Oskarżony - ebook
Oskarżony - ebook
Kontynuacja bestsellera "Inny"!
Napięcie kumulowane przez lata w końcu musi znaleźć ujście... Emma zawsze była zbyt charakterna, co niejednokrotnie zostało jej wytknięte. Teraz ma jednak inne zmartwienia i ostatnie, czego potrzebuje, to kolejny mężczyzna sprawujący kontrolę nad jej już wystarczająco skomplikowanym życiem. Poczucie winy, które nosi w sobie Zack, sprawia, że od lat trzyma się z daleka od jedynej kobiety, której pragnie. W końcu zwyciężają obsesyjna potrzeba zapewnienia Emmie bezpieczeństwa i uczucia, które tak długo od siebie odpychał. Mężczyzna poddaje się i chce zawalczyć o szczęście, które od dawna przecieka mu przez palce. Niestety przeszłość upomni się o nich w najgorszym momencie, a po walce, którą przyjdzie im stoczyć, nic nie będzie już takie samo... Jeszcze więcej zwrotów akcji, bolesnych sekretów, ciętego humoru i namiętności rozpalającej wszystkie zmysły. Przekonaj się, czy można zwyciężyć w grze, o której istnieniu nie masz pojęcia...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-035-4 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog Emma
Rozdział 1 Emma
Rozdział 2 Zack
Rozdział 3 Emma
Rozdział 4 Zack
Rozdział 5 Emma
Rozdział 6 Emma
Rozdział 7 On
Rozdział 8 Zack
Rozdział 9 Zack
Rozdział 10 Zack
Rozdział 11 Emma
Rozdział 12 Emma
Rozdział 13 Emma
Rozdział 14 Emma
Rozdział 15 Zack
Rozdział 16 Emma
Rozdział 17 Emma
Rozdział 18 Zack
Rozdział 19 Emma
Rozdział 20 Zack
Rozdział 21 Emma
Rozdział 22 Emma
Rozdział 23 Zack
Rozdział 24 Emma
Rozdział 25 Zack
Rozdział 26 Zack
Rozdział 27 Emma
Rozdział 28 Zack
Rozdział 29 Emma
Rozdział 30 Emma
Rozdział 31 Emma
Rozdział 32 Emma
Rozdział 33 Emma
Rozdział 34 Zack
Rozdział 35 Zack
Rozdział 36 Emma
Rozdział 37 Zack
Rozdział 38 Emma
Rozdział 39 Emma
Rozdział 40 Zack
Rozdział 41 Emma
Rozdział 42 Emma
Rozdział 43 Zack
Rozdział 44 Emma
Epilog Emma
PODZIĘKOWANIA
PlaylistaProlog Emma
Stojąc ze spuszczoną głową, zaciskam usta i wpatruję się w podłogę. Staram się przypomnieć sobie słowa Lloyda, które powtarzał tak wiele razy, ucząc mnie swoich przekonań i tłumacząc, dlaczego czasami musimy godzić się z tym, co przynosi życie.
Jest dla mnie jednocześnie jak ojciec i starszy brat, więc chłonęłam wszystko, co mówił, odmawiając cichą modlitwę, bym nigdy nie znalazła się w żadnej z tych sytuacji, na które mnie przygotowywał.
Jak widać, modliłam się za mało…
– Powiedziałem: spójrz na mnie. – Jest wściekły i wiem, że niewiele brakuje, aby stracił nad sobą kontrolę. – Emma, nie chcesz, żebym się podniósł.
Powoli unoszę wzrok i patrzę na niego. Jego oczy wypalają dziurę w mojej twarzy, kiedy siedzi wygodnie w skórzanym fotelu, popijając whisky.
– Po co próbowałaś wyjść z pokoju? Gdzie się wybierałaś? – warczy, zaciskając palce na szkle. – Ile razy musimy przechodzić przez to samo? Czy nie wyrażam się dostatecznie jasno? A może jestem dla ciebie za dobry?! – Ostatnie słowa krzyczy, pochylając się w moją stronę.
Potrząsam głową, patrząc na niego z obojętną miną, ale w środku napinam każdy możliwy mięsień.
Nigdy nie okazuj strachu, Emma. Cokolwiek się dzieje, nie daj po sobie poznać, że ma to na ciebie wpływ.
I nie okazuję, chociaż po ostatnich dwóch tygodniach właśnie na to mam ochotę. Odpuścić i pozwolić sobie wreszcie upaść, chociaż na chwilę. Na jedną krótką chwilę…
– Chcesz, żebym ich wszystkich rozstrzelał? Gdybyś wyszła, istnieje duże prawdopodobieństwo, że któryś z moich pracowników próbowałby cię złapać. – Ponownie opiera się wygodnie, spoglądając na mnie z uniesioną brwią, w oczekiwaniu na odpowiedź, której nie otrzyma. – Jeśliby cię dotknęli, to wiesz, co ich czeka, prawda, ptaszyno?
Mój żołądek się buntuje, gdy słyszę to słówko wypadające z jego ust.
Zaciskam zęby i kiwam głową, tym razem zaszczycając go odpowiedzią. Taka musi mu wystarczyć.
Wybieraj rzeczy, o które warto walczyć. Czasami po prostu lepiej odpuścić, Em. Nie wszystko jest warte ceny, którą nieraz trzeba zapłacić.
– Zatem jeśli nie chcesz, by to się stało, to dlaczego wciąż próbujesz mi się sprzeciwiać? Czy ponownie musimy odbyć rozmowę na temat TEGO. – Z obrzydzeniem wskazuje na mój duży brzuch, teatralnie się przy tym krzywiąc.
Zawsze tak mówi o moim dziecku – jakby było rzeczą, której jak najszybciej trzeba się pozbyć.
– Nie – charczę, mimowolnie robiąc krok do tyłu, co jest w tym momencie silniejsze ode mnie.
– Nie? – Przekrzywia głowę, jakby się nad czymś zastanawiał. – Czy aby na pewno? Ponieważ zauważyłem, że mimo złożonej obietnicy lubisz ze mną pogrywać. – Wzdycha ciężko i powoli odkłada szklankę na blat, podnosząc się.
To właśnie te chwile są najgorsze. Ta niewiedza, bezradność, oczekiwanie. Po tych kilkunastu dniach powinnam znać go na tyle, żeby przewidzieć kolejny ruch. Powinnam przynajmniej częściowo wiedzieć, czego mogę się spodziewać, kiedy już do mnie podejdzie.
Ale nie z nim. Nie z mężczyzną, który uważa, że mnie kocha.
Podchodzi do mnie bez pośpiechu, jakby miał do dyspozycji cały czas świata, zrelaksowany i z lekkim uśmiechem.
Na początku myślałam, że ten wyraz jego twarzy nie może oznaczać nic złego. Jak to możliwe, że człowiek, który się uśmiecha, potrafi w ciągu nanosekundy zacząć pałać wściekłością?
Szybko dostrzegam swój błąd. Jego uśmiech nie znika nawet w momencie, gdy mocno zaciska na moim gardle swoją silną dłoń. Dopiero po kilku sekundach wpatrywania się w moje oczy – nie zwracając uwagi na paznokcie, które zaciskam na jego przedramieniu – przestaje się uśmiechać.
– Ja też ci złożyłem obietnicę, ptaszyno. Pamiętaj tylko, że to działa w dwie strony. Jak myślisz, kto ma więcej do stracenia?
Zabiera dłoń, więc automatycznie puszczam jego rękę i łapczywie łapię oddech.
Poprawia rękaw koszuli, którą pogniotłam, powoli i spokojnie, jakby nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Ja w tym czasie próbuję nabrać w płuca brakujące powietrze, kaszląc i dysząc.
– Widzisz? Widzisz, do czego mnie doprowadzasz? – pyta skruszony, ponownie się do mnie zbliżając. – Nie możesz tak robić, Emi. Tyle razy cię prosiłem, żebyś nie doprowadzała mnie do ostateczności. Mam później ogromne wyrzuty sumienia – stwierdza i wiem, że jest całkowicie poważny. On naprawdę uważa, że to, iż mnie krzywdzi, to moja wina i że to wszystko z miłości do mnie. – Chodź tutaj i się przytul. – Rozkłada szeroko ramiona w geście oczekiwania. – Na dzisiaj już dosyć tych kłótni. Później mam problemy z zasypianiem.
Kiwam głową i podchodzę do niego, wciąż starając się przywrócić normalny oddech. Mocno mnie obejmuje i chociaż przeszkadza w tym mój ciążowy brzuch, on nie zwraca na niego uwagi, czule głaszcząc mnie po plecach.
– Nie możesz być taka niegrzeczna, bo to mnie doprowadza do szału. Nie rób nam tego, ptaszyno, proszę cię. Postaraj się być posłuszna, chociaż przez chwilę. Wiesz, jak mocno cię kocham. I wiesz również, że wszystko to robię z miłości do ciebie.
Wdycham jego zapach, który drażni moje nozdrza, i pozwalam mu na tę paplaninę. Przytakuję w momentach, które tego wymagają, aby znów nie ogarnęło go szaleństwo. To jego oblicze jest jeszcze do zniesienia, chociaż obu nienawidzę równie mocno.
– No dobrze, już dobrze. – Wplata palce w moje włosy na karku i odchyla mi głowę tak, abym patrzyła mu prosto w oczy. – Teraz coś zjemy, a później poprzytulamy się na kanapie. Jak będziesz grzeczna, to może pójdziemy na jakiś spacer? – Przytakuję w odpowiedzi, zmuszając się do uśmiechu. – Powiedz mi tylko to, co tak bardzo uwielbiam słyszeć, a potem możemy iść. – Szeroko się do mnie uśmiecha, a jego oczy skrzą się radością jak dziecku, które ma za chwilę otrzymać wymarzony prezent.
Mówią, że matka dla swojego dziecka jest w stanie zrobić wszystko, dosłownie. Że nie ma rzeczy, które pokonałyby matczyną miłość i siłę – nie ma rzeczy niemożliwych, do których rodzicielka nie byłaby w stanie się zmusić.
To, co właśnie chce ode mnie usłyszeć, jest jedną z najgorszych tortur, które muszę przy nim znosić. Za każdym razem, gdy wypowiadam te słowa, czuję się tak, jakby zabierał cząstkę mnie, której już nigdy nie odzyskam.
Staram się długo o tym nie rozmyślać. Mdłości, które mnie ogarniają, odchodzą, gdy obejmuję swój brzuch i czuję uderzenie maleńkiej stópki albo rączki. Ta mała istotka jest lekiem na całe zło, które mnie otacza.
– Kocham cię. Jestem twoja, na zawsze.
Nie ma rzeczy, której nie zrobię dla mojego dziecka…Rozdział 1 Emma
Trzy miesiące wcześniej…
Yungblud ft. Dan Reynolds – Original me
– Panienko Gelbero, musimy wychodzić. Brat panienki już nas pewnie oczekuje. – Parskam śmiechem, słysząc Raymonda i jego oficjalny ton. Za każdym razem bawi mnie to równie mocno.
Nieważne, ile razy powtórzyłam mu, aby przestał się tak do mnie zwracać – ten starszy mężczyzna nie słucha, całkowicie mnie ignorując.
Ray jest emerytowanym wojskowym, który obecnie ma etat mojej niańki. Nie wiem, skąd Lloyd go wziął, ale kiedy powiedziałam, że nie zgadzam się na żadnego ochroniarza poniżej pięćdziesiątki, zjawił się on – siwowłosy, bystry, z twardymi zasadami. Doskonale zrozumiałam przy nim powiedzenie, że wiek to tylko liczba. Jestem pewna, że w konkurencjach wymagających sprawności fizycznej pokonałby moich znajomych ze studiów. Ciągle skupiony, z wysoko uniesioną głową i marsową miną. Tylko jego oczy czasami zdradzają, jak się czuje – dla mnie jest to wystarczające.
Szczęście jednak nie trwało długo, ponieważ braciszek oznajmił mi, że Raymond nie będzie moją jedyną ochroną – nie działały prośby i groźby. Dzisiaj mam poznać faceta, który przejmie większość zmian Raya – będą się wymieniać tylko wtedy, gdy nowy będzie potrzebował dnia wolnego. Mój obecny ochroniarz od tej pory ma się zająć przede wszystkim ochroną domu Lloyda.
– Pięć minut i będę gotowa! – wołam przez zamknięte drzwi sypialni i ponownie spoglądam w lustro.
Patrząc na swoje odbicie, uświadamiam sobie, że mój czas się nieubłaganie kończy. Czasami dopadają mnie olbrzymie wyrzuty sumienia… Można by pomyśleć, że wstydzę się własnego dziecka, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jestem w prawie piątym miesiącu ciąży, a oprócz mojej ginekolog i Larissy nikt o tym nie wie?
Wciąż jestem zaskoczona, że umknęło to mojej mamie. Może dlatego, że ostatnimi czasy unikam spotkań z nią, obawiając się, że zauważy zmiany, jakie przechodzi moje ciało.
Wzdycham ciężko i podchodzę do szafy, aby poszukać kolejnej luźnej bluzki, która zakryje sporej wielkości ciążowy brzuszek. Kupiłam ubrania o kilka rozmiarów za duże – żeby go dobrze maskować, ale jestem świadoma, że zbliża się moja godzina zero… Z każdym dniem coraz bardziej żałuję, że nie byłam od początku szczera ze wszystkimi. Nie chodzi tu nawet o fakt, że ciągle muszę uważać, ale o to, jak bardzo zrani ich informacja, że tyle czasu to ukrywałam.
Postąpiłam głupio i niedojrzale, ale miałam swoje powody. Chciałam odczekać te kilka miesięcy, przede wszystkim po to, aby mieć pewność, że Colin zniknął z mojego życia raz na zawsze. Niepotrzebne są mi w tej chwili dramaty, na czele z jego głową roztrzaskaną o pierwszą ścianę, jaką Lloyd będzie miał pod ręką. Bezpieczniej było dać mu czas, aby wyjechał z kraju, tak jak zapowiedział.
I zrobił to – trzy tygodnie temu przekroczył granicę, zmierzając samochodem w niewiadomym mi kierunku. Nie żeby mnie to obchodziło – zapłaciłam detektywowi tylko za informację o jego wyjeździe. Rozdział mojego życia, w którym odgrywał główną rolę, został zamknięty, gdy z jego ust wypłynęła propozycja, abym usunęła tę ciążę. Jednocześnie sugerował, że dziecko może nie być jego.
Frajer.
– Panienko!
– Idę, już idę. – Ostatni raz spoglądam na siebie, upewniając się, że wszystko jest jak należy, zanim pospiesznie wychodzę z pokoju. – No i dlaczego się tak pieklisz? Lloyd wie, że czasami się spóźniam, więc pewnie podał wcześniejszą godzinę. – Śmieję się, łapiąc z wieszaka jesienny płaszcz, i kieruję się do wyjścia.
– Ze mną się panienka nigdy nie spóźnia.
– Och, Ray. Nigdy nie mów nigdy, bo to tak, jakbyś rzucał mi wyzwanie. – Chichoczę, patrząc na niego uważnie, ale oczywiście jego mina pozostaje bez zmian.
– Największe wyzwanie już panienka sobie sama rzuciła, prawda? – Unosi minimalnie brew, zerkając na mnie znacząco, kiedy zszokowana otwieram usta i zatrzymuję się w pół kroku.
– Ray… – urywam i ciężko przełykam ślinę, patrząc na niego błagalnie.
Od początku wiedziałam, że jest bystrym mężczyzną, ale nie spodziewałam się, że wie o mojej tajemnicy. Zawsze byłam ostrożna…
– Proszę spokojnie oddychać, bo to nie pomaga dziecku. Ma panienka moje słowo, że nikt się ode mnie o tym nie dowie, jednak sądzę, że czas działa na panienki niekorzyść i już chyba pora, aby wujek się dowiedział, że takowym zostanie?
Kiwam głową i zawstydzona opuszczam wzrok.
Lloyd będzie taki wściekły…
***
– Em! – Lari staje w drzwiach z szerokim uśmiechem na twarzy, kiedy tylko wysiadam z samochodu.
– Doigrasz się, zobaczysz!
Śmieję się, widząc, jak mój brat biegnie korytarzem, a po chwili łapie ją za ramię, ciągnąc z powrotem do ciepłego pomieszczenia.
– Ta kobieta doprowadza mnie do cholernego szału – warczy wściekły, pocierając jej nagie ramiona. – Larissa!
– Tak, tak, osłabiona odporność, nie wychodź przed dom nieubrana, jak pada deszcz to nawet nie patrz w stronę okna, jak ktoś kaszle, to nawet nie myśl o tej osobie. – Dziewczyna przewraca oczami, naśladując jego głos i ignorując wkurzone spojrzenie, które właśnie jej posyła.
Parskam śmiechem, gdy obserwuję, jak Lloyd szepcze jej coś do ucha, na co ona najpierw sztywnieje, a później robi się czerwona na twarzy. Chichocze i odsuwa się od niego, wyraźnie zawstydzona.
– Lepiej zrobię coś do picia. – Lara szybko zmienia temat i kieruje się do kuchni. – Ray, czego się napijesz?
– Dziękuję, nie trzeba. Zrobię obchód wokół domu. Proszę mnie powiadomić, gdy pojawi się mój zastępca.
– Może się nie pojawi – rzucam z nadzieją, kiedy Raymond wychodzi. Podążam za domownikami i zajmuję miejsce przy stole. – Lloyd, odpuść chociaż raz. – Patrzę prosząco na brata, który niewzruszony moimi słowami obserwuje krzątaninę Larissy.
– Wiesz, że tego nie zrobi. – Lari spogląda na mnie, posyłając mi pocieszający uśmiech. – Będziesz zadowolona, Em. Poznałam Bruce’a i mimo pierwszego nieporozumienia, jakie między nami wynikło, naprawdę go polubiłam. Jest zabawny. – Stawia przede mną kubek z herbatą, po czym pochyla się i szepcze konspiracyjnie: – I przystojny.
– Słyszałem to! – Lloyd mruży oczy i robi krok w naszą stronę, ale w tym samym momencie rozlega się dzwonek do drzwi. – Masz szczęście, przynajmniej na chwilę. Później sobie o tym porozmawiamy – grozi Larissie, ale brzmi to bardziej jak obietnica. I chyba tym jest, ponieważ dziewczyna posyła mu w odpowiedzi wyzywający uśmieszek.
– Jak go dobrze nie podejdę, to ciągle mnie traktuje, jakbym była ze szkła – mówi, gdy tylko Lloyd opuszcza pomieszczenie. – Muszę wykorzystywać takie okazje. Od wypadku minęły już dwa miesiące. Mógłby odrobinę odpuścić.
– Rozumiem. – Śmieję się, ale wiem, że ma rację. Z tą opiekuńczością mój brat naprawdę przesadza.
– Po obiedzie mam wizytę u lekarza. Wczoraj robiłam wszystkie badania, więc powinny być też wyniki. Mam nadzieję, że w końcu się trochę uspokoi, jeśli wszystko wyjdzie dobrze. – Lara wzdycha, a ja uśmiecham się do niej ze zrozumieniem. Po chwili obie spoglądamy w stronę korytarza.
Słyszę zamykanie drzwi wejściowych, a potem ciężkie kroki, które zbliżają się do kuchni. Lloyd wchodzi pierwszy, a zaraz za nim pojawia się wysoki, postawny mężczyzna około trzydziestki, którego wzrok od razu ląduje na mnie. Gość wręcz przeszywa mnie swoim intensywnym spojrzeniem.
Patrzę hardo na faceta, który ma się stać częścią mojego życia. Nie zamierzam mu tego ułatwiać. Nagle potrząsa lekko głową i kieruje swoją uwagę na Larissę, która uśmiecha się chytrze.
– Cześć, laleczko.
– Cześć, Bruce – odpowiada słodko Lara, przywołując w ten sposób niezadowolony pomruk Lloyda.
Tak: cześć, Bruce.
I powodzenia.
***
Zack
Dźwięk budzika sprawia, że podrywam się do pozycji siedzącej, nagle wyrwany ze snu.
Na chuj ja go dzisiaj ustawiałem?
Próbuję opanować mdłości, jednocześnie szukając w pomiętej pościeli telefonu i starając się przypomnieć sobie, co, do kurwy, wczoraj robiłem.
Zamiast urządzenia natrafiam na długie, gładkie nogi i… dwie pary cycków, które na pewno nie należą do mnie.
Ja pierdolę, znowu to zrobiłem.
Chociaż wynik mam całkiem niezły – ostatni raz zdarzyło mi się to jakieś pół roku temu.
– Zack, wyłącz ten budzik, błagam. – Skrzeczący głos roznosi się po pomieszczeniu, a zaraz po nim słyszę pomruk aprobaty drugiej dziewczyny.
Sięgam ręką za zagłówek i na szczęście szybko odnajduję źródło irytującego dźwięku. Przy okazji trafiam na pilot od automatycznych rolet, które uruchamiam, wpuszczając do środka poranne światło.
– Nie, zasłoń…
Ignoruję proszący jęk, zwlekam się z łóżka i idę do przylegającej do pokoju łazienki. Nawet nie zerkam w lustro, dopóki nie opłuczę twarzy zimną wodą. Biorę też kilka łyków, aby zwilżyć skacowane gardło.
I na co ci to było, popaprańcu?
Wzdycham ciężko, analizując wczorajszy wieczór. Przez jedną maleńką rzecz, na którą natknąłem się przypadkiem, wspomnienia uderzyły we mnie jak pieprzone tsunami, całkowicie mnie pochłaniając.
Za każdym razem po takiej akcji obiecuję sobie, że już więcej tego nie zrobię – nie pójdę do klubu, żeby nachlać się do utraty pamięci… I nie wrócę do domu z kolejnymi łatwymi panienkami.
Jak widać, kiedy wciąga mnie otchłań wyrzutów sumienia, złożone przeze mnie obietnice są gówno warte. Sześć miesięcy to całkiem dobry wynik, ale teraz znowu muszę zacząć odliczanie od początku…
Wracam do sypialni i rozglądam się wokół, kompletnie rozdrażniony.
Dostrzegam porozrzucane ubrania, co tylko pogłębia ten stan. Jestem pewien, że kiedyś się, kurwa, doigram i w końcu źle się dla mnie skończy taki wypad. Na szczęście w takich momentach Tank ma zazwyczaj na mnie oko i pilnuje, abym wrócił do domu w jednym kawałku – od czasu, kiedy rozjebałem pół jakiegoś baru, a później nawet tego nie pamiętałem.
Kieruję się do kuchni, żeby zaparzyć sobie kawę, ale zamieram w pół kroku, bo nagle dostaję olśnienia.
Godzina! Którą, kurwa, mamy godzinę?!
Zerkam na zegarek, który wisi na ścianie w korytarzu, i klnę, na czym świat stoi. Odwracam się na pięcie i szarżuję z powrotem do pokoju.
– Wstawajcie! I to szybko! Za pięć minut ma was tutaj nie być. – Zrywam kołdrę z nagich ciał, nawet nie zwracając uwagi na ich kształty.
Normalnie pewnie nie zatrzymałbym na takich panienkach wzroku dłużej niż pięć sekund, ale kiedy przeginam z wódką, mój mózg ma wychodne i idzie do krainy jebalandii.
– Chyba sobie z nas żartujesz! – rzuca oburzona brunetka, patrząc na mnie ze złością. – Wczoraj inaczej śpiewałeś.
– Zaraz mogę nawet do tego zagrać, tylko nie wiem, czy moje instrumenty wam się spodobają – warczę wkurwiony, że zabierają mój cenny czas.
Muszę wziąć prysznic i zadzwonić to Tanka, żeby zawiózł mnie do Lloyda. Nie na marne od kilku tygodni męczyłem jego dupę, aby się dowiedzieć, kiedy agencik, pierdolony Bruce, pojawi się, żeby przyssać się do Emmy.
Muszę mu, kurwa, wyłożyć kilka zasad.
– Jesteś zwykłym chamem! Nie jesteśmy dziwkami, abyś z samego rana wystawiał nas za drzwi! – Ruda ujada tak, jakby naprawdę wierzyła w to, co mówi. Przewracam oczami i próbuję powstrzymać śmiech.
Za każdym razem to samo. Jak niby miałbym mieć szacunek do takich dziewczyn? Wyszły ze mną po – zapewne – kilku moich bełkotliwych słowach. Jeśli miały szczęście, to postawiłem im wcześniej drinka.
A może Tank to zrobił, żebym w końcu pojechał do domu, zanim będzie musiał mnie wynosić?
– Rzeczywiście, macie rację. Naprawdę was przepraszam. Zachowuję się jak ostatni dupek, a przecież dałyście mi wczoraj tyle przyjemności. – Wewnątrz parskam śmiechem, jednak udaje mi się zachować poważny wyraz twarzy. Nawet jeśli tak było, to ja i tak, kurwa, nic z tego nie pamiętam. – Ubierzcie się, a ja za chwilę do was wracam. Wykonam tylko pilny telefon.
Zostawiam je i wychodzę, żeby zadzwonić do Tanka, którego informuję, że ma być po mnie za piętnaście minut. Na pewno nie jestem w stanie jeszcze kierować, zresztą po prostu nie mam na to siły. Moja głowa pulsuje i co kilka minut czuję lekkie zawroty.
Kiedy wracam, dziewczyny siedzą ubrane na łóżku, poprawiając w małych lusterkach rozmazany makijaż.
– Jeszcze raz was przepraszam za moje prostackie zachowanie – mówię skruszony, po czym posyłam im olśniewający uśmiech, który wczoraj też pewnie mi pomógł, gdy zapraszałem je do siebie.
– Rozumiemy, pewnie masz kaca. – Ruda chichocze, po czym puszcza mi oczko.
Poważnie?
– Tak, to on sprawia, że zachowuję się tak niekulturalnie. – Wzdycham, zbliżając się do nich. – Ale obiecuję poprawę. – Wyciągam do nich dłonie, a one ochoczo je chwytają.
Prowadzę je przez korytarz, słuchając, jak paplają między sobą, jaki jestem szarmancki i że przecież każdemu zdarza się być złym po przebudzeniu. Ale kiedy zamiast do kuchni docieramy do drzwi wyjściowych, marszczą brwi i zaciskają usta w cienkie linie.
– Naprawdę wcześniej źle dobrałem słowa. – Posyłam im uśmiech, a następnie kłaniam się nisko. Kiedy ponownie na nie spoglądam, czuję prawdziwe rozbawienie, wskazując im ręką wyjście.
– Ale… – Brunetka próbuje coś powiedzieć, jednak nie daję jej na to szansy.
– Spierdalajcie, piękne panie.