- promocja
Opowieści z Biura Duchów. Prawdziwe historie osób, które zbliżyły się do nieznanego - ebook
Opowieści z Biura Duchów. Prawdziwe historie osób, które zbliżyły się do nieznanego - ebook
Prawdziwe historie osób, które doświadczyły kontaktu z drugą stroną
Biuro Duchów to nazwa popularnego bloga, na którym autorka zamieszcza historie o duchach i życiu po życiu. Przekazy pochodzą w większości z listów nadsyłanych przez czytelników, którzy chcieli podzielić się swoimi przeżyciami.
Opowieści z Biura Duchów to prawdziwe historie osób, które doświadczyły kontaktu z drugą stroną, otrzymując ostrzeżenia, ważne informacje lub wsparcie od bliskich, którzy odeszli. To także relacje ludzi, którzy doświadczyli przeżyć z pogranicza śmierci.
Ta książka zabiera czytelnika w emocjonująca podróż w poszukiwaniu nieznanego i jest dowodem na to, że poza nami istnieje inny świat, a życie nie kończy się ze śmiercią.
__
Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że choć ludzkość dokonała w ostatnich kilkudziesięciu latach ogromnego postępu, duchy nadal pozostają zagadką. Więcej niż akademicka nauka o naturze bytów niefizycznych mogą nam powiedzieć opowieści ludzi, którzy się z nimi zetknęli. Wejdźcie więc do Biura Duchów i posłuchajcie historii z życia… – Piotr Cielebiaś, słowo wstępu
__
O autorce
Ada Edelman – pisarka i autorka bloga Biuro Duchów; po tym, jak w wieku lat 17 przeżyła śmierć kliniczną, stara się przekazywać informacje o „drugiej stronie”, biorąc udział w licznych konferencjach. O swoich doświadczeniach opowiadała również w Pytaniu na śniadanie. Jej pierwsza książka Tarot Bułhakowa została bardzo dobrze przyjęta w mediach ezoterycznych. Prywatnie jest żoną i mamą dwóch dziewczynek.
Kategoria: | Ezoteryka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66074-63-7 |
Rozmiar pliku: | 700 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
P
ytanie, dokąd odchodzimy, kiedy życie dobiega końca, to uniwersalny, ponadczasowy dylemat homo (sapiens) viator – podróżnika, pielgrzyma, wiecznego wędrowca. Podróżnika, ponieważ w życiu ciągle tułamy się to tu, to tam i nawet po śmierci czeka nas jakaś droga (zwolennicy idei wędrówki dusz dodadzą, że zapewne więcej niż jedna). Dyskusja o życiu po życiu oraz o tym, kto mieszka w zaświatach, wypełniona jest jednak tyloma zakrętami i pytaniami bez odpowiedzi, że musimy przyjąć na wiarę jedną z dwóch opcji: coś tam jest albo niczego nie ma.
Wiara w obcowanie z duchami wyrosła na przekonaniu, że człowiek – parafrazując wielkiego klasyka – nie wszystek umiera i pozostaje po nim jakiś niewidoczny ślad – bezcielesna świadomość (jak nazywa to parapsychologia) bądź po prostu duch. Ten może pobłądzić i utknąć w świecie żywych albo jest w stanie, na żądanie, opuszczać krainę zmarłych, by przekazywać żyjącym informacje – mówią popularne wierzenia.
Moje pierwsze kontakty z opowieściami o ludziach spotykających duchy pokutujące czy ostrzegające miały miejsce w dzieciństwie. Jak wielu z was słuchałem wtedy historii, które opowiadała babcia, ale nie były to legendy o białych damach straszących na zamkach (ten temat akurat nigdy mnie nie pociągał). Wolałem relacje z życia wzięte. W ten sposób dowiedziałem się na przykład o zdarzeniu, jakie miało miejsce w mojej rodzinie. W głębokim PRL-u młode małżeństwo kupiło komplet mebli do nowego domu na przedmieściach. Pech chciał, że meble stały w magazynie, gdzie – jak się potem okazało – zmarła nagle młoda kobieta. Z wersalką i komodą do domu krewnych przybył nieznajomy pukacz (duch stukający), który z biegiem czasu zrobił się uciążliwy. Na szczęście udało się go oddalić pełnymi perswazji monologami pana domu sugerującego, że ten świat nie jest odpowiednim miejscem dla kogoś, kto umarł.
Kiedy zacząłem zajmować się podobnymi zjawiskami jako dziennikarz, zauważyłem, że na tle doniesień o innych dziwnych zdarzeniach relacji o duchach jest stosunkowo mało. Przez pewien czas uznawałem nawet, że zjawy i nawiedzenia to melodia przeszłości. Dopiero po latach zrozumiałem, że źle szukałem. Oczekując historii rodem z filmów albo książek o poltergeistach, nie doceniałem prostych historii – niekiedy dramatycznych, innym razem pokazujących, że ktoś z drugiej strony nadal trzyma pieczę nad bliskimi i ostrzega przed niebezpieczeństwami. Okazało się, że takich drobnych spraw są tysiące i stanowią one sedno tego zjawiska. Kolejna ciekawa rzecz, jaką odkryłem, wiązała się z faktem, że w naszym społeczeństwie nadal w jakimś stopniu żywa jest dawna ludowa wiedza o tym, jak postępować z duchami i rozumieć to, co próbują nam przekazać.
Wiele osób zadaje sobie jednak pytanie, czy we współczesnym świecie, podczas gdy fizyka wkracza swoimi teoriami w inne wymiary oraz równoległe wszechświaty, jest jeszcze miejsce na dyskusję o duchach? Owszem, specjaliści od neurologii i psychologii prowadzą intensywne badania nad doświadczeniami z pogranicza śmierci (ang. near-death experiences, NDE), podczas których ludzie w stanie śmierci klinicznej odwiedzają na krótko zaświaty, gdzie czas płynie inaczej, a materia wydaje się bardziej eteryczna i barwna. Doznania te sugerują, że istnieje jakaś pośmiertna domena, oddzielona od naszej rzeczywistości cienką linią życia, do której trafiamy po śmierci, choć neurolodzy forsują pogląd, że to jedynie halucynacje gasnącego umysłu. Jak jednak w epoce rezonansu magnetycznego i rozbierania mózgu na czynniki pierwsze traktować relacje o niematerialnych bytach, które pokutują, dają znaki albo pojawiają się w snach? Wreszcie, co z osobami mającymi predyspozycje do komunikowania się z mieszkańcami tamtej strony?
Klucz do zrozumienia zagadki duchów i naszych z nimi kontaktów leży zapewne gdzieś na pograniczu fizyki i psychologii, które w przyszłości będą w stanie zgłębić naturę świadomości. Poszukując odpowiedzi, musimy jednak zapomnieć o stereotypach i leciwych teoriach mówiących, że duchy funkcjonują w rzeczywistości rozciągniętej gdzieś między niebem a piekłem. Często to nie one przychodzą do nas, lecz prawdopodobnie to my na moment przenikamy do ich wymiaru, wchodząc w odmienne stany świadomości pozwalające szerzej spoglądać na rzeczywistość.
Oczywiście nie każdy jest w stanie kontaktować się z duchami na życzenie i oglądać ich działalność w życiu codziennym. Osoby mające takie zdolności nazywa się mediami. Jest ich więcej, niż przypuszczacie, i są to zupełnie zwyczajni ludzie. Nie przesiadują na seansach spirytystycznych ani nie eksplorują nawiedzonych domostw jak w naciąganych amerykańskich paradokumentach. Ba, ludzie ci często nie zdają sobie sprawy, że są mediami, a ich życie to nieustanne pasmo zmagań z przybyszami z tamtej strony, których wizyty często przerażają i szokują, jak w przypadku pewnej sensytywnej kobiety z Zagłębia Dąbrowskiego widującej nocami w korytarzu swojego mieszkania błąkające się cienie. Z czasem doszła ona do wniosku, że to prawdopodobnie pacjenci z sąsiedniego szpitala, którzy właśnie przeszli na drugą stronę.
Tak się złożyło, że słowa wstępu do tej niezwykłej książki piszę w wigilię Święta Zmarłych – w czasie, kiedy wielu ludzi zastanawia się, jak to właściwie jest z duchami. Czego chcą, gdzie mieszkają i jak umiejscowione są w skomplikowanym wszechświecie (bo przecież muszą zajmować jakąś fizyczną niszę)? Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że choć ludzkość dokonała w ostatnich kilkudziesięciu latach ogromnego postępu, duchy nadal pozostają zagadką. Więcej niż akademicka nauka o naturze bytów niefizycznych mogą nam powiedzieć opowieści ludzi, którzy się z nimi zetknęli. Wejdźcie więc do Biura Duchów i posłuchajcie historii z życia…
Piotr Cielebiaś
dziennikarz zajmujący się zjawiskami z pogranicza, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika „Nieznany Świat” ukazującego się od 1990 rokuOd autorki
B
iuro Duchów to blog, który prowadzę od czterech lat. Jestem archiwistką zdarzeń niezwykłych, choć sądząc z ilości otrzymywanej korespondencji, wcale nie tak rzadkich, jak by się wydawało.
Tematyka bloga to przede wszystkim śmierć kliniczna, relacje między światem duchowym a fizycznym oraz szeroko pojęta parapsychologia. Koncentruję się na relacjach osób, które doświadczyły kontaktu z nieznanym lub w sytuacji granicznej znalazły się poza ciałem. Świadectwa te są bezcenne i bardzo często pozwalają odnaleźć się innym ludziom w nowej dla nich przestrzeni ducha. Wielu Czytelników wcześniej rozważało swoje przeżycia w samotności, dręcząc się poczuciem odmienności i obawiając opowiedzieć o nich nawet najbliższej rodzinie. Rozumiem ich doskonale, ponieważ sama miałam podobne rozterki.
Jeśli lektura tej publikacji skłoni Czytelników do refleksji lub obudzi pragnienie podzielenia się własną historią, zapraszam do kontaktu: http://biuro-duchow.pl/, [email protected].
Dziękuję wszystkim, którzy odbyli ze mną długie rozmowy lub przekazali swoją opowieść mailowo.
Ada EdelmanW
iększość z nas nie potrafi cofnąć się we wspomnieniach dalej niż do trzeciego–czwartego roku życia. Psychologowie i neurolodzy od lat starają się wyjaśnić ten swoisty fenomen zwany amnezją dziecięcą. Niezrównany Zygmunt Freud nadał temu zjawisku szczególne znaczenie. Konsekwentnie twierdził, że dzieci wypychają z pamięci ten czas, ponieważ wiąże się on z traumatycznymi przeżyciami. Coś może być na rzeczy, gdyż sam moment opuszczenia bezpiecznego łona matki jest ogromnym szokiem tak fizycznym, jak i psychicznym. Światło, kakofonia dźwięków, mnóstwo nieznanych zapachów, procedury medyczne odrywające maleństwo od matki, to wszystko może wydawać się koszmarem.
„U ludzi mniej więcej do trzeciego roku życia mózg rozwija się w nieprawdopodobnym tempie: przybywa neuronów, a przede wszystkim połączeń między nimi (czyli synaps). Mózg małego dziecka jest bardzo dynamiczną strukturą, rośnie nie tylko w tym sensie, że zwiększa się jego objętość, ale też przede wszystkim kształtują się w nim drogi, którymi przemieszczają się impulsy nerwowe. Niektóre z nich są »używane« częściej, inne zanikają. Efekt? Dzieci bardzo szybko wszystkiego się uczą i równie szybko zapominają. Nie tworzą trwałych wspomnień”1.
Bardzo przekonująca hipoteza, pod warunkiem że przyjmujemy, iż nasza osobowość, pojmowana jako świadomość, jest integralną częścią mózgu i stanowi o charakterze, zdolnościach, temperamencie i całym zespole cech składających się na szeroko pojętą indywidualność.
Jeśli ten niezrównany „komputer”, jakim jest nasz mózg, miałby stanowić filar i kształtować istotę naszego JA, to trzeba byłoby pogodzić się z faktem, że w chwili śmierci ciała ów nadzwyczajny organ ginie bezpowrotnie, a wraz z nim również bezpowrotnie umiera nasze JA. Dla zdeklarowanego ateisty sprawa wydaje się oczywista. Tak się jednak składa, że na tym świecie ateistów jest garstka, natomiast miażdżąca większość wierzy w życie po śmierci. Od zarania dziejów próbujemy nazwać i zdefiniować nieśmiertelną cząstkę Boga w nas samych. Pielęgnujemy przekonanie, że ciało jest domem tymczasowym, a miejsce, do którego jesteśmy duchowo przynależni, znajduje się zupełnie gdzie indziej. Oczywiście można uznać, że bierze się to z potrzeby zaspokojenia instynktu samozachowawczego, który programuje nas na przetrwanie. Obietnica nieśmiertelności duszy mimo kruchości i niedoskonałości ciała jest niezwykle uwodząca.
Możemy ją kwestionować bez ograniczeń i wierzyć również bez ograniczeń. Ktokolwiek wybrał WIARĘ (nie konkretną religię), ten musi zadać sobie proste pytanie: Czy ta nieśmiertelna cząstka zwana duszą stanowi o mnie, buduje mnie jako esencja istnienia? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, nieuniknione stają się kolejne pytania: Czym jest ciało?, W którym momencie następuje połączenie cząstki fizycznej z esencją duchową? W ten aspekt zagłębiamy się, patrząc przez pryzmat wyznawanej religii, która ogniskuje się wokół konkretnego bóstwa i tradycji. Tu pojawiają się niekiedy dramatyczne w swych konsekwencjach podziały. Jednak bez względu na wszystko jesteśmy zadziwiająco zgodni co do jednego: widzimy siebie jako duszę, która ma ciało, a nie odwrotnie.
Część ludzkości związana z duchową tradycją Dalekiego Wschodu wierzy, że możemy żyć w ciele wielokrotnie i wracamy, aby się doskonalić. Judaizm i chrześcijaństwo nie aprobują tej teorii, twierdząc, że człowiek jest niepowtarzalną istotą i dziełem Boga jedynym w swoim rodzaju. Każdy z nas musi sam rozstrzygnąć kwestie reinkarnacji. Istnieje wiele dowodów przemawiających na korzyść wędrówki dusz – ja daję im wiarę. Opisano przypadki dzieci mówiących w wymarłych dialektach. Kilkulatki opowiadały ze szczegółami o życiu w Egipcie pod panowaniem faraonów lub w średniowiecznej Europie. Skąd miałyby czerpać wiedzę, jeśli nie z własnego doświadczenia? Ten aspekt zostanie szerzej poruszony w następnych rozdziałach. Teraz skoncentrujmy się na pierwszych chwilach życia poza ciałem matki. Niezwykle rzadko mamy do czynienia z relacjami osób, które pamiętają własne narodziny. Oto kilka poruszających historii.
*
Zdarzyło mi się poznać pewnego mężczyznę, który bardzo chciał, abym wytłumaczyła mu uporczywie powracający sen. Zawarte w nim przesłanie nie dawało mu spokoju. Robert miał 26 lat, z zawodu był psychologiem. Oto jego sen:
Jestem w szpitalu. W pomieszczeniu stoją trzy inkubatory. Zauważam, że wiszę nad jednym z małych dziecięcych ciałek i jestem z nim połączony cienką, błyszczącą nicią. Nie czuję jakiejś szczególnej łączności z tym dzieckiem. Jestem trochę zdezorientowany. Jedna ze ścian w tym pokoju jest oszklona. Do tego okienka podchodzi kobieta. Jest piękna. Przyciska twarz do szyby i zaczyna płakać. Zauważam, że patrzy na dziecko, do którego jestem podpięty. W tej samej chwili do pomieszczenia wchodzi inna kobieta ubrana na biało. Otwiera inkubator i dotyka główki. Wiem, że jest dobra. Nie wiem skąd ta wiedza, ale jestem tego pewien. Mówi: „Musisz walczyć, mały. Twoi rodzice cię kochają. Tu jest twoja mama i bardzo płacze. Walcz, mały chłopczyku, o swoje życie. Tylko ty możesz sobie pomóc”. Nagle dzieje się ze mną coś dziwnego. Czuję, że ta ładna osoba przy szybie jest ważna, że chcę ją koniecznie poznać. Odczuwam ogromny przypływ sił i czuję, że chcę żyć w tym dziecku. Wnikam w to ciałko przez srebrną nić. Przez ułamek sekundy czuję się bardzo niekomfortowo, jednak chwilę później ogarnia mnie nieopisana błogość. Budzę się dokładnie w chwili zespolenia z ciałem.
Jako psycholog Robert doszukiwał się w tym śnie przeróżnych znaczeń symbolicznych, analizował archetyp matki, rozpatrywał możliwość traumy związanej ze swoim wcześniactwem, nie wyłączając lęku przed dorosłością i odpowiedzialnością za własne życie. Ja postrzegałam wymowę snu bardziej dosłownie: jako zapis zdarzeń, których doświadczył.
Starałam się wytłumaczyć Robertowi, że jego sen jest po prostu zapisem wspomnienia z czasu, kiedy jako wcześniak walczył o życie. Nie bardzo to do niego przemawiało. Nie miał sprecyzowanych poglądów religijnych, nie potrafił odnaleźć się w nowym dla siebie obszarze – reinkarnacji. Skoro bowiem będąc jednocześnie uczestnikiem i obserwatorem wydarzeń w szpitalu, postrzegał otoczenie i swoje położenie z perspektywy dorosłego umysłu, to znaczy, że żył już wcześniej, a jego osobowość została ukształtowana i jako taka bardzo świadomie odbierała zastaną rzeczywistość.
Wobec ciągłych wątpliwości zapytałam Roberta, czy jako psycholog zgodzi się ze mną, że mózg potrafi przywołać wspomnienia, które wypieramy, i niejako nakłaniać nas do „zrobienia z nimi porządku” na bezpiecznym gruncie marzeń sennych. Robert zgodził się z tym twierdzeniem. Zatem można założyć, że ów sen odzwierciedla konkretne wspomnienie, które nie zatarło się w jego pamięci. W konsekwencji podświadomość domaga się, aby Robert odniósł się do tego wspomnienia i zdecydował, czym ono dla niego jest i czy ma jakąś wartość. Na tej płaszczyźnie znaleźliśmy przestrzeń do rozmowy.
Robert opowiedział swój sen matce, która potwierdziła autentyczność zdarzenia. Wspominała przemiłą pielęgniarkę, która niczym anioł opiekowała się maluszkami i miała zwyczaj dużo do nich mówić. Potwierdziła również, że jego życie zawisło na włosku. Wtedy właśnie, stojąc przy szybie, bardzo długo płakała. Wcześniej to się nie zdarzało, ponieważ rokowania były bardzo dobre. Świadectwo matki doprowadziło do rewizji jego poglądów na świat oraz duchowość i w pewien sposób polepszyło stosunki z najbliższym otoczeniem. Oczywiście sen przestał go nawiedzać, ponieważ przekaz z niego płynący spełnił swoją rolę i dokonała się korzystna przemiana wewnętrzna.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej