Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ostatni strażnik. Tom I Zdrada Gorotończyków - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lipca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni strażnik. Tom I Zdrada Gorotończyków - ebook

Kormak, mieszkający wśród innych druidów na bezpiecznych wyspach Baucze, od dzieciństwa ma wrażenie, że ktoś go prześladuje. Okazuje się, że to Askella Nardenami, Inkwizytorka, której los naznaczony jest piętnem czarnej magii. To właśnie ona wiele lat temu uprowadziła Kormaka z Ciężkich Ziem, narażając świat na utratę równowagi. Wkrótce będą musieli wrócić tam razem, aby wykonać misję, która może się okazać niewykonalna...

Czy uda im się stamtąd powrócić, czy to droga tylko w jedną stronę? Czy w mrocznym świecie zaludnionym przez żądne krwi istoty jest miejsce na litość? I czy to możliwe, aby wyzwolić się spod władania czarnej magii?

Przełknął głośno ślinę. Zawahał się i spojrzał za siebie. Ścieżka, która przywiodła go na polanę, była pusta. Ruszył za ową istotą, chcąc się upewnić, że nic mu nie grozi. Gdy znalazł się przy drzewie, spostrzegł, iż nie ma tam już nikogo, natomiast kora drzewa w miejscu, gdzie spoczywała ręka tajemniczego osobnika, była spalona, a trawa poniżej pożółkła. Ostrożnie zbliżył dłoń, by dotknąć spalonej kory i w tym momencie przeszył go ból.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-432-0
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1. Pouczenie

Gęsta mgła spowijała wyspy. O tej porze roku szybko zapadał zmierzch. W lesie, na wciąż jeszcze zielonej polanie, stała szczupła postać około dziewiętnastoletniego chłopaka. Patrzyła w dal, usiłując przebić wzrokiem gęste krzaki, gdzie przed chwilą trzasnęła gałąź. Druid od dziecka miał dziwne wrażenie, że ktoś go prześladuje, w co jednak nie raczono mu uwierzyć. Chłopak nie narażał się jakoś celowo nieznajomemu. Wręcz przerażała go owa postać, która była zazwyczaj bardziej wyczuwalna niż widzialna, wyczuwalna przez dziwną aurę, która zniechęcała, a nawet przerażała.

Kormak miał wrażenie, że coś ukrywano przed nimi od maleńkości. Pogłoski mówią, iż ktoś zjawił się tutaj z Kormakiem, nie z Willem, ponieważ to Kormak wiecznie opowiadał o kimś, kto za nim chodzi. I faktycznie, musiało to mieć z nim jakiś związek, choć rówieśnicy raczej się z tego nabijali. Kormak wiedział, że ten typ istnieje i od czasu do czasu pojawia się w pobliżu, lecz nie zawsze można go dostrzec.

Wcześniej, przed ukończeniem ósmego roku życia, często przytrafiało mu się coś złego. To banda Azisa, jego najgorszego wroga, go zaatakowała, to ktoś inny, ponieważ rozniosło się, iż on – Kormak – jest nieśmiertelny. Wówczas przetrzymywano go w chacie u Redłana i nie pozwalano mu wychodzić, bo wszyscy chcieli się przekonać, czy faktycznie tak jest. Kormak widział nieraz owego dziwnego typa patrzącego zza drzewa. Stał bezczynnie jak słup, zupełnie niewzruszony położeniem chłopaka, ten jednak zawsze wychodził z tego wszystkiego bez szwanku. Natomiast gdy coś podobnego miało miejsce po ukończeniu ósmego roku życia, oprawcy druida nawet nie zdążyli go tknąć. I już nigdy ich nie zobaczył. Nie wie, co się z nimi stało. Może tamten ich zabił. Tamten bez twarzy, którego bał się do obłędu.

Raczej starał się unikać takich sytuacji jak teraz, lecz przypadek chciał, że stał tu dzisiaj wysłany przez ich opiekuna – Redłana. Stary zielarz chciał, aby chłopak nazbierał mu liści nai, z drzewa białego, których potrzebował do jakiejś receptury umożliwiającej szybką regenerację ran. Usiłował przebić spojrzeniem wszelkie zarośla, ostrożnie podchodząc bliżej. Wówczas dostrzegł czyjąś rękę, której palce powoli puściły korę drzewa, gdy owa postać przemknęła dalej, w głąb ciemniejącego lasu. Słyszał szelest liści i łamanie gałęzi, gdy to coś oddalało się od niego. Smród spalonego na słońcu ścierwa, tak samo jak za każdym razem, dał się we znaki.

Przełknął głośno ślinę. Zawahał się i spojrzał za siebie. Ścieżka, która przywiodła go na polanę, była pusta. Ruszył za ową istotą, chcąc się upewnić, że nic mu nie grozi. Kiedy znalazł się przy drzewie, spostrzegł, iż nie ma tam już nikogo, natomiast kora drzewa w miejscu, gdzie spoczywała ręka tajemniczego osobnika, była spalona, a trawa poniżej pożółkła. Ostrożnie zbliżył dłoń, by dotknąć spalonej kory i w tym momencie przeszył go ból. Odskoczył z wrzaskiem od drzewa, przyglądając się poparzonej dłoni. W tej samej chwili gałąź opodal poruszyła się, jakby pod czyimś naporem. Druid instynktownie spojrzał tam, ale nikogo nie dostrzegł. Gdzieś w górze krążył ptak, kracząc złowróżbnie.

–Jest tu kto? – zawołał bardzo wystraszony. W odpowiedzi usłyszał szelest liści i świst wiatru, który niósł echo jego słów po całym lesie, zmieniając je w przerażający szept. Gdzieś zakukała kukułka.

Wzdrygnął się, bojąc się ruszyć. Między drzewami znowu coś mignęło. Rozległ się szmer, jakby czyjaś szata ciągnęła się po ziemi. Postanowił się wycofać, nim zupełnie się ściemni. Wiedział, że ktoś tu jest, czuł czyjąś obecność. Odwaga go opuściła i pogodził się z faktem, iż nie zdoła nazbierać tych liści. Kręcąc się niczym obłąkany, wycofał się drogą na skraj lasu. Tam wciąż świeciło słońce. Skierował się mostem na inną wyspę. Wszak wszędzie, gdzie się spojrzało, w górę, w dół i we wszystkie strony świata, szybowały wyspy. Ale mieszkający tu druidzi nie odczuwali tego, iż wszystkie te wyspy szybowały w jednym tempie. To całe powietrzne imperium było połączone ze sobą mostami, gdy przechodziło się z wyspy na wyspę, i linami lub drabinami, gdy wchodziło się do góry – na wyższy poziom – lub schodziło na niższy.

Nie oznacza to jednak, że zawsze tak było. Kiedyś, przed erą podziału, rzeczy miały się zupełnie inaczej. Otóż, każda wyspa szybowała we własnym tempie i kierunku, toteż mieszkający tu druidzi włożyli niemało trudu, by je wszystkie ze sobą połączyć.

Kormak szybko odnalazł wzrokiem swojego przyszywanego brata, który zmierzał najwyraźniej do chaty jak i on sam. Dogonił go, oglądając się jeszcze za siebie na majaczący w dali las. Will był od niego wyższy. Obaj mieli kręcone włosy do ramion, ale Kormak miał ciemniejsze, jakby kasztanowe.

– I co, nazbierałeś tych liści? – zapytał Will spostrzegłszy go.

– No właśnie nie. Gdybyś poszedł tam ze mną…

– Nie zaczynaj znowu, Kormak. Musisz nauczyć się żyć normalnie. Przecież to jasne, że nie zawsze będę przy tobie. Niebawem obiorę fechtunek i w ogóle mało będziesz mnie widywał w domu – tłumaczył, dobrze rozumiejąc problem swojego towarzysza.

Gdy minęli córkę króla idącą z jasnowłosym towarzyszem, Kormak zostawił na chwilę swojego brata, cofnął się za nimi i złapał dziewczynę od tyłu za ramiona.

– Cześć Eliza – wyszczerzył wszystkie zęby. Od zawsze darzył dziewczynę sympatią.

Dziewczyna w pierwszej chwili wzdrygnęła się, a potem odparła z wyraźną niechęcią:

– A, to znowu ty. Co tym razem ci odbiło? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, zwróciła się do swojego kościstego towarzysza – Chodź Azis, nie warto sobie nim zawracać głowy.

Azis, zanim odszedł, zmierzył jeszcze swojego przeciwnika pogardliwym spojrzeniem. Od razu widać było, iż chłopcy się nie lubią.

– Gdzie z nim idziesz? – Kormak zawołał za dziewczyną takim tonem, jakby jej towarzysz był wyjątkowo sprośny.

– Nie twoja sprawa – wtrącił się Azis.

Kormak, wyraźnie go ignorując, puścił się ponownie ku dziewczynie. Jego brat, który przedtem czekał w pewnym oddaleniu od nich, teraz rozłożył ręce w pytającym geście.

– Kormak, chcesz się spóźnić? – zapytał, gdyż ich opiekun Redłan chciał z nimi pogadać o ich ostatniej, nielegalnej wyprawie na Ciężkie Ziemie.

– Na pewno jest zbyt zajęty sporządzaniem mikstur, aby o tym pamiętać – zapewnił go chłopak o imieniu Kormak, po czym ponownie zwrócił się do dziewczyny – Zaczekaj… – próbował zagaić, ale Azis mu przerwał.

– Odwal się od niej! Nie rozumiesz, że Eliza nie chce rozmawiać?

– Bo co? – zapytał Kormak wyzywającym tonem. – Postraszysz mnie swoim gryfem, z którym nie potrafisz się porozumiewać? – dodał kpiąco.

Trafił najwyraźniej w samo sedno, bo obaj gwałtownie zatrzymali się w miejscu. Azis pobladł jeszcze bardziej, choć zdawało się to już prawie niemożliwe, a dziewczyna wyglądała na niemal tak samo zażenowaną, a jednocześnie oburzoną jak on.

– A ty nie masz go wcale – odparła dziewczyna, odzyskując równowagę umysłu.

Wyższy towarzysz Kormaka z gwizdem wypuścił powietrze. Widząc, że szykuje się coś grubszego, podszedł do nich.

–Nie wtrącaj się Eliza – odparł Kormak nieco już podenerwowany. Miał ochotę zakończyć wreszcie sprawę z Azisem, chłopcem o rok od niego starszym, który od dzieciństwa mu dokuczał. Chciał wyjaśnić sobie z nim coś niecoś. – To wojna między nami, która musi zostać wreszcie skończona – wycedził, miażdżąc Azisa spojrzeniem.

– Prawdziwy tchórz! – zakpił towarzysz Kormaka i obaj zaczęli się śmiać.

Azis bez żadnego ostrzeżenia rzucił się na Kormaka, jednak ten odepchnął go z całych sił od siebie – choć był od niego niższy – tak że Azis upadł na ziemię.

– Widzę, że jesteś równie niezdyscyplinowany jak twój stary – ośmielił się zauważyć Kormak, przyciskając go obutą nogą do ziemi.

– Zniszczę cię obłąkańcu – syknął Azis, odtrącając nogę Kormaka. Jednak w tym momencie przytrzymał go wyższy z chłopców.

– Zostaw go – rozkazała dziewczyna. – Czego chcecie?

– Żebyś przestała spędzać z nim czas.

– To mój przyjaciel i nie zamierzam go zmieniać tylko dlatego, że tobie się tak podoba.

Widać, że ta odpowiedź nie była Kormakowi w smak, ale w następnej chwili nie dał tego po sobie poznać.

– Myślisz, że nie wiem, dlaczego teraz mieszkasz na naszej wyspie?

Dziewczyna najwyraźniej się zmieszała, ale zaraz odzyskała panowanie nad sytuacją.

– Na pewno nie z twojego powodu – odparła wyniośle, usiłując odepchnąć teraz wyższego z chłopców, który śmiał się, tylko udając, że jej szturchania go bawią. – Will, zamieniasz się w taki sam bezuczuciowy przedmiot jak to – oznajmiła już teraz wyraźnie podenerwowana, spoglądając na Kormaka, który jeździł właśnie nogą po twarzy Azisa.

– A co, może jesteś na naszej wyspie ze względu na niego? – zapytał Will, ciągając wierzgającego Azisa za nogi ku krawędzi wyspy.

Dziewczyna pobiegła ku nim, ale w tym momencie zastąpił jej drogę Kormak.

– Aż tak nisko upadłaś, że trzymasz się z tym idiotą? – zaczął Kormak. – On nie należy do naszej społeczności. Zadbam o to, by Goroton wyciągnął i po niego ręce, bo tam wszyscy tacy powinni się znaleźć. To Centrum powstało osobiście dla nich…

W tym momencie Eliza uderzyła go mocno w twarz.

– Interesują cię tylko nieprawdziwe pogłoski, zająłbyś się lepiej sobą – odparła, ruszając szybkim krokiem w stronę Willa, jakby go również zamierzała zdzielić w twarz.

Will nie widział jej jeszcze tak zdenerwowanej, więc nawet nie śniło mu się dalsze ignorowanie dziewczyny.

–Zostaw go! – krzyknęła, pomagając Azisowi wstać, ale ten nie zamierzał uchodzić za takiego, który nie jest w stanie sam dać sobie rady.

– Odczep się ode mnie głupia dziewczyno! – fuknął rozwścieczony, odpychając ją od siebie z taką siłą, że ta upadła na ziemię, zdzierając sobie łokcie. – Nie potrzebuję twojej pomocy.

Kormak, widząc to, rzucił się na Azisa i bił już nie na żarty. Azis jednak też najwyraźniej nie miał zamiaru dłużej powstrzymywać w sobie negatywnych emocji, które sięgnęły zenitu. Rozłożył swojego przeciwnika na łopatki i tym razem to on mu nawalił.

Eliza i Will rzucili się ku nim, by ich rozdzielić. Teraz ponownie Kormak zdobył przewagę, jednak zanim zdążył dobrze to wykorzystać, Eliza powstrzymała jego rękę:

– Zostaw go – wyszeptała zdenerwowana. Jej oczy błyszczały od łez.

– A więc jednak go bronisz? – zapytał z niedowierzaniem Kormak, jednak widząc, że dziewczyna niemal płacze, cofnął rękę i w tym momencie Azis zwalił go z siebie i odchodząc, zmierzył go wzrokiem, a jego spojrzenie mówiło: „skończymy to innym razem”.

– Skasuję cię – odpowiedział mu Kormak, który wciąż leżał na trawie.

Eliza wstała, by również odejść.

– Zaczekaj – zaczął Kormak, nie ruszając się z miejsca. – Dlaczego trzymasz się z kimś, kto uważa się za lepszego?

– To ty uważasz się za lepszego – odparła, odchodząc.

– Ja uważam się za lepszego? – krzyknął z niedowierzaniem.

–No wiesz, tak to wygląda z jej punktu widzenia – odparł Will. – Nie wie przecież, jak Azis i jego banda uprzykrzają nam codziennie życie… – urwał nagle, bowiem w powietrzu rozchodziła się dziwna aura.

– Willi, lepiej oddalmy się od tego lasu – wyszeptał Kormak, dziko oglądając się za siebie.

Will przełknął głośno ślinę. Nie próbował się ruszyć. Dobrze wiedział, jak jego przyszywany brat potrafi panikować, robiąc wstyd nie tylko na swoim poziomie zamieszkania, ale i na większym obszarze, ponieważ wieści szybko się rozchodzą. Jedyne, czego Kormak był pewien, a tyczyło się to tej właśnie osoby, to przekonanie, iż pochodzi ona z Ciężkich Ziem.

– To tylko aura – mówił Will, szybkim krokiem zmierzając na kolejną wyspę. – Przecież sam mówiłeś, że kiedyś ten osobnik, gdy byłeś już nieco starszy, pomógł ci, że uratował cię przed bandą Azisa i przecież do dziś ich nie ma…

– Tak, ale wtedy byłem mały, mogło mi się coś uroić, sam wiesz, jak to jest… Nie jestem pewny tamtego… A teraz znowu ten dziwny smród spalonego na słońcu ścierwa – druid wzdrygnął się.

– Miałeś Redłanowi dostarczyć tych liści na czas, poza tym chciał z nami porozmawiać o tym ostatnim incydencie z Ciężkimi Ziemiami – usiłował zmienić temat. Sam również odczuwał ową dziwną aurę, która wzbudzała w nim niechęć i strach.

Kormak otrząsnął się i obaj pospiesznie ruszyli w stronę chaty Redłana.

– Nie powinienem atakować Azisa, ale jak go widzę, to aż się we mnie krew burzy, bo on tchórzy tylko wtedy, gdy jest sam, a gdy ma swoich dryblasów obok, aż rwie się, by mi uprzykrzyć życie.

– Nie zmienisz tego, że Eliza go lubi – zapewniał go Will. Był zły, ale nie zamierzał pokazać tego swojemu przyszywanemu bratu. Wiedział, że to i tak niczego nie zmieni, bo Kormak raczej nie uczył się na błędach. Za każdym razem, gdy i tak wszyscy wiedzieli, że jest na przegranej pozycji, walczył, pogrążając się bez końca. Sam domagał się tej niekończącej się wojny.

– Kiedyś im się odpłacimy – wierzył w to mocno Kormak. Chłopak z wrażenia aż zapomniał o czymś, co go jeszcze przed chwilą prześladowało. – Nie powinieneś się go bać, to zwykły dupek. Powinniśmy razem pokazać mu, gdzie jego miejsce.

Weszli po spiralnych schodach wiodących dookoła drzewa, na którym stał domek. Znalazłszy się na werandzie, otworzyli drzwi. Starzec wyraźnie czekał na nich.

Wszystko było zrobione z drewna, łącznie z dachem. Podłoga często skrzypiała pod nogami, co dawałoby się we znaki raczej nocą niż w ogólnym rozgardiaszu. A gdy zdarzały się wichury, odczuć można było, że cała chata niebezpiecznie się chybocze jak łajba na wodzie. Pracownia Redłana była niewielka, a że znajdowały się tam różne rzeczy do warzenia eliksirów, zioła i księgi z recepturami, trudno wyobrazić sobie tam więcej niż cztery osoby.

– Dlaczego tak długo? Czy wiesz, że cały wywar zmuszony byłem wyrzucić, gdyż nie przyniosłeś mi liści na czas? – zapytał zły, przyglądając się chłopakom spod okularów.

– Azis nas zatrzymał – powiedział poniekąd prawdę.

– Dość, ani słowa więcej o panu Azisie – odparł wściekły.

– To nie żaden pan, jest trochę starszy ode mnie. Rok, jakby ktoś nie wiedział – kłócił się Kormak.

– Jest częścią rodziny królewskiej i należy odnosić się do niego z szacunkiem – stwierdził ostro Redłan. – Ostatnio nie mam sił na was. Jak będzie tak dalej, wszyscy wylecimy przez was z wysp. Kto użyczył wam gryfów, byście mogli wybrać się na Ciężkie Ziemie? – przeszedł do rzeczy.

Kormak i Will milczeli. Nie chcieli wydać swoich najlepszych przyjaciół, którzy jako jedyni podzielali ich entuzjazm, jeśli chodzi o wyprawy na Ciężkie Ziemie. Kto jak kto, ale oni byli w tym najlepsi. Nie raz chwalili się bohaterskimi czynami, w których to niby sami brali udział. Ale Vekell i Aidan byli dorośli, a ponadto ich czas nabywania fechtunku minął, najgorszy czas w życiu druida, ponieważ należy zachowywać się wzorowo nawet po zajęciach. Vekellowi i Aidanowi wolno było więcej, a przynajmniej gdy nikt tego nie widział.

– Nie wiem, jak uświadomić wam, że wyprawy na tamte ziemie są niebezpieczne… Owszem, pamiętam czasy, gdy przyjaźniliśmy się z tamtejszymi plemionami. Wielu z nich poznało nasze najgłębsze tajemnice. Niektórzy zaś nawet przeprowadzili się tutaj, tak jak i ja to zrobiłem. Jednak, jak sami wiecie, gdy trzy centra zaczęły narzucać tam własną wolę, ustanawiając erę podziału, pod którą uginały się, chcąc nie chcąc, ludy Ciężkich Ziem, wydano nas. Owe rody sprzedały nieprzyjacielowi wieść o naszym istnieniu, a ponadto pokazały drogę dostępu tu… Jedyną drogę dostępu, jak wiecie, przez Drapacze. Wówczas to, dziewiętnaście lat temu, słudzy trzech centrów wdarli się na nasze ziemie, a my zmuszeni byliśmy stoczyć z nimi ciężką wojnę, w której to zginęli między innymi wasi rodzice – powiedział dramatycznym tonem i gdy wydawało się, że już skończył, on podjął znowu. – W porę jednak odcięliśmy nieprzejęte wciąż jeszcze wyspy, by słudzy nie dostali się dalej. W późniejszych zaś czasach odbiliśmy podbite wyspy nieprzyjacielowi za sprawą doskonałych gryfów oraz tego, że wielu z naszych najznakomitszych rycerzy przeżyło. Mimo to ponieśliśmy wielkie straty, a najgorsze jest to, że Gorshak, władca Centrum Gorotonu, jeden z trzech panów, który najbardziej przyczynił się do naszej klęski, wie już o tajemnym przejściu przez góry, które jest dostępne raz na dwa miesiące, gdy jedna z wysp styka się z górami. Wówczas to ta wyspa jest bez przerwy, w ciągu dnia i nocy, strzeżona przez nasze straże, ale to i tak nie zapewnia dostatecznej ochrony. Po całym zdarzeniu, rzecz jasna, zerwaliśmy z nimi wszelkie kontakty, a wy waszym lekkomyślnym postępowaniem sprawicie wreszcie, że w końcu opowieści rodzone z prawdy na nowo ożyją, co pobudzi wroga do ponownego działania. Znów zaczną snuć okrutne plany, by w końcu dostać to, co w ich mniemaniu im się należy. Uchwalony Dekret dotyczy każdej rozumnej istoty. Kto się do niego nie dostosowuje, jak na przykład my, według podpunktów Dekretu ma ograniczone prawa, a nie przestrzegając kodeksu, pozbawiony jest równości. Niekiedy, gdy większość obywateli danego miasta nie przypisało się do któregoś z centrów, owe miejsca zostają najeżdżane tak długo, aż to się zmieni. Jeżeli dostanie się tu któreś z trzech centrów, niechybnie zginiemy albo będziemy musieli przyłączyć się do poszczególnych centrów i dostosować się do panujących tam kodeksów. W każdym centrum są one inne.

– Ale inni też wybierają się nielegalnie na Ciężkie Ziemie – zaprotestował Kormak.

– W takim wypadku to rodzice za nich odpowiadają i ponoszą konsekwencje grożące wyrzuceniem całej rodziny z wyspy, bez gryfów – wyjaśnił. – Powinniście być wdzięczni, że was przygarnąłem pod dach. Przysparzacie mi samych problemów. Jestem już stary i uwierzcie mi, nie chciałbym zostać wygnany przez was na Ciężkie Ziemie. Obecnie król przydzielił wam za owy incydent prace, które mają na celu naprawę łączeń wysp. Jeśli coś się zerwie, dostaniecie wezwanie, by to naprawić.Rozdział 2. Askella Nardenami

Kormak włóczył się po wyspach, pozwalając swoim myślom błądzić gdzieś w przestworzach. Już wiedział, że Azis poinformuje Redłana, jak i zapewne samego króla, a Will prawdopodobnie jest na niego obrażony, bowiem to on głównie namawiał, by wybrali się na Ciężkie Ziemie. Nie panował też nad swoimi emocjami i czasami posuwał się za daleko. Prowokował Azisa nieustannie, czasami aż mu się wydawało, że ten chłopak ma już go serdecznie dość, ale on, Kormak, nie odpuszczał, bo za bardzo już zniszczono mu życie.

Kormak nie wrócił na obiad do chaty. Przez cały ten czas krążył gdzieś po opustoszałych wyspach, nie potrafiąc pogodzić się z karą, jaką im przydzielono. Za jeden głupi wypad, będą zmuszeni naprawiać łączenia wysp. Przecież on nawet nie wie, jak się do tego zabrać.

Zmrok zapadał szybko. Kormak właśnie przedzierał się przez pobliski zagajnik, zmierzając do domu. Will na pewno już tam był.

Nagle pobliskie krzaki poruszyły się. Druid dostrzegł jakąś postać, ale wiedział, że to nie ta postać, która go prześladowała przez całe życie, gdyż nie wyczuwał aury. Wydawało mu się też, że dostrzegł twarz Azisa. Aha, lepiej by było wiać. Chłopak najwyraźniej zamierzał odpłacić Kormakowi za to ostatnie wydarzenie.

Druid postanowił się wycofać. Niepotrzebne mu były kolejne kłopoty, bo musiał pamiętać, że to w dalszym ciągu ktoś, kto ma powiązania z rodziną królewską. Już i tak dość sobie nagrabił…

Nim zdołał się odwrócić, ktoś walnął go w plecy nogą tak, że upadł na kolana, wciąż nie widząc oprawcy. A więc było ich więcej.

– Teraz nie jesteś już taki hardy, co? – poznał głos Azisa. Grupka jego kolegów zaczęła się śmiać. Ponownie dostał w głowę. Gdy upadł na ziemię, ktoś przycisnął jego twarz do ziemi. – Ośmieszyłeś mnie przy Elizie i obiecuję, nie wyjdziesz żywy z tego lasu. – Kormak usiłował się uwolnić, ale wykręcono mu boleśnie rękę. Uniesiono jego głowę do góry tylko po to, by zaraz z powrotem uderzył nią o ziemię. Poczuł, jak po skroni cieknie mu krew. Głowa zaczęła boleć go nieznośne, gdy usłyszał:

– Ja się tym zajmę. – Mimo otępienia rozpoznał, iż to musi być ktoś starszy, sądząc po głosie. Usłyszał szamotaninę, najwyraźniej Azis nie zamierzał ustąpić. – Puść – warknął tamten, ktoś boleśnie przydepnął mu dłoń.

– To moja sprawa, kuzynie!

– Swoją szansę dawno straciłeś! Ten chłopak musi umrzeć – stwierdził tamten, kopiąc druida jak psa. Ktoś przeciągnął Kormaka po ziemi. Po pewnym czasie przewrócono go na plecy, mówiono coś do niego… Widział dwie wysokie postacie bijące się ze sobą. Ktoś pochylił się nad nim i klepnął go w policzek.

***

– Bird… Aidan! – To był Will. To Will go wołał.

Obaj druidzi przechodzący opodal odwrócili się, rozglądając po wszystkich, by odszukać, kto ich wołał.

– Tutaj – Will energicznie pomachał do nich ręką, gdy obaj zastygli przez chwilę, wpatrując się w niego.

– To Will – usłyszał Birda.

– I Kormak? – dopytywał Aidan, spiesząc w ich stronę. – Co się stało? – krzyczał z daleka.

Obaj podbiegli do nich. Na widok Kormaka Aidan zawahał się, po czym podszedł ostrożnie bliżej. Schylił się nad leżącym bezwiednie druidem. Bird stanął za nim.

– Co się stało? – powtórzył zatroskany Aidan.

– Nie mam pojęcia. Leżał tu chyba pół dnia, bo od rana zaginął – odparł Will rad, że już ktoś się zjawił na pomoc. – Gdy zrobiło się późno, Redłan mnie wygnał, bym go szukał. Wiesz, podejrzewam, że to Azis albo jego banda mu coś zrobili, bo on urządził ostatnio akcję – wyjaśnił.

– Po co mu to? Azis to chłopak, który jest kimś, nigdy z nim nie wygra – zauważył Bird.

– Wiele razy mu to mówiłem. Nie wiem, co chce udowodnić… Jeszcze przed chwilą wciąż coś szeptał… ale to było coś strasznego. Jak to słyszałem, to włosy stawały mi dęba. Jeszcze trochę, a uciekłbym stąd, gdybyście nie przyszli.

– Azis jest niezrównoważony – zaczął Aidan, zarzucając sobie bez problemu nieprzytomnego druida na ramię jak worek kartofli, tak że Kormak wisiał głową w dół.

– To mało powiedziane. To tępy troll – stwierdził Will, podbiegając do pobliskiej pochodni i wyrywając ją z ziemi.

– Dasz radę go znieść – upewniał się niski Bird, z niepokojem wychylając się poza krawędź wyspy. – Jest naprawdę wysoko.

– Kormak to chucherko, a dla mnie to żaden problem. – Zgiął wolną rękę, pokazując im mięśnie, po czym zaczął schodzić po drabinie z Kormakiem wiszącym mu bezwładnie na ramieniu. Will oświetlał im drabinę.

– Tylko nie podpal jej – obawiał się Aidan, od czasu do czasu przystając i poprawiając sobie wolną ręką Kormaka, tak by druid nie zsunął mu się z ramienia.

– Masz mnie za kretyna – rozzłościł się Will, mając teraz naprawdę ochotę zrzucić mu tę pochodnię na łeb.

– Zamiast unikać tego przemądrzałego trolla, to celowo wchodził mu w drogę. Tyle razy mu mówiłem, ale on nie uczy się na błędach. On naprawdę nie uczy się na błędach – dodał po chwili Will.

– Ja z Vekellem uważamy, że tu chodzi o coś zupełnie innego – rzekł Aidan, czekając aż Bird zejdzie do nich.

– Jak to?

– Zdaje się, że nie powinienem tego mówić… Vekell… a zresztą, przecież wszyscy jesteśmy przyjaciółmi, więc nie może mieć mi tego za złe.

– No chyba – odparł wyniośle Will.

– A więc – zaczął. – Wydaje nam się, że ktoś inny stoi za tymi atakami na Kormaka, że Azis to tylko wysłannik tamtego.

Will zrobił duże oczy.

– Tamtego, który rzekomo prześladuje Kormaka? – Teraz już zaczął się bać na poważnie.

– Nie do końca. W każdym razie wszystko zaczęło się od Inkwizytorów. Nie uwierzysz, ale ten ktoś, kto prześladuje Kormaka, to siostra takiego typka, który prawdopodobnie nasyła Azisa na Kormaka.

– Co? Naprawdę? Kormak jest prześladowany? Dlaczego? Myślałem, że to jakieś halucynacje. Pewnie ona zleciła Azisowi zabić Kormaka – usiłował zrozumieć Will.

– Nie, nie ona, tylko jej brat. Zrozum. Owe rodzeństwo, o którym mowa, ma problem – wyjaśniał Aidan. – W każdym razie oboje zgłosili się na to czeladnictwo. Jednak krótko przed przystąpieniem król wyjawił im tajemnicę Inkwizytorów. Wówczas jej brat, nie pomnąc na nic, wykręcił się, jak tylko mógł, a wybór padł niechybnie na nieszczęsną dziewczynę imieniem Askella, która również wzbraniała się przed tym po poznaniu owej tajemnicy. Od tego czasu była naznaczona piętnem czarnej magii, jak mówią. Na jej ręce widnieje dziwny znak, choć sam go nie widziałem. Od tego czasu żyje w cieniu.

Will i Bird oniemieli z wrażenia. Takiej wersji wydarzeń jeszcze nie słyszeli. A na temat tajemniczej Askelli, owianej mroczną sławą, w której istnienie nie chciano wierzyć, krążyło ich wiele. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co jest prawdą, co sądzić o tego typu osobnikach, czego można się po nich spodziewać i czy na pewno istnieją.

– Z wiekiem czarna magia obraca się przeciwko złodziejowi – ciągnął dalej Aidan.

– Jakiemu złodziejowi? – zapytał oszołomiony Bird.

– To jasne, że Askella nie praktykuje czarnej magii. Ona ją ściąga z tych, którzy są nią nasiąknięci, którzy mają ją sami w sobie. – Obaj druidzi rozejrzeli się z lękiem dookoła, jakby spodziewali się zobaczyć gdzieś w pobliżu taką istotę. – Ci zaś nazywają takich jak Askella złodziejami.

– To o to w tym chodzi – rzekł Will. – My zawsze z Kormakiem wymyślaliśmy, biorąc pod uwagę jego opowiadania, że to jakiś tajny czarnoksiężnik, ale to były tylko nasze chłopięce domysły, jakich wiele krąży dookoła na temat niewidzialnego towarzysza mojego przyszywanego brata – zamyślił się. – I pomyśleć, że to jest ona…

– W każdym razie… – zignorował go Aidan, przechodząc przez kolejny most z Kormakiem na plecach – …jak wspomniałem, czarna moc z wiekiem przejmuje władzę nad osobą, która ją kontrolowała. Od samego początku się buntuje, narzuca swoją wolę właścicielowi, by go zniszczyć.

– Ale przecież skoro Askella ją ściąga, to ona kiedyś się u niej skończy – zauważył Bird.

– Owa Inkwizytorka, mając ten znak, wchłania nawet najmniejsze źródło mocy i nawet jeżeli moc jest skierowana do kogoś innego, kto nie jest Inkwizytorem, by go zabić. Czasami dokonuje tego bezwiednie, a czasami musi się niemało namęczyć. To zależy, jaki przekaz ma magia. Jeśli jest posłana, by kogoś zabić, to jej ściągnięcie nie przyjdzie Inkwizytorowi z łatwością, bo wtedy ona najbardziej się przed tym broni. Oczywiście najpierw trzeba w ogóle opanować tę sztukę…

– To po co się uczyć sztuki opanowania magii, skoro ona zabija?

– A właśnie – przytaknął Aidan, jakby czekał na to pytanie. – Jeśli na twojej ręce widnieje już czarny znak, to masz wybór: albo nic z tym nie robisz, czyli nie uczysz się ściągania i kontrolowania magii, i umierasz, albo uczysz się opanowania tej sztuki i walczysz z nią każdego dnia. To jest jak nieustanna walka o przedłużenie życia, a na koniec i tak umierasz przez nią. W każdym razie Inkwizytor ma wybór. Może ściągnąć ją do znaku lub po prostu poddać się tej mocy, pozwolić jej zabić siebie… – urwał na chwilę, a widząc, że towarzysze nie pojmują jego toku myślenia, dodał – dajmy na to, że ja jestem Inkwizytorem. Owa brudna istota rzuca na mnie czarną moc. Mogę pozwolić, by mnie obezwładniła, zabiła albo wolą umysłu sprowadzić ją do znaku i wykorzystać na swój własny sposób w późniejszym czasie na przykład do obrony. W sytuacji, kiedy moc nie chce opuścić swojej ofiary, zamierzając ją zabić, Askella może siłą umysłu ją ściągnąć i sprowadzić do znaku, ratując komuś życie. Takie istoty, jak my, mogą sprawować władzę nad czarną magią tylko i wyłącznie za pomocą znaku – zakończył Aidan, mijając rząd zamieszkałych z obu stron drzew. Zatrzymali się przy starej, piętrowej chacie.

– Ale co Kormak ma z tym wspólnego? Co go interesuje to, że ci dwaj mają teraz odwieczny problem ze sobą i dlaczego jest napastowany przez tę wiedźmę? – nie rozumiał Will.

– Widzisz, jej brat to dziwny typ działający dla króla. Gdy tylko się zorientował, że Askella wybrała sobie ucznia, postanowił zrobić wszystko jej na złość. Od razu powziął decyzję, aby pozbyć się chłopaka, byleby tylko jego siostra nie osiągnęła tego, co sobie zaplanowała. Nie wiem, dlaczego aż tak się nienawidzą. W każdym razie wydaje mi się, że chodzi tu o coś więcej, bo Kormak jest inny, jest inny niż wszyscy.

Znaleźli się w małym, ciepłym pomieszczeniu zawalonym pergaminami, pustymi fiolkami, obszernymi księgami i różnego rodzaju sprzętem potrzebnym do przyrządzania eliksirów. Po lewej stronie, zaraz przy wejściu, stał rząd szafek, z których powierzchni zielarz zrobił sobie stół do alchemii. Jedna ściana naprzeciw wejścia zastawiona była regałami, tam też znajdowały się schody prowadzące do góry. Chłopaki nie mieli tam wstępu, nawet nie wiedzieli, czy coś tam jest. Przedostali się przez ścianę z regałami, w której było niewielkie przejście do innego pomieszczenia.

– To wszystko nie pasuje – zauważył Will, wskazując im łóżko, na którym Aidan złożył Kormaka. – Ja muszę lecieć, miałem iść odebrać sprzęt do naprawy łączeń. A swoją drogą Aidan, skąd ty tyle wiesz?

Bird również spojrzał z zaciekawieniem na Aidana, jakby bał się, że obowiązek odpowiedzi spadnie zaraz na niego.

– No wiesz – zaczął powoli, najwyraźniej rozkoszując się tym, co wie. – Ja z Vekellem mamy swoje tajne źródła.

– Jakie? – zapytał zniecierpliwiony Will, wciąż wychylając się zza drzwi i niemal tupiąc nogą z pośpiechu.

– Vekell chyba nie będzie miał mi za złe, jeśli wam powiem. W końcu jesteśmy przyjaciółmi…

– Mów – przycisnął go Will, przerywając jego rozważania.

– Vekell przyjaźnił się kiedyś z bratem Askelli.

– I ja nic o tym nie wiem? – Will z wrażenia niemal zapomniał o pośpiechu. – Vekell? Nic mi nie mówił – dodał, znikając za drzwiami.

– Kormak, co ci jest? – zapytał zaniepokojony Aidan, widząc, że chłopak przewraca się z boku na bok, majacząc coś pod nosem.

– Powinniśmy go obudzić – zarządził Bird, podnosząc go do pozycji siedzącej i potrząsając nim. – Ocknij się!

Kormak błądził nieprzytomnym wzrokiem. Nie docierało do niego, co mówi Bird, gdyż ból go zaślepiał, niemal robiło mu się słabo, a łzy ciekły z oczu. W głowie słyszał jakieś nienawistne szepty, które przywodziły na myśl formuły straszliwych, potęgujących nie do zniesienia zaklęć. Robiło mu się duszno. W panice złapał się za szyję, rozcierając ją gorączkowo. Oddychał szybko i nierówno, jakby powietrze nagle stało się dla niego nieodpowiednie lub niewystarczalne.

Aidan spojrzał na Birda wyraźnie przerażony ciężkim oddechem Kormaka.

– Kormak, co ci jest? – wyszeptał z przejęciem.

Kormak pokręcił głową, co chyba miało oznaczać, że nie wie. Wciąż rozcierał sobie klatkę piersiową, z trudem łapiąc powietrze. Zdawać by się mogło, że mdleje, gdyż oczy uciekały mu na boki i co chwilę opadał na łóżko, by zaraz z powrotem się z niego poderwać. Miotał się na wszystkie strony, szepcząc tak okropne i złowieszcze formuły, że towarzyszom niemal robiło się słabo ze strachu. Nie potrafił już dłużej ustać spokojnie.

Zapanowało milczenie. Aidan i Bird popatrzyli na niezbyt przytomnego Kormaka, który teraz znowu coś mówił szeptem w niezrozumiałym dla nich języku.

– Idziemy, co? – zapytał po chwili Bird.

– Martwię się trochę o niego.

– Nic mu nie będzie. Zapewne ocknie się jutro i będzie jak zdrów – zapewniał go Bird. – A Vekell pewnie już zachodzi w głowę, co nam po drodze odbiło.

– No racja – przyznał Aidan, wychodząc z pokoju i zamykając drzwi za sobą.

***

Kormak długo leżał, a jego umysł spowijały ciemności. Po jakimś czasie otworzył oczy, mając wrażenie, że ktoś coś do niego mówi. Nad nim stał Will.

– Musimy iść do Regestusa, pomóc mu z jakimiś mapami – oświadczył. – Był tutaj prosić Redłana o to, by ktoś mu pomógł.

Druid przetarł oczy. Jeszcze nigdy nie czuł się tak fatalnie.

– Znowu? – zapytał. – Dlaczego to zawsze musimy być my?

– A widzisz tu kogoś innego? – zapytał Will. – Dobrze wiesz, że gdzie nas wyśle Redłan, tam musimy iść. Pomożemy Regestusowi i będziemy mieć to z głowy.

Druid wstał, otrząsnął się z amoku, włożył buty, narzucił płaszczyk i obaj ruszyli w stronę ostatniego drzewa na ich wyspie. Wspięli się po spiralnych schodach wiodących dookoła drzewa i zapukali do drzwi pierwszego domku. Wyżej mieszkał Vekell. Weszli do środka. Stał tam, czekając na nich, wysoki, szczupły druid. Miał coś w sobie z dumnej postawy, tak jakby przynajmniej miał się za lepszego od nich, choć na szczęście tego nie okazywał. Jego wybujała grzywa sterczała mu nienaturalnie nad wysokim czołem. Mógł mieć około trzydziestki.

– Witajcie. Jak to dobrze, że zawsze służycie pomocą – ucieszył się na ich widok, spoglądając przelotnie na Kormaka. – Pomożecie mi przerysowywać mapy. – Położył rękę na stosie przebranych pergaminów. – Bowiem z tych map nie sposób już się czegokolwiek dowiedzieć, dlatego też zmienicie to – oznajmił, kładąc na stolik stos zniszczonych map i czystych pergaminów, a także dwa pióra i atrament, po czym ponownie zajął się przebieraniem map.

Will usiadł przy stoliku pod oknem i spojrzał z wyczekiwaniem na Kormaka. Ten jednak wciąż stał, najwyraźniej nie zamierzając ruszyć się z miejsca. Nie widziało mu się wciąż pomagać przyjacielowi Redłana, musi coś wymyślić…

Wciąż oszołomiony ostatnimi wydarzeniami Kormak usiadł do stolika obok Willa i wziął jedną ze zniszczonych map. Przez długi czas wpatrywał się w nią niewidzącymi oczami, nie bardzo wiedząc, co robić.

W końcu chłopak zaczął przerysowywać dziwne nazwy znajdujące się na Mroczarach, których dotyczyła mapa, podczas gdy Will już kończył swoją pracę. Obok Gorotonu przepływała ognista rzeka, której ujście znajdowało się za granicą Białych Słupków, gdzie Kamienny las rozciągał swoją potęgę. Druid przerysował jakieś bagnisko, także leżące koło granicy Białych Słupków, przy których było napisane Dąbdrzazga, ukryty obóz nad ziemią. Król Kvedulf i Hargan – dawna stolica Mroczarów znajdująca się bardziej na zachód od owego obozu za twierdzą władcy Gorotonu – Gorshaka. Próbując dalej przerysować mapę, stwierdził, że jej górny róg jest urwany.

– Regestus? – zawołał.

– Tak? – odparł Regestus, nie odwracając wzroku od zapisków.

– Tutaj mapa jest urwana, więc jak mam ją przerysować do końca?

– Poszukaj w czytelnych mapach jej dalszego ciągu i przerysuj stamtąd tylko róg do swojej – odparł Regestus wciąż zajęty przebieraniem map.

Kormak zrobił, jak mu polecono. Owa mapa z rogiem, od tej z Mroczarami, nie była jednak cała i nie chodzi wcale o to, że była zamazana czy też urwana. Po prostu jej dalszego ciągu nie było wcale. Dalej, w prostej linii, pergamin był po prostu czysty.

– Dlaczego tutaj mapy dalej nie ma? – zapytał Kormak.

– Bo nikt nie odważy się zapuścić poza granicę Białych Słupków – wyjaśnił uprzejmie Regestus – gdyż stamtąd się nie wraca.

Kormak już więcej się nie odezwał, śmiejąc ukradkiem do Willa z władczego głosu Regestusa. Jego przyjaciel nie podzielał jednak jego poczucia humoru. Chociaż obaj przedtem często śmiali się z Regestusa pod nosem, ale tylko dlatego, że w jakiś sposób umilało im to pracę, poza tym Regestus był całkiem w porządku, tyle że wiecznie oczekiwał od nich pomocy, tak jakby sądził, iż sami nie mają ciekawszych zajęć. Przerysował róg mapy Moczarów i przeszedł poza granicę Białych Słupków. Tu spotykał jeszcze dziwniejsze nazwy, których znaczenia nie był w stanie pojąć. Na przykład, takie jak Czternasta szkoła treserska, obok był napis: Osoby od pierwszego do dziesiątego roku życia albo ziemie popękane, na których była narysowana twierdza ze spiralą. Ten obrazek opatrzony był napisem: Arsenger, stolica Czarnych Ziem rządzących się własnymi prawami. Dalej mapa się kończyła. W innym miejscu, nieco bliżej granicy Białych Słupków, było narysowane skreślone oko opatrzone podpisem: Rejestracja krukoszponów, jeszcze jedna szkoła treserska osoby od piętnastego do dwudziestego piątego roku życia i kolejna szkoła dla opornych (tutaj wieku nie było). Dalej, na środku Lasu Deszczu, którego dalszego ciągu nie było wcale, narysowana była wielka skała, pod którą widniał napis: Ert głaz bufo.

Miał lepszy pomysł. Musiał coś zrobić, aby Regestus już ich więcej nie prosił o pomoc. Mianowicie pozmienia mapę w taki sposób, że nie będzie raczej już służyła pomocą, a ewentualne korzystanie z niej może nieść ze sobą tragiczne konsekwencje.

Nagły huk sprawił, że wszyscy trzech wstali. Drzwi zostały wyrwane z zawiasów i jakąś nieziemską siłą wepchnięte do środka. Kurz opadał i w miarę, jak to się działo, ukazywała im się dziwna, nieznana dotąd postać wysokiej, szczupłej kobiety w czarnej pelerynie i butach sięgających do kolan. Jej platynowe, cienkie, do ramion włosy powiewały na wietrze, przysłaniając szczupłą, popaloną z jednej strony twarz. Na plecach miała halabardę.

Jej skośne oczy napotkały spojrzenie Kormaka. Chłopaka poraziło, bo mógłby przysiąc, że te oczy prześladowały go przez całe życie. Znał tę postać od dziecka, postać, o której krążyły różne dziwne legendy, a jednocześnie nie wiadomo było o niej nic na pewno. Czy pochodziła z Ciężkich Ziem? Dziewczyna długo przyglądała się druidowi, a potem z wielkim trudem przeniosła ciężkie spojrzenie na Regestusa, który wbił w nią wzrok.

– A cóż to siostrzyczko? Widzę, że nie spieszy ci się do króla, a powinno – stwierdził z poważaniem, ale druidzi wyczuli, iż jego głos ocieka sarkazmem. Obaj nigdy nie widzieli Regestusa mówiącego w ten sposób. – Tak daleko doszłaś w życiu i co się stało? – Nie pozwolił dojść jej do słowa. – Ciekaw jestem, jak się wytłumaczysz królowi z tego, co zrobiłaś…

– Doigrałeś się wreszcie – zwróciła się do Regestusa wyniosłym, pełnym wzgardy głosem. – Zrobiłeś to w brew mojej woli, robiłeś to zawsze, choć nie było tobie wolno…

– Siostro, nie wiem, o czym mówisz…

– Nie jesteś moim bratem już od dawna. Zniszczyłeś całe moje życie, a teraz chciałeś wbrew woli zabrać całą resztę. – Niespodzianie runęła na młodszego brata, złapała go za twarz i wykręciła mu ją boleśnie, przyciskając do ściany. – Nigdy więcej nie zrobisz mi na złość, nigdy. Znieważyłeś wszelkie zakazy, i co tu jeszcze robisz? – wrzasnęła, powstrzymując w sobie żądzę mordu.

– Za to ty zawsze będziesz żyć w cieniu – odparł Regestus. Wówczas tamta wydała z siebie dziki ryk wściekłości, szarpnęła Regestusem, a następnie wypchnęła go z domku na werandę.

– Nie zapominaj, że to także mój dom, oraz że następnym razem nie będę walczyła z pragnieniem, by ciebie zabić. Żebym ciebie więcej tu nie widziała! – Odwróciła się, by z powrotem wejść do środka.

Will i Kormak stali jak słupy, nic nie rozumiejąc, a przynajmniej Kormak. Druid nie wiedział, że cała ta wojna była o niego, o to, że Regestus z Azisem go pobili. Bał się naprawdę tej kobiety, a tajemnicza, cuchnąca aura, która ją otaczała, wcale nie poprawiała mu nastroju.

Rzekoma Askella, gdy już przyjrzała się posiniaczonej twarzy chłopaka, usiadła na krześle. Wiedziała, że Kormak nie będzie mógł mieć nigdy dobrze, w przeciwieństwie do jego przyjaciela Willa, bowiem nie jest łatwo tłumić w sobie czarną magię, która z wiekiem zaburza prawidłowe myślenie. Bez słowa pokazała im drzwi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: