Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ostateczna decyzja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 lutego 2023
Ebook
40,99 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostateczna decyzja - ebook

Oliwia jest wzorową panią domu, matką i żoną. Jej świetnie zarabiający mąż dba o to, by rodzinie niczego nie brakowało. Nikt nie wie, jak wysoką cenę płaci kobieta za pozory sielankowego życia. Leon nieustannie kontroluje żonę, a za każde przekroczenie zasad bezwzględnego posłuszeństwa karze ją poniżaniem, wyzwiskami i przemocą fizyczną. Z czasem nie potrzebuje już żadnego pretekstu, by się nad nią znęcać. Oliwia cały swój wysiłek koncentruje na tym, by chronić dziesięcioletniego syna, dla którego jest zdecydowana trwać w chorym związku. Wszystko się zmienia, gdy los w ramach zadośćuczynienia stawia na jej drodze anioła stróża. Oskar, jej nowo poznany sąsiad, szybko orientuje się, co oznaczają ślady na ciele Oliwii i oferuje jej pomoc. Czy będzie miała wystarczająco dużo siły i odwagi, by sprzeciwić się swojemu prywatnemu oprawcy? Czy nadzieja na przerwanie koszmaru w czterech ścianach sprawi, że zaryzykuje życie swoje i syna?

Mąż rzucił mną jak szmacianą kukłą o regał stojący przy oknie. Krwawiłam z rozciętej wargi.
– Jesteś nic niewarta, jak ta twoja zdzirowata przyjaciółeczka! – syknął. – Zabraniam ci się z nią widywać, zrozumiano?!
– Tak – odrzekłam szybko, aby nie rozwścieczyć go jeszcze bardziej.
Cała drżałam, nie byłam w stanie opanować telepiących się rąk. Zimno przeszywało moje pokryte gęsią skórką ciało. Ledwo podźwignęłam się z podłogi. Miałam wrażenie, że ból rozrywał mi klatkę piersiową, nie pozwalał swobodnie nabrać tchu. Z niebotycznym wysiłkiem podciągnęłam się na łóżko i okryłam cienką czarną narzutą, gdyż tylko jej udało mi się dosięgnąć.
– Spójrz, wywłoko, na siebie! Wyglądasz jak gówno! – wypluł karcąco Leon. – Jak gówno, które ciągle przynosi mi wstyd!

Aldona Dzieciątko
Żona, matka, romantyczka. W 2020 roku zadebiutowała powieścią o tytule „Plan dobiegł końca”. Zakochana w tatuażach, Bałtyku oraz książkach. Nałogowo pisze erotyki, choć stale marzy o napisaniu mocnego dreszczowca. Pasję do czytania odziedziczyła po mamie. Jak twierdzi, swój sukces zawdzięcza siostrom, które wierzą w nią bardziej, niż ona sama.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-350-8
Rozmiar pliku: 784 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Przeszedł mnie prąd tak silny, że pochyliłam się do przodu i oparłam o niego głowę. Dyszałam przy tym ciężko, jakbym właśnie przebiegła maraton. Oskar także szybko oddychał.

– Może mógłbym ci się jakoś odwdzięczyć? Co ty na to? – zasugerował tak magnetycznym głosem, że chciałam na niego wskoczyć i oddać mu się bez reszty. – Chcesz? – zapytał ponownie, gdyż nie odpowiedziałam, będąc jeszcze w szoku.

Wiedziałam, że wystarczyłaby iskra w postaci mojego przytaknięcia, by intensywnie rozpalić żar tlący się w naszych zmysłach. Niech mnie piekło pochłonie, ale prawda była taka, że niczego w życiu nie pragnęłam bardziej.

Chrzanić to!

– Mhm… – mruknęłam nieśmiało, na co on ze świstem wciągnął powietrze i mnie uniósł.

Sapnęłam zaskoczona, oplatając go ciasno w pasie nogami niczym małpka. Jego zaborczy uścisk pełen wyraźnego podniecenia był czymś w rodzaju gry wstępnej. Zaplotłam mu ręce na karku i czekałam niecierpliwie na dalszy ruch, który nadszedł niemal natychmiast. Oskar wpił się łakomie w moją wrażliwą szyję, by po chwili zataczać leniwe kółka wokół ugryzienia. Skubał i lizał na przemian. Jego ręka gładko wślizgnęła się pod peniuar, sprawiając, że wszystkie zakończenia nerwowe skupiły się na jego dotyku. Jęknęłam głucho i spuściłam dłonie niżej, na jego stalową pierś, pozwalając sobie rozpływać się od środka. Pod palcami czułam przyspieszone bicie serca Oskara. Miałam wrażenie, że świat się dla nas zatrzymał, czas stanął w miejscu, pozwalając się nasycić wzajemną bliskością. Nie liczyło się nic prócz naszej dwójki, tylko my. Ruchy Oskara były coraz bardziej chaotyczne. Całował każdy fragment szyi i dekoltu, nie mógł się mną nacieszyć. Napięcie seksualne rosło we mnie z każdą sekundą. Potrzebowałam je rozładować. Desperacko napierałam biodrami na naprężoną wypukłość w jego kroku.

– Diablica w anielskiej skórze – mruknął z aprobatą i ścisnął soczyście moje pośladki, przez co z miejsca zrobiłam się mokra.

Skala doznań wywołała krzyk. Czyste szaleństwo! Mój mętny, zasnuty namiętnością wzrok powędrował na bramę i światła przejeżdżającego samochodu. Pomyślałam, co by było, gdyby to był Leon. Brutalny człowiek pozbawiony ludzkich odruchów, owładnięty chorobliwą paranoją na moim punkcie. To mnie nieco otrzeźwiło, a uczucie niepokoju przetoczyło się chłodną falą przez moje ciało. Spięłam się. Myśli ponownie zaczęły galopować, a złe wizje wracać. Co ja wyprawiam? Chyba postradałam zmysły! Stąpałam po kruchym lodzie, a obściskiwanie się z obcym mężczyzną na terytorium Leona było szczytem głupoty. Ta niezdrowa relacja mogłaby odbić mi się czkawką. Strach brał górę, ale nie zamierzałam niczego przerywać, nie chciałam pasować. Nie, kiedy pierwszy raz od bardzo dawna czułam się jak po zażyciu ecstasy. Nieroztropnie i infantylnie. Walczyłam z pokiereszowaną psychiką, by nie myśleć, a tylko czuć, zachwycać się, doświadczać. Dać się ponieść chwili. Niestety sąsiad musiał wyczuć moje zmieszanie, bo od razu mnie postawił i niechętnie odsunął. W jego oczach błąkała się autentyczna troska i uwielbienie. Wewnątrz krzyczałam:

Nie! Nie! Nie!ROZDZIAŁ 1

Każdy z nas ma dwie rzeczy do wyboru. Jesteśmy albo pełni
miłości… albo pełni lęku…

Albert Einstein

Obudziłam się zlana potem. Satynowy materiał koszuli nocnej lepił się nieprzyjemnie do mokrej skóry, a kark swędział od perlistych kropelek spływających już strużką po plecach. Zmrużyłam oczy, próbując przyzwyczaić wzrok do mroku panującego w sypialni. Pomieszczenie rozświetlało jedynie słabe światło lampki nocnej stojącej na mahoniowej komodzie.

Przez moment rozważałam, czy przypadkiem nie poderwałam się z głośnym piskiem, lecz kilkakrotny policzek wymierzony płaską ręką przez męża już dawno nauczył mnie krzyczeć bezdźwięcznie. Wysunęłam się z pościeli i na palcach podreptałam do łazienki, by unormować spanikowany oddech. Chłód z włączonej klimatyzacji przyprawił mnie o dreszcze, dlatego po drodze bezszelestnie zabrałam z fotela czarny jedwabny szlafrok i zarzuciłam go na ramiona. Nie chciałam nawet myśleć, co by się stało, gdybym przez przypadek obudziła męża. Seria okropnych, migających w mojej głowie obrazów sprawiła, że mimowolnie dotknęłam posiniaczonego ramienia, za które ostatnio potrząsał.

Odkręciłam kurek z zimną wodą, by zanurzyć w niej dłonie. Przez dłuższą chwilę obserwowałam, jak strumień zalewał moje chude palce. Byłam wykończona, miałam dość. To małżeństwo od kilku już lat mnie rujnowało, miewałam koszmary, ale nie zdobyłam się na odwagę, by je zakończyć. Skąd ta niemądra decyzja? Odpowiedź była banalnie prosta. Leon odebrałby mi nasze jedyne dziecko. I to bez większego wysiłku. Był cenionym sędzią, za to ja byłam jego utrzymanką. Miłosz miał zaledwie dziesięć lat i przysięgłam sobie, że nigdy nie oddam go w ręce tego potwora. Choć do tej pory mąż wyżywał się tylko na mnie, miałam obawy, że po moim odejściu wszystko skupiłoby się na Miłoszu.

Przystanęłam w drzwiach toalety i wpatrywałam się w faceta, którego kiedyś kochałam, a finalnie znienawidziłam. Jego klatka piersiowa opadała i unosiła się równomiernie, a kruczoczarne włosy były w kompletnym nieładzie. Oczami wyobraźni widziałam, jak przykładam poduszkę do twarzy męża i trzymam do momentu, w którym przestałby się wiercić. Oczywiście nigdy bym tego nie zrobiła tak ze strachu, jak i z rozsądku, ale marzyłam, by się uwolnić. Wsunęłam się z powrotem pod kołdrę, wbijając zmęczone oczy w sufit. Byłam pusta w środku, wyprana z jakichkolwiek dobrych uczuć do mężczyzny leżącego obok mnie. Na szczęście miałam dla kogo żyć. Miłosz był najlepszym darem, jaki dostałam od życia. Napełniał mnie miłością oraz sprawiał, że moje dni nie były aż tak złe.

Leon się poruszył, a ja zamarłam. Zacisnęłam z całej siły powieki i zęby.

– Masz zimne stopy – stwierdził szorstko, na co się wzdrygnęłam.

Sam tylko jego groźny ton sprawiał, że włoski na skórze stawały mi dęba, a serce pomijało kilka uderzeń.

– Byłam w toalecie – wyjaśniłam prędko.

Mąż przybliżył się znacząco i narzucił swoją ciężką rękę na mój brzuch. Miałam ochotę wypalić sobie dziurę w miejscu, w którym mnie dotykał. Pogładził moją spiętą skórę delikatnymi dłońmi, które nigdy nie zhańbiły się fizyczną pracą.

Od kiedy został prezesem sądu, uważał się za pępek świata, a ludzi, z żoną włącznie, traktował jak śmieci. Nie widział nic prócz czubka własnego nosa. Był od dyrygowania, pokazywania palcem i karcenia za nieposłuszeństwo.

– Kręcisz się po nocy, bo śpisz do południa i wieczorem zasnąć nie możesz. Nie pomyślisz, że ja jestem zmęczony i potrzebuję snu, ponieważ wstaję rano, by na was zarobić – skarcił mnie, wbijając przy tym boleśnie palce w moje biodro.

Skrzywiłam się, lecz szybko przybrałam nienaganny wyraz twarzy. Leon nie mógł wyczuć mojego strachu. Był jak dzikie zwierzę czyhające na okazję do ataku.

Nie śpię, ponieważ mnie dręczysz, pomyślałam. Nie powiedziałam jednak tego na głos, leżałam bez ruchu, milcząc uparcie i modląc się, aby Leon robił to samo. Niestety zrobił coś o wiele gorszego. Gorszego od bicia i awantury. Zawisł nagle nade mną, a następnie bez ostrzeżenia rozchylił moje drżące, pełne starych otarć nogi. Z trudem przełknęłam gulę, która od razu ugrzęzła mi w gardle. Obdarzył mnie lodowatym, nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem – te widywałam najczęściej. Czarne jak smoła oczy przeszywały mnie na wskroś, wywołując mieszankę wstrętu i pogardy dla tego bezdusznego człowieka. Przygryzłam do krwi policzek, puściłam dopiero, gdy ból był nie do zniesienia. Poczułam na języku dobrze mi znany metaliczny posmak, który dawał chwilowe ukojenie. Mąż szybko pozbył się bokserek, wyrzucając na wierzch nabrzmiałą erekcję. Z chorą satysfakcją wszedł we mnie boleśnie i bez zapowiedzi, poruszając się szaleńczym, trudnym do zniesienia tempem. Nigdy nie bawił się w gry wstępne, nie zważał na moje potrzeby. Był dziki, wręcz brutalny.

Z każdym jego kolejnym pchnięciem łzy pod powiekami szczypały bardziej, jakby ktoś wymieszał je z kwasem solnym. Odwróciłam głowę w stronę okna, za nim widniało zupełnie czarne niebo – bezgwiezdne, jednolite. Nie widziałam w nim zupełnie nic. Było całkowicie puste, wymarłe jak ja. Po chwili Leon przekręcił mnie na bok i znów wbił się bez uprzedzenia, posuwał mnie intensywnie niczym dmuchaną lalkę. Dyszał i sapał tuż za moim uchem między seriami lubieżnych przekleństw wydzierających się z jego parszywych ust. Nie odrywałam wzroku od okna. Chciałam, aby pochłonęła mnie ta czarna głębia. Zabrała do lepszego życia, dała szczęście i upragniony spokój.

– Mogłaś postarać się bardziej – mruknął kąśliwie Leon, gdy skończył swoje odrażające przedstawienie, po czym odwrócił się do mnie plecami.

Nie zaszczyciłam go żadnym, najmniejszym nawet udawanym jękiem, nie mogłam z siebie wydobyć choćby symulowanego stęknięcia. Wolałabym dostać w twarz, niż znów fingować orgazm. Na szczęście mąż był zbyt leniwy na kolejne starcie.

Jedynym pocieszeniem było to, że miałam seks z głowy na kilka kolejnych tygodni. Leon znów jechał w delegację, a zawsze kiedy z nich wracał, był tak zaspokojony płatnymi kobietami, że mi odpuszczał. Wiedziałam o tym, ponieważ znalazłam wizytówki luksusowych burdeli w jego podręcznej torbie. Powinno mnie to martwić, ale na Boga! Cieszyłam się jak małe dziecko na każdy wyjazd męża. Nie obchodziło mnie, z kim sypiał, jak dużo za to płacił ani ile razy mnie już zdradził. Liczyła się dla mnie tylko odrobina wytchnienia w tym czasie.

Poprawiłam zmiętą, przesiąkniętą potem koszulę i mocniej przycisnęłam głowę do poduszki. Chciałam jak najszybciej zasnąć, lecz kolejne drastyczne wizje nawiedzały mnie w tę noc. Moje myśli zajmowały wrzaski dzieci, krzyki nieznanych mi kobiet, a przede wszystkim pomylony mąż w roli głównej. Szalejąca za oknem burza również nie pomagała spać. Olbrzymie krople deszczu uderzały w szybę, wystukując przeraźliwy rytm. Intensywny wiatr i jaskrawe iskry co jakiś czas przecinające niebo wywoływały ciarki na plecach. Cienkie gałązki sosny skrobały szybę, jakby chciały się dostać do środka. Noc jak z horroru, zupełnie jak moje życie. Zasnąć udało mi się dopiero nad ranem, kiedy Leon zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe.

***

Po porannym, długim i relaksującym prysznicu na moją twarz wrócił uśmiech. Miałam na tyle dobry humor, że postanowiłam włożyć zwiewną koktajlową sukienkę z rękawami do łokci oraz wykonać delikatny makijaż. Przez tych kilka wolnych od tyrana dni lubiłam stwarzać złudzenie normalności, aby nie oszaleć do końca. Ciągle wmawiałam sobie, że od teraz będzie inaczej, że nie pozwolę znów zrobić sobie krzywdy, że zawalczę o siebie, ale scenariusz wyglądał zawsze tak samo. Strach paraliżował mnie tak, że pozwalałam Leonowi robić ze mną, co tylko chciał.

Wyszłam z pokaźnej garderoby, którą niestety dzieliłam z Leonem, i skierowałam się w stronę pokoju syna. Zapukałam delikatnie, po czym otworzyłam drzwi. Miłosz leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach. Nie zauważył mnie.

Jego pokój wyglądał jak typowy pokój nastolatka. Ciemnoszare ściany zdobiły plakaty drużyn piłkarskich, parapet uginał się od pucharów i medali za wygrane mecze, biurko natomiast przypominało skład wszystkich potrzebnych oraz niepotrzebnych rzeczy. Nie było na nim miejsca, aby wcisnąć chociażby długopis.

Przez krótką chwilę obserwowałam, jak syn przesuwał serdecznym palcem po ekranie swojego iPhone’a. Czarne, lekko falujące włosy opadały mu na twarz, a czekoladowe oczy wpatrywały się ze skupieniem w wyświetlacz. Z wyglądu przypominał ojca, na szczęście bardzo różnili się charakterami. Miłosz był radosnym, choć wrażliwym dzieckiem, dlatego nigdy nie dopuściłam do tego, by musiał oglądać swojego ojca w nieodpowiedniej – aczkolwiek to za mało powiedziane – sytuacji.

Wskoczyłam na łóżko i ucałowałam syna w skroń, wdychając mieszankę zapachów kwiatowego płynu do prania i cytrusowych perfum.

– Mamo, fuj! Nie całuj mnie tak więcej, przecież jestem już duży – zganił mnie Miłosz, po czym przetarł rękawem ślad po bladoróżowym błyszczyku.

Czasami zapominałam, iż chłopcy w jego wieku uważali się za bardziej dorosłych, niż w rzeczywistości byli. Dla mnie mój syn zawsze będzie małym chłopcem, o którego będę się martwić.

– Oj, już dobrze, nie dramatyzuj. Jeszcze niedawno zmieniałam ci pieluchy…

– Nie chcę tego słuchać, mamo! To upokarzające! – krzyknął, nakrywając się szarą poduszką wyciągniętą spod głowy.

Wyglądał na bardzo zawstydzonego, co mnie potwornie rozśmieszyło. Pokładałam się na łóżku, śmiejąc do rozpuku, co po chwili udzieliło się również Miłoszowi.

– Jadłeś śniadanie? – zapytałam z matczyną troską chwilę po tym, jak się uspokoiliśmy.

– Zrobiłem sobie płatki kukurydziane i tosty. Zostawiłem też kilka tostów dla ciebie – odpowiedział, a mnie zrobiło się ciepło na sercu.

– Mój kochany. – Spróbowałam znów dać synkowi buziaka, ale zdążył się odsunąć, robiąc unik godny dobrego pięściarza.

– No prosiłem, bez takich! – rzucił szybko, jednak cień uśmiechu przemknął przez jego wciąż dziecięcą twarz.

Tym razem odpuściłam.

Po szybkim, pożywnym śniadaniu udało mi się zaciągnąć Miłosza do ogrodu. Kręcił nosem, że musi się uczyć, bo tata będzie zły, ale szczerze mówiąc, miałam to gdzieś. Nade wszystko pragnęłam, by w większym stopniu zażywał dzieciństwa. Miał bardzo dobre oceny i Leon naprawdę powinien mu trochę odpuścić, tym bardziej że rok szkolny się kończył. Niestety wygórowane ambicje mojego męża kazały mu wierzyć, że człowiek bez pozycji jest nikim, przez co nie było mowy, by dał synowi potrzebną mu wolność i przestrzeń.

Nasza działka była spora i bardzo zadbana, więc lubiłam z niej korzystać. Malownicze kwiaty oraz krzewy posadzone wzdłuż ogrodzenia pachniały obłędnie, napawając mnie optymizmem, a zapach idealnie przyciętej, świeżo skoszonej trawy przypominał beztroskie młodzieńcze lata.

Pogoda, jak na czerwiec przystało, była doskonała. Słońce prażyło niemiłosiernie, na niebie nie widniała choćby mała chmurka. Po wieczornej burzy nie było śladu.

– Pogramy w piłkę? – zawołałam do syna, który z dłońmi wciśniętymi w kieszenie spodenek stał przy drzwiach balkonowych.

– A dasz radę w tej sukience? – zaśmiał się kpiąco.

– Jasne! Nie widziałeś mnie jeszcze w akcji. – Podbiegłam do neonowej żółtej piłki leżącej w rogu podwórka i kopnęłam ją wysoko do góry.

Ku mojemu niezadowoleniu piłka skręciła nie w tym kierunku, w którym powinna, i przeleciała na drugą stronę ulicy. Miłosz nie krył rozbawienia, kucnął, śmiejąc się wniebogłosy. Śmiem twierdzić, że taki obrót spraw bardzo go satysfakcjonował. Niewątpliwie wolał oglądać na żywo kabaret z matką w roli głównej niż rzeczywiście grać. Z powodu tej groteskowej sceny sama też zaczęłam się głośno i szczerze śmiać, co niestety zdarzało mi się coraz rzadziej. Szkoda, bo kochałam takie beztroskie dni.

Spojrzałam na trawnik, na którym leżała nasza własność. Byłam przekonana, że wcześniej stała tam tablica z napisem: „Na sprzedaż”, ale jej nie było. Zdziwiłam się. Dom stał pusty od dłuższego czasu. Poprzedni właściciele zażyczyli sobie za nieruchomość więcej, niż była warta. Mimo że domy na obrzeżach Wrocławia na ogół były dostojne i drogie jak nasz, cena i tak zwalała z nóg. „Czy będziemy mieli nowych sąsiadów?” – pomyślałam. Z tych rozważań wyrwał mnie trzask zamykanych energicznie drzwi. Miłoszowi znudziło się naśmiewanie z matki i postanowił wrócić do środka.

Norma.

Otworzyłam niezwykle ciężką metalową furtkę i przebiegłam po rozgrzanym asfalcie, czując pod bosymi stopami nieprzyjemną lepkość. Bramka nowych sąsiadów była zamknięta. Zaklęłam pod nosem, lecz czego się spodziewałam? Że zostawią ją otwartą i pozwolą nieproszonym gościom chodzić po kosztownej posesji? Z miną godną złodzieja rozejrzałam się dookoła. Upewniwszy się, że nikt mnie nie widzi, przeskoczyłam przez ogrodzenie. Poszło sprawnie i szybko. Kursy samoobrony oraz jogi odbywane w sekrecie przed mężem nie poszły na marne. Już miałam piłkę w rękach. Już cieszyłam się z operacji zakończonej sukcesem, gdy nagle poczułam na plecach ogromny ciężar, który kompletnie pozbawił mnie równowagi. Runęłam jak długa na twarz, ryjąc brodą w trawniku. Piach dostał mi się do ust i nosa, odbierając chwilowo dopływ tlenu.

– Pomocy! – krzyknęłam ledwie słyszalnie.

Próbowałam wstać, ale coś wciąż przyciskało mnie do ziemi. Było jak… łapa. Kątem oka dostrzegłam długą psią sierść, wielkie białe kły i cieknącą z pyska bezbarwną ślinę. O mało nie zemdlałam z przerażenia. Skulona w pozycji embrionalnej czekałam na jakąkolwiek pomoc, odmawiając wszystkie znane mi modlitwy.

– Bolton, do mnie! – wrzasnął ktoś, i pies, a raczej kudłaty napastnik, bo tak bym go określiła, natychmiast odbiegł.

Ślamazarnie podniosłam się z trawnika, zwracając głowę w stronę, z której dobiegał męski głos. Przy drzwiach wejściowych domu stał mężczyzna. Wzrok miałam zamglony, więc nie widziałam go dokładnie.

– Czy to pański pies? – zapytałam oburzona, po czym bez chwili zastanowienia ruszyłam w kierunku mężczyzny.

Byłam wściekła. Nie dość, że podłe psisko przegryzło piłkę, to na dodatek zniszczyło moją ulubioną sukienkę. O panice, jaka mi towarzyszyła, nawet nie wspomnę.

Niemal biegiem pokonałam dzielącą nas odległość. Dopiero wtedy zauważyłam, że facet stał owinięty tylko białym, nieprzyzwoicie krótkim ręcznikiem. Przystanęłam totalnie zdezorientowana. Nie wiedziałam, gdzie podziać wzrok. Mężczyzna był żywą kopią Jasona Morgana, wyglądał jak z okładki magazynu „Glamour”. Mokrą blond czuprynę miał lekko zwichrzoną, przyglądał mi się z nieukrywaną uwagą rozbawionymi, błękitnymi oczami. Omiotłam szybkim spojrzeniem jego nagą, muskularną klatkę piersiową i nie powstrzymałam się od zwilżenia językiem spierzchniętych ust. Nie uszło to uwadze nieznajomego, bo jego uśmiech znacznie się poszerzył. Kropelki wody spływały mu po torsie i brzuchu, wkrótce znikając między biodrami, gdzie znajdowało się cudownie wyrzeźbione V.

Co zdumiewające, facet nie wyglądał ani na zakłopotanego, ani na onieśmielonego, wręcz przeciwnie – nonszalancko opierał się o futrynę i z wyraźną aprobatą lustrował mnie od stóp po czubek głowy. Stałam jak zaczarowana, zapomniawszy, po co właściwie do niego podeszłam. Na szczęście mężczyzna przerwał tę niezręczną ciszę.

– Witaj, jestem Oskar – odezwał się, po czym wyciągnął do mnie rękę.

Chropowate, imponujące brzmienie powoli docierało do zakamarków mojego mózgu. Pierwszy raz zdarzyło mi się zauroczyć czyimś głosem. Zauroczyć kimkolwiek innym niż mój mąż, co przecież zdarzyło się wieki temu. Było to tak niedorzeczne i nierozsądne, że błyskawicznie wyparłam te myśli.

– Oliwia – wyrzuciłam piskliwie, podając mu rękę.

Zbyt długo przytrzymałam dużą, ciepłą dłoń nieznajomego. Miałam ochotę strzelić sobie w łeb za kolejną gafę. Szybko odchrząknęłam, przywołując się do porządku.

– Twój pies rzucił się na mnie. Powinieneś go nauczyć posłuszeństwa i nieatakowania ludzi. – Ledwie wstrzymałam odruch tupnięcia piętą o gotujące się pod nią kafle.

– Jeśli dobrze widziałem przez okno, to ty, Oliwio, wtargnęłaś na moją posesję niczym ninja. Czyż nie?

W tamtej chwili chciałam się zapaść pod ziemię, rozpłynąć w powietrzu lub przynajmniej uciec. Próbowałam grać obojętną, lecz zdradliwy rumieniec wkradł się na moje policzki. Duże usta Oskara drgnęły w lekkim uśmiechu.

Drwił ze mnie. Palant!

– Cóż… Weszłam tylko po piłkę – tłumaczyłam się, wskazując palcem na rozdartą gumę, przy której znów siedział pies.

Bolton okazał się owczarkiem niemieckim. Miał długą, czarną sierść przyprószoną rudawym kolorem, który pięknie lśnił w słońcu. Na moje oko ważył ze czterdzieści kilo, co miałam okazję poczuć na własnych plecach. Z daleka wydawał się miły, nawet posłuszny, ale wolałam więcej się do niego nie zbliżać.

– Tak, to też widziałem. Następnym razem staraj się kopać płaską stopą, nie czubkiem. – Oskar ponownie odsłonił idealne, białe zęby, przez co uwydatniły mu się także dołeczki w policzkach.

No idiotka…

Pokiwałam głową na potwierdzenie i odwróciłam się na pięcie. Postanowiłam zakończyć tę żenującą rozmowę. Nie chciałam się dłużej kompromitować, dlatego, zachowując resztki nadszarpniętej dumy, zadarłam wysoko brodę, po czym dziarskim krokiem zwróciłam się do wyjścia z podwórka.

Oczami Oskara:

Przyglądałem się Oliwii z rozbawieniem. Złote loki opadały kaskadami na jej wąskie ramiona, a buzia pokryta piaskiem zdawała się najśmieszniejszą, a zarazem najpiękniejszą, jaką widziałem. Wyglądała jak anioł. Taka delikatna, krucha, a jedocześnie zaczepna. To, jak próbowała grać wkurzoną, było urocze. Miała prześliczny aksamitny głos, mógłbym go słuchać godzinami. Jej lazurowe oczy błądziły po moim ciele. Byłem niemal pewien, że pożerała mnie wzrokiem i wstydziła się jednocześnie. Kiedy odwróciła się, by odejść, poczułem dziwną potrzebę zatrzymania jej, lecz co niby mogłem zrobić? Zauważyłem na jej serdecznym palcu obrączkę, i to był pierwszy oraz najważniejszy powód, by się wycofać. Co prawda nie interesowały mnie stałe związki, tylko przelotne, wygodne romanse, ale miałem zasady. Nie tykałem cudzych kobiet.

Wróciłem do środka, potem z pierwszego lepszego kartonu wygrzebałem ubranie. W oczy rzuciły mi się nadziewane orzechami czekoladki – moje ulubione. Pokiwałem przecząco głową na pomysł, jaki zrodził się w mojej głowie, lecz ta myśl była silniejsza ode mnie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: