Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opowiastki o tym jak być życzliwym, uczynnym i... - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
21,00

Opowiastki o tym jak być życzliwym, uczynnym i... - ebook

Trzy słowa z magicznego kuferka to przygody trojaczków, które jak co roku wyjeżdżają z rodzicami nad morze. Tam już pierwszego dnia na plaży znajdują stary, drewniany kuferek. Niestety w żaden sposób nie mogą go otworzyć. Zabierają go więc do domu. Tam dopiero w sytuacjach, gdy trojaczki sprawiają sobie przykrości, kuferek sam się otwiera i opowiada dzieciom różne historie. O tym jak należy zachować się, gdy ktoś zrobi komuś coś złego. Przygody rodzeństwa są wprowadzeniem do trzech innych opowiadań mówiących o tym, kiedy należy przeprosić, poprosić i podziękować.

Wiatrolandia jest opowieścią o przygodach łagodnego wiaterka o imieniu Bryza, który ucieka przed swoim zimnym i złym wiatrem Borą. Odnajduje piękną niezamieszkałą krainę, w której postanawia się osiedlić. Historia o tym, że warto pomagać, szanować innych, a przy tym dobrze się bawić.

 

Anna Jedlikowska od trzynastu lat pracuje w przedszkolu. W wolnych chwilach układa wierszyki i rymowanki dla dzieci, które dostosowuje do ich możliwości wiekowych. Teksty autorki wykorzystywane są w przedszkolu, na różnych uroczystościach. Pracując w towarzystwie „tych kochanych szkrabów”, zapragnęła napisać właśnie dla nich. Dlatego powstały te opowieści. Pisanie stało się ogromną pasją autorki i chciałaby rozwijać się w tym kierunku.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66149-10-6
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PIERWSZE SŁOWO

Krzyś, Piotruś i Maja uwielbiali wakacje nad morzem, na które wyjeżdżali z rodzicami każdego lata. Nawet wycieczki i spacery były bardziej atrakcyjne niż te w ciągu roku.

Tarzanie się w cieplutkim piasku i skakanie przez morskie fale, to ulubione, wakacyjne zajęcie trojaczków, więc i tym razem, gdy nadszedł czas wyjazdu dzieciaki również szalały z radości.

– Mamusiu jestem taka szczęśliwa! Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy na miejscu – ekscytowała się Maja, podskakując i kręcąc się dookoła rodziców.

– Ale super! Tato! Tato! Kiedy dojedziemy, teraz też tak długo będziemy jechać?! – przekrzykiwali się chłopcy.

– Kiedy w końcu wyjeżdżamy?!

Rodzice uśmiechnęli się i popatrzyli na siebie z politowaniem, bo właśnie w tym momencie, gdy tato próbował odpowiedzieć na pytania, trójka rozentuzjazmowanych brzdąców, w ogóle nie zainteresowana już odpowiedzią w podskokach zniknęła w swoim pokoju.

– Jak my tam wytrzymamy z tymi naszymi, małymi klonami? – zaśmiał się tato, odwracając się w stronę wybiegających dzieci. – Dziabągi, czy wszystko spakowaliście?

Był piękny, słoneczny dzień. Delikatne fale leniwie obijały się o brzeg, po błękitnym niebie wirowały mewy, głośno skrzecząc, a cudowny, morski zapach unosił się w powietrzu. W oddali widać było statki cumujące w porcie.

– Jak tu wspaniale – westchnęła mama, podnosząc z piasku niewielką muszelkę.

Dzieci, radośnie wbiegły na plażę i od razu postanowiły zbudować zamek z piasku. Z wielkim zapałem formowały wieżyczki i kopały głęboką fosę, otaczającą ich bajkowy pałac.

Po chwili Krzyś grzebiąc swoją nową czerwoną łopatką w piasku, powolutku przysunął się do siostry i szepnął jej cichutko do ucha – Tu coś jest, zobacz.

– Ojej, co to? – również cicho odpowiedziała zdziwiona Maja, odkładając na bok wiaderko z piaskiem.

– Mamo, tato! Znaleźliśmy skarb! – wrzasnął w tym momencie Piotruś i popędził do rodziców, leżących nieopodal.

Rodzice podnieśli się z miejsca, z którego jeszcze przed chwilą ze spokojem obserwowali poczynania swoich pociech.

Przejęty Krzyś rzucił łopatkę za siebie, jakby już w ogóle nie była mu potrzebna i swoimi małymi rączkami rozpoczął rozgrzebywanie piasku, nie zwracając w ogóle uwagi na to, że zasypywał przy tym zbudowany przed chwilą ich wspólny zamek. Maja przypatrywała się bratu z szeroko otwartą buzią.

– No, no… – w pewnym momencie rzekł tato zbliżając się do swoich ukochanych szkrabów – rzeczywiście coś znaleźliście.

Przykucnął obok nich, i jednym ruchem wyciągnął tajemniczą skrzyneczkę.

– Wygląda na bardzo stary – odezwała się zaciekawiona mama, która także zdążyła podejść i delikatnie strzepnęła piasek z tego tajemniczego znaleziska.

– Co to?! Mamo! Co to?! Co to jest?! – trajkotały dzieci.

Po chwili namysłu mama odpowiedziała cichutko – Drewniany kuferek, ale hm…, nie ma kluczyka, aby go otworzyć.

– Skoro jest taki stary, to znaczy, że chyba jest niczyj. Możemy zabrać go do domu i tam spróbować otworzyć? – równie cicho odpowiedział Krzyś.

– Ciekawe co tam jest? – zainteresował się Piotruś – Może muszelki, albo, albo… bursztyny może?

– Nie! Nie! – klaskała w rączki Maja – Tam na pewno jest jakiś tajemniczy skarb! Mamusiu, mamusiu, to co możemy go wziąć? – prosiła.

Podekscytowane dzieci zapomniały już o zamku, który jeszcze przed chwilą budowały z takim zapałem. Myślały już tylko o tym, aby znaleźć się w domu i otworzyć tajemniczy kuferek.

– No to chodźmy już – jęknął zniecierpliwiony Piotruś, ciągnąc mamę za rękę.

– Jak to? Nie chcecie dziś skakać przez fale? – zapytała mama udając zaskoczoną.

– Nie, nie, może jutro. Chodźmy już mamusiu, prosimy – żebrała już cała trójka, drepcząc nerwowo wokół rodziców.

– No, a lody, nie chcecie już lodów ?– ciągnęła dalej mama.

– Nie chcemy żadnych lodów, chcemy do domu – stanowczo i bardzo poważnie odpowiedziała Maja, i tupnęła nóżką.

– Chyba z nimi nie wygramy – odezwał się tato, patrząc karcąco na córkę.

Po powrocie do domu mama poprosiła dzieci – Odstawcie na razie ten kuferek i umyjcie rączki. My z tatą zrobimy coś pysznego do zjedzenia, a później zajmiemy się tym hm… znaleziskiem.

– Oj, mamo! – zaprotestowały trojaczki.

– No... szybciutko, szybciutko, moi mali poszukiwacze skarbów – zaśmiała się mama, nie reagując na protesty trojaczków.

Niezbyt zadowoleni Krzyś, Maja i Piotruś umyli rączki i wolnym krokiem poczłapali do pokoju. Wcale nie mieli ochoty nic jeść. Rozsiedli się na dywanie, a na środku ustawili kuferek, przez chwilę wpatrywali się w niego jak zahipnotyzowani.

– Już dłużej nie wytrzymam – jęknęła Maja biorąc kuferek i nerwowo obracając go w rączkach.

Piotruś przez chwilkę przyglądał się siostrze, po czym zabrał jej kuferek i zaczął nim potrząsać i uderzać o podłogę – Ty Maju nic nie umiesz, ja zaraz go otworzę – mądrzył się.

– Eee tam, on jest chyba popsuty – stwierdził w końcu znudzony już Krzyś – musimy poczekać na rodziców, może oni coś poradzą. Chodźmy do kuchni.

– Nie stukaj tak, popsujesz – prawie płacząc, mówiła Maja – Oddaj
mi go.

– Masz jak chcesz – obruszył się chłopiec i cisnął kuferek w stronę siostry.

– Postawię go na mojej półce – odrzekła z ulgą, troskliwie głaszcząc tajemnicze znalezisko.

– W co się teraz pobawimy? – zapytał Krzyś, już zupełnie niezainteresowany kuferkiem.

– Może pogramy w piłkę! – rozochocił się Piotruś.

– A może pobawimy się moimi lalkami? – poprosiła Maja – ciągle bawimy się tylko w to co wy chcecie.

– Na pewno nie. Nie będę się z tobą bawił w jakieś głupie, babskie zabawy. Idź i baw się sama. My będziemy grać w piłkę – warknął Piotruś, i co prawda niechcący, ale popchnął swoją siostrę.

Mai zrobiło się bardzo przykro. Piotruś nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Rozżalona bardzo się rozpłakała.

I w tym momencie stało się coś bardzo dziwnego:

Najpierw pokój ogarnęła ciemność, a przecież był to środek dnia. Po chwili, kuferek przeraźliwie skrzypiąc, bardzo pomału otworzył się, a z jego wnętrza wystrzeliła fontanna kolorowych fajerwerków. Przecudne, różnobarwne światełka ogarnęły cały pokój. Oczarowane tym widokiem dzieci stały tak w bezruchu, wpatrując się w to przedziwne zjawisko swoimi dużymi, niebieskimi oczętami. Stało się właśnie to czego kompletnie się nie spodziewały. W pewnym momencie kuferek podskoczył raz, drugi i trzeci i zaczął bardzo, bardzo głośno brzęczeć, cała trójka otworzyła buzie ze zdziwienia, Maja już nawet zapomniała dlaczego płakała.

I w tym momencie kuferek przemówił ludzkim głosem:

MAGICZNY JESTEM KUFEREK.

MAGICZNE SCHOWANE MAM SŁOWA.

OPOWIEM CI PEWNĄ HISTORIĘ.

CZY SŁOWO TO ROZPOZNAĆ ZDOŁASZ?

W pokoju znowu zrobiło się bardzo ciemno, fajerwerki ustały, a ze środka skrzyneczki zaczęły wydobywać się kolorowe obrazy. Dzieci w milczeniu rozsiadły się na dywanie jak w najprawdziwszym kinie, zaciekawione tym co za chwilę się wydarzy.

Kuferek rozpoczął swoją pierwszą opowieść:

1. ROZALKA

W pewnej wiosce, nieopodal lasu, nad błękitnym jeziorem żył sobie drwal, wraz ze swoją córeczką Rozalką.

Miejsce w którym mieszkali było naprawdę piękne. Szczególnie wiosną i latem, gdy roślinność budziła się do życia obdarzała swoich mieszkańców różnorodnością barw i równie cudownymi zapachami. Nigdzie indziej nie było tak pięknie i kolorowo.

W ich małym, ciasnym domku, w którym mieszkali panowały cisza i spokój, głośne były tylko stare kuchenne drzwi, które strasznie skrzypiały.

Drwal bardzo kochał swoją córkę, miał tylko ją – swoją jedyną, najdroższą Rozalkę.

Każdego dnia przynosił jej bukiecik polnych kwiatków, które zrywał wracając do domu po ciężkim dniu z pracy. Pomimo ogromnego zmęczenia, na to zawsze znajdywał czas, bo gdy widział uśmiech na twarzyczce swojej ukochanej córeczki, jego serce przepełniało się niewyobrażalnym szczęściem. Ale ten piękny uśmiech nie często gościł na ustach dziewczynki. Rozalka bardzo tęskniła za swoją ukochaną mamą, która pewnego dnia zmarła i dziewczynka została sama ze swoim ojcem, a na domiar złego dzieci mieszkające w tej samej wiosce nie chciały się z nią bawić. Drwal wiedział że jego córka cierpi, lecz nie potrafił jej pomóc. Troszczył się o nią najlepiej jak potrafił, nie umiał jednak zaplatać jej warkoczy na tych cudownie kręconych, rudych włosach i nie stroił też tak Rozalki, jak robiła to wcześniej jej mama. Dziewczynka chodziła w czystych, lecz w spranych, starych sukienkach i z nieco rozczochranymi włosami, związanymi w niedbały kucyk. Dla dzieci był to powód do tego, aby dokuczać Rozalce.

Dziewczynka uwielbiała spędzać czas ze swoim tatą, ale mimo to czuła się bardzo samotna. Pragnęła mieć przyjaciółkę, taką najprawdziwszą w świecie. Taką, która nie śmiałaby się z jej starych wyblakłych sukienek i jej kręconych żywoczerwonych włosów. Marzyła o przyjaciółce, która by ją rozumiała, której mogłaby zdradzać wszystkie swoje sekrety, i z którą bawiłaby się beztrosko. Było jednak inaczej. Mimo tego, że bardzo garnęła się do dzieci i chciała zaprzyjaźnić się z nimi, one wolały jej dokuczać. Każdą wolną chwilę dziewczynka spędzała więc ze swoim ojcem. Drwal robił wszystko, aby jego ukochana córka się nie nudziła.

W pewną ciepłą, bezchmurną i gwieździstą noc, drwal i Rozalka postanowili spać na dworze. Noc była cicha i bezwietrzna. Słychać było tylko cykanie świerszczy i rechot żab nad jeziorem. Leżeli oboje na kocu przed domem, wpatrując się w niebo. Widok był nad wyraz piękny. Tyle gwiazd można było zobaczyć gołym okiem.

– Spójrz córciu – pokazywał drwal wodząc powoli palcem po niebie – Widzisz? Tam jest Wielka Niedźwiedzica.

– Widzę – cichutko odpowiedziała Rozalka.

– A tam, obok to Mała Niedźwiedzica. A na końcu jej ogona, o tam…, to Gwiazda Polarna, widzisz aniołku? Ta, która świeci tak jasno, jakby była bliżej niż wszystkie inne… Myślę, że tam na pewno jest twoja mama – drwal pocałował córkę w czoło – Zobacz, mruga do ciebie i wiesz, ona czuwa, aby nic złego cię nie spotkało. Naprawdę.

Maja uśmiechnęła się nieśmiało i posłała w górę całusa.

– A wokół tej Gwiazdy to Smok – ciągnął drwal.

– Smok?

– Tak Smok, tak nazywa się ten gwiazdozbiór, który ją otacza – gwiazdozbiór Smoka

– A czy ten smok jest dobry?

– Na pewno.

– I nie skrzywdzi mamusi?

– Na pewno nie, kochanie.

– Bardzo za nią tęsknię tatku – ze łzami w oczach szepnęła Rozalka.

– Wiem skarbie, ja również – drwal przytulił dziewczynkę.

– Wiesz tatusiu… to miejsce gdzie mieszkamy jest takie piękne. Tak bardzo chciałabym, aby było też magiczne, aby spełniały się tu marzenia – szepnęła patrząc w górę i wtuliła się w ojca jeszcze mocniej – Może jakbym miała przyjaciółkę, nie byłoby mi tak smutno bez mamy? Może dzieci nie dokuczały by mi już tak bardzo?

Wpatrując się w niebo, nie zauważyli jak w pewnym momencie jezioro zabulgotało, woda zawirowała i po chwili rozbłysła przepiękną srebrną poświatą, a na jej tafli, jak w lustrze odbiła się postać kobiety o ciepłym spojrzeniu i delikatnym uśmiechu.

Gwiazda Polarna zamrugała...

Drwal wzruszony słowami córki miał łzy w oczach – Ale ono jest magiczne – szepnął po chwili – Tylko musisz w to uwierzyć skarbie.

Sam również całą duszą pragnął w to wierzyć. Bo jego jedynym marzeniem było to, aby Rozalka była w końcu szczęśliwa. Wiedział jak bardzo przeżywała każdą zaczepkę dzieci i każde przykre słowo skierowane w jej stronę.

– Patrzcie, idzie czerwony potwór! Ale ona brzydka! Hej ty, szkarado! Ale masz paskudną sukienkę! – krzyczały i śmiały się zawsze, gdy tylko ją widziały. Rozalka słysząc to, przybiegała do domu i bardzo, bardzo długo płakała. Ojciec zawsze starał się ją pocieszać jak tylko potrafił. Przytulał, łaskotał, opowiadał śmieszne historyjki. Robił najbardziej głupie miny jakie tylko potrafił. Naśladował najróżniejsze zwierzęta. Raz o mało nie złamał nogi skacząc ze stołu w czerwonym garnku na głowie, udając koguta. Wszystko po to, aby rozweselić swoje ukochane dziecko, ale nie było to łatwe. Dziewczynka zwykle wyczerpana płaczem, usypiała w jego ramionach. A on wzdychał głęboko z żalu, gdyż wiedział, że jego żona na pewno potrafiłaby ukoić smutki ich córki.

Pewnego dnia, gdy jak co dzień, drwal udał się do lasu, a Rozalka bawiła się sama nad jeziorem, znów usłyszała śmiech dzieci.

Ogromna rozpacz ogarnęła jej małe serduszko – „Dlaczego śmieją się ze mnie i nie chcą się ze mną bawić? Przecież nic złego im nie zrobiłam” – zapłakała i głośno westchnęła.

Właśnie miała uciec do domu, ale dzieci już ją zobaczyły i zdążyły do niej dobiec, i znowu się zaczęło:

– Patrzcie, brzydal!

– Hej! Czerwony potworku!

Śmiały się z niej i popychały. Był to bardzo okrutny widok. W pewnym momencie dziewczynka o imieniu Zosia, szarpnęła Rozalkę i obydwie wpadły do wody.

Krzyki dzieci ucichły... Wystraszone patrzyły w osłupieniu. Nie wiedziały, że Rozalka umie pływać.

Ojciec, który uwielbiał spędzać z nią czas, w niedzielne popołudnia uczył ją także różnych technik pływania. Dzięki temu szybko wydostała się z wody, natomiast Zosia, która jeszcze przed chwilą śmiała się z Rozalki, w tej chwili była przerażona, bo nie potrafiła się wydostać. Wystraszone dzieci miały ochotę uciec. Bały się patrzeć na to, co za chwilę mogło się wydarzyć. Rozalka, widząc zlęknioną Zosię, niewiele myśląc wskoczyła z powrotem do wody, aby pomóc małej okrutnicy. Nie myślała o tym jak dzieci bardzo ją krzywdziły, w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia, chciała tylko wyciągnąć ją z jeziora –
Zaraz ci pomogę! Nie bój się! Już do ciebie płynę! – wołała.

W tym czasie zmęczony drwal jak zwykle wracał z pracy z bukiecikiem polnych kwiatów dla swojej ukochanej córki.

Gdy zobaczył zamieszanie nad jeziorem i usłyszał głos Rozalki, kwiaty wypadły mu z ręki... Nim się zorientował był już w wodzie obok dziewczynek.

Po chwili spłakana i wyczerpana Zosia leżała na trawie nie mogąc wydusić ani słowa. Dzieci, które niedawno gotowe były do ucieczki zerkały teraz, to na swoją koleżankę, to na Rozalkę, jakby nie wierzyły w to co się wydarzyło.

Zapanowała przejmująca cisza…

Drwal wziął wycieńczone dziecko na ręce, popatrzył troskliwie na córkę i w ciszy udali się w stronę domu dziewczynki. Reszta dzieci została nad jeziorem, patrząc to na wodę, to na znikającego w oddali drwala z córką i ich koleżanką. Rozalka dreptała obok ojca kompletnie przemoczona i zupełnie nieświadoma tego, czego przed chwilą dokonała. Z tego wszystkiego nie zauważyła, że nie ma na nóżkach bucików, które zgubiła wskakując do wody, ale w tej chwili nie czuła, że kamyki wbijają się w jej małe bose stópki.

Nastał nowy dzień. Drwal wstał nieco później niż zwykle, nie planował iść do pracy, chciał pobyć z córką. Miał też dla niej prezent, którego nie udało mu się wręczyć wczorajszego dnia. Właśnie kończył smażyć ulubioną jajecznicę, którą Rozalka tak lubiła.

Dziewczynka nie mogła jednak przełknąć ani kęsa. Bolały ją bardzo stópki, które poraniła sobie poprzedniego dnia, ale starała się o tym nie myśleć. Nie chciała też myśleć o tym, co się wtedy wydarzyło. Zaczęła więc marzyć o czymś zupełnie innym...

– O czym tak dumasz córciu? – zapytał z troską ojciec – Czemu nie jesz skarbie?

– Hm, tak bym chciała mieć nową, piękną, różową sukienkę – westchnęła Rozalka, nieświadoma tego, że wypowiada to na głos.

Nagle zeskoczyła z krzesła przewracając je na podłogę, a jej sukienka, którą ujrzała w myślach rozpłynęła się jak te chmurki po niebie.

– Tatusiu, o… o… oni tu idą – przerażona wyjąkała ze łzami w oczach.

– Zostań tu – odezwał się spokojnie ojciec i wyszedł na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi.

Gdy duża grupa osób była już przed domem, Rozalka stała na środku kuchni, nie mogąc się ruszyć. Miała wrażenie, że nogi wrosły jej w podłogę. Słyszała, jak ojciec z kimś rozmawia. Słyszała głosy dzieci i dorosłych osób, ale zupełnie nie rozumiała o czym mówią. Jedyne czego była pewna, to to, że przyszli tu, znowu jej dokuczać. Pragnęła uciekać, ale nie była w stanie drgnąć. Zamknęła na chwilę oczy, jakby w nadziei, że nikt jej nie dostrzeże.

Wtem kuchenne drzwi pomału zaczęły się otwierać przeraźliwie skrzypiąc. Do środka ostrożnie najpierw weszły dzieci, a za nimi ich rodzice. Dziewczynka, która wczoraj się topiła stanęła przed Rozalką z ogromnym bukietem kwiatów.

To był naprawdę piękny bukiet, choć Rozalka i tak wolała polne kwiatki, które dostawała od ukochanego taty.

– Rozalko, ja… ja... ja bardzo cię prze-pra-szam, byłam okrutna dla ciebie – wystękała nieśmiało Zosia.

– Wszyscy byliśmy – pisnął jeden z chłopców, wyglądając zza grupki dzieci.

– A mimo to, ty mnie uratowałaś. Jesteś mądrą i bardzo odważną dziewczynką. I wcale nie jesteś brzydka – pewniejszym głosem ciągnęła dziewczynka.

– Przepraszamy cię, że tak źle cię traktowaliśmy ! – chórem odpowiedziały wszystkie.

– Czy jesteś w stanie nam wybaczyć? – zapytał chłopczyk, który właśnie podszedł do Rozalki.

I za nim Rozalka otworzyła usta, by odpowiedzieć, reszta dzieci była już przy niej przytulając ją mocno.

– Przepraszamy, przepraszamy ! – wołały poruszone.

Rozalka nie wierzyła w to co się działo. Była tak przejęta, aż zakręciło jej się w głowie.

To co? – odezwał się nagle drwal, jakby nigdy nic – piknik nad jeziorem...?

Chwilę później wszyscy mieszkańcy wioski siedzieli już na kocach przed domem Rozalki, radośnie rozprawiając.

Nie wiadomo skąd wzięły się przepyszne ciasta, owoce i inne smakowitości.

Słońce tak pięknie odbijało się w turkusowym lustrze wody jak nigdy dotąd. Trawa wydawała się jeszcze zieleńsza niż zwykle. Las, który był nieopodal, szumiał jakoś tak przyjaźniej niż dotychczas. Nawet ptaki śpiewały radośniej. Śmiechom i zabawom nie było końca. Rozalka zapomniała już o tych wszystkich przykrościach, które ją spotykały. Była teraz najszczęśliwszą dziewczynką na świecie.

Zawsze marzyła o tym, aby mieć przyjaciółkę, lecz nie wierzyła, że kiedykolwiek będzie to możliwe. A teraz tyle dzieci nagle chciało się z nią przyjaźnić.

– Tatusiu… – odezwała się do ojca – Jestem naprawdę szczęśliwa. Już nigdy nie będę smutna wiesz?. Miałeś rację. To miejsce, gdzie mieszkamy to najbardziej magiczne miejsce na ziemi. Kocham cię tatusiu.

– Ja też cię kocham Rozalko – odpowiedział ze łzami w oczach drwal, podając Rozalce jakiś pakunek – O mało bym o tym zapomniał. Chciałem ci to dać wczoraj, ale tak szybko zasnęłaś skarbie...

Rozalka wzięła od ojca paczuszkę i nieśmiało zaczęła ją rozpakowywać. Po chwili uśmiechnęła się do niego najpiękniej jak tylko potrafiła.

– Tatusiu ona jest taka cudowna! To najpiękniejsza sukienka jaką miałam w życiu! – zapiszczała ze szczęścia.

– Co prawda nie jest różowa...

– Oj tatku, niebieski to też przepiękny kolor. Dziękuję, dziękuję! – aż krzyknęła z radości – I tobie mamusiu, bardzo dziękuję – powiedziała cichutko, spoglądając w górę, na cudownie błękitne niebo, tak błękitne jak jej nowa sukienka.

– Następna będzie różowa, obiecuję – I jego serce przepełniło się ogromnym szczęściem, bo zobaczył ten cudowny uśmiech, który rozpromienił twarzyczkę jego ukochanej córeczki.

...I nikt nie zauważył jak woda w jeziorze delikatnie zabulgotała, zawirowała i na chwilę rozbłysła na niej srebrna poświata. A na tafli jeziora znów na krótką chwilę pojawiło się odbicie ciepło uśmiechniętej kobiety. To była mama Rozalki, która cały czas czuwała nad swoją ukochaną córeczką, spoglądając z nieba. Nie było tylko widać Gwiazdy Polarnej mrugającej do nich przez chwilę.

Od tej pory w domu drwala już nigdy nie było cicho. Panował radosny śmiech, którego do tej pory bardzo brakowało. Mieszkańcy wioski często spotykali się nad jeziorem. I nikt nikomu już nie dokuczał.

To cudowne miejsce, gdzie mieszkała Rozalka wszyscy zgodnie nazwali „Zakątkiem Pojednania”, a jezioro – „Jeziorem Szlachetności”.

Kuferek skończył swoją opowieść.

Piotruś odwrócił się do Mai – To bardzo ładna opowieść. A ja chyba już wiem o jakie słowo chodzi – burknął skruszony. Ty Maju zawsze bawisz się z nami w to co my chcemy. A ja… Bardzo przepraszam,
że cię popchnąłem. I tak naprawdę, to lubię się bawić lalkami. Wiesz?

Wieko zamknęło się cichutko. Dzieci z podziwem popatrzyły na ten zaczarowany kuferek i uśmiechnęły się do siebie.

– Wow! – Ja cię! – On jest super! – pisnęły i wybiegły z pokoju, mama właśnie przygotowała obiad.

Usłyszały jeszcze cichy głos kuferka:

GDY ZROBISZ KOMUŚ COŚ ZŁEGO

ODWAGĘ MIEJ PRZEPROSIĆ.

NIECH ZŁOŚĆ, NIENAWIŚĆ I WROGOŚĆ

W SERDUSZKU TWYM NIE GOŚCI.

POPRAWĘ TEŻ OBIECAJ,

NO I DOTRZYMAJ SŁOWA,

ABY TWOJA POSTAWA

JUŻ ZAWSZE BYŁA WZOROWA.

Ciąg dalszy przygód trojaczków w pełnej wersji książkiGdzieś bardzo, bardzo daleko... Gdzieś bardzo, bardzo wysoko... Na białej, puchowej chmurce, mieszkał łagodny wiaterek zwany Bryzą.

Przybył tu dawno, dawno temu z północnego wschodu, by ukryć się przed Borą, silnym i bardzo zimnym wiatrem z północy. Bora, był złośliwym, starszym bratem Bryzy. Ciągle mu dokuczał. Śmiał się z niego, że jest słaby i nie dałby rady zdmuchnąć nawet jednego listka z drzewa. Łagodny Bryza nie chciał już dłużej tego znosić i postanowił uciec. Miał nadzieję, że jego starszy brat już nigdy go nie odnajdzie.

Gdy tak się błąkał po świecie i powiewał delikatnie, pewnego dnia postanowił odfrunąć nieco wyżej, niż pozwalał sobie do tej pory. Wzniósł się wysoko, wysoko, ponad lasy, chmury, prawie dotykając słońca. I gdy już właśnie miał sfrunąć z powrotem, ujrzał coś dziwnego w oddali. Z tej odległości wydawało się to bardzo, bardzo malutkie. Zielona mała plamka, jakby leżała sobie na chmurce.

– Co to może być – zainteresował się.

Gdy zbliżał się do tego czegoś, to robiło się coraz większe, i większe.

– Ojej, jak tu pięknie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Przecież to najwspanialsze miejsce na świecie. I nikt tu nie mieszka? – dziwił się, próbując przefrunąć je wkoło. Ale nie było to łatwe – W takim razie to będzie mój dom, mój nowy cudowny dom.

Bryza już dawno był taki szczęśliwy.

– Muszę ją jakoś nazwać – myślał zwiedzając tę piękną krainę...

– Wiem! – krzyknął w pewnym momencie – Wiatrolandia! – Moja Wiatrolandia. Mój nowy wspaniały dom. Moja mała-wielka kraina – wzdychał i podśpiewywał ze szczęścia.

I tak łagodny wiaterek zwany Bryzą zamieszkał, niezamieszkaną wówczas krainę, którą nazwał Wiatrolandią.

Chociaż Wiatrolandia i tak była pięknym miejscem, Bryza pragnął, by była jeszcze piękniejsza. Ze swoich podróży zawsze wracał z jakimiś nowymi gatunkami drzew lub kwiatów, by jego cudowny dom stał się jeszcze bardziej kolorowy i uroczy. Niestety, mimo to, po pewnym czasie Bryza poczuł się bardzo samotny w Wiatrolandii. Brakowało mu kogoś, kto mógłby dzielić z nim to cudowne miejsce.

– Szkoda, że mój brat jest taki złośliwy. Moglibyśmy być tutaj obydwaj naprawdę szczęśliwi – rozmyślał Bryza.

Zastanawiał się, kto mógłby zamieszkać razem z nim w tym jego pięknym zakątku. Wyobrażał sobie, że jest on pełen wspaniałych „ktosiów”.

I chociaż mogłoby się wydawać, że puchowa chmurka była mała, to tak naprawdę mogła pomieścić wielu, wielu „ktosiów”. W końcu nie na darmo Bryza nazwał ją krainą.

– „Tylko kto będzie tym ktosiem i gdzie go szukać?” – myślał.

Pewnego razu, Bryza wybrał się w kolejną samotną podróż. Nie chciał jednak oddalać się zbyt daleko w obawie, że Bora mógłby go odnaleźć i znowu śmiać się z niego. Gdy tak sobie wędrował i delikatnie powiewał, dostrzegł coś na czubku najwyższego drzewa.

– Co to może być? – zastanawiał się wiaterek. Gdy był już blisko, ten ktoś odezwał się do niego:

– Pomóż mi proszę. Nie mogę się uwolnić – pojękiwał.

– No nie wiem… w sumie to całkiem ciekawie prezentujesz się na tym drzewie – zaśmiał się Bryza.

Lecz za chwilę uzmysłowił sobie, że wcale nie jest lepszy od swojego brata.

– Nie żartuj sobie, bo to nie jest śmieszne – obruszył się ten ktoś.

– No dobrze, dobrze, tylko żartowałem. Przepraszam. Już cię stąd wyciągam. Kim jesteś i jak się tu znalazłeś? – pytał zaciekawiony, pomagając mu wygrzebać się spoza gałęzi. – Nazywam się Grześ i jestem latawcem. Żyłka za którą trzymał mnie mój właściciel urwała się i znalazłem się, aż tutaj.

Grześ był sporym latawcem. Cały był żółty, a jego ogon składał się z trzech długich wstęg w kolorach czerwonym, niebieskim i zielonym.

– Ojej! Długo tu tak wisisz? – zapytał Bryza.

– No trochę długo. I wiesz co, widziałem wiele takich latawców jak ja – stękał, gramoląc się między gałęziami – Niektóre też się zerwały. Ale są też takie, których właściciele porzucili tylko dlatego,
że były już stare, albo najzwyczajniej w świecie im się znudziły. Wiesz jak wiele jest takich samotnych latawców jak ja?

W końcu wolny, znów szybował po błękitnym niebie.

– Wiem jak to jest być samotnym – stwierdził wiaterek i zamyślił się na chwilę, bo w tym momencie zatęsknił za swoim złośliwym bratem. Po chwili odezwał się – Już wiem! Zamieszkasz ze mną.

– Z Tobą? Niby gdzie?

– Jak to gdzie? W mojej Wiatrolandii. I wiesz co? Poszukamy innych latawców, one też z nami zamieszkają. Hura! To wy jesteście tymi „ktosiami”! Już sobie wyobrażam jak będzie nam razem cudownie! I nikt z nas nie będzie samotny! – pokrzykiwał szczęśliwy wiaterek.

– A gdzie jest ta twoja Wiatrolandia? – zainteresował się Grześ.

– Leć ze mną, zabiorę Cię tam i na pewno zechcesz tam zostać. I tak podekscytowany Bryza zabrał latawiec do swojej cudownej krainy. Grześ był przeszczęśliwy, gdy ujrzał miejsce, które było idealnym zakątkiem dla wszystkich porzuconych latawców.

– Tutaj jest cudownie! Dziękuję ci – powiedział, aż podskoczył i uniósł się wysoko do góry. Bryza, również z radości dmuchnął w Grzesia.

– Stój, szalony latawcu! – wołał i zaśmiewał się serdecznie. I śmiech ogarnął całą cudowną krainę. Gdy już zdołali się uspokoić Bryza oprowadził Grzesia po swojej Wiatrolandii. Pokazał mu cudowne drzewa, które już tu rosły, gdy on tu przybył, i te które sam sprowadził i posadził. Wspaniale pachnące kwiaty.

Pełni nadziei zdecydowali, że wyruszą w podróż w poszukiwaniu innych porzuconych latawców. Wiaterek troszkę się obawiał, że spotka Borę przed, którym ukrywał się tyle lat. Nie chciał, by ten znów zaczął mu dokuczać. – No cóż, nie mam wyjścia, muszę zaryzykować – powiedział po chwili sam do siebie, wyrywając się z zadumy. I tak łagodny wiaterek razem z latawcem wyruszyli w poszukiwaniu innych porzuconych latawców...

Dalsze przygody Bryzy i latawców w pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: