- W empik go
Oswoić swojego raka - ebook
Oswoić swojego raka - ebook
Oswoić swojego raka to autobiograficzna opowieść o zmaganiach młodej kobiety z chorobą nowotworową. Autorka dzieli się swoimi wspomnieniami i przemyśleniami, aby dać nadzieję i siłę osobom chorym. Książka ta ma być wsparciem dla tych, u których stwierdzono nowotwór, i ich rodzin, lecz może stać się także źródłem inspiracji i motywacji dla każdego. Oswoić swojego raka to również rodzaj poradnika, w którym autorka opisuje swoją reakcję na wieść o nieuleczalnej chorobie, codzienne zmagania z chorobą, rehabilitację, badania i operacje, a następnie kolejne wizyty kontrolne. Zawarte są w niej także porady dotyczące odżywiania, żywności ekologicznej, zdrowego trybu życia. Dzięki chorobie autorka odkryła w sobie artystyczną pasję – zajęła się decoupage’em, malowaniem, fotografią. Swoim optymizmem i determinacją próbuje oswoić innych z rakiem oraz zmotywować ich do walki. W tym wszystkim towarzyszą jej przyjaciele, rodzina i wierny miś Stefan oraz pies Puma. To książka o tym, jak chęć życia, wiara w Boga i pasja pomagają pokonywać przeszkody.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-042-1 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Aleksandra S., lat 15
Pragnę, by ta książka dała siłę wszystkim tym, którzy jej potrzebują w tak ciężkiej chorobie, jaką jest nowotwór złośliwy. Mam trzydzieści jeden lat i wiele w swym życiu doświadczyłam złego, ale również dobrego. Od 2010 roku walczę z guzem mózgu (glejak gwiaździak), jednak kocham mojego raka, ponieważ dzięki niemu znalazłam w sobie duszę artysty decoupage’u, maluję również olejami na płótnie i poznałam wielu wspaniałych ludzi, którzy zostali moimi przyjaciółmi. Chciałabym przedstawić tu wskazówki dotyczące odżywiania i dbania o swoją formę fizyczną oraz przede wszystkim psychiczną, bo tak naprawdę nasze nastawienie to połowa sukcesu. Dodatkowo opowiem, jak hobby może stać się najlepszą formą rehabilitacji.
Książka ta jednak nie zastąpi porad lekarzy. To ich zalecenia powinny być przestrzegane i wdrażane w życie w pierwszej kolejności. Pamiętajmy, gdy cierpimy na tak ciężką chorobę, jaką jest rak, choruje nie tylko dana osoba, dany organizm, lecz także całe otoczenie chorej osoby: rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, znajomi. Każdy przeżywa to na swój własny sposób. Kiedy wyszłam ze szpitala, rodzina, znajomi oraz ja sama szukaliśmy wszystkiego, co zabija, niszczy gada (czyli raka). W ten sposób rozpoczęła się walka. I wszyscy byli mocno w nią zaangażowani. Cieszyłam się z każdej nowo wyczytanej informacji o tym, co mogłoby go zabić, spowodować, by zniknął raz na zawsze. Od razu wprowadzałam w życie przeczytane wskazówki.
Czym jest ten nowotwór? Każdy żywy organizm produkuje komórki wadliwe. Najprościej można wytłumaczyć to tak, że gdy komórki ulegają uszkodzeniu i nie mogą zostać naprawione, zostają zniszczone przez apoptozę, natomiast komórki rakowe unikają apoptozy i dzielą się w niekontrolowany sposób. I tak powstają guzy o różnych wielkościach.
Nie zapominajmy, że sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy jako osoby chore, nie tylko dla nas jest nowością, lecz także dla naszego otoczenia. Czasem nawet dobrzy znajomi nie wiedzą, czy chcemy się z nimi spotkać, z pewnością nie chcą się narzucać, by nie sprawić nam przykrości lub w jakiś sposób nas urazić. Jeśli mamy ochotę na spotkanie, sami wyjdźmy z inicjatywą, określmy tematy, o których nie chcemy rozmawiać. To bardzo dobre rozwiązanie. Oni poczują się potrzebni i z pewnością dla nas też to będzie wielkie wsparcie, nie będziemy sami. Ważne, by rodzina i przyjaciele dopingowali w tej walce. Bo miłość jest silniejsza niż śmierć. Wiem, zapewne myślisz, że nie każdy ma takie szczęście i taką rodzinę – to nie tak, podczas choroby przeżyłam również coś, co było bardzo przykre. Byłam w związku, mój ówczesny partner, gdy tylko dowiedział się, że jestem chora i gdy straciłam swój atrakcyjny wygląd, po kilku miesiącach mnie opuścił. Zostałam sama. Ale wspierała mnie rodzina i przyjaciele, za to ich kocham.I ZACZYNAŁO SIĘ NIEWINNIE…
Klara P., lat 7
Ukończyłam Technikum Rolnicze w Dobryszycach, następnie poszłam na studia i wszystko chyba tam się rozpoczęło. Gdy jeszcze kilka lat temu studiowałam na Uniwersytecie Opolskim chemię o specjalności agrobiochemia, pewnego dnia, wracając z uczelni do domu, poczułam się słabo. Objawy coraz częściej zaczęły się powtarzać, były to głównie nudności, ale również takie dziwne chwilowe wyłączenia, utraty świadomości. Jednak jak to na studiach: kolokwia, egzaminy, nauka. Lekarze twierdzili, że jestem przemęczona, tym bardziej że robiłam regularnie badania i nigdy nic nie wskazywało na chorobę. Wręcz przeciwnie – miałam idealne, książkowe wyniki badań, tak mówił mój lekarz rodzinny, i mimo choroby wyniki nadal mam bardzo dobre.
Moje życie zawsze było pełne przygód, uwielbiałam wspinaczkę skałkową i wyprawy górskie (zdobyłam Zawrat i Świnicę, marzyłam, by zdobyć Giewont i Rysy, wejść jeszcze do kilkunastu jaskiń), wyjazdy oraz zwiedzanie różnych ciekawych miejsc w Polsce i na świecie. Kochałam ten wir pracy: praca na etacie, umowa z firmą kosmetyczną. Lekarze uznali, że objawy, jakie miałam od kilku lat, wynikają z przemęczenia, jednak gdy prawie straciłam przytomność za kierownicą samochodu, wracając z pracy, i z wielkim trudem zatrzymałam się na poboczu, stwierdziłam, że dość, że potrzebuję szczegółowych badań. Pojechałam na prywatną wizytę do pani neurolog, która wypisała mi badanie EEG głowy. Po kilku dniach odpłatnie wykonałam je w szpitalu, lecz widząc minę pani, która oddała mi wydruk i opis, byłam pełna obaw.
Następnego dnia miałam ustalony termin tomografii komputerowej (TC). „Zobaczymy, co wyjdzie, proszę się nie denerwować” – usłyszałam. Kolejnego dnia rano jak zawsze wybiegłam z domu w szpilkach do pracy, to był ostatni dzień, gdy miałam na nogach buty na wysokim obcasie (05.11.2010 r.). Poprosiłam kierowniczkę o możliwość wyjścia na badanie TC do szpitala, to było moje pierwsze takie badanie w życiu. Wykonywałam instrukcje pań pielęgniarek, wjechałam do komory, badanie rozpoczęte. Podanie kontrastu było dość nieprzyjemne. Badanie się skończyło, wyjechałam z komory, w pomieszczeniu zrobił się harmider, zdenerwowanie, nerwowe krzyki: „Natychmiast wywołujemy zdjęcia i proszę dzwonić po panią doktor”. Wstałam ostrożnie ze stołu, wiedziałam, że jest źle. U nas w mieście na opis takiego badania i wywołanie zdjęć czeka się około trzech tygodni. A tu odbyło się to natychmiast.
„Jest pani tu z kimś z rodziny?” – zapytano mnie. „Niestety nie, sama przyjechałam samochodem, jeśli trzeba, zadzwonię po kogoś” – odpowiedziałam. Dojechała mama i to jej w gabinecie lekarskim przekazano, że mam bardzo duży obrzęk mózgu i to coś, co go wywołuje, jest w głowie. Odesłano mnie do kolejnego szpitala. Ja jeszcze nic nie wiedziałam, w moich ukochanych butach na obcasach pobiegłam do samochodu, pojechałam do domu spakować się do szpitala.
Nie było łatwo. Kuferek kosmetyków obowiązkowo, brak płaskich butów, ale kupiła je mama. Jak dziś pomyślę, że w takim stanie skakałam po segmencie, a mam tylko metr pięćdziesiąt sześć centymetrów wzrostu, i szukałam ubrań… Musiałam mieć getry i tuniki, a na noc tylko koszulę do spania. Przecież ja nie jestem chora, cały czas do końca tak mówiłam.