Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ostatni z Nieczujów. Gniazdo Nieczujów. Tom 6 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 września 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni z Nieczujów. Gniazdo Nieczujów. Tom 6 - ebook

Ostatni z Nieczujów – cykl historycznych powieści i opowiadań autorstwa Zygmunta Kaczkowskiego, których akcja toczy się na przełomie XVIII i XIX wieku. Cykl był publikowany w latach 1851-1858. Głównym bohaterem jest pan Marcin Nieczuja, ostatni z rodu Nieczujów. Akcja większości utworów cyklu toczy się w środowisku szlachty galicyjskiej, na ziemi sanockiej. Ich lektura pogłębia wiedzę o obyczajowości tamtejszej szlachty pod koniec XVIII wieku. Głównym bohaterem utworów oraz narratorem większości z nich jest szlachcic Marcin Nieczuja, nazywający siebie ostatnim ze "starożytnego" rodu Nieczujów. Ów sędziwy już człowiek wspomina czasy swojej młodości, która przypadła na burzliwe lata rozbiorów, konfederacji barskiej i wojen napoleońskich. Bohater, który brał udział w większości z tych wydarzeń opisuje je z perspektywy czasu. Oprócz wydarzeń historycznych wiele miejsca zajmują też wydarzenia lokalne, takie jak sejmiki, spory, zajazdy, jakie zajmowały szlachecką społeczność w Galicji. Teraz z perspektywy czasu z sentymentem wspomina czasy przed rozbiorami jako szczęśliwe, kiedy panował sarmacki styl życia, a główną rolę odgrywała warstwa szlachecka, odznaczająca się umiłowaniem tradycji i troską o jej przechowanie, przywiązaniem do zasad religijnych i etosu rycerskiego oraz żarliwie patriotycznym duchem. Marcin Nieczuja boleje nad tragedią ojczyzny, swojego rodu oraz warstwy szlacheckiej. Cały cykl napisany w formie gawędy szlacheckiej. Poszczególne utwory posiadają jednak dodatkowo cechy romansu przygodowego, powieści historycznej, a nawet powieści gotyckiej. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ostatni_z_Nieczujów)

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-317-9
Rozmiar pliku: 705 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Gniazdo Nieczujów

˝Sunt namqufe, qui scire volunt eo tantum fine, ut sciant, et turpis curiositas est. Et sunt, qui scire volunt, ut scientur ipsi, et turpis vanitas est. Et sunt item, qui scire volunt, ut scientiam suam vendant, verbi causa pro pecunia, pro honoribus, et jturpis questus est. Sed sunt quóque, qui scire volunt, ut aedificent, et charitas est. Et item qui scire volunt ut aedificentur, et prudentia est.˝

Sanctus Bernardus.

Wstęp.

Gdybym siła bajał na pochwałę mojego rodu, znalazłby się nie jeden taki, który by powiedział, żem jest jako owa liszka, która swój ogon chwali, - a nie jeden Zoil może, którzy nieposiani sami wschodzą po wszystkich kątach, snadnoby mi łatkę przypiął, utrzymując, że dlatego historyą mojego rodu opowiadam na wstępie, iżbym przy owych wielkich mężach, których będę opisywał poniżej, sam się wydał nie nazbyt mały i nie pośledni Sądzę jednak, że pierwszemu zarzutowi tym głowę utrę, jeżeli się z tą materyą zbiorę jak można najkrócej, - a przeciw drugiemu mniemam się tem wytłumaczyć, iż każdy, kto ma wierzyć na czyjeś świadectwo, radby sam pierwej wiedzieć: co zacz jest świadek? jakie nosi nazwisko? jakiemi sprawami się bawił za młodu? - a że to u nas od niepamiętnych czasów cnota szła rodem, wiedzieć także: - jakiego też on jest rodu i czem się wsławiali jego przodkowie? - Miło też jest nakoniec, a nawet i obowiązkiem poniekąd, kiedy się ma wspomnieć sąsiadów i innych swojego wieku współczesnych, nie przepominać i o własnych swych przodkach; a tem ci milej mnie, który ostatnim już będąc mojego domu, nie mogę się już spodziewać ani nowych dla mojego rodu zaszczytów, ani nowej sławy dla mojego imienia, ani nawet takiego potomka, któryby czy to pismem, czy słowem przechował tych kilka familijnych moich pamiątek, za które moi przodkowie tyle krwi na różnych poprzelewali polach. Na moim grobie, - na którym w dzisiejszych czasach nikt już ani tarczy, ani kopii nie skruszy, - i napisu może nie będzie.... a podczas kiedy z mojego rodu tylko jakieś kądziele błąkać się będą po tej osierociałej ziemi, imię moje z każdym dniem coraz głębiej nurzać się będzie w ciemnych mgłach niepamięci.

Nie chlubiąc się wcale nad miarę zasługami zdobytemi przez moich przodków i nie wymagając dla siebie przeto żadnej nad innymi wyższości, nie taję się wcale z tóm, iż mi w każdej chwili miło przypomnieć ich sławę i czyny, i wyznaję otwarcie, iż wolę, żem miał przodków zapisanych na kartach historyi, niż gdybym był, nie miał żadnych.

A jako po staremu czciłem ojca i matkę, kiedym ich miał żyjących, tak i dzisiaj cześć oddaję ich wiekopomnej pamięci, chociaż już dawno są w grobie. I gdyby tylko to było, że pamięć dawnej chwały mojego rodu strzegła mnie od wielu lekkomyślnych w mem życiu uczynków, - to już byłoby dosyć dla mnie, ażebym w tej czci, którą mam tak dla mojego rodu, nie dał się zbić żadnym nowego świata mędrcom i językowym szermierzom. Ale powracam do mojego opowiadania.

Dom mój, lubo od niepamiętych czasów nosi Śląskich nazwisko, jednak herb mając Nieczuja, daleko szerzej był znany po herbie, niż po kształtnem nazwisku, a jego potomków Nieczujami zwano od morza do morza. Nazwa ta datuje się od króla Bolesława Krzywoustego, ale ród ten prawdopodobnie istniał daleko dawniej i zapewne chodził przy mieczu. Jest bowiem tradycya, która się nawet najduje po starych księgach i kronikach tamtego czasu, a która tego dowodzi i jest następująca. Za Krzywoustego żył pewien rycerz, który, królowi służąc, całe życie trawił na wojnach swoich i postronnych. Otóż raz, kiedy jakiś nieprzyjaciel napadł na Polskę i Krzywousty wielką z nim począł wojnę, stało się tak, że Polacy stanęli w jednem miejscu obozem i cale spokojni będąc, oddali się spoczynkowi; król był także pomiędzy nimi i cale się sądził bezpieczny. Wszyscy tedy utrudzeni i uznojeni, smaczno usnęli. Tymczasem nieprzyjaciel, uczyniwszy marsz wielki, jeszcze przed świtem pokazał się o kilkanaście stajań od obozu, i już miał wielkim pędem wypuścić, ciesząc się, że śpiących jako barany porzeźe, - kiedy się zerwie ów rycerz czujny, wojsko pobudzi, sam podczas rozespania się króla je dobrze sprawi i na nieprzyjaciela uderzy. Za owę czujność Pan Bóg mu tak poszczęścił, że w niedługiej chwili cały huf owy na głowę pogromił. Za tę sprawę rycerską nadany mu został od króla herb Nieczuja, wyobrażający pień drzewa z pięcioma sękami po bokach, w który jest wbity miecz owoczesny aż po samę rękojeść. Zaraz potem ród ten przyszedł do niemałej chwały w Rzeczypospolitej, a oryginalne dokumenta, świadczą dowodnie, jako Derslaus Nieczuja założył wieś Nieczułki pod Sandomierzem i z tamtejszego zamku obszernym panował ziemiom, - jako Wszebórz Nieczuja był wojewodą sandomierskim, po którym na tenże sam urząd nastąpił Trojanus Nieczuja; inny dokument mieścił na sobie podpis Comes Stanislaus Nieczuja, na drugim stało Comes Zdzislaus Nieczuja i t. d. Co wszystko dowodzi, że dawnych czasów ród ten miał niemałe znaczenie w kraju.

Późniejszemi laty, a mianowicie pod Jagiellonami, różnie musiało bywać z tym rodem, a jak to zwyczajnie fortuna jest ślepa, i jeszcze do tego kołem się toczy, tak i moi przodkowie co się trochę podniosą, to na dół padają, a na dole leżą tak długo, aż znów którego z nich Pan Bóg tak tęgą obdarzy fantazyą, że się wybije nad innych i zaszczyty jakie posiędzie; jednak już nigdy nie przyszło do tego, żeby stałe miejsce zabrali w senacie, albo kiedykolwiek na tak słusznej osiedli fortunie, żeby to już sukcesy omal nie szła wraz z zaszczytami z ojca na syna, na wnuka i dalej. I mogło się to stać nieraz, bo czasu dość na to mieli od Krzywoustego aż po nędzne dni mego żywota, - okazyi było dosyć i wojen też obłownych niemało; jednak, albo kłamie Paprocki, nazywając ich Genus promdum, albo już sam Pan Bóg tak kazał, aby ani nazbyt w górę się nie wzbijali, ani na dół się nie nurzali, jeno ażeby chwale Jego i potrzebom kraju służyli, po samym środku ziemskiego szczęścia pływając. I snać już tak miało być zawsze, bo ile mnie jest wiadomo, to im później, tem już częściej się wydarzało, że który blaski sam chleba załaknął, niżby go miał innym rozdawać. Chociaż i to bywało. Jednak ponieważ niektóry z nich tak z wojny powracał, że niedość że nie miał własnego komina,, ale i w niebezpieczeństwie głodu się znalazł, a to ród był pobożny i Panu Bogu oddany, tedy już sam Pan Bóg nieprzebraną łaską swoją tak zrządził, że go pewnym potajemnym węzłem z innym bogatym Rzeczypospolitej, rodem powiązał i na wieki zespolił.

Jak zamożnym i znakomitym był dom Ossolińskich, o tem nie trzeba długo rozprawiać. Od Zygmuntów i dawniej, jakie tylko były najwyższe zaszczyty w kraju, wszystkie spływały na niego, jakie najświetniejsze koligacye, wszystkie dostawały się jemu, a już takim przodkiem, jakim był ów Jerzy, który owo sławne poselstwo odprawiwszy do Rzymu, od papieża Urbana VIII aż książęcym tytułem zaszczyconym został, niewiele rodów poszczycić się może. Bywały olbrzymie fortuny w Polsce, a nawet i tak niezmierne, że im żaden rachmistrz rachunku dojść nie mógł: jako Zborowskich za Zygmunta starego, toż Kmitów podtenczas, Lubomirskich za Władysława IV, toż Sanguszków, Sapiehów, Ostrogskich i Czartoryskich, dalej Zamoyskich, Radziwiłłów, Potockich, Branickich; ale jeżeli tamte były pierwszemi, to i Ossolińskich fortuna, zwłaszcza wzbogacona tak ogromną po Tęczyńskich sukcesyą, nie ostatnie pomiędzy niemi zabierała miejsce. Ile było lfrain w Rzeczypospolitej, w każdej prawie mieli oni swoje dobra, a snać także rachmistrze nie bardzo z nimi w ład trafiać umieli, kiedy już za jw. wojewody wołyńskiego, jedna z wsiów jego, położona w Krakowskiem, tak im wyszła z pamiędi, że w niój jakiś szlachcic zasiadłszy, pierwszy rozbiór jurę caduco przesiedział, i z kretesem przepadła.

Bywało to w Polsce po wszystkie czasy, że się ubożsi dzierżyli możnych, możni zaś chętnie tulili ich koło siebie, - tamci czynili to dla protekcyi, a nierzadko i dla kawałka chleba, - ci zaś dla popularności, dla krósek na sejmikach i kołaęh rycerskich, dla obrony w potrzebie i dla okazałości dworu. Otóż to w takich Nieczujowie od dawnych czasów stali z Ossolińskimi stosunkach, a lubo pomiędzy temi dwiema rodzinami nie było nigdy żadnego pokrewieństwa, ani nawet powinowactwa, jednak, jak to wyżej się rzekło, już tak Pan Bóg sam dawał, że szczególna tego domu opieka nieprzerwanie rozlewała się na nas. Kiedy duch Rzeczypospolitej już zaczął upadać, a nietylko takie węzły pomiędzy pojedynczemi jej członkami rwać się, ale nawet od wieków przyjazne sobie elementa przeciwko sobie występywać i wzajemnie się niszczyć poczęły, to i nasz związek osłabiał, - a ja ostatni z rodu jeszcze nie jednej krzywdy doznać musiałem od tych, którzy przez kilka wieków byli niezmiennymi mego rodu dobrodziejami. Alę z papierów familijnych i z powieści w naszym niegdy domu się utrzymujących, wiem to dowodnie, że jeszcze żaden Ossoliński nie zszedł z ziemskiego świata, aby jakiemu Śląskiemu nie wygodził w potrzebie, ani toż prawie żaden Śląski się nie wykręcił od tego, aby kiedy choć raz łaski którego Ossolińskiego nie był doświadczył.

A dawnych czasów, kiedy dobro publiczne taki prym miało przedewszystkiem, że się nikomu ani przyśniło na własną uważać fortunę, kiedy król wici rozesłał, to i nie tak trudno było przyjść szlachcicowi w położenie zapotrzebowania łaski możniejszych. Za każdą wojną, których w Polsce było bez liku, wielka część szlachty utracała swoje dobytki i ruchomości, a i utrata wioski choćby dziedzicznej, a nie dopiero zastawnej albo dzierżawnej, była rzeczą prawie codzienną. Jednak nikt się na śmierć nie frasował po takiój stracie, bo każdy wiedział, że nie znano w Polsce śmierci od głodu, a o wieś dawniej było łatwiej, niż dziś o chatę. I nie dziwić się temu, że drobniejsza szlachta tak łatwo traciła wioski, chociażby i to wziąć na uwagę, że je tak rzadko tracili panowie: bo to kiedy pan szedł na wojnę, choćby aż z Czarnieckim za morze, to fortunę zostawiał pod zarządem sług mnogich, którzy, chociaż często nie pomału go kradli, jednak ani ziemi nie zjedli, ani targnięcia się na nią pieniaczom i palestrantom nie dopuścili; ale mały szlachcic, kiedy szablę przypasawszy do boku, na koń wsiadał przed gankiem, to obejrzawszy się na dom swój, westchnie tylko bywało: - Panie Boże! weź go pod swoję opiekę! - bo też go tylko pod tego najwyższego Opiekuna pozostawiał kuratelą.

To też nieraz bywało gdy wróci, to czy palestranckim sprocesowany rozumem, czy via facti przez jakiego niegodziwego najechany sąsiada, w niegdyś swym własnym domu zastawał cudzą żonę z dziecięty i cudzy dobytek. Jeżeli więc, uprosiwszy sąsiadów, nie odebrał wioski żelazem, to uroniwszy łzę jednę i drugą, raczej odchodził z kwitkiem, niżeliby miał o nią poczynać proces; bo wiedział dobrze, że prędzej zarobi na drugą, niżeli dojdzie końca z ową zgrają palestrantów bez serca, u których zawsze ten beatus qui tenet.

Do takiego wypuszczania ziem z ręki Śląscy zdawna niezwichnione miewali szczęście, a od pamiętnych czasów prawie nigdy się nie zdarzało, żeby z nich który po swym ojcu co odziedziczył, albo jeżeli odziedziczył, aby sam nie uronił. Już to takie tego rodu jest przeznaczenie.

Jan, mój pradziad, wojski krakowski, piękną miał fortunę odziedziczoną po ojcu, a powiększoną przez siebie. Zdawało się że ją już pewnie do śmierci dochowa i synom zostawi; bo i komuż się zresztą dochować fortuny, jeżeli nie wojskiemu, któren nietylko niema obowiązku wyruszać z wojskiem za granicę swej ziemi, ale właśnie powinien w niej siedzieć i jej bezpieczeństwa przestrzegać, chyba żeby to aż zagon jaki i stąd pospolite ruszenie, któremu m£ z urzędu dowodzić. Otóż nie tak się stało. Kiedy bowiem Jan trzeci szedł z koroną i kwarcianymi pod Wiedeń, on jako siedemdziesięcioletni starzec począł także rwać się do wojny, jednak jeszcze jakoś wytrzymywał. Wszakże kiedy nadciągnęli Litwini, już się nie mógł poskromić i poszedł. Litwa po staremu nadciągnęła post coenam, i już tylko po Węgrzech dosyć nieszczęśliwie się tłukła, - wojski z nimi; a kiedy powrócił, to zamiast jak koroniarze obłowić się złotogłowiem i makatami, on, przyjechawszy sam goły jak święty turecki, swoję żonę zastał w Krakowie na bruku, a w swoich wioskach krakowskiego jurystę, który mając u niego lokowanych kilkadziesiąt tysięcy, zprocesował go był na kwaśne jabłko i ziemię zabrał in possessionem. Za protekcyą Ossolińskich wyrugował on wprawdzie palestranta z zagrody, ale tyle na proces i zajazd stracił, że doliczywszy od tego dług dawny, musiał się z większej połowy wyprzedać. Późniejsi sukcesorowie znowu się dorabiali jak mogli, ale zawsze po staremu tracili.

Ojciec mój z rodzicielskiego domu wyjechał o dwóch koniach i jednym pachołku. Oglądnąwszy się naokoło, sam nie wiedział co począć ze sobą, bo dużo ruchu było natenczas w Rzeczypospolitej; aby jednak, kiedy się potśm źle zdarzy, nie miał nic do zarzucenia swojemu rozumowi, więc wyjechawszy za wieś na drogę krzyżową, puścił kpniowi cugle, zdając się cale na instynkt zwierzęcy. Koń skierował ku południowi, kędy leżał Dzików, gdzie to właśnie podówczas pod p. Adamem Tarłem, wojewodą lubelskim, konfederowano się za Leszczyńskim. Do tej konfederacyi przystąpiwszy, był potem w Gdańsku, gdzie ten król, bez poddanych natenczas bez ziemi, był oblężony; a kiedy się ta okazya skończyła, a memu ojcu i tak nie było do smaku, że to tak mało bitwy w niej było, poszedł do Francuzów i bił się z nimi przeciwko cesarskim;

trzy lata potćm wszedł do wojska rosyjskiego, jeszcze przed wstąpieniem na tron jejmość imperatorowej Elżbiety, i z niem chodził na Turka, - i długo się jeszcze potem wysługiwał po różnych wojnach, ale nakoniec przecie do ojczyzny wróciwszy i zdybawszy się tutaj z Ossolińskim, jeszcze ojciem jw. wojewody wołyńskiego, wziął od niego dzierżawą w Sandomierskiem dwie wioski, które później przeszły pod jego dziedzictwo, a nakoniec dostały się siostrze mojej w posagu. Rozgospodarowawszy się cokolwiek w tych wioskach, a po staremu żyjąc dobrze ze sąsiadami, zdarzyło mu się zrobić znajomość z panienką, niejaką Mężykówną, herbu Wadwicz. Ta Mężykówną była Litwinka z rodu, ojciec jej miał tam gdzieś jakieś ziemie około Białowieskiej puszczy, był tam nawet starostą kędyś na pińskich błotach, ale ona już była sierotą i mieszkała przy swoich krewnych w okolicy Zakroczymia. Zapruszywszy sobie serce tem paniątkiem (bo to złote góry za nią obiecywano, jak to zwyczajnie boć winko wie za swemi dziećmi), pojechał tam i konkurował blisko rok cały, bo panna jakoś kunktowała, a tymczasem co tydzień to nowy gaszek się nawijał, których ojciec musiał odganiać i płoszyć, temu w kark, temu w łeb dając, a innego jeno strasząc szabliskiem, albo zgoła wąsami. A że to był żołnierz wielki swojego czasu i zawsze dobrej fantazyi, więc go się i obawiano potrosze, zwłaszcza że jaki taki kreskę jego w garść wziąwszy roznosił ją po świecie, wszędy mówiąc: że chociaż wielka, przecie jej nie czuje. I co zamierzył, tego dopiął nakoniec, ba! nawet więcej, bo nietylko że mu po roku pannę dano, ale jeszcze szlachta tamtejsza tak go polubiła, że go w nadziei, iż tam przy krewnych żoninych zamieszka, skarbikiem zakroczymskim zrobiła. Mój ojciec, pannę wziąwszy, za skarbnikowstwo wnet podziękował, ale tytuł ten, że się jego trzymał do samej śmierci, ale i na mnie potem przeszedł w puściznie; a to w ten sposób, że sąsiedzi tytułując mnię długo skarbnikowiczem, kiedy mi już włosy siwieć zaczęły, ba! nawet i pierwej jeszcze osądzili za słuszne tytułować mnie całym skarbnikiem. I tak to zostało, do dnia dzisiejszego, lubo wie każdy, że podczas kiedy ja do pełnoletności przyszedłem i mogłem już jaki urząd sprawować, tedy w ziemi sanockiej, w której mieszkałem, żadnych już urzędów nie było.

Jednak niewiele szczęścia było w tem ożenieniu. Bo najpierwej uczynił to mój ojciec więcej dla postawienia na swojem, niżeli z prawdziwej miłości, która niebawem wywietrzała, - a po wtóre, cokolwiek i dla poprawienia interesów, za Mężykówną bowiem, jak to już rzekłem powyżej, złote góry obiecywano. Mężykowska familia oszukała się wprawdzie tak dobrze na moim ojcu, jak on na niej; bo podczas kiedy ojciec się za nią przynajmniej wór złota spodziewał i prawie nic nie wziął, to i oni spodziewając się, że Sandomierzanin, sprzedając pszenicę na wagę złota do Gdańska, przynajmniej gronostajami podszyty, ledwie go pod wilczurą zastali. Ale cóż z tego! kiedy stąd w małżeństwie, nastąpiły takie kwasy, takie nieprzyjemności, że aż memu ojcu twarz pomarszczyły przed czasem i humor odebrały zupełnie. Zlitował się jednak Pan Bóg nad wiernym sługą swoim i Mężykównę z pańską fumą a bez posagu w niespełna pół roku zabrał tam, gdzie już niema fumów i posagów.

Odetchnąwszy cokolwiek po tych małżeńskich kłopotach i wyrzekłszy się na wieki senatorskich córek, a nawet zgoła wszelkich panien na żony, wybrał sobie wdowę już nie obietnicami posażną, a co ważniejsza, skromną, poczciwą, bogobojną i żadnych sobie nad stan swój nie roszczącą pretensyj. Była to matka moja, Zakliczanka z domu, a wdowa po Godlewskim, podsędku piotrkowskim. Kiedy już pomiędzy niemi stanęła wzajemna umowai intercyza obustronnie podpisana na ręce oddaną została, wymagała tego matka moja po ojcu, ażeby jeszcze przed ślubem pojechał do jw. Branickiego, hetmana polnego koronnego, którego szczególnej łaski z dawna dom Godlewskich zażywał, i ażeby się jemu prezentował, polecając się przytem jego dalszym względom i łasce. Pojechał więc mój ojciec wprost do Warszawy, gdzie natenczas bawił j w. hetman i w swoim pałacu na Podwalu mieszkał. Zameldowawszy się i o posłuchanie prosiwszy, wpuszczono go natychmiast do niego, bo to pan był przystępny, dobry dla wszystkich, a nadewszystko drobniejszej szlachcie życzliwy i z jakie kilkanaście tysięcy jej osobiście i po nazwisku znający. Kiedy się mój ojciec zaprezentował i względom jw. pana polecił, rzekł mu tenże natychmiast:

- Niech cię Bóg błogosławi, panie skarbniku, i da wszelką pomyślność, o czem że się stanie bynajmniej nie wątpię. Nieczujowie, krew rycerska od dawnych czasów, - twój ojciec służył ze mną w jednej chorągwi, na twego brata starszego śmierć, który od Tatarów usieczon, wiasnemi patrzyłem oczyma, - o tobie nie potrzeba już i wspominać. Więc dlaczegóżby cię Bóg nie miał mieć w swojej łasce, - dlaczegoby się krew twoja nie miała odrodzić w synie i wnukach, kiedy żon nie szukacie między tchórzami? Jedź zdrów, twojej przyszłej się kłaniaj odemnie, a kiedy ci się syn pierwszy urodzi, daj mnie znać, to przyjadę na chrzciny.

Mój ojciec ukłonił się hetmanowi do kolan za tak życzliwe przyjęcie, a lubo obietnice przyjazdu na chrzciny za czysty żart sobie uważał, bo i nie mogło to być inaczej, jednak Pan Bóg tak zrządził, że ten wysoki zaszczyt przyjmowania jw. hetmana w swoim domu, chociaż przy innej okazyi nie minął mojego ojca, jak to się niżej pokaże.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: