Opowieści buddyjskiego mnicha. Licencja na szczęście - ebook
Opowieści buddyjskiego mnicha. Licencja na szczęście - ebook
Poznaj ponad sto zabawnych opowieści pokazujących, jak można skorzystać z buddyjskiej mądrości. I to niezależnie od wyznania! Dzięki nim dowiesz się, dlaczego nie wolno się poddawać i znajdziesz niezawodny sposób na bezkonfliktowe zdyscyplinowanie niepokornego członka rodziny. Poznasz przykłady, w których obrzucenie błotem, wyzwiskami bądź ekskrementami stanowi przyczynę satysfakcji, poznasz moc medytacji oraz nauczysz się świadomie modyfikować własne nastawienie. Dowiesz się jak wyjść z opresji i odzyskać pogodę ducha, nawet po tragicznych wydarzeniach. Uzyskasz licencję na szczęście oraz pozwolenie na gorszy humor. Autor zdradzi Ci, co zrobić, gdy goni cię trumna oraz... jakie są korzyści ze śmierci w katastrofie lotniczej. Opowieści, które zmienią Twoje życie na lepsze!
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7377-808-5 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Banany to temat rzeka.
Są one tak powszechne, że myślimy, iż wiemy o nich wszystko. W rzeczywistości nawet nie wiem, jak poprawnie zdjąć skórkę z banana! Większość ludzi zaczyna od strony łodygi. Jednak małpy, niewątpliwi eksperci z tematyki bananów, zawsze trzymają za łodygę i obierają swoje banany od przeciwnego końca. Spróbuj sam i zobacz, jak to jest. Okaże się, że wybierając „małpi sposób”, decydujesz się na rozwiązanie znacznie mniej problematyczne.
W ten sam sposób medytujący buddyjscy mnisi i mniszki są ekspertami w oddzielaniu umysłu od trudności, które go otaczają. Zapraszam do naśladowania „mniszej” metody radzenia sobie z życiowymi problemami.
Podobnie jak obieranie banana, życie również może okazać się znacznie mniej kłopotliwe.1. Pojemnik i jego zawartość
Kilka lat temu na ulicach doszło do zamieszek po tym, jak strażnik w więzieniu Guantanamo został oskarżony o spuszczenie świętej księgi w sedesie.
Następnego dnia zadzwonił do mnie lokalny dziennikarz, który powiedział, że pisze artykuł poświęcony tej zniewadze. Na potrzeby swojej twórczości dzwonił do przedstawicieli wszystkich głównych religii w Australii, by zadać kilka pytań, które zamierzał również zadać mi.
– Ajahnie Brahm, co byś zrobił, gdyby ktoś spuścił świętą księgę buddystów w twojej toalecie?
Bez wahania odparłem – Ależ proszę pana, gdyby ktoś spuścił świętą księgę buddystów w mojej toalecie, pierwszą rzeczą, jaką bym zrobił, byłoby wezwanie hydraulika!
Kiedy dziennikarz przestał się już śmiać, wyznał mi, że jest to jedyna rozsądna odpowiedź, jaką dane mu było tego dnia usłyszeć.
Wtedy ja zacząłem kontynuować wyjaśnienia.
Wyjaśniłem, że ktoś może wysadzić w powietrze wiele posągów Buddy, spalić buddyjskie świątynie bądź wymordować buddyjskich mnichów oraz mniszki. Rzeczywiście, ktoś może dokonać tych wszystkich zniszczeń, ale nigdy nie pozwoliłbym na zniszczenie buddyzmu. Możesz spuścić świętą księgę w toalecie, ale nigdy nie pozwolę ci spłukać w niej przebaczenia, spokoju i współczucia.
Księga nie jest religią. Nie jest nią również żaden posąg, budynek ani kapłan. Oni wszyscy są zaledwie „pojemnikami”.
Czego może nauczyć nas księga? Co reprezentuje posąg? Jakie cechy powinni utożsamiać kapłani? Odpowiedzi na te wszystkie pytania ujawniają prawdziwą zawartość wspomnianych „pojemników”.
Kiedy zaczniemy dostrzegać różnicę pomiędzy pojemnikiem a jego zawartością, wszyscy będziemy w stanie zabezpieczać w sobie ową zawartość, nawet wtedy, gdy same pojemniki ulegną zniszczeniu.
Możemy wydrukować więcej książek, wybudować więcej świątyń i posągów, a nawet wyszkolić większą liczbę mnichów i mniszek, ale gdy stracimy swoją miłość i szacunek dla innych ludzi, jak również dla samych siebie, a zastąpimy te wartości przemocą, wtedy cała religia zostanie przez nas spuszczona w toalecie.2. Czego naprawdę pragniemy
Pewnego ranka opat wstał wcześnie. Nie było w tym nic niezwykłego. Tym razem jednak obudził go dźwięk, który sygnalizował, że coś porusza się w pobliżu pokoju pełniącego funkcję sanktuarium. Było to o tyle zaskakujące, że większość podległych mu mnichów o tej porze zwykło powtarzać swoją poranną „mantrę” (chrrr…). Opat wstał więc i postanowił przeprowadzić własne śledztwo.
W ciemnościach ujrzał zarys zakapturzonej sylwetki. To był włamywacz.
– Czego szukasz, przyjacielu? – spytał łagodnie opat.
– Słuchaj, punku, dawaj klucz do skrzynki z datkami! – powiedział włamywacz, wyjmując długi, ostry nóż.
Choć opat widział broń, nie odczuwał strachu. Jedyne, co w nim w tym momencie było, to współczucie dla stojącego przed nim młodzieńca.
– Naturalnie – odparł powoli, jednocześnie sięgając ręką po klucz.
Podczas gdy złodziej gorączkowo opróżniał skrzynkę z pieniędzmi, opat zauważył, że kurtka rabusia jest rozdarta, a on sam poraża swoją bladością i wychudzeniem.
– Drogi chłopcze, kiedy ostatnio dane ci było zjeść posiłek?
– Zamknij się! – warknął włamywacz.
– W szafce obok skrzynki z datkami znajdziesz coś do jedzenia. Czuj się jak u siebie.
Włamywacz na chwilę zastygł w pozie wyrażającej niezdecydowanie. Był całkowicie zaskoczony troską, jaką wyraził w stosunku do niego opat. Następnie, wciąż trzymając nóż skierowany ku opatowi, szybko napełnił kieszenie gotówką z darowizn oraz znajdującym się w sąsiedniej szafce pożywieniem.
– I ani mi się waż wzywać gliny, bo w przeciwnym razie tu wrócę! – wykrzyknął.
– Dlaczego miałbym wzywać policję? – odparł łagodnie opat. – Te datki są tu składane, by nieść pomoc biednym ludziom, do których się zaliczasz. Z własnej woli zaoferowałem ci również pożywienie. Niczego nie ukradłeś. Odejdź w pokoju.
Następnego dnia opat wyjaśnił pozostałym mnichom i przedstawicielom laikatu, co miało miejsce bladym świtem. Wszyscy byli z niego bardzo dumni.
Kilka dni później opat przeczytał w gazecie, że włamywacz został ujęty podczas próby obrabowania kolejnego domu. Został za to skazany na dziesięć lat więzienia.
Dziesięć lat później ten sam opat obudził się wcześnie rano, znowu zbudzony hałasem dobiegającym z okolic sanktuarium. Udał się na zwiady, i jak już zapewne zgadłeś, zastał tego samego włamywacza. Stary znajomy stał, a jakże, obok skrzynki na datki, a w dłoni trzymał ostry nóż.
– Pamiętasz mnie? – krzyknął włamywacz.
– Tak – odparł opat, sięgając jednocześnie do kieszeni. – Tutaj jest klucz.
Wtedy włamywacz się uśmiechnął, odłożył nóż i powiedział łagodnie – Proszę usiąść i odłożyć klucz. Przez wszystkie te dni spędzone w więzieniu nie mogłem przestać myśleć o naszym spotkaniu. Był pan jedyną osobą w całym moim życiu, która była dla mnie miła i się naprawdę o mnie troszczyła. Owszem, powróciłem do kradzieży, ale uświadomiłem sobie, że poprzednio wziąłem nie to, co trzeba. Tym razem przyszedłem więc, by poznać sekret pańskiej uprzejmości i wewnętrznego spokoju. To na tym teraz najbardziej mi zależy. Proszę dać mi klucz do współczucia. Proszę włączyć mnie do grona swoich uczniów.
Niedługo później włamywacz został mnichem i zyskał bogactwo wykraczające poza jego największe marzenia. Nie chodziło jednak o pieniądze, ale o bogactwo uprzejmości i wewnętrznego spokoju. To jest to, czego wszyscy naprawdę pragniemy. Cóż za kradzież!3. No, i gówno!
Podczas odczytów w Ameryce Północnej wykorzystywałem w celach dydaktycznych następującą inspirującą metaforę:
Kiedy staniesz na psiej kupie, nie denerwuj się i nie wycieraj nerwowo butów. Zamiast tego zdobądź się na uśmiech i wróć do domu. Tam możesz spokojnie zeskrobać kupkę psa pod jabłonią w swoim ogrodzie. W przyszłym roku wszystkie wyrosłe na nim jabłka będą obfitsze, bardziej soczyste i słodsze niż kiedykolwiek przedtem. Ale musisz pamiętać, że gdy gryziesz to soczyste jabłko, tak naprawdę jesz psie gówno! Tyle że teraz zostało ono zamienione w soczyste, słodkie jabłko.
Kiedy doświadczysz jakiegoś życiowego kryzysu, możesz postąpić z nim tak samo, jak z psią kupą. Zamiast wpadać w gniew, zgorzknienie i depresję, zabierz go do domu i tam spokojnie zeskrob ze swojego serca. Dzięki temu już wkrótce staniesz się mądrzejszy i skłonny do większego współczucia. Pamiętaj jednocześnie, czym jest ta soczysta mądrość i słodka miłość. Są one niczym innym jak psią kupą wydaloną przez życie, którą udało ci się poddać przekształceniu.
Kilka godzin po podzieleniu się z ludźmi powyższą pozytywną radą zdarzyło mi się wdepnąć w prawdziwą psią kupę podczas odpoczynku na jednym z parkingów na autostradzie. Mój kierowca, który dopiero co usłyszał moją błyskotliwą metaforę, odmówił wpuszczenia mnie do auta do czasu, aż zeskrobię z obydwu swoich sandałów wszystkie, choćby najmniejsze kawałki psich fekaliów. Potraktował on najwyraźniej nad wyraz dosłownie moją wydalniczą prelekcję. W dzisiejszych czasach jest to problem bardzo wielu ludzi. Mieszkają w apartamentach całkowicie odciętych od natury i brakuje im ogrodów, w których mogliby przekształcić gówno w owoc.