Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opowieści o Bauchelainie i Korbalu Broachu. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,00

Opowieści o Bauchelainie i Korbalu Broachu. Tom 1 - ebook

„Krwawy trop” – w portowym mieście Smętna Lalunia diaboliczny zabójca grasuje na ulicach i panika ogarnia mieszkańców niczym gorączka. Legendarny pech Emancipora Reese’a sprawia, że jego pracodawca jest ostatnią z ofiar zabójcy. Do miasta przybyło jednak dwóch nieznajomych, którzy umieścili na Rondzie Rybnym cuchnącą magią notatkę z informacją, że potrzebują lokaja.

„Męty Końca Śmiechu” – po szczęśliwym pobycie w Smętnej Laluni czarodzieje Bauchelain i Korbal Broach – wraz ze swym lokajem Emanciporem Reese’em – wyruszają na szerokie morza na statku Słoneczny Lok. Niestety, w jego ładowni kryją się rzeczy, których nie dostrzegają bystre oczy załogi, i budzi się odrażająca groza.

Panujący w mieście Dziwo zapał do dobra może mieć katastrofalne skutki. Nikt nie rozumie tego lepiej niż Bauchelain i Korbal Broach, dwaj dzielni obrońcy wszystkiego, co złe. Bezlitośni nekromanci i ich ogłupiały od nałogów lokaj, Emancipor Reese woplątują się w spisek mający doprowadzić do całkowitej ruiny dobra. Czasami trzeba zniszczyć cywilizację… w imię cywilizacji.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66712-33-1
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Gdy mia­łem kil­ka­na­ście lat, raczej nie zda­wa­łem sobie sprawy z ist­nie­nia cze­goś takiego jak pod­tekst w powie­ściach i opo­wia­da­niach, jakie pochła­nia­łem żar­łocz­nie w cza­sie, który powi­nie­nem prze­zna­czyć na naukę. Z pew­no­ścią też przy­po­mi­nam sobie bar­dzo nie­wiele z więk­szo­ści szkol­nych lek­tur (wyjąt­kami są _Władca much_, _Fol­wark zwie­rzęcy_ i _Nowy wspa­niały świat_), a zwłasz­cza dys­ku­sji o nich, do czego zmu­szali nas nauczy­ciele.

W grun­cie rze­czy, gdy cofam się myślą do tam­tych cza­sów, wąt­pię, by mój mózg funk­cjo­no­wał wów­czas nader inten­syw­nie. Kry­tyczna myśl wyda­wała mi się czymś obcym i onie­śmie­la­ją­cym, a jedy­nym, co pra­co­wało w moim umy­śle na peł­nych obro­tach, była wyobraź­nia. Przy­pusz­czam, że ta wła­śnie cha­rak­te­ry­styczna cecha mło­do­ści leży u pod­staw wszel­kiej nostal­gii. W końcu dzie­cinny zachwyt ozna­cza brak scep­ty­cy­zmu i dla­tego świat wolny od nie­pew­no­ści jest atrak­cją zarówno dla roman­tycz­nych ide­ali­stów, jak i spra­gnio­nych ucieczki od rze­czywistości. Tym, co wspo­mina się z łezką – albo z gorz­kim żalem – jest złu­dze­nie pro­stoty.

Dla mnie epoka bez­kry­tycz­nego zachwytu trwała do wieku kil­ku­na­stu lat życia, choć w dzi­siej­szych cza­sach wygląda na to, że dzieci wypa­lają się i wyra­stają z niej, gdy mają dzie­więć, dzie­sięć lat. Na­dal nie wiem, czy to źle, czy też jest to dla nich jedyne wyj­ście. Tak czy ina­czej, wąt­pię, by w wyka­zie pisa­rzy, któ­rych książki czy­ta­łem, było coś, co można by uznać za wyjąt­kowe. Teraz łatwo mi jest prze­śle­dzić nara­sta­jącą kom­pli­ka­cję moich lek­tur, w miarę jak z upły­wem lat nara­stało we mnie pra­gnie­nie lite­rac­kiego wyra­fi­no­wa­nia.

Jeśli cho­dzi o lite­ra­turę fan­tasy, moja wędrówka roz­po­częła się od E.R. Bur­ro­ughsa (któ­rego pozna­łem w wyda­niach Ace Books, ze wspa­nia­łymi okład­kami Franka Fra­zetty) i poprzez R.E. Howarda (znowu okładki Fra­zetty) dopro­wa­dziła mnie do Karla Edwarda Wagnera oraz Fritza Leibera. Można tu zaob­ser­wo­wać pewne oczy­wi­ste trendy – coraz więk­sze upodo­ba­nie do dark fan­tasy; bar­dzo realne praw­do­po­do­bień­stwo, że kupo­wa­łem książki, kie­ru­jąc się nazwi­skami auto­rów ich okła­dek; ude­rza­jąca nie­obec­ność _Władcy pier­ścieni_ na tej liście; a także, jak sądzę, oznaki polep­sza­nia się gustu.

Bez względu na to wszystko (i by wró­cić z opóź­nie­niem do punktu, od któ­rego zaczą­łem), nie pamię­tam, bym zda­wał sobie sprawę z wywro­to­wego ładunku ukry­tego w dzie­łach tych ostat­nich pisa­rzy, a zwłasz­cza opo­wia­da­niach Fritza Leibera opie­wa­ją­cych przy­gody dwóch nie­zwy­kłych boha­te­rów. Nie doce­nia­łem też w pełni okrut­nego humoru zawar­tego w tych opo­wia­da­niach. Szcze­rze mówiąc, nie potra­fi­łem go doce­nić przez dłu­gie lata.

Mógł­bym prze­śle­dzić podobny postęp w moich lek­tu­rach, gdy cho­dzi o science fic­tion, gdzie punk­tem szczy­to­wym mojej drogi byli zapewne P.K. Dick i Roger Zela­zny.

Tak czy ina­czej, w owych latach ni­gdy nie przy­cho­dziła mi do głowy myśl o zaba­wie tro­pami cha­rak­te­ry­stycz­nymi dla gatun­ków lite­rac­kich. Czy­ta­łem dla roz­rywki i owi wspa­niali pisa­rze dostar­czali mi jej bar­dzo wiele.

Przej­ście od roli czy­tel­nika do roli pisa­rza wiąże się z czymś w rodzaju kapi­tu­la­cji, ponie­waż przy­jem­ność pły­nąca z czy­ta­nia słab­nie, gdy czło­wiek zaczyna dostrze­gać tech­niczne nie­do­sko­na­ło­ści, nie­kiedy pokraczny szkie­let struk­tury, okle­pane banały i powta­rza­jące się regu­lar­no­ści w budo­wie zdań. W dzi­siej­szych cza­sach czy­ta­nie Bur­ro­ughsa przy­cho­dzi mi z trud­no­ścią i, szcze­rze mówiąc, żałuję tego.

Od czasu do czasu jed­nak zda­rza mi się ponow­nie odwie­dzić jakie­goś pisa­rza i czuję się wtedy tak, jak­bym czy­tał go po raz pierw­szy: oczy otwie­rają mi się nagle na sub­telne (a cza­sami nie takie znowu sub­telne) gry, jakim oddaje się sprytny autor. By­naj­mniej nie czuję się wów­czas roz­cza­ro­wany. Miłe wspo­mnie­nia sprzed lat łączą się ze współ­cze­sną świa­do­mo­ścią ukry­tych inten­cji, zamiast pozo­sta­wać w kon­flik­cie, i cichy, pod­stępny szept, który roz­lega się pod czaszką, ostrze­ga­jąc mnie przed ryzy­kiem powrotu do tego, co kie­dyś kocha­łem, milk­nie. Nie jestem roz­cza­ro­wany, ale daję się porwać. Przy­jem­ność czy­ta­nia jest rów­nie wielka, choć z odmien­nych powo­dów.

Więk­szość pisa­rzy, świa­do­mie bądź nie, składa swą twór­czo­ścią hołd auto­rom, na któ­rych się wycho­wali. Wszy­scy pró­bu­jemy ponow­nie odna­leźć zachwyt, jaki czu­li­śmy w dzie­ciń­stwie, i ofia­ro­wać go z kolei nowym odbior­com. Odbior­com, któ­rzy zapewne nie czy­tali Bur­ro­ughsa, Howarda, Wagnera czy Leibera.

Czę­sto ów hołd rów­nież ma wywro­towy cha­rak­ter. Autor uchyla kape­lu­sza, lecz jed­no­cze­śnie mruga zna­cząco, a potem wywraca na nice cały sche­mat opo­wie­ści.

Praw­dziwy hołd nie jest zwy­kłym naśla­dow­nic­twem. Celem nie jest pro­ste ski­nie­nie głową mistrza lub jego ducha. Nie, cho­dzi o to, żeby ten mistrz (albo jego duch) aż się wypro­sto­wał z wra­że­nia. To, rzecz jasna, ambitny zamiar, ale na tym wła­śnie polega praw­dziwy hołd.

„Krwawy trop” jest pierw­szą z opo­wie­ści mówią­cych o mniej lub bar­dziej incy­den­tal­nych przy­go­dach trzech postaci: lokaja, jego pana oraz towa­rzy­sza jego pana. Samo w sobie brzmi to cał­kiem zwy­czaj­nie i na pierw­szy rzut oka mogłoby się wyda­wać nie­złym spo­so­bem na przed­sta­wie­nie trzech nie­chęt­nych boha­te­rów, któ­rzy prze­ży­wają epi­zo­dyczne spo­tka­nia z siłami zła, zwy­cię­żają w star­ciach z nimi i ruszają w dal­szą drogę. Coś takiego mogłoby spo­wo­do­wać, że duch Leibera ski­nąłby głową raz albo dwa. To jed­nak za mało. To zde­cy­do­wa­nie nie­wy­star­cza­jący hołd. Osta­tecz­nie opo­wia­da­nia Leibera są zna­ko­mite. Były dla mnie inspi­ra­cją i na­dal nią pozo­stają.

Dla­tego posta­no­wi­łem posta­wić cały sche­mat na gło­wie.

Zło­ży­łem mu hołd. Mam nadzieję, że gdzieś tam jego duch wypro­stuje się z wra­że­nia. To by mnie ucie­szyło.

_Ste­ven Erik­son__Nad całym Smęt­nym Mia­stem Lalu­nią sły­chać było bicie w dzwony. Ich dźwięk wypeł­niał wąskie, kręte zaułki, ude­rza­jąc we wsta­ją­cych o świ­cie, któ­rzy pośpiesz­nie roz­kła­dali swe towary na ron­dach han­dlo­wych. Dzwony huczały, a ich dźwięk toczył się po brud­nych bru­kow­cach ku nabrze­żom i sza­rym falom burz­li­wej zatoki. Ton żelaza pobrzmie­wał prze­ni­kliwą nutą histe­rii._

_Echa owego prze­ra­ża­ją­cego, nie­milk­ną­cego dźwięku się­gały do głębi kry­tych łup­kową dachówką kur­ha­nów, któ­rym wszyst­kie dziel­nice Laluni zawdzię­czały swe wybrzu­szone ulice, pochyłe domy i cia­sne zaułki. Kopce te były star­sze niż samo Smętne Mia­sto i wszyst­kie dawno już dokład­nie prze­trzą­śnięto w bez­owoc­nym poszu­ki­wa­niu łupów. Przy­po­mi­nały strupy, dzioby pozo­stałe po jakiejś sta­ro­żyt­nej zara­zie. Odgłos dzwo­nów prze­ni­kał aż do roz­sy­pa­nych, poła­ma­nych kości, pocho­wa­nych w wydrą­żo­nych kło­dach wraz ze zbu­twia­łymi futrami, kamien­nymi narzę­dziami i bro­nią, pacior­kami oraz biżu­te­rią z kości bądź musze­lek, sku­lo­nymi szkie­le­tami myśliw­skich psów, a tu i ówdzie rów­nież końmi, któ­rych głowy ucięto i uło­żono u stóp ich panów. Wszyst­kie te czaszki miały mię­dzy lewym okiem a uchem dziurę po gwoź­dziu. Echa nio­sły się pośród umar­łych, budząc cie­nie z wie­lu­set­let­niej drzemki._

_Kilka z owych prze­ra­ża­ją­cych duchów ock­nęło się w odpo­wie­dzi na zew i wyło­niło spod łupku, ziemi i cera­micz­nych sko­rup w poprze­dza­ją­cym nadej­ście świtu mroku, czu­jąc woń… kogoś, cze­goś. Potem wró­ciły do swych mrocz­nych domostw, a dla tych, któ­rzy je widzieli, dla tych, któ­rzy wie­dzieli cokol­wiek o tego rodzaju isto­tach, ich odej­ście przy­po­mi­nało raczej ucieczkę._

_Na Ron­dzie Świą­tyn­nym, w miarę jak słońce wzno­siło się coraz wyżej nad poło­żo­nymi w głębi lądu wzgó­rzami, stud­nie, fon­tanny i kamienne misy wypeł­niały się nad­mia­rem monet. Na łożu z mie­dzi lśniło gdzie­nie­gdzie sre­bro i złoto. Pod oto­czo­nymi wyso­kimi murami sank­tu­ariami Pożogi gro­ma­dziły się tłumy – pełne ulgi i bez­pieczne w bla­sku wil­got­nego poranka – radu­jące się z odej­ścia nagłej śmierci i dzię­ku­jące Śpią­cej Bogini za to, że na­dal się nie budziła. Widziano też wielu loka­jów wycho­dzą­cych boczną furtką ze świą­tyni Kap­tura. To boga­cze pró­bo­wali prze­ku­pić Pana Śmierci, licząc na to, że obu­dzą się następ­nego dnia, uko­jeni na duchu, w swych mięk­kich łożach._

_To dla mni­chów Kró­lo­wej Snów miniona noc była powo­dem do żałoby ze względu na swój brzę­czący tren żelaza, nazna­czoną bli­znami nocną twarz cywi­li­za­cji. Owa twarz miała bowiem imię, a brzmiało ono Mor­der­stwo. Dla­tego dzwony nie mil­kły, a na port Laluni opa­dał całun zło­wróżb­nego dźwięku – zim­nego, twar­dego dźwięku, przed któ­rym nie było ucieczki…_

_…pod­czas gdy w zaułku za nie­wielką rezy­den­cją przy Niskiej Dro­dze Kupiec­kiej, wróż­bita posłu­gu­jący się Talią Smo­ków hała­śli­wie uwal­niał się od swego śnia­da­nia zło­żo­nego z owo­ców gra­natu, chleba, suszo­nych śli­wek oraz roz­cień­czo­nego wina, oto­czony pier­ście­niem psów, które cier­pli­wie cze­kały na swoją kolej._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: