- promocja
Ostatni świadek - ebook
Ostatni świadek - ebook
Doktor Kate English ma wszystko: wspaniałego męża i córkę, sukcesy zawodowe oraz wielką fortunę. Ale wszystko zmienia się jednej nocy, kiedy matka Kate, Lily, zostaje znaleziona martwa, brutalnie zamordowana we własnym domu.
Wieczorem po pogrzebie rozpacz ustępuje miejsca przerażeniu, gdy Kate odczytuje anonimową wiadomość: Wydaje ci się, że dzisiaj jest smutny dzień? No to poczekaj. Gdy z tobą skończę, będziesz żałować, że to nie ciebie dziś pochowano.
Zaszokowana Kate bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje pomocy. Kiedy charyzmatyczna przyjaciółka z dawnych lat, Blair Barrington, bierze sprawy w swoje ręce, na jaw wychodzą gra pozorów, kłamstwa i zdrady śmietanki towarzyskiej Baltimore. Napięcie rośnie, przyjaciele oraz krewni Kate czują się urażeni oskarżycielskimi pytaniami Blair.
Mordercą może być każdy, ale ktokolwiek to jest, na następną ofiarę bez wątpienia upatrzył sobie Kate.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4341-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Krzyknęła i usiłowała się podnieść, ale pokój zawirował jej przed oczami. Ponownie się dźwignęła. Odetchnęła głęboko, próbując się skupić. Czy jest szansa, żeby się stąd wydostać? Myśl! – nakazała sobie. Wstała, choć nogi się pod nią uginały. Ogień się rozprzestrzeniał, objął już książki i fotografie. Opadła na kolana, gdy dym wypełnił pokój. Kiedy zgęstniał, zasłoniła usta koszulką; kaszląc, zaczęła się posuwać w stronę holu.
– Pomocy! – wychrypiała, choć doskonale wiedziała, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby przyjść na ratunek. Nie panikuj, napomniała się. Za wszelką cenę powinna się uspokoić i nie marnować tlenu.
To niemożliwe, żeby miała umrzeć w ten sposób. Dym tak już zgęstniał, że widziała zaledwie na odległość kilku centymetrów. Żar płomieni był nie do wytrzymania. Nie dam rady, pomyślała. W gardle ją drapało, w nosie czuła pieczenie.
Ostatkiem sił wyczołgała się do holu. Kompletnie wyczerpana leżała bez ruchu. W głowie jej się kręciło, ale zimny marmur przyjemnie chłodził ciało, więc przytuliła policzek do podłogi. Teraz już mogła zasnąć. Zamknęła powieki, poczuła, że odpływa. Po chwili całkiem otoczyła ją ciemność.1
Zaledwie kilka dni temu Kate rozważała, co kupić matce na gwiazdkę. Przez myśl jej nie przeszło, że zamiast prezentu będzie musiała wybrać trumnę. Siedziała odrętwiała, gdy żałobnicy szli powoli do wyjścia przez zatłoczony kościół. Odwróciła się, kiedy nagły ruch przyciągnął jej uwagę i wtedy ją zobaczyła. Blaire. A więc przyszła. Naprawdę przyszła! Nagle ogarnęło ją dziwne uczucie, jakby matka, ofiara brutalnego morderstwa, wcale nie leżała w trumnie. Przed oczami miała obraz roześmianej Lily z rozwianymi przez wiatr blond włosami, która łapie za ręce Kate i Blaire, a potem we trzy biegną po gorącym piasku do oceanu.
– Dobrze się czujesz? – spytał szeptem Simon. Kate poczuła dłoń męża na łokciu.
Wzruszenie odebrało jej głos, więc tylko kiwnęła głową, zastanawiając się, czy on również ją spostrzegł.
Wydawało jej się, że minęły godziny, nim sznur samochodów dotarł po mszy do cmentarza. Kiedy dojechali na miejsce, zauważyła, że wokół rozciągnięto policyjną taśmę. Wcale jej to nie zdziwiło. Razem z ojcem i Simonem zajęli przeznaczone dla rodziny krzesła, podczas gdy reszta żałobników ustawiła się wokół grobu. Niebo było czyste, lecz mimo to w powietrzu wirowały pojedyncze płatki śniegu, niczym zwiastuny nadchodzącej zimy. Przez ciemne okulary Kate przypatrywała się twarzom ludzi, próbując ocenić, czy jest wśród nich morderca. Byli tu jacyś nieznajomi – w każdym razie ona ich nie znała – a także starzy przyjaciele, których nie widziała od lat. Przesuwała wzrokiem po uczestnikach pogrzebu, aż dostrzegła wysokiego mężczyznę, obok którego stała drobna, siwowłosa kobieta. Ból przeszył jej pierś, jakby niewidoczna dłoń ścisnęła serce. Rodzice Jake’a. Nie widziała ich od jego pogrzebu. Do tego tygodnia był to najgorszy dzień w jej życiu. Z kamiennym wyrazem twarzy patrzyli prosto przed siebie. Zacisnęła pięści, próbując opanować żal i poczucie winy. Tak bardzo chciałaby móc porozmawiać z Jakiem i wypłakać się w jego ramionach!
Ceremonia na cmentarzu na szczęście trwała krótko. Kate trzymała za rękę ojca, który przez dłuższą chwilę stał bez ruchu, z kamiennym wyrazem twarzy wpatrując się w spuszczoną do grobu trumnę. Z jego spojrzenia nie dało się nic wyczytać. Harrison wyglądał znacznie starzej niż na sześćdziesiąt osiem lat, wydawało się też, że pogłębiły mu się bruzdy wokół ust. Nagle ogarnął ją tak przygnębiający smutek, że musiała sięgnąć za siebie i przytrzymać się składanego krzesła.
Śmierć Lily pozostawi ogromną pustkę w życiu każdego z nich. Matka stanowiła filar, wokół którego kręciło się życie rodziny. Kierowała Harrisonem i zarządzała ich kalendarzem wypełnionym społecznymi obowiązkami. Pochodziła z majętnej rodziny Evansów, od dziecka uczono ją, że fortuną należy się dzielić. Zasiadała w zarządzie kilku instytucji dobroczynnych, przewodziła też własnej organizacji charytatywnej. Fundacja Rodzinna Evansów i Michaelsów przyznawała granty instytucjom, które zajmowały się ofiarami przemocy domowej i molestowanymi dziećmi. Kate całymi latami obserwowała, jak matka zarządzała fundacją, niestrudzenie zbierała pieniądze, a nawet osobiście pomagała kobietom, które zgłaszały się do schroniska. Mimo licznych obowiązków zawsze miała czas dla niej. Oczywiście, zajmowały się nią także nianie, ale to Lily każdego wieczoru kładła ją spać, Lily przychodziła na wszystkie szkolne imprezy, Lily ocierała jej łzy i radowała się sukcesami. Właściwie to, że była jej córką, czasem ją onieśmielało, bo matka robiła wszystko z ogromną łatwością i wdziękiem, a przy tym niezwykle wytrwale dążyła do celu. Kate często wyobrażała sobie, jak mama odpręża się po zamknięciu drzwi do swojego pokoju. Obiecywała sobie, że jeśli kiedyś będzie miała własne dzieci, stanie się dla nich taką samą matką.
Wzięła ojca pod rękę, kierując go do wyjścia spod baldachimu, gdzie powietrze było przesycone duszącą wonią szklarnianych róż i lilii. Wraz z Simonem, który szedł po drugiej stronie, udali się do czekającej na nich limuzyny. Z ulgą wsunęła się do luksusowego, ciemnego wnętrza i wyjrzała przez okno. Wstrzymała oddech, widząc Blaire, która stała ze splecionymi dłońmi. Musiała się powstrzymać, żeby nie opuścić szyby i nie przywołać jej. Minęło piętnaście lat od chwili, kiedy ze sobą rozmawiały po raz ostatni, ale patrząc na nią, miała wrażenie, jakby rozstały się zaledwie wczoraj.
Dom Kate i Simona w Worthington Valley znajdował się spory kawałek drogi od cmentarza, ale nie było mowy, żeby stypa odbyła się u Harrisona. Tam przecież umarła Lily. Ojciec nie wrócił do domu od tamtej nocy, gdy znalazł ciało żony.
Zaraz po przyjeździe na miejsce Kate ruszyła do wejścia. Postanowiła sprawdzić, co robi córka, zanim goście zaczną wchodzić do środka. Pospiesznie weszła na piętro. Oboje z Simonem uznali, że ich niespełna pięcioletniej córeczce należy oszczędzić przeżyć związanych z pogrzebem, ale teraz Kate chciała zobaczyć małą.
Lily tak bardzo się ucieszyła, gdy Kate powiedziała jej o ciąży. Uwielbiała Annabelle od chwili narodzin. Poświęcała jej mnóstwo uwagi, nie uznając ograniczeń, jakie kiedyś stosowała wobec Kate. „Zamierzam ją rozpuszczać – mówiła ze śmiechem. – Od wychowania jesteś ty”. Czy Annabelle będzie po latach pamiętała babcię? – zastanawiała się Kate. Zachwiała się, gdy pytanie przeszło jej przez myśl, a noga zsunęła się z ostatniego stopnia. Chwyciła się mocno balustrady, weszła na podest i ruszyła do dziecięcego pokoju.
Gdy zajrzała do środka, córka nieświadoma tragicznych wydarzeń ostatnich dni bawiła się domkiem dla lalek. Jej niania, Hilda, podniosła wzrok, widząc Kate.
– Mamusia! – Annabelle zerwała się na nogi, podbiegła do matki i objęła ją w pasie. – Tęskniłam za tobą.
Kate chwyciła córeczkę w ramiona i wtuliła twarz w jej szyję.
– Ja też za tobą tęskniłam, kochanie. – Usiadła w fotelu na biegunach, sadzając córkę na kolanach. – Muszę z tobą porozmawiać, a potem razem zejdziemy do salonu. Pamiętasz, jak ci mówiłam, że babcia poszła do nieba?
Annabelle patrzyła na nią poważnie.
– Tak – odparła. Usta jej drżały.
Kate wsunęła palce w kręcone włosy córki.
– Na dole jest dużo ludzi, wiesz? Przyszli, żeby nam powiedzieć, jak bardzo kochali babcię. Prawda, że to miło z ich strony?
Annabelle kiwnęła głową, patrząc na matkę szeroko otwartymi oczami.
– Chcą, abyśmy wiedzieli, że nigdy jej nie zapomną. My też będziemy ją zawsze pamiętać, prawda?
– Ja chcę zobaczyć babcię. Nie chcę, żeby była w niebie.
– Och, skarbie! Zobaczysz ją, obiecuję. Pewnego dnia znów ją zobaczysz. – Przyciągnęła do siebie córeczkę, próbując powstrzymać łzy. – A teraz chodź. Przywitasz się z dziadkiem i naszymi przyjaciółmi, a potem wrócisz tutaj i będziesz się dalej bawić, dobrze? – Kate podniosła się, wzięła córkę za rękę i skinęła głową na Hildę, która podążyła za nimi.
Na dole przeszły przez pokój pełen ludzi, którzy przybyli złożyć im kondolencje, a po kwadransie Kate poprosiła Hildę, żeby wróciła z Annabelle do zabawy. Teraz już sama krążyła po salonie, witając się z gośćmi. Ze zdenerwowania drżały jej ręce, a oddech stał się krótki i urywany, zupełnie jakby goście pochłonęli całe powietrze.
Po przeciwnej stronie pokoju Harrison stał w towarzystwie Selby Haywood i jej matki, Georginy. Ich widok przywoływał tyle pięknych wspomnień z dzieciństwa: letnie dni na plaży, kąpiele w morzu, budowanie zamków z piasku pod okiem matek. Georgina była jedną z najbliższych przyjaciółek Lily, a obu kobietom zależało, żeby ich córki również się zaprzyjaźniły. Jednak to była inna przyjaźń niż ta, która łączyła Kate z Blaire. O przyjaźni między nią a Selby zdecydowały matki, natomiast z Blaire wybrały się same. Od pierwszej chwili przypadły sobie do gustu, jakby zostały dla siebie stworzone. Przed Blaire mogła otworzyć duszę, czego nigdy nie mogła zrobić wobec Selby.
Odwróciła się, czując, że ktoś dotyka jej łokcia, i stanęła twarzą w twarz z kobietą, która przez tyle lat była dla niej jak siostra. Ze szlochem wpadła w ramiona Blaire.
– Och, Kate. Nadal nie mogę w to uwierzyć. – Ciepły oddech musnął ucho Kate, gdy Blaire tuliła ją do siebie. – Tak bardzo ją kochałam.
Po chwili Kate odsunęła się i ujęła dłonie Blaire.
– Ona również cię kochała. Tak się cieszę, że przyjechałaś. – Łzy znów wypełniły jej oczy. To wydawało się takie nierzeczywiste, widzieć Blaire u siebie w domu po tylu latach od zerwania znajomości. A kiedyś tak wiele dla siebie znaczyły…
Blaire prawie się nie zmieniła. Długie fale gęstych czarnych włosów nadal nosiła rozpuszczone, zielone oczy błyszczały z tą samą mocą i tylko ledwie widoczne kurze łapki mogły świadczyć o upływie czasu. Zawsze miała klasę, a teraz wyglądała elegancko, wręcz kosztownie, jakby pochodziła z innego, znacznie wytworniejszego świata. No ale w końcu była przecież znaną pisarką. Kate ogarnęło uczucie wdzięczności. Blaire powinna się dowiedzieć, ile znaczy jej obecność. Ponieważ w przeszłości były tak blisko, lepiej niż ktokolwiek inny rozumiała, jak wielki ból wywołała ta strata. Widok przyjaciółki sprawił, że Kate nie czuła się już taka samotna.
– Twoja obecność wiele dla mnie znaczy. Możemy porozmawiać na osobności? – spytała Kate niepewnie. Nie wiedziała, czy Blaire o w ogóle zechce rozmawiać o przeszłości. Ona jednak pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek innego.
– Oczywiście – odparła Blaire bez wahania.
Weszły do biblioteki i usiadły na miękkiej skórzanej kanapie.
– Wiem, że nie było ci łatwo tu przyjechać, ale musiałam cię zawiadomić. – Kate przerwała ciszę. – Bardzo ci dziękuję.
– Musiałam przyjechać. Zrobiłam to dla Lily. – Blaire na moment zawiesiła głos i dodała: – I dla ciebie.
– Jesteś z mężem? – spytała Kate.
– Nie, nie mógł mi towarzyszyć. Wyjechał promować nową książkę, ale rozumiał, że muszę tu być.
Kate potrząsnęła głową.
– Tak się cieszę, że przyjechałaś. Mama też by się ucieszyła. Nie mogła przeboleć, że się nie pogodziłyśmy. – Przesunęła między palcami chusteczkę, którą trzymała w dłoni. – Często myślę o naszej kłótni, o tych okropnych rzeczach, które mówiłyśmy. – Przykro jej się zrobiło, gdy wróciły wspomnienia.
– Nie powinnam była kwestionować twojej decyzji o małżeństwie z Simonem. Zachowałam się niewłaściwie – powiedziała Blaire.
– Byłyśmy takie młode… tak głupio pozwoliłyśmy, żeby kłótnia zniszczyła naszą przyjaźń.
– Nawet nie wiesz, ile razy myślałam, żeby do ciebie zadzwonić, ale zawsze się bałam, że rzucisz słuchawką – odparła Blaire.
Kate spuściła wzrok na chusteczkę, z której zostały same strzępy.
– Też chciałam do ciebie zadzwonić, ale im dłużej zwlekałam, tym było trudniej. Pomyśleć, że zdopingowało mnie dopiero zabójstwo mamy. Wiem jednak, że ucieszyłaby się, widząc nas razem. – Ich kłótnia bardzo zmartwiła Lily. Często poruszała ten temat w rozmowach z córką, próbując ją namówić, żeby wybrała się do Blaire z gałązką oliwną. Teraz Kate żałowała swojego uporu. Podniosła oczy. – Nie mogę uwierzyć, że już nigdy nie zobaczę mamy. Jej śmierć była taka okrutna. Słabo mi się robi, gdy o tym myślę.
Blaire pochyliła się w jej stronę.
– To musiało być straszne – powiedziała, a Kate odniosła wrażenie, że przybrała pytający ton.
– Nie wiem, co słyszałaś. Starałam się nie zaglądać do gazet – zaczęła. – Tata wrócił do domu w piątek wieczorem i ją znalazł. – Głos jej się załamał. Stłumiła szloch, żeby móc mówić dalej.
Blaire w milczeniu kręciła głową.
– Leżała w salonie… na podłodze, a głowa… Ktoś uderzył ją w głowę. – Kate przełknęła ślinę.
– Uważają, że to było włamanie? – spytała Blaire.
– Okno faktycznie zostało rozbite, ale poza tym nie wykryto innych śladów, wskazujących na to, że ktoś się włamał.
– Czy policja ma jakiś pomysł, kto to mógł zrobić?
– Nie. Nie znaleziono też narzędzia zbrodni, chociaż przeszukali cały dom. Rozmawiali z sąsiadami, ale nikt nie widział ani nie słyszał nic niezwykłego. Ale wiesz przecież, że ich dom stoi na uboczu. Najbliższy sąsiad mieszka prawie pół kilometra dalej. Koroner orzekł, że zmarła prawdopodobnie między piątą a ósmą. – Kate splotła dłonie. – Nie mogę przestać myśleć o tym, że kiedy ją mordowano, zajmowałam się tutaj swoimi sprawami.
– Przecież nie wiedziałaś.
Kiwnęła głową. Blaire oczywiście miała rację, ale Kate i tak okropnie się z tym czuła. Podczas gdy przygotowywała herbatę albo czytała córeczce bajkę na dobranoc, ktoś brutalnie odebrał matce życie.
Blaire zmarszczyła brwi i położyła rękę na dłoni Kate.
– Ona nie chciałaby, żebyś tak myślała. Wiesz o tym, prawda?
– Tęskniłam za tobą – chlipnęła Kate.
– Jestem tutaj.
– Dziękuję. – Kate pociągnęła nosem. Znowu się objęły. Przylgnęła do Blaire, jakby przyjaciółka była kołem ratunkowym, które może ją uchronić przed zatonięciem w głębokim, przerażającym bólu. Wychodziły już z biblioteki, gdy Blaire zapytała:
– Czy to rodzice Jake’a byli w kościele?
Kate przytaknęła.
– Zaskoczył mnie ich widok. Ale do domu chyba nie przyszli. Myślę, że chcieli okazać szacunek mamie i zaraz odjechali. – Poczuła gulę w gardle. – Nie winię ich, że nie chcą ze mną rozmawiać.
Blaire zamierzała coś powiedzieć, ale w końcu tylko spojrzała na nią ze smutkiem i mocno ją przytuliła.
– Chyba powinnam wrócić do gości – uznała Kate.
Przez resztę dnia była jak ogłuszona. Kiedy zostali sami, Simon zamknął się w gabinecie, żeby nadgonić pracę, a ona chodziła z pokoju do pokoju. Chciała, żeby wszyscy sobie poszli, żeby dzień pogrzebu wreszcie dobiegł końca, ale teraz dom wydawał się upiornie cichy. W dodatku miała wrażenie, że gdziekolwiek spojrzy, znajduje list kondolencyjny lub żałobną wiązankę.
W końcu usiadła w fotelu w pokoju dziennym, odchyliła głowę, zamknęła oczy. Była wyczerpana i smutna. Prawie zasypiała, gdy w kieszeni sukienki poczuła wibrowanie. Telefon. Wyjęła komórkę, odblokowała ekran, na wyświetlaczu zobaczyła „nieznany numer”. Przeczytała tekst wiadomości.
Taki ładny dzień na pogrzeb. Przyjemnie było patrzeć, jak przyglądasz się trumnie, w której twoją matkę spuszczano do grobu. Twoja śliczna twarz była opuchnięta i pokryta plamami. Jak to miło zobaczyć, że twój świat wali się w gruzy. Wydaje ci się, że dzisiaj jest smutny dzień? No to poczekaj. Gdy z tobą skończę, będziesz żałować, że to nie ciebie dziś pochowano.
Czy to jakiś chory żart?
„Kto to?” – wystukała, ale odpowiedź nie przyszła. Zerwała się z fotela. Serce waliło jej jak szalone. Z trudem łapiąc oddech, wypadła z pokoju.
– Simon! – krzyknęła, pędząc korytarzem. – Dzwoń na policję!2
Głęboki smutek ogarnął Blaire, gdy w długiej kolumnie samochodów posuwała się powoli w stronę domu Kate, gdzie przygotowano lunch po pogrzebie. Wydawało się niemożliwe, że Lily nie żyje, a jeszcze bardziej nierealne było to, że została zamordowana. Dlaczego ktoś chciałby skrzywdzić osobę tak serdeczną i czułą jak Lily Michaels? Powstrzymała łzy, które całe rano zbierały się pod powiekami. Zacisnęła dłonie na kierownicy i odetchnęła głęboko, nakazując sobie spokój. Wysadzaną drzewami aleją podjechała pod elegancki dom Kate i Simona, zatrzymała swoje maserati, wysiadła i oddała kluczyki młodemu służącemu w uniformie.
Kamienny dom stał na wzniesieniu nad łąkami, które ciągnęły się po zboczu w stronę stajni z dużym padokiem. To była kraina koni, ojczyzna konnych biegów przełajowych światowej sławy. Blaire wciąż miała w pamięci słoneczny majowy dzień, kiedy z Kate i jej rodzicami poszła oglądać gonitwę. Podekscytowany tłum porozkładał się z piknikami wśród aut i namiotów, czekając na rozpoczęcie wyścigu. Blaire była tu całkiem nowa. Dopiero niedawno zaczęła brać lekcje jazdy w Mayfield School, natomiast Kate niemal urodziła się w siodle. Blaire zaledwie chwilę wcześniej dowiedziała się, że tutejszy wyścig z przeszkodami jest odmianą biegu przełajowego, i zafascynowana patrzyła, jak konie i jeźdźcy pokonywali wysokie, prawie półtorametrowe drewniane płoty. Lily była tego dnia w doskonałym nastroju. W wiklinowym koszu piknikowym przywiozła jedzenie i urządziła prawdziwą ucztę, rozkładając wiktuały na pięknym kwiecistym obrusie, którym nakryła składany stolik. Jak zwykle robiła wszystko elegancko i z wielkim wdziękiem. A teraz odeszła i Blaire była jednym z żałobników, którzy zapełnili dom Kate i Simona.
Denerwowała się na myśl o spotkaniu z przyjaciółką, ale ledwie do niej podeszła, wróciły wszystkie dawne emocje. A kiedy Kate zabrała ją na krótką rozmowę od serca, mogły przez chwilę wspólnie dzielić żal po stracie Lily. Rozejrzawszy się wokół, uznała, że dom wydaje się równie okazały jak ten, w którym Kate dorastała. Tylko jakoś nie potrafiła pogodzić się z myślą, że beztroska dwudziestotrzyletnia dziewczyna, jaką pamiętała, jest tą samą osobą, co pani tej imponującej rezydencji, którą – jak słyszała – Simon, z zawodu architekt, zaprojektował i wybudował tak, żeby wyglądała na obiekt historyczny. Simon należał do osób, których z pewnością nie cieszył powrót Blaire. Chociaż jego zdanie mało ją obchodziło. Była gotowa nawiązać ponowny kontakt z innymi przyjaciółmi, których nie widziała od lat, i więcej się nim nie przejmować. Obsługa kierowała gości do pokoju, gdzie kelnerzy krążyli z tacami, serwując przekąski oraz białe wino. Pomieszczenie było bardzo przestronne i pełne światła, które nadawało mu pogodny, a jednocześnie przytulny charakter.
Jednak znacznie bardziej zainteresowała ją biblioteka. Wysoka na dwa piętra, z wielkimi oknami, które stanowiły całą ścianę. Ciemne drewno, którym wyłożone były ściany i sufit, lśniło w słońcu, a kręcone drewniane schody prowadziły na wyższą kondygnację, również zapełnioną książkami. Ciemny perski dywan i meble pokryte skórą potęgowały wrażenie, że pokój jest bardzo stary. W takim miejscu podczas lektury można było przenosić się w czasie. Miała wielką ochotę wejść po tych schodach, przesunąć dłonią po drewnianej poręczy, zatonąć w książkach, jednak nie uległa pokusie. Szła przez wielki salon, przyglądając się kunsztownej sztukaterii na wysokim suficie i płótnom na ścianach. Przypominały obrazy, jakie widywała w rodzinnym domu Kate, mocno pociemniałe, co świadczyło o ich wieku i wartości. Blaire spostrzegła, że ogromny orientalny dywan w kasztanowo-niebieski deseń, który pokrywał drewnianą podłogę, miał wystrzępiony róg, a w kilku miejscach był już mocno wytarty. No jasne, uśmiechnęła się w duchu. Pewnie od dziesięcioleci należy do rodziny.
Przy barze po przeciwnej stronie pokoju stał niezgrabnie wyglądający mężczyzna. Spojrzenie Blaire przyciągnęła muszka, którą nosił. Kto wkłada muszkę na pogrzeb? – pomyślała. Nigdy nie przywykła do sentymentu, jaki mieszkańcy Marylandu żywili do muszek. Może to pasowało do prywatnej szkoły, lecz dorośli mężczyźni powinni je nosić wyłącznie na wyjątkowo uroczyste okazje. Dawni przyjaciele raczej nie zgodziliby się z taką opinią, ale zdaniem Blaire w muszce mógł się pokazywać klaun Bozo lub bohaterowie niektórych filmów. Kiedy jednak dokładniej przyjrzała się twarzy mężczyzny, wszystko stało się jasne. Oczywiście! Gordon Barton. W szkole był o klasę lub dwie wyżej, ale wciąż snuł się za Kate jak wierny psiak. Wydawał się dość dziwnym i raczej odpychającym chłopakiem. Podczas rozmowy zawsze tak się w nią wpatrywał, że zastanawiała się, co mu chodzi po głowie.
Pochwycił spojrzenie Blaire i ruszył w jej stronę.
– Cześć, Gordon.
– Blaire. Blaire Norris. – W jego zezowatych oczach nie było ani śladu ciepła.
– Teraz nazywam się Barrington – skorygowała.
Jego brwi się uniosły.
– Ach, no tak. Wyszłaś za mąż. Trzeba powiedzieć, że stałaś się całkiem sławna.
W zasadzie mało ją obchodziło, co o niej myśli, jednak to, że wie o jej sukcesie literackim, sprawiło jej przyjemność. Tym bardziej że był takim sztywniakiem i zawsze patrzył na nią z góry.
– Okropna sprawa z Lily. – Pokręcił z niedowierzaniem głową. – Przerażająca.
Blaire poczuła, że łzy znów napływają jej do oczu.
– Koszmar. Nadal nie mogę w to uwierzyć.
– Oczywiście. Ma się rozumieć, wszyscy jesteśmy w szoku. Morderstwo? Tutaj? Nieprawdopodobne.
Kate z ojcem stali przy kominku, a przed nimi uformowała się kolejka gości, którzy pragnęli złożyć im wyrazy współczucia. Córka i mąż Lily… Oboje wyglądali jak w transie. Harrison był szary na twarzy, patrzył prosto przed siebie niewidzącym spojrzeniem.
– Wybacz, proszę, ale nie miałam jeszcze okazji, żeby porozmawiać z ojcem Kate – przeprosiła Gordona i ruszyła w stronę kominka. Zanim tam dotarła, Kate pochłonął tłum gości, lecz spojrzenie Harrisona ożywiło się na jej widok.
– Blaire – powiedział ciepło.
Objął ją i przytulił mocno. Miała wrażenie, że cofnęła się w czasie, gdy poczuła zapach jego wody po goleniu. Zrobiło jej się żal tych wszystkich zmarnowanych lat. W końcu Harrison wypuścił ją z ramion, wyjął z kieszeni chusteczkę i przetarł twarz. Odchrząknął kilka razy, nim zdołał się odezwać.
– Moja piękna Lily. Kto mógł zrobić coś takiego? – Głos mu się załamał, a usta skrzywiły, jakby poczuł silny ból.
– Tak mi przykro, Harrisonie. Żadne słowa nie wyrażą…
Jego wzrok znów stał się nieobecny. Puścił dłoń Blaire i zaczął miąć chusteczkę, aż zwinął ją w małą kulkę. Nim zdołała coś dodać, zbliżyła się do nich Georgina Hathaway. Serce jej się ścisnęło. Nigdy nie lubiła ani Georginy, ani jej córki. Gdzieś słyszała, że Bishop Hathaway zmarł kilka lat temu z powodu powikłań w chorobie Parkinsona. Ta informacja bardzo ją zdumiała. Wysportowany i silny Bishop zawsze tryskał zdrowiem, miał umięśnione ciało biegacza. Podczas imprez był duszą towarzystwa, zwykle wychodził ostatni. Musiał przeżywać tortury, widząc, jak jego ciało marnieje. Blaire często zadawała sobie pytanie, co takiego widział w Georginie, która była bardziej zapatrzona w siebie niż mityczny Narcyz.
Kobieta położyła dłoń na ramieniu Harrisona, a kiedy podniósł wzrok, podała mu szklaneczkę wypełnioną bursztynowym płynem. Można się było domyślać, że to bourbon, jego ulubiony alkohol.
– To ci uspokoi nerwy.
Harrison bez słowa wziął od niej szklankę i pociągnął solidny łyk.
Blaire nie widziała Georginy od ponad piętnastu lat, ale musiała przyznać, że kobieta prawie nic się nie zmieniła. Mlecznej skóry nie szpeciła ani jedna zmarszczka, co z pewnością było zasługą utalentowanego chirurga plastycznego. Jak dawniej miała szykowną fryzurę na boba i wyglądała bardzo elegancko w garniturze z czarnego jedwabiu i prostym naszyjniku pereł, który otaczał jasną szyję. Na jej palcu lśniła przepiękna, wysadzana szmaragdami i brylantami ślubna obrączka. Blaire pamiętała, że zawsze ją nosiła.
Na zaciśniętych ustach Georginy pojawił się nikły uśmiech.
– Nie spodziewałam się, że cię tu zobaczę, Blaire. Nie miałam pojęcia, że wciąż jesteście w kontakcie z Kate. – Tak jak dawniej mówiła niczym bohaterka filmu z lat czterdziestych dwudziestego wieku. Była to mieszanina akcentu brytyjskiego i wyniosłej wymowy przełożonej pensji dla panien z dobrych domów.
Blaire otworzyła usta, lecz nim zdążyła odpowiedzieć, Georgina odwróciła się do Harrisona.
– Może pójdziemy usiąść przy stole?
Widać było, że próbuje omotać Harrisona i nie zamierza tracić czasu. Blaire miała tylko nadzieję, że ojciec Kate ma wystarczająco dużo zdrowego rozsądku, by nie wdać się z nią w jakiś romans.
Blaire po raz pierwszy odwiedziła Selby w domu pewnego upalnego czerwcowego dnia pod koniec ósmej klasy. Zaciągnęła ją tam Kate, która uparła się, że powinny posiedzieć nad basenem. Nigdy wcześniej nie widziała tak ogromnego basenu w prywatnym domu. Posiadłość bardziej przypominała ekskluzywny kurort: palmy w donicach, kaskady, wielki basen z gorącym jacuzzi i czteropokojowy pawilon urządzony bardziej luksusowo niż jej rodzinny dom w New Hampshire. Blaire włożyła nowe limonkowe bikini z plażowymi stringami. Kupiła ten kostium niedawno w centrum handlowym. Uważała, że wygląda w nim znakomicie. Gorące słońce przyjemnie grzało jej skórę i dobrze było zanurzyć się w skrzącej błękitnej wodzie.
Prawie cały ranek pływały, a potem gospodyni Georginy przyniosła im lunch. Wciąż mokre po wyjściu z wody, usiadły wokół dużego szklanego stołu i sięgnęły do półmiska, na którym piętrzyły się kanapki. Blaire wzięła jedną z wołowiną i serem. Właśnie pochylała się do miski z chipsami, gdy rozległ się głos Georginy.
– Dziewczęta, zjedzcie także trochę warzyw, nie same chipsy! – zawołała, podchodząc do nich wolnym krokiem. Wyglądała bardzo wytwornie w jednoczęściowym granatowym kostiumie i pareo.
Selby bez wielkiego entuzjazmu przedstawiła Blaire matce, która z chłodnym uśmiechem przyglądała się dziewczynie przez dłuższą chwilę.
– Ten kostium dość dużo odsłania, nie sądzisz, kochanie? Może warto zostawić trochę pola dla wyobraźni?
Blaire spuściła wzrok, a chips wypadł jej z ręki. Twarz ją paliła ze wstydu. Kate otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nawet Selby zamilkła, co nie zdarzało się często.
– No dobrze, życzę wam smacznego. – Z tymi słowami Georgina odwróciła się i weszła do środka. Była wstrętną zołzą wtedy i bez wątpienia nic się nie zmieniła, pomyślała Blaire.
Odsunęła niemiłe wspomnienia i spostrzegła, że do salonu wszedł Simon. Przyjrzała mu się przez chwilę, nim podeszła bliżej. Teraz także, jak i piętnaście lat temu, wyglądał olśniewająco, gdy swobodnie oparł się o futrynę drzwi, z niesfornym kosmykiem włosów, który opadał mu na czoło. Kobiety pewno nadal mdlały na jego widok. Zwróciła uwagę, że teraz wszystko w jego ubiorze było kosztowne, poczynając od szytego na miarę czarnego garnituru, a kończąc na skórzanych włoskich pantoflach. Kiedy Kate po raz pierwszy przywiozła go do domu podczas przerwy semestralnej, zwierzyła się Blaire, że Simon czuje się u niej nieswojo. Pochodził ze wschodniego wybrzeża Marylandu z rodziny o skromnych dochodach. Kiedy miał dwanaście lat, jego ojciec zmarł na zawał serca. Rodzina się załamała, zarówno emocjonalnie, jak i finansowo. Matka Simona nigdy już nie doszła do siebie, a on ukończył Uniwersytet Yale tylko dzięki zdobywanym stypendiom. Gdy pobrali się z Kate, Simon mógł w końcu zapewnić pomoc matce, która zmarła wkrótce po przyjściu na świat wnuczki. Sobie również poprawił życie, pomyślała Blaire z ironią.
Obok Simona stała młoda brunetka. Była bardzo ładna, ale uwagę Blaire przyciągnęło przede wszystkim jej spojrzenie pełne uwielbienia i czegoś na kształt oczekiwania. Simon uśmiechnął się, gdy kobieta coś powiedziała, dotykając jego ramienia. Mowa ich ciał wskazywała na to, że znają się dobrze. Ciekawe jak dobrze – zastanowiła się Blaire. Nie słyszała słów, ale po chwili Simon przerwał rozmowę i podszedł do Kate. Młoda kobieta odprowadziła go wzrokiem, po czym odwróciła się i odeszła, ale jeszcze na moment przystanęła przy mahoniowym kredensie. Kiedy w końcu opuściła pokój, Blaire poszła sprawdzić, co przyciągnęło uwagę brunetki. Zobaczyła srebrną ramkę ze ślubnym zdjęciem Kate i Simona. Byli uśmiechnięci i najwyraźniej wolni od wszelkich trosk.
Rozległ się dzwonek i mężczyzna w liberii poinformował gości, że podano lunch. Po drugiej stronie pokoju stał Simon. Był teraz sam, więc Blaire uznała, że skorzysta z okazji. Kiedy się zbliżyła, jego twarz przybrała nieufny wyraz.
– Cześć, Simonie. Bardzo mi przykro z powodu twojej straty – powiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to przekonująco.
Simon wyraźnie zesztywniał.
– Muszę przyznać, Blaire, że twoja obecność mnie zaskoczyła.
Poczuła, że ogarnia ją gniew i niczym żrąca substancja wędruje od żołądka aż do gardła. Wspomnienie tego, co się wydarzyło, gdy widziała go po raz ostatni, uderzyło w nią niczym fala przypływu, ale zdołała się opanować. Wiedziała, że musi zachować spokój.
– Śmierć Lily to straszna tragedia. Wszystko inne jest teraz bez znaczenia.
Patrzył na nią zimno.
– Miło, że przyjechałaś. – Położył dłoń na jej ramieniu, co dla postronnego obserwatora z pewnością wyglądało na przyjacielski gest, pochylił się w jej stronę i syknął: – Nawet nie próbuj znów wejść między nas.
Żachnęła się ze złością. Jaki trzeba mieć tupet, żeby mówić do niej w ten sposób i to w takim dniu! Wyprostowała się i posłała mu wystudiowany uśmiech.
– Chyba powinieneś zainteresować się raczej, jak twoja żona radzi sobie ze świadomością, że zamordowano jej matkę, a nie przejmować się naszymi stosunkami. – Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Ale nie martw się. Nie popełnię ponownie tego samego błędu. – Tym razem nie dopuszczę, żebyś ty wszedł między nas, dodała w myślach, odchodząc.
Szła do łazienki na piętrze, gdy jakiś ruch na zewnątrz przyciągnął jej uwagę. Zbliżyła się do okna i dostrzegła mężczyznę w uniformie, który stał w cieniu w pobliżu podjazdu. Dopiero po dłuższej chwili rozpoznała w nim szofera Georginy. Jak on się nazywał? Jakoś na R… Ach tak, Randolph. To on je woził, gdy na Georginę przypadała kolej, żeby odebrać dziewczynki ze szkoły lub gdzieś je odwieźć. Trochę ją zaskoczyło, że mężczyzna nadal żyje. Przed laty wydawało jej się, że jest już bardzo wiekowy, ale gdy teraz spojrzała uważniej, dotarło do niej, że prawdopodobnie miał wówczas czterdzieści kilka lat. Nagle spostrzegła Simona, który zbliżył się do kierowcy, uścisnął mu dłoń, po czym sięgnął do kieszeni i wyciągnął kopertę. Randolph niespokojnie rozejrzał się wokół, wziął kopertę, skinął głową i wsiadł do auta. Simon skierował się do wejścia, więc Blaire pospiesznie ukryła się w łazience, żeby przypadkiem jej nie zauważył. Nie miała pojęcia, jakie interesy łączyły Simona z kierowcą Georginy, ale zamierzała się tego dowiedzieć.3
– Morderca był dziś na cmentarzu… A może nawet u nas w domu. – Głos Kate załamał się, gdy podawała telefon detektywowi Frankowi Andersonowi z wydziału policji hrabstwa Baltimore. Aura pewności i zdecydowania, która otaczała policjanta, uspokoiła Kate. Kolejny już raz zauważyła, że sam wygląd tego silnego mężczyzny daje jej poczucie bezpieczeństwa. Usiadł naprzeciwko Kate i Simona i ze zmarszczonym czołem odczytał SMS.
– Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. To może być jakiś świr, który przeczytał o śmierci pani matki i o pogrzebie. Dużo na ten temat pisali.
Simon słuchał tego z otwartymi ze zdziwienia ustami.
– Jakim czubem trzeba być, żeby zrobić coś takiego?
– To przecież mój prywatny telefon – odezwała się Kate. – Skąd obcy człowiek wziąłby numer?
– Niestety zdobycie numeru czyjejś komórki nie jest w dzisiejszych czasach problemem. Zawsze można skorzystać z usług osób trzecich. Poza tym na cmentarzu było kilkaset osób. Zna pani wszystkich? – spytał Anderson.
Kate pokręciła głową.
– Nie. Rozważaliśmy kameralny pogrzeb, ale mama była związana z tyloma ludźmi… Z pewnością pragnęłaby, aby mogli przyjść wszyscy, którzy chcieli w nim uczestniczyć.
Anderson słuchał jej, robiąc notatki.
– W innych okolicznościach założylibyśmy, że to jakiś pomyleniec, ale ponieważ chodzi o nierozwiązaną sprawę morderstwa, potraktujemy to poważniej. Za państwa pozwoleniem założymy podsłuch. Chcę go też założyć na telefon domowy i komputery. Jeśli przyjdą kolejne groźby, będziemy mogli działać w czasie rzeczywistym i może zlokalizujemy nadawcę.
– Oczywiście – zgodziła się Kate.
– Mam przy sobie sprzęt, którym można zrobić lustrzaną kopię pani telefonu. Może na tej podstawie uda się sprawdzić, kto do pani wysłał SMS. W każdym razie bez względu na wszystko, proszę nigdy nie odpowiadać, gdyby znów się odezwał. Jeśli to psychopata, właśnie na tym mu zależy. – Obrzucił Kate współczującym spojrzeniem. – Bardzo mi przykro, że na dodatek jeszcze to panią spotyka.
Kiedy Simon poszedł odprowadzić Andersona, Kate wróciła myślami do wieczoru, gdy dostała koszmarną wiadomość o śmierci matki. Zobaczyła na wyświetlaczu numer ojca, a gdy odebrała, miała wrażenie, że oszalał.
– Kate… Ona odeszła. Odeszła, Kate – szlochał.
– Tatusiu, o czym ty mówisz? – Czuła, że ogarnia ją przerażenie.
– Ktoś się włamał. Zabili ją. O Boże, to niemożliwe. To nie może być prawda. – Tak spazmatycznie szlochał, że Kate z trudem rozróżniała słowa.
– Kto się włamał? Mama? Mama nie żyje?
– Krew… Wszędzie jest krew.
– Co się stało? Wezwałeś pogotowie? – spytała. W jej głosie pojawiły się piskliwe tony. Jeszcze chwila i zacznie wpadać w panikę.
– Co ja teraz zrobię, Kate? Co ja zrobię?
– Tatusiu, posłuchaj mnie. Czy zadzwoniłeś na policję? – spytała, ale w odpowiedzi usłyszała tylko niepohamowany płacz.
Wskoczyła do samochodu i półprzytomna pokonała dwadzieścia pięć kilometrów, które dzieliły ją od domu rodziców. Po drodze wysłała wiadomość do Simona, żeby jak najszybciej do niej dojechał. Już dwie przecznice wcześniej widziała czerwone i niebieskie światła ostrzegawcze. Dojazdu do domu strzegła policyjna barykada. Wysiadała z SUV-a, gdy podjechało porsche Simona. Ratownicy medyczni, policja i technicy wciąż przechodzili przez drzwi tam i z powrotem. Kate nie zdołała zapanować nad nerwami. Przepchnęła się przez tłum gapiów, ale nie uszła daleko, bo zatrzymał ją funkcjonariusz policji. Stał na rozstawionych nogach ze skrzyżowanymi ramionami i gniewnym wyrazem twarzy.
– Przykro mi, proszę pani. To miejsce przestępstwa.
– Jestem jej córką. Proszę… – powiedziała, próbując przejść obok niego. W tym momencie u jej boku stanął Simon.
Policjant pokręcił głową i zagrodził drogę ręką.
– Ktoś zaraz wyjdzie, żeby z panią porozmawiać. Przykro mi, ale muszę prosić, żeby się pani cofnęła.
Stali więc i patrzyli wstrząśnięci, jak śledczy chodzą tam i z powrotem, nosząc aparaty, torby, pudła, jak otaczają dom żółtą taśmą policyjną. Nikt ani przez moment nie spojrzał w ich stronę. Nie minęło wiele czasu, a pojawiły się ekipy telewizyjne. Zaczęto ustawiać kamery skierowane na rozgorączkowanych reporterów, którzy z mikrofonami w ręce opisywali każdy makabryczny szczegół, jaki zdołali wyszperać. Kate miała ochotę zatkać uszy, gdy usłyszała, jak ktoś mówi, że czaszka ofiary została zmiażdżona. W końcu zobaczyła, że z domu wyprowadzają jej ojca. Bez zastanowienia ruszyła w jego stronę. Zrobiła zaledwie kilka kroków, gdy czyjeś silne ręce zatrzymały ją w miejscu.
– Puść mnie! – krzyknęła, szarpiąc się z policjantem. Po jej twarzy toczyły się łzy, a gdy radiowóz ruszył, zawołała: – Gdzie go zabierają?! Puść mnie, do cholery! Gdzie jest moja matka?! Muszę ją zobaczyć!
Policjant rozluźnił trochę uścisk, ale nadal zagradzał jej przejście.
– Przykro mi, proszę pani. Nie mogę pani wpuścić.
– Ojciec powinien z nią tam być – płakała Kate. Obok niej stanął Simon, a wtedy nabrała głęboko powietrza, próbując się opanować. Wciąż była na niego zła, lecz mimo to jego obecność podnosiła ją na duchu.
– Dokąd go zabrano? To znaczy, dokąd zabrano doktora Michaelsa, ojca mojej żony? – spytał Simon, przytulając Kate opiekuńczym gestem.
– Na komendę na przesłuchanie – odparł funkcjonariusz.
– Przesłuchanie? – zdumiała się Kate.
– Czy pani jest córką Lily Michaels? – spytała kobieta w mundurze, która w tym momencie do nich podeszła.
– Tak. Jestem doktor Kate English – przedstawiła się Kate.
– Obawiam się, że pani matka nie żyje. Przykro mi bardzo z powodu pani straty. – Policjantka milczała przez chwilę, po czym dodała: – Musimy poprosić, żeby odpowiedziała pani na kilka pytań.
„Przykro mi z powodu pani straty”? Jak zdawkowo to powiedziała. Wręcz obojętnie. Czy tak samo odbierają to krewni jej pacjentów, gdy przekazuje im złe nowiny? Poszła za policjantką, ale wciąż myślała o tym, że jej mama leży tam martwa, że jest fotografowana, oglądana przez śledczych i patologów, że w końcu zabiorą ją do kostnicy, by przeprowadzić sekcję. Ona również podczas studiów musiała odbyć swój przydział zajęć w prosektorium. Nie było to przyjemne.
– Jadłaś coś? – spytał Simon, wracając do pokoju.
Otrząsnęła się ze wspomnień.
– Nie jestem głodna.
– Może trochę zupy? Twój ojciec wspomniał też, że Fleur przygotowała kurczaka z ryżem. – Kiedy nie odpowiedziała, westchnął głęboko i usiadł na krześle tuż przy wiązance, którą przysłali jej koledzy ze szpitala. Pogładził palcami liść, odczytując bilecik przy kwiatach. – Jak miło z ich strony – zauważył. – Naprawdę powinnaś coś zjeść, chociaż parę kęsów.
– Simon, proszę. Daj spokój, dobrze? – Nie chciała, żeby nagle przybrał maskę kochającego, opiekuńczego męża. Nie po napięciu, jakie między nimi panowało przez kilka ostatnich miesięcy. Parę tygodni temu, kiedy kłótnie i animozje zaczęły przeszkadzać jej w pracy i nie mogła się na niczym skupić, pojechała zwierzyć się Lily. Usiadły wtedy przy kominku, ogrzewane płomieniami, w przytulnym saloniku rodziców. Kate wciąż w szpitalnym fartuchu, Lily, jak zawsze elegancka, miała na sobie białe wełniane spodnie i kaszmirowy sweter.
– Co się dzieje, kochanie? – Lily przyglądała się córce z uwagą. – Przestraszył mnie twój telefon. Miałaś taki głos…
– Chodzi o Simona. On… – Przerwała, nie wiedząc, od czego zacząć. – Pamiętasz Sabrinę, mamo?
Lily zmarszczyła brwi z namysłem.
– Jej ojciec przejął opiekę nad Simonem, kiedy zmarł jego tata – wyjaśniała Kate. – Sabrina była jedną z młodszych druhen na naszym ślubie.
– Ach tak, już sobie przypominam. Była wtedy dzieckiem.
– Miała dwanaście lat. – Kate pochyliła się w stronę matki. – Może pamiętasz ranek w dniu naszego ślubu? Szykowaliśmy się wszyscy, gdy Sabrina gdzieś zniknęła. Znalazłam ją w pokoju gościnnym. Siedziała na łóżku i płakała. Chciałam wejść, ale dostrzegłam, że jest z nią ojciec, więc się zatrzymałam na korytarzu, gdzie nie mogli mnie widzieć. Wtedy usłyszałam ich rozmowę. Sabrina rozpaczała. Liczyła na to, że Simon poczeka, aż ona dorośnie i ożeni się z nią. Było mi jej naprawdę szkoda, tak żałośnie płakała.
– Zapomniałam o tym – powiedziała Lily spokojnie. – Upłynęło tyle czasu. Była młoda i czuła się załamana.
Kate poczerwieniała.
– Tyle że nic się nie zmieniło. Rozumiałam ją i starałam się być miła. Naprawdę próbowałam. Jej matka zmarła, gdy Sabrina miała pięć lat, więc pomyślałam, że mogę zostać jej przyjaciółką, może nawet powiernicą. – Kate westchnęła ciężko. – Lekceważyła moje starania. W obecności Simona nigdy nie zachowała się niegrzecznie, ale gdy byłyśmy same, niedwuznacznie dawała mi do zrozumienia, że nie chce mieć ze mną do czynienia. A teraz, gdy umarł jej ojciec, stała się naprawdę namolna. Dzwoni bez przerwy i chce, żeby poświęcał jej jeszcze więcej czasu.
– No dobrze, Kate, ale co ci w tym przeszkadza? Dopóki Simon jej nie zachęca, nie masz się czym martwić. To młoda dziewczyna i w dodatku tak wcześnie została sierotą.
– Dokładnie o to chodzi. On właśnie ją zachęca. Kiedy tylko Sabrina zadzwoni z jakąkolwiek sprawą, Simon natychmiast do niej leci. A ona dzwoni coraz częściej. Więc on bez przerwy u niej siedzi. Znacznie więcej niż powinien. – Kate mówiła coraz głośniej. – Twierdzi, że nic w tym nie ma, że popadam w przesadę, ale to nieprawda. Teraz jeszcze zaczęła z nim pracować, więc w zasadzie bez przerwy są ze sobą. Jadają razem kolacje, Sabrina przychodzi, żeby u nas pojeździć konno, a przy tym całkowicie mnie ignoruje, natomiast rozpływa się nad Simonem. Mam już dość, dłużej tego nie zniosę. Poprosiłam Simona, żeby się wyprowadził.
– Kate, posłuchaj siebie. Nie możesz rozbić rodziny z takiego powodu.
– Dłużej tego nie zniosę – powtórzyła. – Simon nie powinien był jej zatrudniać, ale ojciec Sabriny przed śmiercią prosił go o opiekę nad córką. A ona zaraz po jego odejściu poprosiła Simona o pracę.
Matka patrzyła na nią uważnie.
– Wygląda na to, że Simon nie miał wielkiego wyboru. Wszystko się ułoży. Może ona po prostu tak przeżywa żałobę.
– No nie, mamo! Nie zniosę dłużej roli cierpiącej w milczeniu żony. Przecież to absurdalne. Nie dość, że jestem tak traktowana, to jeszcze mąż wmawia mi, że jestem niesprawiedliwa.
Lily podniosła się i zaczęła krążyć po pokoju. W końcu podeszła do fotela, położyła dłonie na ramionach córki i spojrzała jej głęboko w oczy.
– Porozmawiam z Simonem. Rozwiążę ten problem.
– Nie, mamo, nie rób tego, proszę! – Wzywanie Simona na dywanik było ostatnią rzeczą, jakiej mogła sobie życzyć. To tylko pogorszyłoby sprawę. Więcej tego tematu nie poruszyły. Jeśli mama rozmawiała z Simonem, żadne z nich o tym nie wspomniało. Ani Lily, ani Simon.
Simon pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach.
– Kate, proszę, nie odpychaj mnie. Mieliśmy problemy, ale teraz powinniśmy trzymać się razem, okazywać sobie wsparcie.
– Wsparcie? Ile czasu minęło od chwili, gdy mogłam na ciebie liczyć? Nie powinnam pozwolić, żebyś się znów wprowadził.
– Jesteś niesprawiedliwa. – Simon zmarszczył brwi. – Potrzebujesz mnie, a zresztą chcę być z tobą i z Annabelle. Jestem spokojniejszy, gdy mogę nad wami czuwać.
Dreszcz przeszedł jej po plecach, gdy przypomniała sobie, że gdzieś na wolności chodzi zabójca. Owinęła się szczelniej swetrem. Nie mogła zapomnieć ostatniego zdania SMS-a. „Gdy z tobą skończę, będziesz żałować, że to nie ciebie dziś pochowano”. A więc to z pewnością nie był koniec. Czy morderca zabił matkę, żeby ukarać ją? Pomyślała o pogrążonych w bólu rodzicach pacjentów, których nie zdołała ocalić, i próbowała wyodrębnić kogoś, kto mógłby ją oskarżać. Ją albo ojca, który leczył od ponad czterdziestu lat, a to oznaczało mnóstwo możliwości, żeby narobić sobie wrogów.
– Nie zostawię cię samej. – Głos Simona przywołał ją do rzeczywistości. – Nie teraz, gdy dostajesz takie pogróżki.
Powoli podniosła wzrok. Nie była w stanie logicznie rozumować. Ale myśl, że miałaby zostać sama w tym wielkim domu, faktycznie wydawała się przerażająca.
Kiwnęła głową na znak zgody.
– Możesz nadal zajmować niebieski pokój gościnny.
– Myślę, że powinienem wrócić do naszej sypialni.
Poczerwieniała ze złości. Czuła, jak rumieniec ogarnia szyję i policzki. Czyżby zamierzał wykorzystać śmierć matki, żeby wrócić do łask?
– Mowy nie ma.
– Dobrze, w porządku. Nie rozumiem tylko, czemu nie możemy o tym wszystkim zapomnieć.
– Bo niczego nie rozwiązaliśmy. Nie mogę ci ufać. – Wpatrywała się w niego tak intensywnie, jakby chciała go prześwietlić oczami. – Może Blaire miała jednak rację.
Odwrócił się gwałtownie. Twarz mu spochmurniała.
– Nie miała prawa przyjeżdżać tutaj.
– Oczywiście, że miała. Była moją najlepszą przyjaciółką – odparła z gniewem.
– Zapomniałaś już, jak chciała zniszczyć nasz związek?
– A ty próbujesz skończyć to, co ona zaczęła.
Zacisnął usta i zamilkł na moment. Kiedy się odezwał, w głosie pobrzmiewał twardy ton.
– Ile razy mam ci powtarzać, że absolutnie nic się nie dzieje. Nic.
Była zbyt wyczerpana, żeby się z nim sprzeczać.
– Idę na górę położyć Annabelle.
Kiedy weszła do pokoju, dziewczynka układała na podłodze puzzle, a Hilda siedziała na krześle w pobliżu. Co ja bym bez niej zrobiła? Kobieta wspaniale zajmowała się Annabelle. Była cierpliwa, czuła i bardzo oddana małej. Kate czasem musiała jej przypominać, że chociaż z nimi mieszka, nie jest przez cały czas w pracy. Dawniej Hilda pracowała u Selby, zajmując się jej trzema synkami. Kiedy urodziła się Annabelle, najmłodszy z chłopców szedł już do pierwszej klasy, więc nie potrzebował niani na cały dzień. Wtedy Selby zasugerowała Kate, żeby zatrudniła Hildę. Kate z ulgą i wdzięcznością skorzystała z propozycji. Była szczęśliwa, że osoba, którą zna i której może ufać, zaopiekuje się jej córeczką. A miała wrażenie, że zna Hildę od zawsze. Jej brat, Randolph, który od lat u Georginy pełnił funkcję szofera, był solidnym i godnym zaufania pracownikiem. Wszystko ułożyło się idealnie.
Kate przyklękła obok córki.
– Ale świetnie ci idzie.
Dziewczynka spojrzała na nią. Jasne loczki zakołysały się wokół ślicznej buzi.
– Proszę, mamusiu. Teraz ty połóż – powiedziała, podając element układanki.
– Hm… Muszę sprawdzić. Może tutaj będzie pasować? – Wybrała niewłaściwe miejsce.
– Nie, nie! – Mała westchnęła, odebrała element i włożyła tam, gdzie należało.
– Za chwilkę trzeba kłaść się spać, kochanie. Wybierzesz książeczkę, którą poczytamy na dobranoc? – Odwróciła się do Hildy. – Może też pójdziesz się położyć? Ja z nią zostanę.
– Dziękuję, Kate. – Hilda zwichrzyła włosy Annabelle. – Nadzwyczajnie się dziś spisała. Prawda, kochanie? To był męczący dzień.
– To prawda – potwierdziła Kate z uśmiechem. – Był męczący także dla ciebie. Idź już odpocząć.
Annabelle przyniosła wyjętą z półki „Pajęczynę Charlotty” i wsunęła się pod kołdrę. Kate usiadła na łóżku. Uwielbiała te wieczorne chwile z córką, ale od czasu śmierci Lily nie było już tak samo. Tak bardzo chciała przytulić Annabelle i ochronić ją przed smutną rzeczywistością.
Kiedy dziewczynka zasnęła, Kate wysunęła rękę spod jej pleców i na palcach opuściła pokój.
Spojrzała w głąb korytarza w stronę pokoju, który zajmował Simon. Przez otwarte drzwi widać było ciemne wnętrze, ale spod drzwi łazienki sączyło się światło i dało się słyszeć szum wody.
Odwróciła wzrok, a jej myśli powędrowały do Jake’a. Jego rodzice nie przyszli po pogrzebie do domu, więc nie mogła z nimi porozmawiać. Może tak było lepiej, zważywszy na to, ile bolesnych wspomnień wiązali z jej osobą. Ich rodziny mieszkały w sąsiedztwie, więc właściwie znali się z Jakiem całe życie, lecz pokochali się, gdy zaczęli chodzić do liceum. Kate doskonale pamiętała ich ostatni rok w szkole i Jake’a, który uśmiechał się do niej z boiska do gry w lacrosse. Podczas meczów bez względu na panujące w lutym i marcu zimno, jej zawsze było gorąco z radości. Jake z kolei nie opuścił ani jednych zawodów lekkoatletycznych. Za każdym razem słyszała jego głęboki głos, gdy ją dopingował. Oboje ubiegali się o przyjęcie na Yale, wszystko wskazywało na to, że spędzą resztę życia razem. Aż do tamtego wieczoru, kiedy wszystko się zmieniło. Kilka dni po pogrzebie Jake’a pojechała do domu jego rodziców. Zobaczyła opuszczone żaluzje, na ganku gazety z wielu dni i pocztę wysypującą się z przepełnionej skrzynki. Potem dowiedziała się, że rodzice z dwiema siostrami Jake’a się wyprowadzili.
Ruszyła korytarzem do sypialni, żeby się przebrać, chociaż przeczuwała, że nie zaśnie. Rozpięła czarną sukienkę i upuściła ją na podłogę. Z pewnością nigdy więcej jej nie włoży. Kiedy włączyła światło w łazience i rzuciła okiem do lustra, zobaczyła oklapnięte włosy i czerwone, zapuchnięte oczy. Podeszła bliżej. Kątem oka dostrzegła jakiś ciemny kształt. Zamarła. Całe ciało pokryło się natychmiast potem. Trzęsąc się jak w febrze, zaczęła się gwałtownie cofać. Czuła, że żołądek jej się wywraca.
– Simon! Simon! – wrzasnęła. – Chodź tutaj. Szybko!
Był przy niej w ułamku sekundy. Stała bez ruchu, wpatrując się w ułożone rzędem w umywalce trzy martwe myszy z wyłupionymi oczami. W tym momencie dostrzegła kartkę.
Trzy ślepe myszki,
Trzy ślepe myszki,
Zobacz, jak biegają,
Zobacz, jak biegają!
Wszystkie gonią za życiem uroczym,
A ktoś ostrym nożem wykłuwa im oczy
Czy widziałeś kiedyś takie cuda
Jak martwe myszki trzy?