- promocja
- W empik go
Opowieści ze Świetnika. Tom 1 - ebook
Opowieści ze Świetnika. Tom 1 - ebook
Opowieści ze Świetnika to zbiór krótkich historyjek o przyjaciołach zwierzakach mieszkających na śmietniku/Świetniku. Wbrew wszelkim pozorom wiodą tam wspaniałe życie – no może gdyby nie gang Psujów, które starają się przeszkodzić znajomym w ich działaniach. Opowiadania, które skrzą się humorem, mają ekologiczne przesłanie – w każdym z nich wskazane jest, co można zrobić, by nadać przedmiotom drugie życie.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-9815-2 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Siema.
Nazywam się Kacper, jestem wiewiórem i mieszkam na śmietniku. A właściwie to nie na śmietniku, ale Świetniku, bo to naprawdę fantastyczne miejsce. Inne wiewiórki pukają się w czoło, gdy im o tym opowiadam, ale ja się jakoś nie przejmuję. Nie macie pojęcia, ile wspaniałych rzeczy można tu znaleźć i co potem z nimi zrobić!
Zwłaszcza gdy się ma taką ekipę jak ja.
Ale zaraz. Powoli. Bo wy chyba nie wiecie, o czym ja mówię. Może więc na przykład opowiem wam o tym, co się wydarzyło we wtorek.
Otóż we wtorek przyleciała do mnie sroka Kraksa. Cóż, może nie konkretnie do mnie – Kraksa miała bowiem w zwyczaju latać po Świetniku i zagadywać każdego, kto miał ochotę jej słuchać. Ochotników wielu nie było, bo Kraksa na ogół strasznie ględziła, a bywało, że zagadywała któregoś z mieszkańców Świetnika, by mu później podwędzić coś błyszczącego.
Tym razem przyłapała mnie w chwili relaksu – siedziałem z zamkniętymi oczami i zachwycałem się smakiem zjedzonego chwilę wcześniej orzeszka. Kiedy je otworzyłem i ujrzałem przed sobą wielką srokę.
– Dzień dobry! – powiedziałem uprzejmie.
– Dobry? – prychnęła Kraksa i nastroszyła pióra. – A co w nim dobrego?
Cóż, ze znajdowaniem dobrych stron życia nigdy wielu problemów nie miałem. Słońce świeciło, mój brzuszek był przyjemnie wypełniony, a w planach nie miałem dosłownie niczego – i to wystarczyło aż nadto, bym poczuł się szczęśliwy. Ciekawe, co gryzło srokę?
– A co w nim złego? – spytałem przekornie.
– Choćby to, że życie jest niesprawiedliwe – oznajmiła Kraksa.
O, to była dla mnie nowość.
– A czemu tak myślisz? – podniosłem się z leżaka wykonanego z mięciutkiego pantofla.
– No bo w parku nie ma miejsca dla srok! – wypaliła Kraksa. – Stoi tam sześć ławek! Sześć! I wszystkie, wszyściuteńkie zostały zajęte przez gołębie i wróble! Wystarczy, by ktoś tam usiadł i wyciągnął torbę z okruszkami, a gołębie i wróble zlatują się ze wszystkich stron i wszystko wydziobują!
– Aha – przytaknąłem ze zrozumieniem. – A próbowałaś może z nimi rozmawiać?
– Z gołębiami? – Sroka się nastroszyła. – Próbowałam i nic z tego. Ciągle tylko: „Gruuu! Gruuu!”. Nie dziobać mi tu!”. Masz coś błyszczącego?
– Nie.
– Na pewno.
– Nie!
– Zajrzę sobie! – oznajmiła sroka i wskoczyła do mojego domu, który urządziłem sobie w pustej obudowie po telewizorze.
– Zaczekaj! – Zerwałem się z fotela i wskoczyłem w ślad za nią do środka. – Nie wolno włazić do…
I wtedy zwaliło się na nas niebo.
Tak mi się przynajmniej wydawało. Wystarczy pomieszkać trochę na Świetniku, by przyzwyczaić się do łomotów, łoskotów i pomniejszych eksplozji, ale ta była naprawdę porządna. Minęła dłuższa chwila, zanim odważyłem się wysunąć łebek z domku.