- W empik go
Ośrodek magicznej odnowy biologicznej - ebook
Ośrodek magicznej odnowy biologicznej - ebook
Daj się oczarować wiedźmom, poznaj tajemnice elfów, wkrocz do raju aniołów, zasmakuj nocnego życia z demonami.
„Ośrodek magicznej odnowy biologicznej” to jedna z jedenastu niesamowitych historii zaklętych w zbiorze opowiadań „Szczypta magii”.
Książka wydana nakładem wydawnictwa Nie powiem, Hm... zajmuje się dystrybucją.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67448-54-3 |
Rozmiar pliku: | 7,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niewielkiej postury wiedźma usadowiła się na kanapie, podpierając się obiema rękami o mięciutkie obicie w kolorze zgniłej zieleni. Wyglądała na niej bardziej jak zmokły ptak niż kobieta władająca potężną magią. Zerkała ukradkowo w prawo i w lewo, jakby oceniała możliwości ucieczki. Niestety na to było za późno. Drzwi zamknęły się właśnie za tęgim czarownikiem w powłóczystej szacie. Zanim usiadł naprzeciwko, posłał jej spojrzenie, które miało zachęcać do zwierzeń i zwiększyć jej poczucie bezpieczeństwa. Przeborka znała je dobrze, najeżyła się jednak jeszcze bardziej, bo Sylwan Wilk cechował się przypadłością, o której notorycznie zapominał: był, mówiąc wprost, piekielnie odpychający. Krzaczaste brwi czarownika w połączeniu z chomikowatymi policzkami, opadającymi nawet w uśmiechu kącikami ust i głęboko osadzonymi oczami zawsze wywierały na rozmówcy ponure wrażenie. Dodając do tego orli nos, natura uzyskała połączenie wprost komiczne. Przeborka zawsze gdy go widziała, zastanawiała się, czy nikt temu człowiekowi nie powiedział, że w obranym przez niego zawodzie pierwsze wrażenie naprawdę ma znaczenie? Mógł choćby raz skorzystać z usług jej ośrodka magicznej odnowy biologicznej Kania, gdzie za pół ceny doprowadziłby rysy do jakiego takiego ładu, o czym raz, czy dwa napomknęła mu przy corocznych psychologicznych ewaluacjach. Proponowała nawet jedną trzecią ceny. Ale nie. Widać czarownik przywiązał się przez kilkadziesiąt lat życia do braku harmonii w lustrzanym odbiciu albo było mu wszystko jedno, co też pomyślą sobie klienci. Choć byli rówieśnikami, czas okazał się dla Sylwana mniej łaskawy niż dla niej, co zauważała zawsze z ukontentowaniem.
– Dziś spotykamy się nadprogramowo, Przeborko – przerwał jej rozważania. Miał głos taki, jak i wygląd, zupełnie niepasujący do sporej postury i władczego sposobu bycia. Brzmiał mysio-piskliwie, co również dałoby się zmienić jednym precyzyjnym zaklęciem ich dyżurnego głosologa. Tego mu jednak nigdy nie powiedziała.
– Mam odczytać oficjalny powód twojej wizyty – uderzył długopisem w trzymany na kolanach dokument – czy opowiesz mi, co doprowadziło cię do tego punktu życia i kariery?
– Sylwanie, nie wiem, czy mamy czas na rozmowę. – Zrobiła unik z nadzieją, że czarownik odpuści i odklepie formułkę, podpisze papiery, po czym pozwoli jej wrócić do ośrodka.
On jednak zacmokał i przybrał jeszcze bardziej komediowy w odbiorze wyraz twarzy, który miał podkreślać… chyba jego opanowanie? Przeborka nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Sylwan pozamykał umysł przed jej próbami telepatycznego odczytania.
– Kochana, znamy się ile?
– Całe życie – mruknęła. – A co? – dodała, mrużąc oczy. Założyła ręce na piersiach. – Muszę wracać do Kani, załatwmy to jak najszybciej. No co tak milczysz? Czemu mi się tak przypatrujesz?
– Zacznij od początku – odparł spokojnym tonem, rozpierając się w fotelu, który skrzypnął ostrzegawczo. – Potrzebujesz rozmowy.
– Niech zgadnę, czarowna rada zadecydowała, że potrzebuję terapii – parsknęła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Dziwisz im się?
– Nie rozumiem, skąd tak nagła i dziwaczna decyzja – głos Przeborki się załamał, co ukryła chrząknięciem.
– Ośrodek stał się według nich… – Sylwan zerknął w dokument i odczytał: – „Z winy Przeborki Szataniak, stwarzającym zagrożenie miejscem dla postronnych bytów cielesnych i niematerialnych. Wśród istot magicznych przebywają tam sporadycznie również nieobdarzeni magicznie ludzie”. Czytać dalej? – Uniósł na nią oczy o barwie mydlin.
– Bełkot – zaśmiała się chrapliwie. – I dlatego masz mnie terapeutować, czy jak to się zwie?
– Wolisz odwiedzać kogoś innego? Może znajdziesz jeszcze miejsce u Renaty.
Po plecach Przeborki przebiegł dreszcz. Nie chciałaby widywać tej kobiety nawet w koszmarach. Jej antyczna eksnauczycielka w roli terapeuty wypadała jeszcze bardziej upiornie niż jako wychowawczyni.
– Zaraz… Odwiedzać? To ile to ma trwać?
– Przebciu, Przebciu, Przebciu… – powtórzył jej imię, jakby rozmawiał z dzieckiem albo zaklętą żabą, i tak też się poczuła. – Nigdy nie czytasz oficjalnych pism, a może to by dobrze wpłynęło na rozwój twojej kariery.
– Nie drażnij się ze mną – syknęła. – Ile? Ile razy mnie będziesz maglował?
– Spotkania mają odbyć się trzy, raz w tygodniu po godzinie – wyrecytował. – Potem mam ocenić, czy potrzebujesz rocznej przerwy, czy raczej rocznej terapii.
– Nie ma alternatyw? – Wybałuszyła oczy.
– Niewiele. – Sylwan rozłożył ręce. – Mogę też stwierdzić twoją zdolność do doprowadzenia ośrodka do porządku, zrzucając winę za wszystkie incydenty na przemęczenie i któregoś z podwładnych. Zaleciłbym w takim wypadku pobyt w sanatorium dla podreperowania zdrowia psychicznego. Powiedzmy jeden obrót księżyca. Możemy omówić wszystko dzisiaj, o ile się streścisz.
– Dobra. – Przeborka przewróciła oczami. – Magluj, nie znoszę tracić czasu.
– Ani odpoczywać – zauważył. – Co się stało, że wylądowałaś w takim położeniu? Od czego się zaczęło? Pamiętasz?
Przeborka spojrzała w okno, na kwiaty magnolii oświetlone porannym słońcem. Zatopiła się we wspomnienie, które zdawało się odległe o całe eony, a które stanowiło pierwszy incydent w ośrodku. Powinna była zauważyć to o wiele wcześniej, lecz nie zwróciła na to uwagi.