Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Osiem minut - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Osiem minut - ebook

 

Chris obiecał żonie, że wkrótce do niej dołączy. Wszystko dokładnie zaplanował, starannie wybrał czas i miejsce. Osiem minut przed przyjazdem pociągu stanął przy krawędzi peronu. Sara nie od razu zdaje sobie sprawę, że uratowała samobójcę. Powinna pójść swoją drogą, ale czuje się odpowiedzialna za mężczyznę, któremu ból i desperacja odebrały chęć do życia. Małomówny i tajemniczy Chris coraz bardziej ją intryguje, powoli staje się jej obsesją. Chociaż on wyraźnie jej unika, Sara zaczyna go śledzić, a potem odwiedzać w domu. Dąży do zacieśnienia znajomości, nie wie, że byłoby lepiej, gdyby niektóre sekrety na zawsze pozostały nieodkryte. Nie wie też, że wkroczyła na śmiertelnie niebezpieczną ścieżkę.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-3743-7
Rozmiar pliku: 800 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

5 maja 2016 r.

Pierwszy dzień, który miał być ostatnim

Godz. 22.39

Dworzec kolejowy w March, Cambridgeshire

Osiem minut

Chris podniósł wzrok na tarczę dworcowego zegara, którego wskazówki posuwały się do przodu, nie zważając na to, co miało się wydarzyć. Zegar pokazywał dwudziestą drugą trzydzieści dziewięć. Chris stał i patrzył, jak powoli mijają sekundy. Osiem minut, musi poczekać jeszcze tylko osiem minut. Rozejrzawszy się, odnotował, w jak fatalnym stanie znajduje się budynek dworca. Ławki, niegdyś w kolorze błękitnego nieba, pokryła rozmaitość bluźnierczych bohomazów, podobnie zresztą jak znajdujące się za nimi ściany. Obraz męskich genitaliów i słowa obrażające cudze matki oświetlało słabe pomarańczowe światło lampy umieszczonej na dachu starego dworca i mrugające podświetlenie do połowy opróżnionego automatu sprzedaży samoobsługowej.

Dawniej Chris najpewniej miałby coś do powiedzenia w tym temacie, ale teraz nie. Teraz już nie. Zamiast tego czytanie napisów na ścianach i ławce pogłębiło tylko jego zmęczenie, ale też zwiększyło gotowość.

Dworzec to takie miejsce, gdzie nawet w środku lata po kątach zalegają zgniłe jesienne liście. Miejsce, gdzie wiatr zawsze przybiera na sile i gna z całą gwałtownością. Chris słuchał wycia i jęków wiatru, który wpadł na peron, przeleciał obok niego, zastukotał butelkami po piwie i zaszeleścił pustymi opakowaniami po jakichś przekąskach, które przepełniały kosze na śmieci.

Westchnął i zobaczył, że jego oddech w zderzeniu z powietrzem przypomina chmurę papierosowego dymu. Jak na maj było wyjątkowo zimno, ledwie sześć stopni. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo jest zimno. Ostatnio w ogóle niewiele rzeczy zwracało jego uwagę. Poza czasem. To był jego jedyny stały punkt odniesienia.

Zauważył też, ale nie tak zupełnie normalnie, bo jakby patrząc na siebie przez okno, że jego koszula jest mokra. Padało, a on, nagle bardziej świadomy otoczenia, uprzytomnił sobie, że trzęsie się z zimna.

Nim tu przybył, przez całą godzinę krążył cichymi uliczkami March, żmudnie starając się zabić czas. March to małe miasteczko nizinnego regionu wschodniej Anglii, na północ od Cambridge. Zapomniane i zaniedbane, pełne sklepów z używanymi rzeczami i sklepików z artykułami za funta albo i mniej. Kiedy mijał prymitywne i nieudolnie wykonane szyldy wiszące nad drzwiami z łuszczącą się farbą, miał wrażenie, że do niego krzyczą. Dostrzegał te mało znaczące rzeczy, ale nie zimno i nie to, że jest przemoczony. Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego tak się dzieje, ale szybko odsunął tę myśl. Teraz musi zachować wyjątkowe skupienie.

Spojrzał znów na zegar, który nadal wskazywał dwudziestą drugą trzydzieści dziewięć, więc wciąż miał osiem minut. Dokładnie osiem krótkich minut.

Potem zakończy swoje życie.

Miejsce wybrał idealnie. O tej porze nie jeździły pociągi pasażerskie. Następny taki pociąg miał się pojawić dopiero pół godziny po składzie towarowym, na który czekał. Odrobił lekcje. Przez kilka minionych miesięcy przekonał się, że o tej właśnie godzinie w czwartkowy wieczór na peronie nie ma żywego ducha. Zaczął to sprawdzać, gdy ból i szok zamieniły się w odrętwienie. Gdy tylko podjął decyzję o zakończeniu swojego życia, wiedział, że może to zrobić wyłącznie w jednym miejscu. Miejscu, które wszystko zmieniło.

To na tym peronie Chris uświadomił sobie niegdyś, że jest zakochany.

A kiedy po raz pierwszy od tamtego czasu znów stanął w tym miejscu, siłą woli musiał się powstrzymać, by od razu nie zrealizować swojego planu. Tyle że wówczas był środek popołudnia, na peronie prócz niego znajdowało się kilkoro podróżnych i wszyscy byliby świadkami jego śmierci. Nie potrafił pogodzić się z tą świadomością i już wiedział, że to musi nastąpić w nocy.

Każdego czwartku wracał na ten peron, by wybrać najbardziej dogodny moment. Aż pewnego wieczoru, gdy dotarł tam nieco później niż zwykle, usłyszał niosący się po szynach odległy łoskot i domyślił się, że to nie może być osobowy. Kiedy pociąg go mijał, policzył wagony, a było ich czterdzieści dwa. Liczył je każdego tygodnia. Czasami zdarzało się ich więcej, czasem mniej, ale jedno nie ulegało zmianie: zawsze były ich dziesiątki i pojawiały się o tej samej porze, o godzinie 22.47.

Wtedy znalazł rozwiązanie swojego problemu.

Po sprawdzeniu firmy London Concrete, która przewoziła swój towar tym pociągiem, Chris zyskał pewność, że pociąg będzie przejeżdżał przez stację w dniu, który go interesował. To nie było doskonałe rozwiązanie, a jednak bliskie ideału. Wiedział, że maszynista będzie wstrząśnięty jego śmiercią. Miał nadzieję, że otrzyma odpowiednią pomoc, żeby sobie jakoś z tym poradził. W końcu Chris nie będzie pierwszym człowiekiem, który rzuci się pod pociąg. Żeby zminimalizować traumę maszynisty, musi bardzo precyzyjnie wybrać moment. Tak, maszynista będzie wiedział, że ktoś popełnił samobójstwo, chodziło jednak o to, by nie stało się to na jego oczach.

Pamięć usiłowała go cofnąć do tamtego wieczoru, gdy zmarła Julia, jego piękna żona. Zanim to wspomnienie go osaczyło, szukając ratunku, chwycił się czegoś, co ujrzał ledwie w przebłysku. Zamknął oczy i z całych sił starał się zatrzymać ten obraz. Bo na tamten nie był gotowy. Jeszcze nie.

Wspomnienie, którego tak bardzo chciał się uchwycić, przywoływało chwilę, gdy ujrzał Julię po raz pierwszy.

Miało to miejsce przed pięciu laty, był wtedy ze Steve’em, swoim najlepszym kumplem, który pomimo jego protestów wyciągnął go na drinka. Pamiętał, jak zaczął się tamten wieczór. Steve do niego nie dzwonił ani nie wysłał mu SMS-a. Po prostu bez zapowiedzi stanął w jego drzwiach, nie zostawiając mu wyboru. Przed domem już czekała taksówka z włączonym silnikiem, więc Chris zdążył tylko wciągnąć stary T-shirt i dżinsy, jedyne czyste rzeczy, jakie znalazł, przeklinając przy tym przyjaciela.

Miał dziwne poczucie, jakby cofnął się w czasie.

– Pośpiesz się, stary.

– Już idę, cierpliwości.

– Niech cię szlag, będą przyjmować ostatnie zamówienia, jak wreszcie wciągniesz coś na tyłek.

– Trzeba było do mnie wcześniej zadzwonić.

– Akurat. Wtedy byś się wykręcił.

Miał rację. On zawsze miał rację.

A jednak wystarczyła pięciominutowa podróż taksówką do centrum miasta, żeby wybaczył Steve’owi to najście. Godzinę później, uświadomiwszy sobie, jak bardzo potrzebował chwili relaksu, był już wdzięczny kumplowi, że wyciągnął go z domu. Alkohol lał się strumieniami. Chris od dawna tak dobrze się nie bawił, choć nie przyznałby się do tego Steve’owi.

Podpierając bar w ich ulubionej knajpie o mało oryginalnej nazwie The Corner Lounge, którą zawdzięczała swojej lokalizacji, Chris popijał drinka, przyglądając się gościom, podczas gdy Steve gawędził z jednym z barmanów. Nie mógł nie zauważyć podobieństwa, które łączyło wszystkich gości. Na wieczorny wypad do miasta każdy z nich włożył najlepsze ciuchy, żeby wyróżnić się w tłumie, a w rezultacie, o ironio, trudno ich było rozróżnić. Wszyscy mężczyźni wybrali klasyczny zestaw złożony z marynarki i dżinsów. Kobiety bez wyjątku wyglądały olśniewająco, być może nawet zbyt olśniewająco jak na taką małą knajpę w małym mieście. Patrząc na swoje znoszone dżinsy i stary T-shirt, Chris nie mógł powściągnąć uśmiechu.

Ściany The Corner Lounge zdobiła staromodna tapeta i portrety nikomu nieznanych osób, a wszystko po to, by nowoczesnej przestrzeni nadać sznyt i pozór tradycji. W tle nakładających się na siebie rozmów i śmiechu cicho płynęła muzyka house. Chris musiał to oddać temu miejscu: miało niepowtarzalny charakter, a nie do końca korespondujące z wnętrzem portrety i tapeta paradoksalnie tworzyły ciepłą, przyjazną atmosferę, nawet jeśli była to tylko iluzja mająca skłonić klientów do zostawiania pieniędzy.

Próbując dotrzymać Steve’owi kroku w piciu, stracił nieco ostrość widzenia, słyszał za to, jak kumpel chwali się barmanowi, że życie dobrze go traktuje. Poczuł odrobinę zazdrości, ale szybko ją zdusił, ignorując zielonookiego potwora. Pewnie za dużo wypił.

Kiedy Steve zaczął mówić o tym, że niedługo ożeni się ze swoją dziewczyną Kristy, Chris po raz kolejny zlustrował salę. Wtedy właśnie wypatrzył ją w tłumie. Najwyraźniej opowiadała koleżance coś zabawnego, odrzuciła do tyłu głowę i śmiała się, a przy okazji tym wszystkim, którzy na nią spoglądali, pokazywała piękny uśmiech. Właśnie na to od razu zwrócił uwagę: dziewczyna śmiała się absolutnie beztrosko. W pewnym momencie Steve przerwał rozmowę z barmanem i spojrzał na Chrisa.

– Ładna.

– Kto?

– Daj spokój, nie udawaj, że nie gapisz się na tę laskę w zielonej sukience.

– Nie gapię się. To znaczy tak, zauważyłem ją, ale to wszystko.

– Oczywiście, że ją zauważyłeś. Jest bardzo ładna. Pewnie jedna z tych, co jedzą dużo awokado. No… podejdź do niej, przywitaj się.

Chris zaśmiał się. Zawsze miał problem w nawiązywaniu rozmowy z kobietami, zwłaszcza tak atrakcyjnymi jak ta nieznajoma. Spojrzał na Steve’a i się uśmiechnął. Pomysł był dobry, ale obaj wiedzieli, że brak mu pewności siebie, by go zrealizować.

Chris jak dotąd nie przeżył wielu romansów. Był nieśmiałym, zamkniętym w sobie nastolatkiem, który nie potrafił odezwać się do dziewczyny. Gdy wszedł w dorosłość, ta nieśmiałość mu pozostała, stając się fundamentem jego osobowości. Nie przeszkadzała mu, równie dobrze mógł żyć samotnie. Będąc sam, wiedział przynajmniej, na czym stoi, nie musiał obawiać się zaskoczeń ani niepewności. Obserwował przyjaciół, którzy się zakochiwali, a potem z pogardą byli odrzucani. Nie miał ochoty na emocjonalną jazdę bez trzymanki. Życie singla mu odpowiadało. Choć od czasu do czasu zdarzało mu się mimo wszystko związać z jakąś kobietą, ale pod warunkiem, że ona pierwsza przełamała lody.

– Chodź, stary.

– Zaczekaj, co ty wyprawiasz?

– Sam nigdy nikogo byś nie poznał. Podejdziemy i przywitamy się grzecznie.

– Steve!

– Dobra, zostań, jak chcesz.

Steve oddalił się, kołysząc się w rytm muzyki, zresztą jako jedyny w tej sali, jak uświadomił sobie Chris. Naprawdę lubił to w swoim przyjacielu. Charakteryzowała go zaraźliwa pewność siebie, która nie była onieśmielająca, nie budziła też żartów ani kpin. Patrząc, jak Steve tanecznym krokiem zbliża się do pięknej nieznajomej, Chris z zażenowaniem opróżnił szklankę. Był facetem, który musi wypić do dna, żeby nabrać odwagi przed rozmową z kobietą.

Odwrócił się w stronę baru i gestem poprosił barmana o kolejne dwa piwa. Uszy go piekły, serce przyśpieszyło na myśl o tym, co dzieje się – albo nie dzieje – za jego plecami. Spodziewał się, że zabiegi, które Steve czynił w jego imieniu, zostaną odrzucone, i za chwilę zobaczy wracającego przyjaciela, który wzruszy ramionami, jakby mówił: „Cóż, trudno” – i pokaże mu zakłopotany uśmiech.

Zapłaciwszy za piwo, Chris wypił łyk, a potem odetchnął głęboko i znów odwrócił się twarzą do sali. Zobaczył, że Steve w tym właśnie momencie mało subtelnie wskazuje na niego palcem i daje znak, by do niego podszedł. Piękna kobieta patrzyła na Chrisa, a dokładnie patrzyła mu w oczy. Chris nie miał wyboru. Musiał do nich podejść i się przedstawić.

Ruszył przez tłum, starając się nie przeszkadzać pogrążonym w rozmowie grupkom gości, które musiał minąć. Na przemian przeklinał przyjaciela i dziękował mu w duchu. Na powitanie z wahaniem wyciągnął rękę. Nieznajoma postanowiła cmoknąć go w policzek, lecz nie trafiła i jej całus wylądował blisko jego ucha, przez co mimo woli położył rękę na jej boku, delikatnie, ale dość znacząco, by oboje zdali sobie z tego sprawę.

Nigdy nie zapomni tamtej chwili, jednak nigdy z nią o tym nie rozmawiał.

Steve został z nim wystarczająco długo, by się upewnić, że rozmowa potoczy się gładko, po czym skupił uwagę na jej koleżance, której zaczął dość głośno przedstawiać swoje plany na przyszłość, a Chris zdał sobie sprawę, że został sam na sam z piękną kobietą i że sami muszą sobie poradzić. Miał nadzieję, że skutecznie skrywa zdenerwowanie, chociaż czuł, że policzki go pieką.

Prowadząc tę rozmowę, usiłował pojąć, jak to możliwe, że kobieta jest tak piękna, taka bystra i tak zabawna, a przy tym, o czym przekonał się, dyskretnie zerknąwszy na jej dłoń, wciąż niezamężna. Pamiętał, że jej jasnozielone oczy cały czas patrzyły w jego oczy w kolorze przydymionej szarości, i że z początku był tak zdenerwowany, że nawet nie spytał, jak jej na imię, zrobił to dopiero dużo później.

Na imię miała Julia.

Podczas tego pierwszego spotkania dowiedział się, że jest dziennikarką lokalnej gazety i że pracuje tam od siedmiu lat, bo zaczęła zaraz po dyplomie. Dowiedział się też, że kocha swoją pracę, a odkąd w dzieciństwie zaczęła prowadzić dziennik, o niczym tak nie marzyła, jak o pisaniu. Spytał ją, czy chciałaby napisać coś innego, na przykład powieść, a może coś dla telewizji. Odparła, że jest zadowolona ze swojej pracy. Wystarczało jej opowiadanie historii innych ludzi i odkrywanie ukrytej prawdy. Przyznała, że szczerze wierzy w to, iż jej praca może coś zmienić. To nie była z jej strony naiwność, tylko wyraz programowego optymizmu, a jej pozytywne nastawienie do świata działało na ludzi zaraźliwie.

Chris opowiedział jej o swojej pracy. Pamiętał, że była zaskoczona. Większość ludzi tak właśnie reagowała, a nawet wyrażała zdumienie, gdy dowiadywała się, że Chris pracuje w ubezpieczeniach społecznych, prowadząc klientów przez labirynt prywatnych planów emerytalnych i świadczeń państwowych. Próbował tłumaczyć, że jego głównym zadaniem jest takie połączenie różnych planów, żeby klienci, kiedy osiągną wiek emerytalny, nie otrzymywali kilku niskich świadczeń od różnych pracodawców, tylko jedną znaczącą miesięczną emeryturę. Julia odparła, że nie bardzo to rozumie, ale spytała, czy Chris lubi swoją pracę. Tak, lubił, więc stwierdziła, że tylko to się liczy.

Z upływem czasu, kiedy robiło się coraz później, lokal zaczął się wyludniać i słychać było tylko ciche rozmowy par, które cieszyły się swoim towarzystwem. A kiedy Chris zamówił znów drinki dla siebie i dla Julii, sięgnął myślą w przyszłość. Zastanowił się, czy jeszcze kiedyś ją zobaczy. Chciał ją poprosić o numer telefonu, lecz nie znajdował w sobie dość odwagi, był w stanie jedynie okazać jej w rozmaity sposób, że miło spędza z nią czas. Steve raz jeszcze interweniował i nie owijając w bawełnę, spytał, czy zamierzają być w kontakcie. Julia natychmiast poprosiła Chrisa o telefon i wpisała mu swój numer.

– Żebyś nie zgubił i o mnie nie zapomniał – powiedziała.

Pomyślał, czy to w ogóle możliwe.

Pamiętał, że kiedy po wyjściu z lokalu skradł jej całusa, zanim wsiadła do taksówki, krople deszczu, które spadły mu na kark, wydały się ciepłe. I jak śmiał się w poduszkę tamtej nocy, jak dziecko w wigilię Bożego Narodzenia, bo już wiedział to, co wciąż się nie zmieniło. To była ta jedyna.

Pamiętał, jaki był podekscytowany perspektywą kolejnego spotkania.

Pamiętał, że gdy ją spotkał, odnosił wrażenie, jakby żył jakoś bardziej.

Potem, wróciwszy gwałtownie do teraźniejszości, przypomniał sobie, że jej już nie ma.

Otworzył oczy i zobaczył, że stoi na zimnym peronie. Spojrzał na zegar.

Dwudziesta druga czterdzieści.

Siedem minut

Z tylnej kieszeni Chris wyciągnął portfel i otworzył go. Miał przed sobą zdjęcie żony. Wyjął je ostrożnie i trzymał w ręce, na chwilę czas stracił na znaczeniu. Zdjęcie zostało zrobione podczas ich podróży poślubnej prawie dwa lata wcześniej. Jej skóra była muśnięta słońcem. Uśmiech tak szeroki i beztroski jak w dniu, gdy się poznali. Pamiętał tamtą plażę, gdzie się wylegiwali, kiedy zrobił to zdjęcie. Cichy, ustronny zakątek, do którego nikt inny nie dotarł. Leżeli tam, ona z głową wtuloną w zagłębienie jego ramienia, a on głaskał ją po głowie.

Oczami wyobraźni widział tamte dni, gdy codziennie tak samo spali, rozmawiali i całowali się. I nikt im nie przeszkadzał. On opowiadał jej o swoim ojcu, ona dzieliła się z nim marzeniami i planami na przyszłość.

Pamiętał, jaki był podekscytowany, kiedy dyskutowali o kupnie większego domu i założeniu rodziny, a oboje pragnęli córki z oczami Julii i jego uśmiechem, którą chcieli nazwać Sophie. Dziecko ich marzeń marszczyło czoło w skupieniu i delikatnie pocierało nosek, zasypiając tak samo jak Julia.

Pamiętał, że widziała w nim świetny materiał na ojca, i że słysząc to, poczuł ciepło w sercu. Wrócił myślą do dnia, kiedy natknęli się na bar urządzony w jaskini łańcucha górskiego Sierra Nevada. Miejscowi okazali się raczej szorstcy w obyciu, mieli brudne paznokcie, nosili poplamione T-shirty i gęste brody. Mimo to powitali niemówiącą po hiszpańsku parę całusami w oba policzki. Przypomniał sobie, jak Julia się upiła, a on grał na gitarze. Wydawało mu się wówczas, że to najlepsze tygodnie jego życia.

Najbardziej lubił właśnie to jej zdjęcie. Ilekroć na nie spojrzał, czuł śródziemnomorskie słońce. Jej uśmiech przywoływał ciepło tamtych stron. Lecz teraz miał wrażenie, że trzyma w ręce coś zimnego, a jej uśmiech nie jest taki promienny. To pokazało Chrisowi coś, o czym już wiedział. Zawiódł ją. Nie będzie większego domu ani małej rodziny, ponieważ nie potrafił uratować Julii przed śmiercią, choć każda cząsteczka jego jestestwa rozpaczliwie pragnęła to zrobić.

Chciał coś powiedzieć, cokolwiek. Zostało mu prawie siedem minut i rozpaczliwie pragnął porozmawiać o tym, co czuje. Nieważne, że nie słuchał go nikt prócz powoli płynącej po niebie deszczowej chmury; musiał dać wyraz swoich uczuciom. Dzielenie się z Julią myślami nigdy nie przychodziło mu łatwo. Takimi myślami, które strach zdradzić, a które raz wypowiedziane na głos nie dają się cofnąć. Chciał podzielić się swoimi najgłębszymi uczuciami i powiedzieć, że kiedy ona na niego patrzy, jest tak, jakby świat się zatrzymał. Jakby cała powstała kiedykolwiek energia na ten moment zamarła. A znów kiedy go całowała, zatracał się w tym pocałunku.

Chciał wyznać, że wszystkie popełnione przez niego błędy, wszystkie te chwile, gdy ją zawiódł, były usprawiedliwione, ponieważ każda zbliżała go do niej i kształtowała w taki sposób, żeby stał się mężczyzną, którego by kochała. Chciał oświadczyć, że prócz niej nic się nie liczy. Chciał powiedzieć, że chętnie zamieniłby się z nią miejscami i z radością oddałby życie, wiedząc, że ona pozostanie przy życiu. A jednak nie znajdował słów. Ona z kolei nie mogła go usłyszeć. Nie potrafił cofnąć czasu.

Sześć minut

Zamykając w dłoni jej uśmiech, położył portfel na ławce. Już go nie potrzebował. Komuś innemu może się bardziej przydać. Zostawił portfel otwarty, by każdy mógł zobaczyć znajdujący się w nim banknot dwudziestofuntowy. Potem, oddalając się od ławki, przypomniał sobie powiedzenie ojca, które ten zwykł powtarzać.

– To tylko pieniądze, nie weźmiesz ich ze sobą – mawiał często do Chrisa, nawet gdy syn był zbyt młody, by to rozumieć.

Do tej pory, choć widział ojca, który zachorował i poddał się chorobie, Chris wciąż pamiętał go takiego, jaki był w czasach jego dzieciństwa. Pamiętał dotyk siwiejącej brody, kiedy ojciec całował go na dobranoc, zapach tytoniu, który do niego płynął, gdy udawał, że śpi, i to, jak ojciec opowiadał mu o matce. O dniu, gdy się poznali, i o tym, kiedy się pobrali.

Matka też się poddała, i to w wieku, kiedy nikt nie powinien jeszcze tego robić, odbierając mu szansę zapamiętania jej, więc wiedział o niej tyle, ile usłyszał od ojca. Potem przypomniał sobie chwilę, o której zapomniał dawno temu. Pewnego zimnego późnego wieczoru ojciec wyszedł z nim do ogrodu.

– Chris, wiesz, czemu wyszliśmy z domu?

– Nie.

– Pokażę ci, dokąd poszła mamusia.

– Dokąd?

– Podnieś wzrok.

– Nic nie widzę, jest za ciemno.

– Poczekaj chwilę.

Położyli się na zimnej ziemi. Po paru sekundach na niebie pojawiły się gwiazdy, a gdy tak patrzyli, wciąż ich przybywało. Były ich już tysiące. Nigdy nie widział tylu gwiazd.

– Rety.

– Czasami trzeba popatrzeć chwilę w ciemność, żeby zobaczyć ukryte za nią piękno.

Chris nie miał pojęcia, o czym mówił ojciec. Pomyślał nawet, że powiedział to bardziej do siebie niż do niego.

Leżeli tak wiele minut, jeden obok drugiego, zapatrzeni w cud nocnego nieba. Chris poczuł się strasznie mały, a jednocześnie bardzo bezpiecznie.

– Chris, przykro mi, że nie pamiętasz mamy.

– Mnie też.

– A wiesz, dokąd ludzie idą po śmierci?

– Do nieba.

– Zgadza się. A wiesz, jak wygląda niebo?

– Jak chmury?

Ojciec zaśmiał się cicho.

– Tak, na niebie są chmury, ale też gwiazdy.

– Naprawdę?

– Tak. Tam, w górze, są miliardy gwiazd. Więcej niż dalibyśmy radę zliczyć. Każda gwiazda to jakiś człowiek, który umarł i przeniósł się do nieba, żeby w nocy, kiedy śpimy, strzec naszego snu. Tak właśnie robi teraz twoja mamusia. Widzisz, kochanie, tak naprawdę jej nie straciłeś.

Chris otworzył usta i patrzył z napięciem, starając się odnaleźć na niebie ślad matki.

– Czy mamusia teraz na nas patrzy?

– Tak, patrzy. Jeśli kiedykolwiek będziesz smutny albo poczujesz się samotny, to pamiętaj, że mamusia tam jest i mruga do nas, tylko do ciebie i do mnie.

Odsuwając od siebie to wspomnienie, Chris zastanowił się, skąd ojciec brał siłę. Od dawna nie wracał pamięcią do tamtego wieczoru, i patrząc teraz na niebo, myślał, czy obok gwiazdy matki na niebie widnieje także druga gwiazda, a może nawet dwie: gwiazda ojca i gwiazda jego żony. Ale widział jedynie czarne chmury. To dobrze, że chmury je zakryły.

Ciekawe, co dzisiaj ojciec miałby mu do przekazania. Czy powiedziałby, żeby wykazał się większą odwagą niż on i pozwolił, by jego rany się zagoiły? Czy poradziłby, by zrobił, co należy, i poszukał kogoś, kto by mu pomógł, a potem spróbował znów znaleźć sposób na to, by być szczęśliwym? Choć co prawda nie miało to znaczenia, bo Chris nie wierzył w duchy. W nic już nie wierzył.

Przez chwilę zastanawiał się jeszcze, czy sprawy ułożyłyby się inaczej, gdyby ojciec nadal żył, ale potem wysiłkiem woli znów się skupił. Z kieszeni spodni wyjął kartkę, list wyjaśniający okoliczności jego śmierci, który napisał, z dbałością dobierając słowa. Rozejrzał się, szukając miejsca, gdzie mógłby go położyć. Miejsca, gdzie ktoś znajdzie tych kilka słów wytłumaczenia, czemu postanowił odebrać sobie życie.

Zdecydował się zostawić list pod starą ławką i przycisnąć go kamieniem, żeby wiatr go nie porwał. Nosił ten kamień ze sobą prawie rok, od dnia śmierci Julii, i gdy tylko wyjął go z kieszeni, poczuł się bezbronny. Po raz ostatni spojrzał na czerń kamienia wypolerowanego przez fale nieskończonego czasu. Położył go na złożonej kartce pod ławką tak daleko, jak tylko sięgnął ręką, a potem cofnął się na skraj peronu i spojrzał na zegar.

Pięć minut

Zdjął buty, a zimne mokre podłoże podziałało dziwnie kojąco na jego bose stopy. Pomogło mu pozostać tu i teraz. Zrobił to, by poczuć się bliżej Julii. Bo ona nie lubiła nosić butów, a kiedy Chris po raz pierwszy zapytał ją o powód, odparła, że ludzkie stopy zostały stworzone po to, by czuć ziemię, po której chodzą. Czuć z nią jedność.

W dniu, kiedy zmarła, była boso.ROZDZIAŁ 2

Dwadzieścia pięć minut wcześniej

Godz. 22.17

Sypialnia tego drania, Lynn Street, March

W jego sypialni panowała ciemność i pachniało seksem, naszym seksem. Ale moje oczy widziały dość, żebym mogła patrzeć na pogrążonego w głębokim śnie mężczyznę, który kiedyś wypełnił moje serce miłością. Leżałam naga i ciepła w jego pościeli. Kruczoczarne włosy opadły mu na twarz. Przypatrując mu się, nie byłam w stanie pojąć, jakim cudem dzięki niemu kiedyś uwierzyłam, że wszystko jest możliwe. Gdy pomrukiwał przez sen, zdawało mi się, że mam przed sobą innego człowieka.

Pamiętam, jak dawniej gapiłam się na niego z podziwem dla jego męskiej urody. Już ją stracił, został tylko ludzki kształt, który był lustrzanym odbiciem mojej złości i mojego wstydu. Ten mężczyzna skradł dziesięć lat mojego życia. Czułam się zdradzona.

Sądziłam niemądrze, że przysłał mi SMS-a, ponieważ poprzedniego dnia wypadały moje urodziny. Takie specjalne okazje dziwnie działają na ludzi, budzą nostalgię i tęsknotę. Pomyślałam zatem, że to właśnie przytrafiło się Johnowi. Ale gdy tylko przyjechałam, stało się oczywiste, że wcale nie pamiętał o moich urodzinach. Jednak nie miałam mu za złe. Nigdy nie miał pamięci do dat.

A więc uznałam, że poświęcimy trochę czasu jego niewierności, spodziewałam się nawet, że mu wybaczę i rozpalimy naszą miłość od nowa. Wyobrażałam sobie, że John posadzi mnie na łóżku i będzie trzymał za ręce. W świetle świec rzucających cienie na ściany pokoju wyzna mi, jak bardzo żałuje tego, co się stało, i jak bardzo mnie kocha. Byłam bliska marzenia, że potem przyklęknie przede mną i powie, że do końca życia będzie naprawiał zło, które uczynił. Oznajmi, że rozumie ból, którego stał się powodem. Zdradzał mnie przez ponad rok, o czym oboje wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy również, że chyba tylko cud mógłby sprawić, żebyśmy do siebie wrócili, a jednak pozwoliłam sobie marzyć, że to możliwe.

Patrząc na niego pogrążonego we śnie, nie rozumiałam, jak mogłam być tak głupia, i to tak długo. Seks z Johnem oznaczał kiedyś całkowite oddanie się, doskonałe połączenie ciał i dusz, a przecież było jasne, że mnie wykorzystywał.

Ten wieczór zaczęliśmy od obejrzenia starego filmu. Siedzieliśmy skuleni na kanapie i przykryci kocem, kiedy na ekranie pojawiły się napisy początkowe. Czułam się bezpieczna, czułam się pewnie, czułam też, że znów może być jak dawniej. Dopuściłam do siebie myśl, że może – no, tylko może – wszystko się zmieniło. Że on się zmienił.

Teraz wiem, że wykorzystał stary, znany nam już film, by dostać to, czego chciał. Chodziło tylko o seks, o zaspokojenie pierwotnej potrzeby. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Przynajmniej pamiętał, że lubię stare czarno-białe filmy. To przecież coś znaczy, prawda?

Zastanawiałam się, kiedy wszystko się popsuło i czemu nasze życie nie mogło przypominać starych czarno-białych filmów. Tych, w których ludzie spotykają miłość i zakochują się. Gdzie ta miłość napotyka na jakąś przeszkodę, którą bywa przeciwny jej człowiek albo różnice społeczne, a jednak miłość zawsze zwycięża. W czarno-białych filmach ludzie nie kłamią. Nie zdradzają.

Wcisnąwszy się w obcisłe dżinsy, które opinają moją pupę i nogi i w których na początku tego wieczoru czułam się atrakcyjna, zaś na końcu odpychająca, szukałam butów, które zdjęłam, kiedy zrobiło się gorąco. Cicho przeklęłam pod nosem, gdy dojrzałam jeden z butów leżący na podłodze zbyt blisko głowy śpiącego Johna. Wstrzymałam oddech i podczołgałam się, by po niego sięgnąć. Głęboki męski oddech mówił mi, że moja bliskość jest mu obojętna.

Spojrzałam po raz ostatni na jego piękne ciało. Wiedziałam, że nie ma już powrotu. Sprawdziłam w telefonie, że najbliższy pociąg do domu mam tuż przed północą, więc przede mną długie czekanie, ale wcale się tym nie przejęłam. Nie mogłam tam dłużej zostać. Włożyłam kardigan, zawiązałam apaszkę na szyi i ruszyłam do drzwi. Miałam ochotę się obejrzeć, lecz zabrakło mi odwagi.

Starałam się trzymać prosto, jakbym dzięki temu zyskała więcej powagi. Zastanawiając się, jak zachować godność, kiedy wymykam się chyłkiem z domu mojego eks w środku nocy, chwyciłam torebkę i wyszłam, zamykając za sobą ciężkie drzwi. Wychodząc cicho i pośpiesznie, zabrałam ze sobą swój wstyd i zdewastowane szczątki naszego związku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: