Ośmiornica Zośka - ebook
Ośmiornica Zośka - ebook
Niecodzienni bohaterowie, niespodziewana przyjaźń i niebezpieczna misja, od której zależą losy Słonecznej Zatoki.
Zośka to świetna dziewczyna. Bystra, wesoła i bardzo ciekawa świata. Mieszka sobie spokojnie na dnie oceanu – jak na ośmiornicę przystało – w otoczeniu innych morskich zwierząt. Co się stanie, kiedy pewnego dnia nie posłucha przestrogi Pana Gołoskrzelka i przekroczy granicę Rafy, docierając do styku wody i lądu? Spotka tam dziwne stworzenie – równie ciekawe świata i spragnione przyjaźni jak ona. Jednak radość Zośki z nowej znajomości nie trwa długo. Wkrótce ośmiornicę i jej przyjaciół czeka wielkie wyzwanie. Czy uda im się ocalić Słoneczną Zatokę?
Ceniona i nagradzana reporterka Katarzyna KATARZYNA BONI debiutuje powieścią dla dzieci, zabierając czytelniczki i czytelników w daleką podróż w podmorskie głębiny. Hipnotyzujące feerią barw ilustracje do książki stworzył MARCIN MINOR.
Książkę polecają: Czas Dzieci, WWF Polska
„Ośmiornica Zośka” to już 8. tytuł w Serii Zwierzaki, w ramach której znani i lubiani autorzy i ilustratorzy prezentują fascynujące trzymające w napięciu opowieści z życia zwierząt, przybliżając dzieciom wiedzę przyrodniczą, ale i zachęcając do namysłu nad uniwersalnymi wartościami.
Dotychczas w serii ukazały się książki:
„Lolek” Adama Wajraka, il. Mariusz Andryszczyk
„Ambaras” Tomasza Samojlika, il. Elżbieta Wasiuczyńsla
„Wojtek” Wojciecha Mikołuszki, il. Małgorzata Dmitruk
„Dzik Dzikus” Krzysztofa Łapińskiego, il. Marta Kurczewska
„Tarmosia” Tomasza Samojlika, il. Ania Grzyb
„Bercia i Orson” Tomasza Samojlika, il. Elżbieta Wasiuczyńska
„Świnia Malwina” Krzysztofa Łapińskiego, il. Marta Kurczewska
Książki z serii Zwierzaki otrzymały nagrodę główną w XX edycji konkursu Świat Przyjazny Dziecku, organizowanym przez Komitet Ochrony Praw Dziecka
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-3949-8 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I dla wszystkich
młodszych i starszych sióstr
Ta opowieść jest chyba prawdziwa. Usłyszałam ją od stareńkiej Cioci Myszki, która twierdzi, że historia małego stworzenia i małego człowieka razem ratujących świat wydarzyła się naprawdę.
WSTĘP,
W KTÓRYM ODKRYWAMY, SKĄD SIĘ BIORĄ OŚMIORNICE
Nad Słoneczną Zatoką wzeszło słońce. Śpiące w cieniu Rafy zwierzęta przecierały zaspane oczy, rozprostowywały płetwy, szeroko ziewały i podrygiwały, wytrząsając z ciał resztki snu. Przeciągały się od czubka głowy po ogonek i ruszały na śniadanie za koralowy płot, na Rafowe Zbocze.
Jaki tam panował ścisk i harmider! Warczały tuńczyki, dudniły strzępiele, trzeszczały parmy. Skrzydlice zgrzytały, małże klekotały, garbiki świergotały, a langusty rzępoliły, grając na własnych wąsach. Ryby uwijały się pomiędzy wachlarzami koralowców i tłoczyły w kolejce do stacji czyszczącej, gdzie zwinne wargatki wydłubywały pasożyty spomiędzy ich łusek. Srebrzyste barakudy rozciągały płetwy, a mały konik morski opływał wybujałe fioletowe gorgonie na porannym spacerze. Wszyscy z radością witali wschodzące słońce.
Im wyżej słońce unosiło się nad wodą, tym głębiej docierały jego promienie. Jeden wpadł do jaskini ukrytej między wachlarzami gorgonii. W środku było gęsto od nici. Opadały z sufitu, biegły w prawo, lewo, dołem, górą, skosem. Były ich setki, a na każdej wisiały perłowe koraliki. Dokładnie pięćdziesiąt dwa tysiące sto trzynaście koralików. Promień słońca odbił się od perłowych ścianek i na chwilę rozświetlił je tęczą.
Kiedy zniknął, z głębi jaskini wysunęło się ramię – blade i grube, od spodu ozdobione dwoma rzędami ssawek. Dotknęło kilku koralików i czule nimi zakołysało. W ten sposób codziennie je pieściło i czyściło z glonów. A jeśli do jaskini zabłąkała się ryba, ramię stanowczym ruchem odpychało intruza, grożąc mu giętkim koniuszkiem.
Właścicielka ramienia nie opuszczała jaskini. Wyjątek robiła dla Delfina, starego przyjaciela, który przypływał, żeby podzielić się plotkami. Ledwie się wychyliła, on już zaczynał mówić.
– Wiesz, że Karmazynowy Pirat Lucjan znowu pojawił się w okolicy?! Król Morza zwołał naradę – świszczał przejęty Delfin. – Pewnie wyśle na niego brygadę krewetek kowbojów. Poza tym nic ciekawego, null, niente, nada.
– Rodzina Błazenków wyprowadziła się spod kamienia w Słonecznej Zatoce. Po prostu zniknęła! – bulgotał oburzony następnym razem. – A jaki zostawiła bałagan... resztki pancerzyków, rozbite muszle, wyliniałe łuski. Macabre! Do sprzątania trzeba było zatrudnić kilkanaście gąbek.
– Sardynki pokłóciły się z szorstnikami – donosił podekscytowany. – Zrobiły taką wrzawę i zamieszanie, że murena uderzyła głową w Rafę. Teraz pływa zygzakiem. Funny!
– Konik morski niedługo urodzi, tak samo jak ty! – gwizdał radośnie. – Torba na plecach tak mu napęczniała, że lada dzień niczym fajerwerki wystrzelą z niej małe koniki! Juhuuu!
Ośmiornica, bo właścicielka ramienia była najprawdziwszą ośmiornicą, słuchała Delfina z przymkniętymi powiekami. Czasem powoli podnosiła jedną – pokazując bursztynowe oko – i uśmiechała się. Jej ciało robiło się wtedy lekko różowe. Rozmawiali przez chwilę o dawnych przygodach, ale kiedy ośmiornica bladła ze zmęczenia, Delfin rzucał przyjaciółce troskliwe spojrzenie, machał płetwą, fikał koziołka i znikał. Ośmiornica wracała do jaskini, czule dotykając koralików i podśmiewając się z mureny.
Gdyby tylko wiedzieli, że nad Słoneczną Zatoką czyha śmiertelne niebezpieczeństwo, nie byliby tacy spokojni.
Ale Ośmiornica nic nie wiedziała. Z radością obserwowała, jak codziennie zmienia się kolor jej ukochanych koralików. Najpierw z perłowych zrobiły się alabastrowe. Potem z alabastrowych porcelanowe, a z porcelanowych srebrzyste. Srebrzyste koraliki jaśniały i jaśniały, aż stały się tak jasne i przezroczyste, że można było zajrzeć do środka. Mieszkały tam dzieci Ośmiornicy. Każde miało maleńką głowę, z której wyrastało osiem ramion. Były tak maluśkie, że gdybyście posadzili je sobie na paznokciu najmniejszego palca u dłoni, to jeszcze zostałoby miejsce. Ośmiornica patrzyła, jak jej dzieci wiercą się z niecierpliwością. Nie mogły się doczekać, aż urosną i wypłyną w świat. Najbardziej podekscytowana z nich wszystkich była najmniejsza ośmiornica, Zośka, której koralik wisiał na samym końcu jaskini. Kręciła piruety i obijała się o przezroczyste ścianki. Podskakiwała, licząc na to, że dojrzy, co dzieje się na zewnątrz. Była bardzo ciekawska. Ale choćby nie wiem jak się starała, nic nie widziała zza pięćdziesięciu dwóch tysięcy stu dwunastu braci i sióstr.
Aż przyszedł taki dzień, zwykły morski dzień – ani bardziej, ani mniej słoneczny, ani bardziej, ani mniej mokry, ani bardziej, ani mniej słony, ani bardziej, ani mniej wietrzny – kiedy Zośka poczuła, że jej głowa nie mieści się już w koraliku i napiera na jego ścianki.
– No! Wreszcie! – zawołała z przejęciem i pchnęła ramionami z całych sił.
Pyk!
Koralik pękł, a do środka wpłynęła słononiebieska woda o ciemnozielonym smaku (tak, tak – smaku, bo Zośka już od narodzin, jak wszystkie inne ośmiornice, patrzyła na świat nie tylko oczami – jej ramiona czuły kolory i widziały smaki). Mała ośmiornica chciała jak najszybciej wydostać się z jaskini, ale drogę zagradzały jej dwadzieścia siedem tysięcy sześćset trzydzieści cztery siostry i dwadzieścia cztery tysiące czterystu siedemdziesięciu ośmiu braci. Rozrywali ścianki koralików z głośnym pyknięciem.
Pyk, pyk, pyk, pyk.
PYK.
PYK. PYK.
PYK!
Echo narodzin pięćdziesięciu dwóch tysięcy stu trzynastu małych ośmiornic słychać było na całym Rafowym Zboczu.
Zośka próbowała wyminąć braci i siostry. Machała ramionami ze wszystkich sił, ale nic z tego – była najmniejsza i miała najdalej do wyjścia. „Nigdy stąd nie wypłynę”, pomyślała i opuściła ramiona. Zamiast płynąć do przodu, opadała na dno jaskini. Nagle poczuła delikatne dotknięcie. Jej głowę natychmiast wypełniła ciepła puszystoróżowa fala. Wlała się w osiem ramion i trzy serca. Zośka fiknęła koziołka i spojrzała w górę.
Mama.
Mama była bardzo piękna i blada. Patrzyła na córkę bursztynowym okiem. Zośka objęła jej ramię ośmioma krótkimi mackami, a Mama przyciągnęła ją do siebie i mocno przytuliła.
– Nic się nie martw, Zosiemko. Nawet kiedy myślisz, że jesteś za mała, to obok masz przyjaciół. A oni mogą sprawić, że urośniesz.
Mama Ośmiornica pchnęła delikatnie Zośkę ramieniem i pomogła jej wypłynąć z jaskini.
Obok puszystoróżowej słodyczy Zośka poczuła coś jeszcze. Nie potrafiła tego nazwać, ale wiedziała, że to smak pożegnania.
Małe ośmiornice patrzyły na otaczający je słononiebieski świat, który mienił się kolorami i smakami. Mijały je wielkie ryby i maleńkie robaczki. „W oceanie jest Wszystko”, ucieszyła się Zośka. Wszystko czekało na nią do odkrycia.
Bracia i siostry chwycili się za ramiona. Wypatrywali Wielkiego Oceanicznego Prądu, który rozdzieli ich i zabierze daleko od Rafowego Zbocza, Słonecznej Zatoki i drapieżników – na sam środek oceanu. Tam nabiorą sił i mocy. Kiedy urosną, znajdą drogę do domu.
Skąd mieli wiedzieć, że kiedy wrócą do Słonecznej Zatoki, życie pięćdziesięciu dwóch tysięcy stu trzynastu braci i sióstr oraz wszystkich innych zwierząt będzie zagrożone i że to oni będą musieli uratować ocean?
ROZDZIAŁ PIERWSZY,
W KTÓRYM ZOŚKA ZBIERA GLONY I W ZAMIAN SŁYSZY HISTORIĘ
W każdym z ośmiu ramion Zośka trzymała po jednej muszelce. Szukała takiej, która ma najbielszy kolor i najpiękniej błyszczy pod światło. Chciała nią ozdobić sypialnię, a w sklepie Muszle Oceanu właśnie była dostawa.
Do domu Pod Kamieniem wprowadziła się niedawno, jak tylko wróciła ze środka oceanu do Słonecznej Zatoki. Z dzieciństwa pamiętała niewiele, właściwie tyle, co nic. Wiedziała tylko, że kiedyś miała bardzo dużo sióstr i braci, z którymi rozdzielił ją Wielki Oceaniczny Prąd. Na środku oceanu królował kolor niebieski. Nie było tam niczego oprócz wielorybów i unoszących się na wodzie kawałków drewna. Dlatego Zośce tak bardzo podobało się w Słonecznej Zatoce – pełnej życia, kolorów i smaków. Od koralowego płotu rozchodziły się liczne wąwozy, a w każdym było coś do odkrycia. Właśnie na końcu jednego z nich stał dom Pod Kamieniem. Jakie to było piękne miejsce! Naokoło rósł ogród koralowców z koralowcami piórami, koralowcami talerzami, koralowcami trawami, koralowcami mózgami, koralowcami korkowcami, koralowcami grzybami i koralowcami biczami. Sam dom Pod Kamieniem też porastały koralowce, a w plamach słońca na piasku rosła trawa morska. Mieszkanie Zośki było na samym, samym dole – w niedużej jaskini, do której przez szpary w kamieniu wpadało słońce. Na ścianach zostały ślady po poprzednich właścicielach. Podobno opuścili jaskinię bez pożegnania i zostawili okropny bałagan. Armia gąbek nie zdołała tego doczyścić. Zośka zasłaniała zadrapania muszelkami.
W mieszkaniu nad nią, pod pierzastym i bardzo bujnym koralowcem, żył Pan Gołoskrzelek. Zośka nigdy by nie przypuszczała, że jedno stworzonko może mieć aż tyle kolorów naraz. A przecież sama potrafiła zmieniać kolory! Mogła być biała, czerwona, niebieska, a nawet brązowa. Pan Gołoskrzelek był zwierzątkiem niedużym – składał się tylko z nogi i głowy – i rzeczywiście mogło dziwić, że tak niewielkiemu stworzeniu przypadło w udziale aż tyle kolorów. Miał na sobie jaskrawożółtą falbanę z frędzelkami, które na dole były niebieskie, a na górze zielone. Pod falbaną jego ciało było ozdobione fioletowymi kółkami, każde z obwódką w innym odcieniu różu. Do tego na środku ciała Pana Gołoskrzelka wyrastały dwa pomarańczowe pióra, które – kiedy pojawiał się prąd – powiewały niczym chorągwie.
Pan Gołoskrzelek utrzymywał, że pochodzi ze szlachetnego rodu Gołoskrzelków, i miał na to dowody w postaci herbowych pieczęci, które gdzieś mu się zawieruszyły. Był strasznym zrzędą, ale Zośka go lubiła. Nikt nie opowiadał morskich historii tak zajmująco jak on.
Zośka lubiła też Babkę i Krewetkę, które mieszkały w norce vis-à-vis jej jaskini. Były ze sobą od tak dawna, że kończyły za siebie zdania i nawet nie potrafiły porządnie się kłócić. Wystarczyło, że jednej oczy zaświeciły się od łez, a druga natychmiast przerywała sprzeczkę i przytulała zasmuconą partnerkę. Krewetka była mistrzynią kopania norek i przez to kopanie bardzo zniszczyła sobie wzrok. Za to Babka wzrok miała świetny, a słuch i czucie wyczulone – reagowała na najdrobniejsze drgnięcia wody. Podczas codziennych spacerów Krewetka z ufnością kładła wąs na ogonie Babki, pozwalając oprowadzać się po okolicy. Jeśli pojawiło się jakieś niebezpieczeństwo, ogon Babki wibrował. Myk! W ciągu sekundy obie były bezpieczne w norce.
Kiedy Zośka wprowadziła się do nowego domu, Babka i Krewetka upiekły dla niej ciasto z nadzieniem z kraba. W życiu nie jadła czegoś tak pysznego.
„Ciasto z kraba! Jak mogłam o tym zapomnieć?!”, przecież kiedy Zośka wychodziła rano z domu, Krewetka wyjrzała z norki i poprosiła:
– Zosiemko, tylko wróć przed nocą, Pan Gołoskrzelek obiecał garść morskich opowieści, my pieczemy krabowe ciasto. Kupisz herbatę z glonów?
Zośka obiecała Krewetce, że nie zapomni, i całe rano spędziła na polowaniu za koralowym płotem na Rafowym Zboczu. Jak tylko napełniła brzuch ulubionymi małżami, zabrała się do badania jaskiń, wgłębień i norek. Wyobrażała sobie, że jest nieustraszonym poszukiwaczem skarbów, Wielkim Krakenem, który wytyczył drogę na antypody i odnalazł Złotą Muszlę. Wyszukiwała najmniejsze szczeliny i wciskała się do środka – w ciele nie miała ani jednej ości i potrafiła się prześlizgnąć przez najwęższe otwory. „Kto wie, co tam znajdę? Perły? Małże? Złoto?” Ale nic nie znalazła, tylko rozjuszyła murenę. Na szczęście wredna ryba pływała zygzakiem i nie potrafiła Zośki złapać.
Resztę dnia ośmiornica spędziła w Słonecznej Zatoce, zwiedzając wąwozy, zaglądając za koralowce i pod kamienie. A kiedy w sklepie Muszle Oceanu zobaczyła napis „świeża dostawa”, zupełnie straciła poczucie czasu.
– Muszę się spieszyć, zaraz zamkną Sklep Kolonialny i nie dostanę herbaty z glonów! Pan Gołoskrzelek będzie niezadowolony! – Poganiała samą siebie.
Zdecydowała się na muszlę przegrzebka. Kiedy jej dotknęła, poczuła spokojny zimnobłękit, a przez jej ciało popłynął przyjemny chłód, jakby w upalny dzień owiał ją rześki prąd. Nawet jej skóra zmieniła kolor na błękitny.
Chwyciła zakupy i skacząc na trzech ramionach, pognała w dół wąwozu.