- W empik go
Otwórz oczy, Marianno - ebook
Otwórz oczy, Marianno - ebook
Czy można zaczynać wszystko od nowa po trzydziestce? Przed taką koniecznością stanęła Kasia, cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową. Po opuszczeniu szpitala psychiatrycznego musi ułożyć sobie życie od zera. Przyjmuje nowy lek, wraca do Warszawy i po pierwszych przykrych wydarzeniach udaje jej się znaleźć pracę i życzliwych ludzi. Jednak mimo tych nadziei i dobrego samopoczucia, spokój Kasi zostaje nagle zburzony przez bardzo niepokojące przywidzenia, zaś gdy na jej drodze staje przystojny książę z krwi i kości, wszystko zaczyna komplikować się jeszcze bardziej.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788394777067 |
Rozmiar pliku: | 758 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wchodziła do tego stawu wielokrotnie. Już nawet nie była w stanie policzyć. Tysiąc, sto tysięcy, a może tylko sto? Dla niej to i tak nie miało znaczenia – wiedziała, że będzie musiała powtórzyć tę samą czynność jeszcze wiele razy.
Staje na brzegu. Kuca i spogląda na swoje odbicie w tafli wody. Potem zanurza się do połowy łydek, a potem głębiej i głębiej, aż w końcu może schować się cała pod powierzchnią i zacząć nabierać wody do płuc.
W tym momencie musi się zastanowić, dlaczego to robi. Wyliczy wszystkie swoje motywy i powody, które układały się w jej głowie od chwili rozmowy z bratem. W zasadzie, jeśli dobrze pogłówkować, ta myśl już dawno przetaczała się przez jej zakażony nienawiścią i pożądaniem umysł. Uważała, że wszystko albo nic. Jeśli dozna zawodu, nie ma po co żyć. Więc… doznała zawodu i od razu poszła nad staw, żeby zakończyć tę mękę, zrobić na złość rodzicom i Andrzejowi. Niech cierpią.
Potem następował gwałtowny przebłysk, jakaś ostatnia myśl w obumierającym mózgu. Była całkowicie pewna, że jeszcze żyła, kiedy docierało do niej, że „wszystko albo nic” to najgłupsza zasada, jaką mogła przyjąć, bo życie mogło potoczyć się dalej i mile ją zaskoczyć. Zaczynała więc desperacko walczyć, machać rękami, ale tylko wolą, bo ciało zaczynało konać. Mokre ubrania ciągnęły ją w dół, woda sama wlewała się do płuc, a wokół niej pływały jakby jadowite węże, oplatające ją i niepozwalające na wykonanie żadnego ruchu. Cierpiała strasznie, ale miała nadzieję, że jak to się skończy, to dozna ulgi. W ostatnim tchnieniu, choć bez powietrza, zdołała wydusić z siebie krótkie „Boże!” i następował finał, który okazał się być początkiem jej prawdziwej męki.
Wynurzała się z wody. Usta miała pełne mułu i małych żyjątek ze stawu. Ledwo widziała na oczy, bo przesłaniały je długie czarne włosy, w które zaplątały się wodne rośliny. Skóra miała trupi kolor, ciało było nabrzmiałe i ciężkie. I była kompletnie sama.
Samotność była najgorsza. Bolała ją bardziej niż wciąż powtarzana udręka samobójczej śmierci. Wiedziała dobrze, że to kiedyś się skończy, ale powiedziano jej, że kres nastąpi nieprędko. Chyba że… zjawi się ktoś, kto okaże serce, miłosierdzie, kto poda jej dłoń i wyciągnie na brzeg, oczyści włosy z roślin i ogrzeje zimne ciało. Widywała czasem ludzi. Na początku zjawiali się jej rodzice, ale oni nie zrozumieli, co może jej pomóc. Później przewijały się inne twarze – niektóre nawet zdawały się być świadome jej obecności. Wtedy było najgorzej, bo te osoby po prostu uciekały od niej z krzykiem, brzydząc się jej okropnej postaci. Więc jakimś cudem wydostawała się na brzeg i znów cierpiała, bo zaczynała odczuwać ogień, trawiący jej serce. To był ogień wstydu, którego nie chciała doznawać za życia, kiedy robiła te wszystkie okropne rzeczy… Piekło tak bardzo, że zaczynała tęsknić za lodowatą wodą ze stawu. I jej cykl musiał się powtórzyć.
Nadszedł jednak dzień, w którym wynurzyła się z wody i zobaczyła jakąś postać na pomoście. Wiedziała, że tym razem może być inaczej, bo kiedy spojrzała na swój dom, ujrzała go takim, jakim był w dniu jej śmierci. Zaczęła iść w stronę nieznajomej osoby, ale ona, jak zwykle w takich wypadkach, poderwała się z miejsca i uciekła. Mimo wszystko pojawiła się iskra nadziei w umęczonej duszy. Jakaś chwiejna pewność, że coś się zmieni…
„Wróć, proszę cię, wróć i wyciągnij mnie stąd.”