Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Ostatnio widziane - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
9 kwietnia 2025
1999 pkt
punktów Virtualo

Ostatnio widziane - ebook

Rodzinne konflikty, tajemnice, kłamstwa i szokujące odkrycia. Soczysty thriller bestsellerowej autorki, który wciąga od pierwszej strony aż do ostatniego słowa.

W tym samym czasie znikają dwie kobiety: Leigh Fletcher i Kai Janssen. Detektywka Clements wie, że ludzie znikają nieustannie – i to zdecydowanie zbyt często. Większość ucieka od czegoś, niektórzy do czegoś, inni zostają porwani. Niestety, nie wszyscy się odnajdują. Te dwie kobiety pochodzą z zupełnie różnych światów. Ich zaginięcia wydają się niepowiązane. A jednak instynkt detektywki podpowiada, że może być inaczej. Czy Clements odkryje prawdę?

Adele Parks – jedna z najbardziej lubianych i najlepiej sprzedających się autorek literatury kobiecej w Wielkiej Brytanii. Sprzedała ponad 3,8 miliona książek, a jej powieści zostały przetłumaczone na 30 różnych języków. Adele napisała 18 współczesnych powieści i 2 historyczne. Jej najnowsze prace to klimatyczne thrillery psychologiczne w nurcie domestic noir. W swoich książkach Parks szczególną uwagę skupia na relacjach rodzinnych, poświęceniu w imię miłości, rodzicielstwie oraz wierności.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8417-060-1
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pochwały pod adresem

_Ostatnio widzianych_:

„Jak każda książka Adele Parks, i ta przykuwa uwagę od pierwszej do ostatniej strony”.

– Richard Osman, autor bestsellera Czwartkowy Klub Zbrodni

„Naprawdę świetnie się bawiłem! Przez cały czas snułem domysły i aż sapałem z wrażenia, gdy pojawiały się zwroty akcji”.

– Ian Rankin, autor bestsellera Pieśń na mroczne czasy

„Ambitna, voyeurystyczna proza, przy której nie sposób nie obgryzać paznokci. Przeczytałam za dwoma posiedzeniami”.

– Louise Candlish, autorka bestsellera Ostatnie piętro

„Kolejna laska dynamitu od niezrównanej Adele Parks: wciąga, mrozi krew w żyłach, praktycznie nie daje się odłożyć”.

Lisa Jewell, autorka bestsellera Idealna rodzina

„Inteligentna i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, lektura obowiązkowa”.

– „Woman & Home”

„Inteligentna i zmuszająca do myślenia, z absolutnie genialnym zwrotem akcji w połowie”.

– T.M. Logan, autor bestsellera Zaufaj mi

„Pikantna, soczysta, odważna. Przy lekturze siedziałam na samym skraju krzesła”.

– Jane Corry, autorka bestsellera Wszystkie nasze kłamstwa

„Mroczna, namiętna opowieść, od której się nie oderwiesz”.

– Jane Fallon, autorka bestsellera Jak pozbyć się Matthew?

„Pełna toksycznych relacji, mrocznego pożądania i szokujących zwrotów akcji… Doskonała!”

– Eve Chase, autorka bestsellera Szklany dom

„Zwięzła, szczera, przenikliwa emocjonalnie, inteligentna i szokująca. Adele Parks pisze coraz lepiej”.

– Gillian McAllister, autorka bestsellera To tylko kolejna zaginiona1

wtorek, 17 marca 2020

Wyrywam się z nicości. Nie leżę jednak w swoim łóżku. W ogóle nie leżę w łóżku.

Otwieram oczy i natychmiast wiem, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Wokół panuje ciemność. Czuję się zawieszona w groźnej, dusznej czerni. Znajduję się w pozycji horyzontalnej, ale pod sobą mam beton. Goły beton, taki jak przed położeniem fliz, choć coś mi mówi, że ta posadzka nie doczeka się ręki płytkarza. Sama nie wiem, skąd u mnie taka myśl. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałam na podłodze, było to milion lat temu, jeszcze w czasach studenckich, gdy zapiłam na imprezie i musiałam spędzić noc na waleta u koleżanki w akademiku. Próbuję usiąść; wszystkie kończyny mi ciążą, w głowie mnie łupie. Mimo to staram się wstać. Czuję szarpnięcie – okazuje się, że lewą rękę mam przywiązaną. Przykutą łańcuchem. W tym samym momencie dolatuje mnie szczęk metalu i przenika jego chłód. Czy to sen? Moja głowa pulsuje, nadyma się i pęka. Na powrót zaciskam powieki – szorują po gałkach ocznych jak papier ścierny. Za drugim razem otwieram oczy ostrożniej, pozwalam wzrokowi przywyknąć do mroku. Czy to ogólna słabość sprawia, że wszystko wydaje mi się dziwne i obce? Drżące? Mam takie wrażenie, jakbym nie mogła nadążyć za własnymi myślami.

Ile wczoraj wypiłam? Wysilam pamięć, ale nic z tego. Nagle sobie uświadamiam, że nie pamiętam zupełnie nic z minionego wieczoru, i w tej samej chwili ogarnia mnie prawdziwy strach. Robi mi się niedobrze. W powietrzu snuje się woń rzygowin, co oznacza, że zdążyłam już puścić pawia. Kto jak kto, ale ja nie budzę się we własnych wymiocinach. Gdzie podział się zapach mojego śpiącego męża? W sypialni nie unosi się aromat Jo Malone Lime Basil and Mandarin, w kuchni nie pieką się tosty. W nozdrza drażni mnie kurz, jest mi trochę za ciepło, choć nie czuję wilgoci. Czyżbym była w szpitalu? Nie. W żadnym szpitalu nie każe się leżeć pacjentom na ziemi, do tego w łańcuchach. I dlaczego jest tak cicho? Chłopcy o nic się nie kłócą, telewizor nie ryczy, nie trzaskają drzwi, nikt nie domaga się ode mnie odpowiedzi na pytanie o to, gdzie są spodenki gimnastyczne. Czekam. Bywa przecież, że rano, gdy się budzę, jest całkiem spokojnie – gra tylko radio, ustawione na program czwarty, i w powietrzu wisi zapach kawy.

Nic.

Moje ciało zalewa fala przerażenia. Kończyny jakby topnieją, przez co nie mogę wykonać najlżejszego ruchu. Pomimo mgły mózgowej zdaję sobie sprawę, że ktoś musiał mnie odurzyć. Zostałam porwana. To, o czym się czyta, to, co spotyka innych, co przydarza się innym, spotkało, przydarzyło się mnie.

Spanikowana zaczynam szarpać się z łańcuchem, ale on się nie poddaje. Na czworakach eksploruję bezpośrednie otoczenie, staram się zrozumieć, dokąd trafiłam. Nie udaje mi się zajść daleko, ponieważ ogranicza mnie łańcuch – z jednej strony przykuty do kaloryfera, z drugiej trytytką przyczepiony do mojego nadgarstka. Łańcuch ma długość około metra. Pomieszczenie jest wielkości standardowego pokoju gościnnego, ma może trzy na trzy metry. Ściany wydają się szare. Są kompletnie gołe, ale czyste. Nie znajduję się więc w opuszczonym magazynie ani porzuconej chacie. Na to jest tutaj zbyt schludnie – nijako w stopniu rywalizującym z anonimowością. Domyślam się, że to nie przypadek. Mogłabym być wszędzie. Nie ma tu wyposażenia. Żadnego mebla, łóżka, materaca, lampy. Niczego, co uczyniłoby tę przestrzeń przyjaźniejszą, niczego, co niosłoby otuchę. Widzę tylko plastikowe wiaderko. Świadomość, do czego ma służyć, sprawia, że skręcają mi się wszystkie wnętrzności. Dostrzegam zarys drzwi i zabite deskami okno. Nie jestem w stanie do nich sięgnąć, ponieważ drzwi znajdują się w przeciwnym rogu, a okno na wprost ściany z kaloryferem.

Chcę sprawdzić godzinę, przekonuję się jednak, że mój smartwatch zniknął. Nie mam pojęcia, ile czasu upłynęło, nie wiem nawet z całą pewnością, jaki jest dzień – to tylko wzmaga moje poczucie izolacji i zagubienia. Nie straciłam jednak głosu. Mogę krzyczeć i w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Przelotnie myślę o osobie, która mnie tutaj sprowadziła; krzykami ją ściągnę, a wtedy nie wiadomo, co ze mną będzie. Nieważne…

– Pomocy! Pomocy! Proszę mi pomóc! – Mój głos rozdziera martwą, nienaturalną ciszę. Wołam i wrzeszczę, aż dostaję chrypki. Ból głowy staje się nie do zniesienia.

Przestaję się drzeć i nasłuchuję.

Nikt nie odpowiada.

Nikt nie przychodzi.

Cisza się przedłuża. Wytężam słuch w nadziei, że usłyszę cokolwiek – jadące samochody, przechodzących ludzi, śpiew ptaków, skoro światło zaczęło się przebijać przez deski zasłaniające okno. Wstał nowy dzień – ale jaki? Cisza wokół zdaje się absolutna. Wtem za drzwiami rozlegają się kroki.

– Proszę, proszę mnie wypuścić – skamlę.

Łzy płyną mi po policzkach. Nie wiem nawet, kiedy zaczęłam płakać. Twarz mam śliską od śluzu cieknącego mi z nosa. Nie chcę okazać słabości. Pragnę być silna, odważna, wytrzymała – taka jak we własnych wyobrażeniach – ale co z tego, skoro to mnie przerasta? Bohaterem bywa się tylko w swojej głowie. Prawda jest taka, że strach mnie obezwładnia. Będę prosić, błagać, zaklinać. Zrobię wszystko, byle się uratować. Wszystko.

– Proszę, nie krzywdź mnie. Proszę…

Nieoczekiwanie słyszę odgłosy uderzania w klawisze staroświeckiej maszyny do pisania. Pukanie, powolne i precyzyjne, choć mnie przypomina to raczej wrogie odliczanie. W pewnym momencie rozlega się szelest papieru wyciąganego siłą z wałka urządzenia. Co za osobliwy dźwięk, jakże nie na miejscu poza redakcją gazety sprzed dekad. Kto w ogóle używa jeszcze maszyn do pisania? Szuranie oznacza, że kartka została wsunięta przez szczelinę pod drzwiami. Wyciągam rękę, aby ją ująć, lecz znajduje się poza moim zasięgiem. Nie przestaje jednak kusić. Kładę się wyprostowana na całą swoją długość i mozolnie, niezwykle wolno przesuwam papier samymi palcami u nóg, aż wreszcie mogę go chwycić dłonią.

Nie ja tu jestem czarnym charakterem.4

Leigh

Nie byłam wyrywna, jeśli chodzi o seks. Moja matka domagała się tyle mojego czasu i uwagi, że z wielkim trudem podtrzymywałam relacje z chłopcami. Zajmowało mnie co innego: zapełnianie pustego miejsca po ojcu, który zostawił nas, kiedy miałam dziewięć lat. Do dwudziestki moje życie uczuciowe ograniczało się do wyobraźni – podkochiwałam się w gwiazdach popu, aktorach filmowych i innych mężczyznach znajdujących się poza moim zasięgiem, takich jak wykładowcy na uczelni czy geje. Nie prowadziłam pamiętnika; moja matka nie wiedziała, co to granice osobiste, i nie tylko czułaby się uprawniona do jego lektury, ale też najpewniej chciałaby ze mną przedyskutować jego zawartość. Pozostałam więc przy rojeniach. Moja głowa pełna była sugestywnych, brudnych myśli. W zależności od nastroju stanowiła labirynt pożądania, strachu, nadziei, tęsknoty. Wyobrażałam sobie intensywne randki z aktualnym obiektem moich westchnień, pisałam wiersze, rozkładałam teksty piosenek miłosnych na czynniki pierwsze.

Nie mogłabym być bardziej naiwna.

Po raz pierwszy uprawiałam seks, gdy miałam dwadzieścia jeden lat. I to z facetem, którego pierwsze słowa po fakcie brzmiały: „Musisz się zbierać, bo za godzinę wraca z pracy moja dziewczyna”. Żadna dziewczyna nie występowała ani w moich fantazjach, ani w naszej wcześniejszej rozmowie. Przeżyłam szok, widząc, jak jego obojętność błyskawicznie przeradza się w okrucieństwo.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij