Oszukać śmierć - ebook
Justyna Majewska, czterdziestoletnia właścicielka salonu kosmetycznego w Zielonej Górze, ma wszystko, o czym marzyła - ukochanego partnera Roberta, dorosłych dwóch synów: Łukasza odnoszącego pierwsze sukcesy zawodowe oraz Mateusza studenta medycyny, przyjaciół i dobrze prosperujący biznes. Jej poukładane życie rozpada się na kawałki podczas sylwestrowej domówki, gdy po niefortunnym upadku trafia na SOR. To, co miało być zwykłym złamaniem nadgarstka, staje się początkiem koszmaru - przypadkowo wykonana tomografia głowy ujawnia złośliwego guza mózgu. Justyna otrzymuje wyrok - glejak wielopostaciowy czwartego stopnia w nieoperacyjnej lokalizacji. Rok życia, może mniej. Początkowo pogrąża się w rozpaczy, całymi dniami leżąc w piżamie, niezdolna do normalnego funkcjonowania. To Łukasz, jej syn, przywraca ją do życia, odmawiając przyjęcia diagnozy jako ostatecznego wyroku. Rozpoczyna się desperacka walka z czasem. Justyna i jej bliscy przemierzają Polskę w poszukiwaniu lekarza, który podejmie się operacji uznanej przez wszystkich za niemożliwą. Gdy każdy neurochirurg odmawia, Justyna chwyta się nawet irracjonalnych metod - modlitw do świętych, wizyt u uzdrowicieli, amuletów i obrazków religijnych. Przełom następuje podczas pozornie bezcelowych wakacji na Wyspach Kanaryjskich, gdzie przypadkowo poznają małżeństwo lekarzy. Mężczyzna, neurochirurg, opowiada im o doktorze Marcinie Birskim - młodym, wojskowym chirurgu z Bydgoszczy, który specjalizuje się w "niemożliwych" przypadkach. Jednocześnie Justyna nawiązuje niezwykłą przyjaźń z projektantką mody Ewą Minge, której fundacja pomaga chorym na raka. Gdy Robert, nie mogąc znieść widoku cierpienia Justyny, załamuje się i ucieka od odpowiedzialności, to właśnie ta sieć wsparcia - syn, nowo poznani przyjaciele, a przede wszystkim doktor Birski, który jako jedyny podejmuje się ryzykownej operacji - daje jej siłę, by walczyć. Operacja przynosi nieoczekiwany zwrot - guz okazuje się innym typem nowotworu niż diagnozowano, a rokowania są znacznie lepsze. Justyna musi jednak przejść przez piekło rekonwalescencji - porażenie nerwu wzrokowego, obrzęk mózgu, potworny ból. Gdy wydaje się, że najgorsze już za nią, musi zmierzyć się z jeszcze jednym wyzwaniem - czy potrafi wybaczyć Robertowi, który teraz błaga o drugą szansę? "Oszukać śmierć" to poruszająca opowieść o kobiecie, która stanęła twarzą w twarz z własną śmiertelnością i wygrała. To historia o sile determinacji, znaczeniu wsparcia i miłości, a także o tym, jak bliskość śmierci może nauczyć nas prawdziwej wartości życia. Justyna przechodzi transformacyjną podróż - od rozpaczy, przez walkę, do triumfu i przebaczenia, odkrywając po drodze, że czasem największe tragedie mogą prowadzić do najgłębszych przemian. W tej powieści pełnej emocji, nadziei i nieoczekiwanych zwrotów akcji, autorka zadaje fundamentalne pytania o sens cierpienia, granice medycyny, siłę wiary i zdolność człowieka do pokonywania niemożliwego. To opowieść, która zostaje z czytelnikiem na długo po przewróceniu ostatniej strony.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-975-3486-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Justyna zerknęła na zegarek. Za kwadrans szesnasta, a lista zadań wciąż wydawała się nieskończona. Sylwester 2020 miał być ich pierwszym wspólnym świętem w nowym mieszkaniu i wszystko musiało być perfekcyjne. Robert obiecał wrócić z pracy wcześniej, żeby pomóc z przygotowaniami, ale znów w ostatniej chwili zatrzymał go telefon od klientki.
– Kochanie, będę za godzinę, obiecuję – zapewnił przez słuchawkę.
– Jasne, zawsze tak mówisz – westchnęła Justyna, próbując ukryć rozczarowanie. – Lista zakupów leży na lodówce. Weź duży koszyk, bo tego sporo.
Odłożyła telefon i spojrzała na swoje dłonie. Skóra wokół paznokci była zaczerwieniona i podrażniona. Dało się jej we znaki osiem godzin nakładania tipsów, malowania hybryd i masaż dłoni w jej salonie kosmetycznym „Dotyk Piękna” w centrum Zielonej Góry. Na szczęście dziś był ostatni dzień pracy w tym roku. Jutro salon pozostanie zamknięty, a ona będzie mogła odpocząć.
Justyna otworzyła lodówkę i zaczęła przeglądać jej zawartość. Przystawki, zimne zakąski, napoje bezalkoholowe – wszystko było gotowe. Brakowało tylko alkoholu i świeżych składników na sałatki, ale po nie miał pojechać Robert.
Wróciła do salonu i krytycznym okiem oceniła wystrój. Złote i srebrne balony w kształcie cyfr układały się na ścianie w napis „2021”. Girlandy świetlne rozciągały się wzdłuż sufitu, dając przyjemne, przytłumione światło. Na stoliku czekały na zapalenie świece zapachowe, a w rogu pokoju zorganizowała mini parkiet taneczny. Robert żartował, że nie ma sensu robić miejsca na tańce, ale Justyna się uparła. Sylwester bez tańców to zaledwie cień święta.
Dźwięk kluczy w zamku przerwał jej rozmyślania.
– Jestem! I mam wszystko z listy – zawołał Robert, wchodząc do mieszkania z dwiema ciężkimi torbami.
– Nawet cytryny? Dopisałam je na końcu – dopytała Justyna, pomagając mu z zakupami.
– Nawet cytryny – potwierdził, całując ją w policzek. – Kupiłem też coś ekstra.
Wyciągnął z torby butelkę szampana i pudełko czekoladek.
– Pomyślałem, że przyda się coś specjalnego na toast o północy. Tylko dla nas.
Justyna uśmiechnęła się, czując jak napięcie ostatnich dni nieco odpuszcza. Może ten rok rzeczywiście skończy się lepiej niż się zapowiadało. 2020 był dla nich wszystkich wyzwaniem. Pandemia, lockdown, niepewność w pracy. Jej salon kosmetyczny ledwo przetrwał wiosenne zamknięcie. Drugie, jesienią, zmusiło ją do zaciągnięcia pożyczki u rodziców. Robert jako informatyk miał więcej szczęścia – mógł pracować zdalnie, ale klienci rezygnowali z usług, projektów było więc mniej.
– Dobra, zostały dwie godziny do przyjścia gości. Ty zajmij się alkoholem i muzyką, ja dokończę sałatki – zarządziła Justyna i zaczęła wyciągać składniki z toreb.
Robert przytaknął i zaczął układać butelki w improwizowanym barku. Wino, wódka, whisky, gin – wybór był imponujący.
– Myślisz, że to nie za dużo? Jest nas tylko ósemka – zauważyła Justyna, siekając warzywa.
– Lepiej więcej niż mniej. Poza tym to sylwester. Może będziemy chcieli świętować do rana?
Justyna nie odpowiedziała. Miała nadzieję, że ten wieczór pomoże im się odprężyć i zapomnieć o problemach mijającego roku. Zwłaszcza o tych, które przemilczali.
⁂
O dwudziestej pierwszej wszyscy goście byli już obecni. Mieszkanie wypełniło się śmiechem, rozmowami i muzyką. Magda z mężem, Wojtkiem, przynieśli domowe nalewki. Beata i Marek – najstarsi przyjaciele Roberta z czasów studiów – zadbali o przekąski. Cezary, kuzyn Justyny, który niedawno przeprowadził się do Zielonej Góry, przyszedł sam, choć Justyna wyraźnie zasugerowała, że może kogoś przyprowadzić. Wreszcie Anka, najbliższa przyjaciółka Justyny, która zawsze pojawiała się spóźniona, ale z dobrym winem.
– Jak tam salon? Przetrwacie ten kryzys? – zapytała Beata, nalewając sobie lampkę. Justyna wzruszyła ramionami.
– Jakoś dajemy radę. Największym problemem są stałe koszty. Czynsz, media, produkty, których termin ważności mija… Mam nadzieję, że od stycznia będzie lepiej. Podobno szczepionka już jest w drodze.
– Poczekaj, myślisz, że od razu wszystko wróci do normy? – wtrącił Marek, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Moim zdaniem ten wirus zostanie z nami na dłużej. Musimy się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości.
– Dajcie spokój, to sylwester! – przerwał im Robert, podnosząc kieliszek. – Proponuję toast za nowy, lepszy rok. Za nami zarazy, klęski i nieszczęścia. Przed nami tylko dobre rzeczy.
Wszyscy podnieśli kieliszki i wypili. Justyna poczuła, jak alkohol rozgrzewa jej gardło i rozluźnia napięte mięśnie. Może Robert ma rację i najgorsze było już za nimi.
Imprezę rozkręciła Anka, która przejęła kontrolę nad playlistą. Po godzinie salon zamienił się w mały parkiet. Justyna tańczyła z Robertem, potem z Anką, a w końcu znalazła się w parze z Cezarym.
– Widzę, że dobrze się bawisz – zauważył, przekrzykując muzykę.
– Staram się – odpowiedziała i wykonała obrót. – A ty? Podoba ci się w Zielonej Górze?
– Jest w porządku. Mniejsze miasto, spokojniejsze życie. Po Warszawie to miła odmiana. Tylko w pandemii trudno poznać kogoś nowego.
– Dlatego powinniśmy cię wyswatać! – zaśmiała się Justyna podczas kolejnego piruetu.
Cezary również się zaśmiał, ale jego uwaga skupiła się na czymś za plecami kuzynki. Odwróciła się i zobaczyła Roberta, który prowadził z Anką intensywną rozmowę w kącie pokoju. Zbyt intensywną jak na okoliczności. Justyna poczuła ukłucie niepokoju, ale zignorowała je, skupiając się na tańcu.
W pewnym momencie zahaczyła stopą o róg dywanu. Próbowała złapać równowagę, ale było za późno. Straciła kontrolę i upadła, instynktownie wyciągając ręce, by zamortyzować upadek. Jej prawa dłoń wpadła pod krawędź stolika kawowego i wykręciła się pod nienaturalnym kątem.
Krzyknęła, czując ostry ból promieniujący od nadgarstka aż po łokieć.
Muzyka ucichła. Robert natychmiast znalazł się przy niej.
– Co się stało? Justyna, wszystko w porządku?
– Moja ręka… – wyszeptała. Starała się nie rozpłakać się z bólu. – Coś z nadgarstkiem.
Robert delikatnie podniósł jej rękę i skrzywił się, widząc formującą się już opuchliznę.
– To wygląda poważnie. Musimy jechać na pogotowie – stwierdził stanowczo.
– W sylwestra? Daj spokój, może wystarczy zimny okład? – próbowała bagatelizować Justyna, ale ból był zbyt silny, by go ignorować.
– Nie ma dyskusji, jedziemy – Robert pomógł jej wstać. – Cezary, możesz zająć się gośćmi? Nie wiemy, ile to potrwa.
– Jasne, nie ma problemu. Daj znać, jak coś będzie wiadomo.
Justyna czuła się głupio, rujnując własną imprezę sylwestrową, ale ból był coraz bardziej dokuczliwy. Robert pomógł jej ostrożnie założyć płaszcz tak, żeby nie naruszać zranionej ręki.
– Przepraszam – szepnęła, gdy byli już w samochodzie.
– Za co? – zdziwił się.
– Za zepsucie wieczoru.
Robert westchnął i odpalił silnik.
– Nie zepsułaś niczego. Po prostu miałaś wypadek, zdarza się.
Jechali w milczeniu przez opustoszałe ulice Zielonej Góry. Niebo od czasu do czasu rozświetlały przedwczesne fajerwerki. Justyna patrzyła na nie, zastanawiając się, czy ten wypadek to zły omen na nadchodzący rok, czy może ostatni pech właśnie mijającego.
Zatrzymali się na czerwonym świetle. Robert zerknął na zegarek w samochodzie – 22:47.
– Zdążymy wrócić przed północą – powiedział, jakby czytając w jej myślach. – Zobaczysz, założą ci gips albo opaskę ortopedyczną i będziemy mogli świętować dalej.
Justyna przytaknęła z poczuciem, że to nie będzie takie proste. Coś jej mówiło, że ten wypadek to dopiero początek komplikacji, które ją czekają. Dla kosmetyczki kontuzjowana dłoń to nie byle problem – może na dłuższy czas zakłócić karierę.
Światło zmieniło się na zielone i Robert ruszył w kierunku szpitala, gdzie na izbie przyjęć czekała ich długa kolejka sylwestrowych wypadków. Rok 2020 najwyraźniej nie zamierzał zakończyć się łagodnie.