Osierocone światy - ebook
Osierocone światy - ebook
Darien nie jest już zaginionym przyczółkiem ludzkości, lecz nagrodą w wewnątrzgalaktycznych walkach o władzę. Siły Hegemonii przejęły kontrolę nad planetą, podczas gdy Ziemia biernie obserwuje sytuację, bezsilna politycznie. Jednakże ambasador Ziemi wysłany na Dariena stanie się graczem w większym konflikcie, gdzie stawką jest coś więcej aniżeli granice wpływów na nowo odkrytym świecie.
Starożytna świątynia kryje dostęp do hiperprzestrzennego więzienia, w głębi którego czai się największe zagrożenie, z jakim rozumne życie kiedykolwiek musiało się zmierzyć. Tysiąclecia temu, po apokaliptycznych zmaganiach, zamknięto tam złowrogie inteligentne twory, a ich słudzy robią co mogą, aby doprowadzić do ich uwolnienia. Teraz nadchodzi nowa wojna.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7480-479-0 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Greg Cameron – archeolog pracujący przy wykopaliskach na Ramieniu Olbrzyma. Po przejęciu przez Hegemonię kontroli nad Darienem Greg zostaje jednym z przywódców ruchu oporu.
Catriona Macreadie – niegdysiejsza Ulepszona. Segrana, rozumny ekosystem lesistego księżyca, wybrała Catrionę na swoją Opiekunkę, wykonawczynię swojego celu.
Teo Karlsson – wuj Grega, emerytowany major Ochotniczego Korpusu Dariena. Teo pomógł ważnemu zespołowi badawczemu Ulepszonych uniknąć pojmania przez siły Hegemonii.
Kao Czi – emisariusz wysłany na Dariena przez Gromadę Ludzi, odłam mieszkańców zaginionej kolonii Ludzi na Pyre; w toku swej misji niechcący umożliwił agentowi Legionu Awatarów dotarcie na Dariena.
Julia Bryce – uczona kierująca zespołem badawczym złożonym z Ulepszonych, który odkrył metodę wykorzystywania ciemnej antymaterii.
Cheluvahar (Chel) – Widzący z rasy Uvovo i bliski przyjaciel Grega Camerona.
Utavess Kuros – ambasador Hegemonii Sendrukańskiej, przysłany na Dariena, by przejąć kontrolę nad starożytną krzywstudnią Przodków ukrytą we wnętrzu Ramienia Olbrzyma.
Robert Horst – ambasador Ziemiosfery na Darienie, fałszywie oskarżony o działalność terrorystyczną, wysłany w głąb krzywstudni przez Strażnika tejże.
Konstrukt – inteligentna maszyna stworzona przez Przodków przed ponad stoma tysiącami lat, aby pomagać w walce z Legionem Awatarów; czujnie strzeże głębin hiperprzestrzeni, dokąd wysłany został Robert Horst.
Rycerz Legionu Awatarów – opancerzony cyborg, który przeżył wojnę Legionu z Przodkami; jeden z jego potomków, mechów, omal nie przejął kontroli nad krzywstudnią na Darienie, teraz jednak Rycerz musi rozważyć alternatywne strategie.Główne rozumne gatunki
Ludzie – dwunożne ssaki; dwoje oczu, śladowe owłosienie, ograniczona czułość słuchu i wzroku; średni wzrost 1,7 m
Sendrukanie – dwunożne humanoidy; dwoje oczu, niemal nieowłosione ciało; średni wzrost 2,8 m
Bargalile – sześcionożni, owłosienie na 20% powierzchni ciała; średni wzrost 2 m
Henkayanie – dwunożni, cztery ręce, muskularny tors; średni wzrost 2,1 m
Kiskashińczycy – dwunożni, ptasio-gadzi, z ogonem; szorstka, grudkowata skóra; średni wzrost 1,8 m
Makhori – płazy o ośmiu odnóżach i licznych mackach, duże oczy; średnia długość ciała 1,5 m
Achorga – insektoidy; tworzą roje, prowadzą agresywną ekspansję terytorialną, tylko Królowe i wyspecjalizowane trutnie wykazują inteligencję; średni wzrost 1,2 m
Uvovo – nieduże, dwunożne humanoidy; owłosienie na 70% powierzchni ciała, dwoje oczu, doskonały słuch; średni wzrost 1,3 m
Gomedranie – dwunożni, postawa pionowa, pokryci futrem, o nieco psim/wilczym wyglądzie; średni wzrost 1,4 m
Vusarkowie – pseudoinsektoidy; dziesięcionożni, oczy złożone; średni wzrost – 1 m, gdy poruszają się na większości odnóży, lub 2,1 m, gdy stają na tylnych odnóżach
Vothowie – dwunożne ssaki; długie przedramiona, owłosienie na 75% powierzchni ciała, często używają implantów cyborgizujących, chętnie noszą odzież skrywającą całe ciało; średni wzrost 1,4 m
Piraseryjczycy – trójnożna rozumna rasa, która pierwotnie żyła w środowisku wodnym; mają zwężający się tułów z odrzuconą do tyłu głową okoloną małymi mackami; średni wzrost 1,6 m
Rougowie – smukłe dwunogi o chudych kończynach, przypuszczalnie bezwłosi, zazwyczaj ciasno owinięci od stóp do głów paskami grubej i sztywnej tkaniny; średni wzrost 1,9 m
Naszburowie – solidnie opancerzone gadopodobne dwunogi; chitynowa skorupa tworzy kaptur nad głową; agresywnie targujący się kupcy; średni wzrost 1,5 m
Hodralogowie – ptakopodobne rozumne istoty występujące pospolicie na niektórych poziomach hiperprzestrzeni; wątła budowa ciała; średni wzrost 0,8 m
Keklirowie – niskie, muskularne dwunogi występujące na większości górnych poziomów hiperprzestrzeni; mają szerokie, zwężające się ryje o dwóch otworach gębowych; średni wzrost 1 m
Pozu – przysadzista, brązowoskóra rasa pochodząca ze świata o dużej grawitacji; ponure usposobienie; wysoko wykwalifikowani w dziedzinie biotechnologii roślin; średni wzrost 0,7 m
Światlejsi – niegdysiejsi Sendrukanie, których osobiste SI zyskały pełną kontrolę nad ich ciałami w wyniku wymazania pierwotnej osobowości, zazwyczaj w następstwie wyroku sądowego, lecz niekiedy wskutek dobrowolnej decyzji o likwidacji własnego umysłu.Prolog
Instytut Darieński: Projekt Odzysku Danych Hyperion
Lokalizacja klastru – Główny substrat hardmem (Kopie zapasowe trzeciego rzędu)
Transza – 31
Status deszyfrowania – 24. cykl, odzyskano 3 pliki wideo
Plik 3 – Implant wariant 6 (niemy); test wartości bojowej
Zgodność – Niezmodyfikowane nagranie na żywo
Pierwotna data i godzina – 30 października 2127, 18:23:14
Wprowadzenie – dr Jelena Dobrunow
Posłowie – dr James Kelvin
>>>>>> <<<<<<
Narrator I: Wydarzenia, do których doszło po awaryjnym lądowaniu Hyperiona 150 lat temu, odcisnęły głębokie piętno na rozwoju naszej kolonii. Drastycznie niski poziom technologiczny, na jakim zmuszeni byli egzystować jej założyciele w kolejnych dekadach, oznaczał, że wspomnienia tej ponurej walki o przetrwanie istnieją jedynie w formie spisanych relacji oraz nielicznych rycin. Również tradycja ustna w formie opowieści przekazywanych sobie nawzajem przez członków Pierwszych Rodzin przyczyniła się do tego, że w pamięci kolejnych pokoleń zapisały się imiona kapitana Olssona, Keri McAllister oraz Andrieja Wyszkowa. Wszyscy znamy historię Mapy Wyszkowa.
Jednakże niedawno poczynione odkrycia w dziedzinie odszyfrowywania danych nareszcie pozwoliły badaczom z Instytutu wydobyć spójne zapisy z węzłów pamięci Hyperiona. Znalazły się wśród nich trzy pliki wideo nagrane przez SI statku i pokazujące coraz skuteczniejsze metody zmuszania więźniów do posłuszeństwa. Kolonistom wybudzonym z kriosnu wszczepiała ona urządzenia tak zaprojektowane, by wywoływać ból i w ten sposób przymuszać ofiary do atakowania załogi statku, która zamieszkała w obozowisku kilka mil dalej.
Pierwszy plik wideo, zatytułowany „Test tolerancji biojednostki”, pokazuje jednego z wybudzonych kolonistów płci męskiej, przypiętego paskami do leżanki, który poddawany jest coraz silniejszym bodźcom bólowym, aż w końcu następuje śmierć. Drugi, „Test polowy, implant v. 3.0” pokazuje kolonistkę, otrzymującą polecenie, żeby opuścić Hyperiona i przydźwigać z powrotem nieprzytomnego członka załogi, który został ranny w czasie podjętej przez część załogi próby dostania się do wnętrza statku. Ból, a ściślej mówiąc, wspomnienie bólu, wystarczy, by zmusić kolonistkę do posłuszeństwa, nawet wówczas, gdy członek załogi odzyskuje przytomność i bezskutecznie próbuje uciec. Te dwa nagrania pokazują straszne, budzące grozę i smutek sceny tortur oraz łamania woli, w związku z czym zarząd Instytutu podjął decyzję o nadaniu im statusu „ograniczony dostęp”.
Jednakże w trzecim pliku wideo występuje Andriej Wyszkow, którego tragiheroiczna historia jest dziś powszechnie znana, a nagranie pokazuje wydarzenia w takiej formie, w jakiej się rozegrały. Rada Instytutu jest zdania, że jego wartość historyczna ma większą wagę niż osobiste cierpienie Wyszkowa i, za zgodą rodziny tego ostatniego, udostępniła je publicznie osobom powyżej osiemnastego roku życia.
Liczymy, że z czasem uda nam się złamać zabezpieczenia rdzenia systemu operacyjnego maszyno-umysłu, gdzie pliki są obwarowane najbardziej skomplikowanymi szyframi, i dzięki temu odkryć, jakie imperatywy czy też dyrektywy zwróciły SI przeciwko ludziom, których miała ona chronić. Tymczasem studenci oraz inni widzowie powinni z uwagą oglądać poniższe nagranie i nigdy nie zapominać o tym, jakiego rodzaju niewola miała czekać nas wszystkich. – J. D.
Jest noc i wśród zarośli przemieszczają się ciemne kształty, ledwo widoczne w mroku. Słychać szum deszczu, bębnienie kropel o liście poszycia, świst wiatru wysoko w górze oraz czyjś oddech. Sądząc po tym, jak chwieje się obraz, kamera umieszczona jest na czyimś torsie – na klatce piersiowej lub ramieniu. Potem perspektywa raptownie przełącza się na widok z wysoka – patrzymy w dół, teraz drzewa i krzaki są dosyć wyraźnie widoczne w wyblakłej szarobłękitnej palecie: obraz został sztucznie rozjaśniony i wykontrastowany. Przez las przemieszcza się jaśniejąca ciepłem ludzka postać. Kamera przez chwilę śledzi tego kogoś, po czym robi odjazd i kieruje obiektyw w dal, ponad wierzchołkami drzew – tam, gdzie z bladego morza liści wystaje skaliste wzniesienie, ciemnoniebieski kształt obramowany widmowymi krzakami. Następuje zbliżenie na ślady cieplne dwóch wartowników na wzniesieniu – poruszające się niespokojnie, jaskrawo świecące sylwetki.
– Podejdź do punktu A i umocuj pierwszy ładunek – mówi SI. – Potwierdź.
Obraz przełącza się na twarz mężczyzny, widzianą z jego prawego ramienia. To Andriej Wyszkow; jego oczy skrywa noktowizor. Mężczyzna otwiera usta, jakby zamierzając potwierdzić, lecz nie wydaje głosu i tylko krzywi twarz w wyrazie frustracji. Obraz zmienia się; widzimy go teraz od lewej. Kiwa głową i znów rusza, wyszukując drogę między drzewami. Widziany przez kamerę padający deszcz przypomina cienkie czarne nitki. Kilka minut później Wyszkow dociera do strzeżonego przez wartowników wzniesienia i, pozostając pod osłoną lasu, kieruje się w lewo. Obiektyw szybującej kamery śledzi go, gdy mężczyzna wyszukuje niewidoczną z góry trasę umożliwiającą dojście do podnóża pionowego skalnego urwiska, gdzie mocuje urządzenie wielkości pięści. Potem wycofuje się pod osłonę drzew.
– Podejdź do punktu B i umocuj drugi ładunek.
Skinienie głową.
Drugi ładunek zostaje umieszczony po lewej stronie kamienistego garbu, pod rozległym nawisem. Trzeci ląduje bardzo blisko miejsca, gdzie słabo widoczna dróżka wiodąca w dół od posterunku warty schodzi serią naturalnie wyrzeźbionych stopni w skale. Ścieżyna wiedzie wzdłuż nieregularnego grzbietu na zarośnięte krzakami wzgórze, gdzie trzech uzbrojonych mężczyzn pilnuje wejścia do jaskini. Czwarty i ostatni ładunek musi zostać umieszczony na zboczu powyżej tego miejsca i jego podłożenie nastręcza najwięcej trudności, nawet pomimo deszczu, który zagłusza drobne odgłosy. Kiedy już urządzenie zostało częściowo zagrzebane w ziemi, Wyszkow zaczyna wracać po własnych śladach, skradając się po ciemku w dół.
– Dobrze się sprawiłeś – stwierdza SI. – Zostaniesz nagrodzony.
Wyszkow nie reaguje w żaden widoczny sposób, idąc pod osłoną ociekających wodą zarośli, schodząc cicho, by skryć się wśród gęstych drzew poniżej jaskini.
– Uaktywniłem zegary ładunków – mówi SI, gdy mężczyzna przykuca pod osłoną rozłożystego krzewu i spogląda w górę zbocza. – Za trzydzieści sekund zostanie zdetonowany ładunek numer jeden, a trzy sekundy później ładunek numer dwa. Po dalszych pięciu sekundach trzej wartownicy przemieszczą się do punktu obserwacyjnego, inni zaś wybiegną z jaskini. Wówczas eksplodują ładunki trzy i cztery, a jeśli wrogie elementy zostaną unieszkodliwione lub wyeliminowane, wtedy ruszysz naprzód, żeby zająć jaskinię...
Z niedużej odległości dobiega głuchy huk. Wyszkow spogląda w lewo, a obraz przeskakuje na widok z jego lewego ramienia. Mężczyzna uśmiecha się ponuro. Kiedy wstaje, wybucha drugi ładunek.
– Wróć do poprzedniej pozycji. Ujawnisz się wrogim elementom.
Wyszkow szarpnięciem ściąga gogle i patrzy w bok, na kamerę zamocowaną na ramieniu, mierzy ją przeszywającym spojrzeniem ciemnych oczu. Potrząsa głową i unosi lewą rękę, w której trzyma jeszcze jeden ładunek w kształcie półkuli. Szybki ruch ramieniem i ten ostatni kreśli łuk w powietrzu, by zniknąć w głębi mrocznej, mokrej puszczy.
– Zakłóciłeś przebieg misji. Zostaniesz ukarany. Wróć na statek...
Kolejna eksplozja, błysk w rejonie skalistego grzbietu, a równocześnie drugi w puszczy, który wyrzuca w powietrze płonące liście. Ale nic od strony wejścia do jaskini, z której wyłaniają się ludzie z pochodniami. Wyszkow widzi ich i zaczyna się wspinać na wzgórze. Przeszedłszy trzy kroki, zgina się wpół w paroksyzmie cierpienia, osuwa się na kolana, by ostatecznie lec na boku. Kamera na ramieniu ukazuje jego twarz, zniekształconą grymasem bólu; usta są otwarte jak do krzyku, lecz nie wydobywa się z nich żaden dźwięk, tylko świsty wciąganego powietrza i rozdygotane wydechy.
– Zastosuj się do instrukcji. Wróć na statek albo zostaniesz odcięty.
Krzywiąc się i walcząc z bólem, Wyszkow kręci głową, po czym zaczyna powoli pełznąć w górę trawiastego zbocza. Obraz przełącza się na kamerę zdalnie sterowanego drona, który teraz unosi się w powietrzu na skraju lasu, kierując obiektyw w dół, na rozciągniętą na ziemi świecącą sylwetkę. Na skraju kadru widać jaskrawobłękitne wykwity wysokiej temperatury spowodowanej eksplozjami, słychać też ludzkie głosy, w tym czyjeś rozpaczliwe wołanie o pomoc. Gdy unosząca się w powietrzu kamera robi zbliżenie na Wyszkowa, na ekranie pojawia się celownik i czerwony trójkąt nasuwa się na potylicę mężczyzny, po czym nieruchomieje. Sekundę później obraz gwałtownie przeskakuje w bok, jakby wskutek odrzutu. Gdy kamera wraca w to samo miejsce, Wyszkow leży bez ruchu.
Koniec pliku wideo.
Narrator II: Dzięki zapiskom Olssona oraz pozostałych wiemy, że wkrótce po awaryjnym lądowaniu Hyperiona SI dowodząca zaczęła wypełniać niektóre pokłady gazem usypiającym. Co więcej, w tygodniach poprzedzających lądowanie pewna liczba mniej istotnych systemów statku zaczęła wykazywać nieprawidłowości w działaniu lub uległa awarii. Później zaś, jak pokazuje plik wideo, SI wykorzystywała implanty umieszczane w układzie nerwowym, by kontrolować wybudzonych kolonistów, prowadząc walkę z tymi, którzy uciekli do lasu.
W moim odczuciu te zachowania nie wyglądają na mistrzowski, przemyślany w każdym szczególe plan szatańsko inteligentnej maszyny, pragnącej zniewolić wszystkich ludzi obecnych na pokładzie Hyperiona. Po co przedwcześnie zdradzać w poprzedzających tygodniach, że coś jest nie w porządku? Po co zagazowywać tylko niektóre partie statku, a nie całość – właściwie, dlaczego nie uśpić gazem całej załogi, nim statek wszedł na orbitę wokół Dariena? I po co wdrażać program wymuszonej cyborgizacji, jeśli logiczniej byłoby wykorzystać warsztaty Hyperiona, by stworzyć legiony droidów bojowych przystosowanych do walki z powietrza lub naziemnej? Co więcej, czemu zabezpieczenia na pokładzie statku były tak słabe, że Wyszkow zdołał zabrać na misję ładunek bez zapalnika? A przede wszystkim, jakim cudem Wyszkowowi udało się niepostrzeżenie wytatuować na własnej klatce piersiowej mapę słabych punktów statku?
Prawda jest taka, że te zachowania bardziej przypominają serię niepowiązanych reakcji oraz obszarów ślepoty, będących wytworem dysfunkcyjnego programowania, aniżeli złowrogi plan wdrożony przez nieznaną sprawczość. SI, które miały dowodzić Hyperionem oraz dwoma pozostałymi statkami, stanowiły owoc najnowszych badań tamtych czasów. W mrocznych dniach Wojny z Rojem brakowało zasobów i maksymalnie przyśpieszano procedury, częstokroć wybierając drogę na skróty. Jest bardzo prawdopodobne, że nie wychwycono w porę usterek w algorytmach opieki i ochrony, co dało w efekcie straszliwe skutki, które naznaczyły pierwsze dekady istnienia kolonii niedożywieniem, chorobami i rozpaczą.
Radykalnie wyhamowały także nasz rozwój naukowy. Pamięć zbiorowa dotycząca walki ze zbuntowaną SI statku oraz niewolnikami zmuszonymi przez nią do posłuszeństwa pozostaje tak silnie skażona antropomorfizmem i demonizacją, że badania nad SI są i pozostają zakazane. W związku z powyższym zalecam, aby wszyscy widzowie postrzegali niniejsze nagranie nie jako ilustrację celowej strategii demonicznej istoty, lecz jako uwidocznienie skutków wadliwego programowania i nic więcej. – J. K.
>>>>>> <<<<<<2 Legion
Tkwił w niewoli bólu. Dryfując w przestrzeni na obrzeżach odległego układu, był więźniem zużytych komponentów swego cyberciała, a zarazem nie mógł zignorować obowiązku, który go wzywał. Jego wierność była żelaznym przymusem zrodzonym w najwcześniejszych chwilach maszynowego życia, z tamtego pierwszego założenia, z zasad i celu konwergencji. Uszkodzone zakończenia nerwowe we wszystkich organach jego osoby śpiewały pieśń męki, którą z upływem dni, a potem tygodni podsystem autonaprawczy zdołał nieco stłumić, choć jeszcze nie na tyle, żeby zmniejszyć ogień wściekłości Rycerza na przeszłych i przyszłych wrogów, jak również na osłabione, odmawiające posłuszeństwa części jego własnego ciała.
Była w tym wszystkim jakaś ponura ironia.
Odlot z Yndyeri Tetro, z tamtego grobowca głęboko na dnie wód, przebiegł triumfalnie. Fala mocy wygenerowana przez napęd reakcyjny przetoczyła się ekstatycznym rykiem przez zmysły Rycerza, gdy, doprowadzając morską wodę do wrzenia, wzbił się w niebo na kolumnie energii plazmowej. Wzmocnione struktury wewnętrzne wytrzymały, naprawione płyty pancerza pozwoliły zachować szczelność karapaksu, a zaimprowizowane igiełki sensoryczne zadowalająco wypełniły swoje zadanie. Nawet wejście w hiperprzestrzeń poszło gładko; błyskawiczna seria rezonujących pól idealnie wwierciła się przez podprzestrzeń w hiperprzestrzeń, wciągając następnie Rycerza Legionu za sobą. Podsystem makronaprowadzania przyjął kurs zgodny z koordynatami podanymi przez jednego z Potomków i wszystko przebiegało prawidłowo aż do chwili, gdy dziesięć godzin później systemy Rycerza zaczęły ostrzegać o wadliwym funkcjonowaniu sprzężeń mocy w rdzeniu hipernapędu. Zanim zdążył zainicjować przymusowe wyłączenie silników, receptory w jego splocie nerwowym zarejestrowały straszliwą kaskadę awarii podsystemów, a zaledwie sekundy później znalazł się z powrotem w normalnej przestrzeni, dryfując bez zasilania, przeszywany bólem.
Jego nieliczne ocalałe zdalniaki naprawcze natychmiast pomknęły do uszkodzonych obszarów, zaczynając od tych, które ucierpiały najbardziej. A ponieważ awaria unieczynniła również jego skromny zestaw czujników zewnętrznych, poza jedną jedyną soczewką na powierzchni karapaksu, był w zasadzie ślepy i głuchy. Zamknięta w klatce własnego ciała, jego świadomość pobiegła krętą ścieżką w głąb, eksplorując zapomniane peryferie pamięci, ogromne kampanie przeciwko Przodkom, zapalające dziesiątki supernowych, niszczycielskie fronty rozpościerające się na przestrzeni tuzinów lat świetlnych i pozostawiające za sobą dymiące szczątki spustoszonych światów. A także śmiałe akty destrukcji, jakich Legion dokonał na sojusznikach Przodków w rozczłonkowanych głębinach hiperprzestrzeni.
W ciągu całej swej długiej, pełnej chwały historii Legion Awatarów wyzwał i pokonał wielu wrogów, zarówno walczących honorowo, jak i zdradzieckich. Najszlachetniejszym z nich wszystkich był ostatni przeciwnik w umierającym wszechświecie, z którego uciekli w poprzedniej epoce. Przedstawiciele gatunku o nazwie Izalla sprawowali tak całkowitą i głęboką kontrolę nad organicznym życiem, że nigdy nie potrzebowali nieorganicznych mechanizmów. Po eonach ekspansji od galaktyki do galaktyki Izalla napotkali Legion Awatarów, którego imperium stanowiło z kolei ucieleśnienie zasad konwergencji, połączenia ciała i metalu, maszyny i umysłu.
Legion nigdy nie zetknął się z takim wrogiem jak Izalla, lecz Izalla wcześniej zetknęli się z rasą maszyn i rozbili ją w puch. I przez jakiś czas zdawało się, że to doświadczenie pomaga im w walce z Legionem. Jednakże Legion twardo trzymał się swych odwiecznych zasad: dysponowali zarówno potęgą maszyn, jak i intuicyjną łatwością adaptacji właściwą organicznym mózgom, i wkrótce szale konfliktu przechyliły się na ich korzyść. Po kilku stuleciach gorzkiej, bezlitosnej wojny Izalla uświadomili sobie, że czeka ich rychłe i całkowite unicestwienie, niepowstrzymane, nieuniknione. Nie widząc żadnej nadziei na przetrwanie, ich przywódcy zainicjowali serię czarnych pęknięć kontinuum, które spustoszyły ich wszechświat i pochłonęły całe galaktyki.
Wspomnienia Rycerza Legionu datowały się z tego właśnie okresu, kiedy to tysiące skonwergowanych cywilizacji już uległy zagładzie, a Legion Awatarów zbierał armadę armad, przygotowując się na chwilę, gdy będą zmuszeni uciec do innego wszechświata. Jak wszystkie jego najważniejsze dane, te zapisy pamięciowe przechowywane były w jego najbezpieczniejszych, najlepiej osłoniętych graniach biokrystalicznych, a przeglądając ich denotatory, dostrzegł coś podpiętego pod najstarsze wspomnienia, markery sekwencji z linkami prowadzącymi wstecz do klastrów danych... w jego organicznej korze mózgowej. Zawahał się, zaniepokojony – stara, ukrwiona kora była wprawdzie ośrodkiem jego świadomości, lecz biokrystaliczna augmentacja lepiej wspierała transcendentny poziom jaźni, pozwalała myślom i działaniom funkcjonować bez porównania szybciej, niż umożliwiały to organiczne synapsy nerwowe. Zatem dawno temu przekopiował wszystkie istotne dane na biokryształ, a w organicznej pamięci przechowywał tylko zapasowe wersje niezbędnych schematorów...
Jedno z tych starych wspomnień oznakowane było obrazami jego cyberciała po konwergencji, powędrował więc śladem tego markera sekwencji do jednego konkretnego, wysoce skompresowanego multiklastra w kortykalnej przestrzeni danych. Zawahał się, po czym wpuścił jego zawartość do swej świadomości...
Ruch... poruszał się, lecz nie dzięki użyciu napędów czy odrzutowych silników manewrowych... miał kończyny, długie, sztywne... cztery? Sześć? ...zakończone chwytnymi, miękkimi palcami... posuwał się, szedł, skradał się przez amfiladę zamglonych pomieszczeń o wysokich sklepieniach... ze ścian wyrastały rośliny, a wśród nich poruszały się maleńkie światełka... inne stworzenie o długich kończynach, podobne do niego, wyłoniło się z sąsiedniego pomieszczenia i podeszło blisko... smukłe macki zakończone wrażliwymi wypustkami sięgnęły w górę, by dotknąć jego skóry, pogładzić ją. Zostań, powiedziała, kochamy cię, potrzebujemy cię tu z nami, nie odchodź, by połączyć się z tym co zimne... do pomieszczenia weszli inni, powtarzając tę samą pieśń, lecz strząsnął z siebie ich natrętny dotyk... co oni mogli wiedzieć na temat konwergencji, na temat cudów, które na niego czekały? W pośpiechu pognał do wyjścia, podczas gdy oni wołali za nim, pełni smutku, wołali go po imieniu...
Gwałtownie oderwał się od strumienia pamięci, gdy jego myśli zamarły w panice. Dlaczego to wspomnienie ostało się nienaruszone? W kortykalnej przestrzeni danych były i inne, cała sekwencja zapisów oznaczona tagami korespondującymi z tamtym starym zbiorem linków w biokrysztale – czy one także zawierały wspomnienia sprzed jego transformacji? Ewidentnie zmagazynował je w organicznej korze mózgowej wkrótce po konwergencji ze swą nową, cybernetyczną jaźnią, ale zadbał przy tym o połączenie ich odnośnikami z rejestrami wspomnień stworzonymi już w biokrysztale, odnośnikami, które stawały się widoczne jedynie w następstwie poważnych awarii zasilania. Czy jego młodsza jaźń uznała za stosowne uczynić te wspomnienia swego dawnego życia dostępnymi w razie zbliżającej się śmierci?
Jednakże poczuł zarazem ciekawość, pragnienie, potrzebę odkrycia, co mogą pokazać te starożytne wspomnienia, bogactwo doświadczenia i istnienia, surową materię niewspomaganego cybernetycznie organicznego życia.
Tylko spojrzeć, tylko zobaczyć, jak wyglądało tamto życie, to byłoby tak łatwe, potrzebowałby tylko połączyć się z organiczną korą mózgową i pozwolić, by poniósł go nurt wspomnień... Jego zadumę przerwał alert – powiadomienie od automatycznych zdalniaków naprawczych, że jeden z zewnętrznych czujników już znowu funkcjonuje i że w minimalnym stopniu odzyskał kontrolę nad dwoma spośród odrzutowych silników manewrowych.
Podjąwszy decyzję, dokonał jedynego możliwego wyboru i wymazał zalinkowane wspomnienia z organicznej kory. Gdy wytrącające go z równowagi obrazy zostały usunięte z aktywnej świadomości, skupił swoją uwagę na strumieniu danych, który płynął teraz z jedynego aktywnego czujnika zewnętrznego. Zgodnie z ustaleniami schematora pozycyjnego, bazującymi na widocznych wokół gwiazdach, Rycerz znajdował się w pobliżu osamotnionego układu w jednym z bardziej pustych obszarów Solidarności Indroma. Skany ukazały cztery światy, w tym dwie małe pomniejsze planetoidy, jedną zewnętrzną planetę złożoną z gazu i lodowego jądra oraz drugą nadającą się do zamieszkania, posiadającą trzy nieduże księżyce, a profile emisyjne wszystkich trzech wskazywały na obecność rozległych instalacji. Na nadającym się do zamieszkania świecie żyły niewielkie populacje Bargalilów i rozciągały się olbrzymie połacie ziem uprawnych.
Najświeższa ocena stopnia uszkodzeń hipernapędu potwierdziła, że Rycerz nie dysponował wystarczającą ilością zasobów, by przeprowadzić naprawę – i istniało tylko jedno miejsce, gdzie mógł je znaleźć. Odpalił silniki manewrowe, przy czym schemator pilotażu przypomniał mu o ich dopuszczalnych parametrach operacyjnych, po czym wziął kurs na bargalilską planetę rolniczą. Istniało duże prawdopodobieństwo, że główny reakcyjny napęd plazmowy odzyska sprawność dopiero za kilka dni, więc dotarcie na jeden z tych księżyców tak czy owak zajmie większą część tygodnia. Mogło to oznaczać, że być może uda mu się dotrzeć na Dariena tylko po to, by odkryć, że krzywstudnia została zamknięta, już na wieczność więżąc Legion Awatarów w głębinach hiperprzestrzeni.
Podziękowania
Jako że po raz pierwszy napisałem środkową część trylogii (Shadowgod zasadniczo się nie liczy, bo Shadowmasque podejmuje całą historię trzysta lat później), odczuwam niejakie obawy. Mam jednak nadzieję, że książka robi to, co powinna robić, a jeśli tak jest, to przede wszystkim dzięki wyćwiczonej percepcji zespołu redaktorskiego z Orbitu, a zwłaszcza ich głównej sile napędowej, Belli, której taktowny upór oraz pouczający wgląd mobilizowały mnie do myślenia i ponownego przemyśliwania nad tym, jak powinny się rozkładać akcenty w tej historii. Podziękowania należą się również Dave’owi W., którego sokolooki, prowadzony z żelazną konsekwencją nadzór nieodmiennie każe mi przykładać wagę do Szczegółów (w których, jak mi powiadają, tkwi diabeł).
Radosnym machnięciem sombrero pozdrawiam Johna Parkera i Johna Berlyna, moich agentów w Zeno, Joshuę Bilmesa, pracowników agencji Thomas Schluck, mojego niemieckiego wydawcę Heyne i wydawcę francuskiego, Bragelonne. Donośnym Dia Duit – Gary’ego Gibsona na Tajwanie, Stewarta Robinsona w Musselburgh, Iana McDonalda w Belfaście, Erika Browna, Iana Salesa, Jacka Deightona, Neila Williamsona, Keitha Brooke’a, Debbie Miller, wszystkich GSFWCowców, członków Edinburgh Writers Group, Iana Whatesa, Pete’a Crowthera, Trevora Denyera i niestrudzonego Charliego Strossa. Pozdrowieni zostają również Cuddles i wszyscy szkoccy konwentowicze. Posyłam jeszcze salut w stronę Graeme’a Fleminga, mistrza progmetalu z Południowych Domen (a.k.a. Paisley), jak również uchylam kapelusza przed Ronnie’em i Katie, Spencerem i Adrianem, i absolutnie wszystkimi fanami metalu w Glasgow oraz gdzie indziej.
Niewyczerpane podziękowania należą się, oczywiście, Susan, która nadzwyczaj cierpliwie znosiła moje myślenie o niebieskich migdałach i roztargnienie w czasie, gdy ta książka dojrzewała i rodziła się strona po stronie.
Ścieżki dźwiękowej dla tej konkretnej literackiej podróży dostarczyli: Rammstein, Megadeth (ich nowa płyta wymiata, daję wam słowo), wspaniały Pallas, Gazpacho, Wobbler, Black Water Rising, genialny Red Flag, Gandhi’s Gunn, Heaven & Hell, IQ, dawno już nieistniejący Mudshark, Sensational Alex Harvey Band, Porcupine Tree, Eternal Elysium, Younger Brother i Glass Hammer. Teraz muzyka staje się już tylko coraz lepsza i lepsza. Venceremos!