Ostrze Przeznaczenia - ebook
Ostrze Przeznaczenia - ebook
Ragen i Viola zostawiają za sobą jedynie śmierć oraz zniszczenie. Budzą przerażenie w sercach tych, których spotykają. Nie przejmują się prawem i moralnością. Do tej pory nikt ani nic nie mogło ich powstrzymać. Jednak tym razem posunęli się za daleko. Niszczycielskie moce Violi przyciągnęły uwagę ambitnego króla Sigmunda Wireseda, którego wpływy rosły z każdym dniem.
Czy dwójce bohaterów uda się przetrwać starcie z siłami potężnego władcy?
Jaki związek z ich przeszłością ma tajemniczy sztylet, wykuty z niezwykłego metalu?
Co znajduje się poza granicami znanego świata?
Czy w pradawnych legendach kryje się prawda?
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8159-830-9 |
Rozmiar pliku: | 907 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mieszkańcy miasta Cardilan spali spokojnie nieświadomi, że w rezydencji barona Bergmana rozpętało się piekło. Na korytarzach zalegały brutalnie rozorane sztyletami ciała. Jednak nie one były najgorsze. Najbardziej makabryczne były zwłoki pozbawione kończyn i te rozerwane na strzępy. Gdyby ktoś obserwował rezydencję, zobaczyłby dwoje młodych ludzi przemykających korytarzami. Prawdopodobnie mężczyzna – Ragen – w tej chwili podciąłby obserwatorowi gardło. Jednak gdyby go przeoczył, jego partnerka Viola nie popełniłaby podobnego niedopatrzenia. Faktem było, że Viola miała w sobie niezwykłą moc. Skąd się wzięła, w tej chwili nie było istotne. Liczyło się tylko to, że rozczłonkowane ciała były jej zasługą.
Przemierzali ciemne korytarze niczym żądne krwi widma, nie zostawiając za sobą ani jednej żywej duszy. Baron Bergman pewnie żałowałby zatrudnienia tak słabych strażników, gdyby nie to, że spał. Obudził go dopiero odgłos wyważanych drzwi i słabnący krzyk wartownika, którego ciało posłużyło za taran. Trzeba było przyznać, że baron bardzo szybko sięgnął po nóż leżący na szafce obok łoża, ale ten nawet mu się nie przydał. Jego prawa ręka zaczęła wykręcać się we wszystkie strony, wydając niezwykle przyjemne dla ucha dźwięki. Melodię dopełniały okrzyki bólu barona.
– Dziękujemy za ogrzanie łóżka, panie baronie – powiedział Ragen, zbliżając ostrze do szyi Bergmana. – Nie będziemy zabierać panu więcej czasu.
Gdy Ragen i Viola wyrzucili zakrwawione zwłoki przez połamane drzwi, przeszukali szafki. W ten sposób zebrali pokaźną fortunę w złocie i kamieniach szlachetnych oraz kilka listów mogących sprawić sporo kłopotów rywalom barona. Po skończonej pracy Ragen ułożył się wygodnie na łóżku.
– Noc jeszcze młoda, a robota skończona – oznajmił.
***
Poranek był bardzo pogodny. Niebieskie niebo, a na nim chmury, które nabrały złotawego koloru od blasku wschodzącego słońca. Idealny dzień na wydanie uczciwie zarobionych pieniędzy. Cardilan było dużym miastem, co znaczyło, że powinien w nim mieszkać dobry płatnerz. Według Ragena noży i sztyletów nigdy nie było zbyt wiele.
Miał rację. W mieście rzeczywiście pracował zbrojmistrz. Dał im bardzo korzystną cenę pod wpływem uśmiechu Violi i obietnicy, że nie połamie mu drugiego palca.
Skierowali się do najlepszej gospody i zjedli śniadanie (w równie dobrej cenie). Gdy z niej wyszli, zaczepiło ich pięciu postawnych i dobrze uzbrojonych osiłków.
– Dawajcie pieniądze, zakochani – rozkazał jeden ze zbirów. Sądząc po licznych bliznach oraz dobrze wyglądającym mieczu, był przywódcą. – No dalej, chłoptasiu! Wyjmuj, co masz w kieszeniach. Jak się pospieszysz, to może przeżyjesz.
– Skoro pan tak ładnie prosi – odparł Ragen z uśmiechem na ustach.
Błyskawicznym ruchem wyjął nóż i rzucił nim między oczy przywódcy bandy. Zanim ten upadł, Ragen przeciął gardło drugiemu, który zatoczył się i przewrócił. Tam, gdzie leżał, szybko powiększała się kałuża krwi. Tymczasem dwóch rabusiów rzuciło się na Violę. Zatrzymali się, gdy uśmiechnięta niedoszła ofiara wykonała drobny gest palcami, a ich ręce oderwały się od ciał i uderzyły o głowy. Ragen stał koło ostatniego zbira, którego przyszpilił czterema nożami do ściany pobliskiego domu.
– Viola, pamiętasz, że poznaliśmy się w podobnej sytuacji? Ile to już lat minęło?
– Pięć? Dziesięć? Czas szybko płynie na dobrej zabawie. Pamiętam, jak podbiegłeś, gdy okrążyli mnie ci bandyci. Wyciągnąłeś sztylet i chciałeś ich poszatkować.
– Ale nie zdążyłem, bo rozsadziłaś im głowy.
– Jednego ci zostawiłam. Załatwiłeś go bez mocy, jednak bardzo efektownie. – Uśmiechnęła się ciepło, gdy przypomniała sobie tamtą chwilę.
– O tak. Piękne wspomnienia. Odkąd cię ujrzałem, jak stałaś nad ich martwymi ciałami, cała zachlapana krwią, wiedziałem, że coś nas łączy.
Z zamyślenia wyrwały ich wrzaski ostatniego zbira, który bezskutecznie próbował wyswobodzić dłoń.
– Porzucamy do celu? – spytał Ragen. – Mamy dobrą tarczę.
– Chętnie. Dodatkowe punkty za trafienie w oczy?
– Znasz mnie.
Krzyki wkrótce ucichły. Dobrych noży nigdy nie było zbyt wiele.ROZDZIAŁ 2
Podróżowali od miasta do miasta i robili, co tylko chcieli. Nie przejmowali się żadnym prawem czy zasadą, która by ich ograniczała. Mieli przy sobie więcej bogactw niż niejeden lord, ale zamiast w skarbcu trzymali je w kieszeniach i torbach, które nosiły ich wierzchowce. Nie było to najbezpieczniejsze rozwiązanie. Zdarzało się, że tracili swoje łupy, jednak nie przejmowali się tym i szybko je uzupełniali. Na świecie było sporo bogaczy. A oni i tak nie zdążyliby wydać wszystkiego, co mieli.
Nie gromadzili bogactw z chciwości. Chcieli dostarczyć sobie rozrywki i poczuć ten specyficzny rodzaj podekscytowania, który towarzyszył im podczas pokonywania pułapek zastawianych na drodze do skarbca i zdobywania nagrody ukrytej w środku.
Ragen i Viola nie mieli swojego domu. Stałe miejsce pobytu szybko stałoby się nudne i stanowiłoby łatwy cel, gdyby ktoś akurat postanowił ich zaatakować. Zdarzało się, że cała straż miejska próbowała ich powstrzymać, gdy narobili zbyt dużego zamieszania. Ale czego tu się obawiać, mając do dyspozycji niesamowitą moc i mistrzowskie umiejętności w posługiwaniu się bronią? Poza tym do własnego domu można się przywiązać. Życie pokazało, że nie warto tego robić.
Na pierwszy rzut oka Viola i Ragen nie wyróżniali się z tłumu. Typowy obserwator zobaczyłby jedynie parę młodych ludzi. Mężczyzna miał mniej więcej dwadzieścia pięć lat, czarne włosy i zielone oczy. Jego dość bladą twarz pokrywały nieliczne blizny. Kobieta była w podobnym wieku, miała długie, brązowe włosy i niebieskie oczy. Jednak było w nich coś dziwnego. Jakby wysyłali wszystkim w pobliżu delikatny znak ostrzegający przed przeszkadzaniem w rozmowie lub sugerujący ustąpienie miejsca przy stoliku w gospodzie.
Nosili charakterystyczne ubrania. Porządne, niekrępujące ruchów, a przy tym eleganckie. Były zdecydowanie lepszej jakości od tych noszonych przez zwykłych mieszczan, ale nie na tyle ekstrawaganckie, żeby wziąć ich za szlachetnie urodzonych.
Nie ograniczało ich ani prawo, ani moralność, ani sumienie. Starali się jak najbardziej korzystać z życia. Delektować się egzotycznymi potrawami i nocować w luksusowych rezydencjach. Jednak nawet najlepiej dobranej parze zdarzają się spięcia. Jest różnica pomiędzy robieniem tego, czego się chce, a przejawami zdrowego rozsądku. Właśnie to stało się przyczyną poważnej kłótni, gdy zatrzymali się na rozdrożu.
Viola chciała udać się do Pearldawn, stolicy królestwa Andrawan, wparować do pałacu króla Sigmunda Wireseda – najlepiej strzeżonej fortecy na zachód od morza – zabrać kilka świecidełek i koronę, po czym ulotnić się jak zjawa. Natomiast Ragen twierdził, że nie ma sensu pchać się w paszczę lwa. Przekonywał, że dobrze im się żyje od tylu lat i nie ma potrzeby tego zmieniać.
– Po co ci to wszystko? Rabowaliśmy już kosztowności. Jesteśmy bogatsi niż większość władców okolicznych ziem. Mamy przecież więcej, niż nadążamy wydawać!
– Ale to nie były skarby króla Wireseda. Najbogatszego paniska na Kontynencie.
– Nawet tego nie pomieścimy. Przecież nie potrzebujesz tak dużo biżuterii. Zapomniałaś o naszyjniku hrabiny de Wintergrove? Tym ze szmaragdem wielkości kurzego jaja? Przegrałaś go w karty.
– Ale odzyskałam. Ten szubrawiec oddał go i przeprosił za to, że oszukiwał.
– Po tym, jak wyrwałaś mu ręce? – spytał Ragen, zaniepokojony tym, dokąd zmierzała rozmowa.
– Nie. Po tym, jak połamałam mu palce prawej dłoni. Ręce wyrwałam temu bezczelnemu lordowi z… Skąd on właściwie był? A, mniejsza o to.
– Czemu chcesz zadzierać z najbardziej wpływowym człowiekiem na Kontynencie? Jak możesz być taka głupia? Czego jeszcze chcesz? Przecież mamy wszystko, czego potrzebujemy.
– Ponieważ mogę to zrobić. Mam na to ochotę. Chcę dla odmiany zrobić coś innego. Przecież to ja mam dar. Jak Wiresed może mi zaszkodzić? Jeśli wyśle swoich żołnierzyków, to najwyżej ich rozsadzę na kawałeczki! Co z tego, że to król? Do tej pory wszyscy, z którymi walczyłam, krwawili i umierali dokładnie tak samo. Jedyna różnica to trochę większa straż!
– Ciekawe, jak byś sobie poradziła bez daru. Co zdziałasz bez swojej mocy? Przecież fechtunek nie jest twoją mocną stroną. Załatwisz najwyżej pięciu. Reszta cię zabije! Nie będę na to patrzeć!
– Racja. Nie będziesz. Nie jedziesz ze mną! Sama odwalę niebezpieczną robotę, a ty poczekaj w najbliższej karczmie! Widocznie jesteś lepszy w piciu i ględzeniu niż w walce!
– Skoro tego chcesz, to proszę bardzo! Pieprzyć to! Poczekam sobie. Wyśpię się i najem. Jak cię zabiją, to jako duch nie nawiedzaj mnie w nocy i nie proś o wybaczenie!
– Nie mam zamiaru. Za dwa tygodnie w gospodzie Pod Pijanym Kogutem. Przyjadę w królewskiej koronie, a ty nie dostaniesz ani jednej monety!
– I bardzo dobrze! – wrzasnął Ragen.
Niedługo potem patrzył, jak Viola – jego Viola – odjeżdża i znika w oddali. Mógłby ją zawołać. Czuł, że gdyby tylko to zrobił i pojechał razem z nią na tę durną wyprawę, historia potoczyłaby się inaczej. Jednak nie zrobił tego. Był zbyt zdenerwowany, by trzeźwo myśleć. Uznał, że Viola nie dostanie się do pałacu, wróci do niego i wszystko będzie jak dawniej.
Nie wiedział, jak bardzo się myli.ROZDZIAŁ 3
Gospoda Pod Pijanym Kogutem nie była najlepszym lokalem. Nie za duża ani przesadnie schludna. Jednak podawali tam gorzałkę, było gdzie spać i zostawić konia. I podawali gorzałkę. To niewątpliwa zaleta.
W ciągu ostatniego tygodnia Ragen stracił rachubę, ile już wypił. Pewnie za dużo. Ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie gospodarz – bardzo porządny człowiek. Nie mieszał alkoholu z wodą i dolewał, dopóki pijący nie padł.
To nie był łatwy tydzień dla Ragena. Z niepokoju prawie wychodził z siebie, jednak nie mógł nic zrobić. Wiedział, że nie może ruszyć za Violą. Wściekłaby się o to, że jej nie ufa, a z doświadczenia wiedział, że lepiej nie drażnić kogoś, kto może wyciągnąć serce przez gardło. Nie chciał też dawać jej satysfakcji i robić czegoś, czemu był przeciwny, ale przecież… Kurwa. Nie wiedział, co ma zrobić, więc pił. A to nie pomagało na dłuższą metę.
Nie pomógł też nowy typ, który dopiero przyjechał. Wydawało mu się, że jest panem świata. Cały czas ględził o polityce, świecie i wszystkim, co on by zmienił lub poprawił, gdyby tylko miał możliwości. Żałosne. Jednak Ragen przeczekałby go, gdyby nie fakt, że przybysz usiadł koło baru tuż obok niego, zamęczał gadaniem i oczekiwał odpowiedzi. Gdy jej nie otrzymał, specjalnie zabrał wino Ragena i je wypił. To przeważyło szalę goryczy. Ragen wyjął z pochwy sztylet i przybił tamtemu dłoń do blatu. Jego wrzaski były znacznie przyjemniejsze dla ucha niż wcześniejsze ględzenie.
– Zostaw mnie w spokoju. Nie mam nastroju na rozmowy – powiedział cicho. Nawet nie próbował kryć groźby w swoim głosie.
– Kurwa! Już nie żyjesz! Nie wiesz, że jestem lordem tych ziem?
– Nie wiem i nie obchodzi mnie to.
Nagle dwóch osiłków zaszło Ragena od tyłu. Pierwszy zdzielił go wielką łapą w głowę i przewrócił razem z krzesłem. Będąc na ziemi, zabójca szybkim kopnięciem podciął drugiego z mięśniaków, który chciał rozwalić mu głowę najeżoną kolcami pałką. Ragen zwinnie się podniósł i wyrwał wrogowi broń. Potężnym uderzeniem zmiażdżył czaszkę przeciwnika. Krew buchnęła i zachlapała nawet trofeum wiszące na ścianie – łeb jelenia. Ragen uniknął ciosu drugiego ochroniarza i zamachnął się pałką w jego ramię, bezlitośnie miażdżąc kości. Następnie zmasakrował mu drugą rękę, a później kolana. Ostatni cios w głowę w zasadzie nie był konieczny. Ale bardzo satysfakcjonujący.
Tymczasem lord wyswobodził dłoń i rzucił się na rywala. Ragen wytrącił mu sztylet za pomocą pałki, po czym odrzucił niepotrzebną broń. Silnym ciosem prawej pięści złamał wrogowi nos, a następnym – szczękę. Potem złapał go za ciemnozłote włosy, do niedawna starannie uczesane.
– Wystarczy – wycharczał pobity – poddaję się.
– Nie. Trzeba. Było. Pić. Mojego. Wina – powiedział Ragen. Z każdym kolejnym słowem uderzał głową lorda o kamienną podłogę.
Gdy z jego rywala zostały tylko nieruchome, zmasakrowane zwłoki, zwycięzca podszedł do baru i zamówił następną kolejkę. Najzabawniejsze było to, że nikt nie protestował. Ani oberżysta, ani inni klienci. Na widok pokrytej krwią twarzy Regana odsunęli się, robiąc mu przejście na piętro.
***
Tymczasem Violi nie wiodło się o wiele lepiej. Oczywiście nadal niesamowitym uczuciem było korzystanie z daru. Te dreszcze płynące z wyzwolenia przepełniającej ją mocy… Ten smak przerażenia i bólu jej wrogów… I śmierć, zwłaszcza śmierć. To była najlepsza część! Jednak gdy nie miała z kim świętować, zwycięstwo traciło nieco swojego uroku. Minął już tydzień, a ona dopiero dojeżdżała do stolicy. Drogę powrotną będzie musiała przebyć szybciej, jeśli chce dotrzymać terminu, który sama sobie wyznaczyła.
Zastanawiała się, czy nie powinna najpierw lepiej się przygotować do akcji, ale uznała, że to w niczym nie pomoże. Nie mogła też wrócić z pustymi rękoma. Wyobraziła sobie minę Ragena, która mówiłaby, że znowu miał rację. Co to, to nie! Poza tym po co było jechać taki kawał drogi, jeśli miała zrezygnować?
***
Viola nie przewidziała jednego. Król Sigmund Wiresed nie był głupi. Był za to bardzo ambitny. Miał też licznych szpiegów. Słyszał więc o brutalnych atakach pewnej pary, a zwłaszcza o kobiecie z mocami. Zostawiali za sobą zbyt dużo trupów i zwrócili jego uwagę.
Władca Andrawan postanowił przygotować się na odparcie nieznanego zagrożenia. Myślał też o tym, jak wiele mógłby osiągnąć, mając kogoś takiego na swoje rozkazy. Jeśli plotki o mocy pozwalającej bez wysiłku pokonać oddział wojowników były prawdziwe chociaż w niewielkiej części, to jego plan podbojów powiódłby się dużo szybciej. Ostatecznie zwołał Łowców – grupę elitarnych wojowników trenowanych do zadań specjalnych, takich jak eliminowanie trudno dostępnych celów.
Powiedział im tylko:
– Przyprowadźcie mi ją żywą. Jego zlikwidować.ROZDZIAŁ 4
Viola dostała najlepszy pokój w gospodzie. Co zabawne, bogactwa w zasadzie nie były jej potrzebne, skoro wystarczała odpowiednia perswazja. Zdecydowała, że dobrze się wyśpi tej nocy, aby mieć więcej energii na szturmowanie pałacu. Zaczynała zasypiać, gdy zaniepokoiło ją skrzypienie podłogi. Brzmiało tak, jakby ktoś się skradał…
Wiedziona przeczuciem wyskoczyła z łóżka, a sekundę później strzała wbiła się tam, gdzie przed chwilą leżała. Gdyby Viola miała więcej czasu, to zastanowiłoby ją, czemu strzała nie miała stalowego grotu i wydzielała specyficzny zapach…
Jednak nie miała chwili do namysłu, ponieważ drzwi do jej pokoju zostały wyważone, a do środka wtargnęli zamaskowani mężczyźni. Wytropienie Violi nie było trudne dla Łowców – wystarczyło kierować się śladem krwi i podążać za wrzaskami pełnymi bólu.
Choć Łowcy znaleźli swoją ofiarę, to chwilę później wypadli na zewnątrz… w dość licznych zakrwawionych kawałkach. Viola uniknęła zabójcy, który skoczył na nią spod sufitu, skoncentrowała się i za pomocą swego daru zmiażdżyła mu żebra i organy wewnętrzne. Skrzywiła się, gdy poczuła, że nóż przebija jej ramię. Odwróciła się, zacisnęła dłoń, a głowa kolejnego zamachowca pękła.
Viola zbiegła po schodach na parter, po drodze dekorując ściany gospody flakami wrogów. Wydawało się, że przeciwników nie ubywa. Za każdego zabitego pojawiał się następny. Viola nie miała zamiaru się poddawać. Walczyła nieustępliwie, lecz wzrok zaczął się jej rozmywać. Zrozumiała, że strzały i ostrza noży napastników były zatrute. Nie miała dokąd uciec, ponieważ ze wszystkich stron nadciągali Łowcy. Niektórym udawało się ją trafić, tym samym zwiększając dawkę trucizny krążącej w jej ciele. Złamała następnego wroga wpół, lecz nie miała siły ustać. Wtedy Łowcy skrępowali ją linami. Usłyszała, jak ktoś powiedział „Teraz dostarczymy cię królowi”, a potem świat ogarnęła ciemność.
***
Ocknęła się. Powoli otworzyła oczy, choć to nie pomogło za wiele. W miejscu, w którym się znalazła, było ciemno i zimno. Viola usłyszała jakieś głosy, lecz były bardzo ciche i niewyraźne. Zauważyła, że jej ręce i nogi są przykute do stołu.
Gdy wzrok się jej wyostrzył, zorientowała się, że głosy należały do dwóch mężczyzn w białych fartuchach, podobnych do tych używanych przez rzeźników. Gdy zobaczyli, że ma otwarte oczy, przerwali rozmowę i podeszli do niej.
– Gdzie jestem? – zapytała cicho. Poczuła, że bardzo chce jej się pić.
– Pod pałacem króla Sigmunda Wireseda. Konkretnie w jego lochu. Jego Wysokość jest pod ogromnym wrażeniem twoich dokonań – oznajmił jeden z rzeźników. – Chciałby zobaczyć, jak działa twoja moc i skąd się wzięła. A teraz śpij dalej.
Wyciągnął rękę uzbrojoną w wielką strzykawkę.
– Skoro chce zobaczyć moją moc, to chętnie mu ją pokażę – oznajmiła Viola, koncentrując się.
Ręka rzeźnika zaczęła łamać się pod dziwnymi kątami, a strzykawka wbiła mu się w oko, przebijając mózg. Kajdany uwięzionej również zaczęły pękać. Najpierw uwolniła jedną rękę, a potem drugą.
– Doskonale! – Usłyszała śmiech drugiego oprawcy. – Twój dar jest niesamowity, lecz na razie tyle musi nam wystarczyć. Uśpić ją.
Z ciemności wyskoczyli Łowcy uzbrojeni w zatrutą broń. Viola stawiała opór, lecz jeszcze nie odzyskała sił i jasności umysłu po poprzedniej dawce trucizny. Żałowała, że nie ma z nią Ragena. Razem na pewno uciekliby z tej dziury. Ostatnim, co usłyszała, zanim straciła przytomność, był pogodny głos rzeźnika.
– Jestem pewien, że badania będą bardzoo oowoocneee…ROZDZIAŁ 5
Ragen prawie wychodził z siebie. Włosy miał w nieładzie, a oczy zaczerwienione. Gospoda Pod Pijanym Kogutem, w której dalej mieszkał, straciła większość klientów po incydencie z lordem. Gospodarz był tak przerażony, że nie domagał się zapłaty od Ragena, który błąkał się po jego posiadłości, rozwalał meble i mamrotał do siebie.
Jedenastego dnia po rozstaniu z Violą przed gospodą zatrzymało się kilkunastu jeźdźców. Najwidoczniej któryś z klientów opowiedział o tragicznej śmierci lorda, a jego krewni i żołnierze przybyli, aby wyrównać rachunki. Przybysze nosili jednakowe szaro-niebieskie barwy, lekkie zbroje i miecze. Przyjechał z nimi mężczyzna, który zamiast zbroi miał na sobie czarny strój, a na twarzy ciemną, pozbawioną wzorów owalną maskę z niewielkimi otworami na oczy – tak małymi, że trudno byłoby wbić w nie ostrze. Mężczyzna trzymał groźnie wyglądający topór o podwójnym ostrzu. Stał nieco z tyłu, tak jakby nie należał do grupy zbrojnych.
Ragen ucieszył się na widok przybyszów. Potrzebował czegoś, co odciągnęłoby jego myśli od Violi. Wyszedł na spotkanie wrogim wojownikom. Jeden z rycerzy – sądząc po zdobieniach na zbroi, ich przywódca – wystąpił naprzód i rzekł:
– Niesprowokowany zamordowałeś mego ojca. Zapłacisz za swoje czyny.
Reszta wojowników poparła jego słowa okrzykami. Tylko zamaskowany nieznajomy stał spokojnie.
Ragen roześmiał się ponuro.
– Miałem swoje powody. Daję wam wybór. Albo odjedziecie stąd natychmiast i nie wrócicie, albo was wszystkich wypatroszę. Nie jestem w nastroju na okazywanie litości.
– Nas jest piętnastu, a ty jeden. Pamiętaj, że zginiesz z ręki sir Leona, syna lorda Agrena.
– Zobaczymy – rzekł spokojnie Ragen, sięgając po sztylety. Jego przyćmiony alkoholem wzrok odzyskał ostrość.
W mgnieniu oka rzucił się na wrogów. Zaczął od przywódcy. Od razu wiedział, że ten jest mocny jedynie w gębie. Ragen uniknął ciosu mieczem znad głowy i zatopił sztylet w prawym oczodole wroga. Rycerze zszokowani nagłym zgonem swego pana szybko otrząsnęli się i ruszyli do boju. Ragen zaśmiał się szaleńczo i rozpoczął taniec śmierci. Bezlitośnie dźgał i ciął. Zbroje przeciwników nie były mocne i wystarczająco silnym ciosem dawał radę je przebić. Z obłąkańczym uśmiechem wypatroszył najbliższego żołnierza, brutalnie dźgając go w klatkę piersiową. Odbił cios innego, po czym odrąbał mu dłoń z mieczem. Popchnął bezrękiego na dwóch rycerzy stojących za nim, przebił gardło kolejnemu, a następnego kopnął w kolano. Gdy tamten się zachwiał, wbił mu sztylet w mózg. Pozostałych z zabójczą precyzją wykończył nożami.
Chwilę później na polu bitwy zostali tylko Ragen i zamaskowany wojownik. Ten drugi zaśmiał się cicho, najwyraźniej zadowolony z krwawego pokazu.
– Już dorwaliśmy twoją panienkę. Myślisz, że możesz ze mną wygrać?
Ragenowi na chwilę zamarło serce, jednak wiedział, że musi unieszkodliwić tego bydlaka, zanim będzie mógł go przesłuchać. Wyjątkowo dokładnie…
– Zaraz się przekonamy.
Ragen z okrzykiem wściekłości rzucił się na uzbrojonego w wielki topór wojownika. Uskoczył przed ciosem, który mógłby rozpłatać go na pół, i ciął, celując w prawy nadgarstek. Jednak tym razem mierzył się z godnym przeciwnikiem, który uniknął jego ataku. Zamaskowany miał jedną przewagę – nie próbował schwytać Ragena żywcem. Zadawał cios za ciosem, jednak nie trafiał Ragena, który w ostatniej chwili odskakiwał. Sztylety nie są najlepszą bronią do parowania i odbijania ciosów wroga. Zwłaszcza masywnego topora. Jednak po co osłabiać się blokowaniem i przyjmować na siebie impet uderzenia, skoro łatwiej jest odskoczyć? W ten sposób przeciwnik tracił siły, a Ragen nie.
Krążyli wokół siebie, szukając słabych punktów i okazji do ataku. Jednak gdy nie można znaleźć dogodnej sytuacji, trzeba sobie taką stworzyć. Ragen uniknął ciosu, którym zamaskowany wróg chciał go zdekapitować, prześlizgnął się między jego nogami i przeciął ścięgno lewej. Następnie zmiażdżył mu prawe kolano. Mężczyzna krzyknął z bólu, padł na ziemię i upuścił topór. Ragen chwycił go i odrzucił na bok.
– Kogo dorwaliście?! Kiedy?!
– Nic ci nie powiem. Zostałem wytrenowany w opieraniu się przesłuchaniom. – To wystarczyło Ragenowi, aby założyć, że zamaskowany przeciwnik służy Sigmundowi Wiresedowi. Najwidoczniej wyprawa Violi nie poszła zgodnie z planem.
– Ale wcześniej nie spotkałeś mnie – powiedział złowrogim głosem Ragen. W jego oczach dało się dostrzec ogień determinacji oraz obłęd. Bardzo niebezpieczne połączenie. – Dla niej spaliłbym cały ten pieprzony świat. Wyrżnąłbym wszystkich w tej twojej cennej stolicy. Mężczyzn, kobiety, dzieci i twojego ukochanego króla! Myślisz, że mnie zatrzymasz? I tak zaraz zdechniesz. Masz wpływ tylko na to, w ilu będziesz kawałkach. Szykuje się świetna rozrywka.
Ragen przyszpilił lewą dłoń przeciwnika do ziemi, żeby nie próbował żadnych sztuczek, i zerwał mu z twarzy maskę. Pod nią znajdowała się zwyczajna, choć poznaczona bliznami twarz około trzydziestoletniego mężczyzny o jasnych włosach.
– Lubię patrzeć na twarze ludzi, których przesłuchuję – oznajmił całkiem spokojnie. – Doskonale pokazują, jak wielki ból im zadaję.
Wyciągnął nóż i zabrał się do okrutnego dzieła. Najpierw wbił nóż pod paznokieć wroga, aż całkiem go usunął. Potem zrobił to samo z drugim, a później z pozostałymi. Powoli nacinał prawą dłoń przesłuchiwanego, odcinając po malutkim kawałeczku mięsa. Wsłuchany w symfonię cierpienia i rozpaczy wroga miażdżył mu kości palców i piłował je ostrzem. Nie pozwolił mu jednak stracić przytomności. Musiał przyznać, że wróg, z którym się mierzył, był twardy lub głupi, zależy od punktu widzenia. Nie zaczął gadać, chociaż z jego prawej dłoni została krwawa miazga.
Ragen zdecydował się na coś innego, korzystając z wieloletniego doświadczenia. Pomagając sobie nożem, wydostał lewe oko przeciwnika z oczodołu, chwycił je dwoma palcami i zbliżył sztylet do źrenicy. Powoli wwiercał się w oko, lekko obracając ostrze, aż po chwili wśród wrzasków i jęków usłyszał:
– Wystarczy! Powiem ci, co wiem, tylko przestań już! Przestań!
– Wiedziałem, że zmądrzejesz – odparł zadowolony z siebie Ragen. – A teraz gadaj, zanim znowu sięgnę po sztylet. Już wiem, że jesteś kundlem Wireseda.
– Łowcą. – W głosie przesłuchiwanego nadal brzmiała duma, gdy wypowiadał to słowo. Żałosne. – Elitarnym wojownikiem Jego Wysokości…
– Mam to gdzieś – przerwał mu Ragen. – Mów, kogo schwytaliście!
– To było jakieś trzy dni temu. Dostaliśmy proste rozkazy. Wiedźmę pojmać żywcem, jej towarzysza ubić.
– Kto wydał rozkaz? – Głupie pytanie, na które znał już odpowiedź, wyrwało mu się, zanim zdążył pomyśleć. – Skąd wiedzieliście, że to ona?
– Rozkazy od króla Sigmunda Wireseda. Wiedźmę łatwo było rozpoznać po trupach, które za sobą zostawiała.
– Nie nazywaj jej wiedźmą! – krzyknął wściekły Ragen. Dla poparcia swych słów przebił sztyletem kolano jeńca, który znowu zawył z bólu.
– A jak mam nazywać kogoś, kto od niechcenia rozrywa ludzi na strzępy? – Zamilkł na widok wyrazu twarzy swego oprawcy. – No więc zabraliśmy twoją szlachetną damę do lochu pod pałacem króla. – Teraz zaczął rozważniej dobierać słowa. – Pozostali ruszyli za tobą. Ukrywać to się nie umiecie. Gdziekolwiek się pojawiacie, zawsze zostają trupy.
– Dlaczego król kazał ją pojmać?
– Skąd mam wiedzieć? Ja tylko wykonuję rozkazy. Chociaż gdybym miał zgadywać, to obstawiałbym, że nie podoba mu się para mordująca wszystkich na swojej drodze. Może gdybyście skończyli na biednych czy kupcach… Ale nie. Wy uderzacie w bogatych i wpływowych, lordów i hrabiów. I ty jeszcze się dziwisz? Zrobiliście sobie wrogów z niewłaściwych ludzi. Tylko ci z wyższych sfer mogą mordować się wzajemnie. Co będzie, jak plebs zacznie się buntować przeciw władzy?
– Jak mam się dostać do lochu? Wiesz, kogo można przekupić? Czy król ma zdrajców w armii?
– Nie jestem pewien. Możesz spróbować z…
Nagle Ragen poczuł, jak stalowe ostrze zagłębia się w jego boku. Zapomniał o nożu, którym przyszpilił lewą rękę Łowcy, a skurwielowi w jakiś sposób udało się go dobyć! Wściekły wyszarpnął ostrze z rany i ugodził nim znienawidzonego wroga. Potem zrobił to drugi raz, a później jeszcze kilka dla pewności. Opamiętał się długo po zgonie przeciwnika. Spojrzał smętnie na wypatroszone zwłoki. Źródło informacji szlag trafił. Kurwa.