- W empik go
Opowieści z Nawłociowej Pasieki - ebook
Opowieści z Nawłociowej Pasieki - ebook
O przyjaźni słodszej niż miód
Witajcie w Nawłociowej Pasiece! To wyjątkowe miejsce, w którym mieszkają pszczoły, pies Fokus, kocica Czarna, kogut Rabin, lisica Zuu oraz jeż Stefan.
Choć w świecie przyrody przyjaźń między tymi zwierzętami wydaje się nieprawdopodobna, mieszkańcy pasieki świetnie się ze sobą dogadują! Wspólnie obserwują zmieniające się pory roku, razem się bawią, tulą w zimowe wieczory i dzielnie znoszą wszelkie przeciwności losu. A to dlatego, że zawsze mogą liczyć na swoją pomoc!
„Opowieści z Nawłociowej Pasieki” to nie tylko zabawna i wzruszająca książka o sile przyjaźni, lecz także wprowadzenie do magicznego królestwa pszczół. Mały czytelnik może z bliska przyjrzeć się tym pracowitym owadom i poznać ich fascynujące zwyczaje.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-239-8 |
Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nieproszony gość
Czarna miała piękny sen. Śniło jej się, że poluje na wielką, tłustą mysz. Zaczaiła się na nią. Zniżyła na łapach, położyła po sobie uszy. Jej ogon zaczął się miarowo ruszać, raz w prawo, raz w lewo. Wysunęła do przodu swoje długie wąsy, przymknęła oczy. Tak! Tym razem się uda. Dwa wyskoki, jedno odbicie i już będzie w jej pazurach! Dwa tygodnie próbuje ją złapać, dziś w końcu będzie ją miała. Jeszcze tylko dwa machnięcia ogonem, żeby nabrać prędkości i…
– AUUUUUUU!
Donośne wycie wyrwało ją ze snu. Skoczyła na równe nogi, nabijając sobie guza o wystającą deskę w szopie. Każdy jej włos na futrze stanął dęba. Zdziwione oczy próbowały dostrzec, co się dzieje.
– Cześć, to ty jeszcze śpisz? – szczeknął rozbawiony Fokus. Uwielbiał robić jej psikusy. – Śpisz, a myszy sznureczkiem włażą do spiżarni. Normalnie wycieczka z przewodnikiem – żartował.
– Zwariowałeś – wysyczała Czarna, kiedy po chwili strachu odzyskała głos. – Coś ty sobie myślał? Nie widzisz, że tu się śpi?
– Widzę – zaśmiał się Fokus, któremu straszenie Czarnej przynosiło wiele radości. – Jeśli się pospieszysz, to zdążysz na moje legowisko przed domem, jest jeszcze ciepłe. Ja idę spać do budy. Właśnie skończyłem pilnowanie. Wstaje dzień, więc teraz ty pilnuj.
– Nie lubię cię – wysyczała Czarna. – Prosisz się, żeby moje pazury wylądowały po raz kolejny na twoim nosie! I znowu będziesz mieć zajęcie przez tydzień z jego wylizywaniem, żeby szybko się zagoił. Odechce ci się wtedy głupich kawałów. Zepsułeś mi taki piękny sen! Budzisz mnie o świcie, a do tego paskudnie śmierdzisz.
– No wiesz, teraz to już przesadziłaś – oburzył się Fokus. – Jestem wilkiem, prawdziwym wilkiem! Pachnę lasem i moim dziadziusiem. To zapach wojowników.
– Tak, pewnie… Jesteś psem, a ten zapach to raczej zapach starej kości. Przyznaj się, wykopałeś pewnie jakiegoś starego gnata ze swoich zapasów na „gorsze czasy”?
– A żebyś wiedziała – warknął Fokus i podreptał do swojej budy, zarzucając przy tym puszystym ogonem, raz w lewo, raz w prawo, jak chorągiewką.
– Nie lubię cię – syknęła za nim Czarna.
– Nieprawda, bo to ja nie lubię ciebie – wymamrotał pod nosem Fokus. W głębi duszy uwielbiał codzienne sprzeczki z Czarną. Bez niej byłoby mu nudno na tym podwórku.
Czarna też lubiła Fokusa, ale postanowiła, że nie powie mu tego, bo przecież kot nie może lubić psa. To absolutnie nie wypada! Psy nie potrafią zrozumieć kota. Koty są mądrzejsze, sprytniejsze i na pewno ładniejsze od psów.
Czarna miała kilka powodów, żeby jednak lubić Fokusa. Dawno temu pewien człowiek wziął ją do swojego domu na święta. Dostała wielką kokardę, a dom został oświetlony kolorowymi lampkami. Ale coś się stało i człowiek po kilku dniach zabrał Czarną do swojego auta na wycieczkę. Gdy dojechali do lasu, człowiek wysadził ją na jego granicy i odjechał. Czarna bardzo się bała. Wołała, jednak nikt nie przychodził. Jeszcze kilka dni czekała na człowieka w krzakach, myśląc, że wróci, ale nie wrócił. Zziębnięta, głodna i mokra dotarła do pierwszego domu. Tam na swojej drodze spotkała Fokusa. Myślała, że to wilk. Poczuła przerażenie, Fokus wyglądał groźnie. Jego spojrzenie przeszyło ją na wylot. Czekała na cios, jednak Fokus przepuścił ją na podwórko i zaprowadził do swojej miski. Podzielił się kolacją, nie wygonił. Później pokazał jej starą szopę, w której był skład drewna na opał. Ta szopa stała się jej domem. I tak Czarna zamieszkała na pasiece, obiecując sobie, że już nigdy nie pozwoli się przytulić żadnemu człowiekowi. Nie będzie się łasić i nie wymruczy żadnej kociej pieśni, bo ludzie na to nie zasługują. Z czasem jednak trochę zmieniła zdanie, bo w szopie, w której spała, pojawiła się miska, a w niej kocie śniadanie i kocia kolacja.
Nikt na pasiece jej nie gonił i nikt do niczego nie zmuszał. Uwielbiała spacery po ogrodzie. Najlepiej jej się spało między ulami w wielkim krzaku przegorzanu, który osłaniał ją przed światem. Obok cicho buczały pszczoły.
Tego ranka stało się coś, czego Czarna się nie spodziewała. Wiatr powoli rozwiewał mgłę nad łąkami. Słońce nieśmiało wyglądało znad dużej chmury, ogrzewając futro Czarnej. Miała piękne futro. Ciemne jak najciemniejsze farby malarza. W słońcu mieniło się na zielono, granatowo i fioletowo. Czarna miała jeszcze długie wąsy, zielone oczy i puchaty ogon.
Nagle nadstawiła uszu.
– Co tam się dzieje na pasiece? Skąd taki jazgot?
Wyszła uchylonymi drzwiami i udała się do pasieki. Jej oczom ukazał się niecodzienny widok. Przy jednym z uli siedział zdziwiony Fokus; daszek był odsunięty, a na wylotce z ula kłóciła się zawzięcie gromadka pszczół.
– O co chodzi? – zapytała psa.
– Nie mam pojęcia, chyba kłócą się o ten daszek, ale kompletnie ich nie rozumiem.
– To akurat normalne, kotów też nie rozumiesz – burknęła Czarna i podeszła do ula, by zapytać, o co chodzi. – Możecie mi powiedzieć, dlaczego od samego rana słychać wasze wrzaski?
Pszczoły zamilkły.
– Czarna, czy to ty? – zapytała strażniczka.
– Oczywiście, a któż inny mógłby bez obawy podejść do was.
– Pytam, bo dobrze wiesz, że czarnego koloru praktycznie nie widzimy. Gdybyś była żółta albo niebieska, to bym nie pytała – wykrzyczała zdenerwowana strażniczka.
– O co więc chodzi? – zapytała kocica po raz kolejny.
– O daszek. Widzisz to? Ktoś go otworzył w nocy, przesunął i teraz w całym ulu zimno. Nawet nie wiesz, ile siostry musiały się w nocy skrzydłami namachać, żeby trochę ogrzać ul, aby matce ciepło było i by się nie obudziła. Te cztery fujary miały pilnować ula od góry. I co? I co, ja się pytam?! Spały jak susły! Chrapały przy tym tak głośno, że reszta pszczół myślała, że to deszcz tak dudni o blachę na daszku.
– A nieprawda! Wcale nie! – broniła się jedna ze strażniczek. – W nocy ktoś przyszedł i odsunął daszek. My myślałyśmy, że to pszczelarze. Czekałyśmy więc i czekałyśmy, aż go zasuną, i po tym czekaniu słońce nas dopiero obudziło.
– Widzisz? Widzisz, z kim ja tu pracuję? Pilnowanie daszka to prosta i łatwa praca. Jak ktoś go otwiera, to wy macie wylecieć, psiknąć jadem i pogonić. Czasem kogoś użądlić, ale to w ostateczności. Ja to dopiero mam pracę. Cały dzień i noc wraz z siostrą pilnuję wylotka. Sprawdzam, kto wchodzi i wychodzi. Muszę powąchać każdą pszczołę i sprawdzić, czy na pewno pachnie naszą matką, i nie mogę się pomylić! Wyganiam nieproszonych gości, wyganiam osy i szerszenie, a nawet myszy. A wy co?
– Myszy to akurat ja gonię – wtrąciła kocica. – Żadna tu nie wejdzie, bo wiedzą, że śpię na pasiece… to znaczy… pilnuję pasieki – poprawiła się.
– Czekajcie, nicponie, będziecie się matce tłumaczyć z tego spania! Możecie już szykować swoje kieszonki na łapkach do zbierania pyłku na łące, bo na sucho wam to nie ujdzie. Pszczelarze daszek wam otworzyli? W nocy? W listopadzie? Co za bzdury! – krzyczała dalej strażniczka.
– Ale naprawdę coś tu tupało w nocy – zapierała się strażniczka z góry ula. Reszta opuściła czułki i patrzyła w deskę wylotka, nawet nie próbując się tłumaczyć.
– Nie wierzę w to, co tu się narobiło! – wrzeszczała coraz bardziej zła strażniczka.
Czarna podeszła do Fokusa, który siedział nieco dalej i nie rozumiał, o co konkretnie się kłócą.
– I co tam się stało? – zapytał kocicę.
– Kłócą się o daszek. Zobacz, ktoś go w nocy otworzył i nie zasunął. Strażniczki nie zareagowały, mają teraz zimno w ulu. Dobrze, że deszcz nie padał albo nikt im nie ukradł zimowych zapasów.
– Ale słuchaj, nikogo nie było. Przecież ja tutaj pilnowałem całą noc. Nikt tu nie chodził – odparł Fokus zdziwiony.
– Mówią, że przyszedł stamtąd – odparła Czarna, pokazując łebkiem odpowiedni kierunek.
– Skąd wiesz?
– Popatrz. Widzisz tamtą pszczołę? Kręci się w kółko i pokazuje swoim tułowiem kierunek, ustawia się tam. Widzisz? – tłumaczyła Czarna coraz bardziej zdziwionemu Fokusowi.
– Widzę. Cały czas się zatrzymuje w tym samym miejscu i pokazuje na pole – odparł pies.
– Właśnie! Mówiły, że ktoś tupał i przyszedł z tamtej strony.
– No co ty? Siedziałem tu pod gruszą pół nocy. Może oko mi się na chwilę przymknęło, ale przyniosłem tu swoją kość i miałem co robić z nią do rana.
– A jednak ktoś tu był – odparła kocica.
– Fakt, daszek sam się nie odsunął. Pójdę po pszczelarzy. Zawołam ich, niech go poprawią – stwierdził Fokus i pobiegł w stronę domu.
Po chwili dało się słyszeć donośne wycie Fokusa. Tak głośne i stanowcze, że z domu natychmiast wybiegł każdy, kto w nim był. Fokus, dumny jak paw, zadarł swój puchaty, zawinięty jak rogalik ogon i poprowadził pszczelarzy na pasiekę, pokazując, że na ulu numer pięć przesunął się daszek. Dostał za to wielką kość, czego Czarna nie mogła mu darować. Podreptała więc do swojego krzaka przegorzanu, zastanawiając się, co tu się właściwie stało.
– Coś mi się wydaje, że to jeszcze nie koniec… – stwierdziła, zwijając się w kłębuszek na swoim wydeptanym legowisku.2
Uciekające wiadro
Dzień był jeszcze słoneczny, choć chmury już przybrały ciemny, stalowy wręcz kolor. Powietrze pachniało nadchodzącą zimą. Wiatr zrywał ostatnie liście leszczyny, które niczym dywan pokryły całą pasiekę.
– Nie miałaś już gdzie wymyślić sobie innego miejsca do spania – sapał Fokus, wciskając się pod krzak przegorzanu. – Pokłułem sobie cały nos. To krzaczysko ma kolce – marudził niezadowolony.
– Właśnie specjalnie tu sobie siedzę, żebyś nie właził – odparła Czarna.
Fokus był dużym psem. Pochodził z bardzo dobrej rodziny Malamutów. Jego dwaj bracia ciągnęli sanie w różnych zawodach sportowych, a siostra wraz z policjantami szukała zaginionych ludzi. On trafił na pasiekę jako szczeniak… I tak już dziesięć lat pilnował podwórza, pasieki i łąki, gdzie stał kurnik, w którym rządy sprawował kogut Rabin.
Fokus miał długie, grube i gęste futro w trzech kolorach: białym, szarym i czarnym. Zawsze mokry nos wyczuwał najmniejsze zagrożenie. Bystre brązowo-miodowe oczy wyglądały jak dwa migdały otoczone czarną maską. Patrząc w nie, dało się zobaczyć jego wilczą duszę. Jednak prawdziwą dumą Fokusa był jego ogon. Puchaty, wylizany, zadarty i zawinięty w rogalik z bielutkim końcem. Już z daleka było go widać. Tak, ogon stanowił jego dumę i nikt, absolutnie nikt nie mógł go dotknąć, aby przypadkiem nie wybrudzić.
– Czarna, powiedz mi, dlaczego tu nagle zrobiło się tak spokojnie? – zapytał.
– Zima idzie. Nie czujesz? – odparła. – Lada moment zacznie padać śnieg. Pszczoły poszły spać.
– Jak to spać? – pytał dalej Fokus. – Przecież te ich ule są mniejsze od mojej budy, a ich jest w nich tak dużo. Jak one zmieszczą tam swoje legowiska? – zastanawiał się.
Czarna parsknęła śmiechem.
– Jakie legowiska? One śpią na plastrach miodu – wyjaśniła. – Słuchaj – dodała, patrząc na coraz bardziej zdziwionego psa. – To jest tak. W każdym ulu jest matka…
– Królowa – przerwał jej Fokus.
– Nie królowa, a matka. Królowa musiałaby mieć tam tron i koronę, i…
– No dobra, matka – zgodził się pies. – Co z tą matką?
– Gdy przychodzi zima – opowiadała Czarna – pszczoły kończą zbierać nektar i pyłek. Wychodzą ze wszystkich szczelin ula i idą do matki. Przytulają się do niej i ją grzeją, karmią i myją. Dbają o nią, bo to ich matka, najważniejsza istota w ulu. Tak się przytulają, że wszystkie wyglądają jak duża szyszka. I choćby było bardzo zimno na dworze, to w ulu jest im ciepło, bo przytulone grzeją się wzajemnie. Te, które są na zewnątrz tej szyszki, machają skrzydłami i wtedy jest im jeszcze cieplej. Gdy się zmęczą, to zamieniają się z innymi. Wówczas one układają się bliżej matki, a ich koleżanki machają skrzydłami i grzeją pozostałe.
– To jest fantastyczny pomysł – odpowiedział Fokus. – To czemu my się tak nie grzejemy? Czemu o tym nie pomyśleliśmy? Ja będę w środku, a ty będziesz mnie grzać. – Aż podskoczył z radości.
– I co jeszcze? Ot, wymyślił – burknęła Czarna. – Czy ja jestem pszczołą? Czy ja mam skrzydła? Czyś ty słyszał, żeby kot przytulał się do psa? A fuj! – parsknęła wyraźnie oburzona.
– Czarna, skąd ty tyle wiesz o pszczołach? – zapytał pies, zmieniając temat.
– Strażniczka mi powiedziała. Czasem sobie rozmawiamy – odparła z dumą kocica.
– Ja to bym się bał tam podejść i tak z nimi gadać. Jeszcze by mnie poczęstowały swoimi żądłami, więc… – Pies nagle przerwał. – Czarna, popatrz na to wiadro, bo nie wiem, czy to słońce mnie przygrzało? Ono ma nogi i właśnie idzie na pasiekę!
Czarna podniosła głowę, wyjrzała znad dużego liścia przegorzanu i zamarła.
– Nie, Fokus, nie przygrzało cię słońce, ono faktycznie tu idzie. Trzeba… – zaczęła, ale nie dokończyła zdania, bo Fokus wystartował jak z procy i pognał w kierunku wiadra. Było jasne, że ktoś w nim jest, i choć było odwrócone, to dało się dojrzeć małe nogi.
To, co działo się później, trudno opisać. Czarna zjeżyła się, syknęła groźnie. Całe futro stanęło jej dęba, ogon przypominał dość dużych rozmiarów szczotkę do kurzu. Wyskoczyła spod krzaka i jednym susem wskoczyła na starą lipę. Wspięła się prawie na sam czubek i przycupnęła bezpiecznie na daszku budki dla sikorek. Obserwowała stamtąd to, co Fokus wyczyniał właśnie na podwórku.
Ten pędem ruszył za wiadrem. Im szybciej biegł, tym szybciej ono uciekało. Zrobiło koło wokół szóstego ula i pobiegło w kierunku starej wierzby. Fokus w tym pędzie nie wyrobił na zakręcie i z całej siły uderzył głową w ul tak mocno, że strażniczki wypadły z wylotka na trawę, głośno bucząc. Jeszcze gorzej było przy wierzbie, bo tam z kolei wiadro zrobiło kółko i pognało w kierunku altany między krzakami agrestu. Fokus zderzył się z wierzbą i jak śnieżna kula pędem wpadł w krzaki agrestu, taranując i łamiąc je po drodze. Wiadro pognało dalej w kierunku oczka wodnego, skręciło ostro w lewo i zatrzymało się nagle przy ogródku skalnym. Jednak Fokus, nabierając prędkości w tej gonitwie, nie wyhamował i z całym impetem wpadł do sadzawki. Dał takiego nura, że nawet wypielęgnowany ogon znalazł się całkowicie pod wodą. Fala okazała się tak duża, że wyrzuciła na brzeg drzemiące już na dnie karasie. Pies wygramolił się ze stawu zupełnie niepodobny do siebie. Cały był wysmarowany czarnym mułem, z uszu zwisały mu glony, a jego ogon zdobiły zgnite liście tataraku. Pies był wściekły i brudny, do tego bardzo, ale to bardzo śmierdział.
Na jego widok Czarna gruchnęła takim śmiechem, że zapomniała, iż siedzi na drzewie, i spadła z impetem, łamiąc pojedyncze, cienkie gałęzie. Kiedy już pozbierała się z trawy po upadku, pobiegła do psa, a potem w kierunku wiadra. Przewróciła go łapą. Pod wiadrem niczego i nikogo nie było, oprócz dużej dziury w ziemi tuż przy skalniku. Dokładnie w miejscu, gdzie zatrzymało się wiadro.
– Co to ma być?! – warknął gniewnie pies.
– Nie mam pojęcia – odparła Czarna. – Mam za to fantastyczną kolację – dodała, patrząc rozmarzonym wzrokiem w kierunku dwóch tłustych karasi na brzegu sadzawki.
– A ja mam igły z agrestu w nosie i łapach, glony w uszach, a ogon… to sam nie wiem w czym. Jak ja to doczyszczę? – rozpaczał pies. – Co to było, Czarna?
– Nie wiem, może jeże? – odparła niepewnie.
– Guzik, nie jeże – denerwował się Fokus. – To coś miało buty.
– Co ty gadasz? Buty? – zapytała, coraz bardziej interesując się swoją kolacją, a nie brudnym psem. – Bierz jedną rybę, ja drugą i idziemy stąd – zarządziła, wbijając pazury w tłustą zdobycz. – Rusz się w końcu! – pogoniła psa.
Fokus podreptał za nią jeszcze nieco zdezorientowany tym, co się stało. Usiadł pod krzakiem i wziął głęboki oddech.
– Czarna, coś ci powiem… – westchnął.
– Co takiego? – odparła kocica, wylizując swoją rybę.
– Jak wpadłem do tego bajora, to przypadkiem zżarłem żabę – wyznał z obrzydzeniem Fokus.
– Że co?! – Mina Czarnej była bezcenna. Pewnie by coś odpowiedziała, ale właśnie w tej chwili na ich nosach wylądowały pierwsze, roztańczone na wietrze płatki bielutkiego śniegu.