- W empik go
Ostatni berserk - ebook
Ostatni berserk - ebook
„Ostatni berserk” to mroczna opowieść fantasy osadzona w średniowiecznej Skandynawii. Po upadku pogańskiej rebelii Swena Blota berserkowie stają się wyjętymi spod prawa banitami. Ścigani przez nowe chrześcijańskie prawo kończą życie pod katowskim toporem. Stary Gauko, ostatni z elitarnych wojowników, który przez wiele lat ukrywał się na górskim pustkowiu, napotyka pewnego dnia w lesie na wpół żywego młodzieńca. Tchnięty wewnętrzna intuicją postanawia go uratować. Człowiekiem tym okazuje się zbiegły z książęcego grodu niewolnik, będący pochodzącym z dalekich krain Słowianinem. Losy młodego uciekiniera i starego berserka splatają się ze sobą. Czy Słowianin posiądzie magiczną moc i stanie się niedźwiedziem Odyna? Czy uda mu się dokonać zemsty na swoich prześladowcach? Całą historię poznacie, sięgając po debiutancką powieść Macieja Szymczaka.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-962684-7-1 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
RAGNARÖK
Ciemne chmury mknęły po nieboskłonie, formując się w pokraczne kształty. Słońce z marnym skutkiem próbowało przebić się przez zwartą twierdzę obłoków, rzucając odrobinę światła na targane wichrem czupryny wojów. Zbrojne rzesze zebrały się na trawiastej równinie, by wesprzeć króla w decydującym starciu. Nadszedł Ragnarök – ostateczna bitwa pomiędzy zwolennikami starego i nowego ładu. Stojący na czele pogańskich oddziałów Swen Ofiarnik wypatrywał posła, obserwując odległy las włóczni i tarcz wrogiej chrześcijańskiej armii. Długie włosy opadały mu swobodnie na ramiona, podobnie jak siwa broda misternie zaplątana w warkocz. Stojący obok niego kapłan Odyna w upiornym makijażu wzniecał okrzyki bojowe wśród wojowników, budząc w nich wilczy głód krwi. Odziani w kolczugi i hełmy mężczyźni śpiewali do swych tarcz, uderzając w nie toporami i mieczami. Wprowadzali się w szał bojowy, prosząc o siłę i odwagę Ojca Poległych. Uświęcone symbole zdobiły ich tarcze, a liczne amulety, połyskujące na szyjach, miały ustrzec od goryczy porażki. Wiatr wciąż wzmagał się, przynosząc na pole bitwy powiew rześkiej bryzy znad Bałtyku. Nadciągał sztorm, a wraz z nim Asowie i Wanowie zaciekawieni nadchodzącym starciem.
Po drugiej stronie równiny, pod sztandarem żeliwnego krzyża zbierały się sprzymierzone wojska chrześcijan. Namaszczony przez duchowieństwo król Inge I, wraz z biskupami i możnymi panami, z dumą spoglądał na armię zgromadzonych wojowników. Oddziały zaprzyjaźnionych Sasów, Fryzów i Dunów stały w szeregach, tworząc szyk bojowy. W przeciwieństwie do zabijaków Swena trwali oni w ciszy, pokornie przygotowując się do starcia. Biskup Lund błogosławił kolejno oddziały walczących, wymachując w powietrzu kropidłem. Słowa modlitwy podnosiły morale żołnierzy, dodając im otuchy przed walką. Inge, po krótkiej naradzie z dowódcami, wysłał w poselstwie do Swena Ofiarnika młodego diakona Huberta. Był on biegły w sztuce dyplomacji, a kształcił się w samym Paryżu na frankijskim dworze. Duchowny ruszył w kierunku pogan, osłaniany przez niewielki oddział zbrojnych. Ufny w moc boską kroczył dumnie przez wysokie trawy, śmiało zmierzając ku wrogim zastępom bałwochwalców.
Swen, widząc zbliżające się poselstwo zakrzyknął do swych wojów po czym uniósł zaciśniętą pięść. Rozśpiewana wataha wilczych wojowników ucichła, zapanowała grobowa cisza. Słychać było tylko odległe morskie fale uderzające o poszarpany brzeg i opętańczy wizg nadciągającego z południa wichru.
— Oto zaczyna się Ragnarök. Widzicie, jak słońce zmaga się w górze z siłami ciemności? To sam Fenrir zerwał się z łańcuchów, by pogrążyć świat w chaosie — przemówił wzniośle Ulf, kapłan jednookiego boga, gładząc dłonią rękojeść miecza.
Burza ciemnych kudłów sterczała z czubka jego głowy opadając na lewą stronę twarzy, sięgając bujnej, krzaczastej brody. Był nie tylko kapłanem Odyna, ale także wojownikiem, który wielu śmiałków wysłał już do Walhalli. Przykuwał uwagę potężną posturą, a jego twarz stale przybierała grymas filozoficznej zadumy, czyniąc z niego myśliciela ludów północy. Bogowie zesłali na niego szał mądrości, często popadał w wieszcze stany, tłumacząc pobratymcom znaki zsyłane przez nieśmiertelnych. Stał w jednym szeregu u boku najbardziej znamienitych wojowników, Thorleva Upartego, Hodbroda Szalonego, Gorma Straszliwego i przywódcy pogańskiej rebelii, Swena Ofiarnika. Przeczesywał wzrokiem niebo, próbując odczytać znaki zwycięstwa z nadciągającego sztormu. Jaśniejący w oddali piorun uznał za wystarczającą odpowiedź. Oto w asyście gromów nadciągał król przestworzy – Thor, wraz ze swym potężnym młotem, Mjölnirem, przybywał, aby wesprzeć swych wyznawców w walce.
— Nie możemy zawieść naszego ludu i zbrukać pamięci przodków. Tylko od nas zależy, czy ciemność zapanuje nad światem — rzekł Ulf, po czym zaczął intonować cichą pieśń dedykowaną władcy piorunów.
— Chwała bogom! — zakrzyknął hardo Gorm Straszliwy, uderzając głownią topora w tarczę, aż huczało. Jego zniekształcona bliznami twarz budziła trwogę w wielu przeciwnikach.
— Chwała bogom! — zawtórowali mu inni, uderzając mieczami w tarcze.
Młody kleryk zadrżał na widok pogańskich wojsk. Obraz rosłych, brodatych mężczyzn wzbudził w nim strach. Jeszcze przed chwilą był pewien zwycięstwa, przekonany, iż niezwyciężony Chrystus wpędzi do lodowatego grobu diabła Odyna. Nigdy wcześniej nie czuł trwogi przed poganami, zawsze patrzył na nich z wyższością. Teraz żałował, iż podjął się poselstwa. Stanął parędziesiąt metrów przed orszakiem Swena, czekając aż ten przybędzie pertraktować. Śledził z niepokojem poczynania przeciwników.
Ulf chwycił w dłoń włócznię poświęconą Odynowi po czym wystąpił z szeregu. Wskazał drzewcem dwóch towarzyszących mu wojów. Ruszył na spotkanie poselstwa wraz z Hodbrodem Szalonym i Gunnarem Wysokim.
Kleryk zadrżał mimowolnie na widok zbliżających się wikingów. Zebrał się na odwagę, przywdziewając maskę wzgardy. Spojrzał z góry na zbliżającego się kapłana Odyna. Pogarda aż kipiała z jego oblicza, gdy kwaśnym głosem oznajmił:
— Nie z tobą pragnę rozmawiać, obdartusie. Jesteś kapłanem diabła, ta wiadomość jest przeznaczona tylko dla uszu jarla Swena, z nikim innym rozmawiać nie będę.
Ulf postąpił krok naprzód, wyraźnie rozgniewany. Przyboczni kleryka zareagowali błyskawicznie, zasłaniając go tarczami. Ulf rzekł głosem niezwykle mocnym i hardym, brzmiał jak stara pieśń wypływająca z czeluści zamarzniętych piekieł. Hubert poczuł chłodny dreszcz na karku:
— Żaden to jarl a prawowity król Szwecji. — Wbił włócznię w ziemię, demonstrując umięśnione ramię. — On przywróci dziś stary porządek, wygna misjonarzy z kraju i zburzy ich plugawe świątynie. Ja jestem jego doradcą, jego okiem i uchem, przekażesz wiadomość mnie, albo odejdź, byle prędko! — rzekł stanowczo.
Kleryk obruszył się, marszcząc czoło.
— Z takim dzikusem jak ty mam gadać? — Starał się sprawiać wrażenie pewnego siebie, lecz głos mu drżał, a kolana zaczęły się pod nim uginać.
— Zważ na słowa, wyznawco obcego bożka, zważ do kogo i w jaki sposób się zwracasz — wybrzmiał złowrogo Ulf. — Widzisz moje ramię? — Kapłan Odyna podciągnął rękaw koszuli, pokazując szereg malutkich blizn biegnący od nadgarstka aż po muskularny biceps. — Każde z tych nacięć oznacza wroga, który poległ od mej włóczni, topora lub miecza. Tyle samo sznyt mam i na drugim ramieniu. Czy możesz pochwalić się podobną ilością zabitych wrogów?!
Hubert spojrzał z niedowierzaniem na naznaczone bliznami przedramiona Ulfa. W tym momencie stracił resztkę odwagi. Cofnął się o krok, kryjąc za tarczami swych przybocznych. Po chwili zastanowienia zdecydował się przekazać treść wiadomości. Jego głos załamywał się pod wpływem strachu:
— Wróćcie do domu, porzućcie błędy swych ojców i przyjmijcie Chrystusa do waszych serc. Wydajcie nam wszystkich kapłanów z Uppsali, odstąpcie od czci demonów i natychmiast się poddajcie. Jeżeli się ochrzcicie, to pozwolimy wam żyć w spokoju. Swen ofiarnik, przeklęty poganin i jego plugawy ród zachowa życie. Dla ciebie, czarowniku, nie ma już jednak żadnej nadziei, spłoniesz na stosie wraz z innymi pogańskimi odszczepieńcami, ale przynajmniej Swen ocali swoje wojsko. Król Inge oczekuje natychmiastowej kapitulacji.
Ulf spojrzał zdziwiony na twarze towarzyszących mu kompanów, po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Przyboczni wojacy zawtórowali mu tym samym opętańczym rechotem, który uniósł się w przestworza zwiastując nadciągającą bitwę. Zaskoczony kleryk uczynił znak krzyża, przeklinając w duchu zuchwałość czarownika. Ulf odrzekł dumnie, prężąc potężną pierś:
— To jest Ragnarök! — powiedział hardo. — Nie będzie żadnych ustępstw! Zwyciężymy albo zostaniemy zwyciężeni. Nadziejemy wasze głowy na włócznie i zaniesiemy je w ofierze bogom do Uppsali. Chwała Thorowi, chwała Freyrowi, chwała Odynowi! — wrzasnął, wywołując okrzyki aprobaty wśród wojowników.
Hubert już miał się wycofać, by przekazać wieści o klęsce misji dyplomatycznej, gdy nagle Hodbrod Szalony skoczył do przodu i zadał cios włócznią. Grot przemknął jak błyskawica ponad tarczami strażników, tnąc policzek kleryka. Ten wrzasnął panicznie, chwytając się za okaleczoną twarz. Przez palce jego dłoni przelewała się krew, plamiąc habit. Osłaniający posłańca rycerz zamachnął się mieczem, ale Hodbrod był szybszy, w mgnieniu oka zanurzył ostrze grotu w jego oczodole. Gałka oczna wypłynęła wraz z potokiem gęstej juchy, zalewając kolczugę szkarłatnym odcieniem posoki. Kolejny błyskawiczny cios podciął jego nogi, rycerz upadł na ziemię, wypuszczając z rąk tarczę. Hodbrod zagłębił włócznię w jego trzewiach. Ten wydał żałosny jęk, wypluwając krew z ust. Hubert zawodził żałośnie, dociskając rękę do twarzy. Wycofywał się w popłochu, omdlały z bólu i utraty krwi. Strażnicy otoczyli go ciasno, zasłaniając przed włócznią nacierającego Hodbroda. Rycerze przyjmowali pchnięcia na tarcze, odpowiadając cięciami kling mieczy. Szaleniec nacierał wściekle, kąsając ich grotem włóczni niczym pszczoła żądłem.
— Dość! Wracaj do szeregu, na Thora! — skarcił Hodbroda Ulf. Hodbrod aż zagotował się ze złości słysząc komendę, ale usłuchał. Pozwolił wycofać się poselstwu na bezpieczną odległość i wrócił na swoje miejsce. Klął pod nosem, patrząc krzywo na kapłana Odyna.
Ulf kiwnął głową porozumiewawczo do Swena. Przywódca rebelii uniósł topór wysoko w górę. Wojowie zaryczeli, wzniecając okropny hałas. Zaintonowali tradycyjną magiczną pieśń, śpiewając do swych tarcz ozdobionych runicznymi symbolami. Straszliwa melodia niosła się w przestworza, ku uszom uradowanych bogów. Chmury wciąż pędziły po niebie, a nadchodzący sztorm zaczął już przewracać łodzie rybackie w pobliskiej zatoce. Nieśmiertelni przybyli, aby obejrzeć ostateczną bitwę.
* * *
W szeregach chrześcijańskiej armii zapanowało poruszenie. Wspierający króla jarlowie zdzierali gardła nakazując podwładnym utrzymać szyk. Sztandary powiewały na wietrze, zaś mnisi uwijali się jak w ukropie, błogosławiąc kolejne oddziały za pomocą świętej relikwii. Król Inge, otoczony przez wojowników, siedział dostojnie w swym siodle, wypatrując w oddali poselstwa. Razem ze swoją świtą i duchowieństwem zajął miejsce w pierwszym szeregu, stając na czele zgromadzonej przez siebie armii. Zmrużył oczy dostrzegając zbliżających się posłańców. Widok powracającego dyplomaty wzbudził w nim niepokój. Młody diakon słaniał się na nogach, upadając co chwilę na ziemię. Przyboczna straż wycofywała się w wielkim pośpiechu, osłaniając się tarczami. Niewielki oddział stanął w końcu przed obliczem swojego władcy. Zmęczeni mężczyźni wyglądali jak upiory po zmarłych na polu bitwy wojakach. Hubert odkaszlnął, spluwając krwią. Zaciskając czerwone od juchy zęby, uklęknął przed królem. Trzęsącym się głosem zakomunikował:
— Poniosłem klęskę, mój panie. Poganie będą walczyć, nie przystaną na nasze warunki.
Dosiadający białego jak śnieg rumaka Inge zdjął z głowy posrebrzany hełm ze złotą okularową maską. Zacisnął dłoń obleczoną w rękawicę na rękojeści rodowego miecza i rzekł:
— Wielka to ujma na honorze, traktować w ten sposób posła, drogi Hubercie! Nie okażemy im litości, wygubimy wszystkich co do ostatniego! — krzyknął ochrypłym głosem. Rycerze z aprobatą wysławiali jego imię, ślubując mu wierność na polu walki. — Wszyscy oni poczują, czym jest gniew boży!
Klęczący na ziemi kleryk dyszał ciężko, łapiąc z trudem oddech. Spojrzał na władcę przekrwionymi, zmęczonymi oczami. Z rozległej rany wciąż lała się krew. Przemówił słabym głosem:
— W ich szeregach pełno jest czarowników i pogańskich diabłów. Ludzie niedźwiedzie i wilki. Berserkowie, cały oddział berserków — powiedział, słabnąc jeszcze bardziej.
Inge spojrzał porozumiewawczo na biskupa. Dostojnik kościelny siedział na potężnym karym koniu, myślami będąc daleko stąd. Jego oblicze zdawało się być spokojne. Dał znak braciom zakonnym, aby zaopiekowali się rannym Hubertem. Zwrócił swą zadbaną, wypielęgnowaną głowę ku królowi i łagodnie zapytał:
— Czy ci szaleńcy są tak niebezpieczni, jak powiadają?
— Lepiej, abyś nie wiedział, jaka siła drzemie w tych bestiach, czcigodny ojcze. — Władca zamyślił się. — Mamy jednak po swojej stronie bożych wojowników z całej Europy. Jego świątobliwość papież Wiktor III przesłał nam doborowe oddziały jazdy ze wszystkich zakątków cywilizowanego świata. Bóg jest z nami. Jednak na wszelki wypadek będziemy się trzymać z tyłu. Wyślemy najpierw zastępy piechoty, a gdy bitwa rozgorzeje, ruszymy wszystkimi siłami na osłabionego i zmęczonego wroga. Nasze rumaki zadepczą kopytami te przeklęte pogańskie bestie!
— Rozsądny plan, mój panie — pochwalił go biskup. — Wiadomym jest, że strzeżonego pan Bóg strzeże.
— Magnusie! — Inge zwrócił się do rosłego rycerza dzierżącego długą na dwa metry włócznię. — Przekaż rozkazy, niech jarlowie szykują swoje wojska do ataku. Jako pierwsza ruszy piechota Skanii, Fioni, a zaraz za nimi Huskarlowie.
Magnus skinął posłusznie głową, a potem uderzył konia ostrogami, pędząc w stronę formujących szyki wojowników.
— Spójrz na nich tylko, ojcze. — Inge wskazał dłonią na zbrojnych. — Oto zebrali się rycerze pod sztandarem jedynego prawdziwego Boga.
Przybyli z obcych krain mężowie w skupieniu oczekiwali na sygnał do rozpoczęcia walnej bitwy. Jasnowłosi Bawarczycy i Fryzowie, ciemnoocy Kastylijczycy, a nawet niepokorni Czesi i Polanie, stali w jednym szeregu, tworząc zwarty mur pancernej jazdy. Pięć tuzinów doświadczonych na wyprawach wojennych zabijaków czekało tylko, aby zadać śmierć poganom.
— Czyż ten widok nie cieszy cię, ojcze? Sam Chrystus powiedzie dzisiaj naszą armię ku zwycięstwu — dodał przepełniony dumą Inge, po czym z powrotem skrył oblicze za wspaniałym hełmem. Uderzył rumaka ostrogami i poprowadził swych konnych na tyły armii.
Jeźdźcy ruszyli kłusem, wzbudzając podziw wśród pieszych oddziałów. Odziani w kolczugi z długimi rękawami i kaptury kolcze, uzbrojeni w miecze rycerze robili piorunujące wrażenie na szeregowych wojakach. Jarlowie nakazali przegrupować się poszczególnym drużynom. Zastęp Huskarlów z długimi toporami oraz formacja odzianych w zbroje łuskowe Swewów i Gotów przemieściły się na przód. Bęben wybrzmiał głośno, sztandary powiewały na wietrze. Mnisi czynili w powietrzu znak krzyża, wypowiadając sentencje łacińskiej modlitwy.
Wtem z przeciwnej strony pola bitewnego doszedł ich straszny jazgot. Dźwięki dud, rogów i trąb rozbrzmiały złowieszczo, zwiastując nadchodzącą rzeź. Modlący się w królewskim namiocie rycerze usłyszeli straszliwy hałas. Brzmiało to tak, jakby całe niebo zwaliło się im na głowy.