- promocja
- W empik go
Opowieści ze Świetlistej Wieży - ebook
Opowieści ze Świetlistej Wieży - ebook
Mroczna magia, drowowie i smoki. Okolice Bergsville nie wiedzą, co to spokój. Wie też o tym lord Nazar, który niedawno objął panowanie nad Świetlistą Wieżą i poprzysiągł bronić miasta przed mocami zła. Siły wrogów mnożą się jednak i rosną w siłę. Pan Świetlistej Wieży będzie potrzebował równie potężnych sprzymierzeńców, by sprostać zadaniu. Zanurz się w świat pełen przygód, magii i tajemnic.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Było już południe i słońce wisiało wysoko na niebie, oświetlając wzgórza niedaleko Bergsvil e, niewielkiego miasteczka leżącego na Nabrzeżnym Trakcie. Na wschodzie widać było gęsty las, ulubione miejsce przejażdżek zamożnych. Na południe od lasu wyrastały wzgórza będące idealnymi pastwiskami dla gospodarskich zwierząt.
Na najwyższym wzgórzu, wysuniętym najbardziej na zachód, stała budowla zwana Świetlistą Wieżą. Zbudowana została z białego kamienia i dobrze wpasowywała się w krajobraz. Do wysokiej wieży na samym spodzie dodano trzy nadbudówki kończące się przed połową budowli. Z jednej z nich wyrastała nieco mniejsza, sięgająca dwóch trzecich wysokości. Dachy tych części zostały wykonane z jasnoszarej dachówki. Na samym szczycie wieży zaś zamontowane było magiczne urządzenie, które świeciło jasnym blaskiem, wskazując drogę zagubionym podróżnikom. Światło to miało też zastosowanie strategiczne. W razie ataku na wieżę oddziały wroga były oświetlone, podczas gdy obrońcy pozostawali w cieniu.
Przez wiele lat więżę tę zamieszkiwał Zarhor, stary czarodziej, który prowadził tu swoje magiczne badania. Jego życie niestety już wygasło, a nie miał potomka, który mógłby odziedziczyć budowlę.
Parę miesięcy później do Bergsvil e zajechał półelf o imieniu Nazar. Uratował on córkę burmistrza z rąk goblinów. Władca z wdzięczności nadał mu tytuł lordowski. Półelf dostał też Świetlistą Wieżę i otaczające ją ziemie, gdyż burmistrz chciał mieć sojusznika,
aby takie nieprzyjemne sytuacje już się nie powtarzały. Było to zeszłej zimy.
Tego letniego południa w holu wieży strażnicy akurat zmieniali wartę. Nagle jeden z nich zauważył wchodzącą przez potężne wrota niską postać. Był to dobrze zbudowany krasnolud.
Odziany był w masywną, ozdobną zbroję, a na plecach miał
zawieszony pokaźnych rozmiarów topór, który najbardziej przykuwał
uwagę. Była to dwusieczna broń, której ostrza wykonano ze złota i pokryto w całości runami. Stanowił przykład mistrzowskiego krasnoludzkiego rzemiosła wojennego.
– Stać! – wykrzyknął strażnik. – W jakiej sprawie przybywasz, krasnoludzie?
– Ty na pewno mi nie pomożesz – odpowiedział przybysz gburowatym tonem. – Chcę się widzieć z lordem Nazarem.
– Lord jest zajęty – odparł obrażony strażnik. – Nie możemy cię teraz wpuścić.
– Chyba się nie zrozumieliśmy… – warknął krasnolud i jednocześnie wymierzył strażnikowi potężny cios w brzuch, co pozbawiło tego na chwilę oddechu. Reszta strażników rzuciła się na pomoc koledze. Pierwszy z napastników otrzymał taki sam cios jak jego poprzednik. Chwilę później krasnolud podskoczył do drugiego agresora i chwycił go za kołnierz. Szybkim ruchem ręki uderzył jego głową o swoją, wskutek czego stracił on przytomność.
Gdy szykował się na odparcie trzeciego ataku, inny strażnik złapał
go od tyłu i przytknął mu miecz do gardła.
– Dość tej zabawy – powiedział strażnik. – Jesteś aresztowa… AAAAA!!! – nie zdążył dokończyć zdania, gdyż intruz kopnął go swym ciężkim butem w piszczel. Gdy strażnik go puścił, by złapać się za bolącą nogę, krasnolud rzucił się do ataku na następnego przeciwnika.
– Co tu się dzieje?! – rozległ się nagle głos. – Nie płacę wam za bójki!
We wrotach ukazała się smukła sylwetka lorda Nazara. Miał
on podłużne rysy twarzy; przypominał elfa. Każdy, kto tak pomyślał, nie mylił się zbytnio, gdyż w żyłach lorda płynęła również krew tejże szlachetnej rasy. Długie blond włosy opadały na ramiona, odsłaniając nieco spiczaste uszy. Nazar był odziany w kolczugę sięgającą aż do kolan. Pośrodku jednak miała tak wykrojone rozcięcie, że niemal nie krępowała ruchów. Było to jedyne opancerzenie, jakie miał na sobie lord.
Na zbroję Nazara narzucony był ciemnozielony płaszcz spięty złotą spinką w kształcie kła. Do pasa zaś przywieszone były dwa bliźniacze miecze.
– Panie! Ten krasnolud chciał się wedrzeć do wieży –
zameldował pospiesznie jeden ze strażników.
– Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie – powiedział
lord, patrząc na krasnoluda.
– Przybyłem tutaj, by złożyć ci pewną propozycję, lecz twoi strażnicy nie chcieli mnie przepuścić – wytłumaczył krasnolud gniewnym tonem.
– Jaśnie pan akurat wyjechał, a z krasnoludami nigdy nie wiadomo… – próbował się bronić strażnik.
– Przecież mamy pokoje dla gości – lord nie krył gniewu. –
Dlaczego robicie wszystko, aby popsuć moją reputację? Wszyscy goście powinni być przyjmowani z należytym szacunkiem. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy!
Nazar zaprowadził gościa do swojej komnaty.
– Bardzo przepraszam za moich strażników – zaczął
po drodze. – Są trochę niekompetentni, ale jednak przydatni. Jestem lord Nazar ze Świetlistej Wieży – przedstawił się, wyciągając rękę.
– Riven Wściekły Topór – odpowiedział krasnolud, ściskając rękę mocniej, niż lord się spodziewał. – Przybywam z niedalekich gór, by prosić cię o pomoc.
Lord otworzył drzwi do swej komnaty i wpuścił gościa.
– O jaką pomoc chodzi?
– Niedawno w nasze strony zawitał nieproszony gość. Jest najwidoczniej magiem, bo nie potrafimy go znaleźć.
Najprawdopodobniej używa jakiejś magicznej osłony.
Lord postawił przed krasnoludem pokaźnych rozmiarów kufel i nalał do niego najlepsze piwo, jakie miał. Sam zadowolił się smakiem elfiego wina. Riven zaczął pić swój trunek. Po kilku sekundach napoju już nie było.
– Potrafisz obsłużyć gości – uśmiechnął się krasnolud, wycierając brodę z resztek piany.
Lord zaniemówił. Był pod wrażeniem szybkości, z jaką Riven opróżnił kufel.
– Co właściwie zrobił wam ten czarodziej? – zapytał.
– Sprowadził ze sobą kłopoty – odpowiedział krasnolud, nalewając sobie kolejną porcję piwa. – Zaczął napuszczać na karawany gobliny, orków i inne ścierwo. Kradnie surowce wydobyte z naszych kopalni. Jeśli go nie powstrzymamy, czekają nas chude czasy.
– A czego dokładnie ode mnie chcecie?
– Jak już wcześniej wspomniałem, ten tchórz ukrywa się przed naszymi ostrzami – przerwał na chwilę, by wypić haustem kolejny kufel piwa. – Udało się nam złapać goblina, ale nie powiedział, gdzie ten mag się ukrywa, co było dosyć dziwne, bo jak zapewne wiesz, gobliny nie są zbyt lojalne, kiedy w grę wchodzą tortury…
– Niezwykłe jak na goblina.
– Wydaje mi się, że po prostu sam nie wiedział, gdzie jest.
Nie zmienia to faktu, że nieźle się ubawiłem przez te parę chwil spędzonych z tym małym śmierdzielem – usta Rivena wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu.
– Typowe… – mruknął Nazar, popijając winem. – Ale wciąż nie wiem, jaka jest moja rola.
– Słyszeliśmy, że umiesz władać magią. Gdybyś znalazł dla nas tego maga, bylibyśmy niezwykle wdzięczni. _Gahrun elghar,_ _ho gahrun kathal_, jak mówi krasnoludzkie przysłowie.
– A co to oznacza? – spytał zachęcająco lord.
– Znaczy to mniej więcej: „Wypuść czarodzieja, by złapać czarodzieja”.
– Rozumiem… – Nazar uznał to za pewnego rodzaju obrazę, wiedział jednak, że krasnoludy nienawidzą magi , więc pozostawił
to bez dalszego komentarza.
– Bardzo chętnie wam pomogę – powiedział w końcu. –
Wyruszymy jutro o świcie.
– Cieszę się, że się dogadaliśmy, lordzie. To jak będzie?
Jeszcze po piwku?
***
Następnego dnia, zanim słońce całkowicie wzeszło, lord Nazar i Riven byli gotowi do drogi. Wyruszyli niezwłocznie. Zaczęła się długa podróż przez las. Gdy pod wieczór się z niego wydostali, dotarli do Minewill, niewielkiego górniczego miasteczka. Stąd było już widać odległe szczyty gór. Tam właśnie mieli dotrzeć.
Postanowili jednak zatrzymać się na odpoczynek w tymże miasteczku.
Oberża nie przedstawiała się może zbyt atrakcyjnie, ale była utrzymywana na odpowiednim poziomie. Podróżnicy zamówili sobie
porządną kolację i usiedli przy stoliku blisko lady. Gdy Riven spróbował piwa, od razu je wypluł.
– Co to ma być?! – oburzył się. – Prosiłem o najlepsze piwo w oberży, a czegoś takiego nie dałbym nawet psu!!
– Prze… przepraszam – wyjąkał zakłopotany oberżysta. –
Ostatnio nie dochodzą do nas dostawy z gór i nie mamy już ani kropli krasnoludzkiego piwa…
Riven przymrużył oczy.
– Czy wiesz, do czego jest zdolny krasnolud, który po całym dniu podróży, po godzinach przedzierania się przez cholerny las dowiaduje się, że w gospodzie nie ma piwa?
Szynkarz zbladł.
– Ba… bardzo mi przykro… Naprawdę chciałbym pomóc…
Mogę za to podać nasze słynne smocze pierożki… Na nasz koszt, rzecz jasna…
Riven mruknął gniewnie. Gospodarz przełknął ślinę.
– Niech będzie… Tylko szybko!
Oberżysta od razu pobiegł na zaplecze.
– Już się bałem, że wciągniesz nas w awanturę – powiedział
cicho Nazar.
– Żeby tak blisko gór nie mieć krasnoludzkiego piwa… –
wymamrotał krasnolud, ignorując lorda.
Gospodarz przyniósł im danie. Lord musiał przyznać, że dawno nie jadł czegoś tak dobrego. Pikantne pierożki smakowały nawet Rivenowi, który zdążył zapomnieć o aferze z piwem.
– Muszę przyznać, że twój topór jest imponujący – stwierdził
w końcu Nazar. – To krasnoludzka robota, prawda?
– To chyba oczywiste… Żaden ludzki kowal nie byłby w stanie stworzyć czegoś takiego. Chwała Rivena, bo tak go skromnie nazwałem, to niesamowita zabawka. Nigdzie nie znajdziesz lepszego topora. Słyszałeś kiedyś o królu Karhanie?
– Przykro mi, ale nie – odpowiedział lord, próbując wygrzebać to imię z pamięci.
– A zapewne usłyszałbyś, gdyby nie to, że pokonałem go właśnie tym toporem, zanim zebrał swoją armię w oczywistych celach.
Rozmowa ciągnęła się dość długo. Krasnolud i półelf opowiadali o swoich przygodach i najlepszych walkach. Lord bardzo polubił Rivena. Z tego, co zauważył, sam również przypadł
krasnoludowi do gustu.
***
Następnego dnia wyruszyli w stronę szczytów. Droga przez strome ścieżki zajęła im cały dzień.
– Zdaje się, że czuję jakąś magiczną aurę – powiedział
w pewnym momencie lord.
– Sprawdźmy to. Prowadź.
Nazar kierując się aurą, doprowadził towarzysza pod podstemplowane wejście do starej kopalni. W środku panował
półmrok, lecz obaj wojownicy należeli do ras, które zostały obdarzone zdolnością infrawizji, umiejętnością widzenia temperatury obiektów. Nie obawiając się niczego, wchodzili coraz głębiej, aż w końcu dotarli pod drzwi, za którymi świeciły pochodnie.
– To tu – powiedział lord. – Przygotuj się.
Obaj bohaterowie wyjęli broń. Nazar zauważył, że topór krasnoluda zaczął płonąć magicznym ogniem. Spodziewał się co prawda, że ta broń jest zaklęta, ale nie sądził, że do tego stopnia.
– Dobra… – powiedział Nazar. – Wchodzimy na trzy.
W tym momencie Riven wbiegł z wrzaskiem do środka. Lord westchnął głęboko i pobiegł za nim. Na środku pomieszczenia stała postać w długiej czarnej szacie. Był to człowiek, którego szukali.
Nieco dalej stał mężczyzna trzymający miecz, a obok niego podobnie uzbrojona kobieta. Nazar zaczął stosować zaklęcia ochronne, lecz mag zdążył rzucić przygotowany wcześniej czar.
Ciało lorda przestało go słuchać i całe znieruchomiało. Bezwładny lord przeklął się w myślach za nieuwagę i brak przygotowania. Riven był zdany na siebie.
– Doskonała robota – powiedział czarodziej. – Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
– Przyprowadziłem go, tak jak chciałeś. Teraz chcę moją zapłatę – zażądał Riven.
Źrenice lorda rozszerzyły się. Wpadł w tak oczywistą pułapkę. Ponownie przeklął się w duchu za nieuwagę i głupotę.
Riven wziął pieniądze i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Wtedy lord spostrzegł niepewność na jego twarzy.
– Cóż… Chyba wypada się przedstawić – powiedział mag. –
Jestem Kharold. Nie znasz mnie, ale ja znam cię bardzo dobrze.
Pamiętasz jeszcze atak goblinów na miasteczko nieopodal twojej wieży? Nie myślałeś nigdy nad tym, kto zorganizował porwanie córki burmistrza tej śmierdzącej nory? Wiedziałem, że okup nie mógłby być zbyt wysoki, ale z drugiej strony samo porwanie miało być proste. „Miało”… Gdybyś się nie wtrącał, leżałbyś teraz w swoim miękkim łóżku, a ja miałbym trochę więcej złota. Ale ty musiałeś się wtrącić…
Mag podszedł do lorda, zbliżył twarz do jego twarzy i spojrzał
mu głęboko w oczy.
– Nie martw się – powiedział spokojnym tonem. – Nie umrzesz od razu.
***
Gdy Riven wychodził z kopalni, było już ciemno. Na horyzoncie ujrzał blask Świetlistej Wieży. Krasnolud lubił, gdy czarodzieje umierają. Zawsze o jednego mniej, twierdził. Spojrzał w gwiazdy. Kharold zajmujący się swoimi niepoważnymi intrygami i sojuszami z goblinami nie był lepszy niż one same. Riven od dawna zastanawiał się, kiedy będzie miał okazję wbić mu swój wspaniały topór w plecy. W Nazarze za to widniał ogromny potencjał. Riven zaczął się zastanawiać, który czarownik powinien zginąć tej w nocy.
Chwycił worek z zapłatą i wyjął z niego monetę. Orzeł – Kharold, reszka – Nazar.
***
Lord Nazar leżał przypięty do stołu. Czarodziej z wrednym uśmiechem wyciągnął drewniane pudełko.
– Byłeś kiedyś torturowany Szczurzym Pudełkiem? – zapytał
z jeszcze gorszym uśmiechem. – Zasada jego działania jest prosta: prawie dokładnie zabudowane, z jednej strony ma kratkę. Do środka wkłada się szczura i kładzie się go na torturowanym kratą do dołu.
Zaraz potem trzeba ją otworzyć. Potem zostaje tylko podpalić pudełko, a szczur ucieka jedyną możliwą drogą – czarodziej zaczął
udawać kopanie małymi szczurzymi nóżkami. – Szurszurszurszur…
– Jesteś szalony! – krzyknął Nazar.
Po przypięciu lorda do stołu czar unieruchamiający został
rozproszony, więc Nazar znów mógł mówić.
Czarodziej położył pudełko na brzuchu lorda i zdjął ze ściany pochodnię. W tym momencie drzwi otworzyły się zamaszyście i do komnaty wszedł Riven z toporem w rękach. Broń płonęła bardziej niż zwykle, co idealnie pasowało do rozwścieczonego wyrazu twarzy krasnoluda.
– Co się stało? – spytał się zdziwiony czarodziej.
– Reszka…
Riven zaszarżował na maga. Gdy ten się odsunął, zauważył, że atak był wymierzony nie w niego, lecz w szczurze pudełko.
Potężny cios przerobił narzędzie tortur na drzazgi, a siedzący w środku szczur uciekł w popłochu. Następny cios, słabszy niż poprzedni, uwolnił jedną rękę lorda Nazara. W tym jednak momencie Riven dostał w plecy magicznym pociskiem.
Nie zrobiło to na nim jednak wrażenia. Krasnoludy są z natury odporne na magię. Riven spojrzał tylko gniewnie na maga.
– Już do ciebie idę.
Czarodziej zaczął panikować.
– Razor! Alora! – krzyknął na strażników. – Chodźcie tu!
Chwilę potem do komnaty wbiegły dwie widziane wcześniej postaci. Wymieniły z krasnoludem spojrzenia.
– Świetnie… Więcej zabawy – powiedział przez zaciśnięte zęby zadowolony Riven.
– Zmierz się ze mną, krasnoludzie – powiedział uzbrojony mężczyzna – a zobaczysz, że trafiłeś na równego sobie.
Nie czekając, zaatakował krasnoluda, który zablokował cios z góry wzmacnianym trzonkiem topora.
Nazar tymczasem zaczął się oswabadzać.
– Kharold! Obraziłeś mnie tym podłym podstępem. Załatwmy to jak mężczyźni. Wyzywam cię na pojedynek!
Gdy się już uwolnił, stanął naprzeciwko maga w odległości jakichś dziesięciu metrów. Obaj mężczyźni zaczęli kumulować energię. Poruszała ona powietrzem ze znaczną prędkością. Dookoła obu postaci zaczął latać kurz i inne lżejsze przedmioty. Także ich włosy i ubrania falowały w powiewach powietrza. Był to typowy dla magów popis siły, który nie miał sensu, gdyż walczący nigdy nie chcieli zdradzać przeciwnikowi swoich możliwości.
Razor uniknął dwóch ciosów Rivena, po czym zblokował
trzeci. Był on tak potężny, że wojownik jęknął z wysiłku. W tym momencie krasnolud musiał się odsunąć, gdyż Alora zaatakowała go z boku. Mężczyzna nie chciał zostawać w tyle i także zamachnął
się na krasnoluda. Riven nie nadążał z blokowaniem ciosów.
Pobiegł w stronę ściany, odbił się od niej i szarżując, z maksymalną prędkością skoczył na wojownika. Przygwoździł go do ziemi. Leżący na ziemi mężczyzna próbował złapać oddech. Riven zamachiwał się już, żeby dobić ofiarę, lecz zaatakowała go Alora. Zaczęła okładać krasnoluda tak szybkimi ciosami, że ten ledwo nadążał je zbijać.
Kharold i Nazar stali naprzeciwko siebie i patrzyli sobie w oczy. Dwa małe magiczne huragany nabierały siły. Obaj czekali, aż przeciwnik się zdekoncentruje. Nagle Kharold zaczął wykonywać rękami szybkie gesty i wypowiedział pospiesznie inkantację czaru.
Wystrzelił dwa magiczne pociski w stronę Nazara. Lord zdołał
uchylić się przed pierwszym, po czym wzmocnionym magicznie ciosem odbił drugi w stronę ściany. Dwa pociski naraz, pomyślał
półelf, nie jest to zbyt imponujące, najpewniej blef. Od razu przeszedł do kontrataku. Wypowiedział szybko zaklęcie i z jego palców wystrzelił słup ognia w stronę przeciwnika. Kharold w odruchu paniki stworzył przed sobą niezbyt mocną tarczę, która ochroniła go przed atakiem.
Riven zblokował dwa kolejne ataki dziewczyny, po czym wykorzystał to, że się odsłoniła, i uderzył ją barkiem w biodro. Gdy się odsunęła, krasnolud zamachnął się Chwałą Rivena od góry.
Alora zaatakowała go i trafiła w klatkę piersiową. Ten tylko złośliwie się uśmiechnął i kopnął ją lekko w nogę, żeby się przewróciła. Gdy znów się zamachnął, aby oddać ostateczny cios, poczuł, jak dziewczyna łapie go za kostki i pociąga ku sobie. Okute w zbroję ciężkie ciało Rivena upadło na ziemię, powodując przeraźliwy hurgot, wzmocniony dodatkowo przez echo odbijające się od ścian.
Od tego hałasu z sufitu odpadło kilka kamyków i spadło na ziemię.
Obaj przeciwnicy szybko podnieśli się z ziemi i stanęli naprzeciwko siebie. Riven zauważył, że Razor podniósł się już po jego ataku i idzie w ich stronę. Wkrótce potem oboje zaczęli okładać krasnoluda ciosami. Riven nie nadążał za atakami.
Tuż po zdjęciu tarczy Kharold wypowiedział kolejne zaklęcie.
Ziemia pod Nazarem zrobiła się strasznie śliska. Lord zrobiwszy półobrót, upadł boleśnie na ziemię. Zanim się otrząsnął, mag zaczął
wypowiadać kolejne, potężniejsze zaklęcie. Nazar skumulował w rękach czystą energię i wystrzelił jej strumień w stronę ściany.
Odrzut i śliskość podłogi pozwoliły mu odjechać od miejsca, w którym leżał. Chwilę później wylądowała tam kula ognia wystrzelona przez Kharolda. Gdyby lord znalazł się w epicentrum wybuchu, prawdopodobnie już by nie żył. Eksplozja zniszczyła tylko jego tunikę – brakowało teraz prawie połowy stroju. Chcąc zyskać chwilę przewagi, Nazar skierował kolejny strumień energii w stronę Kharolda. Mag zachwiał się tylko, ale lord wykorzystał tę chwilę na podniesienie się z ziemi.
Riven zastosował nową taktykę. Skoro nie mógł się obronić przed ciosami, które na niego spadały, przestał w ogóle próbować.
Zaatakował Razora – odrzucił go na parę metrów potężnym uderzeniem barkiem. Przebiegł koło Alory i odtrącił ją na metr, po czym zamachnął się toporem i przebił zbroję mężczyzny, zabijając go. Dziewczyna patrzyła na to z przerażeniem. Sama przeciwko wściekłemu krasnoludowi – nie miała szans na przeżycie.
– Pięć sekund – mruknął Riven.
– Co…?
– Jeśli za pięć sekund wciąż tu będziesz, podzielisz jego los.
Nie trzeba było jej powtarzać. Zaczęła uciekać i po trzech sekundach była na tyle daleko, że Riven by jej nie dogonił.
Obaj mężczyźni zaczęli jednocześnie wypowiadać długie i potężne zaklęcia. Wypuścili je w tym samym momencie.
Błyskawica Kharolda i kula ognia Nazara zderzyły się ze sobą, tworząc jedno potężne zaklęcie kontrolowane przez obu magów.
Efekt był niesamowity. Wisiała między nimi kula ognia, wokół której trzeszczało od wyładowań elektrycznych. Obaj mężczyźni próbowali przepchnąć powstałe zaklęcie w stronę przeciwnika. Wysiłek był
niesamowity, ale poddanie się oznaczało pewną śmierć. Na ich twarzach było widać ból, który sprawiały im wykorzystywane na pełnych obrotach punkty energetyczne. W końcu jednak kula zaczęła się powoli przemieszczać w stronę Kharolda i uderzyła w niego, tworząc dosłownie ogniową burzę z piorunami. Gdy wyładowania się skończyły, lord odważył się popatrzeć na efekt.
Pierwsze, na co spojrzał, to sufit. Było na nim sporo pęknięć, ale nie powinien się zawalić. Nazar odetchnął z ulgą. Potem spojrzał na to, co zostało z Kharolda. Spopielone szczątki w niczym nie przypominały człowieka.
Obaj bohaterowie spotkali się w końcu w korytarzu. Nazar zabrał z szafy maga jedną z szat. Nałożył na nią swoją kolczugę i resztę ekwipunku.
– A teraz, krasnoludzie – zaczął lord – zechciej mi wyjaśnić, co tu się dziś wydarzyło…
– Powiedzmy, że odegrałeś rolę przynęty – odparł
krasnolud. – Już od dawna chciałem skończyć parszywy żywot Kharolda. Wreszcie mi się udało. _Gahrun elghar, ho gahrun kathal_, __
pamiętasz, elfie?
Lord był naprawdę zaskoczony.
– „Wypuść czarodzieja, aby…” – przerwał, gdy przypomniał
sobie to jakże trafne krasnoludzkie przysłowie. – Naraziłeś moje życie! Mogliśmy obaj zginąć!
– Kto nie ryzykuje, ten ginie, elfie. Niedaleko stąd jest krasnoludzka osada, o której mówiłem – stwierdził Riven. – Kiedy tam dotrzemy, stawiam najlepsze krasnoludzkie piwo, jakie mają. W
ramach rekompensaty mogę użyczyć ci mojego topora. Pamiętaj, magu, że żaden czar nie jest w stanie zastąpić silnej krasnoludzkiej ręki.
– Możliwe… – uśmiechnął się lord, który był już zupełnie zbity z tropu.
Gdy dotarli do gospody, Riven spełnił swoją obietnicę.
– Prosiłem o małe piwo – lord kłócił się z karczmarzem – a nie o zapas na pięć lat.
W końcu usiadł obok Rivena z pięciolitrowym kuflem piwa.
Zamierzał spędzić noc, popijając po łyczku.
– Czy przemyślałeś już, elfie – zaczął krasnolud – ofertę mojego towarzystwa?
Lord spojrzał na uśmiechniętego krasnoluda, którego broda była cała w piwnej pianie. Potem rzucił okiem na wielki kufel, który w jakiś sposób będzie musiał tej nocy opróżnić.
– Myślę, że możesz mi się do czegoś przydać – zaśmiał
się. – I to całkiem niedługo.
P. Betcher