych sił. Namęczyła się przy tym, zasapała, ale w końcu zawołała:
– No, weszły!
Niby weszły, ale wyglądały jakoś dziwnie. Ja pierwszy wpadłem na to, co jest z nimi nie tak.
– Mam prawy but na lewej nodze, a lewy na prawej – powiedziałem. – Okropnie mi niewygodnie i nie mogę ruszać palcami – dodałem.
Pani spojrzała na moje nogi.
– Rzeczywiście. Włożyliśmy je odwrotnie – przyznała. – Musimy zdjąć – westchnęła.
Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Pani przysiadła na podłodze i próbowała wyjąć mi stopę z buta. Ciągnęła zawzięcie, a ja kurczowo trzymałem się ławeczki. Myślałem, że urwie mi nogę. Ale jakoś poszło, najpierw z lewym, a później z prawym butem.
– Uff, udało się – sapnęła pani, a ja poczułem, że znowu mogę ruszać palcami i nic mnie nie gniecie.
Potem pani dwa razy się upewniła, czy wkładamy prawy but na prawą nogę, a lewy na lewą, i zaczęło się wpychanie. Pomagałem, jak mogłem, wykręcałem nogi na wszystkie strony, a pięta i tak ciągle grzęzła mi w cholewce. Mniej więcej po dziesięciu minutach pani zaczęła wciągać powietrze ustami i zrobiła się cała czerwona.
– Pchaj, Tomek, pchaj – powtarzała w kółko, tarmosząc cholewki.
A ja pchałem, ile wlezie, choć czułem, że podwijają mi się skarpetki. Trochę to trwało, ale w końcu znowu miałem buty na nogach. Pani wstała, odetchnęła z ulgą i otrzepała sobie spódnicę. Właśnie chciała coś powiedzieć, lecz byłem szybszy:
– Ale to nie są moje buciki – wyznałem.
Nasza pani na chwilę przestała się ruszać. Patrzyła na mnie, a jej oczy zwęziły się i wyglądały jak szparki. Zastanawiałem się, czy ona w ogóle mnie widzi. Za to dziurki w nosie zrobiły się duże i okrągłe. Śmiało zmieściłyby się w nich dwa całkiem spore kasztany. W końcu powiedziała coś do siebie, ale tak cicho, że nie dosłyszałem co. Znowu przykucnęła na podłodze, złapała za buty i ciągnęła z całych sił. I choć robiła to już po raz drugi, szło jej tak samo ciężko jak za pierwszym razem. Wreszcie nogi wyskoczyły mi z butów i pani o mało nie fiknęła kozła. Kiedy się pozbierała i stała nade mną, dysząc, postanowiłem jej wszystko dokładnie wyjaśnić:
– To nie są moje buty, tylko mojego kuzyna, ale mama kazała mi je nosić.
– I to w nich przyszedłeś dzisiaj do przedszkola? – upewniła się pani.
– No pewnie! Są bardzo fajne! Mają kolorowe paski i futerko w środku. Całą zimę będę w nich chodził – zapewniłem.
Nasza pani odczekała, aż przestaną jej się trząść ręce, a potem – nie wiem po co – policzyła do dziesięciu.
– To co, zakładamy? – zapytałem wesoło, patrząc na moje fajne buty w paski.
– Pchaj – poleciła i pociągnęła mocno za cholewki.
Mocowała się z nimi dłuższą chwilę, sapiąc i postękując. Wreszcie odgarnęła włosy z czoła i stwierdziła z ulgą: