Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Ostatni Numer - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 marca 2025
30,29
3029 pkt
punktów Virtualo

Ostatni Numer - ebook

Harry Fontaine ledwo odzyskał spokój duszy po jednym zakończonym śledztwie, gdy nadeszło kolejne. Ból głowy był jedynie preludium do następstw wydarzeń, które wywróciły jego kontrolę i życie na lewą stronę. A ten młody, zafascynowany nim motocyklista uczepił się go jak rzep psiego ogona i to wszystko na życzenie samego detektywa. Isak Jara miał być tylko informatorem. A Harry stracił wszelkie hamulce, jeśli chodziło o Isaka. Książka zawiera opisy przeznaczone tylko dla dorosłego czytelnika.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8414-272-1
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_W tym roku spełniamy marzenia_

Trigger Warnings

_Ostatni numer_ to książka, która zawiera:

— myśli samobójcze, życzenia dotyczące własnej śmierci, snucie jej planów

— narkotyki: głownie marihuana, pobocznie alkohol

— opisy zbliżeń pomiędzy dwoma mężczyznami

— opisy zbrodni (zwłoki, obrażenia)

— przekleństwa

— przemoc

— samookaleczanie, samouszkadzanie ciała

— toksyczne więzi rodzinne, przemoc domowa

Książka jest fikcją literacką.

Miłego czytania! xoProlog

_12 kwietnia, 21:07_

To był męczący dzień.

Ostatnie dni wcale lepsze nie były, ale ten dzisiejszy dał mu ostro w kość. Wciąż miał przed oczami zwłoki młodej kobiety zamordowanej w bestialski sposób, nagie i porzucone przy śmietnikach w centrum miasta. Takie porzucenie było jak środkowy palec dla ofiary i pokazywało, jak mało ona znaczyła dla sprawcy.

Nowa sprawa przyszła z samego ranka i zabrała mu cały spokój ducha, który miał od niecałych dwóch dni, czyli od kiedy zakończył ostatnie śledztwo.

A do tego jeszcze bolała go głowa

Jęknął, ściskając palcami nasadę nosa i skrzywił się, gdy przez otwartą szybę auta wpadł warkot silnika. Uchylił powieki, zerkając w bok i patrząc na motocyklistę. On w tym samym czasie odwrócił głowę, spoglądając na detektywa, ale kask zakrywał jego twarz.

Czarny motor wydał pomruk, a detektyw nie był w stanie oderwać od niego wzroku. Mężczyzna siedzący na nim był wysoki i umięśniony, na ramionach zarzucił zapiętą białą koszulę na krótki rękaw, jasne jeansy opinały nogi, a dłonie skrywał za rękawiczkami. Podniósł jedną z nich i zamachał, pewnie przyjaźnie, ale jedyne co dostał w zamian to chłodne spojrzenie mężczyzny w samochodzie.

Machanie przyjazne zamieniło się na środkowy palec, a detektyw podał mu swoją wizytówkę i uśmiechnął się. Było to minimalne wygięcie warg na jakie pozwolił mu stan zmęczenia, pozbawione wszelkiej wesołości i dobroci; miał ten uśmiech przeznaczony dla specjalnych osób, które irytowały go bardziej, niż kultura pozwalała przyznać. Motocyklista wziął kartkę i bez patrzenia na nią schował do kieszeni.

— A chciałem powiedzieć, że ma fajny samochód — mruknął do siebie motocyklista, a gdy światło zmieniło się na zielone ruszył z pełną mocą. Detektyw jedynie pokręcił głową mając nadzieję, że nieznajomy nie zostanie dawcą w najbliższej przyszłości. Brak stroju uznawał za zbytnią brawurę i widział nie raz czym kończy się tak szybka jazda.

W domu zamknął drzwi na kilka zamków, uzbroił alarm i ruszył do gabinetu, gdzie odłożył kaburę z bronią do sejfu. Portfel rzucił na biurko i rozpinając koszulę po drodze ruszył do łazienki. Posiadał zbyt duży dom, w którym mieszkał sam, ale nie czuł się źle ze swoją samotnością.

Na parterze znajdował szeroki korytarz, który rozgałęział się na salon z aneksem kuchennym i łazienką. Na dole był także gabinet, gdzie przynosił pracę do domu, mała toaleta i sypialnia gościnna. Na piętrze umiejscowione były kolejno od schodów: sypialnia, garderoba i duża łazienka. Miał dodatkowe dwa pokoje, które służyły mu za graciarnię. Za domem posiadał siłownię na dworze oraz basen, ale nie miał ochoty w nim się kąpać. Powinien już dawno go zakopać; spędzał tyle czasu w pracy, że nawet i tam chodził na siłownię.

W łazience na piętrze znajdowało się koło umywalek lustro ciągnące się od podłogi do sufitu. Przyjrzał się sobie krytycznie, ściągając ubrania i zostawiając je na podłodze.

Harry Fontaine miał 33 lata i zaczynało to być widać; w czarnych włosach pojawiły się siwe nitki, a zmarszczki pogłębiły się, zwłaszcza te przy oczach i na czole. Brązowe oczy miały zacięty wyraz, ale sińce pod nimi wręcz krzyczały o osiem godzin nieprzerwanego snu. Zarost na policzkach był zadbany, dolna warga miała suchą skórkę na środku. Nie miał tatuażów, kolczyków czy innych znaków szczególnych, a jedynie metr osiemdziesiąt, umięśnione ciało i wprawne oko snajpera. Od dekady służył w Federalnych, najpierw jako zwykły szeregowiec, aż awansował na detektywa. Razem ze swoim zespołem złożonym z jeszcze czterech osób starał się ratować ludzi i znaleźć sprawców ich morderstw czy zaginięć. A przy okazji był wrzodem na dupie Matta, swojego przełożonego.

Po prysznicu zjadł szybką kolację i przejrzał media społecznościowe. Odpisał na kilka mejli i zastanowił się nad nową sprawą. Dopiero następnego dnia mieli ruszyć pełną parą ze śledztwem, ale skoro dostało je Federalne Biuro Śledcze w trupie musiało być coś niepokojącego. Standardowe morderstwa trafiały do policji, a nie do nich. Gdy kładł się do łóżka, dostał wiadomość. Jej treść wskazywała, że motocyklista w końcu przeczytał wizytówkę i postanowił się odezwać. Harry nie miał w planach kłopotać się z odpisaniem, myśląc z początku, że to tylko przeprosiny. Ale był w błędzie.

OD: NIEZNANY: Yo, ziom, nie wiedziałem, że masz taki sposób na podryw!

Jestem Isak, tak w sumie.

I tak w sumie to ja nie chciałem

Że z tym fakiem

Wymskło mi się

Harry jak przeczytał ostatnią wiadomość, przewrócił oczami. Wymsknąć się to może kot z domu, a nie środkowy palec czy morderca. Potrząsnął głową. Za dużo miał myśli związanych z pracą, a teraz czas był, by poszedł spać. By mógł się wyspać i wrócić do pracy następnego ranka.

Boże. Kiedy w końcu odpocznie?

Odpisał i zablokował telefon, czując ciche, ale mściwe zadowolenie i wiedział, że będzie się czuł w pełni usatysfakcjonowany, jak następnego ranka się zobaczą i ujrzy jego przerażoną minę.

DO: ISAK, MOTOR. 12.04: Bądź jutro o 8:00 rano w holu budynku Federalnego Biura Śledczego, blok A. Musisz odebrać mandat.Nowe hobby

_13 kwietnia, 8:15_

Pod biuro przyjechał spóźniony, zażenowany i zdenerwowany. Strażnik łypnął na niego groźnie, jedną dłonią na kaburze z bronią, ale w końcu uchylił bramkę i wpuścił motocyklistę na parking. Wbiegł do środka, rozglądając się po szerokim holu, słysząc swój szybki oddech w kasku. Na środku podłogi było wielkie logo Federalnego Biura, a dookoła pełno osób, śpieszących się do wind, do wyjścia z budynku, z teczkami pod pachami i telefonami przy uszach. Każda z tych osób ubrana była w garnitur, a przy pasie miała kaburę z bronią. Isak przełknął głośno ślinę na widok tylu broni.

— Jesteś spóźniony — zagrzmiał głos blisko niego, pełen złośliwej dezaprobaty.

Isak odwrócił się, spoglądając na nieznajomego, który wyglądał jak mężczyzna z samochodu z wczorajszej nocy i chłopak ściągnął kask i kominiarkę, ukazując młodą twarz, zarumienione policzki i ciemne zielone oczy. Brązowe włosy opadły mu na czoło. Harry intensywnym spojrzeniem zlustrował go od góry do dołu — chłopak był młody, ale miał w sobie coś charyzmatycznego, butnego i… pięknego. Skrzywił się w duchy na to określenie. Powinien rano spuścić z kija inaczej będzie tak myślał o młodziaku przez cały dzień.

Harry był w biurze już o szóstej rano i przeglądał monitoring z miejsca zdarzenia, a gdy zobaczył blachy motocyklisty z wczorajszego _spotkania_ uznał, że nieznajomy może mu się przydać.

Spędził godzinę na szybkim zbieraniu danych i zrobieniu mu teczki. Tak. Zrobił mu teczkę.

W bazie danych figurował jako Isak Jara. Miał dwadzieścia trzy lata, od trzech prawo jazdy na motor. Sądząc po jego historii mandatów nie potrafił powstrzymać się przed szybką jazdą i dzieliły go dosłownie dwa punkty od stracenia prawka.

Harry widział zdenerwowanie młodszego, ale przestał odczuwać z tego satysfakcję. Zagubienie i strach na tej ładnej twarzy sprawiało, że coś bolało go w środku, a to nie był dobry znak. Nie powinien mieć żadnych uczuć do tego człowieka, powinien zachować profesjonalizm i swój typowy, opryskliwy styl obycia. Tymczasem chciał cofnąć swoją wiadomość z poprzedniej nocy i nawet… przeprosić. A te słowo już dawno wyrzucił ze słownika. Sama myśl o czymś takim sprawiała, że poranna kawa chciała mu się cofnąć.

Zaplanował dla niego małe przesłuchanie, by zdobyć informacje i miał dla Isaka propozycję. A w jego słowniku nie figurowało coś takiego, jak odmowa.

Przeszli do pokoju przesłuchań, gdzie leżała tylko teczka. Nie miała żadnych oznaczeń prócz loga Biura, a jej biel raziła w oczy, wybijając się na metalowym stole. Harry włączył kamerę stojącą na trójnogu w rogu i sam zajął krzesło. Czuł w pomieszczeniu mieszankę ich perfum, męskich, nawet uwodzących. Chciał zacząć bić głową o ścianę, nie rozumiejąc swoich reakcji.

Isak postawił kask na stole, niechętnie zajmując krzesło. Harry patrzył na niego tak intensywnie, że robiło mu się nieswojo. Sam przeleciał po mężczyźnie wzrokiem, wyginając do góry prawą brew, przeciętą przy końcu pionową blizną, którą miał od dzieciństwa. A pan detektyw? Gdyby nie był tak zestresowany i przerażony wizją mandatu uznałby, że jest nawet przystojny i to nawet bardzo. Zawsze miał słabość do dominujących mężczyzn, a ten naprzeciwko był tego definicją. A te oczy? Cholera, Isak miał suchość w ustach, jakby wylądował na pustyni bez ani kropli wody.

— Nazywam się Harry Fontaine i jestem detektywem. Mam w obowiązku poinformować cię, że nasza rozmowa jest nagrywana. Chciałbym porozmawiać z tobą na pewien temat. Zgadzasz się? — zaczął Harry. Jego głos był pozbawiony uczuć, chłodny i profesjonalny, ale i tak Isak nachylił się w jego kierunku.

— Mhm — mało przekonująco odpowiedział Isak, rzucając spojrzenie kamerze.

— Gdzie byłeś w nocy z poniedziałku na wtorek w tym tygodniu, Isaak? To było z 10 na 11 kwietnia, okolice godziny pierwszej w nocy — Harry pyta, wpatrując się w młodszego mężczyznę intensywnie. Widzi jego stres, spłoszone spojrzenie, zauważa, jak rumieniec zalewa policzki. Jak przegryzł dolną wargę nim odpowiedział i pozwolił sobie zatrzymać wzrok o sekundę za długo w tym miejscu.

— Na motorze — Isak mruczy, drapiąc skórki przy paznokciach i co chwilę zrywając kontakt wzrokowy z detektywem — Musiałem się przejechać i sobie przemyśleć pewne sprawy.

— To wiem. Bardzo myślałeś — z teczki wyjmuje kilka zdjęć, na których widać Isaka na światłach. Stał koło motoru i tańczył, dłonie odziane w rękawiczki trzymał nad głową, gdy kołysając biodrami schodził w dół. Isak zarumienił się mocniej, a później zdjęcia się zmieniły ukazując martwą dziewczynę i szatyn zbladł. Uchylił wargi, opadając mocno plecami o oparcie, by zwiększyć dystans między sobą a śladami zbrodni. Takiej właśnie reakcji spodziewał się Harry. Nie podejrzewał motocyklisty o morderstwo, ale musiał się upewnić; na ten moment nie wykluczał jego udziału. Isak wydawał się… zbyt niewinny na morderstwo i to jeszcze na kobiecie. Jednakże był w godzinach śmierci denatki w centrum miasta, a Harry’emu nie podobała się ta cała sprawa. Coś w niej mocno nie grało i podejrzewał, że morderca dopiero się rozgrzewa.

— Znasz ją, Isaak? — zapytał, a Isak wygląda jak ryba wyciągnięta z wody. Łapie płytkie wdechy przez uchylone wargi, a jego zielone oczy mają w sobie ból.

— Nie. Czemu ona tak wygląda?

— Została zamordowana. Byłeś w okolicy w godzinach jej śmierci — głos Harry’ego jest spokojny, ale niesie w sobie sugestię, na którą Isak krztusi się śliną, gdy docierają do niego jego słowa. Traci na twarzy resztę kolorów i wygląda bardzo, bardzo niezdrowo. Zielone spojrzenie skrywa się za taflą łez, a dolna warga drży.

— Nie. Ja… to nie ja. Nie jestem zły, naprawdę… nic nie zrobiłem — Jąka się i plącze, a wtedy Harry chowa zdjęcia. To powinno wystarczyć, by trzymać młodego w ryzach.

— Wiem — Isak rzuca mu mordercze spojrzenie, gdy orientuje się, że nic mu nie zarzuca detektyw. Po prostu go straszył. Zadowolenie na twarzy Harry’ego pasuje mu, gdy osiągnął swój cel — Ale sprawdziłem cię. Masz kilka mandatów i jeszcze dwa punkty a stracisz prawko. Oferuję ci współpracę i biorąc fakt, że kręcisz się w środowisku, które mnie interesuje, będziesz pomocny.

Isak oddycha głęboko przez usta i patrzy na Harry’ego. Zmrużył na detektywie swoje oczy, oceniając i analizując słowa, które właśnie upuściły pełne, kuszące wargi. Zatrzymał na nich swoje spojrzenie, jak wcześniej Fontaine na jego ustach.

— Mam dla Ciebie pracować?

— Tak, Isaak. Jako informator. Wszystko, co uznasz za ważne i nielegalne masz pisać z tym do mnie. A ja usunę ci mandaty w ramach współpracy.

Isak prycha, ale z miejsca przyjmuje ofertę. Dlaczego tak szybko? Detektyw nie dał mu dużego pola do manewru, ale także dlatego, że mu się nudzi, może być ciekawie i ma słabość do brązowych oczu i mówi to głośno. A oczy detektywa są w kolorze płynnej, gorzkiej czekolady i Isak zgodziłby się na wszystko.

— Teraz nazywają to osobowością golden retriever. Dekadę temu nazywali to osobowością maniakalną — mruczy na tyle głośno, by Isak go usłyszał.

— A ciebie nazywają dobermanem. A wszyscy wiemy, że doberman i golden to dobre połączenie w dark romansach — Isak porusza sugestywnie brwiami. Wargi ułożył w kokieteryjny uśmiech i Harry ma wrażenie, że te wygięcie warg ma w sobie magię. Ma ochotę zgodzić się na wszystko, co zaproponuje młodszy i musi zacisnąć zęby, by odzyskać kontrolę nad sobą.

— Nie — sucho odpowiedział detektyw, piorunując młodszego spojrzeniem. Ten nie robi sobie nic ze złości drugiego. Gdy odzyskał kolory na twarzy i opanował strach, wyglądał lepiej i pewniej siebie.

— Czemu nie?

— Nie umawiam się z dzieciakami, a poza tym masz mnie informować, jak zobaczysz coś niepokojącego zwłaszcza w okolicach centrum — mówi ostro Harry, powtarzając się i nie mając pojęcia, jak ze zbrodni przeszli na ten temat. Isak go tak podszedł, że sam się sobie dziwił; zazwyczaj łatwo utrzymywał kontrolę nad otoczeniem, ale teraz miał wrażenie, że oddał ją temu młodzikowi. A to nie było coś, co mu się zdarzało.

— Ale to płatna fucha? — Isak się ożywia, detektyw krzywi się.

— To wolontariat. W imię sprawiedliwości dla ofiar.

— Okej, okej — młodszy przekręca zielonymi oczami, unosząc dłonie w geście kapitulacji — Tylko naucz się wymawiać moje imię poprawnie — Harry unosi brew do góry, nie rozumiejąc. Motocyklista nazywał się, według tego co jest w bazie, Isak Jara. I cały czas nazywał go tym imieniem! — Moje imię to Isak, nie Isaac. _I_ jest wymawiane normalnie, tylko wydłużasz _a,_ mówisz _s _normalnie, a nie _z,_ kończysz miękkim _k —_ instruuje go, a Harry ma ochotę go trzepnąć prosto w tył głowy.

— Dobrze, Isak — rzuca imieniem przez zęby — To wszystko. Wynoś się do domu.

Zauważa, że Isak tym razem ubrał kompletny strój na motocykl i wygląda w nim dobrze, a odwrócenie wzroku od niego jest nieco zbyt problematyczne. Czerń wybija się na bladej skórze chłopaka, oplatając wysokie ciało i umięśnione ramiona. Gdy kierują się do windy, na ich drodze wyrasta młoda kobieta. Jest średniego wzrostu, blond włosy upięła w koka i ubrana jest tak samo jak Harry — w garnitur. Pod pachą ma z kilka teczek i mierzy ich uważnym spojrzeniem, uśmiechając się znacząco.

— Kto to? — pyta, gdy podchodzą do niej. Isak uśmiecha się przyjaźnie, ściskając w dłoni kask i kominiarkę. Harry stoi obok, jednak napięcie opuszcza jego ciało na widok koleżanki.

— To mój nowy informator — Harry przekręca oczami, jego ton pełen ostrości. Może sobie tylko wyobrazić, jaki terror zgotuje mu reszta, jak się dowie. A myśląc terror miał na myśli ich pytania i sugestywne spojrzenia, czy uśmieszki.

— Pracuję w FBI! — ekscytuje się Isak jak dziecko na gwiazdkę i Harry żałuje swojej decyzji.

— Nie, nie pracujesz. Informujesz mnie, jak coś zobaczysz. A jak będziesz niegrzeczny, to ciebie oskarżę o morderstwo — głos detektywa jest opryskliwy, ale widok uśmiechu Isaka w jakiś sposób sprawia, że jego stare, skostniałe i zlodowaciałe serce drga.

— Och, dostanę karę, panie detektywie? — Isak ma błysk w oku i Harry cofa swoje słowa. To nie jego serce drga, a fiut i ma problem.

Detektyw rumieni się bezpośredniością i pożądaniem w zielonym spojrzeniu. Kiedy ostatnio ktoś z nim flirtował? Albo chociażby mówił coś sprośnego? Unikał wszelkich tego typu interakcji umawiając się z pracą. Tak było wygodniej i bezpieczniej dla obu stron, a on zaczął jakoś nawet lubić swoją samotność.

Naprawdę musiał spuścić ciśnienie.

Lorna Wrick posłała drugiemu detektywowi sugestywny uśmiech i wyciągnęła dłoń do Isaka.

— Lorna, miło cię poznać — jej głos miękki jest jak aksamit i ciepły jak promienie słońca w maju. Isak odwzajemnia uśmiech, podając jej swoją dłoń, a Harry ma ochotę wbić sobie pod paznokcie pinezki. Ponieważ poznanie Lorny z tym nierozważnym młodzikiem było jedną sprawą. Konsekwencje tego, które spadną na Fontaine — drugą.

Isak wyglądał piękne z tym błyskiem w oku, z zuchwałym uśmieszkiem i rumieńcami na policzkach. Nagle nabrana odwaga pasowała do niego, ale i tak detektyw nie chciał, by ta ładna twarz weszła mu na głowę. Harry nie wytrzymał i trzepnął go w głowę teczką, by później odwrócić się na pięcie i odmaszerować bez słowa pożegnania.

— To nie było grzeczne, detektywie! — krzyknął Isak, masując głowę i ruszając do windy. Teraz, gdy wiedział, że nie czeka go mandat, a nowe zajęcie, mógł oddychać pełną piersią. Mimo że widok nieznajomej twarzy, zmasakrowanej tak, że ledwo można było coś zobaczyć pod kurtyną siniaków wyrył mu się w mózgu. Zadrżał, gdy winda się otworzyła i rzucił ostatnim spojrzeniem za oddalającym się Harrym. Jak on mógł oglądać takie bestialstwo i nawet nie drgnąć?Ładnie razem wyglądacie

_13 kwietnia, 9:00_

Lorna Wrick była także detektywem. Składała się z jasnych, blond włosów uwiązanych w koka, idealnie dobranych ubrań i oddechu pachnącego miętą. Była delikatnej urody z niebieskimi oczyma, była miękka i nieskazitelna i Harry zawsze musiał przypominać sobie, że ta kobieta jest tak samo niebezpieczna jak on. Była starsza od niego o dwa lata, ale nie miała zmarszczek ani siwych włosów; ba!, wyglądała wciąż na dwadzieścia parę lat.

Dobrze razem im się pracowało, zawsze potrafiła wykrzesać z drugiego detektywa uśmiech. Dbała o jego samopoczucie od dekady, użerając się z furią, którą stępiła do zimnego gniewu. Była niepoprawną optymistką, że Harry znajdzie w końcu kogoś wartego miłości. Albo chociażby rezygnacji z pracoholizmu.

— Ładnie razem wyglądacie — mówi Lorna, mając na myśli detektywa i Isaka. Harry klnie pod nosem.

— Mamy sprawę do załatwienia — kieruje się do sali konferencyjnej na trzecim piętrze budynku, gdzie mieściły się ich gabinety oraz szefostwo.

— Ty też masz sprawę, ale w spodniach do zrobienia. Dobrze by ci zrobiło, jakbyś miał kogoś w swoim życiu.

— Wiesz, że nie mogę — mruczy, starając się nie złościć na Lornę. Wiedział, że ta chciała dla niego dobrze. Ciągle starała się go nakręcić chociażby na portal randkowy albo na swoich wolnych kuzynów czy znajomych. Ostatnio specjalnie wysłała go po kawę, ponieważ w kafejce na parterze zatrudnił się nowy barista. Po spotkaniu z detektywem, zwolnił się bez podania przyczyny — Poza tym, lubię swoją samotność.

— Zaczynasz mieć odciski na prawej ręce — zaśmiała się, kiedy detektyw otwierał jej drzwi. Na jej słowa sam prychnął cichym śmiechem.

W konferencyjnej siedziała już reszta zespołu. Abram Ortega — spec od informatyki, ich mały haker, w wieku Isaka, ale nie tak ładny. Stop. Stop. _Stop, Harry. Nie możesz porównywać swoich kolegów do tego dzieciaka._ Stop!

Abram siedział koło Matta, szefa ich zespołu. Przy okrągłym stole kawę pił jeszcze Andrew, były żołnierz. Jego ciemne oczy wpatrzone były w telewizor wiszący na ścianie. Matt wyjaśnił, że póki co nie mają żadnych podejrzanych. Abram miał sprawdzać dalej monitoring; na początku ustalono, że ciało musiało zostać przewiezione samochodem, a sprawcą najprawdopodobniej jest mężczyzna. Harry miał pojechać z Andrew do kostnicy, gdzie czekał już na nich patolog sądowy z gotowym raportem z sekcji zwłok, a Lorna z Mattem zajmą się ustalaniem ciągu wydarzeń i mapy mordercy. Ta dwójka świetnie ze sobą współpracowała, oboje byli profilerami i nie raz udało się szybciej złapać sprawcę tylko dzięki ich teoriom.

Harry informuje zespół o swoim nowym informatorze. Matt stara się ograniczyć reakcję do sztywnego kiwnięcia głową, a Andrew rzuca mu zaciekawione, zdziwione spojrzenie. Fontaine nie brał często informatorów, wolał polegać na sobie i zespole. Tak było lepiej i wygodniej: nie musiał nikomu nowemu zaufać i sprawdzać podwójnie, czy informacje, jakie dostaje, są rzetelne. Poza tym nie lubił ludzi.

Ale Isak wyprowadzał go z równowagi od razu i burzył jego ściany, jakby te były z tektury. Harry nie miał pojęcia, czy chce zbadać, skąd młodszy ma taką siłę.

— Wyglądasz, jakby ktoś wyprowadził cię z równowagi — zaczepnie mówi Andrew, gdy kierują się na parking po samochód służbowy. Harry prycha w odpowiedzi.

Razem z Andrew od początku pracowali w jednym zespole i znali się trochę za bardzo, jak na gust Harry’ego. Ale tolerował i lubił swoich współpracowników. Spędzał z nimi za dużo czasu, by pozostali dla niego jedynie anonimowymi twarzami. Byli z nim, gdy jego życie się zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni. Gdy z tego złego zmieniał się na dobrego i utemperowali jego gniew do tego stopnia, że był tylko niekiedy nieobliczalny.

— Zetki mnie przerażają — Andrew śmieje się z kwaśnego tonu Harry’ego.

— Nie widziałeś jeszcze, co teraz kobiety czytają. To by ciebie przeraziło!

— Dark romanse?

— Taa… seks z gościem, który jest twoim stalkerem, masturbacja pistoletem i inne szalone gówno — Andrew krzywi się — Ale wiem, że są też książki w twoim guście.

— Nie będę tego czytać, nie ważne czy to będzie hetero czy dla gejów — Harry mówi ostro, ucinając temat.

Przedarli się z biura do głównej ulicy. O tej porze ulice miasta zaczynały łapać luz po porannych korkach i po kwadransie Andrew zaparkował na ulicy Schlester, gdzie mieścił się budynek medycyny sądowej. Wysoki, szary gmach był nieprzyjemny dla oka, a jego piwnica tym bardziej.

— Stoisz na miejscu dla niepełnosprawnych — Harry przewraca na przyjaciela oczami.

— I co mi zrobisz? Wezwiesz policję? — Andrew pyskuje na kąśliwość drugiego detektywa.

W kostnicy dowiedzieli się o tym, że kobieta, nazywająca się Alison Extra, zmarła w wskutek uderzenia czymś w głowę. Prawdopodobnie był to metalowy kij, ale patolog pewności jeszcze nie miał. W żołądku pusto, brak śladów bronienia się, kilka siniaków na szyi przez podduszenie oraz gwałt analny, a nadgarstki starte od liny. Została pobita, a później wyrzucona na śmietnik, jakby nic nie znaczyła, a przecież była czyjąś córką, koleżanką i pewnie dalej ktoś czeka, aż kobieta wróci do domu. Nie znaleziono jednak żadnych śladów sprawcy.

Z boku prawego pośladka znajdowała się wyryta nożem jedynka. Policja podejrzewała, że ofiar będzie więcej i czeka ich sprawa seryjnego mordercy, dlatego oddała z miejsca sprawę Federalnym. Przez takie podejście Harry nie miał do nich szacunku.

— Sprawca zatarł za sobą wszystkie ślady. Na dłoniach widać, że została skrępowana. Podejrzewamy, że została umyta po śmierci, dlatego na twarzy nie ma śladów krwi — mówi Joel, a jego asystentka kiwa głową. Harry zabiera wszystkie raporty i papiery, by przejrzeć je w biurze. Joel był niskim, krępym mężczyzną, zafascynowanym trupami. Prowadził własną farmę trupów dla miastowego uniwersytetu, by przyszli lekarze medycyny sądowej i kryminolodzy mieli skąd się uczyć.

— Coś już wiemy — mówi Andrew — Gość na pewno nienawidzi kobiet. Jak myślisz, zabrał trofeum? — pyta, patrząc na Harry’ego. Ten jest tego pewien.

— Brakuje jej kawałka języka — asystentka podchodzi do denatki, rozszerzając wargi i ukazując język, który chwyta szczypcami. Brakuje koniuszka, jedynie centymetra lub dwóch. — Odcięty nożem. Prawdopodobnie tym samym, co wyrył _1 _z boku prawego pośladka kobiety.

Najczęściej trofeami stanowiły włosy, paznokcie, czy drobne rzeczy: naszyjnik, zdjęcie, dowód. Rzadko kiedy stanowiły to narządy, ponieważ ich przechowywanie trzeba było przemyśleć: wysuszyć czy zalać formaliną? Trofea potrzebne sprawcom były, by pamiętać nie ofiary, a moment zbrodni, by mogła ta chwila powracać w ich myślach i wyobrażeniach, by dalej mogli się upajać tym, co zrobili.

Harry skrzywił się. Wolał, jak sprawcy obcinali włosy.

Później zjedli obiad w biurze, skupili się na osobie sprawcy i czy mogło ją łączyć coś z Alison i kim była sama ofiara. Harry przeglądał raporty i zdjęcia od Joela, gdy reszta pracowała obok. Abram nawet zabrał swojego laptopa na czas obiadu, ale jak zjadł został z nimi.

— Alison prowadziła bloga — Abram opowiada, pokazując wspomnianą stronę reszcie na telewizorze — Lubowała się w motoryzacji; szybkie samochody, drogie i luksusowe, które najczęściej wypożyczała z wypożyczalni do zdjęć i filmików. Ostatnio zaczęła dodawać zdjęcia z motocyklami, a w ostatnim poście napisała, że poznała kogoś, kto z chęcią wprowadzi ją w temat. Później już posty się kończą, a Alison leży u Joela.

— Musimy znaleźć informatora. Może być podejrzanym — mówi Matt, kiwając głową i strzelając palcami. Wpadł na ślad, jak pies tropiący, ale zmrużył oczy na Harrym. Ten odwzajemnił spokojnie spojrzenie.

Wiedział, że przełożony wytypował Isaka.

Harry i Matt nie przepadali za sobą, ale potrafili ze sobą współpracować. Rzadko kiedy szef umieszczał siebie z detektywem w parze. Był postawnym, wysokim brunetem o ciemnych, brązowych oczach. Chodził w jasnych garniturach i był o dekadę starszy od Harry’ego. Nie lubili ze sobą rozmawiać od kiedy ostatnim raz pili ze sobą trzy lata temu; wtedy wleciały zbyt poważne tematy, a dystans pomiędzy nimi tylko się pogłębił. Już sam nie pamiętał, o czym rozmowa się toczyła, ale nie potrafili już po niej normalnie rozmawiać. Jeśli plucie do siebie jadem było normalnością.

Matt stał się stałością w życiu Harry’ego, jak cały zespół, ale znał najdokładniej przeszłość swojego podwładnego. To on przecież prowadził wtedy tą sprawę.

— Nie mogłem znaleźć jej numeru w bazie — Abram rozkłada bezradnie ręce — Jakby miała telefon na kartę i tylko go używała. Nie miała także karty kredytowej! Utrzymywali ją rodzice. Sprawdziłem ich konta, ale nie ma tam nic podejrzanego; zwykła klasa średnia, której jedyne dziecko chciało żyć w luksusach. Nie rozumiem jednak, dlaczego nie posiadała własnego numeru! — z frustracją rzucił. Uważał, że każdy powinien być tak zaawansowany technologicznie jak on i irytowało go, że nie mógł kogoś wytropić. Był ambitny, profesjonalny i zacięty, stanowiąc idealne połączenie zespołu.

— Jej rodzice odmówili zeznań na tą chwilę — z przekąsem mówi Lorna.

Do wieczora nie znaleźli żadnego następnego śladu. Czekali na następny ruch sprawcy.

W międzyczasie Isak wrócił do domu, odstawił motor do garażu i zrzucił kombinezon w sypialni. Jego dom miał dwa piętra i pokonanie schodów było dla niego dość trudne; uderzyły w niego podczas jazdy wszystkie emocje, więc nogi miał jak z waty i trząsł się na całym ciele. Strach, stres, pożądanie. Jasne, pan detektyw był przystojny, miły dla oka i opryskliwy, jak to Isak lubił, ale nie miał nawet pewności o swoich szansach. A ich nie miał. To była jedynie jedna rozmowa, nawiązanie biznesowej relacji i tyle. Nie mógł wyobrażać sobie kogoś pokroju Harry’ego Fontaina zainteresowanego nim. Ponadto mężczyzna miał za dużo władzy: jedno pstryknięcie palca i Isak albo tracił prawko albo wolność.

Jego samotność zaczęła go dobijać.

— Gdzie byłeś? — pyta mama, gdy wchodzi na drugie piętro domu już przebrany. Jej jasne, niebieskie oczy nie mają w sobie uczuć.

Na samej górze domu znajdowało się jedno pomieszczenie, które w całości było biurem. Rodzice Isaka prowadzili firmę transportową, w której ich synowie pracowali. Razem z bratem, Jonasem, dwudziestotrzylatek od kiedy skończył szkołę miał zapewnioną pracę; i na początku ją uwielbiał, ale teraz chciał zmienić branżę. Czuł, że się wypalił, jednak wiedział, że rodzice nie pozwolą mu odejść. Nie miał szans, by postawić na siebie bez narażania się na gniew matki.

— Musiałem podrzucić parę listów na pocztę — kłamie gładko, choć faktycznie był na poczcie. Ale po wyjściu od Harry’ego. Gdyby mama dowiedziała się, że był w Federalnym Biurze Śledczym, zabiłaby go najpierw pytaniami a później gołymi dłońmi. Nienawidziła policji, a jeszcze bardziej tego, że coś było poza jej kontrolą.

— Mhm, Jonas poszedł na przerwę. Zajmij się fakturami z tego tygodnia, a później sprawdź, co u ojca — rzuca kobieta. Siedzi za swoim biurkiem, ojciec pojechał w trasę, a Jonas pewnie poszedł na spacer, by zapalić blanta, o czym kobieta nie wiedziała. Wtedy do głowy Isaka przychodzi paskudny plan.

Uśmiecha się i siada za swoje biurko, nie myśląc o pracy, a o przystojnym detektywie.Kebaba?

_13 kwietnia, 21:49_

Koło dwudziestej drugiej telefon Harry’ego rozświetlił się od nowej wiadomości.

Był jeszcze w garniturze. Niedawno wrócił z pracy, odstawił broń i zajął się kolacją. Chciał zjeść jajecznicę z boczkiem, wypić herbatę i położyć się spać. Tylko i aż tyle, ponieważ wiedział, że nie będzie mu dane.

Nikt do niego nie pisał oprócz pracy. Okazało się, że wystąpiło odchylenie od reguły.

OD: ISAK JARA: Przyjedź na parking przy Primarku.

Tego obok stacji benzynowej, jak jedziesz na rynek miasta

Ja jestem tym na motorze

To za ile będziesz?

Boże. Święty. Czy ten chłopak nie mógł napisać tylko jednej wiadomości? Mógł poprzestać na tej pierwszej i nie atakować Harry’ego SMS’ami. Detektyw spojrzał tęsknię w stronę jajek, jeszcze surowych i skorupkach, które minęły mu koło ust.

DO: ISAK JARA: Daj mi dziesięć minut. Czy to bardzo pilne?

OD: ISAK JARA: Tak

Mam kogoś kto ma przy sobie trawkę

Więc to pilne

Harry zjawił się w pięć minut, wyprzedzając tyle aut, ile się dało i łamiąc z kilka przepisów drogowych. Miał szczęście, że policja zna już jego samochód i blachy, dlatego w świętym spokoju mógł dojechać na miejsce. Specjalnie spersonalizował rejestrację, by ta miała w cyfrach same siódemki, co ułatwiało pamięci policjantów.

Chociaż on sam w świętym spokoju nie był. Ściskał i szarpał kierownicą, klnąc na wyprzedzane samochody i czerwone światła, wciskając pedał w podłogę. Zagryzał szczęki tak mocno, że groziła mu wizyta u dentysty. Upewnił się kilkakrotnie, czy nie zapomniał kabury z pistoletem, przezywając Isaka w myślach.

Czy on nie wiedział, że to jest niebezpieczne?! Jak mógł pisać do niego, trzymając na ciemnym, pustym parkingu dealera?! Czy ten dzieciak nie myślał?! Może mu się stać krzywda, do cholery!

Żałował, że wziął sobie Isaka jako informatora. Teraz narażał go na niebezpieczeństwo, a siebie na niepotrzebne mu teraz poczucie winy. To, jak mocno się denerwował nie było dla niego zdrowie, ale także było czymś, co nie zdarzyło mu się wcześniej. Informatorzy przychodzili i odchodzili, zostawiając po sobie teczki i niezapisane numery telefonów.

Jednak, gdy z piskiem opon dojechał na parking, zastał tam tylko jedną osobę. Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż sam się wzdrygnął i w trzech krokach dopadł do Isaka. Ten leżał na motorze, ubrany w szary dres; nogi ułożył na kierownicy, a dłonie pod głową. Ubrany wciął miał kask i rękawiczki, ale Harry zauważył ruch głowy, sugerujący, że ten go widzi. Uchylił osłonę i ich spojrzenia się skrzyżowały.

— Podjebałeś samego siebie? — prychnął Harry. Obchodzi motor dookoła, nie zauważając na nim rys. Był głodny i wściekły i głodny i zaraz trzepnie temu chłopakowi. Isak już wystarczająco testował jego cierpliwość i był o krok od rozwiązania ich umowy.

— Nie ma towaru, nie ma zbrodni — Isak rozkłada dłonie i siada powoli. Zdejmuje kask i kominiarkę termoaktywną, strzela palcami, gdy ściąga rękawiczki, na co Harry się krzywi — I nie podjebałem. Nie pisałem z oficjalną skargą.

— Bo mnie testowałeś — pewnie mówi Harry i Isak wzrusza ramionami. Zeskakuje z motoru i staje naprzeciwko detektywa. Są w tym samym wzrośnie, ich czubki butów się stykają, a oddechy mieszają. Młodszy jest teraz pewny siebie i widocznie także zły, po sposobie w jaki mruży na starszego oczy. W tych ciemnościach rozświetlaną światłami ich pojazdów i parkingowych latarni, nie było widać jakiego są koloru, ale detektyw pamiętał ich zieleń.

— Tak.

— Mam ochotę ci trzepnąć!

Isak śmieje się tak nagle i głośno, że aż się cofa. Przykłada dłoń do brzucha, a jego głos niesie się w ciemności. Wygląda na beztroskiego, na policzkach ma rumieńce, a Harry wzdycha. Jego śmiech jest zbyt przyjemny dla ucha, ale detektyw zagryza na ten dźwięk mocniej szczęki. Naprawdę, ten dzieciak źle na niego działał. Jeszcze chwila i zacznie słuchać się Lorny.

— Strzepać mi? — śmiech zmienia się w kokieteryjny uśmiech i Isak znowu jest blisko. Czują perfumy drugiego, świeże, męskie, mocne. Przyciągające — Och, panie detektywie, nie robiłem tego od kiedy wróciłem od ciebie do domu.

I znowu te cholerne _panie detektywie_ i Harry wie, że nie ma tak silnej woli, by siebie samego kontrolować. Isak musi przestać używać do niego tego sformułowania. Patrzy na niego wściekle, ale chłopak nie robi sobie nic z tego spojrzenia, uśmiechając się kokieteryjnie.

— Jesteś problematyczny.

— Moja mama też tak mówi, ale nie proponuje mi orgazmu na ciemnym i pustym parkingu.

Wychyla dłoń i trzepie młodszego z otwartej ręki w potylice. Cios jest mocny na tyle, by sam odczuł pieczenie na skórze. Isak syczy i odchodzi od niego na bezpieczną odległość.

— Nie masz odsuniętej tablicy rejestracyjnej — Harry mówi. Isak schował tablicę pod siedzenie na końcu motocykla — Za to jest mandat, a w twoim przypadku brak motoru na następny sezon.

Isak patrzy na niego z takim bólem, że Harry ma ochotę pogryźć sobie język. Zdusza własną wściekłość do irytującego kłucia i wciska dłonie do kieszeni garniturowych spodni, by nie podnieść na informatora ręki po raz drugi. Już i tak wystarczająco się zapędził, ale coś w postawie młodszego mówiło mu, że ten nie wzniesie oskarżenia.

— Masz szczęście, że jestem na to za głodny — reflektuje się zbyt szybko — I wybacz, że ciebie w końcu trzepnąłem. Dawałeś mi powody od wczorajszego wieczoru.

— Mówiłem, byś przestał mówić jak moja mama — Isak się śmieje, ale jego oczy są poważne — Ja też jestem głodny. Oo! — krzyczy, masując się znowu po brzuchu. Podwija bluzę, ukazując mięśnie, bladą skórę i tatuaż sztyletu. Harry z bólem patrzy w bok — Mam ochotę na Maka! Jedziesz ze mną?

— Nie — Harry wzdycha, a jego pusty żołądek protestuje głośno. Zaczyna kierować się w stronę swojego samochodu — Bezpiecznie na drodze. Nie pokazuj nieznajomym faków! I nie prowokuj Federalnych!

— Dawaj ze mną na kebaba! — nie odpuszcza młodszy — Co innego masz do roboty?

— Robotę — rzuca sucho Harry i kiwa głową, żegnając się z Isakiem. Zostawia go na parkingu, a Isak nie rusza się, dopóki nie odjeżdża. Dopiero na drodze wyprzedza detektywa i mknie po cichych ulicach miasta. — Uważaj, dzieciaku — prosi Harry. Isak znowu nie ubrał kombinezonu, nie miał na plecach nawet żółwia czy innego protektora, który uchroniłby jego kręgosłup w trakcie wypadku.

Będzie musiał mu natłuc do tej głowy, że musi się ubierać, pomyślał i nagle zahamował.

Co. Jest. Kurwa.

Jakie będzie musiał?

— Halo, znasz tego dzieciaka od wczoraj! — krzyczy sam do siebie, włączając się z powrotem do ruchu — Muszę sobie psa kupić. Albo kota. Albo jebaną złotą rybkę. Najwidoczniej sam powinienem się uderzyć, sądząc, że samotność jest przereklamowana i zaczynam mieć plany z dzieciakiem, który ma niezdiagnozowane ADHD, niebezpieczne hobby i który jest dla mnie za młody. Stop! Nawet nie bierz pod uwagę, że coś mogłoby być! — wyciąga palec sam do siebie. Isak nie był niebezpieczną osobą, ale to, co zaczął robić z myślami Harry’ego nie było zdrowe. A już na pewno potrzebne.

Musiał przemówić samemu sobie do rozsądku. Inaczej przepadnie, a razem z nim Isak.Druga ofiara

_17 kwietnia, 10:00_

Siedzieli wszyscy z kawami w sali konferencyjnej, a na telewizorze Matt wyświetlał zdjęcia kolejnej ofiary. Została potraktowana w ten sam sposób, co Alison, była młodą kobietą przed dwudziestką, blondynką o jasnych oczach. Naga i zgwałcona została wrzucona do kontenera na śmieci i znaleziona rano przez inną kobietę, wyrzucającą śmieci. Przyczyną zgonu w tym przypadku było uduszenie, co znaczyło, że sprawca zaczynał się rozwijać. A to przynosiło problemy i większą ilość ofiar.

I tym razem porzucenie zwłok odbyło się w centrum miasta. Osiedle Glic pełne było wysokich bloków, placów zabaw i szkół; mieszkały tam głównie rodziny z dziećmi i starsze osoby. Od pierwszej ofiary do Osiedla były dwa kilometry, ale dalej sprawca nie miał szacunku do swoich ofiar, porzucając je w śmieciach.

Rodzice Alison przyjęli nad ranem detektywów, ale ich informacje były skąpe. Większość czasu spędzali w pracy, a córka była pozostawiona sama sobie.

— Co z językiem? — pyta Andrew, a Matt wskazuje kolejne zdjęcie. Brakowało koniuszka różowego mięśnia, a dziewczyna miała wyrytą dwójkę. Ile ofiar jeszcze będzie kolekcjonował?

Próbowali wyszukać w bazie danych i własnej pamięci mordercy, który także już wcześniej miał podobny sposób działania. Musieli wykluczyć rolę naśladowcy, który chciałby ożywić stare zbrodnie. Kamery były bezużyteczne; przy miejscu pierwszej zbrodni nie działały, a na Osiedlu Glic ich nie było. Jednak zaczął się w tym pojawiać schemat — centrum, żadne przedmieścia czy getta. Tylko dobrze utrzymane, nawet drogie dzielnice, pełne turystów i osób, które mogą zejść na zawał przy samym odkryciu trupa. Zawsze zostawiane pod osłoną nocy, nagie i bez żadnych śladów sprawcy.

— Miała na imię Rose Lyndod — Lorna wczytuje się w teczkę. Rzuca spojrzeniem na telewizor, na tablicę postawioną obok, gdzie wisiały zdjęcia i dopiski, aż wraca do tekstu — Była w mieście na wakacjach, wyszła do pubu bez rodziców. Miała dziewiętnaście lat, żadnych znajomych tutaj; jeździła jednak na motorze — Matt pokazuje kolejne zdjęcie, ofiara siedząca na maszynie, w kasku i machająca do obiektywu. Wyglądała beztrosko i Harry’emu przypomina się śmiech Isaka; prawie wzdryga się na to wspomnienie. A później pamięta jego spojrzenia, moment, gdy go uderzył i ten tekst o mamie.

Nie, Isak zdecydowanie nie pasował do profilu sprawcy. Bawił się w kokieterię, ale był tylko napalonym dzieciakiem, który chciał uwieść detektywa. Miał niebezpieczne hobby, ale nie wydawał się złym człowiekiem gotowym do takich czynów. Pojawił się jednak pewien problem. Był na kamerach w godzinach możliwych przenosin ofiary, co skłaniało go na kolejną wizytę w FBI. Oczywiście nie pojawiał się na monitoringu w pobliżu Osiedla, ale krążył po ulicach dookoła. Jako że Osiedle nie posiadało kamer, detektyw musiał złapać się tej drobnej poszlaki. Harry zadzwonił do niego, gdy tylko się dowiedział, a reszta wyszła załatwiać swoje sprawy.

— Nie mogę teraz wpaść — Isak szepcze do telefonu i Harry marszczy brwi, dlaczego — Mam teraz dużo pracy, nie wyrwę się.

— O której kończysz?

— Jak zrobię swoje, a dzisiaj mam nawał. Nie można jutro? — jęczy do telefonu młodszy. Harry przewraca oczami na jego błagalny ton.

— Mogę przyjechać do ciebie do domu-

— Nie! — wyrywa się Isakowi, nie dając dokończyć detektywowi — Dalej mieszkam z rodzicami, chcesz mi narobić problemów? O, mam paczkę do wysłania, a kurier dupek dzisiaj nie przyjechał jej odebrać — tak szybko zmienia temat, że prawie i detektyw się gubi — Wpadnę za godzinę.

Rozłącza się nagle. Harry z Andrew jedzie w tym czasie do kostnicy, zabierając papiery i nie dowiadując się niczego nowego od Joela. Odbierają obiad i akurat wjeżdżają na parking zaraz za motorem Isaka. Lorna i Matt udali się na miejsce znalezienia zwłok, Abram pracował nad internetową stroną ofiary, a później razem z Mattem mieli jechać do rodziny Lyndod. Mieli nadzieję, że tym razem dowiedzą się więcej o ofierze.

W pokoju przesłuchań Harry kładzie swój obiad, daje Isakowi kubeczek z wodą, a ten patrzy na niego błagalnie. Nie chce mandatu; wie, że wczoraj przesadził z prędkością, ale detektyw obiecał mu pomóc. No. Może nie obiecał, nie użył takich słów, ale młodszy był już później grzeczny.

Na widok zdjęć Isak prawie wymiotuje. Harry wie, że to nie on, ale nie może mu tego powiedzieć w tym momencie. Musi go sprawdzić, spisać jego wersję zdarzenia.

Blada twarz odsuwa się na widok nagiego ciała Rose oraz raportu patologa. Krzywi się, nie chcąc na to patrzeć, a zielone oczy wypełniają się łzami. Gdy Harry zabiera zdjęcia, Isak patrzy na niego nieufnie. Nie chciał, by mężczyzna oskarżył go o te morderstwa, ale nie miał skutecznego alibi. Wsiadł na motor, gdy rodzice i Jonas zasnęli, krążył po mieście z dwie godziny i wrócił.

Powinien zaprzestać nocnych jazd. Ale to wtedy spotkał detektywa i myślał, że znowu na siebie wpadną, może porozmawiają. Czy to odwet za jego ton i proponowanie wspólnej kolacji?

Nie, Isak był pewien, że za tą złośliwością nie czai się taka bezwzględność. Harry wydawał się zdystansowany, ale nie zły jako osoba.

— Widziałem bus, w tym miejscu — mówi, gdy kolory powoli, powoli zaczynają wracać mu na twarz. Wskazuje miejsce palcem na mapie blisko kontenera na śmieci, gdzie znaleźli Rose — Ciemny, bez blach, tyle udało mi się dostrzec. O! i miał logo dywanu. Na boku. W sumie to nie logo, a naklejkę dywanu.

Harry zapisuje to wszystko. Lorna wchodzi do nich, uśmiechając się przyjaźnie do Isaka, na co starszy przekręca oczami. Mógł być pewien, że jak kobieta zwęszy motocyklistę, nie da im spokoju. Była go ciekawa już przy pierwszym spotkaniu, a Harry doskonale znał jej intencję. Chciała ich spiknąć.

— To będzie wszystko, dzięki, Isak — pilnuje się, by poprawnie wymówić jego imię. Zakańcza rozmowę, tym razem nie włączał do niej kamery. Potrzebował informacji a nie zeznań.

— Ile masz lat? — pyta Lorna uprzejmie. Stawia swój kubek z kawą na blacie i wpatruje się oczarowana w Isaka. Pewnie widzi go, jak składa przysięgę ślubną Harry’emu, a ten odczuwa dziwne napięcie w piersi na taką myśl. Patrzy prosto na młodszego, by zarejestrować wszystkie drgnięcia na jego młodej, przystojnej twarzy. Choć bardziej była urocza niż przystojna. Jego oczy były w kolorze trawy w lato, a usta idealnie wycięte. Ostra linia szczęki, jasne brązowe włosy ułożone w nieład po kasku. Brwi miał gęste, ale wypielęgnowane, jedna z nich przycięta została przez bliznę na końcu. Nie miał na tej ładnej twarzy żadnych zmarszczek czy niedoskonałości, jakby codziennie kąpał się w mleku jak Kleopatra i Harry był pewien, że jakby dotknął policzka, poczułby idealną miękkość skóry.

_Stop, Harry,_ musiał siebie samego upomnieć. Potrzebował nowego informatora, a nie kuszącego młodzika.

— Ja mam dwadzieścia trzy — z dumą mówi Isak — A ile ma pan detektyw?

— Nie pytaj się mnie o wiek — sucho odpowiada brunet.

— Kobiet się o wiek nie pyta — burczy Isak w odpowiedzi, mrużąc na mężczyźnie zielone oczy — Ty jesteś gburem.

— Trzydzieści trzy — zdradza Lorna, śmiejąc się pod nosem, ale stara się to ukryć pijąc kawę. Harry ma ochotę jej napluć do kubka w akcie zemsty.

— Lorna się nie wtrąca — Harry pyskuje do koleżanki, mordując ją spojrzeniem, ale ta nie zwraca na niego uwagi.

— Lorna ma ciebie w dupie.

— Mój brat jest w twoim wieku, detektywie — Isak nie wie, co zrobić z dłońmi. Stresuje go spojrzenie kobiety, przeszywające jego duszę na wylot. Skubie skórki przy paznokciach do krwi i musi schować ręce między uda — Ma na imię Jonas.

— Co to za imiona? Isak i Jonas? — pyta Lorna i wydaje się być szczerze zainteresowana. No tak. Jak na swatkę przystało. Harry jęknął w duchu.

— Jesteśmy Norwegami — Isak wzrusza ramionami i wtedy Harry się włącza do rozmowy.

— Macie przerażające zimy. Byłem tam raz — cicho mówi, przypominając sobie Norwegię, Oslo i sprawy, które musiał tam pozałatwiać. Spojrzenie, jakie podarowała mu Lorna, mówiło, że ona także pamięta bałagan, którego narobił Fontaine.

— Lecę tam na wakacje. Poleć ze mną — Isak proponuje to tym samym tonem, co wieczornego fast fooda.

Harry mówi, że jest w połowie francuzem, a wtedy młodszy prosi z tym swoim kokieteryjnym uśmieszkiem, by powiedział coś po francusku. Ten zabiera obiad i teczkę, wychodząc z pomieszczenia bez słowa, a motocyklista depcze mu po piętach. Bez większego pożegnania rozstają się pod windą, a gdy Isak wraca do domu, zostawia motor przed domem. Nie wjeżdża nim do garażu jak ma w zwyczaju.

Jego matka czeka na werandzie. Za kilka sekund rozpocznie się Armagedon.To prawda? To był Louis?

Tak.

Przykro mi, Isak. Jak się trzymasz?

Tak jak, kurwa, wyglądam. Czy jesteś ślepy?

Nie musisz pluć do mnie jadem. Martwię się o ciebie. Czy jest coś, co mogę dla ciebie teraz zrobić?

Wyjść.

Lubisz to? Jak rozmawiam w ojczystym języku? Czy po prostu podoba ci się mój język? A może chodzi o akcent? Ja myślę, że twojemu fiutowi nie robi to zbytniej różnicy, bo pociągam cię całego. Całego, którego pokochałem i pragnąłem. Myślę, że kocham cię, ty dupku.Czy on traktuje cię dobrze?

On ma na imię Harry. I tak, traktuje mnie bardzo dobrze. Co u ciebie?

Wiesz, jak jest. Od kiedy nas opuściłeś, mama ma tylko mnie do znęcania się.

Nie opuściłem was. Mama i tata ani razu do mnie nie zadzwonili po ich wizycie w szpitalu, a ty sam ledwo mi odpisywałeś. To wy mnie opuściliście, gdy mieliście być moją rodziną, Jonas! Straciłem motor, zdrowe kolano i najlepszego przyjaciela, a także was. Mam teraz tylko Harry’ego i szczerze? Tylko jego potrzebuję.

Nie płacz, jak ciebie zostawi i wrócisz z podkulonym ogonem.

Wyjdź, jeśli zamierzasz mówić do mnie, jak Nora.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij