- promocja
Ostatnia wielka księżna. Powieść o Oldze Romanowej, Carskiej Rosji i rewolucji - ebook
Ostatnia wielka księżna. Powieść o Oldze Romanowej, Carskiej Rosji i rewolucji - ebook
Powieść, która ukazuje koniec imperialnej Rosji oczami Olgi Romanowej, pierworodnejcórki ostatniego cara, Mikołaja II.
Wielka Księżna Olga Romanowa dorasta w obliczu zmieniającego się świata i odchodzenia wielkich dynastii Europy. W Carskim Siole razem z rodzicami i rodzeństwem czuje się bezpieczna pomimo niepokojów nastających w stolicy. Rodzina cara izoluje się od świata z powodu złego stanu zdrowia carycy, sekretnej dolegliwości najmłodszego brata Aleksieja i narastających kontrowersji wokół księdza Grigorija Rasputina, którego wpływ na carycę jest coraz silniejszy.
Gdy zbliża się wojna, styl życia w stolicy ulegają przemianie. Olga i jej siostry zamieniają swoje suknie na fartuchy pielęgniarskie – asystują przy operacjach i zajmują się rannymi oficerami.
Tymczasem kontrowersje wokół Rasputina przeradzają się w ognisty protest, a wezwania do rewolucji grożą zakończeniem trzystu lat rządów Romanowów.
„Ostatnia wielka księżna” to opowieść o dynastii, obowiązkach i zakazanej miłości, ale przede wszystkim to historia rodziny i jej tragicznego losu.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-701-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rodzina Romanowów
Wielka Księżna Olga Mikołajewna,
najstarsza córka Mikołaja i Aleksandry
Wielka Księżna Tatiana Mikołajewna,
druga córka Mikołaja i Aleksandry
Wielka Księżna Maria Mikołajewna,
trzecia córka Mikołaja i Aleksandry
Wielka Księżna Anastazja Mikołajewna,
czwarta córka Mikołaja i Aleksandry
Carewicz Aleksy Mikołajewicz Romanow,
piąte i najmłodsze dziecko Mikołaja i Aleksandry, następca tronu
Car Mikołaj Aleksandrowicz Romanow (Mikołaj II),
ostatni imperator Rosji
Caryca Aleksandra Fiodorowna,
ostatnia imperatorowa Rosji
Caryca-wdowa Maria Fiodorowna,
imperatorowa-wdowa Rosji i matka Mikołaja II
Wielka Księżna Olga Aleksandrowna,
siostra Mikołaja II
Wielka Księżna Ksenia Aleksandrowna,
siostra Mikołaja II
Wielki Książę Michał Aleksandrowicz,
najmłodszy brat Mikołaja II, po abdykacji wskazany przezeń na sukcesora
Wielki Książę Aleksander „Sandro” Michajłowicz,
mąż Wielkiej Księżnej Kseni
Wielki Książę Piotr Aleksandrowicz,
mąż Wielkiej Księżnej Olgi Aleksandrowny
Dwór carski
Anna Aleksandrowna Wyrubowa,
przyjaciółka i powiernica Aleksandry Fiodorowny
Grigorij Jefimowicz Rasputin,
rosyjski mistyk i zaufany doradca Aleksandry Fiodorowny
Pierre Gilliard,
nauczyciel języka francuskiego, szwajcarski guwerner dzieci Romanowów
Sydney Gibbes,
nauczyciel języka angielskiego dzieci Romanowów
Doktor Jewgienij „Eugene” Botkin,
nadworny lekarz Mikołaja II i rodziny carskiej
Mikołaj Pawłowicz Sablin,
adiutant Mikołaja II
Hrabia Paweł Benckendorff,
marszałek i mistrz ceremonii dworu carskiego
Hrabia Władimir Freedericksz,
zarządca domu carskiego
Jim Herkules,
strażnik z Gwardii Abisyńskiej
W Rosji carskiej
Pułkownik Mikołaj Kulikowski,
drugi mąż Wielkiej Księżnej Olgi Aleksandrowny
Wielki Książę Dymitr Pawłowicz,
kuzyn Mikołaja II i przyjaciel Olgi Mikołajewny
Książę Feliks Jusupow,
rosyjski arystokrata i najbogatszy człowiek w Rosji carskiej
Księżniczka Irina Aleksandrowna,
siostrzenica Mikołaja II i żona Feliksa Jusupowa
Paweł Woronow,
oficer marynarki i obiekt westchnień Olgi Mikołajewny
Dymitr „Mitia” Szach-Bagow,
chorąży trzynastego Erywańskiego Pułku Grenadierów i obiekt westchnień Olgi Mikołajewny
Dymitr Jakowlewicz Malama,
oficer Ułańskiego Pułku Jej Cesarskiej Wysokości Aleksandry Fiodorowny i obiekt westchnień Tatiany Mikołajewny
Władimir Kiknadze,
rosyjski oficer i obiekt westchnień Tatiany Mikołajewny
Rita Chitrowa,
siostra miłosierdzia oraz przyjaciółka Olgi i Tatiany
Ania Woronowa (z domu Kleinmichel),
siostra miłosierdzia i żona Pawła Woronowa
Księżna Wiera Ignatiewna Giedroyć,
główny chirurg w szpitalu dworskim i lazarecie w Carskim Siole
Hrabina Maria Dymitriewna Nirod,
siostra miłosierdzia i towarzyszka życia Wiery Giedroyć
Książę Karol Rumuński,
brany pod uwagę jako kandydat na męża dla Olgi Mikołajewny
Książę Koronny Ferdynand,
ojciec Karola i następca tronu Rumunii
Księżna Maria Rumuńska,
matka Karola i żona Ferdynanda
Za rewolucji
Aleksander Kiereński,
minister sprawiedliwości w Rządzie Tymczasowym
Pułkownik Jewgienij Kobyliński,
oddelegowany przez Rząd Tymczasowy do Carskiego Sioła i Tobolska
Wasilij Pankratow,
komisarz z ramienia Rządu Tymczasowego sprawujący dozór nad rodziną carską w Domu Wolności w Tobolsku
Chorąży Paweł Matwiejew,
tymczasowy komisarz oddelegowany przez bolszewików do Domu Wolności
Wasilij Jakowlew,
bolszewicki komisarz sprawujący dozór nad rodziną carską w podróży z Tobolska do Jekaterynburga
Jakow Jurowski,
komendant Domu Specjalnego Przeznaczenia w Jekaterynburgu, dowódca plutonu egzekucyjnego
Włodzimierz Lenin,
przywódca partii bolszewickiejW 1896 roku książę Karol Duński podjął się odczytania horoskopu nowo narodzonej córeczki cara Mikołaja II, Wielkiej Księżnej Olgi Mikołajewny. Na podstawie położenia Jowisza i Neptuna w chwili jej narodzin książę Karol stwierdził, że dziewczynka wyrośnie na kobietę średniego wzrostu o okrągłej twarzy i kasztanowych włosach. Przepowiedział kilka „krytycznych okresów” w jej dzieciństwie, dodając, że jeżeli dożyje do ósmego roku życia, czekać ją będzie „dwanaście lat spokoju”, którymi trzeba się nacieszyć, gdyż, jak zakończył, „pewnym jest, iż umrze przed trzydziestką”.Prolog
Pałac Aleksandrowski,
listopad 1907 roku
Powietrze w salonie mamy było gęste od dymu i domysłów, lecz mimo zebranego tłumu panowała w nim złowróżbna cisza. Po obu stronach podwójnych drzwi stali na baczność dwaj lokaje, których błyszczące jaskrawe liberie odcinały się na tle marmurowych ścian. Pod olbrzymimi oknami zgromadzili się wujowie i ciotki Olgi, czekając na świt w szkarłatnej poświacie rubinowych żyrandoli.
Nagle z głębi korytarza dobiegły krzyki bólu i tupot stóp przypominający gorączkowe bicie cierpiącego serca. Mała księżna się skrzywiła, rozpaczliwie pragnąc zatkać uszy. Stojąca przy kominku ciotka Olga przerwała w pół zdania i ścisnęła dłoń ciotki Kseni, czekając, aż krzyki ucichną. Wuj Sandro, który czytał bajeczki wtulonym weń Tatianie i Marii, zacisnął powieki z grymasem rozpaczy, a bawiąca się klockami na dywanie Anastazja podniosła niepewnie wzrok, pulchnymi paluszkami odgarniając z policzków gęste pukle. Choć miała tylko sześć lat, i ona zdawała się rozumieć znaczenie krzyków młodszego braciszka.
Mimo wszystko na swój upiorny sposób dawały one iskierkę nadziei. Skoro Aleksy Mikołajewicz – jedyny brat Olgi – był w stanie krzyczeć, Rosja nadal miała następcę tronu.
Siedząca obok niej na kremowym szezlongu babcia odwróciła się z zaciśniętymi ustami. Jako caryca-wdowa już dawno nauczyła się ukrywać emocje, ale dziś nawet ona wyglądała na pokonaną. Przebiegła palcami po ciężkim brylantowym naszyjniku na piersi, ściskając kamienie niczym paciorki różańca.
– Odwagi, dziecko – wyszeptała, pozwalając wnuczce wtulić się w siebie.
Dwunastoletnia Olga wiedziała, że jest za duża, by domagać się czułości od rodziców – a już na pewno ich uwagi, gdy byli zaaferowani obecnością lekarzy. W końcu to jej obowiązkiem było roztoczyć opiekę nad młodszymi siostrami. W nadchodzących tygodniach będą potrzebowały jej siły. Ale na razie pozwalała pocieszać się babci, jakby była malutką Anastazją, i bez słowa wspięła się jej na kolana.
Babcia położyła dłoń na jej głowie, zagłębiając palce w krnąbrny warkocz.
– To trudny dzień, dziecko – powiedziała łamiącym się, zbolałym głosem. – Być może najtrudniejszy, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć.
Olga poczuła, jak naszyjnik babci wrzyna się jej w kościstą łopatkę. Dzisiejszy dzień istotnie był trudny, przepełniony wielogodzinną modlitwą i nerwowym oczekiwaniem na wieści o stanie Aleksego.
„Hemofilia”. Siostry Olgi jeszcze nie znały tego słowa, ale ona tak; zapowiedziano jej, by nigdy nie wypowiadała go na głos i z nikim oprócz obecnych w salonie członków rodziny nie rozmawiała o chorobie brata. Ponieważ urodził się z zaburzeniem krzepnięcia krwi, każdy wypadek mógł się dlań skończyć niewysłowionym cierpieniem, a nawet śmiercią. Upadek czy stłuczenie, które inne dziecko zbyłoby śmiechem, skutkowało wieloma dniami boleści, gdy jego krew dopływała tam, gdzie nie powinna, zbierając się pod skórą, zalewając stawy i mięśnie.
Olga tak bardzo pragnęła, by coś mogło uśmierzyć ból małego Aleksego, ale powiedziano jej, że jego choroba jest niekwestionowanym wyrokiem śmierci. Koniec końców ile krwi może krążyć w żyłach trzylatka? Ile bólu jest w stanie znieść jego maleńkie ciało?
– Co będzie, jeżeli go stracimy? – zapytała szeptem, by ukryć przed siostrami swoje obawy.
Babcia westchnęła.
– Pogrążymy się w żalu – odparła po prostu, przytulając ją mocniej.
Żal. W swoim krótkim życiu Olga tak dużo się go naoglądała; widziała go pod cienką maską uśmiechu ojca, słyszała w nieustannych modłach matki. Choć wiedziała, że rodzice kochają ją i jej siostry, żal towarzyszył pojawieniu się na świecie każdej z nich – jakże mogło być inaczej, skoro ich najważniejszym zadaniem było spłodzenie męskiego potomka i zapewnienie ciągłości dynastii Romanowów? Olga trzykrotnie słyszała bicie petersburskich dzwonów oznajmiających narodziny jej sióstr – Wielkich Księżnych, podobnie jak ona – ale nigdy nie widziała u rodziców takiej radości, takiej ulgi jak w dniu, w którym dzwony nie milkły, obwieszczając narodziny Aleksego.
Od tamtej pory nie opuszczał ich smutek.
– Ale co będzie z Rosją? – wyszeptała.
– Rosja… – Babcia wypuściła powietrze z płuc. – Rosja przetrwa – dokończyła. – Nieraz stawała czoło dynastycznym zawirowaniom, i tym razem wyjdzie z nich cało.
Oldze stanęły przed oczami migawki z lekcji: jej drzewo genealogiczne odwzorowane wytwornym pismem guwernera, pełne gałęzi uciętych za sprawą chorób i rewolucji, ze złotą nicią dynastii dającą życie kolejnej bocznej linii.
– Czy nie mogliby mieć więcej dzieci? – zapytała. – Jeszcze jednego syna?
Babcia się zawahała. Jej milczenie mówiło Oldze, że waży następne słowa.
– W pewnym wieku kobieta nie może już rodzić. Obawiam się, że dla twoich rodziców jest już na to za późno.
Olga wiedziała, że przekracza granice przyzwoitości, a takie pytania są w najlepszym razie impertynenckie. Zaskakujące było to, że babcia w ogóle rozmawiała z nią na podobne tematy, ale być może była już zbyt zmęczona, by oponować.
– Jeżeli Aleksy… Jeżeli Bóg wezwie go do siebie… – Olga przerwała. Wypowiadając na głos swoje obawy, czuła się jak fatalistka, ale zaraz wzięła głęboki oddech i mówiła dalej: – Jeśli dojdzie do najgorszego, powiedz mamie i papie, żeby nie martwili się losem Rosji. Ja przejmę to brzemię. Dla papy. Dla Aleksego. Ja zostanę carewiczem.
Do oczu babci napłynęły łzy. Odwróciła wzrok, mrugając, by je zatamować.
– Niech Bóg cię błogosławi, dziecko – powiedziała. – Jesteś dobrą dziewczynką i wiem, że chcesz jak najlepiej. Ale świat ułożony jest inaczej.
– Dlaczego? – zapytała drżącym głosem Olga. Choć ta perspektywa ją przerażała, w głębi duszy wiedziała, że tak trzeba: gdyby przejęła pałeczkę sukcesji, zdjęłaby wielki ciężar z serca papy. – Skoro nie mogą mieć drugiego syna, ktoś musi zająć jego miejsce. Papa musi mieć następcę tronu. Jestem jego najstarszym dzieckiem; ja mogę nim zostać.
Babcia pocałowała ją w czubek głowy; w głębi salonu ciotka Olga wzięła na ręce śpiącą Anastazję.
– Obawiam się, że to nie takie proste. Istnieją prawa uniemożliwiające kobiecie zostanie carem.
– Ale babcia Wiktoria była królową Anglii.
– To prawda – przyznała babcia. – Jednak Rosja to zupełnie inny kraj.
– A Katarzyna Wielka?
Babcia westchnęła.
– Po Katarzynie zmieniono prawo. Gdyby tak nie było, twoi rodzice mieliby dużo łatwiejsze życie, ale taka jest wola boska. Kiedy ty i twoje siostry dorośniecie, wżenicie się w inne królewskie rody. Takie jest przeznaczenie wielkiej księżnej: rodzenie dzieci i nowe życie w obcym kraju. Tak jak twojej matki i moje przed wami.
Dla Olgi to było nie do pomyślenia: miałaby porzucić rodzinę? I zostawić Rosję bez carewicza? Wyobraziła sobie swoją przyszłość, ponurą i przerażającą: Aleksy wiecznie walczący z nieuleczalną chorobą, ona sama skazana na banicję za to tylko, że urodziła się dziewczynką. Nieukojone cierpienia mamy i papy, patrzących, jak na ich oczach dziedzictwo Romanowów obraca się w proch. Olga będzie za daleko, by im pomóc, przyglądając się bezsilnie śmierci brata, zagładzie Rosji…
– Odwagi, moja droga – powtórzyła babcia. – Bóg może jeszcze okazać łaskę.
Olga pozwoliła, by długo tłumione łzy wreszcie spłynęły jej po policzkach.
– Skąd brać odwagę, skoro tak bardzo się boję?
Gdy babcia ją przytuliła, Olgę owładnął kojący zapach konwalii.
– Moja kochana dziewczynko, odwaga nie oznacza braku strachu – odparła. – Tylko stawianie czoła z godnością temu, co przynosi los.
Na dźwięk zbliżających się kroków spojrzała ponad ramieniem wnuczki. Atmosfera w salonie momentalnie zgęstniała. Olga zsunęła się jej z kolan.
Lokaje otworzyli drzwi i do salonu wszedł papa. Na sam widok jego wyrazu twarzy Oldze pękało serce.
Babcia podniosła się z szezlonga, ściskając naszyjnik.
– Aleksy?
Pod kasztanową bródką papy Olga dostrzegła drżenie podbródka.
– Lekarze powiedzieli, że zrobili wszystko, co w ich mocy – powiedział, rozglądając się gorączkowo, jakby czegoś szukał. Przetrząsnął kieszenie i drżącymi rękami zapalił papierosa. – Moi doradcy mówią, że nie jesteśmy w stanie dłużej ukrywać jego choroby przed poddanymi. Przygotowują… oświadczenie dla prasy.
Gdy babcia go objęła, Olga odwróciła wzrok. Widok zrozpaczonego papy był dla niej zbyt bolesny. Jak to możliwe, że lekarze zawiedli? Jak Bóg mógł się odwrócić od jej rodziny?
Schowała twarz w szorstkie poduszki szezlonga, przypominając sobie każde swoje ostre słowo, każde przewinienie i nieżyczliwą myśl. Czy to ona sprowadziła na nich to nieszczęście, będąc niedobrą dla sióstr i Aleksego?
Ktoś położył dłoń na jej plecach, ale tylko pokręciła głową i przycisnęła mocniej twarz do poduszek. Gdyby zostawili ją w spokoju, może udałoby się jej ukryć przed słowami, których tak bardzo się bała. Może Aleksy by przeżył.
– Olgo. – Głos papy był cichy, choć już opanowany. Ścisnął jej ramię i w jego czułym dotyku odnalazła ukojenie. – Kochanie, już czas. Ty i twoje siostry musicie pożegnać się z bratem.
Gdy przekraczały próg pogrążonej w mroku sypialni Aleksego, Olga ujęła dłoń Tatiany. Odwagi, powtarzała sobie, wdychając korzenny zapach kadzidła. W złoconych niszach wyciągniętego z kaplicy ikonostasu migotały świece, ożywiając twarze świętych i aniołów czuwających nad wezgłowiem otoczonej najbliższymi drobnej, bezwładnej postaci chłopca.
Mama klęczała przy jego łóżku, ściskając oburącz jego dłoń, jakby chciała w ten sposób utrzymywać go przy życiu. Za jej plecami kursowały pielęgniarki z miskami wody i bandażami; nagle Olga zdała sobie sprawę, że wetknęła sobie watę w uszy, by nie słyszeć najgorszych krzyków brata, ale Aleksy już dawno umilkł. W tej przerażającej ciszy słychać było tylko jego chrapliwy, przyspieszony oddech.
Mama zamknęła oczy.
– Moje dzieciątko… – wyszeptała, unosząc do ust wiotką rączkę chłopca.
Papa przykucnął obok niej.
– Idą z ostatnim namaszczeniem – powiedział cicho, ale nawet nie oderwała wzroku od syna. – I są tu dziewczynki – ciągnął. – Żeby się pomodlić.
Zamrugała jak wyrwana z transu.
– Naturalnie.
Gdy naciągała Aleksemu kołdrę pod szyję, Olga zauważyła na jego ciele wielkiego sczerniałego krwiaka ciągnącego się od obojczyka aż po pas. Odwagi, powtórzyła sobie raz jeszcze, zbliżając się do łóżka z nadzieją, że odnajdzie w sobie godność, której tak rozpaczliwie potrzebowała, by stawić temu czoło.
Spojrzała na Aleksego, dławiąc panikę na widok jego nieruchomej postaci. To chyba jakiś senny koszmar. Był jej braciszkiem, ukochanym braciszkiem, który się śmiał, gdy bawiła się z nim w pokoju dziecięcym, który w porze podwieczorku maszerował przez całą jadalnię, by poczęstować ją swoimi ciasteczkami. Jak ma żyć bez niego? Na zawsze zostawi wyrwę w sercu jej rodziny, otchłań nieobecności, która wciągnie ich wszystkich.
Przycisnęła usta do jego rozpalonego czoła.
– Nie odchodź – błagała. Za jej plecami z gardła mamy wyrwał się ochrypły szloch. – Proszę, Aleksy, tak bardzo cię kochamy…
Mama wtuliła twarz w pierś papy.
– Jak mamy żyć bez naszego synka?
Nagle rozległo się ciche pukanie.
To pewnie pop z ostatnim namaszczeniem, pomyślała Olga, odsuwając się od łóżka. Odwróciła się, gdy pielęgniarka otworzyła drzwi, wpuszczając snop poświaty do oświetlonej świecami sypialni.
Do środka wszedł jakiś mężczyzna i się pokłonił. Wysoki i szczupły, ubrany w zgrzebną koszulę i workowate spodnie, z drewnianym krzyżem na skórzanym rzemyku kołyszącym się na jego szyi. Choć próbował przygładzić rozczochrane włosy, jego skołtuniona broda i oblepione suchym błotem buty sprawiały, że wyglądał, jakby przemierzył bez spoczynku całą Rosję. Ale najbardziej uderzające były jego osadzone pod krzaczastymi brwiami oczy: zielone, błyszczące i rozbiegane.
– Gdzie ojciec Wasilij? – warknął papa, przyciągając do siebie mamę. – Wyprowadzić go stąd! – zawołał do pielęgniarki, która otworzyła drzwi. – Precz!
– Jestem przyjacielem – odparł mężczyzna, splatając błagalnie dłonie. – Wezwanym przez siłę potężniejszą od nas obu, ojczulku. Przyjacielem przysłanym wam w godzinie próby.
Mamie oddech uwiązł w gardle. Podniosła wzrok, zwracając ku nieznajomemu zapłakaną, zwiotczałą twarz.
– Co powiedziałeś?
– Jestem przyjacielem, mateczko. – Skłonił głowę i nie wiedzieć czemu, pomimo jego obdartego wyglądu, Olga poczuła dziwny spokój. – Wędrownym mnichem. Prostym pielgrzymem poszukującym bożej łaski. – Przerwał, by dodać: – Niektórzy nazywają mnie uzdrowicielem.
– Posłałem po ojca Wasilija – zaczął papa, gdy mnich wszedł dalej. – Ostatnie namaszczenie to wszystko, co…
– Nie przyszedłem z ostatnim namaszczeniem.
Mnich zbliżył się do łóżka Aleksego. Papa poruszył się, jakby chciał go zatrzymać, ale mama złapała go za rękę.
– Pozwól mu… – wyszeptała.
Mnich wbił wzrok w Aleksego, wplatając palce w zmierzwioną brodę.
– Ten ziemski padół zawiódł cię, dziecko – powiedział, zbliżając się powoli do wezgłowia. – Medykamenty, machiny… to dzieło człowieka. Ale cóż może ludzki oręż w starciu z takim złem?
Mama wyrwała się z objęć papy.
– Możesz go uleczyć? – zapytała, czepiając się kurczowo ręki mnicha. Ten spojrzała na nią, zaskoczony, ale nie przestała się zbliżać, zadzierając głowę, by zajrzeć mu w oczy. – Możesz ocalić carewicza?
– Jeśli taka będzie wola boska – odparł.
– Błagam… – szepnęła mama z twarzą ściągniętą rozpaczą. – Błagam, ocal mojego syna. Dam ci wszystko, czego zapragniesz. Powiedz tylko słowo, a twoje życzenie będzie spełnione. Każde. Tylko błagam, ocal go…
Olga patrzyła, jak usta mnicha wyginają się w uśmiechu, a w oczach zapala się jakiś wewnętrzny płomień. Gdy przytrzymał wzrok mamy, poczuła, jak ściska ją w podołku – lecz czy było to przerażenie, czy nadzieja, tego Olga nie wiedziała.Rozdział 1
Carskie Sioło, marzec 1917 roku
W pogrążonym w półmroku parku Aleksandrowskim rozległo się echo wystrzałów. Siedząca na parapecie w gabinecie ojca Olga odwróciła się w jego stronę. Od wybuchu zamieszek w Piotrogrodzie nieraz je słyszała, ale jeszcze nigdy nie zdawały się tak bliskie, tak ostateczne. Nie wiedzieć czemu, pomyślała nie o nacierających oddziałach, lecz o Aleksym strzelającym z kapiszona do wyimaginowanych wrogów schowanych między tymi samymi drzewami, za którymi czaiły się teraz prawdziwe potwory.
W głębi gabinetu, ciemnego, odkąd przed paroma dniami odcięto im prąd, mama opatuliła się szalem. Na przepastnych regałach książkowych tańczyły cienie rzucane przez migotliwe płomienie świec oświetlających jej zmęczoną twarz.
– Abdykacja? – wyszeptała.
Z gardłem ściśniętym paniką Olga znów odwróciła się do okna. Wydawało jej się, że w zapadającym zmierzchu widzi pomarańczowy blask ognisk.
– Nie rozumiem. Na rzecz Aleksego?
Zerknęła na mamę; wątłe zdrowie Aleksego zawsze sprawiało, że wyglądał na starszego, ale jej dwunastoletni brat wciąż jeszcze był dzieckiem, dużo za młodym, by wziąć na siebie ciężar panowania.
Stojący przed carycą generał major Resin, dowódca garnizonu strzegącego rodziny carskiej, odchrząknął.
– Nie, Wasza Cesarska Mość. Sprawa jest bardziej skomplikowana. Nadal otrzymujemy wieści z frontu, ale wygląda na to, że Jego Cesarska Mość zaproponował koronę swemu bratu, Wielkiemu Księciu Michałowi, jednak ten odmówił jej przyjęcia. Duma powołała Rząd Tymczasowy, który ma podjąć dalsze decyzje, ale tak jak wspomniałem, więcej dowiemy się po powrocie Jego Cesarskiej Mości.
Olga odwróciła się do matki, próbując nie myśleć o nieustannych wystrzałach, które co prawda nie zbliżały się do pałacu, ale i nie oddalały. Spędziwszy ostatnie tygodnie na pielęgnowaniu chorego na różyczkę rodzeństwa, nie miała czasu ani siły na śledzenie rozwoju wydarzeń politycznych, choć słyszała dość, by wiedzieć, że stolicą wstrząsają niepokoje społeczne. Strajki w elektrowniach; zamieszki w kolejkach za chlebem. Ciągłe przerwy w dostawie prądu dotykające na równi zwykłe domostwa, jak i pałace, wiece i nawoływania do zmian, coraz głośniejsze w miarę trwania wysysającej zapasy wojny z państwami centralnymi.
Ale abdykacja?
Na twarzy mamy, od wybuchu wojny okolonej białym welonem pielęgniarki Czerwonego Krzyża, odmalowało się przygnębienie.
– Nie rozumiem – powiedziała, rozglądając się rozpaczliwie po gabinecie. – Po prostu nie rozumiem.
Wyciągnęła wątłą rękę, kiwając uporczywie palcami; na ten znak Olga podeszła i ją ujęła, próbując przedrzeć się przez gąszcz własnych myśli. W głowie jej szumiało, zupełnie jakby fala za falą rozbijały się o burtę statku. Abdykacja papy oznaczała, że ziściły się jej najgorsze obawy, których nie śmiała nawet nazwać: oto nadchodziła rewolucja.
Ścisnęła dłoń mamy, patrząc, jak palce Resina zaciskają się na daszku czapki wojskowej.
– Gdzie jest papa?
– Wkrótce przybędzie, wasza wysokość – odparł dowódca. – Ale zdaniem Rządu Tymczasowego pałac nie jest najbezpieczniejszym miejscem; ani dla Jego Cesarskiej Mości, ani dla jego rodziny. Obawiam się, że nie są dłużej w stanie zagwarantować wam bezpieczeństwa.
Mama gwałtownie podniosła wzrok.
– U bram stoi trzystu lojalnych Kozaków, najznakomitszych żołnierzy, jakich wydał ten kraj – odparła, odzyskując na chwilę swój dawny lwi pazur. – Pozostają wierni mojemu mężowi. Ja nie widzę żadnego niebezpieczeństwa.
Resin przestąpił z nogi na nogę.
– Z całym szacunkiem, Wasza Cesarska Mość, ale minister Rodzianko ma odmienne zdanie. W barakach na terenie Carskiego Sioła wybuchł właśnie bunt, a żołnierze śpiewają _Marsyliankę._
Mama momentalnie zbladła. Olga przypomniała sobie, jak przed rokiem wizytowała konno ten czterdziestotysięczny garnizon, który ślubował strzec wiernie cara i jego rodziny. Jak to możliwe, by czterdzieści tysięcy umysłów z taką łatwością się odmieniło?
– A co z moimi dziećmi? – Mama nie dawała za wygraną. – Tatiana prawie nie ma siły chodzić, Maria i Anastazja są w malignie, a odporność carewicza…
– Z całym szacunkiem, Wasza Cesarska Mość. – Resin spojrzał jej prosto w oczy. – Kiedy dom staje w płomieniach, wynosi się z niego dzieci.
W gabinecie zapadła cisza. Pomimo prób zachowania spokoju Olga zaczęła drżeć jak osika. Miała tylko nadzieję, że w ciemności Resin tego nie dostrzeże.
Mama ścisnęła jej palce w niemej prośbie, by nie traciła opanowania. Choć jej wątłe zdrowie zdawało się temu przeczyć, wiktoriańskie wychowanie carycy wykształciło w niej umiejętność zachowywania zimnej krwi, którego Oldze i jej siostrom brakowało. Od wyjazdu papy na front to ona przejęła stery rządów, nadzorując rozdzielanie pomocy materialnej pomiędzy rodziny żołnierzy, organizując transporty żywności i zaopatrzenia, ukrócając zapędy ministrów, których interesy polityczne zagrażały powodzeniu na froncie.
Pomimo tego, co mówiono o jej niemieckich korzeniach, przeprowadziła Rosję przez najgorsze wojenne lata, pokładając wiarę w Bogu i papie.
Jak to możliwe, że doszło do tej katastrofy?
Mama wstała.
– Zostajemy w pałacu – powiedziała w końcu, unosząc dumnie brodę. – Nie ruszę się stąd bez mojego męża.
Przechodząc przez bawialnię, Olga czuła w nozdrzach wiercący, słodkawy zapach choroby. W głębi przy ścianie stały cztery łóżka polowe, w których spało jej rodzeństwo. Ich zarumienione twarze ukazywały różne stadia infekcji. Najbliżej kominka leżał Aleksy, poruszając się niespokojnie, gdy mama położyła mu na czoło zimny kompres.
Olga uklękła przy Tatianie, by sprawdzić jej temperaturę i obejrzeć stopniowo blednącą wysypkę. Tatiana jako pierwsza zaraziła się różyczką i Olga z ulgą stwierdziła, że również jako pierwsza zaczęła dochodzić do siebie.
Czując jej dotyk, Tatiana otworzyła oczy. Nawet w szponach choroby była piękna, a jej porcelanowa cera, choć blada, wciąż była pełna blasku.
Olga uśmiechnęła się do siostry.
– Jak się czujesz?
– Lepiej. – Tatiana westchnęła. – Ale nie sądzę, bym szybko zatańczyła kozaczoka. Co z resztą?
Olga rzuciła okiem na pozostałe łóżka. Sąsiednie zajmowała pogrążona w głębokim śnie Maria z policzkami wciąż nakrapianymi czerwonymi krostkami. Dalej spała zwinięta w kłębek Anastazja z rozrzuconą na poduszce kaskadą blond włosów.
– Jest poprawa – odparła.
Usta Tatiany wygięły się w lekkim uśmiechu.
– To dobrze – powiedziała, zamykając oczy. – A mama?
Olga się zawahała. Po wyjściu Resina caryca stanęła butnie w progu ze świecą, odprowadzając go wzrokiem. Gdy zniknął, zamknęła drzwi i usiadła przy biurku papy.
– Abdykacja – wyszeptała Olga, opadając na chłodną skórzaną sofę. Choć w oczach zbierały się jej łzy, była zbyt zszokowana, by zapłakać. – Wiedziałaś?
Mama otworzyła szufladę i wyjęła plik papeterii papy.
– Nie – odparła, przeszukując zagracone biurko. Przysunęła świecznik, wędrując palcami po suszce do pióra wiecznego. – Żałuję, że nie skonsultował ze mną swojej decyzji. Dobry Boże, jakże brakuje mi naszego przyjaciela i doradcy! – Drżącymi rękami odkręciła pióro i zaczęła pośpiesznie zapełniać kartę zamaszystym pismem. Od wyjazdu papy na front przeniosła się z pracą do jego gabinetu. W ostatnich miesiącach Olga raz po raz widziała, jak zamyka się w nim z ojcem Grigorijem na dyskretnych naradach o sytuacji w kraju.
Ojciec Grigorij. Co by powiedział, gdyby tu teraz był? Gdyby jego okaleczone, rozczłonkowane ciało nie leżało w zimnej ziemi?
„Jeżeli chcesz, by zniknął, powiedz tylko słowo, a spełnię twoje życzenie”.
– Co poczniemy? – zapytała Olga. – Co powiemy reszcie?
Mama pokręciła głową.
– Ani słowa. – Z fałdów sukni wyciągnęła buteleczkę weronalu i nie zawracając sobie głowy rozpuszczaniem kryształków w wodzie, wsypała je sobie pod język. – Dopóki nie wyzdrowieją, nie muszą nic wiedzieć. Zresztą sytuacja może się szybko zmienić. – Gdy barbituran zaczął działać, przymknęła oczy i wróciła do pisania, skrobiąc stalówką o papier.
_Najdroższy Niki, jeśli to, o czym mi donoszą, jest prawdą…_
– Jak? – dopytywała Olga. Patrzyła, jak matka rzuca się w szpony manii, która napędzała ją od wielu miesięcy, sięgając nowych szczytów po śmierci ojca Grigorija. – Papa podpisał dekret przekazujący koronę wujowi Michałowi. Już nie ma odwrotu.
Mama podniosła wzrok, zatrzymując na papierze stalówkę, na czubku której momentalnie zebrała się kropla tuszu.
– Twój ojciec jest carem namaszczonym przez Boga. I tylko Bóg może zwolnić go z obowiązku.
Wkrótce potem wyszły na dziedziniec do trzymających straż przy bramie Kozaków w postawionych kołnierzach. Mama uścisnęła każdemu dłoń w geście solidarności, z matczyną troską pytając, czy nie zmarzli i czy ich rodziny są bezpieczne. Olga szła krok w krok za nią, wbijając wzrok ponad ramionami żołnierzy, których miała za przyjaciół, w rozciągający się za pałacową bramą mrok. Kto czaił się między drzewami, z bagnetami i sztucerami, gotowy otworzyć ogień do jej rodziny? Czy wystarczy żołnierzy, by zażegnać groźbę wojny domowej?
– Olgo? – Z zamyślenia wyrwał ją głos Tatiany, która ściągnęła brwi. W drugiej części bawialni mama mówiła ściszonym głosem do Aleksego.
– Papa – odparła Olga. – Papa wkrótce wraca.Rozdział 2
Carskie Sioło, luty 1913 roku
Anastazja ukucnęła przy akwarium, wtykając patyk w ziemię sięgającą niemal po szklane brzegi.
– Gdyby tylko udało mi się połączyć je w pary… – szepnęła, odgarniając niesforny pukiel z policzka.
Maria przycupnęła obok niej, próbując przypiąć sobie szarfę i przyglądając się jej wysiłkom.
– Czy robaki mogą się zakochać?
Stojąca przed lustrem Olga zdusiła uśmiech. Ze wszystkich jej sióstr tylko czternastoletnia Maria mogła zadać z pełną powagą takie pytanie.
– Oczywiście, że tak – odparła Anastazja, unosząc swoją burzę loków, by przewiązać je wstążką. – Gdyby się nie zakochiwały, to niby jak miałyby się rozmnażać?
Stojąca w głębi pokoju Tatiana przypięła swoją szarfę. Wszystkie cztery jak zwykle były bliźniaczo ubrane – w suknie popołudniowe z wysokim stanem i szkarłatnymi szarfami – z tą różnicą, że w przeciwieństwie do młodszych sióstr Olga i Tatiana pozwoliły sobie na dyskretny dekolt. Tatiana skończyła się ubierać i odwróciła się, by pomóc Marii.
– Robaki się nie zakochują – wyjaśniła cierpliwie Olga, zerkając z lekkim uśmiechem na Tatianę. – Zawierają dynastyczno-polityczne małżeństwa.
Maria zrobiła wielkie oczy, zaglądając do akwarium, ale Olga tylko spojrzała na zegarek.
– _À propos_ polityki, pośpieszmy się – zakomenderowała. – Łobuzie, ostatni guzik. Ostatni guzik – powtórzyła z naciskiem, patrząc, jak naburmuszona Anastazja dopina kołnierzyk.
Ruszyły korytarzem, wciąż rozprawiając o jej robakach. Anastazja oznajmiła siostrom, że zamierza zbudować imperium z rasą robaków tak inteligentną, że nauczą się samodzielnie otwierać drzwi… Olga uśmiechnęła się, biorąc pod rękę Marię. Swój czuły przydomek „Łobuz” Anastazja zawdzięczała niespożytej energii i szalonym pomysłom, którymi sypała jak z rękawa.
– Powiemy jej, że żadna tresura nie nauczy robaka otwierania drzwi? – zapytała półgłosem Maria.
– Oczywiście, że nie – odparła Olga. – Mimo że nikomu ta sztuka się nie udała, nie znaczy, że to niemożliwe. Może Łobuzowi pisane są przełomowe odkrycia naukowe.
Dotarłszy do buduaru mamy, zwolniły kroku. Choć drzwi były otwarte, w środku panowała ciemność i słychać było monotonny modlitewny ton. Mrużąc oczy, Olga w milczeniu zamknęła drzwi za siostrami.
W świetle dnia buduar był jasny i przewiewny – komfortowa, nowocześnie urządzona przestrzeń w niczym nieprzypominająca zagraconych pałacowych sypialni i saloników. Dla Olgi był to azyl, w którym spędzała wieczory z rodzicami i siostrami, dzieląc się z nimi swoimi małymi sukcesami i porażkami, śmiejąc się z problemów, które zdawały się zbyt wielkie, by dało się je rozwiązać. Głównym meblem był tu ogromny szezlong obity jedwabnym adamaszkiem, którego fioletoworóżowa barwa znalazła odzwierciedlenie w nazwie Gabinetu Liliowego.
Dziś elektryczne żyrandole były wyłączone, a ich rolę przejęły świece i lampy parafinowe z krótkimi knotami rzucające na opalizujące ściany migotliwą, kojącą poświatę.
Przyzwyczajając wzrok do ciemności, Olga dostrzegła siedzącego przy stoliku pod kominkiem ojca Grigorija. Miał przymknięte oczy i kołysał się w rytm modlitwy.
Nie śmiąc oddychać, weszła głębiej, omijając skupiska mebli i sprzętów: stolik z niedokończonymi puzzlami, biblioteczkę pękającą w szwach od przygód Sherlocka Holmesa. Gdy zbliżyła się do mamy i papy, ojciec Grigorij skłonił głowę, robiąc trzema palcami znak krzyża.
– Dziewczęta. – Omiótł je po kolei wzrokiem, a jego elektryzujące spojrzenie przyprawiło Olgę o ucisk żołądka. – Usiądźcie przy nas.
Olga zajęła jedno z krzeseł, a Anna Wyrubowa, przyjaciółka mamy, ustąpiła miejsca Tatianie. W oczach najstarszej z carskich córek Anna jawiła się jako postać bardziej zabawna niż władcza: była za młoda, by można ją było nazwać damą dworu mamy, i za stara, by znaleźć wspólny język z Olgą i jej siostrami. Ze swoją pospolitą urodą i przysadzistą figurą Anna, która ze wszystkich sił starała się naśladować zrezygnowane wyrafinowanie carycy, była po prostu anomalią: wszechobecnym cieniem mamy, spijającym słowa z ust ojca Grigorija, jakby były szczerozłote.
– Rozmawiamy o obchodach trzechsetlecia – powiedziała mama w ramach powitania. Siedzieli z papą jedno przy drugim, zwróceni ku sobie niczym dwa słoneczniki. – Ojciec Grigorij dołączy do nas na nabożeństwie dziękczynnym w Sankt Petersburgu.
– Trzy stulecia dynastii Romanowów – odezwał się ojciec Grigorij, kiwając z wolna głową. – Prześwietna rocznica. Trzysta lat panowania, trzysta lat pokoju. – Przyklęknął, kładąc łokcie na stoliku, i przygarbiony zaczął się bawić krzyżem na swojej piersi. – To okazja, by złączyć się w modlitwie ze wszystkimi twoimi dziećmi, ojczulku, od potężnych książąt po najnędzniejszych żebraków. Gdyż tak jak wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi, tak każdy Rosjanin, bogaty czy biedny, mocarny czy bezbronny, jest dzieckiem cara. Ale takie uroczystości przyciągają zarówno aniołów, jak i czające się między nami biesy. Jakże je odróżnić?
Gdy przerwał, by pogładzić się po zmierzwionej brodzie, Olga zerknęła na rodziców. Każdy inny dworzanin zostałby zrugany za taką bezczelność, ale ojciec Grigorij ze swoją szeroką twarzą, prostym wychowaniem i wieloma latami służby mamie i papie nie podlegał tak surowej ocenie jak inni. Nie wiedzieć czemu, zawsze przypominał Oldze przemoczonego kruka z nastroszonymi piórami, który miał ważniejsze zmartwienia niż ich przygładzanie.
A Ojciec Grigorij w istocie miał niejedno na głowie, bo któż inny umiałby zatamować szkarłatny potok choroby Aleksego? Wzywani ze wszystkich czterech stron świata najznamienitsi lekarze kroczyli dumnie korytarzami Pałacu Aleksandrowskiego, pewni, że potrafią uleczyć carewicza z zatrważająco regularnych ataków hemofilii, ale tylko modły ojca Grigorija, czuwającego przy Aleksym długo po tym, jak lekarze jeden po drugim dawali za wygraną, były w stanie zawrócić go z granicy śmierci. Nikt nie potrafił wyjaśnić, dlaczego jego zabiegi odnoszą skutek tam, gdzie medycyna jest bezradna, ale dla Olgi i jej rodziny odpowiedź była prosta. To wiara – niezmącona, niezachwiana wiara – pozwalała ojcu Grigorijowi Rasputinowi działać cuda.
– Powiadam, twymi prawdziwie wiernymi sługami są tylko ci Rosjanie, których jedynym podarunkiem jest oddanie – ciągnął ojciec Grigorij, wykrzywiając usta w uśmiechu. – W całym tym przepychu nie zapominaj, że służysz nie tylko najwyższym z wysokich, ale i najniższym z niskich. Czy orają w polu, czy dowodzą armiami, ci o czystym sercu wejdą do Królestwa Niebieskiego. Wszyscy jesteśmy równi w oczach Pana naszego.
Omiótł wzrokiem Gabinet Liliowy w całym jego przepychu, ozdobiony ikonami, wszelkiego rodzaju bibelotami i portretami, zatrzymując spojrzenie na stojącej na stoliku fotografii Olgi i jej rodzeństwa. Podniósł ją, przebiegając kciukiem po złoconej ramce.
– Tyle tu pięknych przedmiotów, mateczko. Lecz krocząc jutro między poddanymi, pamiętaj, że prawdziwego bogactwa nie mierzy się w złocie. – Zacisnął palce na ramce i długim paznokciem kciuka podważył róg pozłoty, pod którą ukazało się drewno. – Skarbem cenniejszym od klejnotów i szlachetniejszym od złota są twoje dzieci, z duszami wciąż nieskalanymi grzechem i chciwością. Kiedy jutro znajdziesz się w otoczeniu świętych i diabłów, pamiętaj o czystych sercach swoich dzieci i zaufaj słowu Bożemu.
– Czyż to nie ciekawe, co o naszych duszach powiedział ojciec Grigorij?
Leżąca w łóżku Olga wsparła się na łokciu. W łóżku obok, z twarzą oświetloną księżycową poświatą, Tatiana wpatrywała się w sufit, bawiąc się końcówką czarnego warkocza.
Ze wszystkich sióstr Olgi to właśnie Tatiana była najpiękniejsza, a wydatne kości policzkowe i rozmarzone spojrzenie nadawały jej magiczny wygląd średniowiecznej księżniczki.
– „Czyste” – ciągnęła. – Jakby z biegiem czasu miały zostać zbrukane. Coś podobnego.
Olga zwinęła się w kłębek, usiłując napuszyć twardą poduszkę, która dosłownie spędzała jej sen z powiek. Tak jak papa za młodu, Olga i jej rodzeństwo spali w łóżkach polowych, której to tradycji zapoczątkowanej za Katarzyny Wielkiej ich matka z surowego wiktoriańskiego chowu tylko przyklasnęła.
– Szczerze mówiąc, nie wiem – odparła Olga, pięścią wymuszając uległość na poduszce. – Czy nie każdy grzech bruka?
– Zależy od grzechu. – Tatiana uśmiechnęła się szelmowsko i naśladując niski, chrapliwy głos ojca Grigorija, dodała: – Czyżbyś miała coś na sumieniu, dziecko?
– To wcale nie jest śmieszne – warknęła Olga.
Tatiana usiadła na łóżku.
– Więc jednak! – zawołała. – Chodzi o jakiegoś chłopca, prawda? Błagam, powiedz, że tak…
Wiedząc, że bez przyznania się do winy może zapomnieć o śnie, Olga włączyła lampkę nocną.
– No dobrze, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
Tatiana skinęła głową z ledwie skrywanym podekscytowaniem.
– Obiecuję.
– Jest żołnierzem – zaczęła Olga. – Pamiętasz tamtego wysokiego bruneta z wąsami, który był na podwieczorku u ciotki Olgi…
Przed paroma tygodniami ciotka Olga zaprosiła ją i Tatianę na herbatkę do swojego petersburskiego domu. Oprócz rodziny i przyjaciół w gronie zaproszonych gości znalazło się również kilku oficerów z dobrych domów.
Tatiana zmarszczyła nos, przeczesując zakamarki pamięci.
– Woronow?
– Paweł Woronow – powtórzyła nieśpiesznie Olga, upajając się brzmieniem tych słów. Przymknęła oczy, by przywołać w pamięci jego ospały uśmiech, czarne włosy i senne spojrzenie. – Jest porucznikiem na jachcie papy.
– Woronow… Teraz sobie przypominam. To ten przystojny oficer, tak?
– Bardzo przystojny.
Uszu Olgi dobiegło westchnienie zadowolonej z siebie Tatiany.
– Olga ma adoratora! – powiedziała z zachwytem. – Kiedy znów się zobaczycie?
– Nie wiem – odparła Olga.
Choć jej rodzina była stale otoczona żołnierzami, okazji do prywatnej rozmowy brakowało. Od czasu do czasu widywała Woronowa na paradach czy na posterunku, ale sama ta myśl była przygnębiająca. Byli rozdzieleni przez obowiązek i przyzwoitość. Ich znaczące spojrzenia wkrótce znikną, jutro zapomniane, pojutrze niechciane. Przekręciła się na brzuch, żałując utraty czegoś, co nie miało nawet szansy rozkwitnąć.
– Nie sądzę, by ciotka Olga planowała kolejne przyjęcie… A nawet gdyby, nie ma żadnej gwarancji, że się pojawi, prawda?
Usłyszała szelest pościeli siostry i pstryknięcie lampki.
W ciemności rozległ się rzeczowy głos Tatiany:
– No cóż, zobaczymy, co da się zrobić.