Ostatnia godzina - ebook
Ostatnia godzina - ebook
Wezuwiusz powoli budzi się ze snu i zaczyna kasłać gorącym pyłem, zapowiadając potężną erupcję. W Australii dochodzi do zdumiewających i niebezpiecznych zmian klimatycznych. Nad Amsterdamem zbierają się czarne chmury – straszliwa burza zdaje się zwiastować nieuchronny koniec świata. W jej trakcie spotykają się dwie nietypowe osobowości. Mercy to poukładana lekarka i wrażliwa idealistka, Alex jest niepokornym pragmatykiem, za którym ciągnie się brzydki cień skomplikowanej przeszłości. Oboje woleliby wierzyć, że wpadli na siebie przez czysty przypadek, niestety dość szybko orientują się, że ich losy splotła ze sobą potężna siła, której natury i całkowitej skali nie znają i nie rozumieją. Wiedzą jednak, że stali się ścisłymi częściami niezwykłego i fatalnego procesu, w którym żywioły szaleją, a kula ziemska zmienia się nie do poznania i nie wiadomo, czy przetrwa, czy przepadnie na zawsze… Historia świata pisze się dosłownie na oczach Alexa i Mercy – tu i teraz, w bieżącej chwili. Nadciąga moment ostatecznej próby – wszystko wskazuje na to, że wybór pomiędzy potępieniem a zbawieniem leży właśnie w rękach Mercy i Alexa, a stawką w tej groźnej rozgrywce są ich własne dusze. Ryzyko jest olbrzymie, a zwycięstwo obłąkańczo niepewne. Wrogowie nie śpią, zdrowy racjonalizm nie wystarczy, czas ucieka i każda godzina może być tą ostatnią… "Ostatnia godzina" to debiut, na jaki czekałam od dawna! Zbliżająca się apokalipsa, ciekawie wykreowane postacie, wartka akcja oraz nutka sił nadprzyrodzonych, wszystko to brzmi jak scenariusz filmu katastroficznego na miarę Oscara! Jedno jest pewne: macie ostatnią godzinę, żeby powspominać swoje ulubione książki, bo ta oto je zastąpi. Powieść autorek odciśnie na was piętno. - Agnieszka Asenkowicz - Panna Sasna "Ostatnia Godzina" pokazuje, że autorki zaczynają podbój rynku literackiego z wysokiego C! Pełnokrwiści bohaterowie, akcja mrożąca krew w żyłach i ten nie do końca określony czynnik, który sprawia, że nie możesz się oderwać od lektury; ani dreszcze, ani łzy cieknące po twarzy w bardziej dramatycznych momentach nie są w stanie Ci przeszkodzić. Po tej powieści na wieki pozostaję wiernym sługą twórczości tego duetu. - Sylwia Niemiec - My Books My Life Uważa się, że są książki, które zmieniają postrzeganie świata i takie, które zmieniają samych czytelników. "Ostatnia godzina" to pozycja, która umiejętnie łączy te wartości, po drodze zaskakując swoich odbiorców. Z pozoru jest to pełna ekspresji, emocji i wartkiej akcji historia o przerażającej wizji końca świata. Jednakże po kilku stronach za sprawą tajemniczego przyciągania i niewyobrażalnie rzeczywistych bohaterów czytelnik podświadomie uświadamia sobie, że czytana przez niego książka to tak naprawdę przepełniona metaforami analiza życia, którą każdy może zinterpretować inaczej. Nie bój się żyć, przeczytaj "Ostatnią godzinę" i poznaj samego siebie. - Urszula Słomińska - Słomka Kataklizmy. Koniec świata. Apokalipsa. "Ostatnia godzina" to powieść, która wciągnie Was od pierwszych stron i nie będzie chciała wypuścić. Odważysz się wejść do świata Alexa i Mercy? Tik-tak, tik-tak. Zdecyduj… zanim będzie za późno. - Karolina Borkowska - Come Book A gdyby tak piekło znajdowało się dokładnie tutaj, na ziemi? Ostatnia godzina na świecie, ostatnia godzina dla nas. Bohaterowie muszą pozostawić życie doczesne i zająć się sprawami większej wagi... Sięgając po tę książkę, przygotuj się na nieprzespaną noc. - Nikola Mańdok - Doktor Book
Kategoria: | Fantastyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66754-69-0 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z koszmaru obudził go ogłuszający rumor.
Alexander zerwał się z łóżka, zlany zimnym potem, i odruchowo sięgnął po pistolet leżący na szafce nocnej. W pierwszej chwili nie mógł się zorientować, skąd dobiegał hałas i co go spowodowało, dlatego oddychając szybko, wręcz sapiąc, rozejrzał się po pokoju hotelowym.
Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Ustawione naprzeciwko łóżka biurko znajdowało się nadal na swoim miejscu, tak samo jak przystawione do niego krzesło zasłane ubraniami, które zdjął z siebie poprzedniego wieczora. Drzwi do łazienki, usytuowanej po lewej stronie pomieszczenia tuż obok wyjścia, były uchylone. Przez szparę widział, że światło wewnątrz jest zgaszone. Nikt nie czaił się w kabinie prysznicowej, by za chwilę przeprowadzić zamach na jego życie.
Zanim odetchnął z ulgą i pozwolił swemu ciału się rozluźnić, podszedł do okna. Wychylając się lekko zza firanek, zerknął na skąpaną w deszczu ulicę. Zobaczył kłótnię kierowców. Kobieta jadąca lśniącym audi wymachiwała rękoma, krzycząc coś do gościa w niebieskim bmw, którego przód wgniótł cały prawy bok jej auta.
Zamknął okno i wszedł do łazienki, sycząc z bólu. Rana nad biodrem nie wyglądała tak przerażająco, jak dzień wcześniej, ale zdecydowanie bolała bardziej niż w chwili jej zadawania. Spojrzał z pogardą na opatrunek przesiąknięty krwią – nienawidził, gdy ktoś naruszał jego przestrzeń osobistą. Dlatego też od samego początku kariery unikał wszelkich zadań wymagających bójek, porwań i wszystkiego, co prowadziło do dotyku. Kiedy musiał udać się w teren, zdecydowanie preferował broń dalekiego zasięgu, a gdy nie mógł otrzymać roli snajpera, był gotów zaszyć się w najgorszym, najbardziej śmierdzącym miejscu, jakie można tylko sobie wyobrazić, i stamtąd dowodzić misją. Najlepiej gdy w takim centrum dowodzenia był sam, jednak ku jego niezadowoleniu ostatecznie zawsze ktoś dołączał do zespołu. Po kilku misjach większość ludzi wiedziała, że lepiej trzymać się od niego z daleka. Ekipa TESSY bardzo szybko nauczyła się go ignorować.
Telefon zadzwonił akurat wtedy, gdy odrywał od skóry plastry przytrzymujące gazy. Spojrzał w lustro zawieszone nad umywalką w łazience i odebrał, wcale nie mając na to ochoty.
– Który to pokój? – Szybkie pytanie nie zaskoczyło go ani trochę. Jego siostra Joanne była bardzo konkretna, nie zawracała sobie głowy takimi błahostkami jak przywitanie się na początku rozmowy, bądź przesadne uprzejmości w osobistych kontaktach.
– Dwieście dwadzieścia jeden.
– Będę za minutę.
Niedbale odłożył telefon na brzeg umywalki i dokończył odrywanie opatrunku. Jeszcze zanim sięgnął do apteczki po czystą gazę, usłyszał walenie do drzwi. Poszedł otworzyć.
Joanne wpadła do środka niczym burza, która w ciągu ostatnich kilku minut zdążyła rozpętać się za oknem. Alex widział siostrę tylko przez chwilę, a właściwie jej czarne włosy przemykające gdzieś obok, na wysokości jego ramienia. Mógł się jej przyjrzeć dopiero, gdy usiadła przy biurku i otworzyła komputer. Od dziecka miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że niemal znikała przy poruszaniu się. Jakąś dziwną płynność i grację, przez które trudno było skupić się na niej i zauważyć jakiś charakterystyczny szczegół.
Gdy mieli po dziesięć lat, zgubiła się w centrum handlowym. Poszukiwania trwały prawie cztery godziny – przez to, że nawet ich matce trudno było opisać jej wygląd. Jo należała do tych osób, które można znać całe życie, a mimo to przy pytaniu o rysopis nie wiadomo było, od czego zacząć. Odkąd pamiętał, ojciec powtarzał, że jego ukochana córcia ma twarz szpiega. Pozbawioną znaków szczególnych, mimo to ładną, z układem rysów utrudniającym zapamiętanie, wtapiającą się w tłum. Alex był chyba jedyną osobą, która mogła odnaleźć ją w masie innych twarzy, może przez dobrą znajomość własnego, bliźniaczo podobnego oblicza.
– Miałam rację – rzuciła nieznoszącym sprzeciwu tonem i wskazała na ekran komputera.
Alexander zerknął jej przez ramię na newsy serwisów internetowych i kręcąc głową, poszedł do łazienki. Jo jednak nie odpuściła i ruszyła za nim.
– Założę się, że odwołają nam loty. Możemy więc wybrać się obejrzeć te mieszkania.
– Błagam cię, Joanne. Na razie jeszcze nic nie wiadomo – mruknął, oczyszczając ranę.
Siostra posłała mu pogardliwe spojrzenie. Oparła się o framugę i założyła ręce na piersi. Z jej ramion po powierzchni czarnego płaszcza powoli spływały krople wody, a czarne włosy przez wilgoć zaczęły niekontrolowanie skręcać się wokół jej głowy. Deszcz musiał złapać ją, gdy szła ulicą.
– Alex, nie tylko tu jest paskudna pogoda. Przez kontynent też przetoczyły się burze, powodzie i wichury. Zamiast koczować w hali odlotów, mógłbyś choć trochę mi pomóc.
W jej głosie pobrzmiewało tyle niezadowolenia i wyrzutu, że Alex automatycznie zapragnął znaleźć się jak najdalej od niej. Joanne znowu weszła w tryb zrzędzenia i mimo że była jego siostrą, to miał ochotę ją udusić. Albo przynajmniej wystawić za drzwi.
– Pomagam ci, Joanne, dokładam do tego mieszkania trzy czwarte ceny, ale akurat dzisiaj nie mam czasu na jeżdżenie po całym Londynie za agentem nieruchomości.
– I tak będziesz siedzieć na tyłku, więc moglibyśmy już załatwić tę sprawę i ściągnąć panią Carol.
Słysząc jakiś komunikat dobiegający z pokoju, wybiegła z łazienki i za chwilę wróciła z laptopem.
Odepchnęła Alexa łokciem i postawiła sprzęt na blacie otaczającym umywalkę, niemal zrzucając przy tym jego telefon, który złapał w ostatniej chwili. Syknął gniewnie i zadrżał, gdy dźgnęła go łokciem w zdrowy bok. Odsunął się od niej i nawet nie spojrzał na odtwarzany materiał, odkładając telefon na bok ze zniesmaczoną miną.
– Zdaniem specjalistów anomalie występujące na terenie kraju i kontynentu są ze sobą powiązane, jednak przyczyna kataklizmów nie jest jeszcze znana. Jedyne, co jest pewne, to to, że taki stan ma się utrzymać przez najbliższe kilka tygodni. Specjaliści obawiają się, że wkrótce Europę może spotkać ten sam los, co Australię. Nadal toczą się dyskusje dotyczące prawdopodobieństwa zatonięcia tak dużego i wysoko położonego kontynentu. Wedle przeprowadzonych badań żadna z tych anomalii nie miała prawa wystąpić, ze względu na różnice w wysokości geograficznej pomiędzy…
Joanne posłała Alexowi znaczące spojrzenie i wskazała dłonią na dziennikarza stojącego na tle wybuchającego wulkanu. Wyglądała przy tym jak rodzic karcący dziecko, który zaraz wypowie swoje ikoniczne „a nie mówiłam?”.
– Joanne. – Alex spojrzał na siostrę. – Przestań wierzyć w te bzdury. To nie jest przecież koniec świata. Media tworzą jakąś dziwną propagandę wokół zwyczajnych, naturalnych zjawisk. Pewnie mają jakąś umowę z rządem, żeby odwrócić uwagę od afer korupcyjnych.
– Ale ty jesteś głupi. – Joanne nie mogła uwierzyć, że jest tak bardzo przez niego ignorowana i traktowana jak dziecko. – Serio, Alex. Zachowujesz się jak totalny dupek. Niby jesteś taki idealny, ale jak przychodzi co do czego, to masz wszystko i wszystkich gdzieś.
Alex westchnął głośno w duchu.
– Tak, siostro, jestem idealny – rzucił z przekąsem, dokładnie tak, jakby nadal byli dziećmi. – Ale po prostu mam na głowie inne sprawy i nie mam zamiaru zajmować się twoimi – wskazał na komputer – i ich urojeniami.
Joanne zacisnęła usta w wąską linię, a na jej czole pojawiła się pojedyncza pionowa zmarszczka. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, jednak w końcu fuknęła pod nosem, a następnie wyszła z łazienki. Alexander zamknął za nią drzwi i wszedł pod prysznic.
Joanne była jedyną osobą na całym świecie, od której nie mógł uciec, mimo że czasami bardzo tego chciał.
Od dzieciństwa bardzo uważnie dobierał sobie znajomych i raczej ograniczał się do chłodnych kontaktów z zaledwie jedną osobą. Nie potrzebował więcej – męczył się, gdy ktoś był blisko i czegoś od niego chciał. Z Joanne sprawa była bardziej skomplikowana. Jako jego bliźniaczka ciągle kręciła się w pobliżu, zarówno w dzieciństwie, jak i potem w dorosłym życiu. Dopiero po latach zrozumiał, że zgodził się na taką, a nie inną pracę, bo najzwyczajniej w świecie lubił przebywać z dala od domu, w obcych krajach, gdzie nikt go nie znał i nie miał zamiaru poznawać. Niemal do perfekcji opanował groźny wyraz twarzy, który idealnie odstraszał ludzi i kończył niemal każdą znajomość, zanim ta w ogóle miała możliwość zaistnieć.
Poza tym, nie miał za bardzo innego wyjścia. Los prowadził go ścieżkami, które zamykały przed nim wszelkie drogi ucieczki.
Potem okazało się, że Joanne ma niewiele oleju w głowie i sama zainteresowała się pracą dla TESSY, przez co cały misterny plan odsunięcia się od przeszłości wziął w łeb. Gdy tylko zleceniodawcy Alexandra zobaczyli zbieżność nazwisk, od razu postanowili umieścić Jo na szkoleniu właśnie pod jego okiem, co skończyło się gigantyczną awanturą. Joanne zdawała się kompletnie nie rozumieć, że nie chciał dla siebie i dla niej takiego życia.
To, co różniło ich od siebie, to fakt, że on nie mógł wymiksować się z tego kontraktu. Zdecydował się na umowę, która dała mu wolność w zamian za lata pracy na rzecz nie do końca zgodnej z jego moralnością agencji, podczas gdy Joanne sama skoczyła na głęboką wodę. „Chcę być w tym z tobą, żebyś nie był w tym sam” – wytłumaczyła, i kompletnie nie akceptowała jego odmowy.
Finalnie spędzili razem prawie rok, zamknięci w małej chacie na jednej z Wysp Owczych, z podręcznikami, wideoprezentacjami i stosem dyrektyw, ucząc się, jak radzić sobie w plenerze.
Mało brakowało, a ciało Joanne gniłoby zakopane głęboko w ziemi, jednak ostatecznie oboje przetrwali trening i wrócili do domu, do Londynu. Takich przeżyć Alexander nie życzył najgorszemu wrogowi. Jego nerwy i zdrowie psychiczne były nadwyrężone do tego stopnia, że przez tydzień nie wychodził z domu. Potrzebował ciszy i spokoju.
Mając w perspektywie dalsze przepychanki z siostrą, Alex wyszedł spod prysznica i z rozmysłem poszedł do pokoju po swoje ubrania, niby zapominając przy tym, że wypadałoby owinąć się ręcznikiem. Joanne tylko uniosła wzrok, siedząc w fotelu i paląc papierosa. Widok nagiego brata ani trochę jej nie speszył.
– Tu nie wolno palić. – Wskazał na czujnik dymu zawieszony na suficie nad drzwiami.
– Naprawdę myślisz, że zrobisz na mnie wrażenie? – Posłała mu spojrzenie pełne politowania. Mimo to uchyliła drzwi balkonowe odrobinę bardziej, by dym chociaż częściowo ulatywał z pokoju.
– Miałem nadzieję pokazać ci, jak bardzo denerwuje mnie twoja ingerencja w moją prywatność.
– Jestem twoją siostrą, kochanieńki. Nie licz, że się zarumienię, widząc cię nagiego. – Zgasiła papierosa w popielniczce z logo hotelu, którą następnie odstawiła na stolik na tarasie. – Rozumiem, że cię nie przekonałam i lecisz do Amsterdamu?
– Skąd wiesz, że do Amsterdamu?
Zrobił się podejrzliwy. Zmrużył oczy, zakładając koszulę. Skoczyło mu ciśnienie na samą myśl o tym, że Joanne mogła dostać ten sam przydział co on.
– Spokojnie, nie lecę z tobą, mam przydział do Mediolanu. Miło mi, że się martwisz.
– Za cztery godziny mam samolot z Heathrow. A ty? – zapytał, siląc się na uprzejmy ton z wyraźnym wyrazem ulgi malującym się na twarzy.
– Dopiero jutro. Dzisiaj muszę jeszcze dokończyć bieżące sprawy – mruknęła z udawaną niedbałością.
Alex podskórnie czuł, że za tymi słowami kryje się coś więcej, ale nie miał ochoty ciągnąć jej za język.
Za bardzo zdenerwowała go do tej pory, by chciał przedłużać tę dyskusję.
– Więc może w takim razie zajmij się pracą, a mnie pozwól się przygotować?
– Och, spokojnie, braciszku. Już idę. Poszukam sobie kogoś, kto zechce mnie wysłuchać i trochę bardziej ogarnia, co się dzieje na świecie. – Posłała mu ostatnie znaczące spojrzenie, a następnie, zabrawszy jego ostatnią paczkę papierosów z szafki nocnej, wyszła z pokoju.
Alexander westchnął i skończył się ubierać. Jak zwykle założył czarny, dopasowany garnitur i koszulę w tym samym kolorze. Spakował się, zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem wyczyścił wszystkie przedmioty, których używał, i po chwili stał już przed hotelem, próbując złapać taksówkę.
Droga na lotnisko upłynęła mu nadzwyczaj szybko – ostatnimi czasy Londyn znacząco opustoszał, głównie przez drastyczne pogarszanie się pogody. Od miesięcy całe miasto tonęło w niewyobrażalnym słońcu, które podnosiło temperaturę do ponad czterdziestu stopni, by następnie z dnia na dzień pomiędzy londyńskimi budynkami pojawiały się niewiarygodnie silne wiatry niosące deszcz. Większość drzew w mieście została wyrwana z korzeniami, a niektóre dachy i budynki ucierpiały do tego stopnia, że ludzie zmuszeni byli do opuszczenia swoich domów. Taki stan rzeczy skutecznie odstraszał turystów i zmusił wielu Brytyjczyków do przeniesienia się w bardziej przystępne do życia rejony Anglii.
Mimo ignorowania marudzenia Joanne na temat sytuacji na świecie Alex musiał przyznać, że miewał złe przeczucia. Oczywiście przed siostrą nigdy w życiu by się do tego nie okazał, ale trudno mu było trzymać swoje myśli z daleka od tych wszystkich złych prognoz. Od kilku miesięcy media bombardowały społeczeństwo informacjami o zbliżających się burzach i powodziach, a potem płynnie przechodziły do prezentowania relacji na żywo z najróżniejszych części świata. To, co się działo, zdecydowanie wprawiało go w niepokój i nawet wchodząc na teren lotniska, czuł ten charakterystyczny ucisk w dołku. Mimo że znalazł się w przestronnej hali odlotów, a wokół nie było tłumów napierających na niego z każdej strony, miał wrażenie, że w każdej chwili coś złego może się stać. Sam do końca nie wiedział, czego się spodziewać – uderzenia pioruna, wypadku na pasie startowym czy awarii prądu – ale z tyłu głowy słyszał ten denerwujący głosik nakazujący mu mieć się na baczności.
Zanim poszedł na odprawę, zatrzymał się na chwilę przed tablicą informacyjną, by upewnić się, że jego lot nie jest odwołany. Wiele połączeń zostało zlikwidowanych już kilka tygodni wcześniej, więc nie musiał długo czekać na wyświetlenie informacji o locie do Amsterdamu, który na szczęście, jako jeden z niewielu, miał się odbyć o czasie.
Ciesząc się w duchu, że Joanne nie miała racji, poszedł na kontrolę bezpieczeństwa. Taka mała rzecz, którą przy kolejnym spotkaniu mógł jej wytknąć i utrzeć nosa, niesamowicie go cieszyła.
Jak zwykle zmusił się do przybrania w miarę sympatycznego wyrazu twarzy i zachował się jak na prawdziwego Brytyjczyka przystało – uprzejmie i z klasą, mimo że w rzeczywistości pragnął obdarzyć wszystkich piorunującym spojrzeniem. W takich chwilach jak ta po prostu wychodził z niego wewnętrzny zrzęda, nieważne, jak bardzo się starał. Wolał jednak wmawiać sobie, że takie podejście do życia jest cechą zbiorczą jego rodaków, a nie jego własnym dziwactwem, którego powinien się wstydzić.
Chwilę jeszcze spędził na lotnisku, popijając kawę i obserwując przez ogromne szyby pas startowy oraz samoloty podstawione do rękawów. Odruchowo zastanowił się, czy bezpiecznie doleci do Amsterdamu, czy jednak zdradliwa pogoda zdecyduje się pokrzyżować mu plany. Gdy w końcu znalazł się na pokładzie maszyny, nadal czuł spory niepokój.
Samoloty kojarzyły mu się z pewnego rodzaju rytuałem przejścia – prawie zawsze zaczynał i kończył pracę właśnie na pokładzie, gdzieś w chmurach z dala od tego, czego dokonał na ziemi. Szum silników, rozmowy pasażerów, a czasami również płaczące dzieci towarzyszyły mu w trakcie rozważań na temat tego, co poszło dobrze, a co źle, i jakie musi podjąć kroki, by następne zadanie okazało się bardziej udane. Tak długo, jak nikt nie siedział na fotelu obok, mógł nawet do pewnego stopnia zatracić się w swoich myślach i nie analizować tego, jak wysoko się znajduje.
Już dawno zauważył, że nie jest taki jak większość ludzi, jednak dopiero niedawno doszedł do takiego momentu w swoim życiu, w którym totalnie mu to nie przeszkadzało. Przestał się nawet przejmować, że Joanne wyśmiewa jego perfekcjonizm i że większość pracowników agencji ma go za dziwaka. Obchodziło go jedynie wykonanie zadania i respekt, który budził za każdym razem, gdy wychodził cało z najbardziej beznadziejnych sytuacji, jakie można sobie wyobrazić.
Od razu przypomniał sobie poprzedni wieczór i niefortunną konfrontację, której wynikiem była rana nad biodrem.
Zadanie było pozornie proste – miał śledzić i w razie potrzeby zlikwidować podrzędnego kuriera dostarczającego narkotyki do jednej z szemranych organizacji działających na terenie Londynu. Ostatecznie jednak cel zorientował się, że jest śledzony, a Alexander za późno to zauważył. Skończyło się na krótkiej bójce, dźgnięciu nożem i strzale w potylicę. Przesłał do TESSY raport o zakończeniu zadania, pomijając w nim swoje obrażenia, ponieważ wiedział, że nie dostałby kolejnego przydziału, o który tak bardzo walczył. Jego pracodawca nie pozwalał na to, by coś takiego zmniejszyło szanse na powodzenie kolejnego zlecenia.
Amsterdam był jedną z ważniejszych operacji – doszły go słuchy, że ściągano nie tylko jego, ale też kilku innych pracowników, a także jakiegoś rodzaju wsparcie i nawet samo szefostwo. Nie znał jeszcze wszystkich szczegółów, jak zwykle przy bardziej skomplikowanych operacjach, ale ani trochę się tym nie martwił. Po dotarciu do hotelu teczka z potrzebnymi dokumentami będzie na niego czekała, tak samo jak nowa broń i sprzęt potrzebny do wykonania zadania.
Dlatego też nie przejmował się kontrolą bagażową – broń towarzysząca mu w Londynie wróciła do depozytu TESSY i czekała tam, aż Alex wróci do kraju. Musiał przyznać, że taka mechanika funkcjonowania firmy bardzo mu odpowiadała. Dzięki temu podróżował praktycznie bez przeszkód, a potem, na miejscu zadania, nie musiał się przejmować kompletowaniem zaopatrzenia. W takich chwilach nie przeszkadzało mu nawet to, że w sumie pracował jako zbir do wynajęcia. Może nie był to szczyt jego marzeń, ale po tylu latach spędzonych w terenie trudno mu było sobie wyobrazić siebie w innej pracy.
***
Po lądowaniu na lotnisku Schiphol docenił przestrzeń i małą liczbę pasażerów na londyńskim Heathrow. Amsterdam był jednym z tych miast, które jakimś cudem jeszcze pozostawało nietknięte niszczycielską siłą żywiołów, przez co ściągał do siebie wiele zbłąkanych dusz, poszukujących spokoju i stabilizacji niemożliwej do zapewnienia przez resztę Europy.
Całe zamieszanie potęgował zjazd kilku ważniejszych organizacji, co w rzeczywistości miało tylko dać ludziom poczucie, że ktoś próbuje jakkolwiek reagować na zagrożenie. Ostatecznie jednak Alexander odniósł wrażenie, że na niewiele się to zdaje, bo wszyscy mijani przez niego przechodnie wyglądali na podenerwowanych i spiętych.
Zła pogoda towarzyszyła mu praktycznie przez cały lot, wielokrotnie zdarzały się turbulencje, a z tego, co mówiły stewardesy, wynikało, że samolot wystartował w ostatniej chwili, by dotrzeć do Amsterdamu przed burzą. Dopiero gdy odebrał swój bagaż, za oknami pojawiły się czarne chmury. Przechodząc w stronę bramek, usłyszał mechaniczny komunikat w dwóch językach, informujący pasażerów o odwołanych lotach. Dziękował losowi, że udało mu się zdążyć przed burzą i bez większych przeszkód dotrzeć na miejsce. Szybkim krokiem przemierzył halę przylotów i starając się nie zważać na złą aurę, wyszedł na ulicę. Jako że wiele osób spieszyło się, by znaleźć się w domu przed ulewą, postój dla taksówek był niesamowicie oblegany. Szybko zdecydował się przejść pod inne wyjście, żeby spróbować szczęścia z dala od hali przylotów, co finalnie okazało się bardzo dobrym pomysłem. Nie minęło dziesięć minut, a już znajdował się w ciepłej i suchej taksówce. Chwilę potem zaczęło padać.
Przez jakiś czas podróż nie sprawiała problemów, w miarę przemierzania ulic Amsterdam coraz bardziej się przed nim odkrywał. Spokojne przedmieścia ustępowały miejsca kamienicom pochylającym się nad licznymi kanałami otoczonymi zielenią, a taksówka coraz częściej zwalniała, by przepuścić pieszych uciekających przed złą pogodą do domów. Droga przez to dłużyła się, stawała coraz bardziej nużąca i irytująca. Korki były coraz gęstsze i dłuższe, aż w końcu pojazd całkowicie się zatrzymał.
– Co się stało? – zapytał Alexander po angielsku, wychylając się w bok, by zobaczyć przez przednią szybę. Wiedział, jaka jest przyczyna postoju, jednak miał nadzieję, że taksówkarz zrozumie to subtelne ponaglenie.
– Nie mam pojęcia. Pewnie jakiś wypadek. – Leniwy, naznaczony silnym akcentem głos taksówkarza podniósł mu ciśnienie. Nie lubił, gdy coś szło źle.
Jeszcze przez chwilę siedzieli w ciszy – kierowca wpatrując się w przednią szybę, Alexander zaś w jego owłosiony kark, aż w pewnym momencie coś drgnęło, jakby cały świat wokół miał dreszcze. Zawieszki zapachowe, dyndające smętnie na lusterku wstecznym, obiły się o siebie, wydając przy tym brzęczący dźwięk.
Alexander już wiedział, że coś jest nie tak. Cały się spiął, zaczął rozglądać się dookoła, próbując coś dostrzec przez strugi deszczu, które niespodziewanie się ucięły. Zupełnie tak, jakby ktoś ni stąd, ni zowąd zakręcił kran.
Nagle ludzie zaczęli wysiadać z samochodów i na oślep uciekać z początku zatoru na jego koniec. Taksówkę mijały tłumy ludzi, którzy w panice, z krzykiem wpadali na siebie i na karoserię poszczególnych aut. Zanim Alexander zdążył zareagować, taksówkarz wydał z siebie dźwięk przypominający pisk i wyskoczył na zewnątrz, zostawiając w samochodzie zdezorientowanego Alexa. Kto normalny zostawiłby klienta w samochodzie? – pomyślał, a po chwili uderzyło go kolejne pytanie, dużo bardziej niepokojące.
Co sprawiło, że ktoś tak nagle porzuciłby wszystko i zaczął uciekać?
Alexander obserwował, jak taksówkarz pada na kolana, by chwilę potem zerwać się na równe nogi i przytrzymując na głowie czapkę z daszkiem, uciec w sobie tylko znanym kierunku. Poczuł, jak po karku spływa mu stróżka potu.
Organizm Alexandra automatycznie przygotował się do walki. Płynnym ruchem wyskoczył z samochodu, przy okazji niechcący uderzył drzwiami jednego z uciekinierów. Dopiero wtedy mógł dostrzec to, co tak śmiertelnie przeraziło tych wszystkich ludzi i zmusiło ich do porzucenia samochodów.
Jakieś kilkaset metrów przed nim niebo przybrało kolor czerni tak głębokiej, że skojarzyła mu się ona z czarną dziurą wyłaniającą się na samym środku miejskiego krajobrazu. Pomiędzy niewyraźnymi kształtami chmur w podobnym kolorze przeskakiwały rozjaśniające nieco ciemność błyskawice. Cała bezkształtna masa była na tyle ogromna, że zdawało się, że nie ma końca. Na domiar złego zbliżała się w jego kierunku w zastraszająco szybkim tempie, choć przecież nie dalej jak chwilę temu burza została za jego plecami.
Alexander nie potrzebował widzieć więcej, nie próbował nawet racjonalizować sobie tego zjawiska. Po prostu tak jak pozostali rzucił się do ucieczki. Gdy ziemia ponownie zadrżała, tym razem przywodząc mu na myśl odgłos stąpania olbrzyma, znajdował się już przy samym końcu gigantycznego korka. Na chwilę odwrócił się, by zobaczyć, jak początek ulicy tonie w nieprzeniknionym mroku czegoś, co bardzo chciał nazwać zwykłą burzą, jednak ogrom tego zjawiska mu na to nie pozwalał.
Mało brakowało, a w całym tym zamieszaniu nie zauważyłby drobnej kobiety, która prawdopodobnie będąc w szoku, stała na jego drodze i tylko przyglądała się, jak niebo spada na ulice Amsterdamu.
Początkowo przebiegł obok niej, jednak po chwili poczuł jakiś dziwny impuls, który nakazał mu się odwrócić. Miał niemal wrażenie, że coś trzyma go za kołnierz i nie pozwala biec dalej, niczym w koszmarze, z rodzaju tych, w których dajesz z siebie wszystko, ale i tak stoisz w miejscu.
Czując pulsowanie w kościach, zatrzymał się i spojrzał na kobietę ponad samochodem. Jej jasne, krótkie włosy odcinały się na tle burzy połykającej miasto. Stała prosto, jednak przez niski wzrost wydawała się malutka i niewiarygodnie drobna. Alexander kilkoma szybkimi krokami podbiegł do niej, by następnie złapać ją pod ramię. Nie miał kompletnie pojęcia, dlaczego to zrobił. To się po prostu stało.
– Uciekaj! – Odruchowo używając angielskiego, spróbował przekrzyczeć grom, który przerwał panikę uciekających ludzi.
Dziewczyna tylko spojrzała na niego spokojnie i lekko rozchyliła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Miał cichą nadzieję, że go zrozumiała.
Alexander poczuł się absurdalnie, obserwując jej wygląd akurat w chwili takiej jak ta, jednak prześledził obce rysy twarzy. W ułamku sekundy zarejestrował kolor jej tęczówek – błękitny z plamkami bieli – pełne usta oraz jasną cerę. Zdał sobie sprawę, że zachowują się irracjonalnie i zamiast uciekać, oboje stali, gapiąc się na siebie.
– Musimy iść. – Zdziwił się, gdy te słowa wyszły z jego ust. Czuł, jakby coś przejęło nad nim kontrolę. Miał wrażenie, że jego ciałem rządzi strach, instynkt samozachowawczy oraz jakaś siła, której nie potrafił sprecyzować.
Nigdy wcześniej nie dbał o nikogo poza sobą, momentami nawet losy Joanne były mu obojętne. Po pewnym czasie jednak jego siostra zrozumiała, że Alex nie jest zdolny do przedłożenia cudzego dobra nad własne i przestała oczekiwać, że braciszek wyciągnie ją z opresji. Początkowo próbował sobie wmówić, że cały chłód, którym obdarza Jo, miał pomóc jej się usamodzielnić, a jego ignorancja nauczy ją samowystarczalności, tak jak jego też ktoś kiedyś nauczył. Po latach zauważył, że takie zachowanie jest po prostu wygodne – nie dbając o nikogo poza sobą, unikał płonnych nadziei, że będzie mógł na kimś polegać.
Tym bardziej nie rozumiał, dlaczego wrócił się po tę dziewczynę. Nie rozumiał, czemu ryzykował swoje życie dla kobiety wyglądającej jak zagubiona nastolatka. Była to jedna z tych sytuacji, w których człowiek mimo dojrzałości i jasno sprecyzowanych poglądów nagle, pod wpływem chwili, stawia na szali całe swoje życie, by zrobić coś dla obcej osoby.
Gdy niemal mimowolnie biegła obok niego pomiędzy samochodami, zaczął się zastanawiać, czy jest do końca zdrowa. W końcu kto normalny stoi na środku ulicy, gdy niebo spada mu na głowę?
– Dokąd idziemy? – Alex wzdrygnął się, słysząc jej miękki, spokojny głos tuż przy swoim ramieniu.
Posłał jej krótkie spojrzenie, w głębi duszy ciesząc się, że go zrozumiała. Mówiła po angielsku z wyraźnie słyszalnym akcentem.
– Gdzieś, gdzie jest bezpiecznie – odparł mechanicznie.
Nagle jej ramię wyślizgnęło się mu z ręki. Zatrzymali się.
– Kim ty jesteś? – zapytała zdezorientowana.
Wokół nich wiatr przybrał na sile, gdzieś w oddali niebo przecięła błyskawica, a chwilę po niej wrzawę ponownie przerwał głośny grzmot. Alex wzdrygnął się, a serce podskoczyło mu do gardła.
– Słuchaj, to chyba nie jest najlepszy moment na wymienianie się personaliami.
Chciał ruszyć przed siebie, jednak w tym momencie rozpętał się prawdziwy armagedon. Wichura rozszalała się na dobre, trzęsła samochodami i targała ubraniami uciekających ludzi. W jednej chwili świat utonął w mroku, chmura dotarła niebezpiecznie blisko nich i zaczynała otulać ich, niczym woal twarz wdowy. Alexander z trudem oddychał, gdy wiatr smagał go bezlitośnie po twarzy i wręcz przesuwał nim do tyłu. Wyciągnął rękę do dziewczyny, chciał jak najszybciej uciec w bezpieczne miejsce, jednak gdy tylko znalazł się choć trochę bliżej, na moment tracił równowagę i musiał cofnąć się o krok, by nie wylądować na ziemi. Podjął jeszcze kilka prób walki z żywiołem, zasłaniając oczy i twarz kołnierzem marynarki. Miał się już poddać, zostawić ją samą w sercu burzy, po prostu uciec najdalej jak się tylko dało, gdy nagle uniósł wzrok, a ich spojrzenia się spotkały.
Kobieta wydawała się niewzruszona i mimo iż wiatr nie pozwalał na swobodne stanie w miejscu, ta jakimś cudem opierała się żywiołowi.
Na twarzy ukrytej częściowo za potarganymi włosami malowały się spokój oraz ciekawość. Nie zwróciła nawet uwagi na jego wyciągniętą dłoń.
Mijały sekundy, w końcu zostali sami.
Alexander nie widział innych ludzi poza nimi. Wszyscy o zdrowych zmysłach już dawno uciekli ile sił w nogach i teraz pewnie chowali się w tunelach metra, piwnicach czy nawet podziemnych parkingach. Przez to nikt nie widział, jakie piekło rozpętały błyskawice bijące w ziemię dookoła niego i dziewczyny. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, zobaczył gigantyczny rozbłysk światła, a po chwili poczuł niewyobrażalny ból wstrząsający jego ciałem. Padł na kolana, dokładnie w tej samej chwili, w której wiatr wokół ucichł.
Dzwoniło mu w uszach, czaszka wypełniła się dziwnym wrzaskiem pomieszanym z agonalnym jękiem, a po plecach przebiegł mu dreszcz.
Powstrzymując się od krzyku, spojrzał na swoje dłonie, które nagle spowiły się czernią. Wokół niego rozprzestrzeniał się dym pochodzący z błyskawicy, wsiąkał przez skórę do wnętrza organizmu, podróżował żyłami, zmieniając je w siatkę szaro-czarnych kanalików. Widząc to, nie mógł dłużej powstrzymywać przerażenia. Obsesyjnie wycierał dłonie o spodnie i marynarkę, jednocześnie starając się uciec od źródła tego czegoś. Czuł się, jakby wysysano z niego życie, mimo iż dym tak naprawdę wnikał w jego organizm, zamiast go opuszczać.
– Spokojnie. – Dziewczyna wyglądała na trochę bardziej przytomną.
W ciszy, która panowała od kilku chwil, jej głos wydał się Alexowi niewyobrażalnie donośny. Podeszła do niego powoli i położyła dłonie na jego ramionach. Sapiąc z bólu, uniósł wzrok i spojrzał na nią.
– Co tu się dzieje? – zapytał, lecz nie dosłyszał odpowiedzi, bo nagle stracił przytomność. Bezwładnie padł na ziemię, tuż obok stóp dziewczyny.
Ciemności rozstąpiły się niemal w mgnieniu oka. Czarna chmura, jeszcze niedawno pełna błyskawic i wiatru, rozpełzła się niczym mgła o poranku, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Na ulicy ponownie pojawili się ludzie. Z każdą chwilą byli odważniejsi, coraz śmielej badali teren. Zdezorientowani i zdjęci strachem wychodzili z budynków oraz niektórych samochodów stojących nieopodal. Wszyscy nadal zachowywali się ostrożnie, bojąc się, że za chwilę pogoda znów ich zaatakuje.
Chyba nikt z nich nie mógł być do końca pewien, czego byli świadkami. Dziwiła ich nagła, niepowtarzalna anomalia pogodowa, a przecież nikt nie widział błyskawicy uderzającej prosto w Alexandra. Nawet on sam nie wiedział, że tak naprawdę światło nie pojawiło się znikąd, lecz przepłynęło przez niego razem z prądem niesionym przez piorun. Całe zdarzenie widziała tylko drobna blondynka stojąca nad jego ciałem, która nagle przybrała zatroskany wyraz twarzy. Wskazała kilka osób ze zbierającego się tłumu i kazała im zadzwonić po karetkę. Jednocześnie pochyliła się nad Alexandrem, sprawdzając puls i oddech. Do czasu przyjazdu karetki próbowała jakoś delikatnie wytłumaczyć gapiom, co właściwie się stało. Jakim cudem, będąc świadkiem tego wszystkiego, pozostawała spokojna, a potem przeszła nad tym do porządku dziennego i zachowała trzeźwy umysł? Kiedy wszyscy dawali wyraz swojemu przerażeniu, gdy słyszeli o piorunie, który uderzył niebezpiecznie blisko nich, ona jakby w ogóle o tym nie pamiętała.
Przez całe zamieszanie na ulicach minęło dużo czasu, zanim znaleźli się w karetce, otoczeni ratownikami, którzy nie bardzo wiedzieli, jak mogą pomóc Alexandrowi. Jego ciało wyglądało na ekstremalnie wyczerpane, było wiotkie i gorące. Lekarz miotał się dookoła niego, próbując znaleźć przyczynę jego stanu, lecz z każdą chwilą stawał się coraz bardziej bezradny.
Przejechanie przez miasto zajęło im sporo czasu. Dziewczyna cały czas towarzyszyła ekipie ratunkowej, nikt nie pytał jej, kim jest, ani skąd zna poszkodowanego. Jakimś cudem pozwolili jej wejść do pojazdu, nikt nie oponował ani nie kazał jechać za karetką. Nie zadawano pytań do chwili, gdy przenieśli go na noszach na oddział. Wtedy podszedł do niej jeden z lekarzy dyżurnych.
– Zna go pani? Mogłaby pani podać nam trochę więcej informacji?
– Niestety nie. Widzę tego człowieka pierwszy raz – odparła, odgarniając włosy z twarzy. Spojrzała kątem oka na Alexandra, który powoli zaczynał się wybudzać.
– Rozumiem. Potrzebuje pani chwili oddechu? Media w kółko pokazują materiały z tej burzy. Mówią, że to koniec świata, a pani znalazła się w samym jego centrum.
– Dziękuję, wszystko w porządku. Chciałabym tylko porozmawiać z pacjentem, gdy się…
Przerwał jej nagły atak kaszlu i rumor spadających na podłogę metalowych przedmiotów. Alexander nagle zerwał się do pozycji siedzącej, niemal zderzając się przy tym z ratownikiem, który się przy nim kręcił. Przypadkowo zrzucił tacę z narzędziami stojącą tuż obok jego ramienia, wprawiając tym w osłupienie pielęgniarkę.
Chwilę mu zajęło, zanim jego umysł w pełni przeanalizował sytuację. Zmiana otoczenia dodatkowo utrudniła mu powrót do świadomości. Dopiero gdy dostrzegł znaną mu twarz, na chwilę się uspokoił.
– Proszę uważać. – Blondynka podeszła do metalowego szpitalnego łóżka, na którym siedział. – Niemal trafił cię piorun, mogłeś odnieść poważne obrażenia.
– Co? – zdołał wyjąkać. Zamrugał kilkakrotnie i spróbował wstać. Zachwiał się i oparł o szafkę. Stos gazików i bandaży wylądował na podłodze.
– Niech pan usiądzie, na litość boską! – Lekarz odłożył teczkę w nogach łóżka i podszedł do Alexa.
Razem z sanitariuszem złapał go pod pachy i posadził na miejscu. Początkowo Alexander chciał się wyrwać, z nieznanych nawet sobie powodów odejść, jak najdalej było to możliwe, jednak jego ciało mu na to nie pozwoliło.
– Nienawidzę szpitali – wymamrotał w szoku i ponownie stracił przytomność.
***
Kiedy otworzył oczy, w pomieszczeniu panował półmrok.
Rozejrzał się powoli, pozwalając swojemu półprzytomnemu umysłowi przetrawić wszystkie nowe bodźce. Od razu zrozumiał, że znajduje się w szpitalu.
Niewiele pamiętał z czasu przed omdleniem, po ciemnościach za oknem doszedł do wniosku, że zapewne przespał cały dzień. Kontrolnie poruszył każdą kończyną, by sprawdzić, czy wszystkie są na swoim miejscu, a następnie spróbował usiąść. Zdał sobie sprawę, że jest podłączony do urządzenia monitorującego pracę serca, a z jego przedramienia wystaje wenflon. Ostrożnie odkleił czujniki od klatki piersiowej i usunął wkłucie. Wiedział, że monitory za chwilę prześlą do dyżurki pielęgniarek sygnał o odłączeniu się pacjenta, dlatego wstał i powoli skierował się w stronę drzwi. Gdy oparł się dłonią o ścianę tuż przy wyjściu, zakręciło mu się w głowie. Przymknął na chwilę oczy, a następnie wyszedł na korytarz, który w przeciwieństwie do jego pokoju był dobrze oświetlony. Spojrzał w prawo, a potem w lewo, podświadomie poszukując wyjścia, jednak jedyne, co zauważył, to ciąg drzwi, identycznych jak te, które dopiero co za sobą zamknął. Stąpając boso po zimnej podłodze, skierował się w lewo. Na końcu korytarza skręcił za róg, a jego oczom ukazała się dyżurka pielęgniarek, sale zabiegowe i malutki bufet. Omiótł spojrzeniem dwa puste stoliki, zamknięty sklepik i stare maszyny z przekąskami. Zegar wiszący na ścianie wskazywał piątą czterdzieści.
Z dyżurki dobiegało ciche pikanie, którego źródłem był panel pełen przełączników i lampek. Jedna z nich, z oznaczeniem 15A, migała czerwonym światełkiem.
Alexander powoli podszedł do lady, rozglądając się w poszukiwaniu pracowników szpitala. Kiedy upewnił się, że jest sam, obszedł blat, a następnie zasiadł przed komputerem. W bazie pacjentów wyszukał nazwisko, które widniało w jego dokumentach. Szybko prześledził swoją kartę, by sprawdzić, co mu robili i jakie odniósł obrażenia. Wedle wpisów, lekarze ustalili, że jego stan jest wynikiem ostrego porażenia prądem. Czytając, spróbował sobie przypomnieć, co tak naprawdę się wydarzyło, jednak jego umysł jak na złość nie potrafił przywołać odpowiednich obrazów. Pamiętał, że znalazł się w samym centrum burzy, a potem obudził się w tym szpitalu. Zaczął się zastanawiać, skąd taka diagnoza, bo nie przypominał sobie, by gdzieś na tamtej ulicy były niezabezpieczone źródła prądu. Jedyną ewentualność stanowiły błyskawice przecinające burzę, jednak nie chciał w to wierzyć. Nie słyszał nigdy o kimkolwiek, kto wyszedł bez szwanku z trafienia piorunem.
Gdzieś w oddali usłyszał ciche trzaśnięcie drzwi. Zerwał się z miejsca i szybko podszedł do automatu z przekąskami. Stanął przodem do niego, udając, że próbuje się na coś zdecydować. Dopiero po chwili zrozumiał, jak absurdalnie musi to wyglądać – nie miał przy sobie pieniędzy, a szpitalna koszula nie miała kieszeni, w których mógłby je znaleźć.
– Co pan tu robi? – usłyszał. Odwrócił się i dostrzegł zaspaną pielęgniarkę stojącą przy dyżurce, z teczką w ręce. – Jak się pan nazywa? Proszę wrócić do swojego pokoju.
Gdy nie odpowiedział, podeszła bliżej i chciała sięgnąć ręką do jego nadgarstka, na którym miał zapiętą plastikową opaskę z danymi osobowymi. Odruchowo cofnął się, wprawiając ją w lekkie osłupienie.
– Hector Ikonn. Chciałbym się wypisać na własne żądanie.
– Musi pan poczekać na obchód lekarzy. Zaczną o szóstej i wtedy może pan z nimi o tym porozmawiać. Zbadają pana i określą, czy wszystko w porządku – odparła stanowczo. Wskazała ręką na korytarz. – Proszę wrócić do łóżka i poczekać. Nie chciałabym wzywać ochrony.
Alexander posłał jej badawcze spojrzenie.
Wiedział, że nie żartowała, ale jednocześnie miał też świadomość swoich zdolności. Gdyby zechciał, mógłby z łatwością zmusić ją, by wyjawiła mu, gdzie znajdzie swoje rzeczy. Potem wyjście ze szpitala byłoby tylko czystą formalnością. Ostatecznie jednak zdecydował się nie wzbudzać podejrzeń. Głowa ciągle go bolała i obawiał się, że może rzeczywiście coś się mu stało. W tej sytuacji najlepszą opcją było przeczekanie, aż w szpitalu zrobi się większy tłok. Może nawet uda mu się załatwić wypis bez rozpoczynania awantury.
Skierował się do swojego pokoju, czując na plecach uważne spojrzenie pielęgniarki. Dopiero kiedy zamknął za sobą drzwi, zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. Już wiedział, o czym zapomniał.
Dziewczyna.