Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni lodzermensch. Robert Geyer 1888-1939 - ebook

Rok wydania:
2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,50

Ostatni lodzermensch. Robert Geyer 1888-1939 - ebook

Dzieje Łodzi w XIX i XX stuleciu to nie tylko elektryzująca wyobraźnię historia „polskiego Manchesteru” - miasteczka, które w ciągu półwiecza stało się przemysłową metropolią; nie tylko wielobarwna historia „tygla narodów, kultur i religii”; wreszcie nie tylko znaczone kontrastami i konfliktami społecznymi dzieje „złego miasta”. To również historia fortun i karier słynnych „lodzermenschów”. Jedną z najciekawszych, a zarazem najmniej znanych postaci spośród nich pozostaje Robert Geyer - wnuk Ludwika, twórcy potęgi rodu i pierwszego łódzkiego fabrykanta. Robert należał do ostatniego pokolenia wielkich łódzkich przemysłowców, które zeszło z areny dziejów wraz z wybuchem II wojny światowej, kładącym kres „Ziemi Obiecanej”. Był człowiekiem wielu pasji -przedsiębiorcą, działaczem gospodarczym, społecznikiem, politykiem łączącym konserwatywne przekonania z poparciem dla Piłsudskiego, wreszcie człowiekiem zafascynowanym ... Skandynawią, co zaowocowało przyjęciem przez niego funkcji konsula honorowego Finlandii w Drugiej Rzeczypospolitej.

Spis treści

Wstęp

Rozdział I. Z Sępiego Rodu

1. Protoplasta gatunku

2. Hybris i Nemezis

3. Uczniowie Czarnoksiężnika

Rozdział II. Dinozaur Ziemi Obiecanej

1. Koniec świata „lodzermenschów”

2. Gente Germanus natione Polonus

3. Fin i Polak – dwa bratanki?

Zakończenie

Bibliografia

Summary

Viimeinen „lodzermensch” Robert Geyer (1888–1939) (Streszczenie w jęz. fińskim)

 

Aneks

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7969-516-4
Rozmiar pliku: 8,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Dzieje Łodzi – „Ziemi Obiecanej”, „polskiego Manchesteru”, „włókienniczego Klondike”, „perły w koronie dynastii Romanowów”, żeby wymienić tylko niektóre sugestywne określenia, jakimi przez ostatnie dwa wieki historycy, publicyści, politycy, działacze gospodarczy, przedsiębiorcy i literaci próbowali uchwycić i lapidarnie scharakteryzować fenomen miasta nad Łódką – utożsamiane są powszechnie przede wszystkim z historią spektakularnego sukcesu ekonomicznego, zawrotną karierą niewielkiej osady, która w ciągu niespełna pół wieku w iście amerykańskim tempie zamieniła się w tętniący życiem i pracą, dyszący ambicjami wielkich zysków, naznaczony ludzkimi triumfami i upadkami, pychą i krzywdą „kominogród”, wielką włókienniczą metropolię.

Ta niezwykła kariera fascynuje i skupia uwagę zarówno zawodowych dziejopisów, jak i lokalnych amatorów-pasjonatów regionalnej historii, zapatrzonych w wielką przeszłość swej „małej ojczyzny”.

Z ich tekstów wyłania się prawdziwie epicka historia Łodzi. Miasta, które w drugiej połowie XIX w. stało się dla przedsiębiorczych i bezwzględnych fabrykantów i finansistów, ówczesnych „biznesmenów-wizjonerów” wymarzonym miejscem dla zrealizowania snów o zawrotnej karierze i zdobyciu bajecznego majątku. Ośrodka przemysłowego, który poprzez swój bezprecedensowy ekonomiczny sukces zadaje i dziś kłam rozpowszechnionym stereotypom o historii Polski jako ciągu bohaterskich, romantycznych i... kończących się porażkami walk o granice czy polityczny prestiż oraz powstańczych zrywów. Wielkiej „kuźni fortun”, stanowiącej zarazem znakomity przykład dokonującego się u schyłku XIX w. i na początku XX stulecia na ziemiach polskich – oczywiście nie bez społecznych ofiar, wśród których na pierwszym miejscu należy wymienić opłakaną sytuację materialną i nędzną wegetację części środowiska robotniczego – wielkiego awansu cywilizacyjnego, gospodarczego i technologicznego.

Dzieje miasta nad Łódką to także heroiczny, budujący przykład walki z przeciwnościami, ponawianych prób budowania na zgliszczach dawnej świetności. Tak było przecież po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości, kiedy Łódź, jako wielki ośrodek przemysłu włókienniczego, zaczęła przeżywać poważne kłopoty ekonomiczne. W wyniku dojścia do władzy bolszewików i oderwania się ziem polskich od rosyjskiej gospodarki, przemysł łódzki został jednocześnie pozbawiony niewyczerpanego źródła tanich surowców i nienasyconego rynku zbytu, jakim było dlań imperium Romanowów. Dławione kryzysem miasto musiało borykać się z bezrobociem, biedą i będącymi ich wynikiem napięciami społecznymi, do których dochodziła jeszcze ostra walka o „rząd dusz” w mieście pomiędzy obozem narodowym, socjalistami i zwolennikami autorytarnych rządów Józefa Piłsudskiego. Choć dawna „Ziemia Obiecana” była już wtedy tylko cieniem swej dumnej przeszłości, nadal można było nad Łódką znaleźć przedsiębiorców, którzy na przekór „trudnym czasom”, na przekór wszystkiemu potrafili udowodnić sobie i innym, iż Łódź jest nadal miejscem, w którym można robić korzystne interesy, w mozole budować rodzinne fortuny i kontynuować „lodzermenschowską” tradycję.

Dzieje Łodzi to również pasjonująca dla miłośników Klio, owocująca licznymi badaniami i interesującymi publikacjami, historia prawdziwego „tygla” narodów, kultur i religii, w którym obok siebie przez półtora wieku egzystowały cztery narodowości. I choć często nie było to sąsiedztwo łatwe, a różnice etniczne były pogłębiane przez odrębności religijne, poczucie kulturowej obcości, konflikty społeczne i polityczne, to jednak dopiero prawdziwe kataklizmy, jakimi okazały się dla naszego miasta – również w kontekście jego wielonarodowego i wielokulturowego charakteru – II wojna światowa i hitlerowska okupacja, sprawiły, iż Łódź polsko-niemiecko-żydowska (dodać należałoby również i „rosyjska” do I wojny światowej – nad Łódką w okresie zaborów zadomowiła się przecież wcale liczna z czasem, choć stanowiąca swoistą enklawę, rosyjska kolonia „wojskowo-policyjno-urzędnicza”) odeszła w przeszłość.

Koniec wielonarodowościowej Łodzi nastąpił w dramatycznych okolicznościach, wyznaczonych z jednej strony przez koszmar istnienia i zagłady łódzkiego getta, z drugiej przez exodus niemieckiej ludności przed zbliżającą się ze wschodu Armią Czerwoną, ludności obawiającej się nie tylko Sowietów i bolszewii, ale także rewanżu za lata wojennej poniewierki ze strony polskich mieszkańców „niemieckiego” do niedawna Litzmannstadt.

I wreszcie – co również istotne i stało się najważniejszym impulsem dla napisania niniejszej książki – historia „polskiego Manchesteru” to historia konkretnych „ludzi Łodzi” – osławionych „lodzermenschów” i ich rodzin budujących przemysłową potęgę miasta. To dzieje „małej ojczyzny” potężnych przemysłowych i bankierskich, niemieckich, żydowskich, ale i zapatrzonych w ich przykład, terminujących dopiero w wielkim biznesie, mozolnie dobijających się uznania i pozycji – polskich rodów. To historia przybyłych z Niemiec, ale także z różnych regionów ziem polskich, pozostających wówczas pod zaborem pruskim i rosyjskim, na zawsze wrosłych w łódzki pejzaż swymi gospodarczymi sukcesami rodzin Scheiblerów, Grohmanów, Poznańskich, Herbstów, Heinzlów, Meyerów, Biedermannów, Barcińskich, Anstadtów, a także rodzimych, polskich łódzkich i podłódzkich rodów, takich jak Urbanowscy. To wreszcie dramatyczna, obfitująca we wzloty i upadki, naznaczona sukcesem, ale i porażkami historia wielkiej familii faktycznych „założycieli miasta” – rodu Geyerów. To właśnie im – choć przede wszystkim wnukowi legendarnego „ojca miasta”, Ludwika Ferdynanda, Robertowi Geyerowi – poświęcono tę książkę.

Jej treść została podzielona na dwa zasadnicze rozdziały. Pierwszy z nich – to przedstawienie zarysu dziejów familii Geyerów: opowieść o bajecznej karierze jego protoplasty, a zarazem „pierwszego lodzermenscha” w historii i miasta, Ludwika Ferdynanda; o kolejach jego imponującego sukcesu, a następnie spektakularnego upadku; wreszcie – o heroicznych wysiłkach jego synów, z determinacją dążących do odbudowy rodzinnej fortuny i wprowadzenia na powrót nazwiska Geyerów na społeczny i gospodarczy łódzki Olimp.

Szczególnie dużo miejsca poświęcono w tym rozdziale najwybitniejszemu przedstawicielowi rodziny, „królowi włókna” Ludwikowi, ale również jego synowi Gustawowi – ojcu Roberta.

Rozdział drugi to historia życia i kariery Roberta Geyera – tego, któremu przypadła trudna rola wprowadzenia rodzinnego przedsiębiorstwa w okres niepodległej Rzeczypospolitej; odnalezienia dla niego miejsca w gospodarce międzywojennej Polski w warunkach (jak już wcześniej wspomniano) utraty wielkich rosyjskich rynków zbytu i zaplecza surowcowego, będących przed I wojną światową, jak się zdawało, warunkiem koniecznym ekonomicznej ekspansji i rozwoju przemysłowej Łodzi; w państwie biednym, które padało ofiarą kolejnych kryzysów finansowych i ekonomicznych – najpierw trudności powojennej odbudowy i porozbiorowej integracji gospodarki, później katastrofalnej hiperinflacji, wreszcie wielkiego kryzysu gospodarczego pierwszej połowy lat trzydziestych.

Rozdział ten ukazuje trzy oblicza spadkobiercy rodzinnej fortuny – przedsiębiorcy, włókiennika, ale także wszechstronnego biznesmena i obdarzonego intuicją inwestora w różnych branżach krajowego przemysłu; Niemca z pochodzenia, który po odrodzeniu Rzeczypospolitej w polskiej już Łodzi w miarę upływu lat coraz mocniej poczuwał się do bycia Polakiem z wyboru – angażował się na polskiej scenie politycznej oraz na niwie społecznej dla dobra lokalnej łódzkiej polsko-niemiecko-żydowskiej społeczności, płacąc po wybuchu II wojny światowej i zaprowadzeniu w Łodzi okupacji hitlerowskiej za swe wybory cenę najwyższą – ponosząc śmierć z rąk rodaków wyznających zbrodniczą ideologię narodowego socjalizmu, ginąc z rąk Niemców, z którymi dzieliło go wszystko oprócz pochodzenia; wreszcie przedsiębiorcy i społecznika, który nową publiczną pasję odnalazł w służbie dyplomatycznej, zaprzęgając dla jej potrzeb dotychczasowe doświadczenia biznesowe i w działalności społecznej.

Jednak książka ta nie jest tylko przewodnikiem po losach Roberta Geyera, jego rodziców i wielkiego dziada. Ich przedsięwzięcia, sukcesy i porażki stawały się czasem pretekstem do szerszego nakreślenia gospodarczego, społecznego i politycznego tła ich aktywności – zarówno w kontekście lokalnym, łódzkim, jak też ogólnopolskim czy też – przed I wojną światową – imperium rosyjskiego.

Czasami zatem opowieść o Geyerach stawała się opowieścią o „wielkiej Łodzi” schyłku XIX w., meandrach życia gospodarczego międzywojennej Polski, a także międzynarodowych relacjach Drugiej Rzeczypospolitej i tajnikach dyplomatycznego rzemiosła.

* * *

Autor chciałby wyrazić wdzięczność osobom, których przychylność i pomoc umożliwiły mu jej wzbogacenie o cenny materiał ikonograficzny. Podziękowania za życzliwość należą się Pani Dyrektor Muzeum Miasta Łodzi (MMŁ) Małgorzacie Laurentowicz-Granas i Panu Dyrektorowi Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi (CMW) Marcinowi Oko. Za bezinteresowną pomoc, wyrażającą się w przeprowadzeniu kwerendy zbiorów i pomocy w wyborze ilustracji dziękuję kustoszowi Mirosławowi Jaskulskiemu (MMŁ) i starszemu kustoszowi Piotrowi Jaworskiemu (CMW), wreszcie za pomocne rady – Pani Kierownik Działu Historii MMŁ Beacie Kamińskiej oraz pracownikom MMŁ Panom Cezaremu Pawlakowi i Marcinowi Szymańskiemu.ROZDZIAŁ I
Z Sępiego Rodu

1. Protoplasta gatunku

Na miano założyciela „łódzkiej dynastii” Geyerów, a zarazem pierwszego „lodzermenscha” i protoplasty tego szczególnego gatunku „ludzi Łodzi”, twórców potęgi „Ziemi Obiecanej”, przemysłowców ambitnych i zdeterminowanych na tyle, aby osiągnąć oszałamiający finansowy triumf i awansować na szczyty społecznej hierarchii, przedsiębiorców bezwzględnych w interesach, a przy tym obdarzonych wymykającym się racjonalnym miarom, niezwykłym zmysłem do interesu – tym co Niemcy określają terminem „czucie opuszkami palców” – zasłużył z pewnością dziad Roberta Geyera, Ludwik. Był to pierwszy łódzki fabrykant „z prawdziwego zdarzenia”, na głowę którego wielki sukces osiągnięty w branży włókienniczej ściągnął oskarżenia zawistnej konkurencji o nieczyste machinacje finansowe i przekupywanie skorumpowanej rosyjskiej administracji, a także posądzenia o paranie się czarną magią i pakt z samym diabłem ze strony zatrudnianych przez niego prostych robotników.

„Przemyślny to był jucha Niemiec. Fabrykę kazał zaopatrzyć w dobrą liczbę okien, a mianowicie w trzysta sześćdziesiąt pięć! W tyle, ile jest dni w roku. Chodziło mu przecież o to, aby każdego dnia w roku złote promienie słoneczne, wpadające przez jego szyby do jego fabryki, na jego warsztaty, zamieniały się na nich w jego złote rubelki. A, że lata były słoneczne, pogoda mu sprzyjała, pomieścił więc dodatkowo jeszcze jedno okno na złote ruble w dachu. To specjalnie na rok przestępny, kiedy przypada trzysta sześćdziesiąt sześć dni... Po co miał być stratny? Przecież dobry i ten jeden dzień, choć co cztery lata”

– tak stara miejska legenda z pierwszej połowy XIX w., przytoczona przez wielkiego miłośnika historii Łodzi, Zdzisława Konickiego, w jego książce pt. Dziwy nad Łódką^(), charakteryzowała „czarodziejskie” praktyki przodka Roberta Geyera i pioniera przemysłowej Łodzi. Tego samego, którego przedsiębiorcy-rywale i robotnicy nazywali „królem perkalu”, „Saksończykiem”, „panem Gajerem”, „niemieckim czarnoksiężnikiem” – lub po prostu – „Czarnym”.

Swą drogę do zdobycia zawrotnej fortuny i pozycji „pierwszego fabrykanta włókna Królestwa Polskiego” (jak pisała o nim oficjalnie ówczesna rosyjska prasa) Geyer rozpoczął właśnie w Łodzi, dokąd przybył na przełomie lutego i marca 1828 r. „Król łódzkiej bawełny” cieszył się przez całe dziesięciolecia tym prestiżowym tytułem, dopóki nie zdetronizował go jeszcze potężniejszy potentat włókienniczy – Karol Scheibler.

Ludwik Ferdynand Geyer urodził się 7 stycznia 1805 r. w Berlinie. Pochodził z fabrykanckiego rodu o saskich korzeniach. Jego głowa, Adam Krzysztof Geyer, ojciec Ludwika, był szanowanym właścicielem fabryki wyrobów bawełnianych w Neugerzdorf pod Löbau na Górnych Łużycach^(). Zadbał też o właściwe wykształcenie syna. Ludwik – czy też Louis, jak kazał później do siebie (nieco pretensjonalnie) się zwracać – ukończył Akademię Berlińską i zgodnie z planami Geyera seniora rozpoczął pracę w ojcowskich zakładach.

Jednak nie zagrzał w nich długo miejsca i jako się rzekło już w 1828 r. wraz z ojcem przybył do Łodzi zachęcony polityką gospodarczą rządu Królestwa Polskiego dążącego za wszelką cenę do szybkiego i skutecznego uprzemysłowienia kraju. W przypadku miasteczka nad Łódką polityka ta przejawiała się w konsekwentnym promowaniu go jako idealnego miejsca osadnictwa dla tkaczy napływających z Wielkopolski, Prus, Śląska, Saksonii, Czech i Moraw oraz dążeniu do uczynienia z małej, nieznanej dotąd osady wielkiego ośrodka przemysłu włókienniczego, opartego na tanim rosyjskim surowcu i ogromnym rynku zbytu, jakim było carskie imperium.

Jak wieść gminna niosła, „niemiecki czarnoksiężnik” przywiózł ze sobą z rodzinnych Łużyc niewielki majątek – mówiono o jakimś starym zegarze z kukułką, sfatygowanej komodzie, kredensie, paru drewnianych warsztatach i saskiej bryczce z jednym koniem. Jednak to nie wielki kapitał miał mu zapewnić sukces, ale gruntowna, fachowa wiedza i cechy charakteru – kunszt rasowego włókiennika, determinacja, zimna krew i bezwzględność, wreszcie, jak to miejscowi określali, „kręcona kiepieła”, czyli niepowszedni talent kupiecki, owa charakteryzująca później wszystkich „lodzermenschów” przysłowiowa „żyłka do interesów”^().

W niespełna pół roku po osiedleniu się w Łodzi, 9 sierpnia 1828 r., Ludwik Geyer zawarł umowę z Komisją Województwa Mazowieckiego, w której zobowiązał się solennie, iż przez dziesięć lat „do stu warsztatów tkackich produkcją na własny rachunek rozmaitych bawełnianych wyrobów mody zatrudniać będzie”, a w ciągu roku wybuduje też dom mieszkalny – stanowiący w oczach przezornych urzędników rękojmię poważnych planów przybysza, mających się odnosić do Łodzi^().

Na potrzeby rozkręcenia raczkującego interesu i pobudowania nowego rodzinnego gniazda otrzymał też Ludwik od władz działkę przy ulicy Piotrkowskiej 284–286 o powierzchni prawie ośmiu hektarów, ulokowaną nad malowniczym stawem i przylegającą do ówczesnego placu Górnego Rynku (dzisiejszego Placu Reymonta). Tam też szybko zbudował drewniany, schludny – choć mało imponujący w porównaniu z późniejszymi pałacami wielkich „lodzermenschów” – dom. Na mocy umowy miał też otrzymać prawo do pozyskiwania budulca z lasów rządowych, obietnicę wszelakiej pomocy przy rozbudowie warsztatów tkackich, zgodę na sprowadzanie nisko oclonej przędzy bawełnianej oraz licencję na import dwudziestu pięciu cetnarów – czyli tysiąca sześciuset kilogramów – tkanin bawełnianych.

W porównaniu z początkową deklaracją o uruchomieniu nawet setki warsztatów – jak się okazało buńczuczną i zdecydowanie na wyrost – start słynnego „bawełnianego królestwa” Geyera był doprawdy bardziej niż skromny. Jego majątek wystarczył jedynie na założenie niezbyt imponującego zakładu z zaledwie dwunastoma warsztatami tkackimi i kilkoma maszynami drukarskimi. Jednak upór, konsekwencja w budowaniu pozycji pierwszego łódzkiego przemysłowca i wreszcie sprzyjająca koniunktura sprawiły, iż w ciągu zaledwie kilku lat przybysz z Löbau stał się największym producentem wyrobów bawełnianych nie tylko w Łodzi, ale i w całym Królestwie Polskim, zdecydowanie dystansując branżową konkurencję.

Ludwik Geyer wykorzystał przy tym dramatyczny, gwałtowny upadek przemysłu lnianego i wełnianego, skupionego w ośrodku łódzkim, który nastąpił po upadku Powstania Listopadowego w wyniku likwidacji przez cara armii Królestwa Polskiego – głównego odbiorcy wytwarzanego w okolicy sukna. Po tej decyzji masowo bankrutowali łódzcy wytwórcy lnu oraz pomniejsi fabrykanci. Ubożeli i wynajmowali się do pracy za bezcen tkacze-chałupnicy.

Geyer tymczasem skrzętnie i bez skrupułów zbijał ich kosztem majątek. Niczym prawdziwy sęp (tak go właśnie niekiedy z mieszaniną pogardy i lęku określali konkurenci – w języku niemieckim „sęp” to przecież „geier”) czekał na finansową agonię sąsiadów, aby później wykupywać niemal za bezcen kolejne parcele i przejmować warsztaty pracy bankrutów. Stopniowo, cierpliwie dołączał do swego wschodzącego imperium leżące w sąsiedztwie grunty po obu stronach ulicy Piotrkowskiej. Z czasem skupił w ręku prawo własności do parceli o powierzchni liczącej najpierw około dwadzieścia, później trzydzieści, wreszcie łącznie prawie pięćdziesiąt hektarów i rozciągających się szerokim pasem po obu stronach popularnej łódzkiej „Pietryny” – od ulicy Czerwonej aż do południowych granic ówczesnego, niewielkiego jeszcze miasta.

Chronologicznie pierwsza posesja fabrykanta, przy Piotrkowskiej 284/286 (wówczas nr 284), usytuowana była po prawej stronie zbiornika wodnego, zwanego „stawem Geyera”. Drugą – z lewej strony rzeczonego stawu – zakupił tanio w 1833 r. od zbankrutowanego włókiennika-drukarza, Antoniego Wilhelma Potempy^(). W 1840 r. nabył od rządu rosyjskiego na licytacji majątek po fabrykancie Langem, posesję przy Piotrkowskiej 287–301 (wówczas numer 272–282), rozciągającą się od północnego brzegu rzeki Jasień do ulicy Czerwonej^(). Nabył – lecz nie za gotówkę. Na to był zbyt sprytny. Należność rozłożono mu bowiem na rekordową ilość dwudziestu ośmiu rocznych rat, których jednak nigdy do końca nie zapłacił. Jeszcze w tym samym roku kupił od rządu w drodze kolejnej zyskownej licytacji czwartą posesję – na południe od rzeki Jasień przy Piotrkowskiej 303–315 (wówczas nr 285–295) – pozostawioną przez zrujnowanego Rundziehera. I w tym przypadku suma, którą zadeklarował przy zakupie, została rozłożona przez uczynnych urzędników na stosunkowo niskie raty, których spłatę rozłożono następnie na wiele lat.

„Saksończyk” nastawiał też swoje rosnące fabrykanckie królestwo – nieomylnie przeczuwając koniunkturę – całkowicie na produkcję bawełnianą^(). Działalność przemysłową rozpoczął ostrożnie – od produkcji tanich tkanin bawełnianych w systemie nakładczym, wynajmując tkaczy-chałupników, którym dostarczał przędzę i płacił niewielkie pieniądze. W części zaś swego nowo wybudowanego domu urządził ręczną farbiarnię i drukarnię perkali, w której zatrudnił sprowadzonych z zagranicy drukarzy i kolorystów. Ze względu na niską, bardzo konkurencyjną cenę jego wyroby cieszyły się dużym powodzeniem na okolicznych targach. Rozwój zakładu ułatwiła równocześnie zaporowa bariera celna wprowadzona w 1831 r., sprzyjająca produkcji i zbytowi produkcji bawełnianej w kraju, oraz tania siła robocza, rekrutująca się spośród chłopów i tkaczy-bankrutów.

W 1833 r. przedsiębiorstwo Ludwika Geyera liczyło już trzydzieści trzy własne krosna tkackie i jedenaście stołów do drukowania perkali. Równocześnie przemysłowiec zatrudniał sześćdziesięciu ręcznych tkaczy-chałupników w Łodzi i stu w pobliskich Pabianicach. Skupywał od nich surowy perkal, a wykorzystując ich wyjątkową wówczas nędzę i płacąc im bardzo niskie ceny za towar, szybko się ich kosztem dorabiał. Jeszcze w tym samym roku był w stanie zamówić w Wiedniu ulepszone, nowoczesne maszyny do drukowania perkali, jakich nie posiadali inni drukarze w Łodzi i w ten sposób ugruntował przewagę nad konkurentami. Niebagatelnym atutem „Czarnego” w walce z konkurencją miała stać się zwłaszcza wiedeńska, pierwsza w Królestwie Polskim, poruszana kieratem, maszyna walcowa do wielobarwnego drukowania perkalu.

Z czasem na posesji przy ulicy Piotrkowskiej 284–286 wystawił fabrykant kilkanaście parterowych budynków, m.in. farbiarnię, płóczkarnię oraz pomieszczenie dla wspomnianej drukarskiej maszyny walcowej, uruchomionej ostatecznie w 1834 r. Między stawem i geyerowskim dworkiem stanęła natomiast solidnie zbudowana, murowana, jednopiętrowa drukarnia perkalu. Na każdej kondygnacji posiadała ona po jednej sali i osiemnaście dużych okien frontowych. Do dziś budynek ten nie zachował się – szkoda, gdyż był pierwszym, który podkreślał tak dobitnie rosnącą potęgę i dominację w Łodzi „pierwszego lodzermenscha”. Obok drukarni – także przy „Pietrynie” – wznosiła się druga skromniejsza, parterowa, wymurowana drukarnia o jednej sali i czterech oknach frontowych.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

2. Hybris i Nemezis

Dostępne w wersji pełnej

3. Uczniowie Czarnoksiężnika

Dostępne w wersji pełnej

------------------------------------------------------------------------

^() Z. Konicki, Dziwy nad Łódką, Łódź 1970, s. 61.

^() Matką Ludwika Geyera była Emilia Charlotta z domu Tietz.

^() P. Waingertner, Historie znad Łódki, czyli 47 opowieści z dziejów Ziemi Obiecanej, Łódź 2009, s. 19.

^() S. Pytlas, Łódzka burżuazja przemysłowa w latach 1864–1914, Łódź 1994, s. 67.

^() Zob. np.: Architektura ulicy Piotrkowskiej 1828–1939. Katalog dokumentacji technicznej w zasobie Archiwum Państwowego w Łodzi, oprac. M. Wilmański, M. Janik, Łódź 2002, s. 89–91.

^() Patrz m.in.: ibidem, s. 91–94.

^() P. Waingertner, op. cit., s. 20.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: