Opowieść dla przyjaciela - ebook
Opowieść dla przyjaciela - ebook
Jedna z najpopularniejszych polskich poetek i jej wyznanie
Od Opowieści dla przyjaciela powinni zacząć lekturę ci, którzy Poświatowskiej dotąd nie czytali albo nie zdążyli polubić jej poezji.
Opowieść została napisana w formie wyznania do konkretnej osoby, ale jest właściwie listem do czytelników, w którym Poświatowska opowiada o kolejach swojego losu. Choroba, cierpienie, pobyty w sanatoriach, nadzieja i miłość…
To delikatna i intymna spowiedź, utwór autobiograficzny, absolutnie wyjątkowy w dorobku poetki.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07216-5 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Będę mówić, przyjacielu. Najchętniej milczałabym, ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem, milczenie nie wyjaśnia nic. A ja usiłuję wciąż na nowo wyjaśnić sobie i tobie, że to, co uczyniłam, nie było zdradą. Nawet wtedy, gdy zapragnęłam umrzeć, nie popełniłam zdrady i nie zawiodłam twojej wiary we mnie. I dlatego, przyjacielu, przeciw twojemu milczeniu będę się bronić słowami.
Chcę ci przypomnieć siebie taką, jaką byłam poprzez te wszystkie lata, które mijały nam wspólnie, dni – podczas których nasze myśli płynęły równolegle, świadome swej bliskości; wystarczyło napisać list, wyciągnąć rękę, żeby napotkać twoje słowa, twój przyjazny gest. Chcę przywołać naszą przeszłość, naszą wspólną przeszłość, chcę, żebyś na tych kartkach, które białe jeszcze piętrzą się przede mną, odnalazł drganie mojego żywego serca.
Wiem, że będziesz słuchał z wielką cierpliwością, inaczej nie odważyłabym się pisać. Jakże niełatwo przychodzą mi słowa, jak niełatwo oporne słowa łączą się w zdania, daleko mi do płynności twojego stylu, do odwagi, z jaką posługujesz się karkołomną metaforą. Ale przecież nie o to chodzi. Zdarzenia, o których chcę ci opowiedzieć, znasz równie dobrze jak ja, moje słowa mają być tylko drogowskazem, który powiedzie cię w znajomym kierunku. Daj rękę, pójdziemy wstecz po naszych wspólnych śladach, pozwól, że poprowadzę cię raz jeszcze.
Ilekroć chodziliśmy razem, padał deszcz. Kiedy po raz pierwszy gęsty deszcz zaskoczył nas na ulicy, bałeś się, że zmoknę. Powiedziałam – bardzo lubię moknąć – moja ręka zaciążyła ci na ramieniu i odgadłeś, że mam głowę uniesioną do góry i że deszcz pada prosto na moje zamknięte oczy. Ująłeś mocniej moją bezwładną rękę i przez chwilę czułam, że to nie ja ciebie, ale że ty mnie prowadzisz, aż ostry kant krawężnika przypomniał nam, że ulice nie są tak proste, jak to sobie wyobrażają ludzie z otwartymi oczyma. Potknęłam się i gdybyś mnie nie przytrzymał, upadłabym. Pamiętam, że roześmiałam się ocierając mokrą twarz, pamiętam twój cichy śmiech.
Po kilkunastu minutach przystawałeś i zwracając ku mnie nieruchomą twarz pytałeś – czy nie jesteś aby trochę zmęczona? Zaprzeczałam gorąco, a ty, przyciągając mnie blisko do siebie, mówiłeś – kłamca, kłamca, przecież słyszę twój oddech, dyszysz jak pies, natychmiast wracaj do domu. I miałeś rację, że kłamałam, i miałeś rację mówiąc, że czas wracać do domu, na wygodny fotel, o którego poręcz można było oprzeć bolące plecy, nieruchomo oczekiwać, że oddech powróci. Moje serce było zbyt słabe, abym mogła chodzić, przypominało mi o tym nierówne pulsowanie krwi, ból sadowiący się pod lewą łopatką. Zawsze, ilekroć chodziłam, było mi duszno, a jednak lubiłam chodzić na przekór bolącym plecom, poprzez deszcz i wiatr. Pamiętam twoją twarz uniesioną do góry, rękę w proroczym geście. Mówiłeś – będzie padać, na pewno będzie padać, zaciągnęło się, i chyba na długo.
Kiedy chodziliśmy razem, nie mówiłam nic albo niewiele, żeby nie męczyć serca. Musiałam oszczędzać oddech, chciałam, żeby mi go starczyło na długo, na długie chodzenie. Dopiero w domu, do którego zawsze zabierałeś mnie przemocą, zwinięta w głębokim fotelu albo w łóżku oparta o wysoko spiętrzone poduszki odzyskiwałam głos. Opowiadałam ci chaotycznie zatrzymane w pamięci chwile, a ty układałeś jedną koło drugiej, budując z nich moje życie, mój świat. To tak jak gdybyś delikatnie wiódł ręką po mojej twarzy, od włosów lekko wszerz czoła, wzdłuż czoła, po linii nosa na wargi, obrysowując czułymi palcami usta, podbródek, wysunięte kości policzków, uszy. To było tylko raz i krótko, kiedy zapragnąłeś poznać także moją twarz. Zwykle siedziałeś w fotelu naprzeciw mojego łóżka i słuchałeś – nieruchomy, z odrobiną ironii czy wzgardy zastygłej na zawsze w uniesionych kącikach ust.
Kiedy nie mogłam mówić do ciebie – pisałam. Rozdzieliła nas sina woda – pamiętasz – a ja pisałam do ciebie codziennie ze wszystkich szpitali, będących moim pierwszym domem w tym obcym kraju. Pisząc powtarzałam głośno wyrazy, zdania – tak jak to czynię teraz – przymykałam oczy, aby cię widzieć wyraźniej siedzącego obok mnie. Poprzez wiele dni byłeś moim jedynym rozmówcą, opowiadałam ci o strachu, o nie urodzonej jeszcze nadziei. Moje listy, uporządkowane dokładnie, związane papierowym sznurkiem, leżą na dnie twojej walizki. Pozwól mi je wyjąć stamtąd, pozwól mi rozwiązać sznurek, którym je związałeś; przeczytajmy je wspólnie raz jeszcze.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------