- W empik go
Ostatnie dni Kołobrzegu. Walki o niemieckie miasto w marcu 1945 roku - ebook
Ostatnie dni Kołobrzegu. Walki o niemieckie miasto w marcu 1945 roku - ebook
Zbiór źródeł, które Voelker zebrał podczas swej wieloletniej, pieczołowitej pracy wzbudza podziw. Ta autentyczna relacja, ujęta w formie dziennika, powstała poprzez zapytania, kierowane osobiście przez autora do świadków wydarzeń, dzięki szerokiej korespondencji, której większa część zachowała się do dziś, poprzez wysyłanie kwestionariuszy do tych uczestników walk, których adresy udało się ustalić. Z tej dużej ilości informacji, z setek elementów układanki, Voelker, działając zgodnie z zasadami historycznego warsztatu, stworzył obszerny dziennik o upadku Kołobrzegu.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7889-537-4 |
Rozmiar pliku: | 9,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mimo, iż od pierwszego wydania „Ostatnich dni Kołobrzegu” w Niemczech minęło ponad 50 lat, niniejsze jej wydanie jest pierwszym wydaniem polskim. Choć polskojęzyczna literatura dotycząca walk o Kołobrzeg w 1945 r. jest dość obszerna, książce Johannesa Voelkera jak dotąd nie było dane ukazać się w Polsce. Jednym z powodów tego były zapewne – w czasach komunistycznych – względy polityczne. Innym – ujęcie wydarzeń wyłącznie z niemieckiej perspektywy.
Podczas lektury książki należy mieć na względzie czas jej powstania. Ukazała się ona po raz pierwszy w 1959 r., przy czym autor zmarł już w 1958 r. Prace nad niniejszą publikacją rozpoczął jeszcze w latach czterdziestych, zbierając relacje świadków wydarzeń. Można zżymać się na stosunek Voelkera do komendanta obrony miasta – Fritza Fullriede. Na ten rzutowała zapewne ocena Wehrmachtu i jego miejsca w systemie narodowosocjalistycznym, jaka panowała w czasach powstania książki w Niemczech. Większość Niemców żywiła wówczas przekonanie o „czystych rękach” Wehrmachtu. Wehrmacht często przeciwstawiany był systemowi nazistowskiemu i umieszczany niejako w opozycji do postrzeganych jako winowajcy wszelkiego zła, bezwzględnych i nieliczących się z losami ludności cywilnej SS i aparatu partyjnego – czego reminiscencje możemy dostrzec i w tej publikacji. Poglądy te zostały zrewidowane dopiero wiele lat później, w oparciu o badania historyczne, które wykazały, iż niemieckie siły zbrojne co do zasady nie przeciwstawiały się reżimowi nazistowskiemu, ale też, że stanowiły one jego nieodzowny element. Poza tym, należy pamiętać, że publikacja ta opiera się w głównej mierze na relacjach bezpośrednich uczestników wydarzeń, często spisywanych ledwie parę lat po nich (a nawet kilka dni, jak miało to miejsce w przypadku raportów bojowych wojsk lądowych i marynarki), kiedy to rany tamtych dni wciąż były żywe w ich pamięci. Osobiste uczestnictwo w opisywanych, jakże dramatycznych wydarzeniach z pewnością nie pozostało bez wpływu na relacje. Wielu z nich po raz pierwszy zetknęło się z prawdziwym obliczem wojny, wcześniej znanej tylko z relacji z drugiej ręki. Na kształt później spisywanych relacji czy też samej książki wpłynęły również zapewne późniejsze losy i rozgoryczenie samych świadków wydarzeń czy autora, którym przyszło porzucić ich rodzinne strony. Autor zdaje się rysować obraz oblężenia Kołobrzegu jako jedyną w swym rodzaju apokalipsę, nie wspominając, iż taki – lub o wiele gorszy – był los niezliczonych miejscowości w całej Europie, ofiar rozpętanej przez Niemcy drugiej wojny światowej i że ludności miasta przyszło ponieść zbiorową odpowiedzialność za błędy lat trzydziestych i czterdziestych. Powyższe wynika jak się wydaje z atmosfery tych pierwszych lat powojennych, gdy książka powstawała. Czy jednak sam ogrom cierpień, jakie Voelker zdecydował się opisać, nie świadczy już o jego stosunku do wydarzeń lat drugiej wojny światowej?
Niniejsza książka jest bez wątpienia pozycją wartościową dla polskiego Czytelnika – tak zainteresowanego historią drugiej wojny światowej, jak i historią Kołobrzegu. Choć do dzieła Voelkera odnoszono się w najważniejszych powojennych opracowaniach polskich dotyczących walk o Kołobrzeg, to zwykle czyniono to wyrywkowo i ogólnie – i zazwyczaj tylko w odniesieniu do kwestii operacyjnych, czysto wojskowych. Oprócz zawartych w niej treści wojskowo-historycznych dotyczących kwestii operacyjnych, praca Voelkera jest również szerokim, szczegółowym opisem losów ludności cywilnej i dramatów poszczególnych uczestników tamtych wydarzeń. Z tą warstwą książki polski Czytelnik niewładający językiem niemieckim jak dotąd nie miał okazji się zapoznać. Bez wątpienia stwierdzić można, iż publikacja ta jest obowiązkową pozycją dla każdego zainteresowanego historią oblężenia Kołobrzegu, a bez jej lektury wiedza o tamtych wydarzeniach z pewnością nie będzie pełna.
Mając na uwadze, iż książka ta relacjonuje wydarzenia wyłącznie z perspektywy niemieckiej zdecydowano się, by przy redakcji książki nie odnosić się do jej treści poprzez wskazywanie wersji poszczególnych wydarzeń w skazywanych w literaturze polskiej. Po pierwsze, odniesienia te musiałyby być dość szerokie i przekroczyłyby ramy, w jakich zwykle odbywa się redakcja książki. Po drugie, zdaniem tłumacza, precyzyjne odniesienie się do informacji zawartych w książce i skonfrontowanie ich z danymi zawartymi w źródłach polskich, powinno być zadaniem historyków (zarówno zawodowych jak i amatorów) zajmujących się obroną Kołobrzegu 1945 r., dysponujących lepszą wiedzą o tamtych wydarzeniach. Tłumacz szczerze ich do tego zachęca, mając nadzieję, że wykonana przez niego praca ułatwi im to zadanie. Z powyższych względów w przypisach tłumacz ograniczył się głównie do objaśnień dotyczących niemieckich sił zbrojnych czy organizacji sfery cywilnej, pozwalających lepiej zrozumieć tekst.
Wszystkie dopiski w nawiasach kwadratowych pochodzą od tłumacza. Zamieszczono w nich głównie terminy niemieckie – które są precyzyjniejsze od terminów polskich lub mogą być dla Czytelnika interesujące – oraz drobnych uzupełnień.
Ze względu na to, iż książka może zainteresować Czytelników nieobeznanych szerzej z tematyką militarną, zdecydowano się przetłumaczyć niemieckie nazwy stopni. Mając na uwadze, iż w historiografii polskiej stosowane są różne tłumaczenia stopni niemieckich – zwłaszcza tych niższych – na końcu książki umieszczono zestawienie, pozwalające jednoznacznie określić, o jaki niemiecki stopień w danym przypadku chodzi. Wyjątkiem od tłumaczenia nazw stopni na stopnie polskie jest nazwa funkcji Hauptfeldwebel – czyli funkcji szefa kompanii, która w tłumaczeniu występuje w oryginale. Przetłumaczono również stopnie marynarki wojennej, SS czy SA – wobec tego jednak, że pojawiają się one w publikacji sporadycznie, ich niemieckie odpowiedniki zamieszczono przy pierwszym pojawieniu się danego stopnia w tekście.
Zdecydowano, aby w tłumaczeniu zachować niemieckie nazwy ulic i placów. Obecny układ ulic Kołobrzegu nie zawsze odpowiada układowi ulic z okresu drugiej wojny światowej. Ponadto zdaniem tłumacza powojenne nazewnictwo ulic, niekiedy odnoszące się do bohaterów wydarzeń z 1945 roku lub lat powojennych, nie zawsze przystawałoby do historycznych opisów. Najważniejsze ulice a także obiekty terenowe, do których odnosi się autor, zaznaczone są na planach, stanowiących załącznik do książki. Przetłumaczono za to wszystkie niemieckie nazwy miejscowe. Tam, gdzie tłumaczenie mogłoby być niejednoznaczne, dodano nazwę niemiecką.WPROWADZENIE DO NOWEGO WYDANIA NIEMIECKIEGO Z 2011 R.
Autor niniejszej kroniki o końcu niemieckiego Kołobrzegu nie dożył już jej publikacji w serii „Artykuły wschodnioniemieckie zespołu getyńskiego” (1959 r.). Zmarł 2 lutego 1958 r. w Stade nad Elbą. W 1994 r., w serii monografii Zespołu Badań nad Historią Kołobrzegu w wydawnictwie Peter Jancke Hamburg, ukazał się niezmieniony reprint.
Kiedy teraz – po ponad pięćdziesięciu latach od powstania dzieła – w wydawnictwie Lindenbaum miało wyjść na rynek wydanie licencjonowane, wskazane wydawało się przejrzenie tekstu, aby po tak długim czasie od pierwszego wydania, z uwzględnieniem nowszych badań, dokonać ewentualnych niezbędnych sprostowań, a może też uzupełnić go w kilku miejscach. Zrobiono to z pełnym szacunkiem dla dzieła Voelkera. Skorygowano kilka oczywistych błędów zecerskich, nazwy miejscowości, których znajomość u dzisiejszego Czytelnika nie jest już tak oczywista, uzupełniono dodatkami w nawiasach kwadratowych¹, dłuższe objaśnienia albo sprostowania dodano na odpowiednich stronach w formie przypisów. W załącznikach zamieszczono przedruki kilku dokumentów i parę tabelarycznych zestawień – o oddziałach walczących po obu stronach, uczestniczących w ewakuacji statkach handlowych i jednostkach marynarki, analizę w przedmiocie liczby żołnierzy poległych w trakcie działań bojowych. Co cieszy, nowe wydanie udało się uzupełnić również archiwalnymi zdjęciami.
Zbiór źródeł, które Johannes Voelker zebrał podczas swej wieloletniej, pieczołowitej i prowadzonej w trudnych warunkach osobistych pracy, budzi podziw i szacunek. Ta autentyczna relacja, ujęta w formie dziennika, powstała poprzez zapytania, kierowane osobiście przez autora do świadków wydarzeń, dzięki szerokiej korespondencji, której większa część zachowała się do dziś, poprzez wysyłanie kwestionariuszy do tych uczestników walk, których adresy udało się ustalić. Voelker czerpał też z dzienników poszczególnych osób, ha wreszcie z większych, syntetycznych raportów z walk, sporządzonych zaraz po zakończeniu bojów o miasto – dla działań wojsk lądowych przez oficera II a w sztabie twierdzy, a dla żołnierzy marynarki przez ich dowódcę batalionu, komandora podporucznika Priena. Z tej dużej ilości informacji, z setek elementów układanki, Voelker, działając zgodnie z zasadami historycznego warsztatu, stworzył obszerny dziennik o upadku Kołobrzegu.
Wszystkie późniejsze artykuły w gazetach i magazynach ilustrowanych, powieści żołnierskie i książki traktujące o oblężeniu miasta w marcu 1945 r. zwykle zauważalnie opierają się na tej fachowej, bazującej na skrupulatnych i dokładnych badaniach pracy. Także obie publikacje polskie z czasów komunistycznych, wydane przez wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej w Warszawie – „Wyzwolenie Pomorza” Emila Jadziaka i obszerne dzieło Alojzego Srogi „Na drodze stał Kołobrzeg”, wymieniają pracę Voelkera jako ważne źródło. Książka Jadziaka, która ukazała się już w 1962 r., zawiera dużą liczbę odpowiednich przypisów.
Jeżeli chodzi o późniejsze publikacje niemieckie, szczególną jakością wyróżnia się praca historyka wojskowości Ericha Murawskiego „Zdobycie Pomorza przez Armię Czerwoną” (1969 r.). Niestety, najwyraźniej do dzisiaj nikt nie podjął się napisania podsumowującego, naukowo-wojskowego opracowania wydarzeń tamtych dni, wykorzystującego zasoby archiwów wojskowych wszystkich trzech państw uczestniczących w walkach – a przecież interesujące byłoby dowiedzieć się, co doprowadziło wówczas do decyzji, że zdobycie Kołobrzegu powierzono głównie siłom polskim. Jeżeli zrobiono tak na skutek odgórnych wpływów ze względów politycznych, to jednostki polskie musiały za ów „honor” złożyć ciężką daninę krwi².
Dziękuję wydawnictwu Lindenbaum, że dzięki jego inicjatywie możliwa stała się publikacja niniejszego wydania, które – docierając już nie tylko do bezpośrednio zainteresowanych tematem Kołobrzeżan – będzie mogło przybliżyć tamte wydarzenia szerszemu kręgowi Czytelników.
Peter JanckeŻYCIE JOHANNESA VOELKERA
Urodził się 23 września 1884 r. w miejscowości Buszów pod Gorzowem Wielkopolskim, jako pierwsze dziecko nauczyciela Franza Voelkera i jego żony Idy, z domu Hauff. Rok później urodziła się siostra Johannesa. Ojciec zmarł już w 1886 r., przez co rodzina popadła w wielką biedę. Matka z dwojgiem małych dzieci wróciła do swych rodzinnych stron, do Chojny. Voelker, jak sam stwierdził, „przez straszne ubóstwo miał dzieciństwo i młodość zmuszające do powagi”.
Po trzech latach nauki przedszkolnej w 1894 r. został uczniem Friedrich-Wilhelm-Gymnasium, które opuścił ze świadectwem dojrzałości w 1905 r. Dzięki stypendiom i znacznej pomocy oddanych przyjaciół mógł podjąć studia. Rozpoczął je w Berlinie, studiował religię, hebrajski, historię i łacinę. Egzamin państwowy złożył w 1910 r. w Greifswaldzie.
Potem nastąpił rok seminaryjny w Królewskim Gimnazjum² w Koszalinie i rok próbny w szkole przykatedralnej w Kamieniu Pomorskim. W 1912 r. przeniesiony został, jako naukowy nauczyciel pomocniczy³, do Królewskiego Gimnazjum Katedralnego i Realnego w Kołobrzegu. W 1916 r. stanowisko jego zostało zmienione w stanowisko Oberlehrer, do 1945 r. Voelker był etatowym nauczycielem szkoły średniej . Kołobrzeg stał się jego życiem. W 1917 r. pracą o Konradzie III uzyskał w Greifswaldzie tytuł doktora filozofii.
W marcu 1915 r. został żołnierzem, na koniec był podoficerem służby medycznej w 120. Lazarecie Polowym we Francji. Przeżycia te znalazły swe odzwierciedlenie w książce Voelkera „Żołnierz niemiecki w swych pieśniach i wierszach” , która ukazała się w 1929 r., w wydawnictwie Hesseland Verlag w Szczecinie⁴.
4 października 1927 r. ożenił się z Dorotheą Bolle, córką właściciela apteki w Gryficach na Pomorzu, Franza Bolle. Z małżeństwa tego pochodziło czterech synów: Hermann, Fritz, Hans i Eberhard. Nie żyje już żaden z nich.
Johannes Voelker miał nastawienie bardzo pronarodowe i zajmował wiele honorowych stanowisk w organizacjach patriotycznych. Tak np. w 1920 r., razem z wdową po radcy sądowym Richterze, założył w Kołobrzegu grupę lokalną Stowarzyszenia Opieki nad Grobami Wojennymi . Była to pierwsza taka grupa na Pomorzu, Voelker kierował nią do 1935 r. Przejściowo był też członkiem kołobrzeskiej loży, sądził bowiem, że jej ideały mogą kiedyś doprowadzić do odrodzenia ojczyzny. Rozczarował się jednak i w 1931 r. z niej wystąpił. Dla nazistów członkostwo to było wystarczającym powodem, aby po 1933 r. zmusić go do złożenia wszystkich piastowanych stanowisk honorowych i utrudnić jego rozwój zawodowy. Stanowisko starszego zboru przy katedrze kołobrzeskiej było jedynym stanowiskiem honorowym, jakie zachował. Jako historyk i filolog klasyczny zgromadził w swym kołobrzeskim okresie życia pokaźną bibliotekę. Przepadła w 1945 r.
4 marca 1945 r. – zmuszony rozkazem ewakuacyjnym – ze swą żoną, dwoma najmłodszymi synami i dobytkiem na dwóch wózkach ręcznych – opuścił pieszo swój ukochany Kołobrzeg. Ucieczka zakończyła się jednak już w Dźwirzynie, 12 km na zachód od Kołobrzegu, gdzie rodzinę dogonili Rosjanie. Przez dziesięć miesięcy błąkała się ona w najtrudniejszych warunkach po wsiach Pomorza, znosząc różnorakie szykany żądnych zemsty zwycięzców. Raczej wątły mężczyzna, jakim był Voelker, parający się pracą umysłową i słowem, musiał wykonywać ciężkie prace polowe i imać się najpodlejszych zajęć. Był duszpasterzem dla Niemców, którzy pozostali na tamtym terenie, odprawiał nabożeństwa i grzebał zabitych, w tym licznych żołnierzy, których ciała znajdowano dopiero po wielu tygodniach. Polski burmistrz surowo zakazał Voelkerowi prowadzenia zorganizowanego przez niego nauczania dla niemieckich dzieci wszystkich grup wiekowych. Dwukrotnie ledwie uniknął wywózki. W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia 1945 r. Polacy wydalili rodzinę Voelkera. W drodze do przeprawy na Odrze pod Szczecinem przez Białogard i Stargard polskie bandy okradły ją z resztek dobytku. 27 grudnia 1945 r. dotarła do granicy pod Gumieńcami. Z cudem graniczy, że zachował się dziennik, który Voelker wówczas skrupulatnie prowadził – nadzwyczajny dokument z tragicznych czasów, gdy Niemcy nie mieli żadnych praw.
Przez różne stacje Pomorza Przedniego, Berlina i Westfalii Voelker dotarł w końcu do Stade, gdzie przez pierwsze miesiące mógł pracować jako referent przy kościelnej służbie poszukiwawczej . Jego nadzieja, że wśród milionów zaginionych uda mu się też znaleźć trop zaginionego syna Fritza, nie spełniła się.
W Stade dano mu jeszcze dużą satysfakcję – przez kilka lat, do chwili przejścia na emeryturę, mógł pracować jako pedagog – tym razem w szkole średniej dla dziewcząt , Vincent-Lübeck-Schule. Tak jak w Kołobrzegu, i tam szybko zyskał sobie duży szacunek grona nauczycielskiego, a dzięki swej dobrodusznej, serdecznej naturze zaskarbił sobie zaufanie i przychylność uczennic.
Również w Stade rychło zaczął pracować w radzie parafii św. Kosmy i przez wiele lat sprawował funkcję jej przewodniczącego. Znamienne dla oceny jego osoby jest ile osób wzięło udział w jego pogrzebie oraz pełne wdzięczności nekrologi władz kościelnych, gminy oraz władz Ziomkostwa Pomorskiego , którego prezesem w Stade Voelker był przez jakiś czas.
Miłość i wierność dla rodzinnego miasta sprawiły, że Voelker dość szybko zaczął pracę na rzecz swych krajanów, rozsianych wskutek wypędzeń po całych Niemczech. Już w 1946 r., jeszcze gdy obowiązywały zakazujące tego ustawy władz okupacyjnych, założył w Stade stowarzyszenie kołobrzeżan, które zorganizowało swe pierwsze spotkanie 27 lipca 1947 r. w Hotelu Birnbaum. Po raz pierwszy po wojnie zabrzmiała tam Pieśń Pomorza ⁵. Po tym spotkaniu do 1949 r. odbywały się w Stade kolejne, przy okazji których na uroczystości i mszę odprawianą przez pastora Handtmanna w ratuszu zbierało się wówczas już do 850 kołobrzeżan. Voelker był jednym z pierwszych organizatorów ogólnoniemieckich spotkań wszystkich kołobrzeżan – odbywających się w Lubece od 1950 r., teraz już ponad 50 lat, z tradycyjnym świętem mieszkańców miasta, przypadającym na 2 lipca⁶. Tam w 1950, 1951 i 1954 r. wygłosił uroczyste przemówienia – wówczas już przed tysiącami kołobrzeżan. Esejami historycznymi swego pióra ubogacał ukazujące się corocznie z tej okazji księgi jubileuszowe.
Oprócz tego niezmordowany Voelker już w Stade systematycznie zbierał adresy kołobrzeżan. Zaczął od poszukiwań swych kołobrzeskich znajomych, potem rozszerzając kwerendę na uczniów kołobrzeskiej szkoły katedralnej. Szczególnie leżało mu na sercu wyjaśnienie losów zaginionych uciekinierów i pochodzących z Kołobrzegu żołnierzy. We współpracy z Gazetą Kołobrzeską Ericha Müllera sporządził listę poległych. Zawierała ona ponad 1000 nazwisk i ukazała się w 1953/54 r. w dwóch małych broszurach pt. „Epitafia kołobrzeskie” , w wydawnictwie Peter Jancke. Nie zdążył już ukończyć „Księgi pamiątkowej dla nauczycieli i uczniów kołobrzeskiego gimnazjum katedralnego” . Prace dokończył jego niegdysiejszy uczeń, Wilhelm Heyden w 1985 r. i publikacja została wydana w godnej formie przez stowarzyszenie byłych uczniów szkoły katedralnej .
Umierając nagle 6 lutego 1958 r. Johannes Voelker pozostawił jeszcze dwa ukończone rękopisy: „Historię miasta Kołobrzeg” i niniejszą kronikę „Ostatnie dni Kołobrzegu”.
„Historia miasta Kołobrzeg” jest streszczeniem historii miasta pióra Riemanna (do 1807 r.), którą do upadku w Kołobrzegu w 1945 r. dopełniają własne badania Voelkera. Publikacja ta ukazała się w 1964 r., w wydawnictwie Ostseeverlag, w Leichlingen.
Spoglądając na owe dzielne, pracowite życie naszego krajana, Johannesa Voelkera, stwierdzić można tylko: w najwyższym stopniu przysłużył się miastu i jego mieszkańcom. Pełni szacunku i wdzięczności zachowujemy go w naszej pamięci.
Peter JanckeŻYCIORYS PUŁKOWNIKA FRITZA FULLRIEDE
Udana obrona Kołobrzegu w marcu 1945 r., a co za tym idzie uratowanie ludzi otoczonych w mieście, nie byłyby możliwe, gdyby komenda wojskowa nad obrońcami nie spoczywała w rękach nadzwyczaj solidnego oficera. Pułkownik Fritz Fullriede był oficerem zahartowanym w bojach, który sprawdził się na froncie wschodnim i w Afrika Korps feldmarszałka Rommla. Dotarł do miasta 1 marca 1945 r., na trzy dni przed przybyciem pod nie Rosjan, powołany na czoło sformowanego w lutym sztabu twierdzy. Na stanowisku zmienił schorowanego generała Paula Herrmanna. Pierwsze dni poświęcić musiał na uporządkowanie sfery cywilnej i zewidencjonowanie rozbitych oddziałów, które miał do dyspozycji do obrony miasta. Według jego danych, gdy Rosjanie 4 marca pojawili się przed Kołobrzegiem, było to 3 300 żołnierzy należących do różnych rodzajów broni – wojsk lądowych, marynarki, Luftwaffe i Volkssturmu. Pod jego dowództwem ci różnie uzbrojeni i niezbyt doświadczeni w bojach żołnierze dzielnie bronili miasta przed mającym wielokrotną przewagę wrogiem. Szczególnie należy zaakcentować sposób wykorzystania Volkssturmu – obrona Kołobrzegu jest jednym z nielicznych przykładów sensownego użycia tych ostatnich niemieckich sił pod koniec wojny. W rzeczywistym sensie swojego zadania żołnierze toczyli tam walkę o uratowanie swych kobiet i dzieci.
Celem Fullriedego – wbrew rozkazom trzymania się do ostatniego żołnierza – było, aby bronić miasta tylko do chwili, w której będą mogli opuścić je szukający w jego murach schronienia uciekinierzy z zagrożonych regionów Pomorza, Prus Zachodnich i Wschodnich oraz mieszkańcy. Plan pułkownika się udał. Motywowani wolą uratowania ludności przed żądnym zemsty wrogiem oraz nadzieją na własny ratunek przez morze, dzielni żołnierze i volkssturmiści bronili portu przed dostępem wroga aż do momentu odtransportowania ostatnich cywili. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wsparcie artyleryjskie dwóch niszczycieli Kriegsmarine. Niezapomniane pozostaną również dokonania dzielnych załóg śpieszących z ratunkiem statków handlowych.
We wczesnych godzinach porannych 18 marca pułkownik Fullriede, razem ze swym sztabem i ostatnimi ubezpieczeniami, opuścił w dramatycznych okolicznościach, na małych łodziach, spustoszone czternastodniowymi walkami, płonące miasto. Zniszczenia te były ceną, jaką trzeba było zapłacić za możliwość uratowania przed bezlitosnym wrogiem 70 000 kobiet, dzieci i starców. Zamiast grożącej normalnie za oddanie twierdzy nieprzyjacielowi szubienicy, Fullriede za tę wyjątkową obronę otrzymał od swego naczelnego wodza Liście Dębowe do Krzyża Rycerskiego¹. W kwietniu 1945 r. powierzono mu jeszcze dowodzenie sformowaną w Świnoujściu 3. Dywizją Piechoty Morskiej . Fullriede zmarł 3 listopada 1969 r. i pochowany został z honorami wojskowymi w swoim rodzinnym mieście – Bremie.
Peter JanckeWSTĘP WYDAWCY DO PIERWSZEGO WYDANIA Z 1959 R.
Nazwa pomorskiego miasta portowego, będącego przez pewien czas twierdzą – Kołobrzegu – kilkakrotnie pojawiała się na kartach nowszej historii wschodnioniemieckiej w związku z wydarzeniami wojennymi. Z położenia miasta – stanowiącego najważniejszy pomorski port bałtycki między Szczecinem a Gdańskiem – wynikało jego znaczenie wojskowe. O Kołobrzeg toczono więc walki już wcześniej – np. podczas wojny trzydziestoletniej. Szereg oblężeń przyniosła wojna siedmioletnia: w 1758 r. miasto nadaremnie oblegała armia rosyjska, w 1760 r. oparło się ono atakom rosyjskim i szwedzkim z morza i lądu, w 1761 r., po czteromiesięcznym oblężeniu, musiało poddać się Rosjanom. Słynna stała się zwycięska obrona twierdzy przed Francuzami, prowadzona pod dowództwem Gneisenaua i Nettelbecka w 1807 r.
Podczas II wojny światowej historyczną sławę żołnierskiej i cywilnej obrony Kołobrzegu chciała wykorzystać propaganda – starając się stworzyć w beznadziejnej sytuacji przykład nieugiętej woli oporu. Z takich samych pobudek kręgi przywódcze starały się wówczas przypisać desperackiej obronie Kołobrzegu w 1945 r. dodatkowe znaczenie dla wyniku wojny. Owe bezcelowe, podejmowane w krytycznej sytuacji działania, mające na celu posłużenie się na potrzebę chwili nawet jeśli szczytną, to zniekształcaną przez film i prasę przeszłością, nie ujmują ostatniej walce o miasto charakteru ważnego wydarzenia historycznego. Nie pomniejszają uznania dla obrońców i tego, że poświęcając się w największym niebezpieczeństwie zrobili oni dla swych krajanów wszystko, co tylko było możliwe.
Znaczenie obrony Kołobrzegu przeciw nacierającym siłom radzieckim w 1945 r. dostrzec można tylko, gdy wziąć pod uwagę sytuację na froncie wschodnim, a przede wszystkim ruchy uciekającej ludności cywilnej. Wielka ofensywa sowiecka, która ruszyła w połowie stycznia 1945 r. między Kłajpedą a górną Wisłą, na interesującym nas odcinku pod koniec stycznia dotarła do Odry pod Fürstenbergiem i Kostrzynem. Z początkiem lutego Wschodnia Brandenburgia była w radzieckich rękach. Oznaczało to, że Rosjanie oskrzydlili na całej długości wojskowe połączenia komunikacyjne, wiodące z zachodu przez Pomorze Wschodnie do sił niemieckich walczących jeszcze w Prusach Zachodnich, a przez to i drogę ratunku ludności cywilnej, uciekającej ze wschodu na zachód. Sowiecką próbę przerwania komunikacji uderzeniem na Szczecin udało się wprawdzie zniweczyć, ale dowództwo niemieckie nie dało już rady odepchnąć kontruderzeniem flanki nieprzyjaciela. Natarcie na południe, które rozpoczęło się w połowie lutego w rejonie Pyrzyc – Choszczna, utknęło mimo początkowych sukcesów.
Oprócz rozwoju sytuacji wojskowej, nacechowanej dzielnym i pełnym poświęcenia oporem stopniałych sił niemieckich, gdzie cieniem rzucał się brak sił i materiałów, na ogólny obraz wydarzeń składa się również położenie ludności cywilnej. Tą, w przypadku wdarcia się Sowietów na Pomorze, czekał szczególnie ciężki los, znany już wówczas z siejących przerażenie wydarzeń w Prusach Wschodnich. Na terenie między Prusami Wschodnimi a dolnym biegiem Odry, gdzie wówczas nie było jeszcze nieprzyjaciela, znajdowały się prawie trzy miliony miejscowych Niemców oraz milion, który uciekł z Prus Wschodnich i rejonu Wisły oraz Warty. Ludzi tych na Pomorzu Wschodnim i w Prusach Zachodnich trzymały wycieńczenie, brak transportu, przede wszystkim zaś jednak nadzieja, że wkrótce uda się wrócić do oswobodzonych stron ojczystych. Kriegsmarine i marynarka handlowa ewakuowały przez morze – przez Gdańsk i wschodniopruskie porty – setki tysięcy uchodźców, co było osiągnięciem bezprecedensowym, jednym z owych wielkich, a dokonywanych w cichym bohaterstwie czynów końca wojny. Gdy jednak na początku marca 1945 r. rozpoczęło się zakrojone na szeroką skalę uderzenie sowieckie na Pomorze Wschodnie i Gdańsk, znajdowało się tam jeszcze około dwa i pół miliona Niemców, z tego ponad 25% uciekinierów. Droga lądowa na zachód, wiodąca wzdłuż wybrzeża, stawała się coraz węższa, a w końcu została odcięta, uciekający gromadzili się więc w portach – do których obok Gdańska zaliczał się przede wszystkim Kołobrzeg.
Radziecka ofensywa marcowa – która przez zajęcie terenu Prus Zachodnich i Pomorza Wschodniego zabezpieczyć miała flankę skierowanego na Berlin klina uderzeniowego – posuwała się w trzech kierunkach: z rejonu Strzelec Krajeńskich – Choszczna w stronę ujścia Odry pod Szczecinem, a potem brzegu Bałtyku w rejonie Kamienia Pomorskiego, z rejonu Piły – Wałcza ku wybrzeżu na wschód od Koszalina, wreszcie z Prus Zachodnich na Gdynię i Gdańsk. Podczas gdy ofensywa w Prusach Zachodnich dotarła do wybrzeża między Gdynią a Gdańskiem dopiero 22 marca, na Pomorzu Wschodnim odnosiła sukcesy i czyniła szybkie postępy. Już 1 marca dotarła do wybrzeża morskiego pod Koszalinem, 3 marca Armia Czerwona była nad ujściem Odry – w ten sposób nie tylko odcięła Pomorze Wschodnie, ale też podzieliła je na dwie części. Do 10 marca całe Pomorze Wschodnie znalazło się w rękach radzieckich, bronił się już tylko Kołobrzeg.
Sowiecka ofensywa wyrwała ze złudnego spokoju stycznia znajdujących się na Pomorzu Wschodnim miejscowych i uchodźców. W pośpiechu i zimowej aurze, ruszyły kolumny i transporty uciekinierów. Pozwolenia na opuszczenie miejscowości zwykle udzielane były za późno. Ludność na terenie znajdującym się na wschód od rejonu sowieckiego uderzenia znów ruszyła na Gdańsk, gdzie wielu znalazło jeszcze ratunek. Z zachodniej części Pomorza Wschodniego jednak tylko nielicznym udało się jeszcze dotrzeć przez Odrę na Pomorze Przednie i do Meklemburgii – ostatni ratowali się przez wyspy Zalewu Odrzańskiego. Zwłaszcza dla ludności powiatów koszalińskiego, kołobrzeskiego i białogardzkiego droga do Odry była za daleka, żeby dało się ją pokonać jeszcze przed pojawieniem się rosyjskich czołówek. Przez to ostatnią możliwością ratunku był Kołobrzeg z jego portem – największa miejscowość w tym rejonie. Liczba ludności wzrosła z 35 000 do 85 000. Gdy zaczęło się okrążanie miasta, na linii kolejowej z Białogardu do Kołobrzegu stały jeszcze 22 pociągi z uchodźcami i rannymi. Tylko opór w rejonie Kołobrzegu, obrona miasta i portu pozwalały żywić nadzieję na uratowanie przez morze mieszkańców, rannych, uchodźców i resztek oddziałów wojskowych. Było to zadaniem obrońców Kołobrzegu i sensem ich walki.
Autor, który sam brał udział w walkach, w oparciu o zbierane wiele lat materiały nakreślił szczegółowy obraz działań bojowych i wydarzeń w sferze cywilnej – o ile w ogóle można te dwie sfery w zmaganiach o twierdzę odróżniać. Tym samym zawdzięczamy mu – któremu nie dane już było dożyć publikacji tego tomu – istotny wkład do badań nad historią wschodnioniemiecką 1945 r., którego znaczenie wykracza poza ramy lokalne. Z wojskowego punktu widzenia obrona miasta nie miała szans na powodzenie, skończyła się też jego ewakuowaniem. Mimo to 3 300 żołnierzy, którzy podjęli walkę przeciw sowieckim oddziałom pancernym, artylerii i wyrzutniom rakietowym oraz przeciwko sowiecko-polskim dywizjom piechoty, umożliwiło uratowanie około 7 000 osób niemieckiego i nieniemieckiego pochodzenia (np. jeńców wojennych). Tej odwadze, którą żołnierze okazali świadomi swej odpowiedzialności, należy się wzmianka.
Zespół GetyńskiSZÓSTE OBLĘŻENIE KOŁOBRZEGU
W swej historii Kołobrzeg przeżył sześć oblężeń. 28 lutego 1631 r., po pięciomiesięcznym oblężeniu, musiał poddać się szwedzkiemu generałowi Hornowi. Siły cesarskie wycofały się 2 marca 1631 r., a do miasta wkroczyli Szwedzi. W październiku 1758 r. i w okresie od 27 lipca do 23 września 1760 r. małą twierdzę daremnie oblegali Rosjanie. Trzecie oblężenie rosyjskie – a czwarte w historii twierdzy – trwało od 24 sierpnia do 16 grudnia 1761 r. Wieczorem 16 grudnia pułkownik von der Heyde podpisał honorową kapitulację, bo 15 grudnia wydał garnizonowi ostatni bochenek chleba. Piąte oblężenie Kołobrzegu przez Francuzów – od marca do 2 lipca 1807 r. – zakończyło się niepowodzeniem wojsk napoleońskich. Sprawiło ono, że Kołobrzeg i jego sławni obrońcy, dowódca twierdzy major Neithardt von Gneisenau, major von Schill, zastępca dowódcy kapitan von Waldenfels i reprezentant mieszczan Joachim Nettelbeck na zawsze zapisali się złotymi zgłoskami w niemieckiej historii. Szóste oblężenie – od 4 do 18 marca 1945 r. – zakończyło się zajęciem Kołobrzegu przez Rosjan i Polaków. Zdobyli zgliszcza, bo czternastodniowy ostrzał zniszczył miasto w dziewięćdziesięciu procentach.
W marcu 1945 r. Kołobrzeg przepełniony był uciekinierami, którzy od stycznia 1945 r. tygodniami, nieprzerwanym strumieniem, przetaczali się przez miasto, pokonawszy wcześniej drogę z Zachodnich i Wschodnich Prus. Przepuszczani byli oni przez Kołobrzeg, a gdy zdarzały się zatory, zatrzymywani do następnego dnia. Większości uciekinierów ze stycznia i lutego udało się jeszcze dotrzeć w rejon na zachód od Odry¹. Wielu jednak – zwykle tych nadchodzących z południowego wschodu, z Pomorza Tylnego² – wciąż spychanych coraz dalej na północ przez Rosjan, daremnie próbowało uciec na zachód³. Niektóre z grup zostały rozbite przez siły radzieckie⁴.
Wobec dziejów miasta, tym lepiej pasujących do narodowosocjalistycznej propagandy, im bardziej beznadziejna stawała się sytuacja, Hitler życzył sobie, żeby Kołobrzeg bronił się do ostatniego żołnierza i dowiódł, że jest godzien historycznych obrońców walczących pod dowództwem Nettelbecka⁵. Komendant miasta nie był jednak skłonny dać się omamić niedorzecznym historycznym paralelom do walk w 1807 r. Z pewnością jednak uważał za swój obowiązek, aby z trzema tysiącami swych ludzi bronić miasta tak długo, aż dzięki dużej pomocy marynarki uda się ewakuować masy uchodźców przez morze⁶.
Po zakończeniu wojny w prasie miała miejsce godna pożałowania dyskusja, w której namiętnie rozważano argumenty przemawiające za obroną Kołobrzegu i przeciw niej. Ówczesnemu komendantowi, pułkownikowi Fullriede, postawiono ciężki zarzut, że wykonał „niedorzeczny rozkaz” obrony, przyczyniając się w ten sposób do zniszczenia Kołobrzegu – miasta otwartego⁷.
Walka mogła mieć dla pułkownika Fullriede tylko jeden cel: wytrzymać do momentu, aż okrążeni w mieście uchodźcy i mieszkańcy będą mogli zostać ewakuowani przez morze. Gdy udało się cel ten osiągnąć, komendant poddał miasto – wbrew rozkazowi poświęcenia nawet ostatniego żołnierza i stworzenia w ten sposób mitu Kołobrzegu⁸.
Komendant i jego dzielni ludzie słusznie są więc wstrząśnięci, że ich obronę Kołobrzegu nazywa się „szaleństwem” – tym bardziej, że pułkownik Fullriede wyraźnie oświadczył swym towarzyszom broni, że nie bronią oni miasta czy twierdzy Kołobrzeg, ale ludności cywilnej, przede wszystkim kobiet i dzieci⁹ i że wyprowadzi ich z Kołobrzegu – nawet gdy będzie trzeba działać wbrew rozkazom – gdy tylko uda się ewakuować ostatniego cywila¹⁰. Komendant wydał więc taki, a nie inny rozkaz wyłącznie dlatego, że inaczej nie dałoby się uratować ludności¹¹. Co więcej, Kołobrzeg był jedynym miastem bronionym do momentu, aż udało się – na tyle na ile było to możliwe – ewakuować ludność cywilną¹². Właśnie dlatego podczas obrony miasta zginęły tysiące żołnierzy i mężczyzn z Volkssturmu¹³. Walka ta uratowała dziesiątki tysięcy ludzi przed straszliwym końcem. Obrońcy dobrze zdawali sobie sprawę, jak straszny los czekał mieszkańców miasta i uchodźców, zwłaszcza kobiety i dziewczynki. Dowództwo wojskowe ciągle im o tym przypominało. Rosjanie dwukrotnie wzywali pułkownika Fullriede do kapitulacji i zapewniali, że pozostawią żołnierzy przy życiu i będą ich dobrze traktować, nie gwarantując jednak tego samego mieszkańcom¹⁴! Obrońcy Kołobrzegu walczyli więc tylko i wyłącznie za ludność cywilną¹⁵. Co stałoby się z 80 000 ewakuowanymi przez morze cywilami, gdyby żołnierze i volkssturmiści nie wytrzymali do końca?¹⁶. To, że pułkownik Fullriede i jego ludzie byli gotowi oddać swe życie za kobiety, dzieci i starców nie było więc „szaleństwem”, a w owych schyłkowych dniach czynem honorowym i bohaterskim¹⁷. Cóż mogłoby zatrzymać wroga przed miastem, gdyby nie było ono bronione? Czy oszczędziłby on Kołobrzeg i na pewno nie popędził 80 000¹⁸ stłoczonych w nim Niemców, jak zwykł to wówczas robić, w straszliwy marsz na wschód? W każdym razie, gdy stoi się przed taką nieuniknioną decyzją, jak pułkownik Fullriede, zawsze należy mieć na uwadze: życie ludzi jest więcej warte, niż choćby najszacowniejsze budowle miasta!¹⁹.